Nowa ksiega Huncwotów! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Ostatni wpis przed wrześniem. Nie wiem, kiedy teraz coś dodam. Mam przed sobą najgorszy rok EVER - matura i w ogóle.
Boję się, cholera.
To intrygujące, jak głupia muzyka genialnie wpływa na pisanie. Tekst sam leci spod palców, a człowiek nie idzie spać, mimo, że oczy same się zamykają.
Przepraszam za błędy, ale już nie mam siły tego sprawdzać.
- Wrrr, wrr!
- Przestań.
- Wrrrrrhrr!
- Przes… Tań…
Remus zamknął oczy, biorąc głęboki, uspokajający wdech przez nos. James zaklęciem skleił dwa pióra i udając, że są piłą mechaniczną nie ustawał w staraniach ucięcia mu ręki.
- Wrrr!
Lupin przyłożył dłoń do czoła.
- Boże, dlaczego pokarałeś mnie tymi debilami? Dlaczego?!... Com ja uczynił?
- Reeeemi! – zapiał półgłosem szarooki, opadając na siedzenie obok niego. Rozejrzał się po bibliotece, tłumiąc ziewnięcie. – Czyżbyś stawał się wierzący?
Złote oczy błagały o pomoc i żądały krwi jednocześnie.
- W życiu na co dzień z takimi DEBILAMI jak WY tylko Bóg mi zostaje – warknął i ze złością złożył pergamin, na którym próbował zrobić zarys szkicu z którego miał zrobić szkic szkicu mapy nieba na astronomię. Gwiazdy jakoś niespecjalnie chciały do niego przemówić, a w obliczeniach zawsze wysyłał Syriusza na sąsiednią półkulę, podczas gdy jego Andromeda nagle okazywała się być na miejscu Perseusza. – Astronomia jest głupia – dodał jeszcze mściwie i odrzucił ze wstrętem podręcznik. Szarooki wyszczerzył zęby w uśmiechu, nim zmierzył wciąż warczącego Pottera pełnym politowania wzrokiem.
- Remi, skarbie moje najdroższe, jutrzenko ty moja. To, że czegoś nie umiesz, nie znaczy, że jest głupie! – Uśmiechnął się jeszcze szerzej, kiedy jasne oczy blondyna wielką i chropowatą szpilą morderczego spojrzenia życzyły mu długiej, bolesnej śmierci.
Lupin westchnął, opadając bezwładnie na krzesło.
- Pieprzę, nie robię. Odejmie punkty co najwyżej. Mam to w dupie… Która godzina?
Black majestatycznym ruchem odgarnął rękaw szaty, by ukazać światu widniejący na jego lewym nadgarstku zegarek.
- Dwadzieścia po piątej, perełko.
- Wrrrhrhrrrrhrhrhrhrhr!!!
- KUŹWA, POTTER! JA CIĘ NORMALNIE ZAPIER…
- CISZA! Jesteście w bibliotece, na miłość boską!
James ukrył twarz w rękawie, zaczynając bezgłośnie umierać ze śmiechu. Remus ciężko sapiąc przez nos podniósł się, biorąc zamach. Zdzielił okularnika z całą swoją mocą pięścią w środek kręgosłupa, aż zadudniło. Syriusz skrzywił się mimowolnie, nieznacznie ukazując zęby.
- Zdychaj, zdziro! – warknął blondyn. Zarzucił sobie torbę na ramię. – Przepraszam. I tak już wychodziłem – powiedział do bibliotekarki i ciężkim krokiem opuścił pomieszczenie, odprowadzony morderczym wzrokiem kobiety. Trzasnął za sobą drzwiami zdecydowanie mocniej, niż było to konieczne.
- Eeheheheh…
Syriusz kopnął okularnika pod stołem.
- No i po co go wkurzasz, idioto?
Usiadł normalnie, wzruszając ramionami.
- Nudzę się, to go wkurzam. To jest dobre na nudę.
Black rozciągnął lekko wargi w uśmiechu, przeczesując palcami sięgające nieco za ramiona włosy. Ułożył się wygodnie, splatając ręce na brzuchu.
- Będzie patologia, ja ci to mówię.
James podniósł się i bezceremonialnie wcisnął dłoń do spodni, gmerając chwilę pod rozporkiem. Opadł na siedzenie i podrapał się tą ręką pod nosem.
- Co? Proza życia! Torba mnie zaswędziała.
- Czy ja coś mówiłem? Proza życia.
Milczeli chwilę mierząc się spojrzeniami, nim James znowu nabrał powietrza.
- Swędzące jaja są takie… Ludzkie…
Syriusz zamknął oczy i zacisnął usta. Po chwili uśmiechnął się jednak, podnosząc i zbierając pergaminy do torby.
- Wiesz, Jimmy… Myślę, że gdybyś częściej się mył, to problem ten występował by u ciebie znacznie rzadziej!
Tymczasem Remus szedł spokojnym już krokiem do wieży Gryffindoru. Miał jeszcze ponad pół godziny do osiemnastej. Po kilku metrach jednak przystanął, wlepiając wzrok w ścianę. Na pewno umawiał się na szóstą? Coś wewnątrz niego zamarło. Był pewien, że to trzustka. Rzucił się pędem do obranego wcześniej celu przeskakując po trzy stopnie na schodach. Po kilku minutach szaleńczego biegu zatrzymał się z piskiem podeszwy przed portretem Grubej Damy.
- Witaj, kochanieńki! – zawołała na jego widok. Lubiła go. Zdyszany Remus wyszczerzył zęby w uśmiechu i skłonił się lekko, przyklepując rozwiane włosy.
- Stała tu taka dziewczyna? – wysapał. Zamachał bezwładnie rękami wokół głowy, sapiąc jak lokomotywa. – Taka z włosami!... Kręconymi!
Kobieta na obrazie pokręciła głową.
- W ogóle?
- Nie widziałam żadnej przez przynajmniej godzinę!
- Och… Aha. Więc… No, cóż. Chrupiące wypieki…
Uśmiechnęła się lekko i skinęła, odsłaniając przejście. Wgramolił się szybko w dziurę pod portretem szczęśliwie unikając zadzwonienia zębami w kamienną posadzkę. Wyprostował się szybko i rozejrzał pilnie po pomieszczeniu. Zmarszczył brwi. Po dziewczynach z roku nie było śladu. Podszedł więc szybko do siedzącego przy stoliku Longbottom’a.
- Frank! – pisnął. Starszy o rok chłopak uniósł zaskoczony brwi, podnosząc się zgodnie z życzeniem ciągnących go w górę remusowych rąk.
- Co jest? Ktoś chce cię skrzywdzić? – zdziwił się, widząc jego żałośnie przerażony wyraz twarzy. Niektórzy młodsi koledzy (z naciskiem na niektórzy) wzbudzali w nim instynkty opiekuńcze. Remus parsknął, szybko jednak poważniejąc.
- Niee, nie. Frank, powiedz mi… Czy ja wyglądam jakby mnie ktoś złapał, przekręcił do góry nogami, zrobił sobie z mojej głowy mopa, umył podłogę w całym zamku, a moim ciałem i ubraniem wszystkie okna, po czym przywiązał mnie do rydwanu i przeciągnął po calusienieńkich błoniach żebym wyschnął, a potem mnie zgwałcił i przepuścił przez krochmal?!
Brunet milczał chwilę, oceniając stan młodszego kolegi.
- Nie, właściwie nie, chociaż faktycznie jesteś trochę potargany…
- I nie wyglądam jakbym był psią pałą i miał mordę jak tatarskie siodło?!
Frank wyprostował się, a na jego twarzy pojawił się wyraz zrozumienia.
- Pokłóciliście się z Blackiem i cię zwyzywał?
Remus zrobił zdziwioną minę.
- Co? Nie! Spóźniłem się pół godziny na randkę, więc biegłem! A tamtej nie ma, więc wiesz, chciałem zasięgnąć rady odnośnie mojej prezencji u kogoś, kto weźmie moje pytania na poważnie.
Piątoklasista roześmiał się głośno, przykładając dłoń do czoła. Po chwili, wciąż chichocząc, schylił się nieco do stojącego przed nim niskiego blondyna poprawiając mu kołnierzyk. Przekręcił mu na dobrą stronę kaptur szkolnej szaty i poprawił krawat. Wcisnął mu wystające kawałki koszuli do spodni i naciągnął niżej bezrękawnik. Klepnął go w ramię.
- Włosy jeszcze raz zwiąż i będzie w porządku.
Skinął głową i wykonał polecenie.
- Zostawię ci torbę – poinformował Lunatyk.
Wciąż cicho się podśmiewując skinął głową. Po chwili namysłu wyciągnął jeszcze raz ręce do Lupina i zdjął mu krawat. Włożył mu go do torby.
- Tak będzie lepiej.
- Oo, idzie. – Wychylił się za Franka, zerkając w stronę wejścia do dormitoriów dziewczyn. – Dobra, dziena! Jesteś wielki… Kiedyś ci się odwdzięczę, ot co.
Longbottom odwrócił się za nim z uśmiechem, nim powrócił do czytanej wcześniej książki. Lunatyk ruszył w stronę Candy, a ona do niego. Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco, składając przed sobą ręce.
- Przepraszam! Musiałeś na mnie czekać.
Remus roześmiał się jedynie w odpowiedzi, odwracając w stronę wyjścia z salonu. Szatynka ruszyła za nim.
- Heheh, nie szkodzi, naprawdę. – W ostatniej chwili postanowił przemilczeć fakt, że pomylił godziny i prawie nie przyszedł. Wepchnął ręce do kieszeni, puszczając koleżankę przodem. Uniósł wysoko brwi, kiedy stojąc przed nim potknęła się i prawie upadła, mocno pochylając i świecąc majtkami. Odwróciła się do niego, zmieszana, na co ten uśmiechnął się przyjaźnie, udając, że niczego nie widział. Zawsze lubił spódniczki.
- No, to gdzie idziemy? – spytała, kiedy od kilku chwil szli obok siebie korytarzem w neutralnych odległościach. Lunatyk wygiął usta.
- Prawdę mówiąc to nie mam pojęcia. Chodź na błonia, póki jeszcze nie jest całkiem zimno. – Popatrzył na nią, unosząc brew. Kwiecień kwietniem, ale wieczory nadal były chłodne i ściemniało się dość szybko. Uśmiechnęła się, kiwając głową. Po chwili wlepiła wzrok w umykające jej spod stóp marmurowe płytki na posadzce. Zacisnęła splecione za plecami ręce w pięści i wzięła głębszy oddech. Stresowała się, kurcze. Bardziej niż by chciała. Miała przez to pustkę w głowie, sucho w ustach i nie wiedziała co powiedzieć, w wyniku czego słychać było tylko odgłosy ich kroków. Po chwili Lupin zaczął coś cicho brzęczeć do siebie pod nosem, w czym rozpoznała lubianą przez siebie piosenkę. Zadarła głowę, by spojrzeć na spokojny, wesoły profil Remusa.
- Też lubisz Beatlesów?
Parsknął wesoło.
- Kto nie lubi? – Przeciągnął się, myśląc chwilę. – Snape pewnie nie lubi... On niczego nie lubi.
Roześmiała się cicho. W nieco lepszym humorze wyszli na dziedziniec i zatrzymali się przy fontannie. Remus uśmiechnął się dumnie, przez co zaczął wyglądać jak zadowolony z siebie kołtun i stanął na brzegu kamiennej rzeźby.
- Zawsze chciałem zobaczyć, co jest w środku tej misy na górze, ale jestem za niski – zwierzył się smutnym głosem. Wspiął się na palce. – To przykre, że nie mogę zrealizować swojego marzenia przez coś, na co tak naprawdę nie mam wpływu. To niesprawiedliwe jest. – Przybrał zasępiony wyraz twarzy. Candy nabrała nieco więcej powietrza, nadymając się. Nie bardzo wiedziała co powiedzieć wobec tej, jak sądziła, niebywale mądrej i życiowej myśli. Lupin jednak zaczął się śmiać.
- Rany, to było bystre jak woda w kiblu…
Zaśmiała się, słysząc to. Podeszła bliżej i wyciągnęła dłonie, wsuwając je pod strumień wypływającej wody. Syknęła cicho. Była strasznie zimna.
- Em… - mruknęła, stwierdzając, że musi coś powiedzieć, bo jest zdecydowanie za cicho. Stojący na fontannie Remus odwrócił się przodem do niej i stanął na całej stopie, przez co klamra od jego spodni znalazła się na wysokości jej czoła.
- Bycie wysokim musi być świetne – westchnął Luniaczek, po czym zeskoczył na bruk. Wyprostował się i zmierzył towarzyszkę wzrokiem. Po chwili zrobił wielkie oczy. – No nie, przecież ty też jesteś ode mnie wyższa! – Odsunął się. – Giganci wszędzie…
Uniosła brew, ponownie się przysuwając i biorąc go pod ramię.
- Myślę, że po prostu to ty jesteś karzełkiem.
- Ja? – Przyłożył dłoń do piersi, kierując kroki w stronę błoni. – Skąd! Ja jestem idealny. To wy wszyscy jesteście za wysocy. – Ponownie zrobił podkówkę z buzi, przypominając sobie, jak Black powiedział mu to w zeszłym roku. Powtarzał to sobie kilka razy dziennie i w sumie w końcu przestało mu przeszkadzać to, że był po prostu niski.
Dziewczyna uśmiechnęła się i poklepała go po ramieniu.
- Jasne, jasne. Wmawiaj to sobie dalej.
- No weź, no, babolu jeden. Nie bądź wredna! – Dziugnął ją palcem między żebra. Odskoczyła, wydając z siebie dziwny odgłos, który przywołał na remusową twarz zadziorny uśmieszek. Odgarnął włosy za uszy. – Och. Słuch mnie myli, czy ktoś tu ma łaskotki? – Poruszył energicznie wymienionymi częściami ciała, co sprawiło, że Candy wytrzeszczyła oczy i zaniosła się głośnym śmiechem.
- Jak ty to robisz? – zapytała, chichocząc. Wzruszył ramionami.
- Taki mały atawizm. – Pokazał zęby w uśmiechu. Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie i ruchem dłoni wskazała na jego uzębienie, robiąc pytającą minę. Pokiwał głową. – To też. Dentysta chciał mi te kły przypiłować, ale powiedziałem, że nie, że tak jest super. Bo jest. – Odwrócił się i lekko przyspieszył kroku, szukając w głowie innego tematu. Prawdę mówiąc o takiej wymówce na przydługie kły spowodowane wilkołactwem w życiu by nie pomyślał. W sumie nie była zła... Skoro mógł ruszać uszami, to czemu miałby nie mieć też przydługich zębów?
- Oho. Czy twoje niemalże wilcze uzębienie sprawia, że czujesz się jak Superman?
Zatrzymał się i powoli odwrócił, ukazując śmiertelną powagę na swojej twarzy. Rozszerzył szeroko nozdrza, wywołując u swojej towarzyszki niekontrolowane parsknięcie.
- Ależ ja jestem Supermanem – powiedział niskim głosem, po czym radując się wielce w myślach, że włożył pod koszulę ten właśnie T-shirt, podciągnął bezrękawnik pod samą brodę i rozpiął dwa guziki koszuli na piersi, ukazując żółto-czerwony symbol Supermana. Do dużych nozdrzy dorzucił wielkie oczy. Dziewczyna po raz kolejny roześmiała się głośno, wyciągając do niego rękę i chwytając go za łokieć. Zakryła usta dłonią i sprzedała blondynowi kuksańca.
- Superman jest brunetem!
Machnął ręką, obejmując ją ręką wokół ramion.
- Nie wierz komiksom! Znaczy… Nie we wszystkim. To taka przykrywka, wiesz… Jak świat myśli, że jestem krótkowłosym brunetem, to kto będzie podejrzewał kolesia z długimi blond włosami?
Zmierzyła go wzrokiem, przechylając lekko głowę i przyspieszając kroku. Schodzili po kamiennych schodkach prowadzących w głąb błoni.
- A klata i bicepsy?
Uśmiechnął się tajemniczo.
- Bo widzisz, moja droga… Ja poza Supermanem jestem też czarodziejem. – Szarpnięciem odrzucił do tyłu materiał wierzchniej szaty, ukazując zarzucony na biodra dość luźny skórzany pasek, na którym spora część populacji czarodziejów nosiła różdżkę. – I tak się składa, że znam kilka sztuczek.
Parsknęła, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Oj, czarujesz, mój drogi. Czarujesz.
Przybrał cwaniacki wyraz twarzy i z miną gangstera wsunął dłonie do kieszeni spodni.
- Każdego dnia, kochana. Każdego dnia.
Wymienili spojrzenia i oboje się roześmiali. Po chwili zamilkli i powoli szli obok siebie w ciszy.
- Chodź pod buk – rzucił Lunatyk. – Lubię tam siedzieć.
Skinęła, więc wyminął ją i ruszył po skosie w stronę rozłożystego drzewa, pod którym sam już nie wiedział ile przepędził godzin nie robiąc totalnie nic. Opadli na wciąż jeszcze chłodną ziemię, siadając koło siebie. Wymienili spojrzenia, nagle dziwnie zakłopotani. Remus zmarszczył czoło. Znowu urwała im się rozmowa i zapadła ta krępująca cisza. Postanowił to wykorzystać, więc chrząknął cicho i zniżył głos do teatralnego szeptu.
- I zapadła taka niezręczna cisza… - Usłyszał ciche, rozbawione parsknięcie przez nos, co uznał za dobry znak. Wyprostował się nagle. – Ej. W ogóle skąd wiadomo, że cisza nie jest zręczna? Może tak naprawdę ma dobry refleks i jest ninją?
Popatrzył na Candy, która zrobiła zdziwioną minę.
- Skąd ta niespodziewana konkluzja? – spytała powoli, choć nie bez rozbawienia w głosie. Remus miał już to do siebie, że często po chwili ciszy wypala nagle z jakimś dziwnym przemyśleniem.
- No zastanów się. Ciszy nigdy nie słychać przecież, nie? Jest cicho, jak sama nazwa wskazuje. Ona jest ninją!
Klasnęła w dłonie.
- To kurcze ma sens! To ona mi kroi cebulę jak oglądam niektóre filmy…
- …albo przy czytaniu jakiejś książki! – dorzucił, nim zdążył pomyśleć. Candy uniosła lekko brwi, uśmiechając się nieznacznie. Podrapał się po karku, rozglądając. Zamarł, wlepiając wzrok w pień drzewa, pod którym siedzieli. Przysunął się do niego, chcąc bliżej się przyjrzeć wyrytemu w korze sercu z napisem: A + M = WDM.
- Że coo? Co to jest „wdm”?
- Eee… Wielka Dozgonna Miłość?
Odwrócił się do niej z dziwną miną.
- Co żeś znowu pomyślał? – fuknęła na niego. Wyszczerzył się w uśmiechu.
- Dobrze, że nie „WDB”, bo bym to w pierwszej chwili rozwinął jako „Weź Do Buzi”… - Głos podłamał mu się lekko przy ostatnim słowie, widząc minę dziewczyny. – No o czym ty myślisz, no? – zrugał ją za to, czując, jak kąciki ust drżą mu zdradziecko w rozpaczliwym żądaniu głupiego, szerokiego uśmiechu. – Co niby się bierze do buzi poza jedzeniem albo smoczkiem, co? Ja nie wiem co się z tymi ludźmi dzieje, no… - Zesztywniał. – Ej, przecież ja miesiąc temu skończyłem piętnaście lat! – zawołał. Złapał się za głowę. – Nie zauważyłem!
Roześmiała się.
- Spostrzegawczy jesteś! – Przysunęła się bliżej, siadając obok. Klepnęła go w udo, jako że siedział w przyklęku i było pod ręką. Wzruszył ramionami, już zajęty innym problemem.
- To serce to na randce wycięli, nie? – rzucił, wskazując na nie ruchem głowy. Skinęła.
- No, prawdopodobnie. A co?
Powoli odwrócił do niej głowę i spojrzał jej w oczy. Candy z niezadowoleniem ale i pewną błogością stwierdziła, że po dłuższej chwili takiego bezruchu i obserwacji zaczyna ją lekko łaskotać w okolicach żołądka oraz że jej serce zaczyna bić nieco szybciej. Remus był tak blisko i patrzył na nią tak intensywnie… Przeskoczyła kilkakrotnie spojrzeniem od jego jasnych oczu do bladych, lekko uchylonych ust i ponownie do tych złotych tęczówek. Dlaczego mają taki niesamowity kolor? Ch-chwila… Czy on się do niej nachyla? Nie do końca świadomie przygryzła dolną wargę, czekając aż przysunie się do niej na tyle, by mieć pewność, że właśnie to zamierza zrobić i by móc samej sięgnąć po pocałunek. Patrzyli tak na siebie dłuższą chwilę, nim wbrew pozorom wcale nie tak nieogarnięty jak by się zdawało i szczerze oraz skrycie speszony sytuacją Remus wziął ją za rękę, pogładził kciukiem wierzch jej dłoni i cicho wypalił pierwsze, co mu przyszło na myśl:
- Czy to oznacza, że jestem dziwny, bo nie biorę na randkę noża?...
Zamrugała. Nie tego się spodziewała, prawdę mówiąc. W sumie nie wiedziała, czego ma się spodziewać, ale nie tego. Ściągnęła lekko brwi. Nie, moment. To Lupin. Właśnie tego mogła, a właściwie to nawet powinna była się spodziewać. Nieco zawiedziona wzruszyła więc ramionami, odrzucając włosy na plecy. Dziwny, pełen słodkiego napięcia nastrój, który jak stwierdziła, był tylko wytworem jej wyobraźni, prysł.
- Nie wiem. Być może.
Remus wziął głębszy wdech, odsuwając się do neutralnej odległości. Sam już nie wiedział, czy to jego serce tak łomotało, czy słyszał jak u Candy tłucze się wściekle za klatką z żeber. Uniósł brwi i zacisnął wargi. Tooo było dziiwneee. Gdyby nie to, że zwyczajnie nie umiał się całować, to pewnie by ją pocałował. Nawet chciał, naprawdę.
Właśnie, w ogóle to da się usłyszeć czyjeś serce bez przyciskania ucha do piersi, jeśli bije ono wystarczająco mocno? Zerknął na nią szybko. To była intrygująca kwestia. Nim się zorientował, zadał to pytanie na głos.
- Dlaczego pytasz?
Wzruszył ramionami i wplótł palce między źdźbła trawy. Po chwili odchylił się do tyłu, opierając na rękach.
- Tak mi się pomyślało. To by było fajne, nie? Ja bym chciał tak słyszeć. – Zmrużył lekko oczy. – Lubię ten dźwięk. – Dodał po chwili.
- Czemu? – Usiadła nieco bokiem, sadowiąc się przodem do Lunatyka. Mogła dzięki temu patrzeć na jego twarz; lekko ściągnięte brwi, przymrużone powieki, zamyślone, nieobecne spojrzenie… Uwielbiała na niego patrzeć, zwłaszcza kiedy on nie wiedział, że ktoś mu się przygląda. Nie powiedziała tego nigdy nikomu, ale zdarzało się jej czaić za regałem, kiedy Lunatyk przesiadywał w bibliotece. Był wtedy taki… Taki po prostu. Spokojny, rozluźniony… Niemal rozlazły, ale w przyjemny dla oka sposób. Jak kot – przewieszał wszelkie możliwe kończyny przez poręcze fotela ukrytego w głębi komnaty i odlatywał, tracąc kontakt z rzeczywistością wsiąkając w świat czytanej książki. Czytając, nieświadomie ukazywał twarzą to, co działo się w powieści. Uśmiechał się, marszczył brwi, zaciskał wargi. Skupienie, smutek, radość… Wszystko to widać było w jego oczach, spokojnie śledzących tekst.
- Hmmm… - mruknął po chwili, wyrywając ją z zamyślenia. – Myślę, że to dlatego, że mnie to uspokaja. – Uśmiechnął się nagle z rozrzewnieniem. – Jak byłem mały, to ojciec kładł mnie sobie na brzuchu kiedy się darłem… Znaczy, płakałem… Uspokajałem się dosłownie w kilkanaście sekund. Nawet mam zdjęcie!
Candy westchnęła do siebie cicho z rozbawieniem na wyobrażenie małego Remuska. Nagle wzdrygnęła się, kiedy zawiał dość mocny wiatr, zrzucając jej garść włosów na twarz. Zerknęła na zegarek na nadgarstku Lupina i ze zdziwieniem stwierdziła, że minęło półtorej godziny. Kiedy?...
- Oho… - mruknął Lunatyk, rozglądając się po niebie. – Zaczyna się powoli ściemniać. I chyba dzisiaj będzie padało.
Pokiwała głową, obejmując się ramionami. Powietrze z każdą chwilą zdawało się być coraz chłodniejsze. Zielony sweterek może i był ładny, ale do najcieplejszych nie należał, więc chcąc, nie chcąc, dostała gęsiej skórki. Nie lubiła tego. Po chwili, zgodnie z oczekiwaniami, zatrzęsła się niezbyt delikatnie. Remus popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Zimno ci? – Prześliznął po niej wzrokiem i zmarszczył czoło. Po chwili dotarło do niego, że dziewczyna nie ma na sobie szkolnej szaty, tylko zielony sweter, spódniczkę i zakolanówki. Ciekawe, czy widać po nim było, że na śmierć zapomniał o spotkaniu i nawet się nie przebrał?... Postanowił o tym nie myśleć, by się nie rozpraszać i przesunął się nieco bliżej towarzyszki. Trochę niepewnym, niezdarnym ruchem wyciągnął ramię, trącając ją przy tym w tył głowy, by ją objąć.
- Eheh, przepraszam. Niechcący.
Pokręciła głową, również się przysuwając. W miarę możliwości, Lunatyk zarzucił jej na plecy część swojej szaty. Sapnął cicho.
- Niby, kurcze, niebawem połowa kwietnia wybije, bo tydzień to niebawem przecież, a dziewiętnasta i już zimno. No co za życie okrutne, no. – Powoli przysunął swoją głowę do jej, wciskając nos pomiędzy pasma kręconych włosów.
- Co robisz? – spytała, rozbawiona.
- Wącham cię. Ładnie pachniesz. – Zaciągnął się porządnie i fuknął przesadnie, wydychając powietrze. Miała jakiś owocowy szampon. – Owocami. Tak… Smacznie.
Roześmiała się i powąchała go w okolicy szyi.
- Ty też, bo czekoladą.
Uśmiechnął się z dumą.
- Czekolada dobra jest.
- Nie śmiem zaprzeczyć. – Spojrzała w dół, bowiem Remus w przypływie odwagi i troski jednocześnie chwycił ją za dłoń. Miał ciepłą rękę. Podniosła wzrok. – Co? – spytała, widząc, że zmarszczył brwi.
- Masz zimne ręce. W ogóle zmarznięta jakaś jesteś… Chodźmy do zamku, nie ma co siedzieć na zimnie.
Podniósł się i wyciągnął rękę, pomagając jej wstać. Otrzepała się pobieżnie i poprawiła spódnicę. Lunatyk wykonał jakieś bezwładny wymach ramieniem, puszczając ją tym gestem przodem. Ruszyła więc w stronę zamku, a Remus zrównał z nią krok niemal natychmiast, ponownie chwytając ją za dłoń.
- Daj drugą – mruknął, posyłając jej ręce wyczekujące spojrzenie. Chwilę później przyjmowała z zadowoleniem lekkie, ale energiczne pocieranie łupinowych dłoni. Podziękowała z uśmiechem, kiedy było jej już cieplej. Dotarli do dziedzińca, a dziewczyna z przyjemnym ściśnięciem w żołądku zanotowała w myślach, że wciąż trzyma ją za rękę. Szli obok siebie w ciszy kilka kolejnych metrów, nim nieco nieśmiało spróbowała spleść ich palce. Nie protestował, jedynie przyciągając ją nieco bliżej, przez co raz po raz ocierali się o siebie ramionami.
Nie chciała jeszcze wracać. Owszem, było jej zimno, w sumie to i zaczynała się robić głodna, ale nie chciała iść jeszcze do wieży. Uniosła w niemym zaskoczeniu brwi, kiedy pociągnął ją w bok, w korytarz, a nie do schodów wiodących na piętro.
- Idźmy naokoło – powiedział jedynie.
- Zacna myśl – powiedziała cicho to, co miał w zwyczaju często powtarzać. Posłał jej rozbawione spojrzenie i lekki uśmiech.
Candy z wygięła wesoło wargi, stwierdzając, że mimo iż idą koło siebie w ciszy szkolnymi korytarzami już kilka minut, to wcale nie czuje się tym faktem skrępowana tak jak na początku. Spokojny, powolny, cichy spacerek za rękę. Po raz nie wiadomo już, który, zerknęła na niego ukradkiem. Faktycznie była od niego wyższa. Nawet nie zauważyła kiedy to się stało. Różnica nie była duża, tylko kilka centymetrów. Nagle zatrzymała się, tak jak zrobił to Remus.
- Słyszysz? – spytał cicho. Chciała spytać, co, ale… Rzeczywiście. Gdzieś z naprzeciwka dobiegały ich narastające hałasy. Ktoś biegł i się śmiał, a za nimi, sądząc po głosie i wypowiadanych sentencjach, pędził woźny. Wymienili spojrzenia i nim dziewczyna zdążyła choćby nabrać powietrza, by coś powiedzieć, Lunatyk wzmocnił uścisk na jej dłoni i pociągnął ją za sobą, puszczając się biegiem w stronę rozwidlenia korytarza.
- Co cię tak bawi?
Parsknął, wpadając w kolejny korytarz.
- Głowę dam sobie uciąć, że to chłopaki.
- Ale… Oni tu biegną, woźny też… I… - Chyba nie zamierzał się do nich przyłączyć?
- Wiem – mruknął. – Dlatego cię tu ciągnę, bowiem… - Dopadł do jakichś drzwi. – tutaj jest schowek na miotły! Wchodź! – Otworzył jej drzwi. Nie mówiąc nic, posłusznie wcisnęła się do środka. Remus wgramolił się za nią i zamknął za sobą drzwi. Ogarnął ich półmrok, jedynie na chwilę błysnęło, kiedy Lupin zaklęciem zamykał wejście. Odwrócił się do niej przodem, choć nie bez trudu. Pomieszczenie pokryło się smugami światła wpadającymi przez szczeliny między deskami w drzwiach.
- Ciasno jak w… Imadle – mruknął. Zaśmiała się cicho. Coś wbijało się jej w plecy, więc przysunęła się bliżej stojącego przed nią blondyna. Oparła się na nim i wzdrygnęła się, kiedy objął ją w pasie. – Przepraszam? – mruknął i wykonał ruch, jakby chciał zabrać ręce, ale Candy chwycił go za łokcie i zatrzymała go.
- Nie, jest dobrze. Zostaw.
Dzięki temu, że nie było całkiem ciemno, mogła niemal bez trudu dostrzec wyraz jego twarzy. Powoli wzmocnił uścisk, mocniej ją do siebie przyciągając. Objęła go jedną ręką za szyję, drugą kładąc mu na ramieniu. Tak było jej wygodniej, no i… Stadko motyli w jej brzuchu ponownie się odezwało. Wzdrygnęli się oboje, kiedy na korytarzu rozległy się kroki oraz ciężkie sapanie dwóch osób.
- Ja cię pierdzielę!... – rzucił głos Pottera. – Zgubiliśmy go?
- Nie wiem – odmruknął na to podejrzliwy ton zdyszanego Syriusza. – Jak dla mnie za szybko zniknął. To kurde charłak, nie duch.
Spojrzenia Remusa i Candy ponownie się spotkały. Oboje z lekkim, w sumie dość przyjemnym zdenerwowaniem zauważyli, że niemal stykali się nosami. Dziewczyna zrobiła wielkie oczy, kiedy dotarło do niej, że na biodrze, które ściśle przylegało do bioder Remusa poczuła coś twardego. Lupin również wytrzeszczył gałki oczne i potrząsnął rozpaczliwie głową. Przysunął się jeszcze bliżej.
- To mentosy – szepnął jej do ucha, przez co prawie ryknęła śmiechem. Wzdrygnęła się, kiedy dłoń Lunatyka wśliznęła się między ich ciała i pogmerała chwilę. Cofnęła się i podłużny, twardy przedmiot znikł, a przed oczami pojawiła się jej podwójna tubka cytrynowych dropsów. Wcisnęła twarz w jego ramię, chichocząc bezgłośnie. Po podrygującym, remusowym ciele poznała, że blondyn również zaśmiewa się po cichu z sytuacji.
- HA!!! – wydarł się nagle głos woźnego, jakby stał tuż obok nich. Podskoczyli oboje, podobnie jak rozglądający się czujnie na korytarzu Huncwoci.
- Peter, gapo! – jęknął James, widząc, że woźny trzymał za łokieć jednego z nich.
- Mam was! – zaryczał Filch. – I co teraz, moi drodzy?!
Zapadła chwila ciszy.
- Nie wiem jak pan, ale my spieprzamy – powiedział Syriuszowy głos. – Accio Peter!
Lunatyk przesunął rękę wyżej, do ramion i szyi dziewczyny, wplatając palce w jej włosy, tłumiąc parsknięcie śmiechem na wyznanie Blacka.
Strasznie mu się podobały. Były długie, gęste i bajecznie miękkie. W ogóle ona mu się podobała, tak naprawdę. Dzisiaj to do niego dotarło, tak już na serio. Poruszył się niespokojnie, czując niemal pod gardłem łomotanie serca. Przez chwilę przebiegło mu przez myśl, czy James też tak się czuje w towarzystwie tej całej Evans.
Hałasy na korytarzu powoli się oddaliły i ponownie zapadła cisza, przerywana jedynie ich nieco zbyt głośnymi, by można było uznać to za normalne, przyspieszonymi oddechami. Atmosferę w schowku można było spokojnie kroić nożem jak torcik czekoladowy. Lunatyk przełknął nerwowo. Musiał, cholera. Nie darowałby sobie później, gdyby tego nie zrobił. Znał się na tyle dobrze, by wiedzieć, że tak właśnie będzie. Raz się żyje, potem tylko straszy, cholera. Tyle razy przecież to powtarzał!...
Przysunął odrobinę bliżej do niej swoją twarz. Zrobiła to samo, przez co prawie otarli się o siebie nosami. Gdzieś o kant umysłu obiło mu się, że podoba mu się, jak słabe oświetlenie pojedynczych strug światła igra w jej oczach. Candy objęła go za szyję również drugą ręką, przysuwając go do siebie jeszcze bliżej. Zacisnął niekontrolowanie dłonie w pięści, kiedy ich wargi spotkały się ze sobą. Trochę byt gwałtownie, przez co cichutko stuknęli się zębami. Oboje parsknęli krótko i ponownie nieśmiało złączyli usta w delikatnym, miękkim buziaku. Po chwili znów i jeszcze raz.
Miął w drżących dłoniach materiał zielonego sweterka, kiedy przechylił głowę na bok, odsuwając się na chwilę, by zwilżyć wargę końcem języka i uchylił nieco usta. Candy zrobiła to samo, więc ostrożnie pogłębili pocałunek. Zmarszczył brwi, kiedy dziewczyna, co bądź, wyższa od niego, mocniej na niego naparła, wciskając go w kije od szczotek i wiadra. Brzeg takowego wbijał mu się nieprzyjemnie w plecy, co bardzo skutecznie zagłuszyła nagła, euforyczna eksplozja „motylków” w brzuchu, kiedy po dłuższej chwili nieśmiało spróbował włączyć do pocałunku język, następnie Candy zrobiła to samo, a potem jednocześnie. I… jeszcze raz. I… Parsknął śmiechem prosto w jej twarz. Odsunęła się, zaskoczona, unosząc brwi. Uśmiechnęła się, rozbawiona, patrząc jak chichocze w rękaw.
- Przepraszam. Musiałem jakoś rozładować napięcie, bo mnie chciało przez brzuch rozsadzić normalnie.
Zaśmiała się cicho, stwierdzając w myślach, że dobrze wie, o czym mówi – sama się powstrzymywała - po czym objęła dłońmi jego twarz u ponownie go pocałowała, już bez wstępów przechodząc do tego, co przerwało nagłe remusowe rozładowanie napięcia.
Żadne z nich nie miało pojęcia, ile przesiedzieli w tym schowku, ale kiedy w końcu postanowili go opuścić, na dworze było już całkiem ciemno.
Komentarze:
air max pas cher Sobota, 22 Listopada, 2014, 20:48
Also, with regards to air max pas cher carrying out offline bac ups, its surely a good idea. <br />But that won't aid Mat Honan when the alternative as well as scarier predicament happenned: <br /> <br />The simple fact that often the hackers dismissed his / her units is not the most detrimental that can take place. No less than Mat realized your dog is hacked a few minutes right after currently being jeopardized. <br /> <br />What if the cyber-terrorist were being far more devious? They will include concealed the belief that he has hacked along with slowly and gradually build up his id details more than a any period of time of time. With the privately lost username data, the particular cyberpunks can have slowly destroyed his life (eg borrow money in his identify, throw away criminal activity regarding his personality, use his or her bank account for a babouche for money laundering). It will likely be considerably more hard recover from such a 'slow‘ compromise. <br />In this kind of substitute predicament, backup copies more than likely save the dog. He can have a much far more diabolical problem!
doudoune moncler homme pas cher Sobota, 22 Listopada, 2014, 23:23
deficiency of multi-tasking is the largest brief approaching this device, on the other hand no HIGH-DEFINITION is definitely very much expected so isn't any digital camera, even though system all these functions incomplete believe quite a few might continue to purchase the idea...
<a href="http://www.lespoz.fr/moncler-paris/" >doudoune moncler homme pas cher</a>
Hello there, I am the particular digi user. Exactly why the extension promo simply valid right up until thirty first june? How about to the people who neglect this likelihood?
<a href="http://www.lespoz.fr/moncler-paris/" >moncler soldes</a>
My spouse and i cannot consider you actually didnt speak about JANGO. net, i always like ha, i understand, jango is the better plus they can't say for sure this Have you considered shuffleer user friendly chrome ext which gives you a set of makes to select from and it also trawls via websites in addition to web sites to get good msuic to suit your needs take a look Issue with many of these is if anyone tune in to anything at all genuinely undercover you aren't screwed. Final. fm features recommended myself so many independent, underneath the senseur designers awesome however I am able to in no way find other things regarding these designers in the web sites as listed above. Total the websites are helpful so that could possibly be designed for and so i still cannot gathering any of them. Nutrients. nike air max pas cher
I used to be just simply wondering, precisely what does the RIAA crew have got as information in which Fran saved or perhaps loaded new music? And it is Fran perhaps needed to submit his computer to the court docket for inspection or perhaps something? I am only trying to learn how anybody can learn someone is definitely sharing songs without playing the revealing them selves. I simply received a new page by those baddies, and that i didn't even open it up. Now i am thinking about only going to court on my own (I have no choiceI still cannot spend! ), and also I'm simply reef fishing for just as much information ?nternet site can certainly. tn requin pas cher
Louis Vuitton Outlet Poniedziałek, 24 Listopada, 2014, 02:15
Justin, good content. I had been using Glass windows Storage Web server 2008 having ESXi some. one Nonetheless following updating for you to ESXi 5. zero Me obtaining problems. Such as the post the following: Louis Vuitton Outlet
I got just wanting to know, what exactly will the RIAA crew possess since facts this Fran acquired as well as loaded tunes? And it is Joel even necessary to distribute his pc into the court to get evaluation or even anything? Now i'm merely attempting to know the way you can realize a person is actually revealing audio without having participating in the actual discussing themselves. I merely became a new notification from all those thieves, and I don't even open it. Now i'm planning on simply going to court without any help (I do not have choiceI can't pay! ), in addition to I'm merely sportfishing intended for the same amount of information ?nternet site can easily. nike air max
doudoune moncler pas cher Wtorek, 25 Listopada, 2014, 13:22
It is so fine to be in this article and then learn this Appears in my opinion just like, provided that you do not transfer new music your good to go.
<a href="http://www.lespoz.fr/moncler-paris/" >doudoune moncler pas cher</a>
louboutin sale uk Wtorek, 25 Listopada, 2014, 15:10
Currently TELLER MACHINE skimming regarded as a enormous problem, Many thanks sharing this particular publish. That is a very helpful as well as beneficial for you.
<a href="http://www.rynda.co.uk" >louboutin sale uk</a>
sacs longchamp Wtorek, 25 Listopada, 2014, 15:10
Romney will most likely let go their income tax once the additional shills discharge theirs. Similar to state a Nancy Pelosi.
<a href="http://www.quicknavigate.fr" >sacs longchamp</a>
i believed ipad tablet should have numerous good features!!! nevertheless low in far more main items!! <br />good information gentleman!!!
<a href="http://www.conceptor.fr/sac-longchamp/" >longchamp soldes</a>