Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
I notka. Nowa pewnie niedługo, łatwo mi się teraz pisze rozdziały do Remuska.
Z dedykacją dla Parvati i Doo, która o mały włos nie zabiła mnie swą ostatnią notką. No i dla autorów tych wszystkich piosenek z lat 60-tych, 70-tych, 80-tych i 90-tych, których słuchałam, pisząc ten rozdział.
W końcu nadszedł wieczór, dokładniej pora kolacji. Jakoś nie byłem głodny, mimo iż ostatni raz jadłem w okolicach godziny siódmej rano. Teraz dochodziła dwudziesta.
W dormitorium zostałem sam. Chłopcy, robiąc szumu za dziesięcioro, z czego James wyrabiał z tego cztery piąte udziału, wyszli jakiś czas temu. Gdy tylko zamknęli za sobą drzwi, raban przenosząc na schody, wolnym krokiem poszedłem do łazienki. Przyklęknąłem przy tym wielkim, fantastycznym oknie, wzrok kierując na choryzont.
Słońce chowało się leniwie za górami, roztaczając wokół siebie złocisto-różową aurę, delikatnie przechodzącą w delikatny granat, stopniowo przybierający na mocy. Pociągnąłem nosem, wyginając się, by móc dojrzeć pierwsze gwiazdy, które być może zaczynały się już pokazywać. Niestety nie...
Przytuliłem policzek do szkła, wzdychając cicho. Było mi tak strasznie źle... Najgorsze było w tym to, że nie chciało mi się płakać, a to było mi wtedy potrzebne. I muzyka. Moje reggae. Pech chciał, że nie miałem tu do niej dostępu. Niestety... Nawet nie miałem chęci jej sobie zanucić, czy chociaż wystukać palcami o posadzkę.
Chciałem do domu. Naprawdę, chciałem wrócić do przedmieści Londynu, iść do nowego gimnazjum, poznać nowych ludzi... Chciałem wrócić do mamy. Nie miałem pojęcia, od dobrych trzydziestu godzin nie miałem z nią kontaktu. Nigdy nie rozstawaliśmy się na tak długo...
W tamtej chwili byłem gotów pójść do Dumbeldore'a i powiedzieć, że chcę wracać.
Wybiłem sobie ten pomysł z głowy. Przecież on tyle zrobił, bym mógł tu być. Ten cały tunel. Chata w tej wiosce, nowe zasady w regulaminie...
Zagryzłem wargę, uparcie gapiąc się na tę choryzontalną linię. Słońca już nie było widać. Oparłem czoło o szybę, przymykając oczy. Zacisnąłem z całej siły powieki, przykładając otwartą dłoń do szkła. Nieświadomie, jakby wbrew sobie, błądziłem myslami w różnych miejscach, które odwiedziłem. Spacerowałem niespiesznie, przyglądając się wszystkim sytuacjom, w których brałem udział. Spotykałem wiele osób... Na widok jednych lekko rozciągałem wargi w uśmiechu, obecność drugich marszczyłem czoło. Nie lubiłem ich...
Podniosłem głowę dopiero wtedy, kiedy ktoś szturchnął mnie w ramię. Otworzyłem oczy, patrząc na sprawcę tego czynu ze zdziwieniem.
- Co jest?...
- Rany, już myślałem, że coś ci jest!
- Niby czemu? - rzuciłem obojętnie, nawet nie patrząc na Jamesa.
- No, siedziałeś taki skulony pod tym oknem, nie ruszałeś się, nie odzywałeś się, jak coś mówiłem...
- A mówiłeś coś? - zdziwiłem się, dopiero wtedy przenosząc na niego spojrzenie. Uniósł brwi, potakując mi ruchem głowy. - Aha - odparłem, wymijając go. Złapał mnie za rękę. Wzdrygnąłem się, czując to. Spojrzałem nań pytająco.
- Na pewno wszystko okej?
Wymusiłem uśmiech, kiwając głową. Rozpromienił się, podskakując w miejscu. Co za dzieciak...
- To chodź!
- Gdzie?
- Daleko - rozległ się nowy głos od drzwi. Syriusz. Zmarszczyłem nos.
- Chłopaki - powiedziałem, posłusznie dając się ciągnąć za rękę Potterowi. Black złapał mnie za drugą. Wydali z siebie pełne entuzjazmu "Hmmm?". - A ten czwarty, co z nami mieszka... To jak on się w ogóle nazywa?
- Peter Pettigrew - nadeszła odpowiedź z wiecznie szeroko rozciągniętych ust Jamesa. Zastanawiałem się raz albo dwa, czy on kiedykolwiek przestaje się uśmiechać.
- Aha.
Milcząc, pozwoliłem się im przeciągnąć przez pokój wspólny. Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu, odpowiadając na powitanie Lilki. Siedziała z jakimiś dziewczynami przy jednym ze stolików z ciemnego drewna. Potoczyłem spojrzeniem po tej dużej komnacie. Wydałem z siebie zduszone kwęknięcie, kiedy przyrżnąłem kolanem w kant jednego ze stołów. Wyzywając owy mebel w myślach od głupków, wyszedłem za chłopcami na korytarz.
- No, to co teraz? - Wsadziłem ręce do kieszeni. Jakoś mi dziwnie, kiedy mnie ktoś trzyma za dłoń. Eh, traumatyczne wspomnienia, łahaha... Gdy przypomniała mi się Helen, zrobiło mi się jakoś tak nieprzyjemnie. Albo Andrew. I Katie...
- No, to teraz szukamy potencjalnej ofiary - odparł James.
- Aum... Rozumiem - odparłem, starając się dostosować do jego humoru. W nastrój Syriusza ciężko byłoby mi się wczuć, bo w zasadzie nigdy nie wiem, jakie odczucia nim władną. Jest taki... Tajemniczy i niedostępny. A te oczy...
Wzdrygnąłem się. Wydąłem wargi, robiąc z ust "kaczorka". - Może ta waza?...
- Nie, nie. To musi być coś, co się rusza - mruknął Black, patrząc na postacie z obrazów spod przymkniętych powiek. Aż mi się zrobiło ich przez chwilę żal. Miałem nawet chęć poprosić ich, żeby przestali się ruszać. Stłumiłem to w sobie jednak, przestępując z nogi na nogę.
- Remi, jakiej ty właściwie słuchasz muzyki? - zapytał James, zaglądając pod przyłbicę zbroi. Uniosłem brwi.
- A czemu pytasz?
- Daj spokój, Remusie... Mamy mieszkać ze sobą w jednym pokoju przez najbliższe siedem lat, nie rób cyrku... Przecież musimy coś o sobie wiedzieć...
Nie spodobał mi się tan nacisk syriuszowego głosu na "musimy". Chrząknąłem cicho, starając się zamaskować swe zmieszanie.
- Ale sorbet - mruknął Black, kierując się korytarzem odbijającym w lewo. Poszedłem za nim, lekko popchnięty w środek pleców przez Jamesa. Wyszczerzył się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle było możliwe. Uniosłem lekko brwi, patrząc na niego.
- Nie bolą cię policzki? - zapytałem. Widząc zdziwone spojrzenie orzechowych oczu, wskazałem nieśmiało palcem na ten wyszczerz. - No, od tego opalania zębów...
- Dostanie kiedyś od kogoś porządnie, to przestanie opalać. Trzeba znaleźć tylko chętnego, bo ja się nie piszę na dotykanie jego... Ekhyym... Ust.
Skojarzył mi się z Mathewem. Wcale nie dodało mi to odwagi, wręcz przeciwnie. Skrzywiłem się, spuszczając głowę. Westchnąłem cicho, postanawiając odpowiedzieć na wcześniej postawione mi pytanie.
- Słucham reggae... I The Jackson 5.
- Ja wolę country - zaświergotał Jamie. Podniosłem wzrok, patrząc na niego pomiędzy pasmami grzywki. Uśmiechnąłem się do niego lekko. Zafalował brwiami, robiąc przy tym tak debilną minę, że musiałem się roześmiać.
- Ty się śmiejesz? - zdziwił się Black, odwracając do mnie przodem. Spojrzałem na niego, przykładając dłoń do ust. Skinąłem głową, krztusząc się własną radością. Czarny uniósł brew. - A już myślałem, że nie umiesz porządnie się zaśmiać. Wiesz, tak z przytupem. - Tupnął prawą nogą, przybierając zawziętą minę; zmarszczył czoło i zagryzł dolną wargę. Fajnie to wyglądało.
Parsknąłem, opuszczając rękę.
- O właśnie... Tak się uśmiechaj - powiedział Black, kiwając powoli głową. Wycelował we mnie palce wskazujące, zginając ręce w łokciach. Trzymał je przy bokach. - Teraz wyglądasz tak mało inteligentnie, że dorównujesz Jamesowi. Podtrzymasz go na duchu...
- Hej! - zawołałem z oburzeniem, przybierając nachmurzony wyraz twarzy, podczas gdy James cieszył się gdzieś za mną. Skrzyżowałem ręce na piersi. - Jesteś podły!
Black skłonił mi się w pas, jedną ręką kładąc sobie na brzuchu, uprzednio wykręcając dłonią dwa młynki. Drugie ramię odgiął w tył, tak samo jak odsunął jedną nogę, krzyżując ją z drugą.
- Ależ padam do nóżek w swej pokorze i uniżeniu, oraz nieśmiało wznosząc swe oczy na twe szlachetne oblicze... - Tu popatrzył na mnie. - ...ośmielam się prosić o wybaczenie. Liczę na litościwy i łaskawy osąd z twych ust...
Uniosłem brwi.
- Że co?
- Przepraszam - powiedział Czarny, stojąc już normalnie, jak zwykle w lekkim rozkroku. Założył ręce za głową.
Znów przybrałem minę, przez moją mamę zatytułowaną "Kaczorkiem". Wbrew sobie ponownie się uśmiechnąłem, czując, że po prostu jest mi wesoło. Zupełnie, jakby ich towarzystwo działało na mnie jak kubek gorącej czekolady.
- To gdzie idziemy?
- Na zwiady! - podniecił się James. - Może kogoś spotkamy? Zawrzemy nowe znajomości, wszak to rozwija elokwencję, wzbogaca słownictwo, dostarcza nowych wrażeń, daje nauki na przyszłość...
Uniosłem dłonie w obronnym geście.
- Okej, okej! - zawołałem, potrząsając głową. - Zrozumiałem! Tylko z kim ty tu chesz zawierać nowe znajomości, rozwijać elokwencję, wzbogacać słownictwo, dostarczać sobie nowych wrażeń i pobierać nauki na przyszłość? Przecież w tych godzinach prawie wszyscy są pewnie już w pokojach wspólnych.
- Nie duchy. I nie pan woźny - zauważył Syriusz, wykreślając palcem w powietrzu jakieś hieroglify. Uniosłem brew, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi, na drugą.
- Tata mówił, że na drugim piętrze jest taki jeden. Właściwie ciągle tam siedzi. Musi mu być smutno, nie sądzicie? - zatroszczył się James. Przeniosłem na niego wzrok.
- Gdzie dokładniej?
- W klopie.
Zacząłem się śmiać, Black zresztą też. Syri otarł nieistniejące łzy radości, po czym zarzucił głową. Czarne włosy, teraz już prawie do ramion, odskoczyły do tyłu, niemal natychmiast wracając na swoje miejsce. Popatrzyłem na niego.
- Syriusz, a ty czego słuchasz? - naskoczyłem dość napastliwym tonem. Uśmiechnął się lekko, unosząc jdynie prawy kącik ust.
- Rock'n'Rolla. Sex, drugs and rock'n'roll... - Roześmiał się ironicznie. Uśmiechnąłem się lekko do siebie. Znałem to połączenie słów.
- Aha. - Odgarnąłem włosy za ucho. - Kołysać i kręcić się. To idziemy do tej łazienki? Znaczy... Do tego ducha?
- Idziemy, co się będziemy oszczędzać. Raz się żyje, potem tylko straszy! - oświadczył z dziką, dziecięcą radością Potter. Syriusz wydał z siebie jedynie pełne entuzjazmu "Tja...". Westchnąłem, wsuwając ręce do kieszeni.
Wszystkie korytarze, które mijaliśmy, były w zasadzie takie same. Ciosane, wielkie, szare kamienie tworzyły ściany i sufity. Wprawdzie na sufitach były jeszcze łuki z betonowych bloków w odległości mniej więcej półtora metra od siebie, ale i tak było szaro. Stąpaliśmy po wielkich, marmurowych płytach. Całość tworzyłaby zimne i odpychające wrażenie, jednak przytulności dodawały te wszystkie obrazy, rozwieszone na ścianach. Piękne, złote, zdobione ramy. Żywe postacie na nich, ta dynamika i perspekrtywy, różnorodnośc tematów. Na jednym łączka z krową, na drugim grupa mnichów w brązowych szatach, gapiąca się na ludzki szkielet. Kontrasty... Kontrasty głównych barw, tematyczne, postaciowe... No po prostu coś pięknego. I pochodnie. Rzucały złotawo-pomarańczowe światło, rozdzierające ciemności. Ogień na nich szumiał cicho, miło łaskotał w uszach. Lubiłem ten dźwięk. Najpiękniejsze w tym wszystkim były jednak ręcznie tkane gobeliny, przedstawiające, jak sądzę, założycieli Hogwartu w różnych sytuacjach. Tkane z jedwabiu. Wiem, bo dotknąłem kilku. Na niektórych korytarzach były nawet dywany. Nie wiem, po co. Może dlatego, by sprawić, by obecni w zamku czuli się bardziej jak w domu?
- No i mamy drugie piętro! - zawołał James. Potarł dłonie o siebie, idąc w stronę jakichś drzwi. Jedynych w tym odcinku zamczyska. Obok nich były drugie.
Jamie odważnie przekroczył próg, ale chwyciłem go za kołnierz. Popatrzył na mnie przez ramię zdziwiony.
- Co?
- To łazienka dziewczyn.
Spojrzał na znaczek widniejący na drzwiach. Dziecko kucające nad wiaderkiem. Miało warkoczyki i sukieneczkę. Zagryzłem wargę, starając się nie śmiać. Zawsze mnie te symbole śmieszyły.
- Wiem.
- Czy jesteś świadomy tego, co to za duch może być?...
- No, dziewczyny. Przecież nie trolla!
- Ja nie chcę - oświadczyłem, odsuwając się od przejścia. Puściłem potterową szatę. Westchnął, kręcąc głową. Podskoczyłem, czując czyjeś ramię oplatające mnie w pasie. Dość mocny uścisk, syriuszowy zapach...
- Black, puść mnie!
- Nie - przejął się, bezceremonialnie wciągając mnie do klopa. Zacząłem się rzucać, wściekle wierzgając nogami, znów przypomniała mi się podstawówka. Blackowi nie przeszkadzał mój jawny protest; chwycił mnie drugą ręką, unosząc nad ziemię. Wrzasnąłem wymownie, okładając jego ręce pięściami.
Puścił mnie, przygrzałem w ziemię kolanami. Syknąłem z bólu, James zamknął drzwi.
- Odwala ci?! Czego dziczejesz? - zezłościł się Black.
- Nigdy nie każ m robić tego, czego nie chcę! - zawołałem, próbując się podnieść. Nie mogłem, za bardzo bolały mnie te nieszczęsne stawy w kolanach. Kiedyś już je sobie uszkodziłem, zleciałem z ponad dwóch metrów na beton. Centralnie na kolana. Skrzywiłem się, siadając.
- Oh, wybacz, księżniczko - prychnął Czarny, podchodząc do umywalek.
- Nie nazywaj mnie tak!
- Bo co? Nawet pasuje, panna księżna Lupin!
- Zamknij się! - wrzasnąłem. Od tych kolan i wyżerającej mnie od środka złości, łzy napłynęły mi do oczu. Black patrzył na mnie krzywo, Jamesa nie słyszałem. Syriusz podszedł do mnie po chwili, wyciągając rękę. Znów miał tak typową dla siebie, nieodgadnioną twarz, tajemniczy wyraz oczu.
Chwyciłem ją, rękawem ocierając policzki. Pomógł mi wstać.
- Przepraszam - mruknął. Skinąłem mu głową. Dokuśtykałem do okna, przysiadając na parapecie. Na błoniach było już całkiem ciemno.
Przez następne kilka minut, trwała niezręczna cisza, której żaden z nas nie śmiał, lub po prostu nie chciał przerwać. W końcu Syriusz zdecydował się na ten krok.
- A James gdzie?
Odpowiedź nadeszła z jednej z kabin, mając postać dzikiego wrzasku Pottera i przerażonego pisku dziewczyny. Syriusz wyjął różdżkę. Drzwi otworzyły się gwałtownie, Potter wyleciał plecami na przód, padając plackiem na ziemię.
- Aaaah! - rozdarł twarz. - To dziewczyna! - zasłonił się rękami.
- A co myślałeś, baranie? - pisnął urażony, dziewczęcy głosik. Jego właścicielka ukazała się tuż po tym, kiedy przestała mówić.
Jak na ducha przystało, była półprzezroczysta. Na oko, najwięcej przypisałbym jej z piętnaście lat. Na prostym nosie, miała duże, okrągłe okulary w ciemnej oprawce. Wyglądała przez nie trochę jak mucha. Długie, ciemne włosy związała w dwa kucyki po obu stronach głowy. Naszywka na jej szacie powiedziała mi, że należała do domu, które w proporczyku ma borsuka. A więc była Puchonką.
Usiadła w powietrzu, krzyżując nogi. Poprawiła spódniczkę, następnie podciągając podkolanówkę, która zjechała jej do kostki. Zastukała butem o but na niewielkim obcasie. Zmierzyła nas wzrokiem ducha zirytowanego.
- W ogóle co wy tu robicie? - zaskrzeczała ze złością, wyciskając sobie krostę na podbródku. Skrzywiłem się lekko, widząc to. Ohyda... - To jest toaleta dla dziewczyn!
- Im to powiedz - burknąłem, wskazując na Blacka i Pottera, bo zadając pytanie, patrzyła na mnie. Skierowała na nich wzrok.
- To toaleta dla dziewczyn!
- No co ty nie powiesz! - zawołał Black, łapiąc się za głowę. - W życiu bym się nie domyślił - sarknął. Wepchnął ręce do kieszeni, mając wyraźnie wkurzoną minę. James stanął obok niego.
- Przyszliśmy cię poznać - zaszczebiotał Jamie, robiąc słodkie oczy. - Pomyśleliśmy sobie, że możecz czuć się osamotniona, więc postanowiliśmy do ciebie przyjść. Zostańmy przyjaciółmi! - napalił się okularnik, a Black przez chwilę wyglądał jak ryba wyjęta z wody. Panna duch zresztą też.
- Przyszliście tu... Dla mnie? - zapytała zaskoczona. Wyraźnie minęła jej złość. Zsunąłem się z okna, z zadowoleniem stwierdzając, że mogę już chodzić.
- Oczywiście! Jestem Remus, a ty?
- Marta... - szepnęła. Ukryła twarz w dłoniach, zaczynając wyć. Ale to dosłownie. Uniosłem brwi.
- Ee... Marto, wszystko w porządku? - Podszedłem nieco bliżej. Black stanął tuż obok, wyciągając do niej rękę. Mając skupiony wyraz twarzy, machał delikatnie ręką w powietrzu, udając, że poklepuje ją pocieszająco po ramieniu. Jak zwykle poważny i pomocny...
- Nie płacz. Jutro będzie nowy dzień, nowe perspektywy... Spojrzysz na wszystko z zupełnie innej strony! - nadawał współczującym tonem.
Marta zaskomlała, opuszczając dłonie. Kręciła głową, mając tak żałosną minę, że przez chwilę byłem gotów płakać razem z nią. Uniosła się nieco wyżej, rozprostowując nogi. Wydając z siebie żałosne łkanie, pofrunęła do otwartej kabiny. Przekręciła się głową w dół, po czym jak wystrzelona z procy, wleciała do środka, rozchlustując wokół wodę, zachlapując podłogę. Zapadła cisza, przerywana jedynie jej cichym popłakiwaniem, rozbrzmiewającym gdzieś spod podłogi.
Popatrzyliśmy na siebie z chłopakami, mając malowniczo zdziwione miny. Zgodnie wzruszyliśmy ramionami, kierując się do wyjścia. Black zamknął za nami drzwi.
- A więc TO jest Jęcząca Marta...
Uniosłem brwi, kierując się w stronę, z której przyszliśmy. Syriusz i James szli po moich obu stronach.
- Czemu akurat jęcząca? - zapytałem, kładąc nacisk na przymiotnik.
- Nie słyszałeś? - rzucił do mnie Czarny, idąc dalej. Zatrzymałem się, marszcząc czoło. Stałem tak przez chwilę, patrząc, jak chłopcy oddalają się ode mnie z każdym krokiem. Stanęli w pewnym momencie.
- Idziesz?
Skinąłem powoli głową, dobiegając do nich.
Jakoś przestałem nagle się czuć tak obco i nieswojo w ich towarzystwie...?
Komentarze:
qwtf499l Czwartek, 21 Września, 2017, 01:30
srp4oj5vsplwrwffa1
Ouabain may decrease the cardiotoxic activities of Prednisone. cheap prednisone
prednisone 5mg cats side effects <a href=http://byprdnsnnl.info>cheap prednisone</a>
o1y75mj5uyxzohn65u
uk2ikd6f Czwartek, 21 Września, 2017, 08:45
3m5le0u70e4zjgrphc
Talk with your doctor before taking prednisone if you are breastfeeding. prednisone coupon
do cortisone injections affect blood pressure <a href=http://byprdnsnnl.info>prednisone coupon</a>
ctfo7zpw1tvzgwp90b