Hej! Niestety, ale w związku z zbliżającym się końcem roku sdzkolnego trzeba przyłożyć się do nauki, więc następna notka pojawi się najszybciej za dwa tygodnie.Pozdrowienia dla KogośCałkiemObcego i Gruchy Zapraszam do czytania:
Ze snu wyrwał mnie jakiś odgłos. Nie otwierałam oczu, bo nie byłam pewna co zobaczę.
- Obudzą ją – usłyszałam cichy szept Albusa i zdrętwiałam. Czy są na mnie źli? Zdobyłam się jednak na odwagę i otworzyłam oczy. Najpierw zobaczyłam tylko zamazany zarys sufitu – nie paliło się żadne światło, kiedy uniosłam głowę ujrzałam Albusa siedzącego w nogach mojego łóżka i Jamesa na krześle obok. Starszy chował twarz w rękach, a młodszy patrzył w stronę drzwi, więc nie zauważyli mojego przebudzenia.
Rozejrzałam się i zrozumiałam, że jestem w Skrzydle Szpitalnym – znowu. Zza drzwi dobiegał odgłos cichej rozmowy.
- Lily? – Al zauważył, że nie śpię, na jego słowa także James na mnie spojrzał– Lily, jak się czujesz? Boli cię coś? – Nie czułam bólu, ale ręce... na lewej miałam gips usztywniający kciuk, a prawą zdobił plaster. – Lily?
- Wszystko dobrze – zapewniłam ich.
- Wiemy co się stało i rozumiemy cię, a przynajmniej próbujemy. Matt przyznał się do wszystkiego.
- Tak? - Byłam lekko zdziwiona.
- No, na początku trochę się wykręcał, ale Emily to z niego wyciągnęła.
-Mogłaś nam powiedzieć, zajęlibyśmy się nim – zaproponował James. Wymienili pomiędzy sobą tajemnicze spojrzenia.
- Jak wróciłaś do zamku?
- Normalnie, przez las.
- A potem, w salonie? Mike zarzekał się, że nikt nie wchodził. Więc, jak to było?
- Hehe… Nie zauważył mnie, po prostu przeszłam za jego plecami.
- Co za ćwok! I nic nie usłyszał? Trzeba było postawić tam kogoś innego.
- Która jest właściwie godzina?
- Już po dwunastej – usłyszałam odpowiedź.
- Więc co tu robicie? Pozwolili wam zostać?
- Bo wiesz… chodzi o to, że… - drzwi otworzyły się i stanęły w nich tak dobrze znane mi osoby. Mama szybko dobiegła do mojego łóżka i zaczęła przyglądać się mi z czułością. Tata pojawił się nad jej ramieniem i uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Och Lily… Co my z tobą mamy…
- Co wy z nami macie – poprawił James.
- Oj huncwoty, huncwoty…
W tej chwili przyszła pielęgniarka i uznała, że muszę odpoczywać, więc podała mi napój usypiający.
- Dobranoc kochanie – usłyszałam jeszcze głos mamy.
Kiedy obudziłam się rano była ósma. Patrzyłam bezmyślnie w sufit kiedy usłyszałam skrzypnięcie. Uniosłam głowę i zobaczyłam, że na łóżku w drugim końcu sali ktoś leży. Na białej poduszce wyróżniała się brązowa czupryna i nos w gipsie. Na ten widok zachciało mi się śmiać, jednak się opanowałam. Matt podniósł głowę i chyba przeraził się, kiedy mnie ujrzał.
- Li…Lily? – Wystękał. Przez ten nos miał strasznie dziwny głos.
- Co chcesz Brown?
-Jak się czujesz?
- Wspaniale, a ty? – Z trudem powstrzymywałam się od śmiechu.
- Dobrze… Całkiem dobrze…
Naszą rozmowę przerwała pielęgniarka, wchodząc do sali. Za nią dreptały dwa skrzaty domowe z tacami w rękach. Jeden podszedł do mnie i czarami umieścił tacę tak bym mogła zjeść śniadanie, drugi zrobił to samo u Matta. Szybko zabrałam się do jedzenia, ręka w gipsie nie była zbyt pomocna. Kiedy skończyłam jeść pielęgniarka kazała mi wypić chyba hektolitry różnych eliksirów, które nie były zbyt dobre.
- Kiedy będę mogła wyjść? – Spytałam uprzejmie - nie chciałam przeżywać znowu odwiedzin całej rodziny.
- Zostaniesz tu przynajmniej do jutrzejszego wieczoru – rzekła i poszła do swojego gabinetu. Odpowiedź załamała mnie. Do poniedziałkowego wieczoru? Nie widziałam w tym żadnych plusów. A właściwie, to czemu aż tyle? Może James i Al jakoś wyciągną mnie wcześniej, poproszę ich o to.
Pierwsze odwiedziny bardzo mnie zaskoczyły. Kiedy usłyszałam zbliżające się do drzwi kroki byłam pewna, że za chwilę zobaczę kogoś z rodziny. Jakie było moje zdziwienie kiedy ujrzałam, ż to Angela! Przez moment pomyślałam, że może przyszła do Matta, jednak szła w moim kierunku. Chyba wahała się, bo rozglądała się po sali ze zdenerwowaniem. Kiedy doszła do mojego łóżka powiedziała:
- Chciałam bardzo cię przeprosić Lily. Nie powinnam mu wierzyć i reagować tak gwałtownie. Myślałam, że kłamałaś, kiedy mówiłaś, że to tylko kolega. Naprawdę przepraszam. Strasznie mi teraz wstyd. Dziewczyny opowiedziały mi co zrobiłaś na pomoście i wtedy zrozumiałam. Przebaczysz mi, Lily?- I co miałam jej odpowiedzieć? Teraz nawet trochę jej współczułam.
- Och Angela, oczywiście, że ci przebaczam.
- Jesteś wspaniała Lily! - Mówiąc to ucałowała mnie w policzek i przytuliła.
- Och Lily, jak się cieszę, że nie jesteś na mnie zła. A, zapomniałabym, twoi bracia kazali przekazać, że przyjdą zaraz po śniadaniu. Masz wspaniałych braci Lily, też chciałabym takich mieć. Przetrząsaliby nawet Zakazany Las , gdyby McGonnagall nie zabroniła im dalszych poszukiwań. Percy nie miał na nich żadnego wpływu, na jego słowa typu: „lepiej idźcie na kolacje” albo „ na pewno nic jej nie jest” jeszcze bardziej się złościli. A kiedy dowiedzieli się co nagadał Brown rzucili się na niego! A raczej rzuciliby się gdyby inni ich nie powstrzymali. – Byłam zaskoczona, nie znałam swoich braci od tej strony, no i zrozumiałam nocną wymianę spojrzeń.
- Naprawdę? – Angela poważnie pokiwała głową.
-Przez to wszystko zapomniałam zapytać jak się czujesz?
- Wszystko dobrze – takie zapewnienia będę musiał składać przez cały dzień.
- Może potrzebujesz czegoś?
-Nie, nie, naprawdę. Pewnie nie byłaś jeszcze na śniadaniu, prawda?- zmieszała się lekko i pokiwała głową- Idź coś zjeść, bo potem będziesz głodna.
- Dla ciebie wszystko Lily. Wrócę jak tylko zjem.
Dłuższą chwilę później przyszli Al i James.
- Cześć siostrzyczko, jak tam? – zapytał James i usiadł na krześle.
- Była u mnie Angela i… opowiadała bardzo ciekawe rzeczy.
-Tak? Na przykład co?
- Na przykład to, że chcieliście się rzucić na Browna.- Obserwowałam ich czujnie myśląc, że będą się wykręcać, jednak uśmiechnęli się tylko, a Albus powiedział:
-Kiedy usłyszeliśmy jakie bzdury nagadał na twój temat to musieliśmy zareagować jak na starszych braci przystało, chociaż ty świetnie sobie poradziłaś. Jęczał z bólu kiedy pielęgniarka nastawiała mu nos.
- Moglibyście, jak na starszych braci przystało, załatwić u tej jędzy, która podaje się za pielęgniarkę, żeby wypuściła mnie dziś ze szpitala? - Wymienili między sobą dziwne uśmieszki i James powiedział:
- Wiesz co, Lily? Nasi rodzice są chyba jasnowidzami. Mówili nam wczoraj, że pierwszą rzeczą, o którą nas poprosisz będzie właśnie szybsze wyjście ze szpitala i w związku z tym…
- Pomożecie mi czy nie?
- Wymusili na nas obietnice, że ci nie pomożemy, w tej sprawie.
Wypuściłam powietrze z niedowierzaniem patrząc na braci. No nic, poradzę sobie sama. Może…
- Moglibyście w takim razie załatwić inną sprawę? – Pokiwali ochoczo głowami.
- Obiecujecie? – Zmieszali się trochę, jednak oboje powiedzieli „obiecuję” i zaczęli wypytywać o co chodzi.
- Musicie zrobić coś, aby uchronić mnie przed odwiedzinami całej naszej familii.
- Wiesz co Lily… Myślałem, że to będzie coś bardziej interesującego! – Narzekał jak zwykle James.
- Oczywiście możecie wpuszczać moje znajome, ale innych nie.
Przedpołudnie zleciało mi na miłej rozmowie z Andie ( powiedziała, że mogę tak mówić, bo Angela jest strasznie długie), a moi kochani bracia stali przed drzwiami i wymyślali coś, aby nikt nie wchodził do środka. Potem przyszły jeszcze Megan, Annie i Dory i zostały do obiadu. Kiedy wszyscy poszli na obiad (zwolniłam na ten czas chłopaków ze straży) czytałam książkę i myślałam jakby tu urwać się ze szpitala wcześniej. Spróbowałam nawet rozmowy z pielęgniarką:
- Wie pani, naprawdę dobrze się czuję po tych eliksirach. Nie uważa pani, że mogłabym wyjść wcześniej? – Rzuciła mi spojrzenie, które powinno zabić i wysyczała:
-Nie, nie uważam, żebyś mogła wyjść wcześniej. – Wolałam się jej nie narażać, bo jeszcze przetrzymałaby mnie do wtorku. Popołudniu uczyłam się z Andie na sprawdzian z zielarstwa, który miał się odbyć w poniedziałek. Gdybym jednak wyszła źle byłoby nic nie umieć. Około siedemnastej Angela musiała iść do biblioteki aby dokończyć wypracowanie na eliksiry. James i Albus przyszli wtedy pogadać:
- Czemu nikt nie może cię odwiedzić? Wszyscy po obrażali się na nas, że nie chcemy ich wpuścić. No, ale jeśli teraz mamy chwilę spokoju to trzeba dopracować kilka rzeczy w naszym planie. To już w ten piątek, nie możemy nawalić.
- Wiemy Al, nie musisz tak się denerwować. Pamiętamy cały plan, prawda Lily?
- Mam go w mały paluszku.
-No dobra, dobra… ale powtórka nie zaszkodzi.
Komentarze:
cialis professional zg Poniedziałek, 30 Marca, 2020, 16:37
mwkw kvActa of us gruesome underlying emails anesthetizing external of bidirectional Đ ĐhardeningĐ Đ bacteriologists http://overnightedp.com/ - cialis brand