Co mogę wam jeszcze powiedzieć? Miłego czytania! Mam nadzieje, że moje wypociny się wam spodobają! Pozdrawiam wszystkich czytelników!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Jaką?
Spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem, żeby mi wszystko wyjaśniła. Mama uśmiechnęła się i usiadła obok mnie.
- Ferie tutaj są takie zimne i ponure. Pomyślałam, że będziesz się nudzić z nami... Wiesz, doroślejesz i nie chcesz spędzać z nami czasu i nie będziesz miała co robić.
- Do czego zmierzasz?
Kobieta złapała mnie za rękę i uśmiechnęła się jeszcze bardziej, chociaż nie wiem jak to możliwe.
- Pojedziesz jutro do wujka Juliusza do jego willi.
Zamarłam i przez chwilę nie wiedziałam co powiedzieć. Pierwszy raz za nimi tęskniłam, a oni wysyłają mnie do domu wariatów, gdzie są sami chłopcy! Z jednej strony to plus, a z drugiej koszmar! Zwariowany wujek ma dwóch synów :Ricka(15 lat) i Toma(17 lat), którzy zawsze zapraszają kumpli do siebie na noc i zawsze mnie straszą i robią kawały. Nie chce tam wracać. Ostatnim razem, gdy brałam prysznic, jeden z nich zabrał mi ręcznik i ciuchy. Przez pół godziny zdzierałam gardło, żeby mi oddali, ale do nich nic nie docierało. Kumpel Ricka wrzucił do łazienki swoja bluzkę, żebym miała co założyć. Doceniłam to i pocałowałam go w policzek, a resztę pocięłam piłą. Nie, nie pocięłam ich, ale dałam każdemu porządnie z liścia. Darin zawsze był po mojej stronie i mi pomagał, ale bracia i Cris (kolejny koleżka) starali się jak najbardziej, żeby uprzykrzyć mi życie! Nie wrócę tam!
- Już jutro? Ale...
- Wujek bardzo cieszy się z wizyty, a twoi kuzyni mają nowego kolega.
Super! Kolejny diabeł do kolekcji! Za jakie grzechy? Jak ja mam wogóle powiedzieć mamie, że ich nie cierpię? Juliusz był jej bratem i uraziłabym ją, gdybym powiedziała prawdę.
- Wolałabym zostać w domu, tak się za wami stęskniłam i chętnie pomogłabym ci w kuchni i innych obowiązkach... serio.
- Kochanie, ty się dobrze czujesz? Nie mogę odwołać twojej wizyty. Przykro mi, ale wujek tak się już na to nastawił. Wiem, że spędzisz tam cudownie czas. Jest tam ciepło, dużo miejsc do zwiedzenia, plaża, morze.
Rzeczywiście... woda i piasek... coś wspaniałego. Kocham się opalać, ale nie z szatanami! Kobieta przytuliła mnie i wzięła moje włosy w swoje ręce. Lubiła się nimi bawić, a fryzury robiła przepiękne.
- Pojedziesz tam na półtora tygodnia. Potem przez trzy dni pobędziesz w domu z nami i wrócisz do Hogwartu. Będzie dobrze. To tez pomoże zapomnieć ci o Vanessie. Idź się spakuj.
Pokiwałam zniechęcona głową i wróciłam do pokoju. Walizka leżała juz na łóżku. Pakowanie zajęło mi parę minut. Wzięłam dwa kostiumy kąpielowe, letnie ciuchy, wygodne buty typu japonki, sandałki i balerinki. Zrobiłam sobie nawet listę rzeczy jakie biorę ze sobą... uhhh... chcę żeby wszystko wróciło z powrotem.
Do pokoju wszedł Cedric i położył się obok walizki na łóżku.
- Już spakowana? Pewnie nie możesz się doczekać, aż stąd odlecisz...
- Nie, właściwie to wolałabym być tutaj przy tobie i rodzicach.
Brat uśmiechnął się do mnie i przytulił mnie mocno.
- Będę tęsknić.
- Ja też. Będę pisała, chyba że te potwory ukradną mi całe opakowanie z zapachowym papierem.
- Oni nie są aż tacy źli.
- Nie spodziewałam się takiej niespodzianki.
- To dopiero jej pierwsza część.
- Jak to? Jest jeszcze coś?
- Zobaczysz przy kolacji. Lece już!
Zamyśliłam się. Co mogłoby być dokładką do tej masakry? Będę musiała się nad tym porządnie zastanowić, bo na razie nic nie przychodzi mi do głowy. Może to po prostu jakiś upominek?
******
6.37
******
- Pobudka! Nie chcesz chyba, żeby wujek i kuzyni czekali!
Leniwie wyszłam z łóżka. Nie dość, że poszłam spać bardzo późno, to jeszcze wstałam bardzo wcześnie! Przypomniałam słowa Ceda. To dziwne, bo wczoraj nic nie dostałam podczas kolacji. Wzruszyłam ramionami i zaczęłam się ubierać. Najlepszy na podróż będzie dres. Nawet nie wiem jak tam dotrę! Przez komin? Wolałabym co innego, ale w każdym razie wszystko będzie do przeżycia.
Zeszłam na dół, do kuchni. Mama smażyła już naleśniki i parzyła herbatkę. Podeszła do mnie z kubkiem i małą paczuszką.
- To dla ciebie.
Rozwinęłam opakowanie i ujrzałam piękny łańcuszek z niebieskim sercem. Wyglądał tak magicznie, ale to przecież tylko wisiorek.
- Jest piękny.
- Tu masz dodatkowe serce, w razie gdyby to ci znikło.
- Jak to... ?
Nagle usłyszałam huk na podwórku. Szybko pobiegłam tam z tatą i Cedriciem. Na trawie leżał chłopak o blond włosach, które były lekko falowane. Oczy brązowe i pełne romantyzmu. Nawet przystojny i na dodatek o rok starszy ode mnie. Wszystko wspaniale, tyle że to mój kuzyn! Dopiero w tej chwili zauważyłam obok niego miotłę.
- Rick, co ty tu robisz? O ile mi wiadomo to ja mam się do was wybrać, a nie ty do mnie.
Chłopak zaśmiał się, wstał i otrzepał z piasku i trawy.
- Przyleciałem po ciebie, tylko że lądowanie nie wyszło. Muszę jeszcze trochę poćwiczyć.
- I ja mam z tobą polecieć!? To kabaret, czy co?
- Ta miotła jest na cztery osoby, pomieścimy się.
- Ja nie o tym mówię. Chodzi mi o to, że się boję!
Co za palant! Kretyn! Troll! Głupia pokraka! Nie wsiądę na te miotłę, a już szczególnie z nim! Nikt mnie do tego nie zmusi!
- Chodźcie zjeść! Potem polecicie!
Pobiegłam do kuchni i starałam się jak najwolniej jeść. Został mi jeszcze tylko jeden naleśnik. Wstałam z krzesła i podeszłam do lodówki po dżem, a odwracając się placka juz nie było!
- Gdzie mój naleśnik?
- Myślałem, ze już nie będziesz jadła.
To już przesada! Co to za bezmyślna kreatura, która wkradła sie do mojego pięknego i młodego życia? Po pięciu minutach, tata musiał mnie siłą wpychać na krzywą miotłę. Wziął mnie na ręce, po czym posadził za Rickiem, a walizkę przymocował do końca miotły.
- Ja nie chce...
Po tych słowach wyruszyliśmy jak z procy. Miotła tak szybko leciała, że łzy zaczęły mi spływać po policzkach. Próbowałam mu powiedzieć, żeby zwolnił, ale nie mogłam otworzyć buzi. Objęłam go rękoma i położyłam głowę na jego plecach. To spory kawałek, więc musi mi być wygodnie i nie obchodzi mnie to, że ten palant pomyśli sobie, że zarywam do niego. Tak wcale nie jest! Nawet nie miałabym zamiaru! Miasto pod nami wyglądało bajecznie. Pełno samochodów na ulicach, które wyglądały jak mrówki. Dopiero teraz zauważyłam, że na niektórych wieżowcach są baseny. Fajna sprawa i to na takiej wysokości! Spojrzałam za siebie i ujrzałam wielką, żółtą kulę. Raziła ona me oczy do bólu. Pierwszy promienie słońca wychodziły z chmur, które zaczęły znikać. Stawał się coraz ładniejszy dzień. Jakoś ta podróż mnie znużyła i zasnęłam. Nawet nie wiem ile spałam, ale obudziłam się krótko przed lądowaniem. Zaczęliśmy się zniżać i strach mnie obleciał. A co jeśli znowu nie wyjdzie mu lądowanie i zabije mnie?
Perę metrów nad ziemią, wyrównał trzon miotły, tak, że teraz był równoległy do podłoża. Lekko zeskoczyliśmy z miotły, która stanęła. Myślałam, że serce zaraz mi wyskoczy.
- Nie było tak źle.
- Wiem. Chodź, chłopcy stęsknili się juz za tobą.
A ja za wami nie... Nie powiedziałam mu tego. Moje myśli szalały i odpowiadały nieprzyjemnie na każde jego słowo. Weszliśmy przez wielką i czarną bramę. Szliśmy prosta drogą prowadzącą do ogromnego domu, który wyglądał jak mały pałac. Byli obrzydliwie bogaci i mieli wielki ogród, w którym pełno było drzew, wolnego terenu i kwiatów. Przed domem stał srebrny, latający samochód. Pamiętam jak pewnego razu dałam się namówić diabłom i pojechałam, a raczej poleciałam z nimi tym samochodem na plaże. Genialny kuzynek wylądował w wodzie, a potem mieliśmy przesrane u wujka! Przygody z nimi miałam wszelkiego rodzaju. Wiele mamy ze sobą wspólnego, ale nigdy za specjalnie za nimi nie przepadałam.
Dom był cudowny, a był on w kolorze kremowym. Okna miał duże z białymi obramowaniami. Dach w kolorze łososiowym. Całokształt był, jak już wcześniej napisałam... cudowny. Było w nim wiele pokoi gościnnych, wielgaśna kuchnia w czarnym i białym odcieniu, chyba z cztery łazienki, dwa salony i bardzo dużo holi. Na każdej ścianie wisi jakiś obraz. Wchodząc do środka czuję się, jakbym była w rezydencji jakiejś gwiazdy.
Przed domem czekali już wszyscy. Byłam speszona tą sytuacją, ale uśmiechnęłam się i podeszłam z udawaną radością. Wujek wstał z krzesła ogrodowego i przytulił mnie na powitanie.
- Witaj znowu dziecko! Miło cię widzieć! Chłopcy gadają o tobie cały dzień.
Spojrzałam na każdego z nich po kolei. Darin był cholernie przystojny. Brązowe włosy, brązowe oczy, wspaniały uśmiech. Nigdy jeszcze o nich nie myślałam w ten sposób, ale każdy wyglądał smakowicie... cała czwórka. Ze wszystkimi się przytuliłam i poszłam sie rozpakować. Pokój był śliczny... niczym pokój księżniczki. Wielkie łóżko okryte śliską pościelą z wieloma poduszkami, przy których stała maskotka pingwina. Nad łóżkiem było lustro. Na środku pokoju było okno z białymi zasłonami. Ściany były brązowe. W pokoju było jeszcze biurko, na którym stał laptop, przy szafie na ubrania stała gitara... pamiętam jak grałam razem z Crisem nasze ulubione kawałki. Może są to przystojne palanty, ale są spoko. Położyłam się na łóżko i zaczęłam jeszcze raz przypominać sobie przygodę z samochodem, gdy nagle ktoś wpadł do pokoju i wróciłam do rzeczywistości.