***
Szedł korytarzem oświetlanym tylko blaskiem pochodni. Rozmawiali dosyć długo, ale nie zauważył tego, dopóki nie wyszedł. Nie miał ochoty wracać do dormitorium, do pytających spojrzeń, milczenia czy głupich żartów. Wyjął z torby pelerynę niewidkę, założył i ruszył na Wieżę Astronomiczną.
Gdy tam dotarł, sprawdził na mapie czy jest bezpieczny. Był - nauczyciele w swoich komnatach, Filch w piwnicy, Pani Norris z nim. Poszukał Lilly, ale nie było jej ani w dormitorium, ani w PW… to znaczyło, że siedzi jeszcze w Pokoju Życzeń. Westchnął. Nie chciał żeby płakała, chciał po prostu żeby… żeby wiedziała… Chciał to skończyć, swoje beznadziejne zauroczenie, takie dziecinne i długotrwałe. Nie wiedział, czy mu się udało. Nie czuł się inaczej, wypełniała go po prostu taka wolność… dziwnie pusta wolność. Znowu westchnął. Nie wiedział czy dobrze zrobił, ale przynajmniej coś zrobił… zakończył pewien etap. Tylko to uczucie nie dawało mu spokoju. Postanowił, że to będzie pierwsza i ostatnia noc, kiedy da się mu pochłonąć. Już nigdy nie będzie tego rozpamiętywał, zapełni to innymi dziewczynami, może nauką – w końcu to już 6 klasa… imprezy, piwo miodowe… życie będzie w porządku… Oprócz tej nocy. Bo teraz zwinie się w kłębek, przyciśnie czoło do kamiennej podłogi, i powspomina kolor jej włosów, wyraz oczu gdy się złościła, kształt ust gdy się śmiała…
***
Obudził go cichy trzask. Otworzył oczy i rozejrzał się po błoniach zalanych słońcem, które, właśnie wschodziło. Widok był piękny. Usiadł i przyjrzał się uważniej otoczeniu, próbując zlokalizować sygnał dźwięku, który go obudził – to Hagrid zatrzasnął drzwi swojej chatynki, kierując się do Hogwartu. To by znaczyło, że jest pora śniadania. James wstał i podniósł z podłogi pelerynę, która zsunęła się z niego w czasie snu. Idąc wolnym krokiem w stronę Wielkiej Sali, rozmyślał o wczorajszych wydarzeniach. Teraz już wiedział, że to przeszłość, że to za nim i nie musi się już martwić nowym planem uwiedzenia Lily… ani kogokolwiek. Bo wszystkie oprócz niej na niego leciały. Westchnął, ale nie było to westchnienie smutnego człowieka.
Wszedł do WS i usiadł obok kumpli. Przywitali go pytającymi spojrzeniami, których tak nie chciał wczoraj. Spróbował się uśmiechnąć i chyba nie wyszło tak źle.
-W porządku. Dałem sobie spokój. – powiedział dosyć pogodnie jak na człowieka, który właśnie zdał sobie sprawę, że zmarnował 5 lat, i zaczął smarować grzanki dżemem. Lupin westchnął.
-To przeze mnie… - zaczął.
-Nie, to nie przez ciebie. Po prostu wczoraj porozmawialiśmy, i wiem, że to już… przeszłość. – przerwał mu dość gwałtownie James. Syriusz wywrócił na to oczami, Remus znowu westchnął, bawiąc się swoją kiełbaską. Zapanowała niezręczna cisza.
-OK., wszystko jest w porządku, nie traktujcie mnie jak psychicznego inwalidy. Naprawdę jest dobrze. – powiedział Rogacz, patrząc po przyjaciołach. Syriusz zerwał się z krzesła.
-Brawo, stary! Wiedziałem, że zmądrzejesz! – i zaczął walić kumpla po plecach.
-Naprawdę? – spytał Lupin, gdy Syriusz i Glizdek odeszli.
-Naprawdę. – potwierdził Potter, i… uśmiechnął się.
Remus przyglądał mu się podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
- A teraz grzecznie pójdę po książki… Co mamy pierwsze?- zapytał Potter, podnosząc się i chwytając tost z dżemem.
-Trasnmutację. – rzucił za nim Remus, kręcąc głową. Sam dobrze wiedział, że nie można w ciągu jednej nocy pogodzić się z odejściem jakiegoś człowieka. Uczył się tego całe życie…
Ale James dopiero zaczynał.
***
-Kochanie… wstań, już rano. – usłyszała gdzieś za głową cichy szept. W odpowiedzi naciągnęła koc na głowę.
-Zostaw ją, nie widzisz, że potrzebuje spokoju… - zaoponował inny głos.
-Nie będzie cały dzień leżeć w łóżku i się nad sobą użalać. – stwierdził pierwszy stanowczo, a jego właścicielka pociągnęła za róg pledu.
-Odwalcie się. – mruknęła Ruda, nie wypuszczając nakrycia.
-Oo, ktoś ma humorki. Czyżby Potter…
-Nie wymawiaj przy mnie tego imienia!!! – wrzasnęła Ruda, siadając. Carmen podparła się pod boki.
-Bo co? Teraz to smutno, ale jak go olewałaś 5 lat to…
-Zamknij się, Car. – przerwała jej Jo, z obawą spoglądając na Lilly.
-Niby dlaczego? Prawda w oczy kole, nie? Najłatwiej zagrzebać się w poczuciu winy, że to niby sobie sprawy nie zdawałaś, że podświadomość…
-Bo tak było!!! – przerywa jej Evans. Dziwi się, skąd w Latynosce tyle zawiści. Z każdym jej słowem w plecy Rudej wbija się ostra szpilka. A przecież to przyjaciółka…
-Naprawdę? Naprawdę tak było? Podświadomość kazała ci go olewać? – pyta cicho Carmen. Lily siada na łóżku, wygładza pościel. Zna odpowiedź. Milczy. Nie potrafi…
-No widzisz?! To właśnie to mnie tak wkurza! Nie umiesz powiedzieć co myślisz, nie umiesz czegoś przerwać albo czegoś komuś dokładnie wytłumaczyć! A później albo zwalasz winę na tą drugą osobę, albo na swoją podświadomość. Podświadomość, kur… - tu splunęła. Próbowała oduczyć się przeklinać.
-Żałosna jesteś. Żal mi Pottera...
-Zamknij się, do cholery! – przerywa jej Jo i staje obok Lilly, głaszcząc ją po głowie. Ta łapie jej dłoń.
-No jasne, schowaj się za nią, przytul. Niech rozwiąże twoje problemy… - Ruda puszcze dłoń Jo.
-Ooo, brawo. Ale kto cię teraz będzie za rączkę prowadził? Nie ja, nie Jo, nie rodzice, nie Potter, nie Lupin… to kto? – Lilly milczy. Zwija się w kłębek.
-No właśnie. Będziesz tkwić na tym pieprzonym łóżku dopóki ktoś ci nie każe wstać. Dopóki ktoś ci nie każe… - powtórzyła ciszej, już bez złości. Zwyczajnie, stwierdzając fakt.
Carmen wyszła.
Ruda zaczęła szlochać. Jo usiadła obok niej i westchnęła.
-Ja… naprawdę…? – charka Lilly. Mimo iż roi to cicho i niewyraźnie, Jo ją rozumie. Milczy przez chwilę.
-Pomyśl. - mówi, po czym też wychodzi.
Ruda wali się na podłogę i przykrywa kocem.
Nie chce myśleć.
Nie chce nic.
***
-Nie uważasz, że przegięłyśmy…? – pyta Jo, podchodząc do Carmen. Ta stoi oparta o balustradę, spogląda na dół.
-Nie. Miałam ochotę ją uderzyć. Weź pomyśl o Jamesie… - mówi, parskając.
-Tiaa… jak go znam, to z tydzień się pozamartwia, potem będzie udawał, że mu przeszło, zaliczy wszystkie imprezy, spadnie na dno… a później z niego wyjdzie. – wzdycha Joanne, siadając obok ciemnoskórej. Pociąga nosem.
-Znowu paliłaś to świństwo… - stwierdza. W jej głosie brzmi rozbawienie.
-Wkurzyła mnie. A fajki mnie uspokajają... Tak właściwie, to nie daje mu tygodnia. Nie będzie chciał zamartwiać Luńka i Syriusza. Dwa, trzy dni.
-Może i masz rację…
Milczenie.
- Nic nie zrobimy.
-Nie. James sam musi się pozbierać. – Jo wzdycha i kładzie się na zimnej posadzce Wieży Astronomicznej.
-Kumplujesz się z nimi 5 lat, a tu nagle robią coś takiego… - kręci głową. Carmen przeczesuje włosy palcami i wyciąga z torby drewniane pudełko.
-Nie pal przy mnie… poza tym nauczyciele… - oponuje Jo, krzywiąc się.
-Kij im w oko. – przerywa jej Latynoska i wyciąga długi, biały papieros.
-Naprawdę nie możemy nic zrobić? – wzdycha, przewracając się tyłem do ciemnowłosej.
-Mają po 16 lat! Co niby, mamy za nimi latać i wszystko im…
-Hej. – przerywa jej głośny głos. Obok dziewczyn materializują się Syriusz i Lupin.
-Wasza pieprzona mapa, co? – pyta rozbawiona, a zarazem lekko wkurzona Latynoska. Syirusz szczerzy zęby i siada obok niej. Wyciąga rękę po pudełko.
Chwila ciszy.
-Chyba czas na naradę. – mówi w końcu Lupin.
***
buu back.
jestem, jestem. wredna i nieobecna (oksymoron...? ;]) ale jestem. przepraszam za te miesiące. mołabym się usprawiedliwiać egzaminami, końcem rokum stresem... ale to i tak bybłoby kłamsstwo, prawda? bo lenistwo to lenistwo, after all.
dzięki, że jesteście. najlepszy kop energii dla autora - pozytywne komentarze pod notką. dzięki wam ta wielka machina zwana... właściwie sie wiem, jak się nazywa, ale ją nakręcacie ;] dzięki.
jak wam się podoa notka? trochę mroczna mi wyszła, ale muszę atmosferę wprowadzić ;]]
Komentarze:
Crisunary Poniedziałek, 09 Maja, 2022, 02:54
darknet drug store <a href="https://darknetmarketkeeper.com/ ">dark market 2022 </a>
HaroldGox Poniedziałek, 09 Maja, 2022, 02:54
dark web links <a href="https://ccannahomemarket.com/ ">darknet drug market </a>
Jessievof Poniedziałek, 09 Maja, 2022, 02:57
dark market <a href="https://blackmarketww.com/ ">darknet drug links </a>