Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
Pierwotnie owy brunecik miał być tylko ich przyjacielem, ale wyszło, jak wyszło.
Ten wpis również krótki, no, ale, coś dodać wypadało. Następny na pewno będzie dłuższy.
Wiem, wiem. Tak się nie robi. Wiem, że nie wrzuca się pamiętnika na dno kufra pod stertę gaci, skarpetek i nie wiadomo jeszcze, czego innego.
Ale ja, przyznaje się, zrobiłem to. Och, jak mi za siebie wstyd...
Przyczyna jest prosta. Znów się zwyczajnie załamałem. Cholerne święta... Więcej nie wracam na nie do domu!
Dziś już normalnie jest kwiecień. Początek, piąty zaledwie.
Oficjalnie mogę już mówić, że mam dwanaście lat. Wiele się nie zmieniłem odkąd ostatni raz miałem pamiętnik w dłoni. No, może włosy urosły mi o jakiś centymetr. No i urosłem dwa.
Ha, ha. Mam już metr czterdzieści osiem. Wiem, bo kilka dni temu było coś na rodzaj... badań kontrolnych. Wiem więc, że jestem za niski i mam niedowagę. Ładnie, prawda?
Z tego też powodu, jestem pilnowany z tym, ile i czego jem. Pięknie, po prostu! Jakoś nie pomogły argumenty, że codziennie zjadam najmniej tabliczkę czekolady.
Przywalili mi jeszcze badania na cukrzycę. No i na anemię, bo podobno taki blady jestem.
Taki wściekły wyszedłem z tego skrzydła...
Syriusz przerasta mnie o pięć, James trzy, a Peter jeden. Nawet Pettigrew jest ode mnie wyższy! No myślałem, że rzucę się z mostu.
Z pierwszych klas to JA mam podobno największe problemy zdrowotne. Pielęgniarka z tą praktykantką urządziły mi jakiś kwadrans najmniej monologu na temat zdrowego trybu życia, odpowiednich posiłków oraz wartościowych produktów odżywczych. Pomnożyły mój wzrost w metrach, czyli 1.48 razy 1.48, otrzymując liczbę 2.1904. Następnie wzięły moją wagę (36kg) i podzieliły ją przez to, co wyszło im z mojego wzrostu. Wyszło 16.40, co według jakiejś skali BMI oznacza, że jestem wychudzony. Nikt mi nie broni jeść! Zresztą i tak przytyłem od momentu kończenia mugolskiej szkoły. Cały kilogram, normalnie. Gdybym nie przytył owego kilograma, był bym wygłodzony.
Kiedy to usłyszałem, nie byłem w stanie powstrzymać zarówno śmiechu, jak i swojej wyobraźni - zobaczyłem patyczaka z moją głową. Prawie się posikałem, tak się śmiałem.
A no właśnie. Przez lutowe wygłupy w śniegu przeziębiłem sobie pęcherz, czy co tam innego. Nie było mowy, żebym poszedł z tym do pielęgniarki. Nawet chciałem - przecież co dwudziestominutowe chodzenie do łazienki jest naprawdę uciążliwe - ale ostatecznie się zaparłem i powiedziałem, że nie, bo James zaczął gadać jakieś głupoty, że niby musiałbym u niej siągać majtki. No, przepraszam, ale nie! Nie chce mi się w to wierzyć, ale nie będę ryzykować...
Szarpię się więc z tym sikaniem już dłuższy czas, nie mogąc ani gwałtownie kichnąć, zaśmiać się czy kaszlnąć, bo mi "uleci". Katorga. Ale najgorsze w tym jest to, że przestaję czuć, na przykład, kiedy się śmieję, że się, powiem, wypróżniam. Stwierdzam to dopiero wtedy, kiedy zorientuję się, że mam mokre spodnie. A nawet kiedy to wyłapię, to nie mogę zatrzymać. No, może bym i dał radę, gdybym ścisnął w palcach zawartość spodni. Raczej to nie przejdzie, przy kimś ręki nie będę sobie wsadzać w krocze. Aż tak chory na głowę to nie jestem.
Ale do pielęgniarki i tak nie pójdę.
James nie ma skrupułów rozśmieszaniu mnie - owszem, chłopcy wiedzą o moim problemie - tak jak i Peter. Syriusz tylko kręci głową, ale nic nie mówi. Jestem mu za to wdzięczny - ognia nie dokłada, ale nazywania mnie "lejkiem" mu nie daruję.
Może przesadzam, ale wczoraj zwyczajnie się rozryczałem, kiedy nie zdążyłem z korytarza siódmego piętra do łazienki w dormitorium. Nie moja wina, mam już tego serdecznie dość.
Ostatnio wyrwało mi się moje pierwsze w życiu przekleństwo. Nic w stylu "szlag", czy "dupa" (to drugie dość często powtarzam, kiedy się zdenerwuję), tylko piękne, z akcentem na głoskę "r" słowo: kurw... I tak dalej. Chyba trzy minuty stałem z wytrzeszczonymi oczami, przyciskając dłonie do ust, a James, Peter, Syriusz i pewien Frank, również z Gryffindoru, tylko dwie klasy wzwyż, zaśmiewali się na całego.
Zabawne.
No i Peter oberwał przez łeb, kiedy stwierdził, że już można nazywać mnie mężczyzną. Śmie wałkoń wyrażać swe wątpliwości do mej płci, cholera... Blacka i tak nie pobije. Syri wszem i wobec ogłosił przy śniadaniu, że nie uwierzy, iż jestem chłopakiem, dopóki mnie nie pomaca. TAM.
Jego też uderzyłem.
W ogóle to polubiłem wyskakiwać z pięściami. Znaczy, polubiłem... To samo się robi. Ktoś powie coś, co mi się nie podoba - obrywa z garści. Gdziekolwiek, gdzie mi tylko ręka trafi. Ano i pierwszą bójkę w pojedynkę też mam już za sobą!
Pobiłem się z jakimś Ślizgonem z mojej klasy. Nawet nie pamiętam jego nazwiska... Na imię to ma chyba Serwus? Tak to przynajmniej brzmi.
Tak więc w skutek tego Lily się na mnie obraziła, "ciągnąc" za sobą Jacka.
Nie narzekam, przecież mam chłopaków.
Mam również chłopaka. Dosłownie. Ma on szesnaście lat. Jest on Puchonem. Bardzo szybko się... zaprzyjaźniliśmy. A poznałem go tak:
Staliśmy na schodach wejściowej sali całą czwórką (bo nagle zrobiło się nas czterech, nie trzech. Doszedł Peter.), śmiejąc zasadniczo z niczego.
Kiedy opanowałem lekki, tłumiony śmiech, rozejrzałem się bez większego zaciekawienia. No i wtedy go zobaczyłem.
Szedł w grupce znajomych, trzymając pod rękę jakąś wydekoltowaną dziewczynę (Fuj, tak swoją drogą.)
- Ugch, dziewczyny! - skrzywił się Potter, po czym potrząsnął energicznie głową.
- Czemu "ugch"? - zapytał Peter.
- Bo one są głupie! Ciągle by tylko skakały przez gumę i gadały o głupotach.
- Popieram - wtrąciłem pogodnie. - No, ale ładnie pachną... - stwierdziłem.
- Co? A my to co? - żachnął się Black.
- No... Wy pachniecie zabawnie.
Zaczęli się śmiać. Skierowałem wzrok na mojego nowego kolegę.
- Na kogo tak patrzysz? - zapytał Czarny, przestając się cieszyć.
- Ten chłopak, co trzyma za rękę tę z brązowymi włosami...
- Ten co ma loki do ramion?
Pokiwałem energicznie głową.
- No i co?
- Ładny jest - stwierdziłem nieco nieprzytomnie.
Potter natychmiast zaszarżował na tę parkę.
- Co ty robisz?! - zawołał za nim Peter.
- Hej! Ej, ty! W loczkach! - darł się, dobiegając do niego.
- Co? - zdziwił się zachrypniętym głosem. Popatrzył na niego, odgarniając czarne pukle z oczu.
Aż ścisnąłem Blacka za rękę, kiedy usłyszałem TO:
- Podobasz się mojemu przyjacielowi, wiesz? To tamten blondyn, co stoi na schodach przy oknie!
Chłopak oczywiście odwrócił się w danym kierunku, szukając mnie wzrokiem. Nie byłem w stanie chociaż pisnąć, nie mówiąc o uskoczeniu za Syriusza.
Pomachał mi.
Mając wrażenie, że rękę mam z ołowiu, koślawo odwzajemniłem gest.
Podszedł do mnie, ignorując Jamesa i tę dziewczynę. Wyciągnął dłoń.
- Atze.
Dopiero po chwili uścisnąłem jego dłoń. Moja wyglądała przy jego jak... jak... No, mała była.
Poza tym, to on miał chyba z metr siedemdziesiąt, jak i nie więcej. Co ja gadam! Najmniej to sto siedemdziesiąt pięć odrósł od podłogi. Czułem się przy nim taki... Maleńki. I chudziutki.
- Remus - bąknąłem.
Lustrował mnie kilka chwil wzrokiem.
- Ty mnie też się podobasz - stwierdził ze śmiechem w głosie.
Zauważyłem, że miał zielone oczy i rumieńce.
- Cieszę się - duknąłem, a w następnej chwili miałem ochotę sobie odgryźć język.
Kątem oka dostrzegłem, że Syriusz z miną gnangstera chyłkiem usuwa się z miejsca zdarzenia.
- Ty jesteś z pierwszego roku, tak? Masz już dwanaście lat?
Skinąłem głową.
- Ja niedawno skończyłem szesnaście... - Podrapał się w kark, drugą rękę trzymając na biodrze. Westchnął ciężko. Nagle się roześmiał. - A co mi szkodzi... Chcesz być moim skarbem?
Wytrzeszczyłem oczy, opuszczając luźno ręce i nieznacznie się pochylając.
- Że coo?
- No, too. Chcesz ze mną chodzić? O ile mi już wiadomo, oboje się sobie podobamy, no a ja cię lubię. Więc?
Gapiłem się na niego dłuższą chwilę, mrugając.
- Eee... - bąknąłem. Przechyliłem głowę. - D-dobra...
Klasnął w dłonie.
- Wspaniale! O której kończysz lekcje?
- Mam jeszcze tylko dwie godziny zielarstwa...
- Super. To o szesnastej czekaj na mnie koło jeziora.
- Po co? - zdziwiłem się.
Znów parsknął.
- Cóż, skoro mamy ze sobą chodzić, to musimy się lepiej poznać!
Potargał mi włosy, po czym oddalił się w podskokach.
Zadzwonił dzwonek.
Stałem kilka długich minut w bezruchu, patrząc w stronę rozwidleń korytarzy, w którym zniknął ten cały Atze.
Powoli osunąłem się do pozycji siedzącej, patrząc, jak sala wejściowa pustoszeje.
W końcu zostałem sam.
No wspaniale.
Muszę zabić Jamesa, pomyślałem, czując, że zwyczajnie mam miękkie kolana. Co za nonsens!
Zerwałem się pod nagłym wpływem czegoś na rodzaj tknięcia paniki, puszczając biegiem w stronę cieplarni.
Chwała kwitnącym kwiatom, że już nie ma zimy. Raz po raz śląc podziękowania błękitnemu niebu, gnałem na złamanie karku w stronę cieplarni. I tak miałem spóźnienie.
Wparowałem do środka, omal nie wywracając się w progu.
- Przepraszam! Coś... Mi wypadło!
- Dobrze, dobrze - załagodziła stara, bardzo stara profesorka.
W przyszłym roku podobno odchodzi.
Przemknąłem czym prędzej w stronę reszty swojej paczki.
Rzuciłem torbę na ziemię, na wstępie wytrzeszczając oczy na Pottera.
- Oszalałeś?! Czemu mu tak powiedziałeś?! - syknąłem, trącając go w ramię.
Parsknął w dłoń.
- Jak to się skończyło?
Milczałem chwilę, po czym szepnąłem:
- Mam chłopaka.
Dopiero wtedy tak naprawdę to do mnie dotarło.
Zacząłem się śmiać na cały głos, nie mogąc tego powstrzymać.
Komentarze:
Daria Piątek, 14 Maja, 2010, 15:50
Na miejscu Remusa zabiłabym Jamesa, chociaż z drugiej strony znajomość z tym Atzem może okazać się ciekawa...
A tak szczerze to sikam ze śmiechu...
Może też mam chory pęcherz?8D
Doo;) Sobota, 15 Maja, 2010, 13:12
SYRCIUUU!!! Zabić za przerwanie w takim momencie! Grr! Nie wiedziałam, że Remus jest bi... Cóż, genialny wątek z tym kolesiem! Ale co z tamtą laską? Tak ją sobie olał? Już się nie mogę doczekać randki Luniaka.
Ekhym, ja mam włosy koloru jasny blond i szaro-morskie oczy, słowem odpowiedzi na twoje pytanko. A Remy ma włosy do mniej więcej ramion.
Wskoczę zaraz do Huncy i zapraszam Cię do mnie!
Łapomanka Sobota, 15 Maja, 2010, 18:32
Przepraszam, że dopiero teraz, ale miałam nawał pracy ostatnio... Jednak już zabieram się do komentowania... ;]
Wiesz, na początku jak czytałam o tym biednym, wychudzonym i schorowanym Remusku to aż mnie coś w sercu ścisnęło... On to takie maleństwo jest, które trzeba chronić przed całym światem... *.*
Cóż sposób poznania nowego chłopaka dosyć nietypowy xD muszę przyznać. Ach, ten James, zawsze robi najwięcej zamieszania wokół siebie, ale taki jest i trzeba to zaakceptować... Ty wiesz co on ostatnio wymyślił? Stwierdził, że on mi pomaluje pokój! Na czerwono!... o.O Trochę to dziwne jak na takiego lenia nie sądzisz?
Ale wracając do chłopaka Lunia to cóż ładniutki, rzeczywiście ;] Ale byłam w szoku jak on do Lunia podszedł... Myślałam, że nawrzeszczy na Jamesa czy coś, a ten później wypala czy Remi zostanie jego skarbem... Świetne, ale takiego sposobu na zostanie parą to jeszcze nie widziałam...
Poza tym nie mogę się już doczekać ich randki. Już sobie wyobrażam jak będą wyglądać, hihi... Jeden mały, a drugi taki duży ;D
Mimo że notka krótka, to bardzo, ale to bardzo mi się podoba ;*