Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
Pisana przy czterech piosenkach;
The Jackson 5: "Dancing Machine" oraz 'ABC".
Michael Jackson: "Dirty Diana" i 'Billy Jean".
Dedykowana Doo.
Znów była pełnia. Oczywiście, znowu nakłamałem chłopakom, że niby na badania. Tylko dlatego, że znowu zemdlałem. Zaciągnęli mnie do skrzydła szpitalnego. Ta stażystka coś mówiła o badaniach krwi, czy coś... Powiedziałem im też, że pewnie w styczniu trzeba je będzie powtórzyć, bo już kiedyś tak miałem. Uwierzyli. Czyli kłamstewko na nowy rok mam już z głowy. I dobrze... No nic, nakłamię się w starym.
Ciekawe, czy zauważyli zbieżność moich zniknięć? Poza Syriuszem, ale o tym za chwilę. Pewnie nie, zniknąłem dopiero trzy razy. W grudniu wypada między sylwestrem a gwiazdką. Wracam do domu... Nie zostawię mamy samej na święta.
Zbliża się koniec listopada. Jest już naprawdę zimno, zamarznięta trawa chrzęści pod stopami, kiedy idziemy na zielarstwo. Wiatr mocno wieje, targając włosami i ubraniami. Zastanawiałem się, czy ich nie obciąć. Ostatecznie stwierdziłem, że mi szkoda. Trochę je mimo wszystko zapuszczałem... Bitą godzinę siedziałem w wieży na kibelku przed lustrem, głaszcząc je mimowolnie. Oczywiście były rozpuszczone, położone z przodu na ramionach. Nie ma mowy, żebym je obciął, a fe!
Odnośnie Syriego... Cóż. Pełnia była przedwczoraj. A Syri dowiedział się wczoraj, zupełnie przez przypadek. To było tak:
W okolicach godziny osiemnastej, kiedy już dosłownie padałem na twarz i opierałem się na rzęsach przy stoliku w pokoju wspólnym, stwierdziłem głośno, że chce mi się spać. James i ten Peter przyjęli to głośnym aplauzem na stojąco (Syriusz jeszcze wskoczył na stolik i zachęcał do braw resztę uczniów), że taki szybki jestem. Podziękowałem im na pewno uroczym uśmiechem bladozielonego chłopca i zacząłem zbierać ze stołu swoje szpargały. Obiecałem sobie przy tym w myślach, że jak tylko będę w dormitorium, to kopnę ten tobół w kąt i pójdę wziąć gorący prysznic. W zasadzie wyjścia nie miałem, musiałem sobie oczyścić te durne rozcięcia i zmienić opatrunki. Zagadką wtedy dla mnie pozostawało, jak poradzę sobie z tymi sznytami z pleców. Stwierdziłem proroczo, że jakoś to będzie i pożegnałem się z chłopakami. Wolnym krokiem poszedłem na górę, wchodząc kroczek po kroczku i stopień po stopniu. Łah, nachodziłem się, nasze dormitorium jest najwyżej. Ciekawe, czy pomysł Jamesa jest bolesny... Wymyślił bowiem zjazd do salonu w kufrze. Musimy go przy najbliższej okazji wypróbować, nie ma to tamto.
Zatrzasnąwszy za sobą drzwi, rzuciłem torbą przez cały pokój. Prezentem było to, że był w niej kałamarz... Stwierdzając, że jedyne, czego chcę, pragnę i pożądam, to długa kąpiel i słodki zapach owocowego żelu pod prysznic, machnąłem ręką na rozlewający mi się po książkach atrament.
Posuwistym krokiem więc udałem się do toalety, uprzednio targając tam gramofon. Moja mama jest kochana! Przysłała mi go razem z płytą The Jackson 5. Nie wiem, co bym bez niej zrobił...
Zamknąłem się więc w łazience, nastawiając głośno kochaną płytkę. Odkręciłem jeszcze kurek z gorącą wodą, chcąc trochę naparować w łazience, kiedy będę się rozbierał. Lubię tak, nie moja wina.
Wsunąłem się do kabiny, odkręcając nieco chłodniejszej wody. Tak, żeby się nie poparzyć... Odsunąłem się od ściany na wyciągnięcie ramion, spuszczając głowę. Patrzyłem na spływające po mnie stróżki krwi, krzywiąc się. Bolało... Całą swą uwagę skupiłem na krwistych kwiatkach, powstałych w brodziku kabiny. Nawet pomagało, bo przyciągały wzrok ciągłymi zmianami kształtu. Nie zmieniało to jednak faktu, że w przerwie między piosenkami wyraźnie usłyszałem,że chłopcy wpadają do dormitorium. Sądząc po wrzaskach, James i Syriusz. Pewnie znowu walczą na poduszki...
Parsknąłem, słysząc krzyk Blacka: "Ty to nawet nie wiesz, kiedy cię z dupy wydobyto!".
Odpowiedź zagłuszył początek piosenki "Dancing Machine".
Taniec, taniec, taniec
Ona jest tańczącą maszyną
Ach, dziecinka
Rusz to dziecko
Automatyczny, Systematyczny
Pełń koloru jaźń zawarła
Melodia, ten cień do twoich atmosfer
Urokliwy, Inspirujący
Ułatwiło mi to bardzo ten nieszczęsny prysznic, bo nie było słychać jak syczę czy pojękuję. Strasznie piekło...
Kiedy w końcu me rozcięcia łaskawie przestały krwawić, mogłem powoli zacząć się kąpać. Wylałem na gąbkę trochę mazi o mocnej, truskawkowej woni i podstawiłem ją pod prysznic. Zgiąłem kilka razy palce, tworząc pachnącą pianę.
"Dancing Machine" zmieniło się w niemal ubóstwiane przeze mnie "ABC". Uwielbiam głos tego małego Michaela, jest świetny.
Spłukałem pianę z włosów i ciała. Stałem jeszcze chwilę, pozwalając, by ta bardzo, ale to bardzo ciepła woda po mnie spływała. Odchyliłem głowę do tyłu, wystawiając twarz do słuchawy prysznica. Odsunąłem kotary, chłodne powietrze buchnęło mi w twarz, jednocześnie obejmując mnie za plecy i kręcąc się w okolicach kolan i kostek. No nic...
Przyglądałem się chwilę kłębiącej się w łazience parze.
Sięgnąłem po szkarłatny, puchaty ręcznik. No, to teraz zacznie się jazz, pomyślałem. Podszedłem do lustra. Wykrzywiłem mordkę w grymasie obrzydzenia, patrząc na dużą, brzydką bliznę po ugryzieniu. Owszem, lewe ramię. I do tego kolekcja siniaków, zadrapań i kilka naprawdę dużych rozcięć. Westchnąłem ciężko. Jestem po prostu tragiczny!
Ostrożnie zacząłem się suszyć, starając nie dotykać tych większych szram. Nie miałem najmniejszej ochoty czuć w nich włókien ręcznika.
Kiedy byłem już względnie suchy, w tle leciała ostatnia piosenka z płyty, a ja delikatnie smarowałem sobie maścią z dyptamem rozwalone lewe udo - siedziałem przy tym na brzegu wanny - to rozległ się huk otwieranych drzwi i wpadł Syriusz z różdżką.
- Wybacz! - krzyknął, zatrzaskując je za sobą. - Colloportus!
Niedawno nauczyliśmy się tego czaru na zaklęciach.
Pudełko dyptamu potoczyło się po posadzce, kiedy zakryłem się w panice ręcznikiem. Nie miało to nic wspólnego z nagością - miałem przecież bokserki - o ile bardziej z tymi wszystkimi "ozdobami". Black odwrócił się do mnie przodem, ciężko dysząc.
- Wybacz, schowam się tu na chwi...
Zamilkł, wytrzeszczając na mnie oczy. Konkretniej na moją nogę. No tak. Ta durna krew.
Przełknąłem głośno ślinę, trzymając ręcznik przy podbródku i gapiąc się na niego równie małymi oczami, jak on na mnie. Prawie mi z oczodołów wypadły...
- Co ty...?!
- Nastaw płytę! Proszę - szepnąłem. Bez protestów przesunął igłę gdzieś na środek. "Never Can Say Goodbye". Ponownie na mnie spojrzał. Serce tłukło mi się zawzięcie, szybko i mocno tuż pod gardłem, oddech miałem przyspieszony. Źrenice pewnie też nie małe.
Black bez słowa podszedł bliżej, wyciągając rękę po ręcznik. Potrząsnąłem rozpaczliwie głową, robiąc błagalną minę. Z racji tego, iż Syri mimo wszystko jest ode mnie silniejszy, w zasadzie bez problemów odebrał mi materiał. Ściągnął brwi.
- Co oni ci na tych badaniach robili? Sprawdzali odporność na średniowieczne tortury?! - zapytał na tyle głośno, bym go usłyszał, i na tyle cicho, by nie przebić się przez muzykę.
- Nie - wyartykułowałem bezgłośnie. Patrzył na mnie groźnie, znów miał tak samo "zimne" oczy, jak na uczcie powitalnej. Zgarbiłem się pod wpływem tego spojrzenia.
- Co tu jest grane?! - warknął. Chwycił mnie za ramię, podnosząc. Okręcił tak, że stałem tyłem do niego. W lustrze widziałem jego przerażoną minę. - Co ci się stało?... - zapytał już spokojnie. Odsunął się nieco, szukając wzrokiem większej liczby szram. Pokręciłem ponownie głową, zasłaniając się ręcznikiem. Wywrócił oczy. - Odpuść sobie, i tak widziałem.
Położył mi rękę w pasie, delikatnie lecz stanowczo odwracając przodem do siebie. Wskazał palcem na moje lewe ramię.
- A to co? Może rzucił się na ciebie wściekły pekińczyk? A w Mungu potknąłeś się i wleciałeś na stolik ze skalpelami, co? - burknął. - A te sińce od... Chwila... Oo, wiem! Potknąłeś się o biedronkę? Czy może... Olbrzymią drobinkę kurzu? - zadrwił. Zagryzłem wargę, spuszczając głowę. Ponownie nią pokręciłem.
Westchnął ciężko, odchodząc na kilka kroków. Przespacerował się po pomieszczeniu, przez cały ten czas nawet nie drgnąłem. Znów stanął przy mnie.
- Remusie, co ci tak naprawdę jest? Dlaczego tak naprawdę znikasz co mie... - ponownie urwał w pół słowa. Podniosłem na niego wzrok. Uniosłem brew.
- No, złóż to do kupy - mruknąłem. - Duży ślad po ugryzieniu, teraz te sznyty, zniknięcia co miesiąc... Dla ułatwienia podkreślę, że w pełnię. Ach, nie zapomnij o pogarszającym się samopoczuciu i omdleniach! To nie trudne, po prostu pomyśl przez chwilę - syknąłem, nagle czując złość. Szlag!... - Wiem, że dasz radę! - dodałem, odrzucając ręcznik w bok. Chciałem się pochylić po dyptam, ale mnie uprzedził. Podziękowałem cicho, ponownie siadając na brzegu wanny. Kucnął przede mną, zadzierając nieco głowę. Spojrzał mi w oczy. Zrobiło mi się głupio, kiedy zobaczyłem na jego twarzy troskę i współczucie.
- Kto ci to zrobił?...
Domyślił się. Ugh... Wie!
- Parę miesięcy temu dowiedziałem się, że niejaki Greyback.
Syriusz milczał dłuższą chwilę. Znów Michael śpiewał to moje "ABC".
- Ten świr? - zapytał po dłuższej chwili, krzywiąc się z obrzydzeniem.
- Słyszałeś o nim?
- Dziwne, żeby ktoś wychowujący się w rodzinie czarodziei o nim nie słyszał... Mi mówili, że to maniak, morderca i jakiś... zboczeniec? Coś takiego. Padło też coś na "pe", ale nie pamiętam, co... Nie słuchałem uważnie.
- Pedofil? - podsunąłem, uśmiechając się wymuszenie. Skinął głową.
- Skąd wiesz? - zdziwił się. Głupek... Też wychowywałem się wśród czarodziei! No i... Cóż.
Wydąłem wargi, postanawiając pominąć to milczeniem. Wolałbym tego nie pamiętać... Nie, nie skończyło się na oglądaniu księżyca. Obudziłem się u niego w "domu", ramię miałem już opatrzone. Mimo to i tak pamiętam, że bolało. Jak tylko zobaczył, że wstałem, postawił przede mną talerz z kanapkami i szklankę mleka. Głodny byłem jak cholera, więc zjadłem. Potem usiadł obok mnie i posadził mnie sobie na kolanach. Pogłaskał mnie po szyi... Nie no, nie będę tego rozpamiętywać... Jeszcze znowu zacznie mi się to śnić!... Wtedy nie miałem pojęcia, po co on mi każe to wszystko robić i sam mnie dotyka, byłem na to za mały. Jak nie chciałem, to jeden policzek... Kolejna odmowa, drugi policzek... Musiałem być... Grzeczny.
- O kurdę - bąknął Syri. Sądząc po jego minie, bezbłędnie zrozumiał moje milczenie. Westchnąłem ciężko. Coś zapiekło nie ostrzegawczo w nosie. O nie...
- Nie mów o tym nikomu - poprosiłem łamiącym się głosem. Spojrzał na mnie jak na durnia.
- Oszalałeś? Nie pisnę słówka, przysięgam.
Milczeliśmy dłuższą chwilę, wsłuchując się w The Jackson 5. Nakleiłem plaster na przerwę w skórze na nodze. Bandaż nie będzie potrzebny...
- Pomóc ci?... - zapytał niepewnie. Podniosłem na niego wzrok, wykonując dziwny ruch ręką.
- Jakbyś mógł z tymi na tyle...
- Zategocić tym?
- Ehe...
Syknąłem, czując chłod maści i jego palce.
- Wybacz - mruknął. Z trudem powstrzymałem nerwowe parsknięcie śmiechem, zaciskając palce na brzegu umywalki.
- Wybacz, wybacz, wybacz... Nie umiesz przepraszać?
- Przepraszam - powiedział, uśmiechając się chytrze. Widziałem w lustrze. Zafalował brwiami, po czym ponownie wrócił do niespiesznego maskowania czerwonych krech pod białą powłoczką. Milczeliśmy blisko minutę. - Kiedy to się stało?...
- Gdzieś... Ponad sześć lat temu.
- Pamiętasz, jak to było zanim... Ten?
Przechyliłem głowę, mrużąc oczy.
- W zasadzie nie. Pamiętam tylko to, że lubiłem biegać, dużo mówiłem i w pełnię nie dało się mnie odciągnąć od okna.
Znów cisza. Trochę męcząca... Wolałem gadać. Miałem nadzieję, że mnie jeszcze o coś zapyta. Więcej pytań nie miał, jak stwierdziłem.
- Co teraz?...
- Em... Chwila - mruknąłem. Wygrzebałem z szafki bandaż. Uniosłem pytająco brwi. Pokiwał energicznie głową, wyciągając po niego rękę.
- Najpierw gazę przyłóż - powiedziałem, zanim zdążył chociaż odczepić te ząbki. Podałem mu jedną otwartą już paczkę. Pochyliłem się, żeby mi włosy nie powłaziły.
- Dobra... A teraz?
- No i mnie okręcaj... Mógłbyś trochę "wyjść" poza brzegi tej gazy? Tak lepiej się trzyma.
- Jak sobie życzysz, Damo - powiedział pokornie. Wzdrygnąłem się, kiedy jego ręce objęły mnie na wysokości mostka. Nawet nie zjechałem go za tę "Damę".
- Co wyście tam robili? - zapytał ze śmiechem James, kiedy wyszliśmy z łazienki jakieś dwadzieścia minut później. Syri dźwigał mój gramofon. Wsunął go pod moje łóżko.
- Dzięki - mruknąłem do niego. James wskoczył na swoje łóże.
- Hej no, zadałem wam pytanie!
- Nic takiego. Braliśmy razem prysznic - mruknął z lekka kąśliwie Syriusz. Uśmiechnąłem się lekko do siebie. - Żałuj, że cię nie było, Jamie - dodał, patrząc na mnie jak na ciastko z kremem. Zachichotałem, widząc owe spojrzenie.
- Nie patrz tak na mnie, Syri - powiedziałem, zakrywając teatralnie twarz ręką.
- Bo?
- Bo czuję się jak kremówka.
Zaśmiał się, sięgając po paczkę paluszków. Wziął sobie garść, opakowanie zawędrowało do mnie. Również wziąłem sobie trochę.
- Ach! - zawołał Black, kiedy pudełko dzierżył Peter. Wskazał palcem na okularnika. - A tylko spróbuj mi obudzić rano Remuska rzucając się nań z rozpędu!
- To co?
- To ci wsadzę twoją nogę między pośladki. Aż ci oczami wyjdzie! - zastrzegł. Potter pokręcił głową, składając ręce.
- Jakiego ja mam zdolnego kolegę!
- Syriusz, dlaczego ty tak mówisz? - zapytał Peter.
- Jak? - zdziwił się Black, siadając po turecku na swojej kołdrze. Pettigrew przechylił głowę.
- No, tak dosyć chamsko - oświecił nas wszystkich. Syriusz zaśmiał się, skubiąc paluszka.
- Wbrew pozorom, moi starsi koledzy pochodzenia podobnego do mojego, nie są tacy grzeczni, jak by się mogło wydawać. Nasze urodzenie o niczym nie świadczy. Też przecież jesteśmy dziećmi czy nastolatkami, no nie? Każdy kiedyś nimi był, bez względu na to, jako kto się urodził.
Uśmiechnąłem się lekko do siebie, kierując wzrok na okno. Zaskakujące, jak to Syriuszek potrafi nieraz coś mądrego powiedzieć.
Uniosłem brwi, widząc księżyc, którzy przywdział szaty w barwie pomarańczy. W jednym miejscu jakiś taki postrzępiony był...
Znów zaczął ubywać.
W głowie zakołotał mi się refren "ABC". A B C, to łatwe jak
1 2 3, to proste jak
do re mi, A B C, 1 2 3,
Skarbie ty i ja, dziewczyno
Zerknąłem na Syriusza, udającego, że pali. Za pomocą paluszka. Zagryzłem wargę. Może Jamesowi po prostu powiem?... Syriusz się dowiedział i draki nie narobił...
Po co dłużej kłamać?
Wśliznąłem się pod kołdrę, przymykając oczy. Wtuliłem twarz w poduszkę. Znów poczułem tę przytłaczającą senność...
- Dobranoc, Remi - powiedzieli jednocześnie kuzyni.
Mogłem jedynie mruknąć, nim zabrał mnie sen...
Komentarze:
Alice Niedziela, 07 Marca, 2010, 00:20
Fajna.
Zastanawiałam się kiedy się dowiedzą o kłopocie lunia.
Kiedyś lubił pełnie...
Zastanowił mnie ten fragment. jak to się wszystko zmieniło. Od milości do nienawiści...
Dobra idę spać, bo coś nie tak z moją głową.
wolverine Poniedziałek, 08 Marca, 2010, 16:54
zawsze to sobie inaczej wyobrażałam ale fajnie to napisałaś