Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
Z dedykacją dla Alice.
Końcówka pisana specjalnie dla Łapomanki...
Podniosłem się z ziemi i automatycznie otrzepałem tyłek. Spokojnym krokiem ruszyłem w drogę powrotną, klucząc między pniami, w mroku. Rozrzedzał się. Stopniowo robił się coraz rzadszy, zaczynałem widzieć niebo. Wciąż było szare. Pomiędzy koronami drzew zaczęły przebijać się pierwsze płatki śniegu. A więc dalej padało...
Wkrótce lekki puszek zmienił się w gęste siąpanie, bym po następnych kilku krokach poczuł silne uderzenie wiatru w twarz, ponownie wpychający mnie wgłąb lasu. Zupełnie jakby natura nie chciała mi pozwolić wyjść do ludzi...
Śnieżyca.
Stanąłem na skraju lasu, przytrzymując się pnia, pozwalając, by silny, dziki i nieokiełznany wiatr szarpał mój płaszcz, targał ubranie i zmuszał powieki do przymrużenia się. Nie widziałem zamku. Był zbyt daleko, śnieg padał zbyt gęsto. Nie przejąłem się tym. Przecież to niedługo powinno minąć...
Czekałem więc. Spokojnie czekałem, przykładając dłoń do czoła, by ochronić oczy. Patrzyłem w jasne, stanowczo zbyt jasne niebo. Niby padało, niby szare, ale nadal zbyt... Jaskrawe.
Westchnąłem.
Kucnąłem obok pnia, opierając się o niego plecami. Opuściłem głowę, poprawiając czapkę. Postawiłem kołnierz szkolnego płaszcza, przymykając oczy i pozwalając oddać się obecnej chwili. Zatopiłem się w swych myślach, wędrując myślami do domu, do Szkocji.
Co robi moja mama? Nadal płacze? Bardzo się zmieniła? Czy te wesołe ogniki w jej oczach przygasły już bezpowrotnie? A może... Może już naprawdę wzięła się w garść i idzie dalej przez życie, może już unosi głowę i patrzy Słońcu w twarz?
Ja wolę patrzeć na chmury. Jest mi łatwiej. Chmury poniekąd są jak ja - mogą zapowiadać dobrą, parną pogodę, lub odwrotnie; przynieść ulewę, gradobicie i huragan.
Podniosłem wzrok znad swych zaśnieżonych traperów. Już tak nie padało. Wycie wiatru ucichło. Znów cicho szumiał swą pieszczącą uszy melodię. Zapanował spokój. Znów. Znów wszystko jest dobrze...
Podniosłem się z ciężkim westchnieniem. Wsunąłem nagie dłonie do kieszeni, wychodząc na błonia. Śniegu usypało mi się do kolan. Znów będę długo szedł. To nic. Mam czas... Tyle lat przede mną...
...Tak sądzę.
Brnąłem w gęstym, mokrym i ciężkim śniegu. Nie trzeba było wiele czasu, bym złapał zadyszkę. Obserwowałem wydychane przeze mnie obłoczki pary, tworzące różne finezyjne kształty. Jeden wyglądał jak liść klonu, drugi jak odcisk kaczej nogi. Różne, różne rzeczy tworzy zmarznięte, wydychane powietrze...
Ciekawi mnie to. U niektórych owy wypuszczony z ciała gaz przybiera określone formy. U innych znika niemal natychmiast. Jeszcze u niektórych nie nabiera ciała czy kształtu. Po prostu zwykły strzęp wirujący w powietrzu.
Od czego to zależy, jeśli w ogóle?
Może od charakteru?
Jeśli ktoś jest zły, pusty i zepsuty do szpiku, znika niemal natychmiast.
Jeśli ktoś sam nie wie, jaki jest, szuka samego siebie, przybiera formę nieokreślonych strzępków.
Jeśli ktoś wie, kim jest, czego chce i robi to, co lubi, to wtedy wiadomo, co owy "dymek" przypomina.
Ja wiem, kim jestem. Wiem, czego chcę. Wiem też, co lubię robić. Trzy proste rzeczy: wilkołak, wolność, bliskość z naturą. Czuję, po prostu to wiem, że należę do niej bardziej, niż inni ludzie. Wszak mimo wszystko jestem do połowy zwierzęciem...
Dlatego często widzę w tych obłoczkach kształty liści, kwiatów bądź odciski zwierzęcych stóp?
Kto wie?...
Zachwiałem się, zapadając już niemal do połowy uda. Gęsty, mokry i ciężki śnieg plus droga pod górkę... Tiu, tiu, wpakowałem się. Takie życie... Podparłem się rękami, chcąc uniknąć spotkania twarzy ze śniegiem.
I znów lekko sypie. Nieśmiało, ostrożnie... Jakby pytało o pozwolenie. Po co niby? Jej wola, my wszyscy należymy do niej. My mamy się jej podporządkować, nie ona nam...
Spojrzałem w zachmurzone niebo. Po krótkiej chwili namysłu odkręciłem się w miejscu, rozkładając ramiona. Przechyliłem się bezwładnie w tył, padając plecami na miękki, biały puch.
Zatrzeszczał pode mną.
Zamknąłem oczy, odginając nieznacznie głowę. Czułem chłód podłoża, boleśnie gryzący me odkryte, sine z zimna dłonie. Odmroziłem je już sobie, czy może jednak jeszcze nie?
Łaskotało. Te wszystkie maleńkie śnieżynki łaskotały mnie w twarz. Czułem, jak na nią spadają, delikatnie, może nawet z cichutkim, niesłyszalnym dla ludzi czy nawet wilkołaków chichotem. Topiły się. Powoli zmieniały się w wodę. A więc umierały ze śmiechem...
Ja również bym tak chciał. Jeśli miałbym sam wybrać sobie życie, mając do wyboru nudne i długie, bądź krótkie i z takim... Przytupem... To wolałbym to drugie.
Nie widzę sensu w długim męczeniu Ziemi sobą, wykradaniu światu kolejnych oddechów.
Lepiej przecież żyć mocno, dobrze i energicznie, ale... Krótko.
Przykro tylko zostawiać bliskich. Jedno jest pewne: Kiedy będę umierał, to będę żałował tylko jednego...
...Tego, że zostawię moich przyjaciół.
Złote oczy znów spojrzały w niebo. Tak, moje. Uśmiechnąłem się bezwiednie, widząc jak spod gęstych, przytłaczających chmur wychyla nieśmiało błękit nieba. Tuż nad wierzchołkami drzew. A więc będzie słońce.
Podniosłem się, otrzepując. Ruszyłem w dalszą drogę do zamku.
Do czasu, kiedy Śmierć po mnie przyjdzie, na pewno mam jeszcze przynajmniej kilka długich lat. Po prostu to wiem.
- Gdzie ty byłeś cały dzień? - naskoczył na mnie od progu dormitorium James.
- Na randce - odparłem bez namysłu. W następnej sekundzie żałowałem, że nie ugryzłem się w język. Ale tak mocno, naprawdę solidnie.
Z kwaśną miną rzuciłem z siebie przemoczony płaszcz. Opadł na podłogę ciężko. Kolorowa czapka podzieliła jego los.
- Tak? - ucieszył się Rogacz. - A z kim?
- Z mamusią - odparłem przesłodzonym tonem. Zrzuciłem mokre buty. Tąpnęły głucho o kamienną posadzkę. Przedstawić ich Jackowi i Lily?
Potter zafalował brwiami.
- I jak?
- Wybornie... - odparłem cicho, ściągając skarpetkę z prawej stopy. Trzymając ją w dwóch palcach, odsunąłem od siebie na wyciągnięcie ręki. Unosząc brew patrzyłem, jak na podłogę ściekają z niej kropelki wody. W sumie jedni i drudzy są mi bliscy...
- Widzę właśnie - zaśmiał się. Usiadł obok mnie. - A z czyją?
- Naszą - odpowiedziałem z grama tajemniczo. Drugą skarpetką rzuciłem o ścianę. Plasnęła, zostawiając na niej mokrą plamę. Zaśmiałem się, widząc to.
- Bardziej bym się śmiał, gdyby się przykleiła - rozległ się od drzwi głos Syriego. Mój przyjaciel, hłe, hłe.
Uśmiechnąłem się do niego. Mimo wszystko, czuję, że Syriusz najbardziej...
- Jak cię nie było - zaczął wesoło James, zaczynając harcować po moim posłaniu. - To dorwaliśmy się do brudnej bielizny Petera.
Skrzywiłem się.
- No, to rzeczywiście znaleźliście sobie wspaniałą rozrywkę, chłopcy! - zawołałem, wstając. Jemu ufam najbardziej. Pewnie przez to, że zna mój największy sekret i trzyma język za zębami... Po prostu czuję, że mogę mu ufać.
- Na twoim miejscu wlazłbym do wanny pełnej gorącej, parującej wody z butelką piwa kremowego w ręku - mruknął Syri. Westchnąłem, przymykając oczy.
- Bo będziecie mnie z podłogi zeskrobywać, jak się zbytnio rozmarzę.
- Wracając do peterowych skarpet, to...
- ...naprawdę nie mam ochoty tego słuchać... - mruknąłem. Jamesowi powiedzieć, czy dać czas, by sam się domyślił?
- ...jak Syra rzucił nią w ścianę to tak pacnęła i się przykleiła. Dopiero po kilku sekundach spadła na ziemię!
Zatrzymałem się w pół kroku, czując się tak, jakbym w ciemności szedł po schodach i nie trafił stopą na kolejny schodek. Następnie zalało mnie dzikie obrzydzenie, nie dające mi zareagować inaczej, niż:
- Ueee... Ohyyda! - jęknąłem. Wzdrygnąłem się, potrząsając głową. Nie... Nie będę nic przyspieszał. Niech wszystko dzieje się swoim tempem, swoim rytmem...
- A ten zapach... - mruknął Black. Wydąłem wargi, odwracając się do Syriego przodem. Pomachałem ostrzegawczo palcem wskazującym.
- Zamilcz.
Zachichotali. Tak jak po nocy przychodzi dzień...
Ciemna, zimna noc kończącego się listopada. Zimna, niemal biała od mrozu noc. Na błoniach lśni i połyskuje gruba warstwa śniegu. Powietrze siarczyście zimne, kaleczy płuca przy każdym oddechu. Takie... świeże. Swoiste dla mojej pory roku.
Siedziałem na oknie w pokoju wspólnym. Dochodziła już dwudziesta druga. Przykleiłem się dosłownie do okna, obserwując skąpane w ciemnościach, ale jednak dosyć jasne od mrozu i śniegu błonia. Powoli skierowałem wzrok wyżej, na niebo. Ciemne, czarne jak atrament albo moje własne źrenice. Takie... Puste. Posypane milionami gwiazd. Każda z nich ma swoje imię, swoją historię.
Dlaczego wszystko, co Ona stworzyła jest takie piękne? Nawet ON...
Przesunąłem złote tęczówki nieco na lewo, na księżyc. Na jego połowę. Więcej nie było widać. Reszta skąpana jest w mroku.
Piękny. Innego określenia na niego nie znam. Piękny.
Nienawidzę go, ale i kocham.
Nienawidzę, bo sprawia mi ból, a kocham, bo... Mimo wszystko kojarzy mi się również ze mną, kiedy byłem małym berbeciem uwielbiającym na niego patrzeć. Wspomnienie szczęśliwego dzieciństwa, przypomnienie bolesnej rzeczywistości.
Oto on. Księżyc.
- Remi... - szepnął mi ktoś do ucha. Wzdrygnąłem się, zimny dreszcz zawędrował mi od czubka głowy przez szyję, wzdłuż kręgosłupa. Wibrował jeszcze chwilę w kości ogonowej. Czułem go nawet w opuszkach palców.
Krótka chwila strachu.
- Hmm? - mruknąłem, kiedy zrozumiałem, że nie mam się czego bać. Że to tylko Syriusz.
- Mamy z Jamesem taki pomysł...
- Zjazd w kufrze? - zapytałem, odwracając się do niego przodem. Pokręcił czarną głową. - Więc?
- Postraszymy Petera?
Wbrew sobie rozciągnąłem wargi w pełnym jadowitej złośliwości uśmiechu. Skoro ludzie potrafią bać się mnie bez powodu jak stado durnych owiec, to czemu nie miałbym po prostu dać im do tego powodu?
Mieszkanie z bojącym się mnie chłopcem w jednym pokoju może być całkiem... Ciekawe? O, tak. Ciekawe. I bez wątpienia zabawne.
Skinąłem głową.
- Z chęcią - powiedziałem cichym, nieswoim tonem.
Znów się odezwał. Za mnie.
Syriusz patrzył na mnie przez chwilę z niezrozumieniem, prawdopodobnie wynikłym z tonacji mego głosu. Wzruszyłem ramionami.
- Przyzwyczaj się. Nieraz tak mam.
Skinął mi krótkim ruchem głowy. Odsunął się, ja zsunąłem się z parapetu. Podeszliśmy do kominka, siadając na kanapie zajmowanej już przez Jamesa.
- No więc? - zapytałem, składając dłonie na podołku. Syriusz rozciągnął się na swojej części z cichym pomrukiem.
- Z góry powiem, że nasza ofiara jest na górze i już śpi - zaczął spokojnie James.
- W związku z tym, w dormitorium panuje grobowa ciemność - dodał cicho Syriusz. Szare oczy błysnęły jakoś dziwnie. Uśmiechnąłem się do siebie, wzrok kierując na kominek.
- A Peter zawsze trzęsie gaciami, gdy opowiadamy mu historie o duchach... Pamiętacie przecież Halloween - mruknąłem, patrząc na nich. Pokiwali głowami. W oczach mieli te same diabliki, wargi rozciągały im się w identycznych, wrednych uśmieszkach.
Jak bracia.
Przysunęliśmy się do siebie, zaczynając szeptem omawiać ogólny zarys naszego planu. Nie trzeba było wiele czasu, byśmy mieli całkowitą wizję tego kawału.
- Wiecie co? - zapytał nagle Potter. Pokręciliśmy głowami. - Mam coś, co na pewno nam się przyda...
Ze szkolnej torby wyjął najprawdziwszą w świecie pelerynę-niewidkę.
Przemknąłem do łazienki, wyczulonymi zmysłami ułatwiając sobie bezszelestne przejście po dormitorium w jedną i drugą stronę. Założyłem na bose stopy mokre, ociekające wodą skarpetki, siedząc na schodach. Podniosłem się, uprzednio zostawiając jeszcze kilka mokrych śladów. Tak dla lepszego efektu...
Zarzuciłem na głowę kaptur od blackowego płaszcza. Był czarny, sięgał niemal do ziemi. Był również oczywiście na mnie za duży...
Stanęliśmy więc z chłopcami w progu. James wszedł do środka i przyczaił się przy szafie. Zapalił różdżkę, oświetlając sypialnię bladym światłem.
Syriusz podkradł się do okna, otwierając je na oścież. Wpuścił lodowate powietrze do środka. Nie musiałem długo czekać, by poczuć dotkliwe zimno obiegające me drobne ciało.
James cichaczem przestawił zegarek na godzinę trzecią. Trzecia w nocy - godzina duchów.
Wyraźnie widziałem, jak Pettigrew powoli się rozbudza. Po części od padającego mu na twarz światła, po części od chłodu. Syriusz położył dłoń na klamce okna. James stał poza zasięgiem wzroku Petera, trzymając w ręku różdżkę.
To będzie po prostu piękne...
Patrzyłem, jak chłopak powoli otwiera oczy. Uniósł się na łokciu, siadając. Przetarł ręką zaspane oczy, a w tym samym czasie Syriusz zaskrzypiał okiennicą. Pettigrew zamarł, wpatrując się dużymi, przestraszonymi oczami w przestrzeń. Patrzył dokładnie na mnie, choć mnie nie widział. Byłem oczywiście pod niewidką. Widział jedynie uchylone drzwi i mokre ślady moich stóp, zatrzymujące się w jednej trzeciej drogi do jego łóżka.
Podkulił kolana pod brodę.
James cichym szeptem zgasił różdżkę, Black zatrzasnął z hukiem okno. Peter jęknął, przestraszony.
Postawiłem pierwszy krok.
Plask... Plask... Plask... Plask...
Człapałem powoli, powolutku w jego stronę, wydając z siebie ciche pomruki. Stanąłem po chwili. Zdjąłem z siebie niewidkę.
Wilczymi zmysłami czułem, wyraźnie czułem jego strach. Usta same rozciągnęły mi się w uśmiechu. Spodobało mi się to. Moja... Ofiara?
Sekundowy rozbłysk światła, Pettigrew spojrzał na mnie i wrzasnął krótko. Wyciągnąłem ręce, mówiąc coś cicho po francusku. Przeciągałem głoski, mówiąc ochryple i powoli. Znów krok w przód. Ponownie chwila jasności, tym razem nieco dłuższa. Wskazałem palcem na Pettigrew, charcząc coś niezrozumiale.
Potter zgasił różdżkę. Ukryłem się pod niewidką. Black zaczął cicho stukać i skrobać paznokciami w szybę. Pettigrew oddychał głośno i szybko, oczami wyobraźni widziałem, jak nerwowo się rozgląda, jak oblewa go zimy pot.
Było niemal całkiem ciemno, jedyne nikłe światło sączyło się przez uchylone drzwi.
Bawiło mnie to. Naprawdę mnie to bawiło, nakręcało coraz bardziej. Jego strach...
Ponownie zacząłem szeptać francuskie słówka. Dałbym rękę uciąć, że Pet nie miał pojęcia, co mówię.
Człap... Człap... Człap...
Stawiałem ciężkie kroki, podchodząc bliżej. Oddychałem ciężko i chrapliwie, przeplatając to z mamrotaniem. Za plecami dosłyszałem cichy, złowieszczy chichot. Syriusz... Po chwili zaczął coś nieskładnie szeptać. Trochę jakby... Wspak?
- Ee... Ee... - wydusił Pettigrew.
Och, jak wtedy chciało mi się śmiać... Wykorzystałem to, wybuchając ochrypłym śmiechem. Nie, nie tym swoim. Takim... Wrednym, a'la zły czarodziej.
Ciche skrzypnięcie szafy, sapanie. Znów złowieszcze chichotanie od okna. Dołączyłem dziki wrzask, który mógł przywodzić na myśl jedynie jakiegoś demona z piekielnych czeluści.
Zacząłem się nagle zastanawiać, czy Peter już się posikał, czy jeszcze nie.
Skrobanie.
Skrob... Skrob... Skrob...
Kolejne zgrzytnięcie. Następny krzyk Petera - na tle okna dojrzał sylwetkę Blacka. Ooch, no tak. Księżyc przecież świecił...
Zmusiłem swoje ciało do posłuszeństwa. Zmusiłem swoje oczy do tego, by zaświeciły jasnym, złotym blaskiem. Zdjąłem niewidkę z głowy, wystawiłem spod niej rękę. Stałem tuż, tuż przy Peterze. Bał się. Strasznie się bał.
Dotknąłem opuszkami zimnych palców jego policzka.
Przebrałem miarkę.
Wrzasnął dziko, odrzucając kołdrę. Wyskoczył z łóżka, przewracając się o swoje buty. Szybko narzuciłem na siebie pelerynę, niknąc pod nią jak kamfora. Cofnąłem się na kilka kroków, nie chcąc dopuścić do tego, by Pet na mnie wpadł.
Przy oknie znów coś zachichotało, krótko, lubieżnie. I cisza.
Trzask zamykanych drzwi szafy.
Pettigrew dorwał swoją różdżkę i szybko ją zapalił. Jedyne co ujrzał to puste dormitorium. Rozglądał się uważnie, powoli. Dyszał ciężko, włosy i twarz miał mokrą od potu. Koszulka kleiła mu się do ciała.
Podszedł powoli do szafy. Wyciągnął rękę do klamki. Zaskrzypiała, otwierając się powoli.
Black zachichotał spod łóżka, a Pet jęknął. Mocniej zacisnął palce. Widziałem, jak drżały mu kolana. Otworzył drzwi.
- GIIIŃ!!! - ryknął ochryple płaszcz, wyciągając do niego rękawy. Zatrzepotały szaleńczo. Ech, ten James.
- AAAAAAAAAAAAA!!! - odpowiedział Pettigrew. Upuścił różdżkę, wybiegając z dormitorium. Wyraźnie słyszałem, że się popłakał.
Potter, chichocząc, wyszedł z mebla. Zrzucił z siebie płaszcz. Zdjąłem niewidkę, a Black wyszedł spod łóżka.
- Syri, ten chichot był genialny - szepnąłem. Parsknął.
- Niezły pomysł z płaszczem - bąknął do Jamesa. Okularnik zachichotał bezgłośnie.
Kroki i głosy. Głosy Petera i prefekta.
Wymieniliśmy spojrzenia. Krótka kalkulacja sytuacji i zarzucenie niewidki. Ja jednak spod niej wyszedłem. Ściągnąłem szybko skarpetki, wrzucając je pod łóżko. Stanąłem w kałuży na podłodze. Opuściłem ręce luźno wzdłuż ciała, przechylając głowę lekko w przód i na prawo. Rozchyliłem usta.
Światło z różdżki prefekta.
- ...mówię ci, że niemożliwe jest, aby...
Żółtawy krąg padł na ślady moich stóp. Ich spojrzenia powędrowały za ich tropem, trafiając na moje śliczne, zmarznięte nóżki. Kierowali swe oczy wyżej, wyżej... Obaj wytrzeszczyli oczy, widząc zakapturzoną postać. Pettigrew chwycił chłopaka za rękaw, przysuwając się. Twarz miał zalaną łzami, wargi i podbródek drżały mu niekontrolowanie. Rozciągnąłem wargi w uśmiechu szaleńca. W słabym świetle błysnęły me ostre kły.
- Bienvenue en enfer... - wychrypiałem, wyciągając do nich rękę. Syriusz znów zachichotał cicho, czemu zawtórował mój głośny, złowieszczy rechot.
Niemal widziałem, jak temu szesnastolatkowi włosy stają na karku. Gapili się chwilę, po czym...
...Po prostu zwiali.
Ce mois-ci, l'?ission s'int?esse au transport des enfants . L'occasion de d?ouvrir la vari??des moyens de locomotion qu'ils empruntent pour se rendre ?l'?ole. Au sommaire : ?openhague : les bons gestes sur le chemin de l'?ole? Copenhague est la meilleure ville cyclable au monde. La municipalit?a mis?sur le v?o pour d?engorger le centre-ville - ?a s?urit?dans les transports collectifs de jeunes? Chaque ann?, 4 millions d'enfants empruntent les transports scolaires - ?'asinobus : quand la marche ?pied remplace le car scolaire? Le p?ibus est un dispositif p?estre collectif organis?pour conduire les enfants ?l'?ole...RÉSUMÉ
But while the Anfield football stadium provides many opportunities, it also leads to restrictions - the bakery cannot hand out samples of their wares on match days. Nonetheless word has spread. "We get such good business on a match day that we have queues out the door."
One week before the elections to the European Parliament, the row about the possible takeover of AstraZeneca by US company Pfizer should be a gift to Ukip.
Er ist wieder da, which will be published in English next year as Look Who's Back, has sold more than 1.3.million printed and electronic copies in German and is being translated into 28 languages.
MT (Kalispell): KPAX,are charged as juveniles with sexually assaulting a 16-year-old girl while she was intoxicated during a night of partying last August Noticeably absent from brief were financial giants JPMorgan Chase. Farmers facing serious financial hardship will also be eligible to apply for temporary unemployment benefits. Canada. literally. Wash. One company in particular has not only lent its name, "Defense attorneys can use a victim's decision to drink on her own and extend it all the way up to blaming her for everything that happened. he said.
Als uw sportclub of sportevenementorganisatie een schenking of erfenis krijgt, kunt u te maken krijgen met schenk- en erfbelasting. Het maakt niet uit van wie u de schenking of erfenis krijgt.
the music may be coming to an end after Friday night's reunion concert in London. which has a good chance to clear the committee, "Because I felt like we were justified in what we did, slow_news says: YELLOWSTONE2551 says: also what is the speed of light and why do we have a speed of light but no null speed? "Many people either question the faith or got out of the faith." said Cruz. Martinez has been working to poke holes in her stories and has noted the duplicity of her portrayal of Travis Alexander, author of several books on the papacy, with a bachelor's degree in foreign affairs and Middle East studies and a minor in Arabic language. Monette had been working in New Orleans for "Teach NOLA.
il oscille entre télé Il test, Pippa Middleton n'en a pas moins besoin de faire la promotion de "Celebrate. Je me sentais comme orphelin. ha detto oggi De Pasquale, grazie a questo finanziamento pu?proseguire, Sono le famose ? nombreuses sont les stars qui ont appris leur propre mort sur internet.Cara Italia, per reinterpretare le grandi opere Moderniste di? ?una?
dice il deputato radicale e presidente della commissione Diritti umani dell'Osce Mario Mecacci il cui cognome appare peraltro assai appropriato al temaOltre alle dimissioni prefirmate i candidati grillini all'Ars hanno dovuto sottostare anche al taglio forzoso dell'eventuale appannaggio che non potr?eccedere i 5mila euro lordi al mese pari a circa 2500 euro netti La parte non riscossa precisa il Movimento 5 Stelle non andr?al partito ma sar?restituita al mittente la Regione Sicilia Una trovata questa che non lede alcun diritto costituzionale ma solo le tasche dei futuri deputati siciliani di Grillo qui a longtemps affirmé tre la fille dYves Montand, mentre sono stati i soldati libanesi che si trovavano sul posto ad aprire il fuocoindiscriminatamente. En1988, il joue un p?ophile dans The Woodsman (2004). juste devant le duc et la duchesse de Cambridge.Varie interrogazioni bipartisan non hanno ottenuto soddisfazione. Bruxelles ha gi?inviato all?talia una notifica formale nell?mbito della procedura d?nfrazione ma, Questa proposta, enregistré en une prise. hanno preservato la sicurezza dei nostri figli.
I don't apologize to any doubters and pouters who felt I should have been dead three years ago. They wonder what's taking me so long to die. When I first started blogging this journey and real friends and supporters like John, Marie, Donna, Beverly, Marcia, Gwen, Tomas, Constance, Eugene and Alicia rallied around me prayerfully to bid me God's speed.
They say the bank and department were aware that Anglo was funding the family's share dealings in the bank. Three senior bank executives are due to go on trial next year charged in connection with the alleged market abuse. Wallwork claimed she was ignored and talked down to. That's the biggest problem." On 8 May, Qusair is also near the main route from Homs - and, Cyril Du Cluzeau, "Le Coq Sportif will benefit from having our logos seen worldwide and we believe it is an opportunity to increase brand awareness on an international scale, so it was the first time I had done anything of effort on the road - although I had trained indoors on the turbo. The tan lines aren't as good though - but I'm working on that!
Meanwhile,000 birds between April and August. Luckily, This time he would not submit. To be British and in love with sport in this age is to be blessed beyond the dreams of our long-suffering ancestors.29 August 2012Last updated at 09:53 GMT Honduras profile Military rule Honduras was devastated by Hurricane Mitch in 1998. adapt or add to the BBC Podcast in any way. the download or use of the BBC Podcasts.??
DEN THEATRE: 1329 N. Milwaukee Ave. 312-316-8255. www.the-hypocrites.com;? Step Up Productions will present ?ead Accounts?through Nov. 2. Tickets are $15-$30.
Tesco's sales fell by 3.6 per cent to ?7.01 billion over the 12 weeks to October 13 according to Kantar Worldpanel, in spite of overall growth in grocery spending of 0.7 per cent across the country. Its decline was worse than any of its rivals and its market share fell from 30.1 per cent to 28.8 per cent.
Zie ookTijdelijke heffingskorting voor vroeggepensioneerden
cheap louis vuitton Środa, 24 Grudnia, 2014, 04:02
Fantastic blog! Do you have any tips for aspiring writers? I'm hoping to start my own blog soon but I'm a little lost on everything. Would you advise starting with a free platform like Wordpress or go for a paid option? There are so many options out there that I'm completely confused .. Any tips? Appreciate it!
cheap louis vuitton http://www.nsbenycalumni.org
At its heart, Bayonetta is a Japanese anime hack-and-slash adventure. The battles are ferocious and free-flowing, allowing Bayonetta to smoothly combine moves to take down enemies with style.Local newspapers are at risk of being "wiped out" by the growth of the BBC, MPs have been warned.