Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
I znowu notka! Łaha, napisałam ją zamiast uzupełniać ćwiczenia z chemii. Powinniście mi dziękować...
Z dedykiem dla Doo i Parvati ^^
Wymachując rękami, wybiegłem z lochu, wypadając na wyższe sfery zamku. Rozejrzałem się, przełykając ślinę. Oparłem się plecami o kamienną ścianę. Była zimna, nawet bardzo. Wzdrygnąłem się lekko, opuszczając głowę. Włosy opadły mi na twarz. Trwałem tak kilka minut, nie myśląc dosłownie o niczym, wsłuchując się w narastający na korytarzu szum. Coraz więcej głosów, kroków i dźwięków.
Podniosłem wzrok. Przesunąłem się nieco w bok, by móc przycupnąć na oknie. Popatrzyłem na uczniów. Wszyscy poubierani jednakowo, rozmawiali żywo gestykulując lub głośno się śmiejąc. Inni podskakiwali, robili głupie miny, wołali kogoś. Po prostu robili na przerwie to, czego ja nigdy nie miałem okazji.
- Z drogi, szlamo! - rozległ się czyjś ostry, wyniosły głos. Automatycznie rozejrzałem się w poszukiwaniu nadawcy owego tonu.
Jego właściciel rozepchnął na boki dwójkę dziewcząt z... Eum... Chyba Ravenlcaw... Popatrzyły na siebie, unosząc brwi, a potem na niego. Ja również skupiłem na nim swoją uwagę.
Był wysoki, niedokładnie zawiązany zielono-srebrny krawat sprawiał, że wyglądał na niezłego zawadiakę. Duże, szare oczy patrzyły na wszystko z pogardą spod przymrużonych powiek. Długie, platynowe włosy związał z tyłu głowy kawałkiem czarnego materiału. Jakby wstążka?... Taki laluś...
Za nim szła grupka uczniów, najbliżej niego takie typowe goryle. Szerokie bary, tępa twarz i niskie czoła, małe oczka... Skojarzyli mi się trochę ze świniami. Oczywiście, wszyscy Ślizgoni...
- Lucjuszu! - zawołał czyjś dziarski, ale chłodny głos. Syriusz. Podszedł do Ślizgona, zaczynając rozmowę. W oczy rzucił mi się fakt, że obaj mieli dość podobne rysy twarzy, z takim szlacheckim przytupem. Ten sam zimny, obojętny wyraz oczu. Pewnie rodzina...
Wydąłem wargi. Jakoś nie miałem ochoty znajdować się w pobliżu jego osobistości. Zsunąłem się z okna. Powoli, pod ścianą, usunąłem się z pola rażenia, wychodząc na inny korytarz. Najlepsze jest to, że wyglądał niemal tak samo, jak tamten, z którego dopiero co wyszedłem. Ruszyłem na jego oględziny. Długi. Stwierdziłem to po kilku krokach. Spojrzałem na zegarek, uczepiony mojego lewego nadgarstka. Ósma pięćdziesiąt. Wyjąłem z kieszeni plan zajęć. Według tej karteluszki, kolejną lekcję zaczynam za dziesięć minut. Historia magii. Może być ciekawie... Sala sto czterdzieści. Ściągnąłem brwi. A gdzie ja ją u licha znajdę?... Rozejrzałem się bezradnie wokół siebie, mając nadzieję, że ktoś mi powie, którędy do sali od historii magii. Westchnąłem ciężko, wpychając ręce do kieszeni. Nie mając w zasadzie wyboru, ruszyłem dalej.
Owy korytarz, w którym się znajdowałem, rozłamywał się na trzy części. W którą stronę iść? Nie miałem pojęcia. Wykonałem krótką wyliczankę, decydując się, by iść w prawo. Kilkanaście metrów dalej znów skręcał, również w prawo. Westchnąłem, idąc dalej. Chyba znów skręcał. Doszedłem do końca, z nietęgą miną stwierdzając, że on się po prostu skończył.
- Zaułek?... - bąknąłem, dotykając szarej ściany.
- Nie zaułek, dotknij tej najciemniejszej cegły - rozległ się czyjś niski, gruby głos. Wrzasnąłem ze strachu, upuszczając torbę. Rozejrzałem się nerwowo, nikogo nie dostrzegłem. Było tu właściwie ciemno, co właśnie łaskawie zauważyłem. Wcisnąłem się plecami w ścianę, coś kliknęło i moje oparcie zaczęło się poruszać. Znów zaskoczony krzyknąłem.
Wyleciałem plecami na jakiś inny korytarz, był pełen ludzi. Tu było jaśniej... Z najzwyklejszym w świecie zdziwieniem stwierdziłem, że leżałem jak przewalony żuk tuż obok Blacka i tego całego Lucjusza. Obaj patrzyli na mnie jak na wyjątkowo malowniczym zaskoczeniem.
- A ty tu skąd? - warknął blondas, łypiąc na mnie groźnie. Podniosłem się niezgrabnie, przydeptując pelerynę od mundurka.
- Stamtąd - odparłem mądrze, wskazując na ścianę za mną. Palnąłem się ręką w czoło, zaciskając powieki. - Torba!
- Jaka torba? - zdumiał się Black, przechylając głowę. Skojarzył mi się nagle z pieskiem, nie wiem, czemu.
- No, moja...
- Pewnie tam została - mruknął Syriusz, podbródkiem wskazując na ścianę, z której wyleciałem. - Pamiętasz, jak się tam znalazłeś? - dodał, patrząc na mnie pytająco. Skinąłem głową. - No, to chodźmy.
Odwróciłem się w stronę wyjścia z owego korytarza, w ścianie którego po jednej stronie były takie okna, przez które można było wyskoczyć na zewnątrz. Dziedziniec chyba...
- Co ci odbiło na eliksirach? - zagadnął, kiedy skręcaliśmy w prawo na tym potrójnym rozwidleniu. Obruszyłem się z lekka.
- Nic. Ty byś się cieszył, gdybyś zabił swoją przyjaciółkę?
- Tę dżdżownicę? - Parsknął ironicznym śmiechem. - Dziwny jesteś.
- Dziękuję za komplement - burknąłem. Wepchnąłem ręce do kieszeni. Kątem oka dostrzegłem, że w tym samym momencie, Black zrobił to samo.
Dotarliśmy do tego "ślepego zaułka".
- Gdzieś tu powinna być - powiedziałem cicho, próbując coś dostrzec w panujących tu ciemnościach. Przyklęknąłem, przybierając pozycję raczkującego niemowlaka, błądząc palcami po posadzce.
- Trochę na lewo! - oświecił mnie ten sam głos, przez który wcześniej omal nie dostałem zawału. Tym razem z trudem powstrzymałem się od wymownego ryku ze strachu.
- Dzięki - wymamrotałem drżącym głosem, posłusznie szukając po lewej stronie. Jest... Podniosłem się, zarzucając zgubę na ramię.
- A jak stąd wyszedłeś? - usłyszałem głos Blacka. Podszedł bliżej, w nosie zawiercił mnie jego zapach. Nie bardzo potrafiłem go określić. Może z czasem mi się uda...
- Oparłem się o ścianę - odparłem cicho. - Tamtą - dodałem, podchodząc do niej. Syriusz stanął obok.
- No, to się o nią oprzyj jeszcze raz - zarządził. Westchnąłem, posłusznie wykonując polecenie. Słysząc znane mi już kliknięcie, odsunąłem się nieco, by nie wylecieć jak wystrzelony z procy na ziemię.
Równym krokiem podeszliśmy z Syrim do punktu wyjścia. Że co napisałem?... Syrim?! Ugh...
- Lu, mógłbyś być tak dobry i wskazać, którędy do sali... Remi, co teraz mamy? - zadał mi kolejne tego dnia pytanie Black. Chrząknąłem cicho.
- Historia magii.
- O zgon... - mruknęła jedna z dziewczyn towarzyszących Lucjuszowi. Była średniego wzrostu, miała postrzępione włosy do ramion, mieniły się kilkoma kolorami. Koszulę miała zapiętą łaskawie pod tym no... Biustem... Żuła zawzięcie jakąś gumę, raz po raz strzelając zrobionymi z niej balonami. Uniosłem lekko brwi. Dziwna jakaś.
- Ja nie, ale Detlef na pewno będzie. Det, wiesz, co masz robić - rzucił władczo do dość krępego blondyna z gęstymi, ciemniejszymi od zaczesanych w tył jasnych włosów. Skinął na nas głową, po czym odwrócił się, łopocząc połami mundurka. Zacmokałem cicho do siebie, posłusznie ruszając za nim. Właściwie nie tyle za nim, co za Syriuszem. Zbliżyłem się do bruneta na tyle, na ile mogłem.
- Skąd ty ich znasz?... - szepnąłem mu do ucha. Spojrzał na mnie krótko, niemal natychmiast wzrok spowrotem kierując na włosy Detlefa.
- Ten blondyn, Lucjusz Malfoy, to mój kuzyn. Dość daleki, ale mniejsza. Poza nim, znam jeszcze Narcyzę, też kuzynka. Resztę dopiero poznaję... Tego Detlefa na przykład, pierwszy raz w życiu na oczy widzę - odparł półgębkiem.
- Aha... - mruknąłem, odsuwając się na neutralną odległość. Zerknąłem na zegarek w tym momencie, w którym zabrzmiał dzwonek. Zdziwiłem się z lekka, wydawało mi się, że minęło więcej czasu, niż tylko dziesięć minut. Detlef przyspieszył, my też.
- To tutaj - rzekł kilkadziesiąt sekund później, niezbyt zachęcającym tonem, teatralnym gestem wskazując na wielkie, drewniane drzwi z ciemnego drewna. U góry, centarlnie na środku, widniała finezyjnie wykonana z jakiegoś metalu tabliczka z wygrawerowanym numerkiem sto czterdziestym.
- Dzięki - rzekł Black, podchodząc do portalu. Detlef skinął głową i odwrócił się na pięcie. Stukając obcasami butów, nie wiem, czemu na obcasie, zniknął za zakrętem.
Syri załomotał w drzwi pięścią, echo przeszło po korytarzach. Nacisnął mosiężną, srebrną klamkę, ustąpiła z cichym zgrzytem.
- Ale jaja - wyrwało mi się wesołym tonem. - Tu jest świetnie!
Syriusz uśmiechnął się do mnie.
- Mi też się tu podo... - urwał w pół słowa, gapiąc się na coś, co było w klasie, mając szeroko otwarte usta. Zaciekawiony, czemuż to tak nagle zamilkł, stanąłem obok. Moja mina zapewne też stała się niezbyt inteligentna.
- ...stłumiono krwawo wszczęte goblińskie bunty, złota szczepu Mariach'ów nie odnaleziono. Na następne dwa lata zapanował względny spokój, nikt z monarchii nie podjrzewał, iż gobliny po cichu planują kolejny zamach na...
Duch. Najprawdziwszy w świecie duch. Zamrugałem szybko, wydając z siebie ciche rzęszenie. Potrząsnąłem głową, zaciskając powieki.
- Od kiedy to duchy prowadzą lekcje?... - zapytałem najciszej jak mogłem, przecierając ręką oczy.
- To Hogwart - odmruknął Syriusz, wchodząc odważnie do środka. - Dzień dob... - Znów zamilkł, tym razem zmarszczył czoło. Stanąłem obok niego, zamykając za sobą dosyć głośnodrzwi. Cała klasa skupiła na nas swą uwagę, a profesor nadal nadawał. Autentycznie nas nie zauważył. Wymieniliśmy spojrzenia, wzruszyliśmy ramionami i zajęliśmy swoje miejsca koło Jamesa.
- Gdzieście się włóczyli? - naskoczył okularnik, odrywając się od stawiania kleksów na kartce, która pewnie miała być na notatki.
- Tu i tam... - odparłem cicho. Spojrzałem na nauczyciela. - I co, on tak cały czas?
- Tak. Gada i gada, zaciął się chyba. Zresztą, to nawet lepiej - mówił pełnym głosem James. - Spóźniliście się, a on nic nie zauważył. Miodzio! - Klasnął w ręce z szerokim uśmiechem. Wyjąłem z plecaka pergamin, pióro i atrament. Oparłem się plecami o krzesło, mając zamiar notować.
Ostatecznie całą kartkę zarysowałem w jakimś komiksie, dziwnym trafem ilustrującym to, co mówił profesor. Nigdy mi się coś takiego jeszcze nie zdarzyło...
Komentarze:
Parvati Poniedziałek, 07 Grudnia, 2009, 18:05
Dzięki za dedyka, napisałam już co prawda o tym w poprzedniej notce, dzięki wielkie : ) - a właśnie, pod poprzednią też spóźniony komentarz: )
Ciekawie, bardzo poprawnie napisane, śliczne opisy i ładnie ujęte uczucia, napisane z humorem i takim...wyczuciem codzienności. Chodzi mi o to, że czasami w literaturze prozaiczne sytuacje opisane są tak wzniośle i okazale, że chociaż język nasz zachwyca, nie umiemy wczuć się w sytuację bohatera, bo po prostu uczucia są nienaturalne. U Ciebie tak nie było i naprawdę niesamowicie wczuwasz się w bohatera i go nam opisujesz. Miałam chwilami mieszane uczucia co do stylistyki- opisy osób, ubrań i poszczególnych mebli przeważają nad opisem korytarza ( a zwróć uwagę na to, że korytarz i tajemne przejście grają tu dużą rolę), przez co czytelnik ma nieco zamazany i mglisty obraz samego korytarza i szybko dziejącej się akcji. Oczywiście, akcja celowo, jak się domyślam, była to opisana dynamicznie, by ująć dobrze uczucia bohatera, co zresztą udało Ci się rewelacyjnie, aczkolwiek chyba lepiej w takich momentach opisać uczucia bardziej bezpośrednio, a opis miejsca wydarzenia i ono samo opisać jaskrawiej, by się wyraźnie wyróżniało. Oczywiście to tylko taka uwaga i rada, decyzja należy do Ciebie, tp Twój styl pisania : )
Poza tym notka naprawdę super i świetnie prowadzisz pamiętnik, a Twoje notki są takie pełne ciepła i sprawiają, że się milej na sercu robi, gdy się je czyta P+ : )
Pozdrawiam gorąco!