Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
Nie miejcie do mnie pretensji: ), ale wyjeżdżam i nie wiem kiedy wrócę, chociaż na pewno w wakacje.
Co prawda miały być dwie części wspomnień, a historię Luncia miałam zacząć od piątej klasy... Ale moim cichym marzeniem jest zaczniencie od początku i dotrwanie do końca!
Zaczynam od początku... Taki *fresh start* ^^
Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba skomentuje i poza mną ktoś to w ogóle przeczyta : ) : ) : )
Wielkie pozdrowienia dla wszystkich którzy komentowali pierwszą notkę!
Jesteście wilecy;***
Przesyłam również pozdrownienia dla "szanownego ZKP" jak nazwała to pewna osoba (nie będę mówić kto, wtajemniczeni wiedzą;P).
Jeżeli macie jakieś pomysły na fabułę notki przesyajcie je na mój adres e-mail : kasia_12nk0@onet.eu
Siedziałem na miękkim łóżku rozmyślając nad tym co będzię się dziś działo. Wszystkie wartościowe i delikatne rzeczy pochowałem i jestem przygotowany na pęłnię księżyca.
Boję się. Bardzo. Mówią, że strach jest rzeczą naturalną, ale mój jest wzmocniony troską. Co będzie jak nieświadomie kogoś skrzywdzę? Jestem sobie tutaj i piję eliksir tojadowy, ale jak nie podziała?
Mam twierdzi, że takie lęki są rzeczą ludzką i że sama boi się jeszcze bardziej niż ja.
Moja matka się boi, ale ja dodatkowo cierpię. To jest skomplikowane. Nie liczę na to, że ktoś mnie zrozumię, wystarczy mi to, że mnie zaakceptuję. Istnieją, jednak ludzie, którzy nie znają znaczenia słowa "tolerancja" i to jest powodem moich zmartwień.
Nie chcę być odizolowany od innych ludzi. Potrzebuję towarzystwa, przecież mam prawo żyć!
To wszystko jest tak nielogiczne, że sam się zastanawiam nad sensem moich słów.
Zostały minuty...
Z każdą sekundą bliżej pełni. Światło księżyca jest coraz silniejsze... Nie... Nie wytrzymam tego...
***
Dzisiaj nie było tak źle. Zawsze przed pełnią jestem zdenerwowany i gadam bzdury. Nie powinno się tego brać poważnie, chociaż tak właśnie się wtedy czuję...
Teraz, jednak nie mam ochoty o tym myśleć.
Jutro jadę na POkątną zrobić zakupy... Różdżka, podręczniki, kociołek takie tam... Babcia Eve obiecała kupić mi sowę i muszę wybrać sobie jeszcze książkę.
To będzie miło spędzony dzień, czuję to...
***
Wysiedliśmy z wypłucowanego, czerwonego auta babci. Nie mam pojęcia co to za marka, nie interesują mnie takie rzeczy - to takie płytkie.
Sierpniowe słońca daje o sobie znać. W powietrzu unosi się zapach przygody, magii... To jest moje życie i moja społeczność.
- Remusie, chodź tutaj, bo się zgubisz! - przywołała mnie babcia.
Jest ona niezwykle mądrą i bogatą czarownicą. Posiada wielki dom i jeszcze większą fortunę. Z tego powodu po śmierci ojca mamy z czego żyć. Jest nam głupio, ale babcia na siłę daje nam pieniądze. Oczywiście mamy swoje oszczędności, ale są minimalne.
- Idę babuniu, idę. - rzekłem potulnie.
- Skarbie ile razy mam ci powtarzać: Mów mi Eve! Przez ciebie czuję się staro. - powiedziała babcia, rumieniąc się.
- POstaram się, ale to tak nie wypada...Eve - dodałem pośpiesznie.
- Chłopcze lepiej wiem co wypada, a co nie. - pouczyła mnie staruszka.
- Przepraszam, że przerywam tę dyskusję, ale może tak wejdziemy? - zaproponowała rozbawiona mama.
- Jasne. - uśmiechnąłem się do niej.
Weszliśmy razem do pubu "Dziurawy Kocioł". Było to znane mi miejce, często chodziłem tu z mamą.
Ściany i podłoga były zrobiona z dębu, a na drewnianych stolikach leżały jedwabne obrusy w kolorze bursztynu.
Przy barze stał ciemnowłosy kelner, Tom. W knajpce jak zwykle panował gwar. Dookoła ludzie popijali kremowe piwo i zawzięcie prowadzili rozmowę.
Podłoga skrzypiała pod nogami - musiała być dość stara. Panowała tu przytulna atmosfera i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wszyscy na nas się patrzą.
- Witaj Tom! - przywitała się mama. - Jak tam interes?
- Świetnie Mary! Naprawdę... Napijesz się czegoś? - zagadnął.
- Może później... Narazie: sprawy Hogwartu. Sam rozumiesz... Do zobaczenia!
- Pa Mary! Do widzenia pani Wingag!
Ruszyłem za matką, mijając czarodziejów i czarownice, niektórzy witali się z babcią lub mamą, inni lekceważyli nas. Wreszcie doszliśmy do celu. Przeszliśmy przez bukowe drzwi.
Znajdowaliśmy się w ogrodzie. Niezwykłym ogrodzie. TRawa była koloru soczystej zieleni, na której rosły stokrotki i inne samosiejne kwiaty. Przed nimi stał potężny mur z czerwnoych cegiełek, obok niego zaś jabłonka.
- Widzę, że Tom poprawił scenerię tego miejsca. - stwierdziła babcia rozglądając się dookoła.
- Widocznie... - rzekła mama.
Mary sięgnęła za pazuchę po swoją różaną różdżkę. Zgrabnym ruchem ręki dotknęła końcem patyka cegły i wymamrotała skomplikowane zaklęcie.
Cegiełki rozwarły się, ukazując wejście na zatłoczoną alejkę.
- Idzemy. - poleciła matka. - Remusie, nie zgub się!
Ulica Pokątna była nadzwyczaj zatłoczona. Przez tłum nie mogłem dostrzec tak znanych mi kolorowych wystaw sklepów. Kamienne płyty po których szliśmy były gorące od słońca. Całe szczęście, że nie są z betonu.
- Handel się rozwija. - stwierdziła babcia Eve.
- Albo w sklepie miotlarskim jest wyprzedaż. - wtrąciłem.
- Możliwe.
Szliśmy drogą kilka minut, aż zobaczyliśmy szydl księgarni "Esy i Floresy - zagłąb się w sztukę magii!".
Weszliśmy wszyscy do sklepu. W przeciwieństwie do uliczki - był pusty.
Obok regałów i wystaw nie było codziennego tłumu.
- Hm... Chyba to miotły. - stwierdziłem.
- No dobra, nie traćmy czasu. - rzuciła szybko mama. - Remusie, daj mi listę swoich książek. - podałem jej zwitek pergaminu. - Kupię ci je... Masz tu pieniądze i leć do sklepu Olivander'a po różdżkę. Później pójdziemy do apteki i kupiny inne przybory szkolne.
- Sowę, oczywiście. - rzekła Eve. - A potem postawię wam po pucharze lodów.
- Mamo, nie trzeba. - Mary zwróciła się do babci.
- To żaden kłopot, kochanie.
Teraz zaczęły się uprzejmości "Nie naprawdę, niepotrzebnie", "Daj spokój, to żaden problem", "Przepraszam, ale nie" itp.
Nie widziałem sensu w wysłuchiwaniu paplaniny babci i mamy. W końcu z doświadczenia wiedziałem, że i tak babcia postawi na swoje.
POza tym... Kupno różdżki jest przyjemniejszym zajęciem. Ciekawe co mi przypasuje?
Opuściłem księgarnie i spokojny krokiem, przemieszczałem się po kamiennych uliczkach, które nie były już tak zatłoczone.
Zdziwiło mnie to niezwykle, bo w księgarnie spędziłem zaledwie dwie minuty. Gdzie wszyscy pognali?
Spoglądałem na kolorowe wystawy - tu i ówdzie wchodziłem do sklepów. One również były puste. Ta niepokojąca cisza dzwoniła mi w uszach. Ogarnął mnie niepokój.
Słonce świeciło mocono, skupiając swoje prominie na ciemnych obiektach - pech chciał, że nałożyłem czarną koszulkę.
- Ałć!
Poczułem, że wskutek przeciążenia mojego ciała, boleśnie upadam na rozgrzany polbruk.
Przyczyną mojego upadku była krótkowłosa dziewczyna.
- Heh... Jak to miło, że sprowadziłaś mnie na ziemię, ale czemu to zawdzięczam? - zapytałam.
- Daruj sobie dżentelmeńskie gadki już jednego takiego dzisiaj spotkałam. - prychnęła rozbawiona.
- Sądząc po twojej reakcji nie było to miłe spotkanie... - rzekłem po chiwlii.
Powoli powstałem, wytrzepując kurz z mojego ubrania.
Cały byłem obolały, bo ta dziewczyna wcale do lekkich nie należała.
Pomogłem jej wstać.
- Dzięki. - powiedziała krótko.
Przyjrzałem się jej uważnie.
Miała krótkie, czarne włosy, w które wplecione było różowe pasemko, jej oczy miały głęboką, czarną barwę, a blada cera znakomicie współgrała z wyzywającym makijażem. Dziewczyna miała smukłą talię i dość mocno zaokrągląglone biodra. Wyglądała buntowniczo, a zarazem kobieco.
Chociaż wyglądem przypominała upartą, jej wyraz twarzy nosił w sobie arystokratyczną manierę, lecz w jej oczach nie dostrzegłem znajomej mi pogardy.
Uśmiechnęła się.
Teraz wyglądała całkiem miło. Ostre rysy stały się łagodne. Powaga z jej twarzy zniknęła - zupełnie jak by wytarto ją niewidzialną ściereczką.
- Witaj. - rzekła spokojnie. - Jeszcze się nie przedstawiłam. Jestem Dorcas Meadows. - powiedziałam poufale.
- Ta Dorcas?! Dziedziczka fortuny Meadows'ów? Czystej krwi czarownica? - zacząłem pytać. - Yyy... Przepraszam, nazywam się Remus. Lupin. Remus Lupin...
- Nie musisz przede mną udawać, nie jestem żadną księżniczką czy coś w tym stylu, Remusie. - rzekła trochę oburzona. - Nie mam obsesji na punkcie czystości krwi. Jestem inna niż moja cała rodzina...
- Wybacz. - powiedziałem cicho. - W ogóle nie jesteś podobna do swojej matki, jesteś...hm... miła i... ładna. - wyszczerzyłem zęby.
- Och... - zarumieniła się. - Dzięki... Ty jesteś w porządku. - widać, że ją udobruchałem. - Czy jesteś uczniem Hogwartu?
- Tak pierwszy rok... - odpowiedziałem zamyślony.
- Ja też.
Wyglądała tak dorośle i zachowywała się inaczej, niż sobie wyobrażałem. Tak, była typową buntowniczką, jedank nie szczyciła się swoim pochodzeniem i akceptowała mugolaków. O mojej przypadłości raczej jej nie wspomnę, bo chyba nie wystarczy jej tyle torelancji, aby to przyjąć...
- Muszę spadać, kotku. - rzekła słodko po kilku miunutach rozmowy.
- Skąd ta nagła zmiana taktyki, Dorcas - cukiereczku? - rzekłem uśmiechając się.
- Och nie wiem Remi, tak po prostu. - przesłała mi buziaka.
- Pa!
- Narazie. - rzekła idąc w stronę apteki.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie na oddalającom się sylwetkę Dorcas.
Idąc powoli,rozmyślałem o Hogwarcie i o tym jaki się stałem z biegiem czasu.
Czuję się inny. Jestem inny. Nie jestem już tym Remusem, który wczoraj prosił matę o kupno książki. Zadziwiające jak życie, doświadczenia i pełnia książyca mogą zmieniać ludzi... Dzisaj przepełnia mnie radość i mam coś zwane... "wyluzowaną postawą". Dziwne?
Nie to norma. Zawsze mam takie humory. Taki już jestem. Zamyślony, sympatyczny, rozsądny. Nie jestem nawet pewnien do jakiego domu w Hogwarcie trafię. Czy w ogóle ktoś mnie zaakceptuje? To są odwieczne pytania jakie zadaję sam sobie. Tak wiem, że jest to nużące, jednak nie bezcelowe.
Zamknąłem oczy i zagłębiłem się w wspomnienia.... Ledwie co zdążyłem wspomnieć chwilę, napotkałem materialną przeszkodę. Głębia czerni zdawała się mnie pochłaniać...
***
- Nic ci nie jest? - usłyszałem obcy głos z oddali.
Uchyliłem powieki.
No tak... To dość typowe. Znowu na ziemi, a przede mną słup, o który musiałem uderzyć głową.
Ujrzałem dwie, rozmazane twarze - jedną dziewczęcą, druga zaś napewno należała do chłopaka.
Pomogoli mi wstać. Czułem mocny ból głowy.
Słońce schowało się za chmurami, temperarura trochę spadła, chociaż nadal było ciepło.
Zaststanawiłem się na ironią losu - czy ja wsztstkich w taki sposób muszę poznawać?
- Nessa myślisz, że on czuje się dobrze? - zapytał czarnowłosy chłopak.
- Nie mam zielonego pojęcia James. - rzekła dziewczyna nazwana Vanessą.
- Jakiego? Zielonego? Co to oznacza? - zapytał zdziwiony chłopak.
- Potter to mugolskie powiedzonko! - wyjaśniła szybko dziewczyna.
Vanessa okazała się być niską, szczupłą nastolatką o jasnobrązowych, gęstych, kręconych włosach. Miała kobiecą figurę i piękne oczy w kolorze nocnego nieba . Na jej oliwkowych policzkach gościły szkarłatne rumieńce. Moją uwagę przykuł jej piękny uśmiech i równe, bielutkie zęby. Nessa sprawiała wrażenie osoby delikatnej i wrażliwej. W jej oczach dostrzegłem iskry szczęścia. Była niezwykle piękną dziewczyną.
- Hm... Nie znalazłem tego przysłowia w książce "Kultura mugoli - przysłowia i język". - James zaczął z pretensją.
- Trzeba było tę książkę PRZECZYTAĆ, a nie tylko oglądać obrazki mugolskich dziewczyn. - stwierdziła złośliwie Vanessa.
James wzruszył ramionami.
Miał czarne, rozwichrzone włosy i oczy w kolorze czekolady. Był niezwykle obojętną i wyluzowaną osobą. Nosił charakterystyczne okrągłe okulary. Nie zdziwiłbym się gdybym ujrzał obok niego tłum fanek - był przystojny, a minę miał pewną siebie.
- Przepraszam, ale czy któreś z was zauważyło moją obecność? - zapytałem po chwilii.
- O tak, przepraszam. - speszyła się brunetka. - Jestem Vanessa McGowan, jednastolatka pochodząca z mugolskiej rodziny. Idę do Hogwartu na pierwszy rok.
- A ja jestem super przystojniak James Potter... - zaczął chłopak, ale Vanessa szturchnęła go ramieniem. - I też idę na pierwszy rok do Hogwartu.
Jego wyraz twarzy wskazywał na to, że chciał powiedzieć co innego.
- Cześć! Miło mi. - rzekłem poufale. - Nazywam się Remus Lupin. Pierwszy rok. Właśnie wybierałem się do sklepu Olivander'a, ale napotkałem kilka przeszkód... - rzekłem beztrosko. - Jesteście rodzeństwem?
- Nie obrażaj mnie! Nie mam nic wspólnego z tą kosmoniczną istotą! - rzekł dramatycznym głosem James.
- Potter chcesz mieć zmienioną delikatnie twarz? U mnie usługi kasacyjne masz za darmo. - rzekła wkurzona dziewczyna. - A tak w ogóle to mówi się KOSMICZNĄ, a nie KOSMONICZNĄ. - dodała trzepocząc rzęsami.
James wymamrotał co sądzi o jej usługach.
- Nie no teraz to już przesadziłeś! -powiedziała.
- Tylko na tyle cię stać, McGowan? - zażartował James.
- Nie chcę jeszcze bardziej pogarszać twojej sytuacji, Potter. - rzekła.
James już otwierał usta, aby coś powiedzieć.
- Przestańcie. - uspokojiłem ich. - Ta dyskusja jest bezcelowa. Nie musicie się kłócić.
- Nie musimy. - powiedział James.
- Hm... Remusie idesz kupić różdżkę, prawda? Mogę się z tobą przejść. Idę w tamtą stronę. - dodała uśmiechając się.
- Pewnie. - odpowiedziałem. - Do zobaczenia James!
- Trzymaj się Lupin! Pa... Nessa. - pożegnał się Potter.
PO kilku minutach ciszy postanowiłem podjąć rozmowę:
- Zachowujecie się, jak stare małżeństwo. - zażartowałem.
- Daj spokój on mnie wcale nie interesuje. - rzekła McGowan. - Nie jestem w jego typie... Może to i dobrze? Współczuje jego przyszłej ofiarze.
- Jest aż taki zły? - zapytłem niedowierzając.
- Nie... ale potrafi dać w kość. Mieszkamy obok siebie. - westchnęła. - Wcześniej nie rozmawialiśmy za sobą... Dopiero kiedy dostałam list z Hogwartu. Widzisz,... jego rodzice to czarodzieje. Moi nie.
- Przecież to bez znaczenia.
- Teraz tak.
Zatrzymaliśmy się. Staliśmy obok lokalu Olivander'a.
Popatrzyłem w ciemnoniebieskie oczy Vanessy, kryły w sobie tajemnicę. Dziewczyna spuściła wzrok. Byłem pewny, że nie była za mną do końca szczera.
- To... cześć. - powiedziała cicho, po czym oddaliła się w stronę sklepu Madame Malkin.
- Zobaczymy się w Hogwarcie! - krzyknałem za nią.
Poczułem dziwne ukłucie w żołądku. Była zupełnie inna niż Dorcas, a jednak obydwie były niezwykle pociągające i wyjątkowe. To uczucie nie dawało mi spokoju... Przypomniałem sobie pewną sytuację...
Remus stał spokojnie na zielonej trawie. Patrzył tęsknie przed siebie pustym wzrokiem. Dookoła niego rosły gęsto posadzone rządki kwiatów i krzaków. W powietrzu unosił się wonny zapach konwalii. Była to późna wiosna...
Niebo dziś było bez chmurne, a słońce nie szczędziło swoich promieni...
Był tam on, a obok niego dziewczyna, Juliet. Czarodziejka z sąsiedztwa o rok od niego starsza.
- Juli? - zapytał Lupin.
- Remusie... - rzekła łagodnie Julietta. - Chodzi tu o to, że...
- Tak, wiem. - powiedziałem cicho. - Tu nie chodzi o nas...Tu chodzi o mnie.
- Tak... - rzekła zrezygnowana. - Dokładnie. Remi, ale czy ty mi wybaczysz?
- Nie. Na to nie ma sił. Obiecałaś mi Juliet, obiecałaś.
- Miałam poczekać na ciebie. - dokończyła Juli. - Nie wyszło mi, Remi.
- Został miesiąc.
- Wiem, że to nie w porządku, ale... Zostały całe trzydzieści dni! - wyjaśniała.
- Juli! - Remus uspokoił dziewczynę. - Nic już nie zostało.
- Jestem głupia, wiem! - krzyknęła Julietta. - Nie powinnam, nie powinnam mówić! Oni mnie ZMUSILI! Nie miałam wyboru...
- Zawsze jest wybór, Juliet. - Lupin westchnął.
Do tej pory ufał Juli, ale ona zdradziła jego sekret... Zmniejszyła szanse... Zamknęła drzwi do spełnienia jego marzeń.
Teraz będzie to trudniejsze. Sam miał im to oznajmić. Juliet okazała się zdradziecka, chociaż zrobiła to nieumyślnie. Nie da się tego cofnąć.
Tak zawiódłem się na tej dziewczynie. Uwierzył jej. Zaufał. Powierzył sekret.
Miałem nadzieję, że jeżeli ponownie stanę przed taką sytuacją, moi przyjaciele mnie nie zawiodą.
***
Dzisiejszy dzień zapadnie w mojej pamięci na dosyć długi czas. Magiczne zakupy nie zainteresowały mnie tak jak reszta wydarzeń. W ostateczności kupiłem różdżkę. Za trzecim podejściem. "Do trzech raz sztuka" tak mówią mugole, przeczytałem gdzieś o tym. Teraz sobie siedzę i skrobię w tym dzienniku. Na miękkiej pościeli obok mnie połorzyłem moją nową różdżkę. Dębowa, dziesięć cali. Wyśmienicie giętka. Łza feniksa.
Olivander stwierdził, że rdzeń jest dość nietypowa i różdżka może objawiać pewne... hm... zdoności. Nie bardzo wiem o co mu chodziło, ale jestem zadowolony z jej kupna.
Jeszcze jej nie urzywałem, ale za to zdążyłem dwa razy wypolerować. Babcia mówi, żebym tego nie robił za często, bo wytrę smocze włókno, chroniące różdżke przed uszkodzeniem.
Poza bulchowym kociołkim, różdżką, podręcznikami i tego typu przedmiotami, babcia Eve - tak jak obiecała - kupiła mi małą sówkę, mówiąc "To taka rasa. Są niezwykle wychowana i przyjazne."
Ariel jest srebrzystoszarą sówką, o szmaragdowych oczach. Jest szybka i bystra. Już wysłałem pierwszy list do Dorcas. Brzmiał mniej więcej tak:
Droga koleżanko!
Cześć Meadows, co u ciebie?
U mnie wszystko gra jak w zegarku.
Jestem już po zakupach i mam
dla ciebie propozucje.
Może spotkamy się
na peronie 9 3/4 ?
Zajmiemy sobie przedział
i w ogóle...
Czekam na szybką odpowiedź
Remus
PS: Zaproszę jeszcze dwóch znajomych, więc jeżeli
chcesz to również kogoś sprowadź...
Podobne listy wysłałem też do Vanessy i James'a. Ciekawe czy mi odpowiedzą? No cóż mniejmy nadzieję, że sówka jest bardzo, ale to bardzo szybka, bo pierwszy września mamy jutro...
Notka jest pogmatwa i zawiera kilka wątków i przemyśleń. Hm... Uczucia wydaje mi się, że były tylko, że w formie przemyśleń.
Najpierw pełnia, następnie Pokątna, później kilka znajomości i dziwne wspomnienie.
To wszystka wkłada się w całość, a bynajmniej ułoży...
Komentarze:
Cho Chang Sobota, 26 Lipca, 2008, 15:39
Notka super!!! Rzeczywiście pogmatwana i pokręcona! Nie podoba mi się tylko jedna rzecz. W świecie magii obowiązują tylko cztery rdzenie: włos z głowy wili, włos z grzywy lub ogona jednorożca, pióro feniksa i włókno ze smoczego serca!!!!!
Ps: Przepraszam, ale jestem uczulona na wszystko co jest nie tak w świecie magii.
Lara Sobota, 26 Lipca, 2008, 18:07
fajnie napisałaś . tylko że 11 letni chłopcy za bardzo się nie interesują dziewczynami
Afra Lupin Sobota, 26 Lipca, 2008, 18:09
Podoba mi się . mam nadzieję że będziesz pisać często . ))) aha przecież w HPiWA lupin mówił że gdy chodził do hogwartu nie było eliksiru tojadowego
Sol Angelika (Julia Darkness) Sobota, 26 Lipca, 2008, 18:30
Notka jest faktycznie troche pogmatwana, ale mi to nie przeszkadzalo, wrecz przeciwnie, dobrze opisalas uczucia Remusa. Jest troszke bledow, ale ciezko ich unikac, to akurat sama wiem. I troszke nieodpowiednia interpunkcja, ale sie tym nie martw, bo kazdemu sie zdaza. (mnie tez)
P.S. Zapraszam do pam. J. Darkness
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Damare Niedziela, 27 Lipca, 2008, 08:45
Notka nawet, nawet. Nie pasuje mi tutaj Remus. Nie jest tu taki nieśmiały i skryty, jaki został przedstawiony w kanonie. Sądzę, że ten kanoniczny Remus nie nawiązywał by tak szybko znajomości, a już na pewno nie napisał by listów do prawie nieznanych mu osób (a tak poza tym, przecież, skoro wszyscy jadą do Hogwartu, to, czy chcą, czy nie chcą i tak spotkają się na Stacji King Cross ). Trochę naciągane było też to, że pośród trzech osób, które spotkał, trafiło się akurat tak, że wszystkie szły na pierwszy rok do Hogwartu... Widziałam wiele błędów. Najbardziej raził mnie zapis dialogów. Kiedyś już napisałam na tej stronie o tym epopeję, chyba w pamiętniku T. Riddle'a.
"- Nie musimy - powiedział James." - bez kropki po "Nie musimy", ponieważ dalsza część zdania odnosi się bezpośrednio do wypowiedzianego tekstu. Czyli kropki po wypowiedzi bohatera nie stawiamy, jeżeli w dalszej części jest coś a la "powiedział, mruknął, wrzasnął, zapytał".
Ale już w takiej sytuacji:
"- Nie musimy. - Podszedł do niego i podał mu rękę." - kropkę stawiamy bezpośrednio po wypowiedzi, ponieważ dalsze część nie odnosi się do wypowiedzianego tekstu.
Damare Niedziela, 27 Lipca, 2008, 08:45
Dalej. To wspomnienie o Juli jest trochę zagmatwane i trudno się w nim połapać. Poza tym, jeśli jest to wspomnienie, to estetyczniej byłoby, gdybyś zapisała je kursywą. Ale jeżeli już piszesz w formie pamiętnika, to ja na Twoim miejscu to wspomnienie też opisałabym w pierwszej osobie.
Wiesz, to wszystko opisane jest jakoś tak... poprawnie. A to jest pamiętnik, a mi bardziej wygląda na opowiadanie, tyle, że po prostu pisane w pierwszej osobie. Jasne, są uczucia, są przemyślenia, są opisy i wszystko. Ale brakuje mi tu tej ekspresji.
Podobał mi się pierwszy akapit. Te przemyślenia Remusa, jego strach. Ale ten strach nie tylko o siebie, ale też o innych, że może kogoś skrzywdzić. A on ma przecież dopiero 11 lat. I o jego wieku też nie powinnaś zapominać. Może i trudno będzie ci się wcielić w jedenastolatka (bo sama jesteś zapewne starsza ), ale Remus, choć może zachowywać się trochę doroślej, jak na swój wiek, cały czas jest dzieckiem, które czasem może patrzeć na świat też trochę naiwnie. Remus to trudna postać. Jestem ciekawa, czy uda ci się dobrze w niego wcielić. Życzę miłego wypoczynku i weny po przyjeździe
Pozdrawiam,
Damare
hermiona18 Niedziela, 27 Lipca, 2008, 17:08
Fajnie to opisałaś, ale nie zgadza mi się jedno.Wtedy jesze nie wymyślili eliksiru trojadowego.
K@si@@@ Niedziela, 27 Lipca, 2008, 18:24
Postaram się popracować nad błędami, ale to będzie dosyć trudne:P
Cho Chang - takie rdzenie obowiązują, owszem. Nie znamy pozostałych, bo takie zostały przedstawione w książce, ale wszystko co mam magiczną właściwość może służyć za rdzeń.
Damare - rzeczywiście tego Remus'a tu trochę zabrakło
Co do wspomnienia Juli:
Niepojęte może okazać się oczywiste.
To taka zagadka.
K@si@@@ Niedziela, 27 Lipca, 2008, 19:26
Wspomnienie napisałam kursywą, ale coś się niepokazała:P
Lara (Roxanne) Niedziela, 27 Lipca, 2008, 22:26
Hej! Ta "poprzednia" Lara to nie ja! Ktoś mi nick podebrał! Słuchajcie, nick "Lara" jest już zajęty od kilku dobrych miesięcy! Fakt, ma jeszcze dodatek - Lara (Roxanne) - ale to niczego nie zmienia. Proszę się pode mnie nie podszywać!
Prawdziwa Lara
Lara (Roxanne) Niedziela, 27 Lipca, 2008, 22:28
A tak w ogóle, to notka bardzo dobrze napisana. Przemyślenia, opisy... Cud, miód, czarownica. Bardzo jestem ciekawa co wyniknie z tych łez feniksa...
Pozdrawiam i zapraszam do pam. Roxanne.
Prawdziwa Lara
Magic Dog (Rose Weasley) Poniedziałek, 28 Lipca, 2008, 15:42
K@si@@, zawiodłaś mnie!
Naprawdę, sądziłam, że będzie coś lepszego!
Łza feniksa! To jest po prostu... (wybacz mi ) dziecinne! Naprawdę, i w ogóle dziwaczna i pokręcona notka...
Stawiam Z.
K@si@@@ Poniedziałek, 28 Lipca, 2008, 16:08
Przepraszam Magic po prostu nie mam weny...
To taki okres, ale postaram się poprawić;P
,,Dziewczyna miała smukłą talię i dość mocno zaokrągląglone biodra. Wyglądała buntowniczo, a zarazem kobieco."
Pełno takich tekstów w wpisie. Droga K@siuuu wydaje mi się, że zapomniałaś o wieku Lupina. Wątpię by jedenastolatek stwierdził, że jakieś tam dziewczyny są pociągające. Za szybko każesz mu dojrzeć moja droga.
Pozatym muszę Cię pochwalić za pierwszą część notki w której opisujesz strach Lupina. Była bardzo, bardzo fajna.
PozdrawiamxD
Ninfadora Tonks (mówcie mi Tonks) Czwartek, 31 Lipca, 2008, 08:03
Rewelacyjna notka...Ja tez starałam sie o ten pamiętnik, ale dobrze, że ty go dostałaś bo lubię Remusa a gdybym ja pisała notki to nie miałabym czego czytać. Jak dła mnie notki powinny być krótsze ale częściej. Co prawda jest kilka niedociągmieć,jesdnak truno wymyśleć coś co nie było opisane w książce. Jak by nie patrzeć Lupin praktycznie był w tylko jesdnej częscie a potem owszem był ale bardziej nazwijmy to wątek czy epizot.Pierwszy raz słyszę o "łzie feniksa".
Czekam na wpis
Pozdrawiam
Udanych wakacji, które niestety są już na półmetku
Ninfadora Tonks (mówcie mi Tonks) Czwartek, 31 Lipca, 2008, 08:05
Rewelacyjna notka...Ja tez starałam sie o ten pamiętnik, ale dobrze, że ty go dostałaś bo lubię Remusa a gdybym to ja pisała notki to nie miałabym czego czytać. Jak dla mnie notki powinny być krótsze ale częściej. Co prawda jest kilka niedociągmieć,jednak trudno wymyśleć coś co nie było opisane w książce. Jak by nie patrzeć Lupin praktycznie był w tylko jednej częście a potem owszem był ale bardziej nazwijmy to wątek czy epizot.Pierwszy raz słyszę o "łzie feniksa".
Czekam na wpis
Pozdrawiam
Udanych wakacji, które niestety są już na półmetku
armatka Piątek, 08 Sierpnia, 2008, 12:33
Nie podobało mi się, że było tyle błędów. Czasem nie rozumiałam pewnych zdań ani wyrazów. Ogólna ocena: treść OK, pismo niespecjalne. Jedna dobra rada: nie pisz w pośpiechu, a jak już piszesz, poprawiaj błędy. Wtedy całość będzie ładnie wyglądać. Pozdrówka.
Sophie Rossell Sobota, 09 Lutego, 2013, 16:25
A mi się ta łza bardzo podoba. To był dobry pomysł, naprawdę. Notatka trochę dziwna, ale według mnie to dobrze, a że tak szybko nawiązuje znajomości, to dlatego, że Remus jest samotny. Jego spostrzegawczość po prostu śpiewnie opisałaś. Nie że interesował się dziewczynami...
Sophie Rossell Sobota, 09 Lutego, 2013, 16:29
A te błędy...
Szkoda mówić. Ja też piszę i zanim komukolwiek dam do przeczytania, to poprawiam przynajmniej kilkanaście razy, aby treść nie przyniosła mi wstydu.
Kurczę, popracuj jeszcze nad tym... Nie załamuj się czasem. Pomysły masz bardzo dobre!