Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
No i znów notka. Wybaczcie, że tak długo nie dodawałam. Sorrki, wena nawalała... Ale już jestem.
Uprzedzam i uświadamiam lojalnie, że niedługo zakończenie roku i muszę się przyłożyć do nauki. Więc tak jak już pisałam u Huncy, wpisy będą rzadziej. Postaram się teraz w wolnych chwilach napisać na zapas, potem będzie z górki.
Zapraszam do czytania, świeżutko co ją naskrobałam. A teraz lecę męczyć do Huncwotów... Pozdrawiam.
Ah, i dedykuję ją oczywiści Zielowi. I Lily, o.
Znooowu wf. Moja ulubiona lekcja.
...
Staliśmy na szkolnym boisku mrużąc oczy przed już majowym słońcem. Wiem, nie pisałem ze dwa tygodnie, ale nie bardzo miałem czas i chęć. Musiałem się przyłożyć do nauki, w końcu koniec roku za pasem... Chcę mieć dobrą średnią, bo zmieniam szkołę. Od września idę do gimnazjum. Pech chciał, że jest ono na zupełnie innym osiedlu, będę musiał dojeżdżać autobusem. No ale co za problem? Najwyżej będę wcześniej wstawał. I odizoluję się od dawnych znajomych, od tego czuba Mathewa i jego bandy, nie będę już musiał patrzeć na tego gbura od wuefu. Ględzenie fizyczki o tym, jaki to jestem niewychowany też mnie ominie. Jak się tak zastanowić, to mugolska szkoła nie jest taka zła. Uczy się tu ciekawych rzeczy i w ogóle... Przejrzałem w bibliotece książki od nowych przedmiotów, które mi dojdą w przyszłym roku. Ciekawe to jest, nie mogłem się oderwać właśnie od fizyki. Pierwsze tematy są dosyć... nudne, bo o materii i stanach skupienia substancji. Ale później robi się już ciekawie. Albo chemia. Również wciągające.
Żałuję tylko że nie będę mógł studiować magii. Podobno jeśli nie rozwija się swoich czarodziejskich umiejętności, to ta sztuka w człowieku zanika. Lub nawet wręcz przeciwnie, niekontrolowanie rośnie w siłę i wymyka się, nie można nad tym zapanować. Jeśli się zastanowić, to wolę chyba tę pierwszą opcję... No ale magii zawsze można uczyć się w domu. Mama mówiła, że jeszcze nic nie wiadomo, że jeszcze nie wszystko stracone. Mi jednak nie chce się już wierzyć, ani robić sobie nadziei. Wątpię, by znalazł się taki dyrektor, który chciałby sobie ściągać na głowę trzymanie w szkole wilkołaka. Bo a nuż będzie miał ochotę wymyślać sposoby by to nie wyszło na jaw, albo szukać bezpiecznego miejsca, bym mógł się przemienić?... Chyba tylko jakiś kaskader dokładałby sobie z własnej woli obowiązków. Pilnować, bym nikogo nie pogryzł... Przemiła perspektywa, nie ma co!
-Dzisiaj na ocenę, rozgrzewkę poprowadzi... - nauczyciel sunął palcem wzdłuż nazwisk po liście. - Skreeg. Proszę bardzo. Minimum siedem minut.
Jack westchnął i bez zastanowienia zaczął od standardowego biegania w kółko. Bez słowa ruszyłem za nim. Ajć, kurczę, te zakwasy... Dzwon ostatnio dał nam niezły wycisk, trzy dni praktycznie nie mogłem chodzić. A to ciekawe, że akurat w poniedziałek zrobił nam taką siłówkę?... A teraz bite dziesięć minut musiałem biegać w kółko, wymachiwać ramionami, robić jakieś dziwne skłony i skakać jak pajac. Głupie to jest... Nie lubię i koniec!
Facet ustawił nas w szeregu i kazał odliczać do dwóch. Od mojej prawej strony słyszałem coś na rodzaj szczekania: "Jeden! Dwa! Jeden! Dwa! Jeden-Jeden!" I potem wrzaski William'a Akavoo. Ma dziwne nazwisko... Nie wiem nawet, czy dobrze je zapisałem. No nic.
- ...To szkoła czy cyrk?! Was do japońskiej szkoły trzeba wysłać żebyście się nauczyli dyscypliny!
Przewróciłem znudzony oczami. Jak ma takie zamiłowanie do Kraju Kwitnącej Wiśni to niech tam jedzie, jeju... Czy na Japonię inaczej się mówi?...
- Lupin, jak się coś PANIENCE nie podoba, to niech panienka pójdzie do szkoły i poczeka na dzwonek!
- Z miłą chęcią bym to ZROBIŁ, proszę pana, ale nie.
- Śmiesz podważać mój autorytet?!
- A czy ja coś panu podważam? Uprzejmie zaprzeczam, nigdzie nie pójdę. Teraz mam wuef i moim zasra... Szkolnym obowiązkiem jest uczestniczyć w lekcji.
Popatrzył na mnie mrużąc oczy.
- Posłuchaj mnie. Nie życzę sobie pyskowania ani żadnych niesubordynacji na moich lekcjach. Jasno powiedziałem to wam wszystkim na naszych pierwszych, wspólnych zajęciach. Tak jak uprzedzałem wszystkich i każdego z osobna, teraz grzecznie będziesz biegał wokół boiska przez dwadzieścia minut.
Kiwnąłem mu głową i nie czekając, czy ma coś jeszcze do powiedzenia, zająłem się złem koniecznym. Na szczęście lubię biegać. Szkoda tylko, że nie przepadam za szybkim przebieraniem nogami z przymusu...
Pierwsze pięć kółek bez żadnego problemu. Do dziesiątego zacząłem lekko dyszeć. Przy dwunastym - kolka. No ładnie, ładnie... Automatycznie zacisnąłem palce na bolącym miejscu tuż pod żebrami. Jack pomachał do mnie wołając, żebym się tak nie trzymał. No fakt, będzie gorzej... Krzywiąc się biegłem dalej. Akavoo to cham, raptem mu się odwidziało i kazał mi robić pompki!
Później była religia. Da się znieść, ksiądz w sumie jest miły. Ja na jego lekcjach zawsze siedzę i rysuję, tematy mnie nie interesują. Rodzice nie chcą mnie wypisać z tego jakże pasjonującego przedmiotu. Bo co? Bo nieświadomie, z woli rodziców przyjąłem chrzest i wedle głupiej zasady jestem chrześcijaninem i teraz muszę się nudzić? Fajnie, tyle że ja jestem ateistą. To co wypisują w tej całej biblii to dla mnie jeden wielki stek bzdur. Taa, aha. A już bo wytrzymał na pustyni bez jedzenia i wody ponad miesiąc. Albo to zamienienie wody w wino. Ehh... Narzucili mi wiarę, to nie fair! Zasępiłem się brutalnie patrząc na księdza. Dyktował notatkę.
-...za wszelką cenę próbowano dowieść, że Jezus na krzyżu nie umarł lecz zemdlał. Później w grobie ocknął się, odsunął kamień, pobił straże i uciekł...
Wbrew sobie parsknąłem śmiechem wyobrażając sobie tę sytuację. Katecheta popatrzył na chichoczącego mnie. No tak. Nie umiem utrzymać radości na wodzy. Muszę nad tym popracować!
- Co cię tak śmieszy, synu?
Usiadłem tak, jak powinien siedzieć uczeń na lekcji. Powstrzymałem się od uwagi, że nie jestem jego dzieckiem. Chrząknąłem lekko kryjąc twarz w dłoniach. Wziąłem głębszy wdech i próbując opanować śmiech, spojrzałem na nauczyciela przez rozstawione palce.
- No bo... Bo to jest absurdalne.
- Dlaczego ci się tak wydaje?
- Ale jak to jest możliwe?... Przecież on na tym krzyżu wisiał przeszło trzy dni, chyba że coś kręcę... I tak po prostu wstał, odsunął ważący kilkaset kilogramów kamień i natłukł zdrowych na ciele kilku mężczyzn?
- Dziecko, nie masz w ogóle szacunku do Syna Bożego. Czeka cię za to kara! To był syn samego Pana Boga! Mógł wszystko!
- Tak? Zapoznam się z rogatym belzebubem o diabolicznych pomysłach? I może też chłodny, wyniosły Lucyfer, patrzący na wszystko z zimną ironią?
Ksiądz ściągnął brwi. Wyjął spod blatu biurka "palec boży", czyli przeszło dwu metrowy kij i machając nim lekko zaczął krążyć przed tablicą.
- Nie rozumiem skąd u dzieci tyle dystansu do Boga. Bóg jest dobry, kocha nas wszystkich, jesteśmy jego dziećmi. Ale wam się to wybacza. Rozumie, że dorastacie w różnym tępie wchodząc w przerwotny wiek. Synu, w co ty wierzysz?
- Na pewno nie w Boga.
- Dziecko, skoro tak usilnie próbujesz utrzymać, że masz inną orientację wiar...
- Prze księdza, to nie ja chodzę w sukience.
Iiiii.... Zadzwonił dzwonek. Idealnie, prawda? Spakowałem rzeczy i wyszedłem z klasy. Usłyszałem donośne skandowanie mojego imienia. Odwróciłem się wzrokiem napotykając drobną dziewczynę z mojej klasy. Miała rudo-brązowe loczki opadające jej do ramion. Niebieskie oczy mogły się kłócić z jej włosami i bladą cerą. Żeby jej "dowalić" matka natura uzbroiła ją jeszcze w masę piegów na buzi i wiecznie podrapane kolana. Nie ma to jak bieganie po drzewach i latanie z chłopakami za piłką. Uśmiechnąłem się do niej. Helen Meg Writer dopadła do mnie i oparła mi dłonie na barkach. Wyszczerzyła lekko powykrzywiane, splecione aparatem ortodontycznym zęby.
- Rem, to było bezbłędne.
Roześmiała się perliście odrzucając głowę do tyłu.
- "To nie ja chodzę w sukience"...
Zaniosła się śmiechem biorąc mnie za rękę. Gdy poczułem, że moja dłoń została zamknięta w uścisku jej ciepłych palców ściągnąłem brwi. No nie, ta znowu swoje... Myślałem, że jej już przeszło! Ah, pewnie nie wiadomo o co chodzi... No więc Helen wymyśliła sobie, że jestem w niej bez pamięci zakochany, i że jedyne o czym marzę, to bycie jej mężem i niańczenie stada naszych dzieci. Dziwne są dziewczyny... One to by tylko bawiły się w dom, udawały, że są na przyjęciu i piły herbatkę z lalkami, skakały przez skakankę i grały w klasy. Wyjątkiem jest oczywiście Writer... Jak Elize dała jej lalkę barbie to ta popatrzyła na nią i zapytała: "A po co mi taka maleńka kukiełka?" . Nie dla niej zabawa w dom, rodzenie dzieci itp... Ona wolała bawić się z nami w policjantów i złodziei, ganiać za piłką. Albo udawać wojnę na froncie w pobliskim lesie. Ah, tej akcji nigdy nie zapomnę... Helen była ze mną w drużynie, mieliśmy podkraść się do bazy wroga by odebrać radiostację. Pomińmy milczeniem, że tą radiostacją była moja książka od języka. Jacob zaczaił się na nas z góry, by nam w tym przeszkodzić.
O właśnie. Jacob to... Dziwny chłopak. Ma magnetyzujące spojrzenie i wiecznie rozwiane na wszystkie strony, czarne włosy poblisko za uszy. Wiecznie wygląda jak kopnięty prądem. W klasie jest najwyższy, spontanicznie ma też ciemną karnację i oczy tak czarne, że wyglądają jak dwa kawałki węgla. Totalny młot z matematyki i innych zajęć wymagających liczenia. Z przedmiotów humanistycznych nie ma sobie równych.
Tak jak już pisałem, zaczaił się na nas z góry. Zeskoczył z gałęzi z donośnym rykiem stada Indian i powalił akurat mnie. Zaczął coś nawijać po Japońsku, a Helen... Jejuu, takiej mi siary narobiła... Rzuciła się na Jacoba z pięściami, zepchnęła go do rowu z wodą, zaczęła go kopać, bić, gryźć, ciągnąć za włosy z "cichymi" wrzaskami: "Zostaw Remusa, jak śmiałeś tknąć mojego chłopca!". Uciekłem stamtąd czym prędzej. Później Jacob z podbitym okiem i wymownymi śladami zębów za szyi przynosił mi książkę do domu. Pogratulował mi niebywale wspaniałej dziewczyny i z głupim uśmiechem poszedł w swoją stronę.
Robiąc znudzoną minę udałem się z Helen za rękę pod klasę. Nie myślcie sobie, że nie próbowałem się wyrwać! Tylko ta ma taki ścisk... Posadziła mnie na ławeczce i usiadła obok. Z nadąsaną miną wpatrywałem się w przestrzeń. Kątem oka widziałem, że chciała coś powiedzieć. Zacisnąłem powieki.
- Remusku, mój...
- Nie jestem twoim chłopcem!!!
Zerwałem się wykorzystując fakt, że już mnie puściła. Rzuciłem się do ucieczki. Nagle ze zdumieniem stwierdziłem że przywaliłem z całej siły w ziemię.
- ...mój kolego, masz rozwiązene buty...
Leżąc na posadzce poczułem, że robi mi się zimno ze wstydu i po części złości. Helen pomogła mi wstać i z ciepłym uśmiechem zaprowadziła mnie do pielęgniarki. Przy tym brawurowym spotkaniu z panelami stłukłem sobie nadgarstek... Gdy siedziałem w jej gabineciku na krześle, spojrzałem na Writer.
- Przepraszam.
Wyszczerzyła aparat i machnęła lekceważąco ręką. Zamrugała jasnymi oczami patrząc na mnie.
- Nie szkodzi, mogłeś tak zareagować. Ale wiesz co? Żałuj, że nie widziałeś swojej miny jak leżałeś...
Oboje się roześmialiśmy. Raptem coś jej chyba odbiło w tej poczochranej główce, bo przysunęła się do mnie i dała mi soczystego całusa prosto w usta. Machinalnie się skrzywiłem i zacząłem wycierać z donośnym: "Błeeee...!" zupełnie zapominając, że ta, co mnie tak łaskawie ucałowała, stoi tuż przede mną. Zgięła się ze śmiechu i w podskokach wybiegła z pokoju. Naprawdę... Dziewczyny są głupie. Chyba nigdy nie skuszę się na jakiś związek...
Kiedy po lekcjach miałem wychodzić z szatni, zaczepiła mnie moja wychowawczyni. Grzecznie poszedłem za nią do "pustej" sali. Było tam też kilkoro innych uczniów. W tym moja dobrze wam znana dziewczyna wbrew mej skromnej i stłamszonej woli, Helen. Oczywiście, że usiadła obok mnie miażdząc mi swą dłonią palce.
Dowiedziałem się, że na Dzień Matki organizowana będzie szkolna akademia. Mam na niej wystąpić... Po pierwsze jako prowadzący, po drugie mam zaśpiewać. I niespodzianka, będziemy mieli gości z jakiejś innej szkoły. Oni również dołożą się do naszego występu. Skowyczeć do mikrofonu będę z jakimś innym chłopakiem. No, cudownie. Kolejna okazja do wyjścia na durnia.
Komentarze:
Lily Sobota, 25 Kwietnia, 2009, 13:16
Heheh..! Remusek ma wielbicielkę ;DD.
Już nie wiem co mam napisać xdd.
Notka cudaŚna ;pp.
Ciekawi mnie kiedy w końcu bd. w Hogwarcie ;]].
No i dziękuję za dedy ;DD.
BuZii ;**.
Aleksa Sobota, 25 Kwietnia, 2009, 16:21
Kurcze, biedny Remi nie zazdroszczę mu xd ale notka bombowa :d Pzdr. x)
Zielak Sobota, 25 Kwietnia, 2009, 21:36
Kochana, błagam... przymiotniki z małej! Zaczęłam się już powtarzać, ale cóż.
Dziękuję za Jacoba... Padam przed Tobą na kolana i całuję stópki. Za Jacka też dziękuję, a jakże.
"Prze księdza, to ja nie ja chodzę w sukience" -znasz już moją reakcję, prawda?
Dzięki za dedykację^^
Pozdrawiam i całuję;]
Syrcia Sobota, 25 Kwietnia, 2009, 21:40
Kochana, wybacz... Ale mi się już pierdzieli! Nie moja wina, za dużo tego nawymyślali...
Tak, znam. Wiesz, że Cię kocham, no nie?
Zielak Niedziela, 26 Kwietnia, 2009, 21:09
Wiem, wiem^^ A Ty wiesz, że ja Ciebie?
A tak swoją drogą, to jak ona śmiała tknąć mojego Jake'a?! ; p
Syrcia Poniedziałek, 27 Kwietnia, 2009, 16:29
...No normalnie... Zwalił Remcia z nóg to zemsta.
Zielak Poniedziałek, 27 Kwietnia, 2009, 19:55
Taa...^^
Aha, a na Japonię rzeczywiście mówi się Kraj Kwitnącej Wiśni ;]