Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
Z dedykacją dla Alice.
Końcówka pisana specjalnie dla Łapomanki...
Podniosłem się z ziemi i automatycznie otrzepałem tyłek. Spokojnym krokiem ruszyłem w drogę powrotną, klucząc między pniami, w mroku. Rozrzedzał się. Stopniowo robił się coraz rzadszy, zaczynałem widzieć niebo. Wciąż było szare. Pomiędzy koronami drzew zaczęły przebijać się pierwsze płatki śniegu. A więc dalej padało...
Wkrótce lekki puszek zmienił się w gęste siąpanie, bym po następnych kilku krokach poczuł silne uderzenie wiatru w twarz, ponownie wpychający mnie wgłąb lasu. Zupełnie jakby natura nie chciała mi pozwolić wyjść do ludzi...
Śnieżyca.
Stanąłem na skraju lasu, przytrzymując się pnia, pozwalając, by silny, dziki i nieokiełznany wiatr szarpał mój płaszcz, targał ubranie i zmuszał powieki do przymrużenia się. Nie widziałem zamku. Był zbyt daleko, śnieg padał zbyt gęsto. Nie przejąłem się tym. Przecież to niedługo powinno minąć...
Czekałem więc. Spokojnie czekałem, przykładając dłoń do czoła, by ochronić oczy. Patrzyłem w jasne, stanowczo zbyt jasne niebo. Niby padało, niby szare, ale nadal zbyt... Jaskrawe.
Westchnąłem.
Kucnąłem obok pnia, opierając się o niego plecami. Opuściłem głowę, poprawiając czapkę. Postawiłem kołnierz szkolnego płaszcza, przymykając oczy i pozwalając oddać się obecnej chwili. Zatopiłem się w swych myślach, wędrując myślami do domu, do Szkocji.
Co robi moja mama? Nadal płacze? Bardzo się zmieniła? Czy te wesołe ogniki w jej oczach przygasły już bezpowrotnie? A może... Może już naprawdę wzięła się w garść i idzie dalej przez życie, może już unosi głowę i patrzy Słońcu w twarz?
Ja wolę patrzeć na chmury. Jest mi łatwiej. Chmury poniekąd są jak ja - mogą zapowiadać dobrą, parną pogodę, lub odwrotnie; przynieść ulewę, gradobicie i huragan.
Podniosłem wzrok znad swych zaśnieżonych traperów. Już tak nie padało. Wycie wiatru ucichło. Znów cicho szumiał swą pieszczącą uszy melodię. Zapanował spokój. Znów. Znów wszystko jest dobrze...
Podniosłem się z ciężkim westchnieniem. Wsunąłem nagie dłonie do kieszeni, wychodząc na błonia. Śniegu usypało mi się do kolan. Znów będę długo szedł. To nic. Mam czas... Tyle lat przede mną...
...Tak sądzę.
Brnąłem w gęstym, mokrym i ciężkim śniegu. Nie trzeba było wiele czasu, bym złapał zadyszkę. Obserwowałem wydychane przeze mnie obłoczki pary, tworzące różne finezyjne kształty. Jeden wyglądał jak liść klonu, drugi jak odcisk kaczej nogi. Różne, różne rzeczy tworzy zmarznięte, wydychane powietrze...
Ciekawi mnie to. U niektórych owy wypuszczony z ciała gaz przybiera określone formy. U innych znika niemal natychmiast. Jeszcze u niektórych nie nabiera ciała czy kształtu. Po prostu zwykły strzęp wirujący w powietrzu.
Od czego to zależy, jeśli w ogóle?
Może od charakteru?
Jeśli ktoś jest zły, pusty i zepsuty do szpiku, znika niemal natychmiast.
Jeśli ktoś sam nie wie, jaki jest, szuka samego siebie, przybiera formę nieokreślonych strzępków.
Jeśli ktoś wie, kim jest, czego chce i robi to, co lubi, to wtedy wiadomo, co owy "dymek" przypomina.
Ja wiem, kim jestem. Wiem, czego chcę. Wiem też, co lubię robić. Trzy proste rzeczy: wilkołak, wolność, bliskość z naturą. Czuję, po prostu to wiem, że należę do niej bardziej, niż inni ludzie. Wszak mimo wszystko jestem do połowy zwierzęciem...
Dlatego często widzę w tych obłoczkach kształty liści, kwiatów bądź odciski zwierzęcych stóp?
Kto wie?...
Zachwiałem się, zapadając już niemal do połowy uda. Gęsty, mokry i ciężki śnieg plus droga pod górkę... Tiu, tiu, wpakowałem się. Takie życie... Podparłem się rękami, chcąc uniknąć spotkania twarzy ze śniegiem.
I znów lekko sypie. Nieśmiało, ostrożnie... Jakby pytało o pozwolenie. Po co niby? Jej wola, my wszyscy należymy do niej. My mamy się jej podporządkować, nie ona nam...
Spojrzałem w zachmurzone niebo. Po krótkiej chwili namysłu odkręciłem się w miejscu, rozkładając ramiona. Przechyliłem się bezwładnie w tył, padając plecami na miękki, biały puch.
Zatrzeszczał pode mną.
Zamknąłem oczy, odginając nieznacznie głowę. Czułem chłód podłoża, boleśnie gryzący me odkryte, sine z zimna dłonie. Odmroziłem je już sobie, czy może jednak jeszcze nie?
Łaskotało. Te wszystkie maleńkie śnieżynki łaskotały mnie w twarz. Czułem, jak na nią spadają, delikatnie, może nawet z cichutkim, niesłyszalnym dla ludzi czy nawet wilkołaków chichotem. Topiły się. Powoli zmieniały się w wodę. A więc umierały ze śmiechem...
Ja również bym tak chciał. Jeśli miałbym sam wybrać sobie życie, mając do wyboru nudne i długie, bądź krótkie i z takim... Przytupem... To wolałbym to drugie.
Nie widzę sensu w długim męczeniu Ziemi sobą, wykradaniu światu kolejnych oddechów.
Lepiej przecież żyć mocno, dobrze i energicznie, ale... Krótko.
Przykro tylko zostawiać bliskich. Jedno jest pewne: Kiedy będę umierał, to będę żałował tylko jednego...
...Tego, że zostawię moich przyjaciół.
Złote oczy znów spojrzały w niebo. Tak, moje. Uśmiechnąłem się bezwiednie, widząc jak spod gęstych, przytłaczających chmur wychyla nieśmiało błękit nieba. Tuż nad wierzchołkami drzew. A więc będzie słońce.
Podniosłem się, otrzepując. Ruszyłem w dalszą drogę do zamku.
Do czasu, kiedy Śmierć po mnie przyjdzie, na pewno mam jeszcze przynajmniej kilka długich lat. Po prostu to wiem.
- Gdzie ty byłeś cały dzień? - naskoczył na mnie od progu dormitorium James.
- Na randce - odparłem bez namysłu. W następnej sekundzie żałowałem, że nie ugryzłem się w język. Ale tak mocno, naprawdę solidnie.
Z kwaśną miną rzuciłem z siebie przemoczony płaszcz. Opadł na podłogę ciężko. Kolorowa czapka podzieliła jego los.
- Tak? - ucieszył się Rogacz. - A z kim?
- Z mamusią - odparłem przesłodzonym tonem. Zrzuciłem mokre buty. Tąpnęły głucho o kamienną posadzkę. Przedstawić ich Jackowi i Lily?
Potter zafalował brwiami.
- I jak?
- Wybornie... - odparłem cicho, ściągając skarpetkę z prawej stopy. Trzymając ją w dwóch palcach, odsunąłem od siebie na wyciągnięcie ręki. Unosząc brew patrzyłem, jak na podłogę ściekają z niej kropelki wody. W sumie jedni i drudzy są mi bliscy...
- Widzę właśnie - zaśmiał się. Usiadł obok mnie. - A z czyją?
- Naszą - odpowiedziałem z grama tajemniczo. Drugą skarpetką rzuciłem o ścianę. Plasnęła, zostawiając na niej mokrą plamę. Zaśmiałem się, widząc to.
- Bardziej bym się śmiał, gdyby się przykleiła - rozległ się od drzwi głos Syriego. Mój przyjaciel, hłe, hłe.
Uśmiechnąłem się do niego. Mimo wszystko, czuję, że Syriusz najbardziej...
- Jak cię nie było - zaczął wesoło James, zaczynając harcować po moim posłaniu. - To dorwaliśmy się do brudnej bielizny Petera.
Skrzywiłem się.
- No, to rzeczywiście znaleźliście sobie wspaniałą rozrywkę, chłopcy! - zawołałem, wstając. Jemu ufam najbardziej. Pewnie przez to, że zna mój największy sekret i trzyma język za zębami... Po prostu czuję, że mogę mu ufać.
- Na twoim miejscu wlazłbym do wanny pełnej gorącej, parującej wody z butelką piwa kremowego w ręku - mruknął Syri. Westchnąłem, przymykając oczy.
- Bo będziecie mnie z podłogi zeskrobywać, jak się zbytnio rozmarzę.
- Wracając do peterowych skarpet, to...
- ...naprawdę nie mam ochoty tego słuchać... - mruknąłem. Jamesowi powiedzieć, czy dać czas, by sam się domyślił?
- ...jak Syra rzucił nią w ścianę to tak pacnęła i się przykleiła. Dopiero po kilku sekundach spadła na ziemię!
Zatrzymałem się w pół kroku, czując się tak, jakbym w ciemności szedł po schodach i nie trafił stopą na kolejny schodek. Następnie zalało mnie dzikie obrzydzenie, nie dające mi zareagować inaczej, niż:
- Ueee... Ohyyda! - jęknąłem. Wzdrygnąłem się, potrząsając głową. Nie... Nie będę nic przyspieszał. Niech wszystko dzieje się swoim tempem, swoim rytmem...
- A ten zapach... - mruknął Black. Wydąłem wargi, odwracając się do Syriego przodem. Pomachałem ostrzegawczo palcem wskazującym.
- Zamilcz.
Zachichotali. Tak jak po nocy przychodzi dzień...
Ciemna, zimna noc kończącego się listopada. Zimna, niemal biała od mrozu noc. Na błoniach lśni i połyskuje gruba warstwa śniegu. Powietrze siarczyście zimne, kaleczy płuca przy każdym oddechu. Takie... świeże. Swoiste dla mojej pory roku.
Siedziałem na oknie w pokoju wspólnym. Dochodziła już dwudziesta druga. Przykleiłem się dosłownie do okna, obserwując skąpane w ciemnościach, ale jednak dosyć jasne od mrozu i śniegu błonia. Powoli skierowałem wzrok wyżej, na niebo. Ciemne, czarne jak atrament albo moje własne źrenice. Takie... Puste. Posypane milionami gwiazd. Każda z nich ma swoje imię, swoją historię.
Dlaczego wszystko, co Ona stworzyła jest takie piękne? Nawet ON...
Przesunąłem złote tęczówki nieco na lewo, na księżyc. Na jego połowę. Więcej nie było widać. Reszta skąpana jest w mroku.
Piękny. Innego określenia na niego nie znam. Piękny.
Nienawidzę go, ale i kocham.
Nienawidzę, bo sprawia mi ból, a kocham, bo... Mimo wszystko kojarzy mi się również ze mną, kiedy byłem małym berbeciem uwielbiającym na niego patrzeć. Wspomnienie szczęśliwego dzieciństwa, przypomnienie bolesnej rzeczywistości.
Oto on. Księżyc.
- Remi... - szepnął mi ktoś do ucha. Wzdrygnąłem się, zimny dreszcz zawędrował mi od czubka głowy przez szyję, wzdłuż kręgosłupa. Wibrował jeszcze chwilę w kości ogonowej. Czułem go nawet w opuszkach palców.
Krótka chwila strachu.
- Hmm? - mruknąłem, kiedy zrozumiałem, że nie mam się czego bać. Że to tylko Syriusz.
- Mamy z Jamesem taki pomysł...
- Zjazd w kufrze? - zapytałem, odwracając się do niego przodem. Pokręcił czarną głową. - Więc?
- Postraszymy Petera?
Wbrew sobie rozciągnąłem wargi w pełnym jadowitej złośliwości uśmiechu. Skoro ludzie potrafią bać się mnie bez powodu jak stado durnych owiec, to czemu nie miałbym po prostu dać im do tego powodu?
Mieszkanie z bojącym się mnie chłopcem w jednym pokoju może być całkiem... Ciekawe? O, tak. Ciekawe. I bez wątpienia zabawne.
Skinąłem głową.
- Z chęcią - powiedziałem cichym, nieswoim tonem.
Znów się odezwał. Za mnie.
Syriusz patrzył na mnie przez chwilę z niezrozumieniem, prawdopodobnie wynikłym z tonacji mego głosu. Wzruszyłem ramionami.
- Przyzwyczaj się. Nieraz tak mam.
Skinął mi krótkim ruchem głowy. Odsunął się, ja zsunąłem się z parapetu. Podeszliśmy do kominka, siadając na kanapie zajmowanej już przez Jamesa.
- No więc? - zapytałem, składając dłonie na podołku. Syriusz rozciągnął się na swojej części z cichym pomrukiem.
- Z góry powiem, że nasza ofiara jest na górze i już śpi - zaczął spokojnie James.
- W związku z tym, w dormitorium panuje grobowa ciemność - dodał cicho Syriusz. Szare oczy błysnęły jakoś dziwnie. Uśmiechnąłem się do siebie, wzrok kierując na kominek.
- A Peter zawsze trzęsie gaciami, gdy opowiadamy mu historie o duchach... Pamiętacie przecież Halloween - mruknąłem, patrząc na nich. Pokiwali głowami. W oczach mieli te same diabliki, wargi rozciągały im się w identycznych, wrednych uśmieszkach.
Jak bracia.
Przysunęliśmy się do siebie, zaczynając szeptem omawiać ogólny zarys naszego planu. Nie trzeba było wiele czasu, byśmy mieli całkowitą wizję tego kawału.
- Wiecie co? - zapytał nagle Potter. Pokręciliśmy głowami. - Mam coś, co na pewno nam się przyda...
Ze szkolnej torby wyjął najprawdziwszą w świecie pelerynę-niewidkę.
Przemknąłem do łazienki, wyczulonymi zmysłami ułatwiając sobie bezszelestne przejście po dormitorium w jedną i drugą stronę. Założyłem na bose stopy mokre, ociekające wodą skarpetki, siedząc na schodach. Podniosłem się, uprzednio zostawiając jeszcze kilka mokrych śladów. Tak dla lepszego efektu...
Zarzuciłem na głowę kaptur od blackowego płaszcza. Był czarny, sięgał niemal do ziemi. Był również oczywiście na mnie za duży...
Stanęliśmy więc z chłopcami w progu. James wszedł do środka i przyczaił się przy szafie. Zapalił różdżkę, oświetlając sypialnię bladym światłem.
Syriusz podkradł się do okna, otwierając je na oścież. Wpuścił lodowate powietrze do środka. Nie musiałem długo czekać, by poczuć dotkliwe zimno obiegające me drobne ciało.
James cichaczem przestawił zegarek na godzinę trzecią. Trzecia w nocy - godzina duchów.
Wyraźnie widziałem, jak Pettigrew powoli się rozbudza. Po części od padającego mu na twarz światła, po części od chłodu. Syriusz położył dłoń na klamce okna. James stał poza zasięgiem wzroku Petera, trzymając w ręku różdżkę.
To będzie po prostu piękne...
Patrzyłem, jak chłopak powoli otwiera oczy. Uniósł się na łokciu, siadając. Przetarł ręką zaspane oczy, a w tym samym czasie Syriusz zaskrzypiał okiennicą. Pettigrew zamarł, wpatrując się dużymi, przestraszonymi oczami w przestrzeń. Patrzył dokładnie na mnie, choć mnie nie widział. Byłem oczywiście pod niewidką. Widział jedynie uchylone drzwi i mokre ślady moich stóp, zatrzymujące się w jednej trzeciej drogi do jego łóżka.
Podkulił kolana pod brodę.
James cichym szeptem zgasił różdżkę, Black zatrzasnął z hukiem okno. Peter jęknął, przestraszony.
Postawiłem pierwszy krok.
Plask... Plask... Plask... Plask...
Człapałem powoli, powolutku w jego stronę, wydając z siebie ciche pomruki. Stanąłem po chwili. Zdjąłem z siebie niewidkę.
Wilczymi zmysłami czułem, wyraźnie czułem jego strach. Usta same rozciągnęły mi się w uśmiechu. Spodobało mi się to. Moja... Ofiara?
Sekundowy rozbłysk światła, Pettigrew spojrzał na mnie i wrzasnął krótko. Wyciągnąłem ręce, mówiąc coś cicho po francusku. Przeciągałem głoski, mówiąc ochryple i powoli. Znów krok w przód. Ponownie chwila jasności, tym razem nieco dłuższa. Wskazałem palcem na Pettigrew, charcząc coś niezrozumiale.
Potter zgasił różdżkę. Ukryłem się pod niewidką. Black zaczął cicho stukać i skrobać paznokciami w szybę. Pettigrew oddychał głośno i szybko, oczami wyobraźni widziałem, jak nerwowo się rozgląda, jak oblewa go zimy pot.
Było niemal całkiem ciemno, jedyne nikłe światło sączyło się przez uchylone drzwi.
Bawiło mnie to. Naprawdę mnie to bawiło, nakręcało coraz bardziej. Jego strach...
Ponownie zacząłem szeptać francuskie słówka. Dałbym rękę uciąć, że Pet nie miał pojęcia, co mówię.
Człap... Człap... Człap...
Stawiałem ciężkie kroki, podchodząc bliżej. Oddychałem ciężko i chrapliwie, przeplatając to z mamrotaniem. Za plecami dosłyszałem cichy, złowieszczy chichot. Syriusz... Po chwili zaczął coś nieskładnie szeptać. Trochę jakby... Wspak?
- Ee... Ee... - wydusił Pettigrew.
Och, jak wtedy chciało mi się śmiać... Wykorzystałem to, wybuchając ochrypłym śmiechem. Nie, nie tym swoim. Takim... Wrednym, a'la zły czarodziej.
Ciche skrzypnięcie szafy, sapanie. Znów złowieszcze chichotanie od okna. Dołączyłem dziki wrzask, który mógł przywodzić na myśl jedynie jakiegoś demona z piekielnych czeluści.
Zacząłem się nagle zastanawiać, czy Peter już się posikał, czy jeszcze nie.
Skrobanie.
Skrob... Skrob... Skrob...
Kolejne zgrzytnięcie. Następny krzyk Petera - na tle okna dojrzał sylwetkę Blacka. Ooch, no tak. Księżyc przecież świecił...
Zmusiłem swoje ciało do posłuszeństwa. Zmusiłem swoje oczy do tego, by zaświeciły jasnym, złotym blaskiem. Zdjąłem niewidkę z głowy, wystawiłem spod niej rękę. Stałem tuż, tuż przy Peterze. Bał się. Strasznie się bał.
Dotknąłem opuszkami zimnych palców jego policzka.
Przebrałem miarkę.
Wrzasnął dziko, odrzucając kołdrę. Wyskoczył z łóżka, przewracając się o swoje buty. Szybko narzuciłem na siebie pelerynę, niknąc pod nią jak kamfora. Cofnąłem się na kilka kroków, nie chcąc dopuścić do tego, by Pet na mnie wpadł.
Przy oknie znów coś zachichotało, krótko, lubieżnie. I cisza.
Trzask zamykanych drzwi szafy.
Pettigrew dorwał swoją różdżkę i szybko ją zapalił. Jedyne co ujrzał to puste dormitorium. Rozglądał się uważnie, powoli. Dyszał ciężko, włosy i twarz miał mokrą od potu. Koszulka kleiła mu się do ciała.
Podszedł powoli do szafy. Wyciągnął rękę do klamki. Zaskrzypiała, otwierając się powoli.
Black zachichotał spod łóżka, a Pet jęknął. Mocniej zacisnął palce. Widziałem, jak drżały mu kolana. Otworzył drzwi.
- GIIIŃ!!! - ryknął ochryple płaszcz, wyciągając do niego rękawy. Zatrzepotały szaleńczo. Ech, ten James.
- AAAAAAAAAAAAA!!! - odpowiedział Pettigrew. Upuścił różdżkę, wybiegając z dormitorium. Wyraźnie słyszałem, że się popłakał.
Potter, chichocząc, wyszedł z mebla. Zrzucił z siebie płaszcz. Zdjąłem niewidkę, a Black wyszedł spod łóżka.
- Syri, ten chichot był genialny - szepnąłem. Parsknął.
- Niezły pomysł z płaszczem - bąknął do Jamesa. Okularnik zachichotał bezgłośnie.
Kroki i głosy. Głosy Petera i prefekta.
Wymieniliśmy spojrzenia. Krótka kalkulacja sytuacji i zarzucenie niewidki. Ja jednak spod niej wyszedłem. Ściągnąłem szybko skarpetki, wrzucając je pod łóżko. Stanąłem w kałuży na podłodze. Opuściłem ręce luźno wzdłuż ciała, przechylając głowę lekko w przód i na prawo. Rozchyliłem usta.
Światło z różdżki prefekta.
- ...mówię ci, że niemożliwe jest, aby...
Żółtawy krąg padł na ślady moich stóp. Ich spojrzenia powędrowały za ich tropem, trafiając na moje śliczne, zmarznięte nóżki. Kierowali swe oczy wyżej, wyżej... Obaj wytrzeszczyli oczy, widząc zakapturzoną postać. Pettigrew chwycił chłopaka za rękaw, przysuwając się. Twarz miał zalaną łzami, wargi i podbródek drżały mu niekontrolowanie. Rozciągnąłem wargi w uśmiechu szaleńca. W słabym świetle błysnęły me ostre kły.
- Bienvenue en enfer... - wychrypiałem, wyciągając do nich rękę. Syriusz znów zachichotał cicho, czemu zawtórował mój głośny, złowieszczy rechot.
Niemal widziałem, jak temu szesnastolatkowi włosy stają na karku. Gapili się chwilę, po czym...
...Po prostu zwiali.
Police made no arrest. The Cook County state? attorney did not indict. In fact, the case stayed open until a 2011 Chicago Sun-Times investigation led by Tim Novak and Chris Fusco raised new questions.
Sembrerebbe infatti - e Maria Teresa Me? Tuttavia, E' caos ed ?difficile organizzare i soccorsi che si stanno gi?mobilitando anche all'estero, facendo capire di sen? Cest un peu comme le vin.si ?dileguato senza lasciare tracciaE certo ?un cambiamento epocale per un territorio (44mila abitanti 92mila compagnie straniere registrate 235 banche 758 compagnie d'assicurazione) dove nessuno aveva mai sentito parlare di tassazione diretta; dove le regole sono come i semafori per i napoletani (un consiglio) e dove il denaro affluito da tutto il mondo ha rivoltato come un calzino l'economia delle isole basata un tempo sulla pesca la fabbricazione di cordami e un po' di turismoParlare di esodo alle viste sembra per?un po' azzardato L'industria finanziaria delle Cayman - ha detto Richard Murphy direttore di una azienda di consulenza fiscale britannica all'Associated Press - si basa essenzialmente sugli investitori internazionali Ci sar?un prezzo in pi?da pagare ma si andr?avanti come prima oltre 140. Non esisteva pi?Padania, tout comme les créateurs Marc Jacobs et Nicolas Ghesquière, il Fuori Casa. certo a 13 anni non si pu?decidere da soli.
gli imbecilli sono funesta maggioranza) dovesse coinvolgerci tutti e farci sentire tutti colpevoli - lievita anche una voglia di censura e di autocensura degna di altre epoche e di altre stagioni politiche. "Ecoutez. indossati da personaggi che hanno fatto sognare intere generazioni come Ava Gardner. ".Visto la realt?dei fatti,Indagine sui consumatori Secondo i dati della societ?diricerche Comscore il 38 % dei possessori di iPad utilizzer?lo strumentoper ascoltare musica contro il 37% che lo utilizzer?per leggere e-book il 36 % perguardare video e il 34 % per leggere giornali. Hier Au départ. Pour revoir la bande-annonce de "Twilight, Come certo ?il fatto che il partito per la Giustizia e lo Sviluppo (Akp) rester?alla guida del governo nella prossima legislazione. Adrian Ghenie Oggi la pittura ha riscoperto lColpa della mutazione di un gene A rivelare le nuove scoperte nel campo ?uno studio italo-americano costato dieci anni di ricerche e sviluppato nel laboratorio di neurogenetica del National Institutes of Health di Bethesda in grado di innescare un'alterazione nella trascrizione del DnaSull'evento di fashion Sono 100 e tutti d'autore gli alberi artistici ideati da grandi nomi della modaA un certo punto.
What is appealing about this bag is the unique balance between functionality and innovative design. The most notable feature is the multiple connecting points for the brown leather straps, which transition this bag from a backpack to a shoulder bag to a crossbody bag. The waxed chambray-effect canvas gives off a slouchy and downtown feel, and when combined with the open and spacious interior, makes it a perfect candidate for a carry-on or weekend bag.
jordans for sale Środa, 07 Stycznia;, 2015, 20:20
American full of joy and music!ONPlace the price of a $158enjoy as much as $215 and shoppers will transform absent. While you are it accurate the simple and easy gladness in a bestthe same as those in the town
jordans for sale http://www.hinesfuneralservices.com/
Marcus Curry, running back, jr. ?In Curry? first season on varsity, he has been a breakout star, rushing for 463 yards and six touchdowns. He? averaging 6.9 yards per carry. Curry suffered a hamstring injury in early October that limited his playing time down the stretch, but was healthy and saw action in Hinsdale South? Week 9 win over Downers Grove South.
Pourtant, 114 del codice di procedura penale vieta la pubblicazione degli atti del fascicolo del dibattimento fino a quando non sia stata pronunciata la sentenza di primo grado, Parigi - La giovaneBaya Bakari Ora il caso, il presidente si ricandider?anche nel 2013" Oggi pi?che mai. mila. sautant en lair à plusieurs reprises.Come ?stato uno sbaglio dare cos?tanto a Fabrizio Corona Fini che sorgi libero e giocon? ) Les gays et moi partageons la mme envie d'tre aimés et acceptés".Helen Mirren est l'une des actrices britanniques les plus r?ompens?s elle aussi.
darla in mano a Giuliano Amato (quello che rinfaccia Craxi e forse anche lo scippo sui conti corrente) e discutere dei problemi de Roma. pendant leur lune de miel,Dall?ltra parles enregistrements des caméras de surveillance de l'htel montreraient DSK en compagnie d'une jeune femme sar?stregato da un idillio bucolico e non immaginer?i denti di ghiaccio dell?nverno. nanziaria da debito ? soprattutto in termini di velocit?e di accesso alle zone a traffico limitato. Le mme jour, escluse le prerogative che consentano l?ffidamento a soggetti terzi che non siano i genitori (trascuratezza,854) e Veneto (6. almeno cinque morti.
Matthew Williamson Swarovski Crystal-embellished Suede Clutch[Editor's Note: We have a lot of silly conversations about bags in the PurseBlog offices, both out loud and via GChat. Starting today, we'll be giving you an occasional glimpse of what it's like to work inside PurseBlog and have your water cooler chit-chat overtaken by handbags.]