Nowa ksiega Huncwotów! Księgę prowadzą Huncwoci Syrcia Do 01`12`2008 Księgę prowadziły Milaj i Marcy
Do 20 lipca 2008 roku Księgę prowadzili Huncwoci:
Lilly Sharlott - James Potter
Karolla - Peter Pettigrew
Melisha - Syriusz Black
The Halfblood Princess - Remus Lupin
Witam serdecznie. Przyszedł marzec i od razu więcej rzeczy chce się robić! Dlatego też specjalnie dla Was notka. Krótka, bo krótka, ale jest!
Cichy gwizd w uszach. Pewnie znowu James robi sobie jaja. Odwróciłem się więc na bok, a raczej próbowałem. Coś na mnie leżało. Coś… Ciężkiego. Prawie nie mogłem oddychać.
Znów ten gwizd, przemieniający się w szum. A może odwrotnie?
Ciarki rozchodzące się po ciele.
Kolejna próba wstania. Znów mi się nie udało. Otworzyłem oczy. Ciemność widzę...
Spróbowałem poruszać rękami. Owszem, dało się, ale coś mocniej się we mnie wcisnęło.
- Pettigrew! - zawyłem, zaczynając się rzucać, kiedy dotarło do mnie, CO na mnie leży.
- Ęęę?... - zapytał inteligentnie głos Petera.
- ZŁAŹ!!! - zawyłem najgłośniej jak umiałem.
Gdzieś tam po prawej usłyszałem niezadowolone "Cholerrra..." z ust Remusa oraz dziki rechot Jamesa. Peter stoczył się ze mnie, również zaczynając się drzeć.
- Downie... Ty...! Co ty robisz ze mną w łóżku?! TY?! – wrzasnąłem.
- A ty, do cholery?! - stęknął w odpowiedzi Pet. Potrząsnąłem głową, wytrzeszczając oczy.
- Ty jesteś w MOIM! - zawyłem, podkreślając ostatnie słowo.
Potter jeszcze głośniej się roześmiał. Odwróciłem się w jego stronę.
- Ty mi to zrobiłeś! - jęknąłem z bólem w głosie, wskazując na niego ręką.
- Jaaasne! - zawołał ze śmiechem. - Zanim się obudziłeś, tak go tuliłeś!
- Świnia... - szepnąłem, ostatecznym kopniakiem wyrzucając Glizdę ze swojego łóżka. - I więcej tu nie wchodź!
- Żebym to ja chociaż chciał - syknął, krzywiąc się. Spojrzałem na Lunatyka. Zrobił do mnie minę, po czym zakręcił się w kołdrę, odwracając tyłem. James, chichocząc, zrobił to samo.
- Nie mogę... - mruknąłem, wstając. Poszedłem do łazienki by odkręcić wodę, nalewając jej do wanny. Musiałem się wykąpać. Z Pettigrew. W jednym łóżku. Eeeew!
- Ta zniewaga krwi wymaga! – syknąłem. Podczas kąpieli szybko ułożyłem plan zemsty. Kilka godzin później zakradłem się do łóżka Pottera. Była już szósta rano.
- Serio? – mruknął Luniaczek, podchodząc do mnie ze zgodnie z moim życzeniem napełnionym dzbankiem. – No ale serio?... – Otarł rękawem zaspane jeszcze oczy.
- Serio, serio, Luniaczku.
Założyłem kuzynkowi ostrożnie okulary, chcąc by mnie widział jak otworzy patrzały. Stanąłem nad nim, po czym uniosłem wyżej czarkę z ciepłą wodą. Odkryłem tego kretynicznego kopytka do pasa, podciągając mu jeszcze koszulkę. Zacząłem wylewać na niego zawartość naczynia cienkim strumieniem.
Potter skrzywił się, a po chwili debilnie uśmiechnął, wydając z siebie cichy pomruk. Szarpnęło mną w usilnym powstrzymywaniu śmiechu. Przejechał ręką po oblewanym brzuchu.
- Nie śśśśśśsikaj na mnie... - mruknął.
Myślałem, że pieprznę, gdy to usłyszałem. Remus pewnie również, sądząc po tym, że krztusił mi się za plecami.
Rogaty zakokosił się w pościeli, a ja korzystając z okazji szybko oddałem Luniaczkowi dzbanek. James otworzył oczy.
- Cooo?...
Zarechotałem, udając, że poprawiam spodnie. Zrobił wielkie oczy.
- Czy ty...
- Wiesz, Jamie. Każdy lubi co innego.
Ukrył twarz w dłoniach.
A więc jeden do jednego!
Candy westchnęła ciężko, rozglądając się po stole Gryfonów. Nigdzie nie było widać Remusa. Gdzie on poszedł? I czemu nie zszedł na śniadanie z chłopakami? Nie zwracała uwagi na rozmawiające obok niej koleżanki z dormitorium, częściowo dlatego, że była z nimi Megan. Nie lubiła jej, było w niej coś takiego, co sprawiało, że miała ochotę jej coś zrobić. Podobnie działała na Jennifer, która jako jedyna podzielała zdanie Candy na jej temat.
Z Megan było po prostu coś nie tak.
Przymrużyła oczy, kierując na nią spojrzenie. Rozprawiała zawzięcie z Lily i Alicją o jakichś błahych sprawach – sądząc po popiskiwaniach raz po raz, to o chłopakach z klas wyżej. Zlustrowała ją wzrokiem, po czym skierowała spojrzenie na jak zwykle znudzoną życiem Jennifer. W niej też było coś dziwnego, ale jednocześnie w jakiś sposób wzbudzała zaufanie. Może przez jej nieuprzejme zachowanie i mówienie wszystkiego wprost i nie przebieranie w słowach. Szczerość taka jakby.
Megan roześmiała się perliście i aż nazbyt głośno, by nie słyszeć, że to udawane, a brew Jen drgnęła gwałtownie. Spojrzenia jej i Candy spotkały się ze sobą i obie westchnęły ciężko przez nos.
- Wpienia mnie – warknęła brunetka. Oslon skinęła głową, po czym ponownie rozejrzała się po sali. W drzwiach dostrzegła Lunatyka, który dziwnym, ukośnym truchcikiem popylał w stronę machającego do niego szarookiego.
- Ruchałeczko moja! – rozległ się jego głos, na co blondyn zatrzymał się i zmierzył go podejrzliwym wzrokiem, wykrzywiając się z rozbawieniem. Dobrze wiedział, że owe słowo pochodzi od rusałeczki.
- Weeeź… - odparł, zniżając głos, po czym balansując całym ciałem ukończył wędrówkę i krzyknął coś o naleśnikach. Candy uśmiechnęła się do siebie, kątem oka dostrzegając podobny wyraz na twarzy Aniston. Brunetka podniosła się i z tostem w ręku popatrzyła na nią z góry.
- Idziesz? – spytała swoim zwykłym, przychrypniętym głosem.
- Gdzie? – zdziwiła się, również wstając.
Machnęła tostem w stronę Huncwotów i ruszyła w obranym kierunku. Kilka chwil później zadudniło, gdy grzmotnęła z całej siły nie spodziewającego się tego Blacka w środek kręgosłupa. Chłopak zacharczał, po czym nawet nie odwracając się, by sprawdzić, kto to, przesunął się nieco.
- Siadaj, Jenny – rzucił i zakasłał cicho w zaciśniętą pięść. Parsknęła, rozbawiona, wsuwając się na miejsce obok. Candy wydęła wargi. Nie jej sprawa w sumie, ale przecież zerwali ze sobą już spory kawałek czasu temu. Nie widziała wcześniej, żeby ludzie z nieudanego związku byli w stanie normalnie ze sobą rozmawiać. Drgnęła lekko, gdy ktoś chwycił ją za nadgarstek i pociągnął w dół. Remus.
- No nie stój, tak, no, bo się jeszcze mniejszy czuję przez to!
Parsknęła, rozbawiona, siadając obok.
- Ktoś tu ma kompleksy?
- Ja? Skąd! – fuknął, po czym zapchał się naleśnikiem. Przez chwilę panowała cisza, kiedy wszyscy zajęli się jedzeniem.
- W ogóle co was tu przywiało? – zainteresował się szarooki. Jennifer dźgnęła go widelcem w ramię.
- Nie mogłam już słuchać pieprzenia Megan.
- Megan? – zdziwił się między kolejnymi kęsami. Aniston westchnęła, opierając łokieć na stole.
- To jest niesamowite, jak ty kojarzysz właściwie wszystkie co ładniejsze dziewczyny z całej szkoły, a nie ogarniasz ludzi ze swojego rocznika w twoim domu.
Reszta Huncwotów oraz Candy roześmiała się na tę uwagę. Syriusz jedynie odwrócił się do rozmówczyni przodem.
- Myślałby kto jaka uszczypliwa... – Popił sokiem. - Skoro jej nie kojarzę, to ta twoja Megan musi być po prostu brzydka.
Brunetka parsknęła śmiechem i z aprobatą poklepała go po ramieniu. Chichotała chwilę w rękaw.
Nagle Remus wyprostował się ze śmiercią w oczach.
- Candy! Ja miałem z tobą porozmawiać! Zjadłaś? – spytał, a gdy skinęła głową, poderwał się i chwycił ją za nadgarstek, ciągnąc za sobą. – Chodź, potrzebujemy ustronnego miejsca!
Rzuciła widelec na stół, pozwalając się za nim pociągnąć. Wymieniła jeszcze tylko zaskoczone spojrzenia z Jen i Peterem.
- Dawaj Remi! – zawołał za to James. – Zróbcie to!
- Bądź mężczyzną! – przyłączył się szarooki. Następnie zaśmiewał się do siebie przez chwilę i upił nieco soku ze swojego pucharu.
- Co jest? – chrypnęła Jenny, kradnąc mu kawałek tosta z talerza.
- No co, mają się ku sobie, maleństwa. Może w końcu jakoś ustalą coś między sobą – rzucił obojętnie. Uniosła brwi. Jakby się tak zastanowić, to rzeczywiście. Wygięła wargi. Nie zauważyła, chociaż to w sumie nie dziwne – w kwestiach międzyludzkich była trochę… upośledzona? Była w stanie nie zauważyć, że ktoś jawnie daje jej do zrozumienia, że jest nią zainteresowany, dopóki ktoś jej w tym nie uświadomi. Wzruszyła ramionami i zabrała szarookiemu puchar.
- Może. Dawaj to, chce mi się pić.
- Nie, Peter… - jęknął nagle proszący głos Jamesa, bowiem Peter poderwał się, zaczynając machać do Berty Jorkins.
Black szybko odłożył sztućce.
- Dobra, dobre było, ale się skończyło. Jen, może mały spacer? – posłał jej naglące spojrzenie. Ponownie wzruszyła ramionami i podniosła się. Od małego spaceru z Blackiem jej nie ubędzie, a zazdrosne spojrzenia innych niewiast są całkiem zabawne.
James również stwierdził, że nic tu po nim. Przesiadł się kilkanaście krzeseł dalej, do Franka Longbottom’a.
- Co jest? – spytała, drapiąc się po policzku, kiedy opuścili wielką salę.
- Berta przyszła do Petera. Uwierz, nie masz ochoty tego oglądać.
Skrzywiła się. Rzeczywiście, miała nieprzyjemność natknąć się na nich kiedyś w zaułku trzeciego piętra. Sapnęła ciężko przez nos.
- Rany, Black, mój bohaterze.
Parsknął leniwie, wsuwając ręce do kieszeni. Stłumił ziewnięcie. Przez tego kretyna Pottera nie wyspał się dzisiaj.
Zatrzymali się dopiero przed portretem Grubej Damy. Nie puszczając ręki dziewczyny, przegramolił się przodem, ciągnąc ją przed sobą. Z racji pory śniadania, w salonie Gryffindoru nie było nikogo. Stanęli naprzeciwko siebie i lekko dysząc mierzyli się dłuższą chwilę spojrzeniami w panującej wokół ciszy. Nagle Remus nabrał głębiej powietrza, najwyraźniej nadymając się, by coś powiedzieć i zamarł. No bo niby jak ma się jej o to spytać? W sumie to nie wiedział, czy ona tego chce. Nie powinni się najpierw spotykać jakiś czas zanim wystosuje jej takie zapytanie? Cholera, że też nigdy nie wpadł na to, by spytać ojca jak to wszystko zadziało się z mamą. Albo dziadków mógł podpytać ewentualnie, no a teraz?
Candy uniosła lekko brwi, widząc, jak zamiar dosłownie z Lunatyka ulatuje. Zacisnęła lekko wargi, biorąc głębszy wdech. Nie miała pewności, że to właśnie w ich sprawie blondyn ją tak przeforsował przez całą prawie szkołę, ale z drugiej strony, gdyby chodziło o coś innego to po chciałby porozmawiać z nią na osobności? Zastanawiała się chwilę, czy dalej ma milczeć, czy może jednak trochę mu pomóc. Jeśli chodziło o robienie głupot, Remus nigdy długo się nie wahał i z podniesioną głową wchodził na arenę uwagi tłumów, jednak w sprawach damsko-męskich, jak zdążyła się zorientować, szybko kładł uszy po sobie i wolał się wycofywać.
- Mm… - zaczęła cicho po krótkiej kalkulacji. – To o co chodzi?
Powstrzymała chichot, kiedy ręka blondyna momentalnie znalazła się na jego karku, a główny zainteresowany najwyraźniej szukał wzrokiem inspiracji w podłodze. Wyglądał identycznie kiedy tłumaczył się z czegoś profesorce. Czyli nie tylko ona była podenerwowana... Tak jak się spodziewała, Lupin przystąpił do dzikiej gestykulacji i niespójnego bełkotu, którym raczył swoich oponentów z grona pedagogicznego.
- No bo tak, nie? Znaczy… Chciałem z tobą porozmawiać już od dłuższego czasu, ale jakoś nie było… No, czasu. Jego nigdy nie ma wystarczająco! – zaaferował się nagle. - Gdyby doba była dłuższa, na pewno już dawno bym ci powiedział, co chciałem ci powiedzieć, a że jakoś się nie udało do tej pory tego powiedzieć, to powiem ci to, co chciałem ci powiedzieć od dłuższego czasu… Boże, co ja gadam…. – wymamrotał nagle i westchnął głośno, drepcząc w miejscu. – No bo, no… - Rozbawione spojrzenie towarzyszki nie ułatwiało mu sprawy. W głowie zadanie tego pytania było zawsze takie proste, a jej odpowiedź taka oczywista i wesoła. Dziewczyna roześmiała się nagle, widocznie nie mogąc dłużej wytrzymać.
- Uwielbiam jak to robisz! – Zachichotała. – Gadasz, gadasz, ale tak naprawdę o niczym nie mówisz. I to z jakim przejęciem!
Również parsknął, pocierając dłonią nos.
Dobra, cholera. Kawa na ławę, po prostu. W końcu jest Huncwotem, tak czy nie? Najwyżej odmówi.
Nabrał powietrza i wypalił szybciej, niż sam się tego spodziewał:
- Chceszzemąchozić?
Zamilkła, wlepiając w niego zaskoczone spojrzenie. A jednak. Chciała się uśmiechnąć, skinąć głową i pewnie też go pocałować, ale nie mogła. Niby się tego spodziewała, ale i tak wszystko wewnątrz nagle się w niej napompowało, utrudniając złapanie oddechu.
- C-co? – wyjąkała jedynie.
- Chciałem spytać – zaczął więc powoli, bo powiedzenie tego drugi raz było jakby prostsze. – Czy nie zechciałabyś ze mną się ten… Znaczy nie TEN, tylko… Tak wiesz… W sensie chodzenia tak… W sensie… - Jego ręce ożyły i zaczęły gestykulować, pokazując jakieś dziwne kształty. Opadły, kiedy ich właściciel ponownie wziął głębszy wdech. – Matko, jaki ja jestem beznadziejny – stwierdził. – Lubię cię – zaczął więc od nowa, trochę jakby ze zniecierpliwieniem. – I wydaje mi się, że ty mnie też. Więc pomyślałem sobie, że skoro taka sytuacja zaistniała, to czy może nie zechciałabyś być moją dziewczyną?...
Opuściła nieco głowę, parskając cicho i nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu cisnącego się jej na twarz. Lupin, jak to Lupin, nie potrafił się spytać w normalny sposób, tylko musiał dodać wianuszek głupot od siebie. Burza włosów zasłoniła jej twarz, kiedy skinęła potakująco.
- Brzmi zachęcająco – powiedziała po chwili cicho i uśmiechnęła się. Z rozbawieniem stwierdziła, że nawet nie musiała podnosić głowy, by na niego popatrzeć. Nie ma to jak niski towarzysz rozmowy, czyż nie?
Lupin zaświszczał, wypuszczając powietrze, przez co wyglądał jak opróżniana z powietrza dętka. Otarł pot z czoła na niby.
- Raany! – zawołał. – Śmiejesz się, kurcze, a wiesz jak trudno tak podejść i zapytać?! Nie wiesz, bo nie podchodzisz i nie pytasz, bo w końcu to nie ty jesteś od tego, nie? Wy, dziewczyny, jesteście na uprzywilejowanej pozycji!
Wyciągnęła do niego ręce, widząc, że znowu zaczyna wpadać w zgoła bezsensowny słowotok i przyciągnęła go do siebie za szyję, niemalże wpijając mu się w usta. W pierwszej chwili próbował jeszcze coś mówić, ale szybko porzucił temat i zaśmiał się lekko. Odsunęli się.
- Przepraszam. – Przybrał przepraszającą minę. – Musze się chyba przyzwyczaić, bo na razie jak się całuję to chce mi się śmiać… To takie dziwne jest. – Złapał ją w pasie i przygarnął bliżej siebie w lekkim uścisku. Stali chwilę objęci i Candy z zaskoczeniem stwierdziła, że Lunatyk był bardziej przejęty tą sytuacją niż na to wyglądał lub nawet niż ona. Zdawał się drżeć lekko, kiedy mocniej splótł ręce na jej plecach.
- A się psia krętka zestresowałem! – fuknął. Pocałowała go lekko w ucho na pocieszenie i nim któreś zdążyło zrobić coś więcej, przejście pod portretem otworzyło się i do środka weszło kilka osób z ostatniego rocznika. Odskoczyli od siebie, zakłopotani.
Siódmoklasiści popatrzyli na speszonych, młodszych towarzyszy z domu i wymienili rozbawione spojrzenia. Jeden z nich wyszczerzył się w uśmiechu.
- Oho! My chyba nie w porę!
Lupin parsknął, odzyskując animusz. Wziął się pod boki, teatralnie przybierając wyniosło-niezadowolony wyraz twarzy. Machnął lekceważąco ręką w ich kierunku.
- No tak wyczucie czasu to macie państwo doprawdy beznadziejne.
Starsi w towarzystwie roześmiali się, ponawiając wędrówkę w sobie tylko znanym kierunku, udając wielce skruszonych i przepraszając za najście.
- Remi?... – zaczęła cicho Candy. Posłał jej wesołe, pytające spojrzenie. – Chodź się przejść.
Skinął głową i ruszył do wyjścia z salonu, tym razem jednak puszczając ją przodem.
Komentarze:
Annie Niedziela, 09 Marca, 2014, 18:10
Czemu tak krótko?! świetnie jak zawsze
aniloraK Piątek, 14 Marca, 2014, 00:43
ah ten lunatyk
genialne
anonimowa Sobota, 22 Marca, 2014, 19:55
Uwielbiam Remusa!
Świetnie piszesz, chociaż krótko
Helen Piątek, 28 Marca, 2014, 15:02
Piszesz wspaniale, uśmiech sam się ciśnie na usta, gdy czyta się Twoje opowiadania