Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
Jestem wredna. Ten wpis bez dedykacji. Kra, kraa...
Tradycyjny gwar rozmów, śmiechów i brzęków sztućcy. Nie śmiałem się, nie rozmawiałem, nie jadłem. Tylko strasznie źle się czułem. Tak, dziś w nocy pełnia.. Akurat w Halloween! Głupie to jest. Jak but z lewej nogi!
Kiwałem się miarowo przed swoim talerzem w przód i w tył, gapiąc się zmęczonym wzrokiem na to, co właśnie nakładał mi James. Hmm... Kiełbaski i morze ketchupu. I jeszcze majonez...
Chciałem poprosić Pottera, żeby przestał okupować mój talerz i zajął się swoim, kiedy zaczęło mi strasznie gwizdać w uszach. Potrząsnąłem głową, zaciskając powieki. Ponownie otworzyłem oczy, marszcząc czoło. Kiełbaski z ketchupem i majonezem podwoiły swą ilość, po chwili było ich trzy razy więcej. Następnie zrobiły się całkiem białe...
- Remus, ja nie żartuję, otwórz oczy!
Niewyraźny głos Blacka brzmiał tak, jakby wsadził głowę do kibla. Uchyliłem niepewnie powieki. Światło, za dużo światła... Leżałem na oknie, a struga promieni słonecznych atakowała mi oczy. Syknąłem, podnosząc lewą dłoń. Zakryłem pół twarzy.
- Przestań mnie trącać, James - mruknąłem. - Już się... obudziłem.
Chłopcy pomogli mi usiąść. Dłonie mi się trzęsły, czułem się tak, jakby zaraz miała mnie rozłożyć ciężka grypa. Nie wiem, czemu, bolał mnie tył głowy. Kaszlnąłem, patrząc na nich. Spuściłem nogi z parapetu, drżące ręce kładąc po obu stronach bioder.
- Co się stało, tak w ogól... Potter, co ty robisz?! - jęknąłem, odskakując. Odsunął obślinioną chusteczkę od mojego policzka, unosząc brwi i szczerząc się głupio.
- Masz pół twarzy w majonezie - poinformował mnie. Wyjąłem z kieszeni swoją chustkę, mrugając szybko.
- Jakim cudem? - zapytałem słabym głosem. James zarechotał, a Syriusz wygiął dziwnie usta. Chyba starał się nie roześmiać.
- Wiesz... Na śniadaniu byłeś jakiś strasznie nieżywotny. Ledwie Jamie skończył ci nakładać to, co według niego miałeś zjeść, ty się zachwiałeś i padłeś twarzą w talerz, tworząc efektowną mini-fontannę ketchupu i majonezu... Kilka osób zaczęło się śmiać, ale jak się nie podnosiłeś przez jakąś minutę, to złapałem cię za włosy i pociągnąłem w tył.
- Wtedy właśnie odkryliśmy, że jesteś nieprzytomny. Wynieśliśmy cię z sali, McGonagall poszła po pielęgniarkę.
Spojrzałem w sufit, wyobrażając sobie siebie bez ostrzeżenia padającego gębą w posiłek. Zaśmiałem się, ponownie przenosząc na nich wzrok. Uniosłem brwi i prawy kącik ust.
- To musiało ciekawie wyglądać.
- Tak, scena ta była dość osobliwa... - przyznał cicho Syri, obserwując zbliżającą się pielęgniarkę i młodą nauczycielkę. Zsunąłem się z okna, stając chwiejnie na nogach. Chwyciłem się jamesowego ramienia, żeby nie upaść. Wytknąłem mu język, kiedy puścił mi oczko.
Przystając na propozycję pielęgniarki, poszedłem z nią do skrzydła szpitalnego. Kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi, kobieta w białym fartuchu szybkim krokiem znikła za drzwiami po przeciwnej stronie komnaty. Zagryzłem wargę, rozglądając się. Podszedłem do zaściełanego białą pościelą łóżka. Po stronie, gdzie pewnie trzyma się nogi, na kołdrze złożony był w kostkę szary koc. Westchnąłem, marszcząc czoło. Dziwnie mi się skojarzyło... Przeniosłem wzrok na drugą równoległą do mnie ścianę. Trzy czwarte jej wysokości to były okna, ciągnące się od jednego kąta do drugiego w odległości mniej więcej pół metra. Dawało to dobre oświetlenie i piękny widok na góry, wynurzające się zza lasu. Nieco wyżej rozciągało się lazurowe niebo. Westchnąłem. Drgnąłem, słysząc trzask otwieranych drzwi. Spojrzałem w stronę idącej ku mnie pielęgniarki.
- Wypij to - nakazała, podając mi jakąś fiolkę. Posłusznie ją wychyliłem. Zakrztusiłem się. Dobre to nie było... Takie gorzkie. Jak kawa. A ja nie lubię kawy. Kobieta uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem ten gest, czując jednocześnie zapowiedź bólu głowy. Taak, już niedługo się zacznie... Ponownie podniosłem na nią wzrok, tym razem z zainteresowaniem.
Najwięcej przypisałbym jej dwadzieścia-dwadzieścia dwa lata. Jasnozielone oczy tryskały energią, troską i zapałem. Długie, jasnobrązowe włosy upięła w kok. Niebieską sukienkę do kolan, od wysokości pasa ukrytą pod przyszytym fartuszkiem skrywała pod typowo szpitalnym fartuchem. Na nogach miała białe tenisówki. Podniosłem się.
- Lepiej już pójdę...
Skinęła mi głową, również się podnosząc. Odwróciłem się, podchodząc do drzwi. Wyszedłem na korytarz. No cóż... Którędy do wieży? O, może ona wie... Nie wygląda na pierwszaka, a naszywki na szacie jasno mówią, że jest z Gryffindoru.
***
- Alohomora! - zawołałem, robiąc sobie jeszcze większą krzywdę. Owszem, głowę rozsadzał mi tępy ból skroni, a każdy dźwięk zostawał przeze mnie odbierany dwa razy mocniej. Cuda i uroki wilkołactwa... Syknąłem, przyciskając dłonie do głowy. Muszę się poświęcać. Muszę to umieć! Prace domowe trzeba odrabiać i już! Ponownie zamachałem wściekle różdżką. - Alohomoooraa! Alohomora! Co za głupia zmora...
- Skoncentruj się może na początek - zaproponował Syriusz ze swojego łóżka. Ja, James i ten cały Pettigrew leżeliśmy na swoich.
- Ty wiesz, że może masz rację? - zapytałem niewinnie, starannie maskując swe parszywe samopoczucie. Black parsknął.
- No ba!
- Narcyz... - mruknął nieznany mi głos. Wygiąłem się dziwnie, chcąc spojrzeć na Syriusza, który usiadł gwałtownie.
- Masz coś jeszcze do dodania, Pettigrew? - zapytał spokojnie, choć wyraźnie wyczuwałem, że w każdej chwili może się na niego rzucić. Przechyliłem nieco głowę, patrząc na... Pierre'a chyba...? Nie pamiętam. Chłopak pokręcił głową, wydając z siebie cichy świst. Syri patrzył na niego jeszcze chwilę morderczym wzrokiem, po czym skierował go na sufit. Położył się, podkładając ręce pod głowę.
Czując, że mimo wszystko na usta wkrada mi się lekki uśmieszek, wycelowałem różdżką w okno.
- Alohomooora! - zawołałem, wykonując nadgarstkiem zawzięte młynki. To "ooo", to był akcent, tak dla wyjaśnienia, pamiętniku. Wiesz, gdybyś nie wiedział...
Fuknąłem, krzywiąc się. Zmarszczyłem czoło, całą siłą swej stłamszonej woli skupiając się na tym, by to okno się choć trochę uchyliło. Zmrużyłem powieki, ponownie celując.
- Alohomora! - zawołałem dobitnie, krótko szarpiąc patykiem. Następnie zrobiłem wielkie oczy, bo okno otworzyło się z trzaskiem, uderzając o ścianę. Szyba, na szczęście, nie ucierpiała... Zerwałem się w euforii. Zacząłem zawzięcie skakać po meblu, zapominając, że źle się czułem. - Udało mi się, udało, udało, udało, udaaałooo!!! - padłem na kolana, wyrzucając ręce w górę. Ryknąłem triumfalnie, trząchając jasnowłosą głową. Syriusz i James zaśmiewali się głośno.
- Żebyś tak przypadkiem nie zareagował na zaklęciach! - parsknął Black.
- Niby czemu? Flitwick by się ucieszył - stwierdził chłopak, którego imienia nie pamiętam. Zsunął się z łóżka i podszedł do szafy. Dzieliliśmy ją we czwórkę. James zarechotał, kładąc dłoń na brzuchu. Odchylił łepetynę do tyłu.
- O tak! - zawołał. - Za sam entuzjazm do przedmiotu nagrodził by cię kilkoma punktami!
Śmialiśmy się chwilę we czwórkę. Podszedłem do okna, mając na celu zamknięcie go przy użyciu dłoni. Na tego typu czynności przy użyciu magii przyjdzie jeszcze czas... Zakwiliłem, kiedy coś dość mocno uderzyło mnie w głowę i po części w plecy. Coś dużego i miękkiego. Poduszka?... Chwyciłem przedmiot zbrodni i rzuciłem się na Syriusza. Stał najbliżej, biedaczyna... Odpowiedział mi tym samym. A potem jeszcze dostałem od Jamesa. Za co?! Wyładowałem swój żal na Pettigrew. No i się zaczęło...
Poduszki latały z jednej strony dormitorium na drugą, co raz wylatywały z nich pierze. A my?... Śmialiśmy się jak nawiedzeni, okładając się nimi. Uchylaliśmy się, rzucaliśmy na siebie z wrzaskiem. Po prostu wojna... A ja jakoś zapomniałem o tym, że w nocy znów miałem zmienić się w tego... zwierzaka.
Komentarze:
Alice Środa, 03 Lutego, 2010, 11:55
Bardzo fajny wpis.
Kłpoty z zaklęciem i w ogóle cała zabawa w dormitorium, zostały ładnie opisane. Cikawy fragment był o śniadaniu. Szkoda tylko że takia króka notka. No nic, czekam na kolejną.
Życze duuużej ilości weny
Aleksa Środa, 03 Lutego, 2010, 12:22
Fajne ^^
Ładnie opisane, w sumie wszystko ;d
Biedny Remus...
Cały dzień czuje się tak paskudnie, żeby na noc zamieniać się w wilkołaka..
No cóż, skoro ty dodajesz krótką notkę, to nic więcej nie napisze ;P
Buźka Dupku :*
Martha Środa, 03 Lutego, 2010, 21:50
Super notka .
Szkoda Remusa co miesiąc zmienia się w wilkołaka ...
Pozdrowienia
Doo Piątek, 05 Lutego, 2010, 23:03
Co taka przykrótka, hę??
Nie wiem, czemu, ale spodobał mi się opis szpitala: wyobraziłam go sobie doskonale. I miło, że Remus miewa takie zwyczajne problemy, jak np. z zaklęciami. Żal mi go-ból głowy jest masakryczny :/. Czekam, aż po raz kolejny powalisz mnie wiarygodnie, plastycznie opisaną przemianą w potwora .
Zabawna sytuacja przy śniadaniu. James jest rozkoszny XD