Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
Tekst ostatniej piosenki może być trochę... Bez sensu?... Bo to ja ją tłumaczyłam. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie do jej treści.
Dzisiaj do domu.
- Wiecie co? - zagadnął Black, kiedy siedzieliśmy na obiedzie.
- Mm? - odmruknąłem, mając łyżkę zupy w ustach. Ponownie władowałem ją do srebrnego naczynia, z nudów międląc językiem to, co przed chwilą z nieszczęsnej łychy zgarnąłem.
Syriusz przybrał zamyśloną minę, machając lekko widelcem.
- Wstaję, patrzę: oczu nie mam.
Ryknąłem śmiechem, wypluwając wszystko, co miałem w buzi na siedzącego przede mną Petera. Chłopak wzdrygnął się, kiedy poczuł na sobie danie wymieszane z moją śliną. Oparłem czoło na stole, nie mogąc pohamować radości.
- Kurczę, uważaj trochę...
- Wybacz! - wystękałem, kiedy udało mi się na chwilę opanować śmiech. Podniosłem głowę, z trudem milknąc na chwilę. Pettigrew uśmiechnął się do mnie lekko, najwyraźniej się nie gniewając. Odwzajemniłem gest, co skończyło się tym, że znowu było mnie słychać w całej sali.
- Chłopaki, włączcie radio! - jęknąłem, kiedy byliśmy już w dormitorium. Rzuciłem się do szafki nocnej po żelki, po drodze omal nie zaliczając gleby przez gacie Petera, rzucone na mej drodze.
Dosłownie byłem na głodzie.
James doskoczył do dość sporego, drewnianego odbiornika i przekręcił gałkę, włączając go. Ani razu nie zmienialiśmy stacji - to była nasza wspólnie ulubiona.
- A teraz zapraszam na utwór Modern Talking "Jesteś moim sercem, jesteś moją duszą" - zapowiedział spiker.
Popatrzeliśmy po sobie. Pierwsze dźwięki utworu.
- Kocham to - bąknąłem z gębą wypchaną żelkami. Z trudem je przełknąłem, aż mnie zakuło w gardle.
Kuzyni skinęli głowami.
- Nie ty jeden - dodał Peter.
Wyszczerzyliśmy zęby, podchodząc do siebie z Syriuszem.
Jakoś tak mamy, że jak śpiewać, to we dwóch. Pewnie przez tą akademię w maju. Zdawać by się mogło, że od tamtego momentu minęły lata, a tak naprawdę ledwo pół roku.
Chwyciliśmy się za ręce, wcześniej je do siebie wyciągając. Zbliżyliśmy się, stykając ciałami. Starając się zachować powagę, obracaliśmy się w kółko, śpiewając:
Głęboko w moim sercu jest ogień, który pali.
Głęboko w moim sercu jest pożądanie, aby zacząć.
Umieram pochłonięty uczuciami,
To mój fantastyczny świat.
Ja żyję w moich, żyję w moich snach.
Odepchnął mnie, nie puszczając mojej dłoni. Z kretyńskim uśmieszkiem pozwoliłem się okręcić, nieznacznie przyginając głowę do piersi. Ponownie na siebie popatrzyliśmy, Syriusz zafalował brwiami.
- A teraz solo Blacka... - zapowiedział cicho James, siedząc na łóżku i kiwając się w rytm muzyki.
Czarny położył sobie rękę na piersi, drugą rozprostowując i lekko odginając od ciała. Podrygiwał przy tym w odpowiednim tempie. Spojrzał mi w oczy i zadeklarował śpiewnie:
Jesteś moim sercem, jesteś moją duszą,
Będę ją trzymał jaśniejąc, gdziekolwiek pójdę.
Jesteś moim sercem, jesteś moją duszą,
Zatrzymam Cię na zawsze, zostanę z Tobą.
W odpowiedzi pochyliłem się nieznacznie, rozkładając ramiona, pochylając głowę i przymykając oczy. Okręciłem się wokół własnej osi, kontynuując wykonanie piosenki.
Jesteś moim sercem, jesteś moją duszą,
Tak, czuję, że nasza miłość rośnie.
(Tutaj stanąłem wyprostowany i wyciągnąłem do niego rękę, po chwili zaciskając dłoń w pięść i przesuwając ją sobie po piersi w stronę brzucha, drugą rękę zginając w łokciu, opierając na boku i odchylając ją w tył, jednocześnie od pasa w górę lekko się pochylając.) Jesteś moim sercem, jesteś moją duszą,
To jedyna rzecz, którą wiem na pewno.
James i Peter śmiali się cicho, uniemożliwiając nam zachowanie powagi.
Black wykonał pantomimę gwałtownego trzaśnięcia drzwiami, po czym zrobił szybki piruet i spojrzał na mnie roziskrzonymi oczami. Jego prawa ręka poruszyła się tak, jakby czymś cisnął o ziemię.
Zamknijmy drzwi i uwierzmy w moje płonące serce,
Czując się dobrze, dalej, otwórz swoje serce.
Będę trzymał płonące świece.
Kiedy dochodził do linijki "Czując się dobrze (...)", nie mogąc powstrzymać uśmiechu, wygiąłem się lekko na lewo swoją górną połową, nogi bardziej zostawiając na prawej stronie. Zrobiłem "orzełka" z dłoni, przykładając je do piersi, po czym rozłożyłem szeroko ręce, jakbym chciał mu pokazać, że "otwieram swoje serce".
Syriusz kontynuował zmienionym głosem, starając się, by brzmiał jakby... Głębiej?
Doskoczył do mnie, chwytając mnie za ramiona i mocno do siebie przyciągając. Wtuliłem mu twarz w kołnierz, wplatając mu palce we włosy, uginając kolana tak, że musiał mnie przytrzymać, bym nie upadł.
Niech Twoje ciało stopnieje w moim.
Ja żyję w moich, żyje w moich snach.
Jesteś moim sercem, jesteś moją duszą,
Będę ją trzymał jaśniejąc, gdziekolwiek pójdę.
Jesteś moim sercem, jesteś moją duszą,
Zatrzymam Cię na zawsze, zostanę z Tobą.
Odsunęliśmy się, zginając ze śmiechu. Chwyciliśmy się jeszcze za ręce, by ukłonić Jamesowi i Peterowi, dziękując za obejrzenie naszego "występu". Oni w odpowiedzi zerwali się z miejsca, wskakując na łóżko i głośno klaszcząc. Potter wsunął go ust dwa palce i zaczął jeszcze gwizdać, co jeszcze bardziej nas rozbroiło.
Na nieokiełznany śmiech zmarnowaliśmy kolejne pięć minut z życia.
Nie przeszkadzało mi to. Wszak miałem się z nimi pożegnać na najbliższe prawie dwa tygodnie...
No i czekała mnie za kilka dni pełnia.
Chciałem się cieszyć, póki mogłem.
Nie wiedziałem przecież, co zastanę w domu.
* * *
Czasem myślę, że chcę
Potem znowu, że nie chcę
Czasem chcę tu zostać
Potem znowu chcę uciec
Potem znowu chcę tu zostać
Autentycznie te słowa piosenki "Czuję się tak źle" Presley'a zadudniły mi w głowie, kiedy wypadłem z kominka tego samego wieczora.
Bynajmniej nie dlatego, że było jakoś tragicznie.
Przeciwnie.
Zdjęcie ślubne rodziców wisiało w aż nazbyt widocznym miejscu. Wokół ogólny nieład, typowy dla porządków przedświątecznych, a w nosie wyraźnie poczułem zapach pieczeni skwierczącej w piekarniku.
Podniosłem się z podłogi, wygrzebując nogę spod kufra. Połowicznie chorując na zespół karpia, ogarnąłem wzrokiem wszystko raz jeszcze. Ściereczka do kurzu leżała na blacie szklanego stolika, a na nim mój ostatni, otwarty list. Poduszki z kanapy leżały sfatygowane na kupce, dywan odpoczywał zwinięty w rulon pod ścianą. Mama pewnie chciała myć podłogę... Więcej nie zdołałem zobaczyć:
- Remus! Kochanie, już jesteś!
Następnie zostałem niemal zmiażdżony w mocnym uścisku matki, która pojawiła się nie wiadomo skąd. Po pierwszych sekundach szoku, objąłem ją za plecy, starając się równie mocno odpowiedzieć na jej uścisk. Staliśmy tak kilka minut, podczas których mogłem napawać się tym kwiecistym zapachem, od którego byłem odcięty przez ostatnie miesiące. Bawiłem się bezwiednie sznureczkami od wiązania fartucha kuchennego, zawiązanego na plecach matki, chłonąc swoim drobnym ciałem jej ciepło, którego nigdy mi nie żałowała. Ba, dawała mi go nawet więcej, niż nieraz byłem w stanie przyjąć.
Tak naprawdę dopiero w tamtej chwili dotarło do mnie, jak bardzo za nią tęskniłem.
Wtuliłem nos w zagięcie przy jej szyi, jeszcze bardziej zacieśniając swe objęcia. Mój oddech stał się cięższy i urywany, z trudem nabierałem kolejne porcje powietrza.
Mama pogładziła mnie po głowie, jak zawsze całując w skroń.
Zapiekło mnie pod powiekami.
Jak ja mogłem nie chcieć wracać do domu?...
Zaczęła mnie delikatnie kołysać, naturalnie bezbłędnie odczytując to, że nagle się spiąłem i lekko drżałem. Łzy spłynęły mi z oczu. Nie przejąłem się tym zbytnio, bo zaraz i ja poczułem ciepłe krople na swoim ramieniu.
W kuchni zaczęło coś skwierczeć, jakby się przypalało.
- Mamo... Tam coś...
- Nie szkodzi, kochanie.
W końcu się odsunęliśmy. Odwróciła się i szybkim krokiem podeszła do kuchenki, ja krok w krok za nią.
- Uuuułah! - zawołała, unosząc pokrywkę garnka i dolewając do niego wody ze stojącej obok butelki. Zasyczało, zaskwierczało i buchnęły kłęby pary. Mama dodała więcej wody. - Mało brakowało!
Otarłem wierzchem dłoni policzki. Mama puknęła mnie drewnianą łychą w głowę.
- Hej! - burknąłem, patrząc jej w twarz. Zmieniła się... Była wyraźnie poważniejsza. Może nie tyle po uśmiechu, który mi posłała, o ile po wyrazie oczu.
- Jutro pójdziesz po choinkę, młody panie. - Pomachała mi łyżką przed twarzą. - A teraz zmykaj do piwnicy po grzyby i olej lniany. Wiesz, gdzie są.
Pokiwałem głową, odwracając się.
Więc może nie będzie tak źle, jak by się wydawało.
Wróciłem, niosąc dwa pęczki suszonych grzybów i buteleczkę oleju. Umieściłem to na blacie.
- Buzia - powiedziała obecna tu kobieta. Uchyliłem usta, pozwalając, by mama wsunęła mi do nich widelec ryby greckiej.
- Sól - mruknąłem, kiedy już przełknąłem.
Skinęła głową, sięgając po solniczkę. Stanąłem za nią, obejmując ją w pasie i znowu się przytulając.
Do końca dnia żadne z nas nie poruszyło tematu ojca. Sądziłem nawet, że wszystko już jest w porządku, że mama już się nie smuci z tego powodu i już normalnie żyje.
W nocy jednak się obudziłem, nie mogąc w żaden sposób znów zasnąć. Tylko się wierciłem, sapiąc i gapiąc się w sufit.
Jutro przecież ostatni dzień przed wigilią, trzeba rano wstać, iść po prezenty i choinkę. Wprawdzie ubierze się ją dopiero dwudziestego czwartego rano, ale u nas zawsze było tak, że stawiało się ją dzień wcześniej, aby w całym domu zdążyła się roznieść słodka woń igiełek młodego drzewka. A potem zapach cynamonu, sypany na pierniki...
No tak. Przecież będę musiał porobić ciacha!
No i nie zapytałem mamy, czy dziadkowie też będą... Pewnie tak. W tamtym roku my byliśmy u nich, więc w tym oni powinni być u nas...
Przekręciłem się na drugi bok, wtulając w Rikki'ego już nie plecami, ale twarzą.
Leżałem jeszcze jakiś czas.
- Nie no, tak, to nigdy nie zasnę... - sapnąłem w końcu, odrzucając kołdrę. Wsunąłem stopy w kapcie, narzuciłem szlafrok i powłócząc nogami, wyszedłem z pokoju. Przeszedłem przez krótki korytarzyk, wychodząc do pomieszczenia połączonego z kuchnią, pełniącego jednocześnie funkcję saloniku i jadalni. Mamrocząc pod nosem w kółko słowo: "Mleko...", dotarłem do lodówki. Owszem, mleko było.
Przelałem trochę do szklanki, ze szklanki do rondla, rondel na palnik, żeby podgrzać. Kiedy było gotowe, przelałem je ponownie do szklanki. Usiadłem przy stole, stawiając mleko na stole. Wlepiłem wzrok w kominek, na którym wciąż tlił się lekki płomień. Podszedłem bliżej, dokładając trzy kawałki drewna. Koło kominka zawsze leżało dziesięć belek. Zawsze.
Nie musiałem czekać długo, żeby na palenisku trzaskał ogień. Włączyłem radio i usiadłem więc na kanapie, podkulając nogi. Zrzuciłem kapcie i szlafrok, otulając się miękkim kocem. Objąłem dłońmi ciepły kubek, maczając wargi w jego zawartości. Uśmiechnąłem się lekko, zerkając w okno. Padał śnieg. Duże płatki śniegu opadały na parapet, stopniowo zalepiały szybę.
Szykują się więc święta niemal idealne.
Niemal...
W radiu grała piosenka "Jingle bell rock", którą doskonale znałem.
Melodia dzwonu kołysze i krąży
Śnieg usypuje buszle i zaprasza do zabawy
Teraz melodia zaczyna skok
Melodia dzwonu,
Melodia dzwonu,
Kołysząca melodia dzwonu
Melodia dzwonu, gong w czasie melodii dzwonu
Tańczący i chełpliwy w kwadracie melodii dzwonu
Na mroźnym powietrzu
O jasnym czasie, w odpowiednim czasie
Kołysać całą noc
Czas melodii dzwonu jest czasem nabrzmienia
Aby w czasie poślizgu konia ciągnącego sanie
Roztrzepana godzina, unieść nogi
Melodia wokół godziny
Miksować w melodii stóp
To jest melodia dzwonu
To jest melodia dzwonu
To jest kołysząca melodia dzwonu
Gapiłem się więc w ogień, bezwiednie nucąc owy utwór i raz po raz upijając kolejny łyk mleka.
Sam nie wiedziałem, kiedy zasnąłem.
Komentarze:
Daria Sobota, 10 Kwietnia, 2010, 21:42
Czemu taka krótka?
Ale chociaż krótka, bardzo fajna...
Piosenki też fajne
Ponurak Sobota, 10 Kwietnia, 2010, 21:53
Notka niesamowita...
Może i krótka ale jaki ma nastrój, po prostu nie do opisania. Puściłam sobie piosenkę "Jingle bell rock" i od razu wyobraziłam sobie tą scenę przy kominku... Masz wielki talent od opisywania osób, wydarzeń i odczuć bohaterów. Czekam na następną notkę.
Łapomanka Niedziela, 11 Kwietnia, 2010, 14:18
Można tłumaczyć, a ona i tak swoje... Mówiłam, że to nie zależy od tłumaczenia tylko od treści o, O i masz mnie słuchać, bo to ja mówię, ha!
Dobrze tak Peterowi... Nie lubię go... Phi...
Ou... ja też lubię piosenki Modern Talking... Są cudowne, w ogóle stare piosenki są cudowne, a nie to co teraz o, O... Występ Lunia i Łapy obłędny, sama chciałabym to zobaczyć... ech, marzenia...
Ale Lunio ma w domu fajnie... jest taka cudowna i miła atmosfera, dla mnie super... hi hi... a ojcem niech się słoneczko nie przejmuje... i tyle...
Doo ;) Niedziela, 11 Kwietnia, 2010, 22:22
Zgadzam się, stare piosenki są najlepsze. Te nowe nie dorastają im do pięt.
Przytulny obrazek, Remus na fotelu, ciepłe mleko, kominek, śnieg i Jingle bell rock...
Notka rzeczywiście krótka, ale nastrojowa. Fajny moment z Syriuszkiem i Remusem na początku.
No, to spadam spać, bo mi mama łeb urwie
Doo Niedziela, 18 Kwietnia, 2010, 10:30
Zapraszam Cię ponownie do Mary Ann. Nie dodałam nowej notki, ale pod starą dopisałam istotne zakończenie, więc jak chcesz, to możesz doczytać.