Nowa ksiega Huncwotów! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Notka trochę dziwna mi się wydaje... Cóż, czego wymagać, skoro większość napisałam dzisiaj w szkole na okienku, angstując pod czytelnią...
A tak jeszcze z ogłoszeń parafialnych... Jojczę, jojczę, że nie mam kiedy pisać, a notki jakoś (powoli, ale jednak ) lecą. Wspominałam ostatnio o fanfiku życia nie powiązanym z Harry'm Potterem, ale na podstawie "Naruto". Jakby ktoś był zainteresowany, to pisać w komentarzach, napiszę link. Tylko uprzedzam, że jest to yaoi (delikatne, ale jest), więc... No, kto chce, ten napisze.
A teraz czytajcie
Remus z ulgą dowiedział się, że nie stało mu się nic poważnego i że było to jedynie nadwyrężenie. Szybko zapomniał o tym niewielkim, bólowym incydencie i po kilku tygodniach, ku wielkiej uciesze Syriusza, razem z resztą Huncwotów mógł cieszyć się nadejściem wiosny. Który normalny, zdrowy na umyśle czarodziej nie zachwyca się brodzeniem w błocie niemal do połowy łydki w drodze powrotnej z cieplarni w marcowe popołudnie?
- Trzeba być naprawdę nieczułym draniem, by tego nie kochać! – oświadczył z zaciszem na twarzy Syriusz. Z wielkim bananem ponownie wyciągnął nogę z błota z głośnym chlupotem w tle.
- Nie no, jasne – mruknął Lunatyk. Postawił kolejny krok, a ziemia mlasnęła pod naciskiem jego stopy. – Na to, to już i chłoszczyść nie pomoże…
- Nie ma spiny, Remi! – James o kolejny, niecały metr skrócił drogę wiodącą do dziedzińca zamku. – Jeszcze kawałek!
- Świetnie – burknął blondyn. Naprawdę lubił te buty, były wygodne.
Szarooki po raz kolejny zaciągnął się porządnie zapachem wiosny unoszącym się w powietrzu. Animagia sprawiała, że czuł i słyszał więcej. To niesamowite, żeby mieć tak dobry węch nawet pod ludzką postacią. Co prawda, nadal nie umywał się do tego psiego, ale i tak było się z czego cieszyć. Lub żałować, zależy, gdzie się człowiek znalazł i w jakiej sytuacji… No i z kim. Uśmiechnął się do siebie. Słodki zapach ziemi i rześkiego powietrza muskał delikatnie zakończenia nerwowe w jego szanownym, ani za dużym, ani za małym nosie.
- Peter znowu zwiał z lekcji – mruknął mściwie Remus. – Lamus. Narobi sobie problemów.
James zarechotał i zdzielił po przyjacielsku lupinowe plecy.
- Remi, jego miłość prowadzi!
- Wisi mi to! – warknął. – Z jakiej niby racji my się potem mamy tłumaczyć i kryć jego tłuste dupsko, podczas gdy on się gdzieś szlaja z tą swoją… Jak jej tam… Bertą?!
Potter pierwszy postawił nogę na brukowanym dziedzińcu. Sapnął, biorąc się pod boki.
- Żem się zmęczył!
- W końc… u… James, ty zakładałeś rano buty, prawda? – spytał niewinnie Syriusz. – Wybacz to nagłe i trochę dziwne pytanie, jednak znam cię na tyle dobrze, by wiedzieć, że z tobą to nigdy nic nie wiadomo…
Okularnik zmarszczył czoło, po czym spojrzał na swoje nogi. Jedyne co ujrzał, to skarpetki, które kiedyś były białe.
- Nie no – jęknął ze śmiechem w głosie. – Musiałem je zgubić po drodze!
Black i Lupin roześmiali się głośno.
- To trzeba być tobą normalnie!... – wyjęczał szarooki.
- Nie zawiązałeś ich? – wykrztusił blondyn.
- Nie – mruknął i ze zrezygnowaniem zamachał palcami. Łypnął nieco krzywo na mocno zasznurowane buty z wysokimi cholewkami na nogach przyjaciół. – Dupa, no. - Roześmiał się głośno. Remus zadarł głowę, kiedy poczuł zimne dotknięcie na nosie. Mała, biała plamka szybko zakończyła swój żywot, kiedy tylko dotknęła jego rozgrzanej skóry.
- Śnieg… - szepnął. Uśmiechnął się lekko. Naprawdę lubił zimę. Zatupał mocno, chcąc pozbyć się choć części błota ze swojego obuwia. – Chodźmy do zamku! Chcę się umyć, od tego „spacerku” aż mi się tyłek spocił. Normalnie czuję, jak mi rowkiem płynie… - Zdecydowanym krokiem ruszył przed siebie, ignorując fakt, że powiedział to zdecydowanie zbyt głośno. James i Syriusz, podobnie jak i część uczniów na dziedzińcu potraktowała śmiechem remusowe zwierzenia. Chłopcy ruszyli za nim w podskokach, przy czym Potter wzbudzał dodatkową sensację, jako że radośnie popylał bez butów.
Wieczór nadszedł bardzo szybko. Po części dlatego, że dni wciąż były stosunkowo krótkie. Cała wielka, gryfońska rodzina spędzała czas w pokoju wspólnym, przez co w pomieszczeniu panował ogólny gwar i rozgardiasz, nieco zagłuszany przyjemną, spokojną muzyką płynącą z radia stojącego na gzymsie kominka. Ogień trzaskał w nim wesoło, u co po niektórych pogłębiając dziwny, melancholijny nastrój.
Szarooki westchnął cicho, poprawiając się na zajmowanym przez niego oknie. Prawy pośladek z uporem maniaka zsuwał się z parapetu, najwyraźniej mając jakąś nie cierpiącą zwłoki sprawę do podłogi. Oparł policzek o zimną szybę, zniekształcając sobie twarz w nieco głupawy sposób i ponownie westchnął, bezwiednie mnąc niezwykle przyjemny list od matki w dłoniach. Zamknął oczy, lekko marszcząc brwi. Znów to samo. Jak zwykle, kiedy przyszło do korespondencji z ukochaną mamusią. Standardowo, gdy zaczynał głębiej zastanawiać się nad sensem pojęcia rodziny, domu. Cholerna pustka. Poczucie zbędności. Dziwny, wewnętrzny ból, którego nie mogła zetrzeć nawet muzyka, która zdawała się być niezawodnym lekiem na wszystko.
Nienawidził tego uczucia. Czuć się zbędnym, niepotrzebnym. Samotnym.
To zabawne, przecież w pobliżu miał przyjaciół… Ale mimo to czuł się samotny. Nic nie miało sensu. Istniała jedynie chęć zwinięcia się gdzieś w ciepłym kącie w kuleczkę i żeby sobie tak po prostu leżeć. Cicho. W ciszy, słuchając swojego oddechu i bicia serca. Czy komuś zależy, by te dźwięki nie ustały? Tak ciche… Nienawidził tej pustki zionącej z jego wnętrza. Bał się jej. Różne rzeczy przychodzą w takich chwilach człowiekowi do głowy i tylko jedno pragnienie odbija się echem w duszy i sercu – odejść, zniknąć. Gdzieś, gdzie nikt cię nie znajdzie, nie będzie szukał. Nie będzie pytał. Nie będzie pytań. Nie będzie pytań, ludzi, masek… Nie trzeba będzie udawać, że jakiś twój własny, osobisty, wewnętrzny potwór właśnie wcale niszczy cię właśnie od środka. Nie potrzeba sztucznego uśmiechu, odwracania wzroku, by nikt nie zajrzał w te dwa nieszczęsne tunele do serca, do uczuć. Nikt się nie dowie i wszystko będzie po staremu, tak…
Tak. Być samemu jest naprawdę dobrze. Przed sobą przecież nie trzeba udawać, że jest w porządku, prawda?
Padający śnieg jest naprawdę piękny. Czysty, lśniący, zimny. Kolejne maleńkie śnieżynki opadają cicho, subtelnie usypując wielkie góry chłodu. Patrzysz na nie i z krzywym, kwaśnym uśmieszkiem zauważasz, że widok za oknem w jakiś sposób oddaje to, co dzieje się z tobą, wewnątrz ciebie, z twoją duszą i sercem…
Jest ciężki.
Ten rzekomy spokój na twarzy z zewnątrz na swój pokręcony sposób może wyglądać nawet czarująco. Właśnie jak ten śnieg, który nawet stertę śmieci zmieni w urocze wzniesienie.
Jest piękny, ale ciężki. Przygniata cię, nie pozwala się swobodnie poruszyć. Nie można uciec tak łatwo jakby się chciało. Kto chodził po zaspach ten wie, o czym mowa… Na początku się walczy, ale to niestety szybko męczy. Poddajesz się i przystajesz na chwilę, by złapać oddech. Problem w tym, że przez ten moment śniegu napada więcej. Niby niedużo, ale wbrew pozorom to naprawdę robi różnicę. Cóż więc robić? Iść ciężko, stać jeszcze gorzej… Najprościej byłoby się go po prostu pozbyć. Ciepło roztapia śnieg. Potrzebujesz więc nieco ciepła, by móc się wydostać. Tylko skąd, skoro stoisz po kolana w mokrej masie, zmarznięty i zrezygnowany. Potrzebujesz kogoś z zewnątrz nim zasypie cię całego i znikniesz, utoniesz, zginiesz… Uświadamiasz sobie, że kogoś potrzebujesz. Tylko kto się zjawi, by uratować cię swoim żarem? Kto zauważy, że nie radzisz sobie ze swoimi emocjami i potrzebujesz pomocy? Kto ma to zobaczyć, skoro izolujesz się i uciekasz głębiej w zaspy żalu, niewytłumaczalnego smutku i lepkiej rozpaczy oplatającą cię coraz wyżej… Kto dojrzy w twoim płochliwie spuszczonym wzroku, że toniesz i już nie możesz nabrać tchu?
- Spadniesz! – zawył mu Lupin do ucha, aż podskoczył. Popatrzył na niego ze strachem, przypadkiem nadrywając trzymany pergamin. Nie odpowiedział, ponownie przyklejając twarz do szyby. Wargi same wygięły mu się w niezadowolonym wyrazie. Remus stanął przed nim, opierając się ramieniem o futrynę. Wlepił w niego spokojne, uważne spojrzenie, sondujące jego twarz cal po calu.
Spuścił oczy. Nie chciał, żeby widział.
- Dlaczego znów angstujesz?
Wzruszył ramionami i westchnął ciężko przez nos. Jakoś nie miał siły mu odpowiedzieć. Nie dlatego, że nie chciał… To słowa nie chciały wydostać się z jego ust. Zacisnął palce, odwzajemniając lekki, nieco pytający uścisk remusowej dłoni.
- Coś się stało?
Szarpnął głową w zaprzeczeniu, by zaraz wzruszyć ramionami. Przesunął się, by zrobić nieco miejsca na parapecie, żeby Lupin mógł usiąść obok. Na jego twarzy powoli pojawiło się zrozumienie. On również oparł głowę o szybę i uśmiechnął się delikatnie.
- Też czasem tak mam… To poryte wrażenie, że jesteś niepotrzebnym ciężarem i najlepiej by było, gdybyś zniknął. Czuję się wtedy... Taki pusty w środku… - Zamilkł na chwilę, po czym zmarszczył czoło. – Okropne uczucie – szepnął.
Black zacisnął mocniej powieki.
- Też masz to wrażenie, jakbyś się… Topił, albo coś? Tępe takie w piersi…
- Mh. Nie znoszę tego. – Zamachnął się i zdzielił bruneta po udzie. – Ale mam ciebie obok! Pogwałcę cię trochę i od razu mi się humor poprawia! – huknął. Syriusz uśmiechnął się krzywo i objął kolano dłońmi. Wziął kolejny długi, ciężki wdech.
- Tonę, Luniaczku – mruknął, wlepiając nieobecne spojrzenie w panujący za oknem mrok. Remus przygryzł lekko wargę.
- Dawaj łapę, Syri. Chodź stąd, bo mi się naprawdę zachłyśniesz tym dołem zaraz. Chodź, pójdziemy się przejść. W kuchni jest dużo smacznych rzeczy! – Popatrzył mu w oczy z szerokim uśmiechem. – Chodź. Uratuję cię.
Zapadła chwila nieco niezręcznego, choć jednocześnie dziwnie przyjemnego milczenia. Po chwili Lupin nabrał powietrza i ile tylko miał siły w płucach wydał z siebie odgłos godny konającego wieloryba, ruszając w stronę wyjścia z salonu targając za sobą Blacka. Jak po chwili wyjaśnił, to po waleńsku było: „czekolada”.
Well, you already know my views on the topic! I'm thakufnl to have had such great teachers that I've read most of those classics. Now I must go order Staying Fat For Sarah Byrnes just because it's banned and sounds interesting! http://gszgwgdcr.comuudbqddyfhnncd
Pea Sobota, 21 Lutego, 2015, 13:03
You already know my ancayonne (which somehow doesn't seem a strong enough word) over Huckleberry Finn. Yes, it contains the 'N-word'; people in the 1800s talked that way. Hell, oder members of my own family talked that way. But Huck is the exact polar opposite of a 'racist book'. . .When a repugnant point of view is portrayed as actually being repugnant, that strikes me as honest, not 'promoting'. Huxley, in Brave New World isn't offering a portrait of his 'ideal society'; he's pointing to trends he saw in his own times which, taken to their logical conclusion, were inhuman. . . Ditto 1984. . .Now, I might think some of these 'banned books' are vastly overrated, but I wouldn't stop anyone from reading them. 8M (age 10) has been working his way thru The Hunger Games this year; I think some of it is a bit over his head, but he clearly gets the 'dystopia' aspect of it (and he's also very adamant that the book is FAR superior to the movie).I first read Brave New World when I was 12, and checked it out of my jr. hi library. One day, I had finished my seat work early in my math class, so I was reading BNW; I came across a word I'd never seen before - 'erotic' - so I asked my math teacher what it meant. God bless him, he pointed me to the dictionary. . . http://lrmaxakpp.comrytldoqkbotheneuipki
Kasia Poniedziałek, 23 Lutego, 2015, 03:59
Brave New World? To Kill a Mockingbird? The Hunger Games? Really? What the hell is wrong with people that they think they can dedice what I am or am not allowed to read? Like you, I've read lots of those books. I can't help but think that if you're capable of reading and like reading, you're capable of having your own opinions. http://czofedtjnnr.comgahscnqrzbcvdjaquuv