Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
Fuck jea. Cóż... Nie obiecuję częstego dodawania, tak wychodzi.
Może zrobię tak, że będę dodawać częściej, ale krótkie. Zresztą, to będzie bardziej pamiętnikowe...
A scena z krową specjalnie dla Doo.
Uuch... Jest godzina dwunasta szesnaście. W nocy, oczywiście. Padam z nóg, po prostu... Strasznie jestem zmęczony. Mam za sobą pierwszy dzień z tymi debilami.
Momentami już myślałem, że się zaraz poleję ze śmiechu.
O Borze liściasty! Nigdy w życiu nie zapomnę Syriusza dojącego krowę! Albo wrzuconego do chlewu...
Oczywiście te pomysły były jak najbardziej autorstwa Pottera i Pettigrew.
Obaj teraz śpią wtuleni w swoje poduszki. Niewiniątka, buehehe...
Ale zacznę od początku.
Poprawiłem szelki od jeansowych ogrodniczek, które to niebywale wręcz raźnie na siebie włożyłem. Stopy wsunąłem w zwyczajne kalosze. Za moim przykładem, bardzo podobnie do mnie, ubrali się moi kochani przyjaciele.
Wyszliśmy na podwórze.
- Dziadkuuu... - miauknąłem stając za nim i chwytając go za rękaw koszuli. - Zgadnij, co...
Uśmiechnął się jedynie, poprawiając czapkę.
- Zaraz przygotuję paszę prosiakom, wypuśćcie kury i gołębie - odpowiedział na nie zadane przeze mnie pytanie.
Skinąłem głową, po czym odszedłem w stronę przyjaciół.
- Za mną, wiara! - zakrzyknąłem.
Poprowadziłem ich na drugie podwórze, oddzielane od tego od strony drogi poprzez zwyczajny płot z furtką.
Black odskoczył jak oparzony, kiedy zamknięta w oborze Melanie zaryczała donośnie.
Zaczęliśmy się z Peterem głośno śmiać, widząc jego skrajnie przerażoną minę.
- C-sco to było? - wyjąkał.
- Krowa - wykrztusił również niebanalnie ubawiony Potter.
Blackowi twarz się wydłużyła, kiedy wepchnął ręce do kieszeni, ponawiając marsz.
Chichocząc, wskazałem kuzynom gołębnik, prosząc go, by wypuścili gołębie.
James spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie uciekną?
Popatrzyłem nań z powątpiewaniem, zaniechując komentarza.
Peter parsknął, po czym obaj ruszyliśmy w stronę kurnika.
Otworzyłem furtkę, dużym krokiem przestępując kamienny krawężnik.
- Z Syriuszem to będzie komedia - stwierdził wesoło Peter, sięgając po wiklinowy koszyk stojący na parapecie niewielkiego pomieszczenia, dający dach nad opierzonymi głowami blisko dwudziestce kurczętów i koguta. Albo kurczętom, nie jestem teraz pewien, jak to się pisze.
Wygiąłem wesoło wargi.
- Taa... On po prostu MUSI doić krowę, ja nie odpuszczę, jeśli tego nie zobaczę! - oświadczyłem, otwierając żelazne drzwi. Odsunąłem się na bok, by wpuścić im trochę świeżego powietrza i złocistych promieni porannego słońca.
Peter roześmiał się, wkraczając do środka. Wszedłem zaraz za nim.
- O tak, to będzie niezapomniana chwila.
Zachichotałem wbrew sobie, wyganiając zamaszystymi machnięciami rąk i nóg nieloty na zewnątrz. - Idźcie żreć! - nakazałem im stanowczo. Spojrzałem na Petera. - Niezapomniana? Ona będzie... Epicka.
Zaczęliśmy zbierać jajka do koszyka, urządzając sobie przy tym małe wyścigi, bo czemu nie? Wszak jakieś urozmaicenie.
Po kilku minutach wyszliśmy na podwórze, słysząc rozdzierający wrzask Pottera. Omal nie upuściłem tych nieszczęsnych jajek.
Stanąłem jak wryty, widząc wylatującego z dużej, ponad dwumetrowej na wysokość klatki (taki jakby kontakt ze światem, jak są zamykane na noc, mogą tam sobie iść, jakby chciały...), opędzającego się okularnika.
Syriusz leżał niedaleko samego gołębnika, pękając ze śmiechu.
- Zabierzcie je! - darł się James, machając łapami nad rozczochraną głową. Już bez komentarza zostawię to, że nic mu wokół niej nie latało. - Chcą mi zeżreć mózg!
- Nie najedzą się w takim razie! - zawył Czarny z ziemi.
Wcisnąłem jaja Peterowi, podbiegając do miotającego się rozpaczliwie Jamesa.
- Potter, bambaryło! Bubie jeden! - zawołałem ze śmiechem.
Udało mi się chwycić go za ręce.
- Przestań, już sobie poszły!
Otworzył jedno oko, zerkając na mnie niepewnie.
- Na pewno? - wydyszał.
- Tak - odparłem, starając się nie roześmiać.
Opuścił ramiona, rozglądając się. Uniósł brwi.
- Nie czuję różnicy.
Nie zdołaliśmy z chłopakami powstrzymać parsknięcia, gdy to powiedział.
- Chodźmy, babcia czeka na jajka...
- Biedna, nie ma swoich - zatroszczył się cicho Peter.
- Dziwne - mruknął Syriusz.
Zacząłem się głośno śmiać.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
- Nie żeby mi to, ha,ha, przeszkadzało... Haha! Ale, Syri... Bhihihi... - wydawałem z siebie, zwijając się. - Masz coś na, ha, ha, koszulce!
Uniósł brew, po czym zaczął się uważnie oglądać w miarę swoich możliwości.
Po chwili do mojej radości przyłączyli się Pet i James.
- No ale co? - jęknął w końcu Black.
- Gówno! - parsknął w odpowiedzi jego szanowny kuzyn.
Czarny najeżył się, jawnie wyglądając jak człowiek, który zaraz komuś przywali.
- Nie, Syri! - stęknąłem przez śmiech. - Naprawdę gówno!
- ...Ee?
- Na koszulce! - uświadomił go ostatecznie Peter.
- WYTARZAŁEŚ SIĘ W GOŁĘBICH PLACKACH, AAAAAAAAAAAAAAAAAAHAHAAHA!!! - ryknął do błękitnego nieba okularnik. Położył ręce na biodrach, wyginając się w łuk. Niemal zrobił mostek.
- I kurzych! - dodałem piskliwym głosem, zmuszając się do mowy, na rzecz tego chwilowo przerywając śmiech.
Prychnął.
- Szczęście będę miał, ot co.
- Peeewnie... - zachichotał Peter, podciągając wyżej spodnie.
Syriusz fuknął, urażony. Mocniej naciągnął sobie szelki przyczepione do jeansów.
- Pała! - podsumował.
Podszedłem bliżej, chwytając go za dłoń.
- A ja jestem Remus. Miło mi!
Mierzyliśmy się chwilę wzrokiem, by jednocześnie spojrzeć na ubawionego po same pachy niemalże Jamesa.
Po prostu... Miód.
- Remusie! - zawołał dziadek.
Ooo... Wyprostowałem się, ruszając w stronę dziadka.
- No?! - krzyknąłem, będąc kilka jardów od niego.
- Mógłbyś otworzyć mi drzwi?
Spojrzałem na trzymane przezeń wiadra, domyślając się, że chodziło o świnki.
Hehe, uwielbiam je. Śmiesznie się patrzą i tak... Tak fajnie chrumkają.
W odpowiedzi wydałem z siebie donośne: 'Eheeee!', po czym odwróciłem się i potruchtałem do chlewiku. Odsunąłem rygiel, otwierając żelazne drzwi na oścież.
- Czeeść! - zawołałem do nich. - Aleśmy się czasu nie widzieli!...
Wskoczyłem do środka.
- O ble... - dobiegł mych uszu głos Syriusza.
- Co? - zdziwiłem się, wybierając wyściółkę tego pomieszczonka z koryta, by można było nalać do niego paszy. - Normalna robota, o co ci chodzi?
- Żadna praca nie hańbi! - zawołał dziarsko James, wieszając mu się na ramieniu.
- A prostytutki? - spytał z niesmakiem Czarny.
Wygramoliłem się stamtąd.
- To... Zależy od sytuacji.
Uniósł brew.
Westchnąłem.
- Niemożliwe jest, by wszystkie robiły to, bo lubią. Nie wiesz przecież w jakiej sytuacji są. O... - dodałem, widząc dziadka.
- No, odsuńcie się rzesz... - mówił do prosiaków, które pchały się do niego, jedna na drugą i druga przez trzecią, jakby od tego zależało, czy przeżyją.
Peter oparł dłonie na kolanach, przyglądając się im.
- Przecież to tylko jedzenie - mruknął z lekkim zdziwieniem.
Syriusz roześmiał się.
- Ty się przy stole zachowujesz tak samo! - zawołał, rozbawiony.
Zerknąłem na obecne z nami zwierzątka.
Uniosłem brwi, widząc, jak wręcz nie jedzą, a pochłaniają podane im danie.
- Szybkie są.
Peter ruszył w pogoń za rozbawionym Blackiem.
James przestał po chwili chichotać. Spojrzał na mnie z błyskiem w czekoladowych oczach.
- Remi... Macie krowy, prawda?
Skinąłem głową, wbrew sobie nieco się uśmiechając.
- Mhm... A co?
- Nie chciałbyś ujrzeć arystokraty ciągnącego krowie wymiona?...
Wbrew sobie roześmiałem się głośno, nie mogąc tego powstrzymać.
- Peteer! Seru, przestańcie! Mamy zadanie!
Nie czekając, aż podejdą, pobiegłem do dziadka.
- Dziadku! Dziadku...
- Mmm? - spytał znad swojej dymiącej się fajki, którą trzymał w zębach. Patrzyłem krótką chwilę, jak naprawia klatkę.
- Proszę, proszę powiedz, że możemy wydoić Melanie...
Gregory Swang roześmiał się.
- Remusie, jak ty sam tu jesteś, to ja właściwie już nie mam do roboty...
Wyszczerzyłem zęby.
- A teraz jest nas czterech! Możemyyy?... Umiem przecież, nic się nie stanie!...
Zacząłem podskakiwać w miejscu i miauczeć, ale nie dosłownie.
Rozbawiony, skinął głową.
Wywaliłem klawisze.
- Dzięki!
Że tak powiem, me długie, złote włosy zafalowały na wietrze, lśniąc w słońcu, kiedy pędem wróciłem do przyjaciół. Wróciłem się jednak po gumkę, która mi spadła, żeby móc ponownie związać pióra. Wtórnie założyłem swą czapkę z daszkiem.
Podszedłem do drzwi obok, zamykających sporo większe pomieszczenie, w którym to na noc chowana była Melanie.
Tak jak zawsze, lekką trudność sprawiło mi wyprowadzenie jej, choć nawet się tym nie przejąłem. No bo co?...
Stanęliśmy na środku podwórza, na soczyście zielonej trawce skąpanej w złocistych promieniach słońca o godzinie w okolicach ósmej.
James postawił drewniany stołeczek, który dałem mu na początku. Syriusz zakołysał trzymanym wiadrem.
Czując drżenie warg, położyłem rękę na plecach mećki, stając przodem do chłopaków.
- Syri... Siadaj - wskazałem dwornym gestem na taborecik.
Uniósł brwi bardzo, bardzo wysoko.
- Co?...
- No, usiądź - powtórzyłem z jeszcze większym bananem na ustach.
- Chyba cię...
Posłusznie jednak podszedł.
Usadziłem go na taboreciku, stawiając wiadro pod krowimi wymionami łaciatej.
Odchylił się natychmiast do tyłu, marszcząc z obrzydzeniem nos.
- Śmierdzi!
- A czegoś się spodziewał? - spytałem, stając pochylony za nim. - Złap ją.
- CO?!
- Chcesz ją wydoić telepatycznie? - spytałem nieco sceptycznie.
Cmoknął, poirytowany. Ja z kolei starałem się nie okazać, jak strasznie mnie to bawi.
James i Peter dławili się za nami.
Po chwili z ciężkim westchnieniem wyciągnął ręce.
Położyłem dłonie na wierzchach jego szlacheckich, delikatnych rąsi, przyciągając je bliżej naturalnych zbiorników mlecznych. Wychyliłem się przy tym odpowiednio (Nie dość, że byłem przytulony do jego pleców, to jeszcze i tak mam krótsze ręce od Czarnego... Troszkę było mi niewygodnie, ale wszystko było warte tej chwili, khehe...), opierając swój policzek na jego.
- Bez spoufalania się, co Atze by na to powiedział? - syknął.
Uśmiechnąłem się prawym kącikiem ust.
- Pewnie by był zazdrosny. Chwytaj je, no!
Złapał wymiona, ciągnąc je do siebie z wręcz widocznym brakiem jakiejkolwiek delikatności.
Melanie zamuczała, potupując. Machnęła ogonem, przez co oberwałem w głowę.
- Dzięki - parsknąłem. - Nie ciągnij ich do siebie, chciałbyś, żeby ci ktoś tak sutki wykręcał?
Pokręcił głową, wprawiając tym samym w ruch i moją.
- No, to zaciskaj garście i ciągnij w dół, tylko nie szarp. I do wiadra celuj...
Odsunąłem się, szybko stając obok i chowając ręce do kieszeni.
Czarny odgarnął jeszcze włosy za uszy, nim ponownie chwycił krowie cycki.
- Naprawdę muszę?...
- Cóż... Trzeba ją wydoić, nie widzisz, jak ją wydęło? - spojrzałem wymownie na wielkie wymiona.
Jak na potwierdzenie, Melanie zaryczała donośnie, drypcząc w miejscu.
- ...Nie mów mi tylko, że ją to jeszcze boli...
Spojrzałem na chwilę w bok. Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia... Pokiwałem jednak głową.
- Mhm. Zrób to dla niej... - Zrobiłem wielkie, maślane oczy.
Fuknął, zaczynając naciskać i ciągnąć.
Uniósł brwi, patrząc na spływającą kolejnymi tryśnięciami ciecz do wiaderka.
- Ciekawe, co by twoja matka powiedziała, gdyby cię teraz widziała! - zawołał roześmiany Potter.
Całą czwórką wybuchliśmy śmiechem.
- Dój, dój! - zachichotałem, klepiąc go po ramieniu.
Burknął coś średnio przyzwoitego pod nosem, ale zignorowałem.
Minę miał nieziemską. Ściągnięte, wygięte brwi, przymrużone oczy, minimalnie zmarszczony nos i wykrzywione wargi.
Zapamiętam ten widok do końca życia!...
Niedługo potem, kiedy ulżyliśmy nieszczęsnej krówce, mieliśmy wyjąć koryto od świń. Stwierdziłem, że je umyjemy, wszak nie zaszkodzi im jedzenie z czystego "talerza"...
Otworzyłem więc chlew, wchodząc do środka.
Uśmiechnąłem się szeroko, patrząc na nie. Różowe, świecące noski ruszały się lekko, a czarne guziczki będące oczami patrzyły na mnie z wyraźnym zainteresowaniem.
- Czeeść! - przywitałem się.
Zza moich pleców dosłyszałem jakąś szamotaninę. Odwróciłem się, ale było już za późno, by zareagować - stanąłem przodem do wyjścia w idealnym momencie, by zobaczyć jak James i Peter wpychają do mnie Blacka.
Czarny legł jak długi, twarzą centralnie w podłoże. Jeszcze przejechał kawałek.
Zerwał się natychmiast, trząchając dziko głową i wydając z siebie nieartykułowane odgłosy.
Zgięło mnie ze śmiechu, lecz na szczęście, nie tylko ja miałem ten problem.
Syriuszowi wyraźnie zakręciło się w czaszce od namiętnego nią wymachiwania, bo stracił równowagę, pochwiał się chwilkę i opadł siadem płaskim.
Ukrył twarz w czystszym kawałku koszulki. Siedział chwilkę w bezruchu, wyraźnie tłumiąc w sobie napad agresji, co wykorzystały prosiaczki, podchodząc bliżej. Zaczęły go trącać nosami, chrumkając cicho.
Podskoczył, wytrzeszczając na nie oczy.
Skrzyżowałem nogi, przyciskając dłonie do krocza, czując nagłe, niesamowicie silne parcie na pęcherz. O nieee, nieeee!...
Nie mogłem jednak przestać się śmiać.
Matko Jedyna, Borze Liściasty i sama Matko Naturo!
- ...No co się patrzysz? - zapytał jednej z nich bezradnym tonem.
Zamlaskała, nieco wyżej unosząc głowę.
Gdybym miał zapisać to, co odpowiedział Syriusz, musiałbym użyć wielokropka.
- P-peter! - pisnąłem, opierając się o mur. - W ścianie po lewej od ganku przed domem w ścianie jest zawór. Podłącz go niego szlauch, odkręć wodę i go tu dociągnij...
Skinął głową i śmiejąc się, razem z Jamesem poszli po węża.
- Zabawne, nie? - warknął Black, widząc me rozbawione spojrzenie.
Zlustrowałem go ponownie wzrokiem.
Siedział z rozstawionymi, lekko ugiętymi nogami w gównie, mówiąc tak niepoetycko. Ubranie miał pobrudzone, włosy poplątane, a na śniadych policzkach szczerzyły się do świata ciemnobrązowe smugi. Obok niego kręciły się trzy prosiaki, wyraźnie będące zainteresowane jego osobą. Dwa pozostałe chodziły po chlewie, chrumkając wesoło.
Ponownie parsknąłem śmiechem.
- Ale nie wściekaj się - zachichotałem. - To jest komiczne. Szlachcic na wsi dojący krowę... Albo sam fakt jakie masz urodzenie i obrazek ciebie siedzącego ze świnaimi.
Lekki uśmiech rozciągnął mu usta.
- Ta... Jak zwykle to urodzenie.
Pokręciłem głową, podchodząc z wyciągniętą ręką. Pomogłem mu wstać.
- Ja wiem, że to nic nie zmienia. Chodzi o brzmienie w zestawieniu z sytuacją.
Pokręcił głową. W szarych oczach dostrzegłem rozbawione błyski.
- Wiem - stwierdził. Pochylił się po koryto. - Też byś wię wkurzył.
Parsknąłem, łapiąc je z drugiej strony.
Wynieśliśmy je wspólnymi siłami. Ledwo stanęliśmy pewnie na nogach, a uderzył w nas mocny strumień lodowatej wody.
Donośny wrzask wyrwał mi się z gardła, jak zwykle brzmiący jak pisk zaskoczonej dziewczynki. Syriusz pochylił głowę, zaciskając powieki.
- O tak! - zawołał. - Oooo tak!
Zamachałem rękami przy bokach i czmychnąłem za Czarnego, choć częściowo ratując się przed owymi wodnymi biczami.
- Debile! - darłem się przez śmiech. - Idioci! Kosmici!
- UFO pornooo! - zaryczał Potter.
Małośmy nie pękli ze śmiechu.
Korzystając z mało inteligentnego pomysłu Jamesa, wyczyściliśmy Syriusza oraz wyszorowaliśmy koryto. Potem jeszcze tylko wrzuciliśmy jeść królikom, kurom, nakarmiliśmy koty i konie... No i rzuciliśmy trochę ziaren gołębiom.
- Chodźmy nad rzekę! Dopiero czternasta, co będziemy robić tyle czasu? - zaproponowałem, siedząc na ganku przy kubku kisielu truskawkowego.
James spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Masz rzekę?
Syriusz roześmiał się.
- Nie, ale niedaleko jest... Idziemy? - zapytałem.
Pokiwali energicznie głowami.
Opróżniłem szybko szklankę do końca, po czym odstawiłem ją dość gwałtownie na stolik. Pobiegłem do domu, by poinformować babcię o naszych planach.
Chwilę potem już przemierzaliśmy pierwsze pole, by pół godziny późnij w dzikim pędzie zrzucić ubrania i wskoczyć do wody.
Rok temu byłem tu z Jackiem...
Z piersi wyrwał mi się stłumiony okrzyk, kiedy James popchnął mnie mocno w plecy. Straciłem równowagę, przewracając się. Wstałem szybko, wypluwając wodę.
- Głupku! - fuknąłem.
Pochyliłem się, ściągając z nogi but. Cóż... Nie zdążyłem w drodze, khyhy. Rzuciłem nim w jamesową głowę.
- No za co?!
- Ty już dobrze wiesz, za co!
Zrobił urażoną miną, zadzierając nos do nieba.
Syriusz przeczesał palcami włosy, odgarniając mokre kosmyki do tyłu. Kropelki wody opadały mu na odkryte ramiona.
- Chłodno - stwierdził ze stoickim spokojem. Pokręcił nosem.
- Wymocz się dobrze - powiedział Peter. - Co by to było, gdyby jakieś resztki brudu ostały się na twej szlachetnej, śniadej skórze?...
Mina Syriusza była powalająca.
Roześmiałem się głośno, po czym chichocząc do siebie, złożyłem ręce w strzałkę. Rzuciłem się miękko w przód, mając nagłą chęć troszkę popływać.
Skierowałem się w stronę mostu, pod którym, jak co roku, stała wysoka tama z sosnowych bali.
Spojrzałem w górę, przecinając wodę kończynami. Uniosłem brwi, widząc Jamesa stojącego na moście.
- Osz... - stęknąłem. - James, nie! - wrzasnąłem po chwili, łykając przy okazji trochę wody.
Owszem, na wiele mi się to zdało.
Skoczył centralnie na mnie w szerokim rozkroku.
Kotłowaliśmy się chwilę pod wodą, nim udało mi się zaczerpnąć powietrza.
- Ty debilu! - zaryczałem.
- Hahhaa! Ośmiornica! - krzyczał, dumny z siebie.
Jak zwykle, kiedy Potter coś zbroił a potem się z tego cieszył, nie byłem w stanie zachować w sobie złości, tradycyjnie zaczynając się śmiać.
Do domu wróciliśmy dopiero jak już się ściemniło. Byliśmy zmęczeni, potargani i wściekle głodni.
Wpadliśmy do środka, a ja skromnie od progu wydarłem się najgłośniej jak umiałem, uzewnętrzniając swą pilną potrzebę jedzenia.
Ilość kolacji sprawiała wrażenie, że zjedzenie jej zajęłoby nam przynajmniej godzinę. Wchłonęliśmy ją w jakiś kwadrans, co zakończyło się rozbawieniem dziadków. No i naszym, kiedy Peter przypomniał nam świnie.
Potem kolejno poszliśmy się myć. W międzyczasie, czekając na jednego z naszej paczki, toczyliśmy maleńką wojnę na poduszki.
A potem, położyliśmy się do łóżek, pod grube, rozkosznie miękkie, puchowe pierzyny zatapiając w równie przyjemnych poduchach...
A teraz zrobię to i ja. Dochodzi pierwsza. Za cztery godziny trzeba wstać...
Komentarze:
Doo;) Czwartek, 02 Grudnia, 2010, 00:17
TAAAAAAK!!! .
Syri dojący krowę!!! To było bezcenne! Jego mina i w ogóle. Dzięki za tę scenkę ^^.
Lekkie, przyjemne, wakacyjne... Super, wchłonęłam ten wpis w kilkanaście minut!
I Syriusz w gnoju...
Aż sama chciałabym znaleźć się na wsi. Oczywiście nie po to, by samemu znaleźć się w gnoju, tak ogólnie ^^.
No to czekam, co dalej!
kurcząt ;]] i kogutowi ;]
weiss nicht czy mieszkasz na wsi, ale nie jest tak sielankowo... wieś ma swój urok - niezaprzeczalny, acz specyficzny.
lekka, przyjemna notka ;] idealnie w stylu Huncwotów :]
Victoria Środa, 08 Grudnia, 2010, 23:04
to bylo ZABOJCZE! Tez sie prawie zsikalam xD
Syri dojacy krowe i siedzacy w gnoju.... no nie moge z tego ;D az zaluje, ze sama nie mam krowy, swin, kur i innych chociaz mieszkam na wsi ;P
Daria Sobota, 11 Grudnia, 2010, 15:52
super!!! się naśmiałam, że nie mogę normalnie... haha...
ta krowa... a potem ośmiornica... i gówno na koszuli Syrcia....