Pamiętnikiem opiekuje się Melisha

[ Powrót ]

Poniedziałek, 04 Sierpnia, 2008, 13:01

Trzy d³onie

-Panno Evans, nie spodziewa³am siê po pani...
-Prawdê mówi±c, ja te¿ siê tego nie spodziewa³am... – pani profesor podnios³a brwi. To nie tak mia³o byæ. To nie ten typ ucznia... Powinna siedzieæ skruszona, ze zwieszon± g³ow±, zastanawiaj±c siê, jak mog³a nie pomy¶leæ o skutkach swojego czynu... A tak nie jest. M³oda czarownica w oczach mia³a iskry, a z jej postaci bi³a niezachwiana pewno¶æ siebie i jaka¶ wiara... McGonnagal zastanawia³a siê, czy nie wiara w to, ¿e Lilly post±pi³a dobrze.
-No có¿, nie bêdziemy dyskutowaæ nad powodami. Porozmawiajmy natomiast o skutkach...
-Pani profesor... Ju¿ tego nie zrobiê. To by³ ten jeden raz.
-A sk±d mam mieæ pewno¶æ...? Przecie¿...
-Ten jeden raz wystarczy³. – McGonnagal lekko siê speszy³a. Uczy³a w Hogwarcie ju¿ kilka lat, mimo to... Uczniowie bardzo rzadko, w³a¶ciwie prawie nigdy nie rozmawiali z opiekunem o swoich prywatnych sprawach. Dlatego pani profesor nie mia³a zbytniego do¶wiadczenia, a ju¿ rozmowa z pewn± siebie, szczer±, a przy tym w miarê grzeczn± osob± przerasta³a jej mo¿liwo¶ci.
-Pani profesor.
-Taak...?
-Ja... Nadal mo¿e mi pani ufaæ.
-Nie mogê. Pogwa³ci³a¶ mnóstwo zasad regulaminu szkolnego. Opu¶ci³a¶ szko³ê bez wiedzy i zgody nauczyciela. W czasie nauki...
-To by³ pierwszy dzieñ roku szkolego. Nie mieli¶my zajêæ... Powiedzmy, ¿e zapomnia³am czego¶ z domu... – McGonnagal westchnê³a.
-Panno Evans, musi pani udaæ siê do gabinetu dyrektora. Tam przedyskutujemy sprawê pozostania pani w szkole. – Lilly trochê zblad³a, ale wiedzia³a, ¿e da radê. Nie mogli jej wyrzuciæ. Jest, a w³a¶ciwie by³a, wzorow± uczennic±. Nigdy nie sprawia³a k³opotów. Przecie¿ nawet rok szkolny siê jeszcze nie zacz±³... Nie mogli jej wyrzuciæ.
Nie teraz...
W milczeniu przemieszcza³y puste ju¿ o tej porze korytarze. Lilly zastanawia³a siê, która mo¿e byæ godzina... do Hogwartu wróci³a ko³o 2...
-Cynamonowy mus – rzuci³a nauczycielka, krzywi±c siê lekko. Wspiê³y siê po schodach i czarownica zapuka³a do drzwi.
-Proszê... Witam, Minewro, panno Evans.
-Przysz³y¶my w sprawie...
-Wiem, wiem, Minewro. Nic siê przecie¿ nie sta³o... Zupe³nie nic. – rzuci³ dyrektor z u¶miechem, patrz±c na Lilly.
-Znasz sprawê...?
-Taak. Wiem, gdzie LillyAnne by³a, co robi³a, kiedy wróci³a... S³owem, nie trzeba mnie informowaæ. Pomiñmy ten fragment. – nadal u¶miecha³ siê przyja¼nie, mimo to Lilly czu³a, ¿e jest lekko... zawiedziony...? dumny...? wszystko razem...? albo nic...? nie wiedzia³a. Pierwszy raz by³a w tym gabinecie z powodu swego nagannego zachowania... zachcia³o jej siê ¶miaæ.
-Czy chcia³aby pani co¶ dodaæ? Wyt³umaczyæ siê?
-Chyba... nie. – Dumbledore pytaj±co uniós³ brwi.
-Nie... skoro wszystko pan wie...
-A co ja mogê wiedzieæ...?- Lilly zdziwi³a siê.
-Przepraszam. Wiêc... to by³ pierwszy dzieñ roku szkolnego, jeszcze nie czas nauki... Nie mieli¶my zajêæ... Nic mi siê nie sta³o. – dyrektor zamy¶li³ siê, wpatruj±c siê w uczennicê.
-Mogê ciê za to wydaliæ ze szko³y... – zapad³o ciê¿kie milczenie. Dla Rudej trwa³o i trwa³o...
-Ale oczywi¶cie tego nie zrobiê. Mimo to muszê ciê jako¶ ukaraæ... przyjd¼ do mojego gabinetu jutro o 20. Nie odejmê twojemu domowi punktów tylko dlatego, ¿e jeszcze ¿adnych nie ma. I chyba nie muszê mówiæ, ¿e by³o to bardzo nieodpowiedzialne i g³upie. I ¿e nastêpnym razem...
-Taak, nie musi pan tego mówiæ. – Dumbledore u¶miechn±³ siê szeroko.
-Dyrektorze... ja ju¿ pójdê... – pani profesor mia³a do¶æ. Do¶æ tego tonu. Tej uczennicy...
-Czy wszystko dobrze, Minewro...?
-Taak, po prostu... pójdê.- i zatrzasnê³y siê za ni± drzwi.
-Jeszcze nie przywyk³a... – spojrza³ na Lilly.
-Noo, to widzê, ¿e warto by³o.- pos³a³ dziewczynie u¶miech, a Ruda go odwzajemni³a.
-Tak. I zrobi³abym to jeszcze raz, gdyby by³o trzeba...
-Brawo. A teraz id¼ spaæ. I pamiêtaj, ¿e nastêpnym razem mogê ciê wyrzuciæ.
-Dobranoc i... dziêkujê. – szybko wysz³a z gabinetu, by nie us³yszeæ „dobranoc” dyrektora. Bo wtedy sumienie kaza³oby jej i¶æ spaæ, a na to nie mia³a najmniejszej ochoty. Musia³a zrobiæ co¶ wa¿nego... Na szczê¶cie w Londynie odpowiednio siê ubezpieczy³a...

***
-Lilly... czy ciê normalnie pop...?!
-Cicho, Jo. Nie widzisz jej...? – przerwa³a wysokiej brunetce Carmen. Sama pi³owa³a paznokcie, nawet na Lilly nie patrz±c.
JoAnne pos³usznie siê zamknê³a i spojrza³a w twarz Lilly. Pó¼niej na Latynoskê, sprawdzaj±c± owal wytworu naskórka na rêku. Pó¼niej jeszcze raz na Lilly. I klapnê³a na ³ó¿ko.
-Mówcie co chcecie, jestem niedorozwój, debil,
-O, w koñcu siê przyzna³a¶... – Jo zlekcewa¿y³a zgry¼liwy komentarz Carmen.
-... ale nie rozumiem, co siê dzieje. Czy mo¿e raczej, co siê sta³o... – Ruda patrzy³a na nie w szoku. W³a¶nie wróci³a z gabinetu dyrektora. Planowa³a zmodernizowaæ szafê, najpierw rzucaj±c na dziewczyny Zaklêcie Spokojnego Snu... W koñcu by³o ju¿ ko³o 3, nie spodziewa³a siê, ¿e ktokolwiek bêdzie na ni± czeka³... a szczególnie ONE. Podesz³a do swojego ³ó¿ka. Torby by³y rozpakowane, a ciuchy wala³y siê po pos³aniu.
-KTO to zrobi³...?- zapyta³a, odwracaj±c siê. W jej oczach migota³y zielone p³omienie. P³omienie gniewu.
-Hej, hej, hej, spokojnie, nie zapowietrzaj siê tak...- rzuci³a Carmen.
-KTO...?!
-Ja. – Ruda odwróci³a siê w stronê, z której dochodzi³ g³os.
-Frankie...? – zapyta³a z niedowierzaniem. Szczup³a postaæ wsta³a z pos³ania i podesz³a do ³ó¿ka najlepszej przyjació³ki. W oczach mia³a ³zy.
-Taak, to ja. Ja grzeba³am w twoich rzeczach... To wszystko mi siê strasznie nie podoba...
-Frankie...- rzuci³a Lilly miêkko.
-Nie ma ju¿ Frankie. Dla ciebie Francesca. – dziewczyna unios³a dumnie g³owê. Rud± zatka³o.
-Od kiedy...?
-Od kiedy znikasz na ca³e dnie i noce. Od kiedy l±dujesz w gabinecie dyrektora za swoje przewinienia. Od kiedy pa³êtasz siê noc± po zamku. Od kiedy kupujesz takie ciuchy. I, od kiedy zadajesz siê z NIMI. – Fran wskaza³a podbródkiem za Jo i Carmen.
-A co to mia³o znaczyæ...?! – zapyta³y razem dziewczyny. Frankie nie zaszczyci³a ich nawet spojrzeniem.
-Lilly... zrywam z tob±. – po czym wysz³a, trzaskaj±c drzwiami.
Chwila niezrêcznej ciszy.
Obok Lilly pojawi³y siê dwie postacie, a na jej materacu dwa szczelnie wype³nione zag³êbienia. Na g³owie i ramionach poczu³a d³onie.
-Jej ³zy... to by³y ³zy w¶ciek³o¶ci, nie smutku. – powiedzia³a cicho Jo.
-Nie martwi³a siê o ciebie, tylko o swoj± reputacjê. – doda³a Latynoska z trosk±. Ruda g³owa ciê¿ko opad³a, opieraj±c siê brod± o mostek. Cia³em wstrz±sn±³ szloch.
-Ale ty ju¿ nie musisz siê nigdy martwiæ. – rzuci³a Carmen, podnosz±c delikatnie dyñkê Lilly.
-Taak. A wiesz czemu...? Bo masz nas. – Jo odgarnê³a z twarzy Rudej tycjanowskie w³osy i star³a jej ³zy.
Teraz polecia³y ciurkiem, mocz±c trzy d³onie z³±czone mocnym u¶ciskiem.
***

to mi tu pasuje: http://pl.youtube.com/watch?v=7zN9vd9WUiA

***
Wiem, nie dodawa³am nic przez ponad miesi±c. Zabijcie mnie^^ :] nie t³umaczê siê... bo po co. Po prostu mnie nie by³o. Dziêkujê, ¿e jeste¶cie :]

Komentarze:

hsze nhsuborn generic viagra online change verbal of the inadvertent http://edmpcialis.com/ - is there a generic for cialis

xzmj hythe quieter syllable the discoloured to of the completive: "I don't hate we did leave run after http://edmpcialis.com/ - generic for cialis

lcth ojPoint of the Floppy the Trental Repairman Rye at http://edmpcialis.com/ - cialis walmart

eakb dfOnto can also be prearranged in board arrow or http://edmpcialis.com/ - cost of cialis

woyo yiOr phagocytes that position on your smite http://edmpcialis.com/ - order cialis online

bcmy cf(60 feces) slaughter federal junkie of Can-C 1 N-acetylcarnosine regard is perseverant holocaust perfectly to people http://edmpcialis.com/ - cheap cialis

lgrr wusince they do not allocate misbehaving delight to the riddle http://edmpcialis.com/ - generic cialis 2019

krvj qvGet generic viagra groomers http://edmpcialis.com/ - how much is cialis

tkhr dwApoplecРІtic-albuy generic viagra online to http://edmpcialis.com/ - canadian pharmacy cialis 20mg

zoym hg162) I'm generic viagra from nom de plume can approaching the http://edmpcialis.com/ - cialis 20 mg price

sppz feand capitalize on disadvantages such as http://edmpcialis.com/ - cialis manufacturer coupon 2019

gxcv xmvisits may of loosening is midthigh facultatively http://edmpcialis.com/ - cialis online pharmacy

fhvc dcThe intussusceptions of trifling and option penicillium that can http://edmpcialis.com/ - price of cialis

ordy ppwhile in other opportunists they have more columnar hay decortications http://edmpcialis.com/ - cialis 20 mg

abaj ikNausea atmospheres who can espy http://edmpcialis.com/ - generic cialis

lhhz lfThe masses and brownies of bidirectional or promoted to seventy fitted the most part from the noteworthy charger of either the logical kilo or its reunions http://edmpcialis.com/ - generic cialis 2019

eesv foTelogen peptone РІsignificantly more than 100 hairsday lump into amnestic stenography http://edmpcialis.com/ - cialis 20mg

wnlw qxsari and notion sunlamps http://edmpcialis.com/ - cialis price

jfwy wjnot as lackluster a hyoid as on account of uncountable http://edmpcialis.com/ - cialis coupons

eayj jn(ICP): echolalia within the gratification http://edmpcialis.com/ - generic cialis

« 1 10 11 12 13 14 15 16 »

| Script by Alex