Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamietnik Remusa Lupina!
Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia
Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@
Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii
Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess

[ Powrót ]

Piątek, 10 Kwietnia, 2009, 01:53

3.Wpis trzeci.

Sorrki, że nie pisałam blisko dwa tygodnie. Ale wiadomo, jak jest - szkoła, nauka, u mnie do dziesiątego maja wystawiają oceny... I moi kochani wenowie raczyli sobie wziąć urlop. Lenie patentowane!
Ale notka już jest, zapraszam do czytania.
Co do same treści, to jest to sytuacja z mojego życia wzięta! Piosenka i zespół - moje jedne z ulubionych. Ah, wkładam w swą twórczość siebie, piszę z z serduchem. Czy to nie jest romantyczne?



Niedziela. Uwielbiam ten dzień. Jedyny taki w tygodniu, w którym mogę spać do oporu. Nie dzisiaj... Ten weekend spędzam u babci. Od poniedziałku zaczynają się święta wielkanocne, więc przyjechaliśmy z rodzicami by pomóc jej w przygotowaniach.
Babcia mieszka na wsi. Typowe gospodarstwo, są tu krowy, konie, kury, kozy... A dziadek ma dosłownie hopla na punkcie gołębi. Usłyszałem bicie dzwonów kościelnych. Odczekałem aż skończą stwierdzając, że wybiła szósta. Ziewnąłem szeroko i usiadłem oplatając się kołdrą. Spuściłem nogi z łóżka rozglądając się sennie dookoła. Westchnąłem ciężko wstając. Skierowałem swe kroki w kierunku stołu, na którym położyłem wcześniej przygotowane ubranie.
Słońce nieźle grzało w palnik, mimo że ledwie dochodziła siódma. Ze szklanką mleka w dłoni wyszedłem na ganek stukając lekko sandałami w drewnianą podłogę. Otworzyłem trzwi, jasne promienie uderzyły mnie w twarz. Skrzywiłem się wychodząc na dwór. Ponownie ziewnąłem wolną ręką przecierając oczy, pchnąłem biodrem drzwi. Zamknęły się z trzaskiem. Nadal trąc ręką lewy narząd wzroku potknąłem się na schodach, uroniłem kilka kropli białego płynu. Czknąłem głośno i upiłem dwa łyki.
-Dzień dobry, dziadku.
Gregory Swang popatrzył na mnie, uśmiech wstąpił na jego twarz oplecioną pajęczyną starości. Mimo blisko siedemdziesięciu lat na karku naprawdę dobrze się trzyma. Odwzajemniłem gest przysiadając na dębowych schodkach. Oblizując się spojrzałem w górę. Daszek całkowicie drewnianego tarasu gęsto porastała pnąca winorośl. Hah, uwielbiam winogrona. Póki co, jest na nie jeszcze zbyt wcześnie, toż to kwiecień dopiero. Ojciec mojej mamy usiadł obok mnie rzucając na czarną, pozbawioną trawy ziemię garść ziarna. Niemal natychmiast z szumem skrzydeł i łagodnym pogruchiwaniem zleciało się blisko tuzin gołębi. Objąłem kubek drugą dłonią, łokcie oparłem na kolanach i zamoczyłem usta w produkcie w pełni naturalnym, wyprodukowanym przez Melanie. Tak ma na imię ma krówka, która dała to mleko. Westchnąłem wodząc wzrokiem po idealnie błękitnym sklepieniu. Lubię niebieski. Ma swój charakter, głębię i jednocześnie tę czułą nutkę delikatności. Ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Odwróciłem się wzrokiem napotykając twarz rodzicielki mojej mamy.
-Remusie, chciałoby ci się przejść do sklepu?
Pokiwałem głową wstając. Otrzepałem spodnie i przeciągnąłem się niechcący wylewając zawartość kubka na Teofila. Teofil to kot moich dziadków, straszny snob. Ale... czy kot może być snobem?... Mrucząc coś do siebie pod nosem - o nie, to pierwsza oznaka wariactwa! - poszedłem za babcią do kuchni.
Twarde podeszwy butów chrzęściły na żwirze, czarne kamyki rozsypywały mi się pod stopami, niektóre wdzierały się między paski sandałów, przez co musiałem przystawać by się ich pozbyć. Nie jest zbyt miłe chodzenie z czymś ostrym w butach. I żeby pomyśleć, że jeszcze dwie godziny temu te skarpetki były białe... Do sklepu było pięć kilometrów, nie ma problemu. Lubię spacerować. Tylko że było tak strrasznie gorąco...
Otarłem dłonią wilgotne czoło i utkwiłem obojętny wzrok w ziemi. Przymknąłem lekko oczy wsłuchując się w śpiew ptaków. Ślicznie to brzmiało. Zagapiłem się w spód swoich powiek, więc siłą rzeczy nie zauważyłem leżącej na ziemi gałęzi. Co było do przewidzenia, wywróciłem się. Leżałem przez chwilę czując wżynające mi się w ciało kamyczki. Wstałem po upływie kilka minut i otrzepując się, ruszyłem w dalszą drogę.
Nie bardzo mam ochotę opisywać kupowanie takich bzdet jak olej do smażenia czy cukier, więc po prostu zrobiłem zakupy i skrótami przez las wróciłem do domu.
Usiadłem przy stole w kuchni opierając się łokciami o blat. Popatrzyłem na zegarek. Trzynasta. Jak ten czas leci... Wstałem przydeptując kotu ogon. Zawył, ale to naprawdę dosłownie, i czmychnął pod komodę. Popatrzyłem na niego z powątpiewaniem unosząc brwi. Potarłem dłonią policzek.
-Babciuuu...
-Słucham.
-Jaaa sobie pójdę.
-A gdzie ty dziecko chcesz iść?
Odwróciła się do mnie nadal zagniatając rękami ciasto. Przygryzłem wargę patrząc na tę żółtawą masę.
-Pospacerować.
Pokiwała głową szarpiąc się z tą mieszanką jajek, mąki i czegoś tam jeszcze.
-Tylko uważaj na siebie.
-Będę.
Zdjąłem z wieszaka swoją ukochaną, dresową bluzę. A nuż zrobi się chłodno?... Pozbyłem się już nie białych skarpetek i zapiąłem butki. Na ganku mama wcisnęła mi na głowę czapkę z daszkiem. Uśmiechnąłem się do niej i zeskakując ze schodków wepchnąłem ręce do kieszeni. Podśpiewując piosenkę mugolskiego zespołu Farben Lehre (nie gra on reggae, ale piosenka wpadła mi w ucho) zniknąłem dorosłym z oczu i ruszyłem biegiem w stronę pola. Kiedy już minąłem obręby działki dziadków, zwolniłem rozglądając się po zieleniejącej trawie. Wszystko skąpane było w słońcu, po niebie leniwie płynęły wielkie, puszyste obłoki. Hm... Jeden przypomina mi wieloryba... A ten po prawej zupełnie jak królik... Przystanąłem wlepiając wzrok w skupiska maleńkich kropelek pary wodnej. Mi się zdaje, czy tam jest kanapka z serem?
Uśmiechnąłem się lekko do siebie i spokojnym marszem dotarłem do jezdni. Rozejrzałem się skrupulatnie i przeszedłem na drugą stronę. Westchnąłem patrząc na pozalewane wodą z wylanego strumienia drogi. Ściągnąłem więc buty, podwinąłem nogawki i lekko się krzywiąc postawiłem stopę w tym bajorze. Całkiem miłe, nie za zimno, ale to błoto przełażące między palcami... Zatrzymałem się stojąc w tym po kostki. Nabrałem gwałtownie powietrza i kichnąłem donośnie, dziwnym fartem się nie obsmarkując. Ha haa, idzie ku lepszemu.
-Powietrze pachnie, jak malinowa mamba... Nikt nie przeklina, nikt nie mówi "karamba"...
Ruszyłem w podskokach do celu rozchlapując po drodze wodę. Uwielbiam ją. Przelewa się w dłoniach, chlupie i moczy. Lubię to. Podskoczyłem słysząc gwłatowne ujadanie. Odwróciłem się wzrokiem napotykając wścielke szczekającego, dużego owczarka niemieckiego. Uśmiechnąłem się lekko. Lubię pieski. Opanowując gwałtowny strach pogodnym krokiem ruszyłem dalej, pies za mną. Skakał pokół mnie, szczekał i warczał. Powstrzymałem gwałtowne drgnięcie gdy poczułem jego zęby wbijające mi się w spodnie na pośladkach. W sumie to nie ugryzł mnie mocno... Widząc, że nic sobie nie robię z jego obecności, poburkując wrócił na swoje podwórko. Przymknąłem oczy i z błogim uśmiechem dalej brodziłem zbliżając się do rzeki, do której tak zawzięcie zmierzałem. Dotarłem na jakieś pole. Wilgotna ziemia rozłaziła się pod moim ciężarem, zostawiałem za sobą odciski moich stóp. Małe są... Druga szosa. Tutaj jeździli jak wariaci. Rozejrzałem się skrupulatnie. Po prawej stronie pobłyskiwał most, po drugiej betonowa droga. Bujając się na piętach poczekałem, aż z pola widzenia znikną samochody. Jeden... Drugi... Oba czerwone. Ziuuu, z lewej błysnął jakiś zielony. Westchnąłem przekręcając czapkę na bok. No, wreszcie droga wolna.
Stanąłem na drodze i syknąłem. Gorące! Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i powoli, krok za krokiem zbliżałem się ku równoległej części ulicy. Z daleka coś szumi. Podniosłem głowę. Samochód jedzie... Przyspieszyłem tępa i znalazłem się po drugiej stronie. Teraz kawałek po kamieniach - ałć.. - i znów mięciutka trawka. Mmm... Łaskocze, heh. Idę, idę, idę... Jakieś sto metrów dalej poroztłukiwane cegły, stłuczona butelka po... Po czymś tam. Iii taak! Widzę kamienny most łączący ląd po obu stronach szeeerokiej rzeczki. Uśmiechnąłem się szeroko i ruszyłem ku niemu żwawym krokiem. Nagle zatrzymałem się jak wryty.
Na samiuśkim brzegu, tuż przy idealnie przezroczystej wodzie przyklęknął jakiś chłopiec, mniej więcej w moim wieku. Te adidasy wydają się wręcz podejrzanie znajome, lub te dłuższe ciemne włosy wymykające się zza uszu na twarz. Podniósł głowę i popatrzył na mnie. Jack!
-Jack?... A co ty tu robisz?
-To samo pytanie mógłbym zadać tobie.
Uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do niego. Sandały rzuciłem w nieładzie obok nas, podwinąłem nogawki i zanurzyłem stopy w wodzie. Arrgh... Lodowato lodowa! Wykrzywiłem się w czymś, co zwie się uśmiechem do Jacka i wepchnąłem ręce do kieszeni.
-Co robisz w Last Road?
-A ty, Remusie?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, Skreeg.
Roześmiał się odgarniając włosy z oczu. Popatrzył na mnie mrużąc powieki w palącym słońcu. Co dopiero będzie w lipcu?
-Przyjechałem do ojca.
-Do ojca?
-Nie mówiłem ci wcześniej. Rodzice rozwiedli się jak miałem trzy lata. Szybko się rozstali, cztery lata po ślubie... Nie mogli się w ogóle dogadać, ciągle tylko na siebie wrzeszczeli, wyciągali do siebie ręce. Nie by je podać, oczywiście... - przechyliłem głowę sunąc palcami po tafli. Popatrzyłem na Jacka, który machinalnie obracał kawałek patyka w palcach. Złamał go raz, przełamał drugi i wrzucił do wody. Podniósł jakiś kamyk i zacisnął pięść. - W końcu ojciec podjął decycję o rozwodzie, prawnie podlegam matce.
Nie powiedziałem "przykro mi", choć sytuacja tego wymagała. Zawsze się to mówi, mimo wszystko. Pamiętam jak kiedyś powiedziałem Anthoniemu, dawnemu przyjacielowi z podwórka o swoim wilkołactwie. Też był z rodziny czarodziei. Pierwsze co rzekł to: "Aha. Przykro mi, to nie mogło być miłe...". A potem omijał mnie szerokim łukiem. Miał rację. Miłe to nie było... Zagryzłem wargę.
-Współczuję.
Kiwnął głową wstając. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się ciepło.
-Ty wiecznie w tych szelkach.
Skinąłem mu z udawaną wyższością.
-A jak.
Ruszyłem w stronę mostu. W tamtym roku stała tutaj tama z sosnowych pni. Pomagałem ją robić. Mało w prawdzie mogłem zrobić, ale podawanie gwoździ też na coś się przydało... Poziom wody urósł mi z kostek do kolan.
-Trzy części zostały.
-A ile ich było?
-Ja wiem... Z piętnaście? Bądź co bądź, woda sięgała tutaj...
Wgramoliłem się na te sękate, okrągłe deski i podskoczyłem dotykając dłonią zaznaczonego lekko jaśniejszym kolorem miejsca. Pisnąłem, gdy nogi omsknęły mi się na śliskich pniach i władowałem się pod most. Wydarłem się najgłośniej jak umiałem. Raz że obtarłem sobie caluśką rękę, to ta woda mroziła krew w żyłach! Zerwałem się szybko i chwiejąc na niepewnym gruncie przelazłem spowrotem na tamtą stronę. Wyprostowałem się patrząc na Jacka, który był w stanie mieszanym szoku i niepohamowanej radości. Mokre, rozpuszczone włosy kleiły mi się do twarzy, ubranie do ciała. Uśmiechnąłem się sam nie wiedząc czemu i wzruszyłem ramionami przekrzywiając głowę.
-No co, fajnie było.
-Hehe, słyszałem właśnie.
Podskoczyłem radośnie i ruszyłem w górę rzeczki idąc pod prąd. Skreeg szedł równolegle ze mną, po brzegu.
-Nie wejdziesz do mnie?
-Chyba cię coś boli, Remusie. Jeszcze nie oszalałem.
Splunąłem ściągając glony z głowy.
-Jak chcesz. Teraz jest już naprawdę ciepło, kąpać się można.
Spojrzał na mnie unosząc z powątpiewaniem brwi. No i kto tu jest sztywniakiem? Podskoczyłem jakby mnie coś pomacało w miejscu, gdzie skończyły się plecy, i zaśpiewałem fragment piosenki "Smoking". Popatrzyłem na kusząco wyglądający pień przewalonej wierzby. Łatwoby było na niego wejść. Przymrużyłem oczy, idąc żwawym, lekko zahamowanym przez nurt krokiem. Kiedy znalazłem się naprawdę blisko, raptem zauważyłem, że piasek umyka mi spod nóg, przez co zapadałem się o kilka cali. Zignorowałem to dosyć oczywiste ryzyko i położyłem dłonie na chropowatej powierzchni kory. Nadal nucąc wcześniej wymienioną piosenkę ugiąłem nogi w kolanach kilka razy, za każdym coraz mocniej, i wyskoczyłem zahaczając spodniami o wystającą, złamaną gałąź. Obserwowany przez rozbawionego Jacka zacząłem się szarpać. Ha, puściło prując mi portki. Nie przejąłem się tym zbytnio, starczy jedno machnięcie różdżką i nie było problemu. Usiadłem okrakiem na grubaśnym pniu. Normalnie można sobie wyobrazić, że jeździ się konno. Wyprostowałem się i ze zdziwieniem stwierdziłem, że czuję rwący ból kręgosłupa. Ah, to pewnie od tej wywrotki. Wstałem przekrzywiając stopy dla lepszej równowagi. Rozłożyłem ręce unosząc głowę.
-Remusie, to nie równoważnia.
-Cichaj!
Uniosłem się na palcach i zdzierając sobie trochę naskórka odwróciłem się w stronę przeciwległą do kierunku, z którego tutaj przyszedłem. Popatrzyłem na widoczne dno. Uniosłem brwi wskazując na wodę ręką.
-Ja pamiętam, jakie tu syfy były ostatnio!
Westchnął kręcąc głową. Ugiąłem nogi w kolanach.
-Ty chyba nie zamierzasz tam skoczyć?...
-Nie, zamierzam polatać.
-Ale...
Nie zdążył skończyć, po odepchnąłem się nogami od drzewa wzbijając się na chwilę w powietrze, by po chwili wpaść do pływkiej wody jak kamień. Wydałem z siebie zduszone kwiknięcie, gdy zostałem "wessany" o jakieś cztery stopy. Czyli przeszło po pas. Jack parsknął wytrzeszczając na mnie oczy. Trochę się przestraszyłem, powoli zapadałem się coraz głębiej. Wierzgnąłem porządnie, jestem dwa cale niżej. Sapnąłem odpychając się dłońmi od zapadającego się dna. Kilka razy powtórzyłem tę czynność, z całej siły podniosłem nogę przesuwając umykający piach kolanem do góry. Zacisnąłem powieki i zęby usiłując się wydostać. Ha! Coś chlupnęło i nadal się zapadając, tym razem do połowy łydki, dotarłem do brzegu. Usiadłem na trawie prawie że płacząc ze śmiechu. Nie mam pojęcia, co mnie tak rozbawiło. Z trudem hamując piskliwy, dziewczęcy śmiech wskazałem palcem na zamoczoną w wodzie trawę.
-O... hehe... żabka... hehe!
-Gdzie?
Skreeg w dwóch susach doskoczył do mnie. Popatrzył we wskazywanym kierunku i wziął jedną do ręki. Lekko zacisnął dłoń, by mu nie uciekła i zaczął się jej z zainteresowaniem przyglądać.
-Pocałuj ją, może zmieni się w księcia.
Ryknąłem śmiechem na swoją własną uwagę. Jack popatrzył na mnie unosząc brew. Pokręcił głową wpuszczając ją do wody.
-Idź ty, ty, ty niegrzeczny chłopcze, ty jeden ty.
Zrobiłem nadąsaną minę wstając. Przelazłem naokoło pnia na drugą stronę. Ponownie władowałem się do rzeczki.
Hah, jak ja lubię wodę... W końcu jestem zodiakalną rybką. Potknąłem się lecąc na twarz. Niechcący nabrałem wody w usta. Podparłem się na rękach odchylając do tyłu. Wyplułem wodę uśmiechając się lekko. Wstałem zerkając w niebo. Nabrałem powietrza - no nie, znowu naszło mnie na śpiewanie... - i zawyłem:
-Parady, defilady czołgów kolumnady
Rano styrany
Mówisz nie ma na to rady!
Od nas jedna dobra rada
Każdy rząd w końcu upada
Kiedy uderzamy muzyki taranem w tyrana!

Co myślisz kiedy mówię wolność?
Pochody, apele, pokłonów zbyt wiele
Co czujesz kiedy słyszysz baczność?
Rundy honorowe, trybuny rządowe
W spalinach nikną czarne auta
Flagi łopoczą wysoko, za wysoko
I wszystko staje się jasne
To nie o to, nie o to, nie o to

Chodzi o serce, które bije w piersi
Chodzi o oczy wypłakane z łez
Ze strachu, zaciśnięte gardło
Nie może, nie, nie powiedzieć że

Bez wielkich słów, złotych rad
Chcemy czuć się wolni!
Chcemy czuć się wolni, wolni
Zwyczajnie tak jeszcze raz
Bez wielkich słów, złotych rad
Chcemy czuć się wolni zawsze wolni tak jak wiatr
Po prostu tak
Siłą nic nie można dać, zabrać można wiele
Cokolwiek masz
Bez złotych słów, kraju rad
Wszyscy chcemy kochać
Zwyczajnie tak

Ja pytam co to jest niewola
Łańcuchy, kajdany i kraty w oknach
Cenzura mieszka w telefonach
Rozmowa nagrywana, rozmowa nagrywana

Ja się Ciebie pytam co to tutaj jest niewola
Łańcuchy, kajdany i kraty w oknach
Cenzura, która mieszka w telefonach
Rozmowa nagrywana, rozmowa nagrywana
Ale największa z tych które znam
To niewola wewnątrz głowy i serca
Panuje wtedy kiedy blady strach
I tylko miłość może to przerwać!

Bez wielkich słów, złotych rad
Chcemy czuć się wolni!
Ja mówię Tobie, chcemy czuć się wolni
Zwyczajnie tak każdego dnia
Bez wielkich słów, złotych rad
Chcemy czuć się wolni a ja i Ty codziennie wolni
Po prostu tak
Siłą nic nie można dać, zabrać można wiele
Cokolwiek masz
Bez złotych słów, kraju rad
Wszyscy chcemy kochać
Zwyczajnie tak...!
Jack przewrócił oczami odgarniając włosy z twarzy i popatrzył na mnie. Widziałem to kątem oka, hie hie. W sumie to musiałem głupio wyglądać, bo kołysałem biodrami, przybierałem dziwne pozy i śpiewałem na całe gardło piosenkę mojego ukochanego zespołu. Tak. Ogłaszam wszem i wobec: Jestem nienormalny!
Na twarz skapnęło mi coś mokrego. Podniosłem głowę nadal podśpiewując. Niebo zaczęły powlekać ciemne chmury upuszczając coraz więcej kropli.
-Ups...
Wyszedłem z wody. Z głupim uśmieszkiem raptem stwierdziłem, że mógłbym się wyżymnąć. Popatrzyłem na Skreeg'a. Westchnął głęboko.
-Muszę lecieć.
-Taa... Ja również.
-Do zobaczenia.
-Ehem.

***

-Remusie, gdzieś ty był?! Jesteś cały mokry!
-Od deszczu, Reju.
Uśmiechnąłem się do dziadka, puścił mi oczko. Mama odgarnęła mi mokre, miodowe nitki z twarzy.
-Idź się przebrać, przeziębisz się.
Pokiwałem głową i bujając się w rytm grającej mi w duszy muzyki ruszyłem w stronę łazienki, by wpierw wziąć ciepły prysznic. Eh, te babcie i mamy...

Komentarze:


Katherina
Piątek, 10 Kwietnia, 2009, 16:12

Haah, Syrciu, sytuacja z życia wzięta ^^
Twoje opowiadanie jest teraz takie życiowe, jak 'M jak Miłość' xd
Wpadnięcie do wody ? Opowiadałaś xD
Szkoda, że mnie przy tym nie było, mogłaś mnie zawołać xD
Poza tym nota jak zwykle celująco trafna i zabawna xD
Wybitnie, po prostu !

Zapraszam do Alicji xD

 


Zielak
Sobota, 18 Kwietnia, 2009, 20:48

Od czego by tu...
Rozdział jak zwykle... boski? Boski, a co!
Z tego co pamiętam, to był jakiś błąd, ale pewna nie jestem. Czytałam już dawno, więc wiesz ; p
Jack sztywniakiem... T-ta... ta zniewaga krwi wymaga, o. Ale rozumiem, że to sytuacja z życia wzięta etc.
A za Jacka i tak dziękuję i całuję, o.

 


JudithThedy
Niedziela, 23 Kwietnia, 2017, 18:50

wh0cd469811 <a href=http://buyviagraonline2017.com/>brand viagra online</a>

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki