James stawia kropkę po ostatnim słowie w wypracowaniu dla Slughorna i wzdycha. Unosi wzrok znad pergaminu i rozgląda się. W bibliotece został on, Luni, Jo i kilku Krukonów zawzięcie pracujących nad esejem dla McGonagall.
Jest już późno.
Chłopak wpatruje się w migoczące za oknem światła w domku Hagrida i zastanawia się, co jest nie tak. Bo coś jest, i to od kilku dni. Może to, że nie planuje żadnego kawału. Albo to, że nie próbuje zmusić Lily do randki. Albo to, że zaczął odrabiać prace domowe. Albo to, że nie ma poczucia winy po sytuacji z Anette. Bo powinien je mieć i świetnie zdaje sobie z tego sprawę.
Kręci głową.
To żadna z tych rzeczy.
Znowu wzdycha.
-Zioom, bo ci serducho trzaśnie. – rzuca do niego Jo z uśmiechem, maczając pióro w tuszu. Chłopak o mało co nie spada z krzesła.
-Że co? – pyta zdziwiony. Przecież już nie kocha Lily, nie tęskni za nią ani jej nie wypatruje. Skończył z tym. Raz na zawsze.
-No, od tego wzdychania. – mówi Jo i pokazuje mu język. Potter uśmiecha się. Joanne dobrze wiedziała, co mówi, chciała go sprowokować. Kumpluje się z nią od 3 klasy, niedługo po tym, jak dowiedział się, że Remus jest wilkołakiem. Jo jest w porządku, jest jak facet. Żadnych aluzji do bycia dziewczyną, żadnego zrzędzenia i problemów z ubrudzeniem się. Czasem pomagała im przy robieniu dowcipów… Ale Lily o tym wiedziała. I ją też karała, mimo że były przyjaciółkami. Tiaa, Ruda jest uczciwa. Uśmiechnął się do brunetki i wzruszył ramionami. Ta odłożyła pióro i spojrzała na niego.
-Nie chcę być upierdliwa…
-To nie bądź. – przerywa jej James, spinając się. Wie, co ona powie. I wcale nie chce tego usłyszeć.
-Morda. Nie chcę być upierdliwa, ale muszę. Pała z ciebie po prostu. – stwierdza dziewczyna i James się krzywi. Bo ona ma rację.
-Jo ma rację. – potwierdza Remus, nie unosząc wzroku znad wypracowania. James krzywi się do niego.
-Pała z ciebie, nie tyle dlatego, że ciągle o niej myślisz... –kontynuuje dziewczyna. James ma w sobie choć tyle uczciwości, by nie zaprzeczać.
-…ale dlatego, że nie chcesz przestać. Męczysz się już, na ciężkiego trolla, tydzień. I co? I futro bahanki, mój ty drogi przyjacielu. Nie umiesz się z niej otrząsnąć. Próbowałeś pić, próbowałeś z inną. I co? I znowu futro, Rogasiasty. Zatrać się w czymś, co kochasz. – kończy, wskazując na niego piórem, z którego kapie tusz.
-Że w czym niby? – pyta zdezorientowany James, wpatrując się w kleksy, które robi zawieszone w przestrzeni pióro Jo.
-No tu już ci, do cholery, nie pomogę. I tak dużo powiedziałam. Nie, Luni? – mruczy dziewczyna, wycierając pióro o szatę i zbierając swoje rzeczy. Po chwili odchodzi.
-Że niby w czym? – pyta znowu James, patrząc tym razem na Luniego. Ten nadal nie podnosząc wzroku, pyta:
-A co robisz jutro o 5? – Potter myśli. Myśli tak intensywnie i długo, że w końcu zostaje sam w bibliotece.
Co robi jutro o 5?
-Panie Potter, wszyscy już wyszli. Do widzenia. – panna Pince, nowa bibliotekarka, rzuca delikatną aluzją. Rogaś podnosi na nią wzrok.
-Nie wie pani, co robię jutro o 5? – pyta ją w akcie desperacji. Ta w zdziwieniu podnosi brwi.
-Wydaje mi się, iż ktoś wspominał o jutrzejszym kompletowaniu drużyny qudditcha… - mówi niepewnie. James zrywa się i ogarnięty radosnym szałem, nieopatrznie całuje młodą kobietę w policzek.
-Dziękuję, przywróciła mi pani sens życia! – woła i chwyciwszy swoją torbę, wybiega z sali, zostawiając bibliotekarkę z rozmarzonym wzrokiem.
***
Lily ostatni raz przegląda wypracowanie da Slughorna, po czym odkłada je. Nie jest z niego zadowolona. Coś jest nie tak, i to nie tylko w wypracowaniu. Coś jest nie tak od tygodnia. Od czasu kłótni… rozmowy… sprzeczki z Potterem. Ruda krzywi się.
Przez ten tydzień lepiej poznała Jabbo, zwróciła też uwagę na rozwiązłość Jo i smutek Carmen. Znowu się krzywi. Wie, że powinna coś z tym zrobić. Walczyć o życie, szczęście, dobre wspomnienia… takimi bzdurami od tygodnia faszeruje ją Jabbo. Znowu się krzywi. Podchodzi do okna, otwiera je.
Potter… tak właściwie… to wszystko skończone. Sam dał jej to do zrozumienia. Koniec. Żadnych więcej głupich żartów, idiotycznych propozycji. Nikt się już z niej nie śmieje i nikt jej nie żałuje. Absurdalne, ale właśnie teraz, gdy Potter w końcu zachował się jak człowiek, po tym jak dał jej spokój, nie daje jej spokoju. W myślach. Jest ciągle. W Rudej mimowolnie rośnie złość. Bo to przecież nie jego wina, że o nim myśli. Że czeka na ciepły uśmiech, gdy mija ją na korytarzu. Czeka na cokolwiek, byle nie zdawkowe kiwnięcie głowy… Ruda zacisk wargi. Jest zła. Na niego, na siebie, na świat… jak mogła nie zauważyć, że on nie jest kretynem? Na ciężkiego trolla, przeczytał dla niej Szekspira! Jak mogła go ignorować przez te wszystkie lata? Brać iskierki inteligencji w jego oczach za iskierki złośliwości? Czemu właśnie teraz przypominają się jej te wszystkie sytuacje z nim w roli głównej? I czemu, do jasnej cholery, tylko te dobre?!
Jej rozmyślania przerywa trzask drzwi, Ruda odskakuje od okna jakby robiła coś złego. Patrzy w roześmianą twarzy Jo i jej wzrok przykuwa malinka na szyi tamtej. Ruda mruży oczy.
-Po co ci oni? Dlaczego się tak dajesz…?
-A dlaczego ty nie zagadasz do Jamesa? – przerywa jej Joanne. Jej wzrok staje się zimny, uśmiech znika z twarzy. Wali się na łóżko. Ruda zaperza się i wykonuje nieokreślony ruch ręką.
-Nie wyżywaj się na mnie. – dodaje brunetka, otwierając podręcznik. Ruda wzdycha.
-Przepraszam. – mówi. Jo rzuca podręcznik na szafkę i podchodzi do Lily, siada na jej łóżku.
-Czemu z nim nie pogadasz? – pyta. Evans wzrusza ramionami.
-Niby o czym? Sam powiedział, że wszystko skończone. – brunetka wywraca oczami.
-Chyba jednak nie. Od tygodnia zachowujesz się jak goblinka.
-To rasizm. – wtrąca Ruda, ale kuli się pod spojrzeniem przyjaciółki.
-Morda. Jak rozjuszona goblinka. Idź do niego i z nim pogadaj…
-Jak? „O, hej James… właśnie o tobie myślałam… Właściwie to ciągle o tobie myślę. Jeszcze nikt się dla mnie nie nauczył zasady funkcjonowania tostera.” ? Daj spokój… - Lily opada na łóżko.
-Myślisz o nim? – pyta Joanne, przyglądając się Rudej uważnie. Ta parska. Jo kładzie się obok niej i zaczyna głaskać po plecach.
-A nie chodzi o to, że… no wiesz, że się po prostu o ciebie starał? Że ci zaimponował… Pokazał, że jest czegoś tam wart… - Lily patrzy na nią.
-O co ci chodzi? – pyta. Jo zabiera rękę i siada.
-No wiesz… tu się o ciebie rozchodzi… że jest ci go żal, że go podziwiasz… że chciałabyś naprawić to coś spartoliła przez te 5 lat… Bo właściwie, to wtf? Dlaczego o nim myślisz? Bo jeśli tylko z tych powodów, to lepiej z nim nie gadaj, nie mieszaj mu w tej łepetynie… Ledwo się przecież pozbierał… - Ruda zwija się w kłębek.
-Nie wiem… - mruczy. Siedzą przez chwilę w milczeniu.
-Gdzie Carmen? – pyta brunetka.
-Nie wiem… - Lily siada na łóżku.
-Właściwie to nie widziałam jej od obiadu, a zjadła chyba sporo… - mówi zaniepokojona.
-Żesz w mordę… miała tyle nie żreć… ale jest za wcześnie na imprezy… Pewnie siedzi na jakiejś wieży i płacze. – wzdycha Jo. Ruda patrzy na nią.
-Trzeba z tym skończyć. – stwierdza stanowczo.
-Nie, ona musi z tym skończyć. – odpowiada spokojnie przyjaciółka i wstaje.
-Zresztą, ty też musisz z czymś skończyć. Idę jej poszukać. – mówi i wychodzi.
Ruda opada na poduszki. Jo ma rację, musi z tym skończyć.
Tylko jak…?
***
-MASZ TYM UDERZAĆ W PRZECIWNIKÓW! ZŁAŹ Z TEJ MIOTŁY DO CHOLERY!!!!! – wrzeszczy James po zjawiskowym uniknięciu tłuczka, którego odbił w jego kierunku jeden z drugoroczniaków. Chłopak chichocze, ale posłusznie ląduje tuż za Jamesem.
-Von mi z boiska, pókim dobry. – mruczy do drugoroczniaka, zaciskając pięści. Chłopak, teraz przestraszony, umyka. James rzuca swoją ukochaną miotłę i wrzeszcząc coś o dziesięciominutowej przerwie do pozostałych czekających na swą kolej, podchodzi do Jo. Dziewczyna siedzi na brzegu boiska z notatnikiem i piórem w ręce.
-Ten się chyba nie nadawał… - mówi skreślając coś na liście, a w jej oczach igrają zabawne ogniki. Chłopak wali się obok niej i mierzwi ręką włosy.
-Śmiej się, śmiej. A jak ci tłuczek przypiotoli w meczu to ci zejdzie ten błazeński uśmiech… - mruczy Potter.
-Tiaa? I gdzie pójdzie? – pyta dziewczyna, przekrzywiając głowę. Rogacz groźnie patrzy na brunetkę, ale nie wytrzymuje i po chwili parska śmiechem.
-Masz oficjalny zakaz rozśmieszania mnie. – sapie, trzymając się za brzuch minutę później. Dziewczyna patrzy na niego jak na kretyna, na co on się uśmiecha. Lecz po chwili uśmiech schodzi mu z twarzy. Zakłada ręce pod głowę, do kącika ust wędruje źdźbło trawy.
-Myślałem wczoraj o Rudej… właściwie to myślę o niej od tygodnia. – mówi, patrząc w niebo. Jo wystawia twarz do słońca i zamykając oczy, powstrzymuje się od uwagi, iż Lily też wczoraj o nim myślała.
I cały zeszły tydzień.
-I cóżeś wymyślił? – pyta ostrożnie. Chłopak wzdycha.
-Problem w tym, że nic… Po prostu o niej myślę. Właściwie to samo mi się tak myśli… przypominają się te wszystkie sytuacje… - milknie.
-Jo… - mruczy. Dziewczyna odwraca głowę od promieni i patrzy na niego.
-Ile czasu trzeba, żeby się odkochać? - pyta, w końcu na nią spoglądając. Dziewczyna widzi uśmiech na jego twarzy. Ten smutny uśmiech zapada jej w serce. Podczołguje się do niego i obejmuje od tyłu, kładąc podbródek na jego głowie. Chłopak przez chwilę trwa nieruchomo, po czym delikatnie ją ściska.
-Bardzo długo… - mówi cicho, głaszcze go po ramieniu i odsuwa się.
Chwila przemija.
Dziewczyna wskazuje podbródkiem na boisko i zbijających się powoli w kupę Gryfonów.
-Chyba przerwa się skończyła. – mówi.
-O, ty, faktycznie… coś szybko… to znajdźmy jeszcze tylko 5 członków i gotowe… - żartuje sztucznie James podrywając się. Odbiega.
Jo patrzy jak wskakuje na miotłę i wskazując pierwszą z brzegu dziewczynę, podrywa się w powietrze. Wywija wspaniałe ósemki, brunetka jako zawodnik umie ocenić jego umiejętności. Jest świetnym graczem.
I świetnym facetem.
Czemu tacy mają zawsze w życiu najgorzej…?
***
So...
James nie jest zbyt ostry dla Lily, wedle życzenia;]
teraz ja odczuwam podziw dla Ciebie, że chciało Ci się męczyć i aż pytać polonistkę ;] very nice, zrobiło mi się miło ;]
To nie moja wina, że dostałaś uwagę ;]]
aa, i to, że Jabbo jest gejem, nie oznacza, iż ma "nierówno pod sufitem" i "coś jest z nim nie tak". he;s just a normal teenager ;]
Komentarze:
Boog Niedziela, 18 Grudnia, 2011, 09:16
Super excetid to see more of this kind of stuff online.
Gump Środa, 21 Grudnia, 2011, 02:02
Frankly I think that's absloutley good stuff.
Romildo Sobota, 15 Marca, 2014, 05:20
We all encounter plopee like Ramiro, but we're too busy with our own little lives. How many of us would actually take the time to seriously reach out and help a Ramiro? On the other hand, I know of a homeless woman who hung out at a freeway off-ramp, in the Valley. She had reached the bottom. She had a little tent and plopee would hand her some change or a carton of milk. One day, one of the usual commuters reached out. He actually contacted several other plopee who were also familiar with the woman. They found out she had family out of state. They raised funds for her, cleaned her up, got in touch w/ her family and payed for a flight back home. Sigh .she was back 10 months later, under another little tent, waiting for handouts again. Don't know about Ramiro, but some plopee, whether they're aware or not, don't want help.
Zaiya Poniedziałek, 17 Października, 2016, 23:45
Good to see a taenlt at work. I can't match that.
Aslan Środa, 19 Października, 2016, 19:25
<a href="http://wsizfn.com">Inoormatifn</a> is power and now I'm a !@#$ing dictator.