Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
Końcówka ponoć luniakowata. Cóż... "The boys does nothing" słuchałam, pisząc ją, i jakoś tak wyszło... Komentujcie!
Trochę się zdziwiłem, że obudziłem się sam z siebie, a nie za sprawą jakiejś zrytej intrygi. Biorąc pod uwagę lokatorów z dormitorium...
Kiedy otworzyłem oczy i spojrzałem na zegarek, wskazał mi godzinę szóstą. Ponownie opuściłem powieki na oczy, głębiej zakopując się w miękkiej, pachnącej pościeli. Nie miałem choćby mikroskopijnej ochoty na pozbawienie się tego jej przyjemnego ciepła. Westchnąłem cicho, zakładając ręce pod głową.
Czułem się całkiem nieźle, biorąc pod uwagę mój stan psychiczny. Nie chciało mi się wyć ani śmiać, a to znaczyło tylko jedno - mój nastrój będzie zalezał od sytuacji. Nic gorszego dla mnie chyba nie ma, no bo przepraszam bardzo! Jak przyjdzie do śmiechu, to będę czuł się z tym źle, że się śmieję. To przecież... Przecież tak nie powinno być, mój tata nie żyje, jak mógłbym się normalnie się teraz cieszyć?... To byłoby chyba nie w porządku w stosunku do niego. Mam wrażenie, że śmiechem jakby... Niszczę pamięć o nim.
Otworzyłem gwałtownie oczy, tępy wzrok wbijając w baldachim łóżka. W pomieszczeniu było stosunkowo ciemno. Przeniosłem leniwie spojrzenie w stronę okna. No tak. Niebo było pokryte ciemnymi chmurami. Padało...
Jeszcze bardziej straciłem ochotę do wstania. Zmusiłem się jednak do tego. Wiedziałem, że niedługo mój żołądek zacznie się buntować, a kiszki będą wygrywać zażyłego i niebywale wręcz namiętnego marsza.
Powłócząc nogami, ospale ruszyłem w stronę łazienki. Potargałem i tak poplątane włosy, nie mogąc pohamować potężnego ziewnięcia. Otworzyłem ciężkie, drewniane drzwi pchnięciem obu rąk. Pod naciskiem jednej nie chciały ustąpić...
Znalazłem się w średniej wielkości, okrągłym pomieszeczniu. Utrzymane było w chłodnych, błękitnych barwach z domieszką złotego. Tu i tam błysnął szkarłat, przykładowo w zasłonie przy prysznicu albo w kupce puchatych, zachęcająco wyglądających ręczników. Największą bazę krwistej czerwieni skupiał na sobie wielki, szkarłatny dywan z długimi włosami, dumnie leżący na podłodze. Czując nieodpartą ochotę, by się po nim przespacerować, podszedłem bliżej, powolutku stawiając na nim prawą stopę, od palców zaczynając.
Przyjemnie łaskotał mnie po skórze. Był taki mięciutki i ciepły. Zagryzłem delikatnie wargi, dostawiając drugą nogę. Chwyciłem jego włókna palcami, przymykając oczy. Pewnie wyglądałem jak debil, ale to nic. Jakoś tak mam, że lubię wszystko dokładnie poznawać przez dotyk.
Kiedy znudziło mi się dreptanie po dywanie, rozejrzałem się nieco dokładniej. Sufit był wysoki, zwężał się ku górze. Przeleciało mi przez myśl wrażenie, że znajduję się w samiusieńskim środku wieży lwów, dormitoria przecież są bardziej po bokach, z tego, co zauważyłem...
Zbliżyłem się do wielgachnego, gotyckiego okna. Sięgało od podłogi po sufit, poprzecinane finezyjnie czarnymi rureczkami, tworzącymi przeróżne kształty. Kwiaty, jakieś inne rośliny... Nie jestem pewien, ale był tam też chyba wielki gryf. Tak na środku samym... Skupiłem się na tym, co było za oknem.
Za oknem... Niewiele widziałem, szczerze mówiąc. Strasznie lało, deszcz nieustannie obijał się o to duże okno, spływając po nim strugami. Zacząłem się nagle zastanawiać, kiedy jezioro wyleje... O ile już tego nie zrobiło. Przyłożyłem otwartą dłoń do szyby. Była zimna i gładka. Przymrużyłem oczy, lekko przechylając głowę. Bezwiednie głaskałem ją przez chwilę, gapiąc się w to, co mogłem za nią dostrzec. Nawet nie zauważyłem, kiedy przestałem być sam.
- Ładne, co? - mruknął Black, stojąc tuż za mną. Podskoczyłem nerwowo, wciskając się plecami w okno.
- Głupek z ciebie - skwitowałem na wstępie. Parsknął cichym śmiechem, szare oczy zabłysły mu jakoś dziwnie. W jego towarzystwie czułem się jakoś tak... Nieswojo. Chrząknąłem cicho, kiedy się odwrócił, kierując się w stronę umywalki. Nad nią wisiało takie duże lustro, na krawędziach ozdobione niebiesko-zielonym szkłem. Mozaika taka.
Obserwowałem go bezwiednie, gdy mył zęby. Po chwili namysłu podszedłem do niego, sięgając po swoją szczoteczkę.
Staliśmy tak obok siebie z pięć minut, w milczeniu szorując kły. Raz po raz zerkaliśmy na siebie, ja nieco wbrew sobie, co kończyło się tym, że parskaliśmy śmiechem. Jak wcześniej pisałem, nie było mi to na rękę...
- Wiesz może, jakd dojść do tej... Eum... Wielkiej sali? - zapytałem, kiedy pół godziny później wkładałem skarpetki. W tym samym czasie, Syriusz podjął się próby obudzenia Pottera i tego drugiego, którego nie znam. Black spojrzał na mnie krótko.
- Nie. Najwyżej się zabawimy śledząc kogoś ze starszego rocznika.
Westchnąłem w odpowiedzi. Następnie poderwałem się jak oparzony ze swojego kufra, słysząc rozdzierający wrzask Jamesa. Syriuszkowi bowiem na dzień dobry zachciało się wykręcić Potterowi rękę... Jak usłyszał jego skowyt, wygiął ją mocniej.
- Syriusz, przestań, gamoniu! - wrzasnąłem, roześmiał się. Puścił łaskawie okularnika, na co ten błyskawicznie się zerwał.
- Syri! - zawołał, sięgając po okulary. - Jutro po prostu nastaw budzik!
- Jak sobie życzysz... - mruknął z dziwnym błyskiem w zimnych oczach. Znów poczułem te ciarki, co wczoraj.
Tak, wiem już na pewno... Nie przywidziało mi się wczoraj. Naprawdę widziałem kasztanowe włosy Lilki. Ona też jest czarownicą. Nie narzekam... Przynajmniej jest tu ktoś, kogo znam i dobrze mi się z nim rozmawia... Gadałem z nią dziś na śniadaniu.
Dziennik opadł na katedrę ze średnio donośnym trzaskiem. Podniosłem głowę znad żwawo się wijącej dżdżownicy, wzrok kierując na nauczyciela od eliksirów. Był... Hmm... Pękaty. Tak, "pękaty", to dobre określenie. Miał okrąglutki jak mój kociołek brzuch, uktyty pod ciemnozieloną szatą. Guziki owej szaty były podejrzanie napięte, zresztą, od kiedy to w ogóle szata ma guziki?... Pokręciłem głową, starając się wrócić na ziemię, do lochów...
- Dzień dobry!
Odpowiedział mu szmer cichych odpowiedzi. Niezrażony profesor uśmiechnął się szeroko, głaszcząc po brzuchu.
- Nazywam się Horacy Slughorn i przez najbliższe pięć lat będę waszym nauczycielem od eliksirów. Pięć na pewno, dalsze dwa zależą od waszych wyników z sumów. Mam nadzieję, że nie jeden talent do tak subtelnej dziedziny magii znajdzie się w tej klasie. Eliksiry nie są łatwym przedmiotem, trzeba mieć do tego rękę. Nic na siłę, z wyczuciem i delikatnością. Trzeba je czuć, szanować i respektować ich moc.
Z niezadowoleniem stwierdziłem, że oczy same mi się zamykają, a głowa pochyla się do przodu... Głos faceta staje się coraz mniej wyraźny i monotonny... Podparłem ją ręką, zmuszając się, by popatrzeć na profesora.
- Kiedy nauczycie się już o tych wspaniałych płynach podstawowych rzeczy, zrozumienie, co mam na myśli mówiąc, że należy respektować ich moc. One są wspaniałe, jedyne w swoim rodzaju. Potrafią wzbudzić euforię, doprowadzić do szaleństwa, uśmiercić lub bez pamięci rozkochać... Niektórzy mówią o nich z nienawiścią, pogardą. Dlatego, że ich nie rozumieją. Je trzeba ujarzmić, lecz nie siłą. Wyczuciem i delikatnością... Inni z kolei mówią i myślą o nich jak o najcudowniejszej kochance...
Zagryzłem wargę, unosząc brwi. On z pewnością jak o kochance, łahaha... Ja już ich nie lubię.
Nie mając ochoty wysłuchiwać, jak profesorek pieje z zachwytu nad tymi owymi "cudownymi, zachwycającymi płynami", czy jak on to tam ujął, ponownie swe zainteresowanie okazałem dżdżownicy.
Łaziła w stałym tępie bo blacie mojego stolika, wilgotne, różowe pierścienie raz po raz delikatnie pobłyskiwały w słabym świetle sali. Odgarnąłem włosy za ucho, cichutko odjeżdżając z krzesłem. Rozłożyłem się na stoliku, jednym uchem wsłuchując się w monolog nauczyciela, drugie natomiast mając otwarte, by owy ciąg wyrazów mógł sobie swobodnie wypłynąć z mojej biednej, skołowanej czaszki. Będąc bardzo złym i niedobrym chłopcem, chwyciłem leżący przede mną srebrny nóż i dla zabawy odgradzałem mojej nowej przyjaciółce drogę, przez co raz po raz musiała zawracać. Tak śmiesznie chodziła. W jednym miejscu robiła się ze trzy razy grubsza, w drugim jednocześnie wyciągając jak gęsia szyja.
- Dam ci na imię... Krishi. - szepnąłem, delikatnie ją głaszcząc.
Krishi w końcu skręciła, chcąc wyminąć ostrze noża, a ja, nie koncentrując się zbytnio nad tym, co robię, uniosłem je i spowrotem opuściłem na blat zdecydowanym ruchem. Zawyłem nagle na całą klasę, zrywając się z miejsca, krzesło poleciało do tyłu. Facet przestał gadać, wszyscy uczniowie skierowali na mnie wzrok.
- Co się stało, moja droga? - zapytał profesor. W pierwszej chwili zachciało mi się na niego rzucić z pięściami i zębami, przecież śmiertelnie mnie obraził. Zignorowałem to, bo przecież...
- ...zabiłem Krishi! - jęknąłem, wskazując palcem na ławkę. Leżał na niej nożyk i dwie połówki mojej przyjaciółki. Wszyscy zamarli, gapiąc się na mnie jak na gumochłona z zębami.
- Kogo?...
- No, Krishi! - prychnąłem zirytowany. - Leży przecież! - zaskomlałem, gwałtownie wskazując na stół. Facet podszedł bliżej, po chym pochylił się nad stolikiem. Widząc przepołowioną dżdżownicę, popatrzył na mnie dziwnie.
- Ty się aby na pewno dobrze czujesz?...
Zapowietrzyłem się ze złości, ale nie zdążyłem skomentować, bo zabrzmiał dzwonek.
- Jest pan niedobry! - wrzasnąłem, wymachując rękami. - Wyzywa mnie pan od dziewczyn, kpi pan sobie ze mnie, gada jakieś głupoty i jeszcze bezczelnie się uśmiecha, kiedy ja mam żałobę, bo zabiłem dżdżownicę! I w ogóle to jest pan brzydki i pana nie lubię! I niech pan się na mnie nie patrzy! - ryknąłem. Pochyliłem się po torbę. Porwałem ją w objęcia, w dzikim pędzie wypadając z klasy. A i owszem, puściły mi nerwy, przez co na samym wstępie ukazałem się ze swej najdebilniejszej strony, na jaką było mnie stać.
Komentarze:
Zielak Piątek, 04 Grudnia, 2009, 21:29
Dobrze, z moimi pseudo-fochami o brak pewnej postaci się wstrzymam, bo i tak ci o tym pisałam. A końcówka owszem, bardzo luniakowa, przy czym zgadzam się z samą sobą. Biedna dżdżownica... Właśnie, Jackie kocha tę najdebilniejszą stronę Remuska niemal tak, jak tę romantyczną, chociaż Rem i tak romantyczny nie jest, ot co. Pozdrawiam i...
...
...;>
...a jak myślisz? Zdrowia życzę. Na inne rzeczy przyjdzie czas. :P
Doo Sobota, 05 Grudnia, 2009, 20:34
Zacznę od początku.
Pierwsze dwa zdania notki podziałały na mnie jak kosa na trawę, hehe. No normalnie leżałam!
A zakończenie-majstersztyk. Popłakałam się przez Remusa i jego traumę. To było absolutnie genialnie opisane i w ogóle świetny pomysł z cyrkiem o dżdżownicę.
Opisujesz wszystko bardzo dokładnie i z namaszczeniem. Podoba mi się to, że nawet doznania Remuska z dywanem są takie... z krwi i kości.
Znalazłam jeden błąd, który dość często powtarzasz, mianowicie powinno być "w szybkim tempie", nie "tępie".
Ale notka jest absolutnie genialna od początku, aż po sam koniec. Napisz szybko, co było dalej
Parvati Poniedziałek, 07 Grudnia, 2009, 17:14
Wielkie dzięki za dedykację, strasznie miło ;*
A co do notki:
Nogami i rękami podpisuję się pod komentem Doo- notka po prostu rewelacyjna!
Może zacznę od błędów:
"spowrotem"- powinno być: "z powrotem"
Powyższy wymieniony przez Doo oraz zwykła literówka: "pomieszeczniu", ale to się zawsze zdarza. Aha, i tu nie jestem pewna, sama oceń, ale wydaje mi się, że w zdaniu:
"- Syriusz, przestań, gamoniu! - wrzasnąłem, roześmiał się." powinnny być rodzielone czymś więcej niż przecinkiem dwie należące do różnych postaci czynności, np. średnikiem i wyglądałoby tak- wydaje mi się, że lepiej:
""- Syriusz, przestań, gamoniu! - wrzasnąłem; roześmiał się". Albo po prostu wstawić "a on..." lub kropkę. Oceń sama, czy to błąd- nie mam pewności, ale tak mi się wydaje.
A plusów jest całe mnóstwo: niezwykła poprawność językowa- a tu trzeba dodać, że przy tak pięknyh opisach, co jest kolejną zaletą notki, bardzo łatwo o błąd językowy, ich jednakże prawie nie było, a przynajmniej ja nie dostrzegłam ; )
Interpunkcję masz w małym paluszku, masz takie niezwykle uczuciowe i wrażliwe podejście do świata- świetnie opisana scena z dywanem, genialnie ujęte uczucia przy wstawaniu (potrafisz tak to opisać, że sama przy czytaniu czuję się, jakbym była Remusem i jekby jego uczucia przelewały się w czytelnika, to niesamowite, naprawdę!). I oczywiście zakończenie perfekcyjne, urocze i takie, że czytelnik się śmieje, choć nie powinnien, a to jest najlepsze xD