Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
Jestem, haaa! Dosiadłam się półtorej godziny temu do kompa i naskrobałam wam notkę. Do Hunncy napiszę później. I wreszcie, bo ostatnio nie miałam komputera. Dalej nie mam, okupuję sprzęt brata. Tak więc przepraszam za nieobecność i z góry dziękuję za opinie. ^^
Bezsens, totalny bezsens. Odkąd wyleciałem z domu jak nawiedzony, minął tydzień. Jutro pierwszy września. Nie wzbudza to już we mnie jakichś specjalnych emocji, sam nie wiem, czemu nagle tak na to zobojętniałem.
Przedwczoraj był pogrzeb. Mama płakała przez całe siedem dni, na tej "uroczystości" zemdlała. Ja nie czułem nic. Tak samo jak teraz nie czuję nic. Jestem jak pusta muszla, ziarnko piasku.
Co za wydarzenie, normalnie fala. Jest godzina szósta rano. Znowu wstałem zbyt wcześnie, nie mogę spać dłużej niż osiem godzin. To wkurza, naprawdę. Dziś pierwszy września, jadę do szkoły. Dziwnie mi jakoś. Nawet bardzo dziwnie. O tej porze to normalnie wlokę się pod prysznic, a nie leniwie skrobię długopisem po kartce pamiętnika.
Czuję się jakoś nieswojo. Zaraz, że co napisałem? Czuję? Oh, jak miło. I szczerze to wiele bym dał, żebym nie dostał tego durnego listu, nie był na tej cholernej Pokątnej i żeby ojciec nie musiał po mnie jechać.
Dziś, jak wszystkie dzieci w Londynie, maszerowałbym o ósmej do szkoły, na rozpoczęcie dziesięciu miesięcy katorżniczego wiszenia nad książkami.
Nie spieszy mi się już do tego Hogwartu. Straciłem zapał, nic na to nie poradzę. Mam jeszcze co najmniej cztery godziny wolnego, a spać mi się nie chce. Rysować też nie. Ah, no tak. Zapomniałem napisać. Wszystkie rysunki pozrywałem ze ścian i spaliłem. Nie wiem, co mi wtedy odwaliło, ale mało brakowało, a zapaliłbym firankę. Nie ma to jak ognisko w blaszanej misce...
Dobra, muszę się jakoś zebrać. Może się wyrobię. Ostatnio nawet organizacja mycia zębów mi nie idzie...
Para buchnęła z komina. Rozległ się długi, donośny gwizd, uczniowie wskakiwali do wagonów, wykrzykując różne rzeczy przez ramię. Do rodziców. Obojga. Ja na peron przyszedłem sam. Mama mi tylko powiedziała, jak się na niego dostać. Nie chciałem wyciągać jej z domu, nie nadawała się do tego. Boję się tylko, że coś sobie zrobi. Sam miałem różne głupie myśli. To się zdarza. Tak sądzę...
Aktualnie wciskam się w kąt na siedzeniu, w przedziale jestem sam. I dobrze, nie mam ochoty na towarzystwo. Gdy zamykam oczy i staram się skupić na tym, co mnie otacza, to czuję jak pociąg mną kołysze. Czerwony Express Londyn-Hogwart. Sunie z miarowym stukotem po szynach, słyszę, jak stuka. Do mych uszu dobiega też świst wiatru, okno jest uchylone. Po korytarzu szwędają się jakieś dzieciaki, poznaję po głosach. Obijają się o ściany, rechocząc jak idioci. Niby czemu im tak wesoło?!
Zacisnąłem dłonie w pięści, gdy ktoś otworzył drzwi.
- Można? - spytał jakiś chłopięcy chyba głos.
- Nie, zjeżdżaj! - warknąłem. Chciałem być sam. Nawet nie zauważyłem, kiedy łzy napłynęły mi do oczu. Może wtedy, gdy patrzyłem na migający za oknem świat?...
Ceremonia przydziału. Teraz wiem, na czym polega. Nic strasznego, nie rozumiałem, czym te dzieciaki w łódkach się tak stresowały. Przecież nie mogli nas uszkodzić, jak byśmy poszli na lekcje drugiego dnia?
Chyba mam zwidy, albo naprawdę mignęły mi kasztanowe kucyki Lily. Chociaż wątpię w to, nie widziałem u niej niczego... Magicznego.
Mianowicie, na ceremonii musiałem usiąść na stołku i przymierzyć stary, wyświechtany kapelusz. Największą w nim rewelacją było to, że się rozpruł i zaczął śpiewać, że tak się wyrażę. Jedno jest pewne - mimo otępiającego mnie nastroju, nigdy tych minut nie zapomnę. Nigdy w życiu. Wszak należą do jednych w nim z najważniejszych...
Stałem w zmniejszającej się grupce pierwszoklasistów, tyłem do czterech długich stołów. Naturalną rzeczą zaczynałem się zastanawiać, przy którym z nich będę codziennie jadał przez najbliższe siedem lat. Siedem... O ile mnie nie wywalą.
- Lupin Remus! - zawołała młoda czarownica w prostokątnych okularach. Ciemnobrązowe włosy miała zapleciony w warkocz, wedle tego, co zauważyłem. Wbrew sobie drgnąłem nerwowo, przez co oczywiście poczułem się nad wyraz głupio. Sam nie wiem, dlaczego. Każdy pierwszak miał tiki nerwowe. Na nazwiska nie zwracałem uwagi, choć i tak, raz po raz, miałem dziwny skurcz w żołądku.
Zagryzając dolną wargę, podszedłem do stołka chwiejnym krokiem. Odwróciłem się gwałtownie, przydeptując sobie skraj szaty. Opadłem ciężko na stołeczek, aż się przesunął. Zgrzyt potoczył się echem po sali. Wydałem z siebie niekontrolowane... Kwiknięcie? Gdy profesorka założyła mi zbyt wielką na moją głowę tiarę. Nie spodziewałem sie tego... Opadła mi na ramiona, zasłaniając twarz. Otoczyły mnie ciemności, a ja tego nienawidzę. Bardzo nie lubię ciemności. Boję się ich.
Zniknęło wszystko. Sala, wpatrzone we mnie oczy, nawet i cały stres. W uszach brzmiało mi bicie mojego serca i mój oddech. Uspokoiło mnie to. Następnie znów mnie poderwało, bo tiarze zachciało się pokokosić mi na łbie, więc zaczęła się wiercić. Mościła się kilka sekund, robiąc mi coraz większe gniazdo z fryzury polegającej na czymś imitującym koński ogon. Lubię się tak czesać.
- Lupin! - zagrzmiała na całą salę. - Gdzie by cię tu wsadzić...
Pasknąłem niekontrolowanym śmiechem. Powaga, powaga...
- Dość przebiegły, szlachetny, tęga głowa i chęć do pracy. Tak. - Znów chwilę się wierciła. - Gryffindor!
Aż mi w uszach zadzwoniło. Ta to ma głos.
Profesorka odsłoniła mi mój widok na świat, zabierając owy niezwykle sędziwy kapelusz. Podniosłem się, wzrok kierując na stół pod samą ścianą. Patrzeć z mojej pozycji, to po lewej. Wszyscy klaskali. Idąc śladami innych wcześniej przydzielonych, skierowałem w jego stronę kroki. Usiadłem gdzieś z brzegu, na wolnym miejscu.
- Cześć, kochaneczku - rozległ się znajomy głos. Podniosłem wzrok z podłogi najpierw w przestrzeń, a póżniej za siebie. Zrobiłem wielkie oczy. Widząc chłód stalowych tęczówek, poczułem dreszcz przebiegający mi wzdłuż kręgosłupa.
- Cześć, Syriuszu...
Uśmiechnął się zimno.
- Remusik?! Ten od słowiczego głosu, ten sam remusowaty Remusik?! - darł się James, skacząc wokół mnie.
-Tak, nie widać?! - wrzasnąłem w końcu, opędzając się od niego rękami. Złożył dłonie przy ustach, trochę jak do pacierza. Uniosłem brwi, widząc jego cielęce spojrzenie.
- Wiedziałem, że z Syrą trafimy do Hogwartu, ale ty?!
- Nie nazywaj mnie tak! - warknął Black przez ramię, grzebiąc w kufrze. Jakimś nieznanym mi sposobem wlazł w niego do połowy, tak że widać było tylko jego wypięty tyłek i podkulone nogi. Zacisnąłem wargi w ciup, nieprzemyślanym gestem ładując sobie palec do ucha.
- Ale będzie jazda, Hogwart będzie nasz! Prawda, Syra?
- Głupiś czy głuchy? - burknął, prostując się. Ściskał w garści czarną piżamę w białe kosteczki. Potter przybrał tępą minę.
- Że co proszę? Ja się chyba byłem przesłyszałem, bo jestem i nie rozumiem...
Dom wariatów... Gdzie ja trafiłem?!
Syriusz uderzył się z otwartej w czoło i poszedł do łazienki. Westchnąłem ciężko w męczeński sposób. Rozejrzałem się, po czym usiadłem na swoim łóżku. Klapnąłem tyłkiem na poduszkę, podciągając kolana pod brodę.
- Nie wierzę, ale zbieg okoliczności! - huknął po chwili błogiego milczenia James. Zakryłem dłońmi narządy słuchu, zaciskając z całej siły powieki.
- Na żelki Haribo, nie umiesz ciszej?! - jęknąłem.
- Przyzwyczaj się, on tak zawsze - usłyszałem stłumiony głos Blacka. Wydałem z siebie chrapliwe westchnięcie.
- Cudownie. Nie wiem, czy moje uszy to zniosą.
Black opadł ciężko na łóżko. Zamachał bosymi stopami.
- Czas pokaże.
James zaskowyczał w łazience radośnie.
- Pewnie zobaczył mydło - mruknąłem, rozkładając się w poprzek posłania. Usłyszałem na poły rozbawione parsknięcie szarookiego.
- Pewnie tak.
Spojrzałem na czwarte łóżko, zajęte przez jakiegoś nieznanego mi chłopaka. Spał z szeroko otwartymi ustami, przyciskając do siebie pudełko czekoladowych żab. Westchnąłem. Ten to najwięcej do szczęścia potrzebuje.
Spojrzałem w stronę okna, znajdującego się nad syriuszowym łóżkiem. Gwiadzy zamigotały do mnie smutno. A może tylko mi się tak wydawało?
Twarda gula urosła mi w gardle, na dodatek działając podobnie jak zapach cebuli. Schowałem twarz w pościeli, starając się ukryć łzy. Nie chciałem, żeby Black widział, że płaczę. Znając życie, doszłoby do pytań. Nie miałem wtedy na nie kompletnie ochoty.
Znów powrócił ten przeklęty dół, który dławił mnie od ostatniego tygodnia.
Jutro lekcje. Nie mam na nie siły...
Komentarze:
Doo XD Niedziela, 29 Listopada, 2009, 23:40
James zaskowyczał w łazience radośnie.
- Pewnie zobaczył mydło - mruknąłem, rozkładając się w poprzek posłania.
^^genialne xD.
Biedny Remus! Ale czytając tamtą notkę coś czułam, że tak to się skończy... Żal mi go, życie go doświadcza.
Zauważyłam, że ten pamiętnik raczej nie koresponduje z Księgą Huncwotów. Ale postaci są takie same.
Bardzo mi się podoba, że najdrobniejszą rzecz (taką, jak spacer) pokazujesz wyjątkowo obrazowo, a nie tak na odwal się, po wierzchu. Podobają mi się te "wiejskie" fragmenty, są takie... lekkie, beztroskie.
Remus bardzo mi się podoba, ma trochę wilczą naturę takiego samotnego, wolnego włóczęgi, indywidualisty. Naprawdę, dobra robota!
Heh, i zauważyłam, że Remy ma prawie taką samą różdżkę, jak Mary Ann ;) Też drzewo różane i włos jednorożca... Ech xD
Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na nowy wpis! U Huncy także ma się coś pojawić, nie rań mnie XD
Ojej, ale długo mnie nie było
Więc tak: niezwykle dobrze oddane uczucia. Wiesz, łatwo jest napisać, jak to bohater cierpi i tak dalej, ale sztuką jest- tak jak Ty to zrobiłaś- opisać świat widziany oczami bohatera tak, by uczucia po prostu się przez ten opis przelewały, by sam punkt widzenia obrazował jego samopoczucie. Samo zdanie "Niby czemu im tak wesoło?!" obrazuje jego stan, bo pokazuje przez reakcję na akcję (zauważaż, o ile lepiej napisane niż samo "też chciałbym móc się tak śmiać, ale...),jak się czuje, rozumiesz?
Akcja rewelacyjnie ujęta, napisane z polotem i niezwykłą starannością, o czym już Doo wspomniała Masz ogromny talent, chylę przez Tobą i Doo czoła, naprawdę- jesteście niesamowitymi pisarkami!
Pozdrawiam serdecznie i wkrótce zapraszam do mnie (mam problem z dostaniem się do panela, pozmianiały się dane, wiesz może, jak teraz się wchodzi?)
Uściski!
Syrcia Poniedziałek, 30 Listopada, 2009, 21:01
Hmm, Parvati! U mnie na panel wchodzi się tak samo, jak wcześniej... Próbowałaś tak?
I dzięki, aż mi się gęba śmieje jak czytam takie komplementy xD