Pamietnik Remusa Lupina! Pamiętnikiem opiekuje się Syrcia Do 20 marca 2009r pamiętnikiem opiekowała się K@si@@@ Do 07.07.08 pamiętnik prowadził Nowicjusz Magii Do grudnia 2007 pamiętnik prowadziłą The Halfblood Princess
Notka napisana niemal z rozmachu. Wena chyba wraca! Duuużo krótsza, niż planuję, ale postanowiłam ją pochlastać
Następnego dnia z samego rana udaliśmy się na rynek po mąkę, cukier, sól i trochę zieleniny. Nie wydarzyło się nic ciekawego, co byłoby godne zapisania, cóż.
Reszta całego pobytu na tej nieszczęsnej wsi minęła właściwie tak samo - wciąż i wciąż jakieś głupie sytuacje, śmiechy i odpały. Nie nudziłem się, można się domyślić.
Raz zamknęliśmy na noc Petera w gołębniku. Ot, dla jaj. Nie spaliśmy całą noc, bo co rusz któreś z nas parskało śmiechem, nie dając spać reszcie. Jesteśmy wredni, buehehe.
Innym razem urządziliśmy sobie małe rodeo po chlewie, ścigając prosiaki. Przynajmniej miały trochę ruchu...
Któregoś dnia było tak straszliwie gorąco, że niemal nie dało się wytrzymać. Cały ten dzień spędziliśmy nad rzeką, okazyjnie poznając kilka osób z tejże okolicy. Wszak nie tylko my znamy drogę nad tę wodę...
W międzyczasie była pełnia. Na tę jedną noc zjawiła się po mnie mama, by teleportacją łączną zabrać mnie wieczorem do domu. Zwyczajowo skryłem się w piwnicy, kuląc w jednym z zimnych, kamiennych kątów tego małego pomieszczenia z dość niskim sufitem. Podkurczyłem nogi do piersi, obejmując je ramionami, a głowę oparłem na kolanach.
I czekałem.
Czekałem na to, co jak zwykle stać się musi. Mimo wszystko, czułem jakiś dziwny, wewnętrzny spokój, być może spowodowany tym, że już nie muszę się nigdy tłumaczyć z niczego chłopakom. Przecież już wiedzą...
Nie chcę opisywać tego, co się ze mną działo... To zupełnie jakbym na własne życzenie przechodził przez to jeszcze raz.
Nic miłego, wszak przemiana przyjemna nie jest…
No i, oczywiście, nadszedł dzień powrotu do domu. Tym razem jednak nie tłukliśmy się pociągami, mama podłączyła kominek u dziadków do sieci Fiuu na jeden dzień. Pożegnaliśmy się niezwykle wręcz wylewnie, rzucając się sobie wzajemnie w ramiona i szlochając rozdzierająco. Poza tym, bez większych rewelacji.
Wparowałem do swojego pokoju natychmiast po powrocie, krzywiąc się przez ból obitej kostki. Ciągle o tym zapominam, samoistnie czyniąc sobie krzywdę. Masochizm, hi hi.
Usiadłem przy biurku, nabierając powietrza. Wydąłem wargi.
Wypadałoby w końcu powiedzieć o Atze…
Na me usta wkradł się z grama wredny uśmieszek. Ooo tak…
Wstałem, zgarniając z szuflady kopertę z naszym zdjęciem.
- Maaamooo!... – miauknąłem, stając w drzwiach kuchni.
- Tak, synku?
Przygryzłem dolną wargę, teatralnie opuszczając głowę.
- Muszę ci o czymś powiedzieć... - powiedziałem cicho, zupełnie jakbym chciał ją poinformować, że kogoś zabiłem, czy coś.
Wyprostowała się, przestając ścierać kurze z półki nad kominkiem.
- Słucham ciebie.
Odrzuciła szmatkę na bok, biorąc się pod boki.
Westchnąłem cicho.
- To… Delikatna sprawa.
Posuwistym krokiem, jak cień, podszedłem do kanapy, osuwając się na nią powoli.
Zmarszczyła brwi.
- Noo?...
Złączyłem kolana, stopy jednak rozsuwając. Zapadłem się głębiej w mebel, gładząc opuszkami palców krawędzie koperty.
Popatrzyłem na nią spod pasm przydługiej grzywki.
- Kochasz mnie? – spytałem drżącym głosem.
- Oczywiście, że cię kocham! – zapewniła natychmiast.
- Bo… Ale na pewno nic tego nie zmieni? Jestem twoim zajączkiem na dobre i na złe?
Usiadła obok, wyraźnie zaniepokojona.
- Remus, o co chodzi?
Nigdy nie lubiłem nazywania mnie zajączkiem. Powiedzenie, że nim jestem naprawdę wróżyło złe wieści.
- Bo… Bo ja… No… Ale nie złość się, nie moja wina… J-ja… - zacząłem się jąkać, zacinać i wiercić niespokojnie, nerwowo przygładzając włosy, by zaraz znów je zmierzwić. Popatrzyłem na nią z płaczliwą miną.
Była już zwyczajnie przestraszona.
Zdławiłem w sobie ochotę do ryknięcia śmiechem, stwierdzając, że nie jest to dobry pomysł.
Nabrałem powietrza, zamykając oczy. Wstrzymałem je chwilę, aż zakręciło mi się w głowie.
- Jestem gejem – wypaliłem. Oczywiście to nie prawda (chyba…), ale sprawdzić reakcję matki można, nie? Wszak to nic złego, buehehehe!... Khy, khy…[pokasłując, uderza się w pierś, po czym wyszczerza się w nieskazitelnym uśmiechu, by zaraz powrócić do pisania].
Ponownie popatrzyłem na jej zszokowaną twarz, wypuszczając powietrze z płuc. Zawroty głowy przybrały na sile, by po chwili zniknąć. Sięgnąłem do koperty, po zdjęcie moje i Atzego. Podałem je rodzicielce.
- Aaaa… To Atze, mój chłopak…
Drżącymi dłońmi wzięła fotografię do ręki, by móc się jej przyjrzeć. Za stosowne uznałem powiedzenie jej czegoś o nim.
- Nazywa się Freebairn. Ma szesnaście lat… I jest bardzo fajny – stwierdziłem zabójczo rzeczowo. Cholernie wręcz rzeczowo, taaak…
Przygryzłem wewnętrzną stronę policzka.
Popatrzyła na mnie z niewyraźną miną.
- Dziecko… Bój się Boga!
Przybrałem sceptyczny wyraz twarzy.
- Jak mam się bać kogoś, kogo nie ma?!...
Popatrzyła na mnie z taką miną, że niekontrolowanie skurczyłem się w sobie. Stłumiłem parsknięcie śmiechem, brzęcząc coś pod nosem o umówionym spotkaniu z Syriuszem, Jamesem i Peterem.
Wstałem więc z kanapy, idąc do pokoju po portfel, torbę i czapkę. Posuwistym krokiem opuściłem dom, zostawiając zszokowaną matkę sam na sam ze swymi myślami.
Podniosłem wolną dłoń – czyli tą, w której nie dzierżyłem jedzonego jabłka – i zapukałem energicznie do pociągniętych białą farbą drzwi. Nie musiałem długo czekać, by otworzył mi wysoki, czarnowłosy mężczyzna z okularami na nosie, zakrywającymi niebieskie oczy. Na twarzy widniał kilkudniowy zarost.
- Dzień dobry – przywitałem się natychmiast.
Uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Cześć – odparł pogodnie.
- Jest James?...
Skinął głową.
- Wrócił niedawno, wejdź….
Odsunął się, bym mógł przekroczyć próg domu Potterów.
- James! – ryknął, aż się wzdrygnąłem. – Jakiś kolega do ciebie!
- Remus – uświadomiłem go półgębkiem.
Spojrzał na mnie krótko, nim ponownie się wydarł;
- Mówi, że Remus!
- IIIIIIIIIIIDĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘĘ!!! – odwrzasnął jamesowy głos.
Uniosłem brwi.
Bez wątpienia, styl bycia najprawdopodobniej Potter odziedziczył po ojcu.
- Czego się tak drzecie jeden z drugim, jakbyście normalnie zawołać się nie mogli! – powiedział wesoły, ciepły głos dość niskiej kobiety, która weszła do przedpokoju. Jej oczy były brązowe, a włosy lekko rude – prawdopodobnie matka Jima, jak stwierdziłem w myślach.
Wytarła ręce w kraciastą szmatkę.
- Dzień dobry! – przywitałem się raźnie.
Uśmiechnęła się do mnie szeroko i serdecznie.
- Ooo, witaj, Remusie!
Rozległo się głuche łomotanie, prawdopodobnie czyichś stóp na schodach.
- Dama! – huknął od progu.
Uniosłem brwi.
- To ja – oświadczyłem z półukłonem.
- No, widzę przecież. Cóżeś przylazł?
Przybrałem obrażony wyraz twarzy.
- A mam sobie iść?
- No, chyba ty!
Wzruszyłem ramionami.
- Jak se chcesz… Do widzenia – zwróciłem się do jego rodziców, z zamiarem wyjścia.
- Ej no, bambaryło, czekaj! Idę z tobą, jego jakieś butki przyodzieję…
Westchnąłem z rozbawieniem.
- Rozmawiałeś dopiero z Syrą, tak?
- Ano, siecią Fiuu – przyznał pełnym godności głosem.
Wygiąłem wesoło wargi.
- Słychać.
Zachichotał, naciągając adidasy.
- Wychodzę! – wrzasnął.
Jego ojciec uniósł brwi.
- Przecież stoję obok.
James popatrzył na niego tak, jakby go widział pierwszy raz w życiu.
- Jak wrócę, to będę – stwierdził następnie zwyczajnie, po czym złapał mnie za rękę i wytargał z domu. Przez ramię jeszcze krzyknąłem pożegnanie, nim Potter zatrzasnął drzwi.
- Co cię do mnie sprowadza?
- Stęskniłem się.
Wywalił gały.
- Już?!
- Co ta miłość robi z człowiekiem… - westchnąłem teatralnie.
Szturchnął mnie w bok, kiedy szliśmy główną ulicą Doliny Godryka.
- Ej, ej! A co z Atze?
Parsknąłem przez nos.
- Powiedziałem matce.
Zarechotał.
- I co?
- No, zamurowało ją. Jedynie rzekła: Dziecko, bój się Boga!...
Obaj się roześmialiśmy.
Przystanął.
- Ale mam pomysł! – jęknął.
- No?... – popatrzyłem na posąg stojący na placyku, obok którego przechodziliśmy.
- Dawaj do Syry!
Skrzywiłem się, momentalnie przypominając sobie opowieść Blacka na początku wakacji. Aktualnie minęła już pierwsza połowa.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł…
- Oj chodź! Poprawimy mu humor chociaż…
- A Peter? Jego też bierzemy?
- Tego prostaka? – parsknął wyniośle, nim zarzucił dynią.
Zaśmiałem się.
-Tak spytałem…
- Wieeeem! – ryknął znów.
- Zachrypniesz ty w końcu, czy nie? – jęknąłem, rozcierając ucho.
- Pojedziemy do niego w nocy!
Zrobiłem wielkie oczy.
- Co?
- No, to! Teraz dawaj do Petera!
Wyciągnąłem więc lewą dłoń, zaczynając nią machać.
Nie czekaliśmy nawet kilku chwil, nim pojawił się przed nami wściekle czerwony, trzypiętrowy autobus – Błędny Rycerz.
- Sieeemka! – zakrzyknął Potter z miną cwaniaczka, garbiąc się i wpychając ręce do kieszeni, kiedy otworzyły się przed nami drzwi, ukazując breloczek i kierowcę.
- Debil – podsumowałem go z parsknięciem.
Wsiedliśmy więc do środka, by pojechać do Yorkshire.
Około jedenastej, kiedy zapadł już zmrok, a ja powinienem już spać, wysunąłem się cichaczem spod kołdry. Matka siedziała w salonie rozmawiając z jakimiś tam koleżankami – trochę się zasiedziały, myślę sobie niewinnie… Nie, żeby mi to wadziło, skąd!
Zrzuciłem z siebie możliwie cicho i szybko piżamę, naciągając na siebie skarpetki z palcami do połowy łydki, luźne bojówki z nogawką trzy czwarte i koszulkę z wizerunkiem Boba Marleya. Naciągnąłem też na siebie granatową bluzę z kapturem – tak, na wszelki wypadek. Z racji tego, że po ciemku nie mogłem znaleźć paska do spodni, uczepiłem do nich szelki. Naciągnąłem jeszcze schowane pod łóżkiem trampki z cholewką za kostkę i szybko, byle jak związałem włosy.
Otworzyłem ostrożnie okno, siadając na parapecie. Wcześniej, dla zmyłki, wpakowałem pod kołdrę Rikki’ego – swojego wielkiego miśka. Gdyby mamuśka chciała sprawdzić, czy jestem w pokoju, to zawsze jedynie na chwilę zagląda, nigdy nie podchodząc. Nie powinna się zorientować…
Wyskoczyłem na zewnątrz, ciesząc się w duchu z faktu mieszkania w jednopiętrowym domku z dość bujnym ogrodem. Łatwo więc było mi przemknąć do ulicy, uprzednio oczywiście bezdźwięcznie przymykając okiennice.
Chyłkiem, przy ścianie domu podreptałem do ulicy, by stając już na chodniku, puścić się pędem kilkadziesiąt jardów dalej. Starałem się jak najdelikatniej stawiać stopy.
Przystanąłem po owym dystansie, lekko dysząc.
Ostrożności nigdy za wiele, ot co. Zresztą, usłyszała by Błędnego Rycerza…
Sapnąłem, odgarniając grzywkę z oczu. Przygryzłem wargę, czując jakąś dziwną sensację w żołądku – lekkie łaskotanie, roznoszące się tymi dziwnymi motylkami w pierś. Serce też nie biło mi normalnie, choć nie miało to nic wspólnego z biegiem. No i oddech miałem szybszy…
Stwierdziłem, że to prawdopodobnie lekkie podniecenie związane z dokonanym dopiero co czynem – wszak jakby zwiałem na noc z domu, hie, hie. Spodobało mi się to uczucie, szczerze mówiąc...
Podniosłem głowę, kierując wzrok na niebo.
Granatowe, usiane milionami gwiazd. Uśmiechnąłem się do siebie. Pięknie to wyglądało. Było tak czyste, że nawet widziałem zarys drogi mlecznej!
Nów…
Ponownie tego jeszcze dnia, wezwałem do siebie Błędnego Rycerza machaniem różdżki. Tym razem wziąłem ją ze sobą . Po co – nie wiem.
- Dokąd cię zawieźć, mały? – spytał facet za kółkiem obojętnym tonem. Najwyraźniej lał na to, kogo wiezie o której godzinie. Grunt, że utarg był… Lepiej dla mnie.
Przygryzłem wargę, wygrzebując z kieszeni odpowiednią ilość sykli.
- Dolina Godryka, na główny plac.
- Się robi…
W ostatniej chwili chwyciłem się barierki, by nie runąć jak długi na podłodze. Trzymając się tego kawałka metalu, rozejrzałem się z zaciekawieniem wokół siebie.
Zamiast krzesełek, jak to było w dzień, stało kilka poupychanych łóżek. Prawie jak te w izolatkach.
Westchnąłem, zawieszając wzrok na kryształowym żyrandolu, brzęczącym nad głowami ostrzegawczo.
Podszedłem do jednego z wolnych miejsc, opadając na nie. Położyłem się wygodnie, podkładając ręce pod głowę.
Mimo iż autobus raz po raz skręcał gwałtownie, czy ostro hamował, nie miotało mną na wszystkie strony. Nocą jeździ się wygodniej; rozłożysz się na łóżku i niech się dzieje, co chce.
Owszem, dokonałem kolejnego odkrycia. Nóż-widelec zostanę naukowcem?...
Przymknąłem oczy, biernie czekając na Dolinę. Zgodnie z tym, jak się umówiliśmy, kilkanaście minut potem wsiadł James. Był bardziej potargany, niż zwykle, ale uśmiech i błysk w oczach pozostawał ten sam.
Opadł na łóżko obok mnie, rzucając przez ramię adres. Całą drogę wzajemnie przyduszaliśmy się poduszkami.
Po kilku kolejnych przystankach, na których wsiadali bądź wysiadali inni pasażerowie, wyskoczyliśmy na uśpione ulice Londynu.
Przymrużyłem oczy.
- Grimmuald Place?
- Pod dwunastką mieszka Syriusz – oświecił mnie.
Skinąłem sztywno głową, wydając z siebie ciche: „A-ha…”.
Zacmokał.
- Nie będziemy się dobijać od frontu… Dawaj na tyły, pod jego okno.
Zmarszczyłem czoło.
- Niby skąd wiesz, które jest jego?
Uśmiechnął się wesoło.
- Mówił mi dzisiaj, że na szybie wywiesił sobie proporczyk Gryffindoru, co by trochę rodziców podenerwować.
Zachichotałem cicho, skradając się po nieprzystrzyżonym trawniku. Ominąłem kipiące worki na śmieci.
- Naprawdę Syriusz tu mieszka?... - spytałem z powątpiewaniem. Nie pasowały mi te "ozdobniki" do wizji młodego arystokraty. Jeszcze biorąc pod uwagę to, co wiedziałem o jego domu i rodzinie...?
- Nie patrz na pozory, to tylko brudna ulica Londynu. Żebyś ty wdział jego chałupiszcze w środku…
Milcząc, przeszliśmy na tył budynku, przeciskając się wąskim przejściem między nim i drugim jakimś innym. Westchnąłem, wychodząc na otwartą przestrzeń. Rozejrzałem się.
- No, tu jest trochę miejsca… Piłkę pokopać, czy coś…
Spojrzałem na Jamesa, mamroczącego pod nosem: „ Okno Sera, okno Sera…”, rozglądając się po szybach.
Wskazałem na jedno, na którym wisiał średniej wielkości proporzec.
- Ooo, tam chyba…
Skinął głową. Zaczął się rozglądać po ziemi, by po chwili podnieść kamień.
- Oczadziałeś? – spytałem głośnym szeptem.
Westchnął.
- No przecież nie wybiję tego okna.
Uniosłem brew w sceptycznym geście.
- Takiś pewny?
- Tak, takim pewny…
Wziął zamach, po czym cisnął w szybę.
Rozległ się suchy trzask przywodzący na myśl pękające szkło.
- Ups!...
Syknąłem.
- Debilu! – warknąłem, trącając go w ramię.
Atakowane okno otworzyło się po chwili, ukazując nam zaspanego, rozzłoszczonego Syriusza.
- Co za palant!... Chłopaki? – dodał z wyraźnym zaskoczeniem.
Gdyby oczy nie były trzymane przez mięśnie, nerwy i wszystko inne, pewnie bym ich teraz szukał w trawie. Bynajmniej nie swoich, a tych z szarymi tęczówkami.
James wywalił cały asortyment swego uzębienia, wykonując zamaszysty gest ręką.
- Cho do nas! Powłóczymy się troszeczkę!
Odwrócił się, zerkając do środka.
- Pięć minut! – rzucił do nas, po czym znikł, zamykając okno.
Wymieniliśmy spojrzenia.
- Ta noc szykuje się równie zabawnie, co ta, gdy zamknęliśmy Petera w gołębniku.
Stłumiłem ryk śmiechu.
- Chodź na ulicę – sapnąłem tylko, po czym skierowałem się do przejścia między dwoma budynkami.
Wyszliśmy więc ponownie na Grimmuald Place, chichocząc do siebie.
Nie musieliśmy czekać długo, by w czarnych, dość wysokich i szerokich drzwiach pojawił się Black, przygładzając ostatecznie długie włosy.
Podszedł do nas cicho, stukając podeszwami butów o asfalt.
- Czy was już do reszty pogięło? – spytał na wstępie. – Wybiliście mi dziurę w szybie.
Łypnąłem na Pottera.
- To jego pomysł.
Wyszczerzył się przepraszająco.
- Za mocno rzuciłem…
Popatrzył na niego wymownie unosząc brew i przekrzywiając wargi.
- Debil – podsumował.
- Już nie wiem który raz dzisiaj słyszę, że jestem debilem!
- Ano, coś w tym widać jest – odparł Czarny.
Na koszulę jasną niczym jego nazwisko narzucił płaszcz do kolan. Miał mu widocznie służyć za bluzę.
- No, to co robimy, geniusze? – spytał, wsuwając ręce do kieszeni jeansów.
Uśmiechnąłem się wesoło, słysząc teatralnie zniżony głos Jamesa.
- Włóczymy się, panowie. Włóczymy się…
Na twarzy Syriusza pojawił się przebiegły uśmieszek.
Ooooj, ta noc zapowiadała się naprawdę ciekawie… Czułem to w żołądku, znaną mi już, przyjemną sensacyjką.
Komentarze:
Niva Środa, 15 Grudnia, 2010, 16:33
Mi się podoba, i to jak. Czekam na ciąg dalszy! 6/6
Victoria Piątek, 17 Grudnia, 2010, 22:06
Oj Jim, Jim... Jak zwykle wie lepiej... dobrze, że całego domu nie obudził ;)
A Remi już-już uprzedza fakty xD biedna mamuśka ^^
Victoria Piątek, 17 Grudnia, 2010, 22:10
No to jeszcze dodam, że bardzo dobrze się czytało, nie zauważyłam zbytnio błędów.
Fajnie to wyszło z Potterami- "Bez wątpienia, styl bycia najprawdopodobniej Potter odziedziczył po ojcu."- uśmiałam się, jak to przeczytałam.
Ciekawe, co zmalują teraz nocą 3/4 Hunców... i mam nadzieję, że jednak nikt się nie zorientował, że zniknęli ;P
Sama kiedyś parę razy tak zrobiłam i o mały włos nie wpadłam xD
Daj im jakąś śmieszną przygodę! Najlepiej jakby się napatoczyli "całkowicie przypadkowo" na Smarka ;P Nie wiem, co on może robić nocą w Londynie, ale coś wymyśl ;)
Victoria Piątek, 17 Grudnia, 2010, 22:13
A Ty! Wiesz co? Wena się do mnie zabrała akurat wtedy, gdy mam najwięcej nauki xD
Wyobraź sobie, że będę musiała napisać 5 zaległych sprawdzianów i pracę z polaka xD Maskra, co?
Reakcja matki Remusa - bezcenne
Albo dom Potterów, nie mogłam normalnie...
"- Wychodzę! – wrzasnął.
Jego ojciec uniósł brwi.
- Przecież stoję obok.
James popatrzył na niego tak, jakby go widział pierwszy raz w życiu.
- Jak wrócę, to będę "
Hehe...
Świetne, czekam na następną
Ponurak Środa, 22 Grudnia, 2010, 16:25
Jak fajnie jest poczytać sobie o nich, kiedy cały świat jest taki szary...
Sama nie wiem czemu, ale rozmowa Remusa z jego mamą mnie rozłożyła. Później akcja w domu Pottera i w końcu finał z Syriuszem. Arcydzieło (jak zwykle z resztą).
Doo;) Piątek, 24 Grudnia, 2010, 11:43
nareszcie skomentuję .
No, rozmowa o Atze była rozkoszna. I czuję, że wkrótce czeka Remuska poważna rozmowa z rodzicami...
A James mnie zupełnie rozwalił, uwielbiam go .
"- Wychodzę!
Jego ojciec uniósł brwi.
- Przecież stoję obok.
James popatrzył na niego tak, jakby go widział pierwszy raz w życiu.
- Jak wrócę, to będę "
Jim jest zajebisty, jak zwykle.
A ta przygoda... Sama bym tak chciała. Dreszczyk emocji... Ciekawi mnie tylko, co zmalują.
Doo Piątek, 24 Grudnia, 2010, 12:10
No tak, zapomniałam życzyć Ci Syrciu bardzo wesołych, niezapomnianych, magicznych wręcz Świąt
IguŚ Potter Sobota, 25 Grudnia, 2010, 20:13
O boże...czytając to płakałam ze śmiechu.Przyznam się dawno tu niezaglądałam i miałam nieco zaległości.Ale wszystko już nadrobione a dzięki notce humor wyśmienity;]
"Ta noc szykuje się równie zabawnie, co ta, gdy zamknęliśmy Petera w gołębniku."
"Co ta miłość robi z człowiekiem… - westchnąłem teatralnie."
A na koniec tekst który mnie zabił;]
Spojrzałem na Jamesa, mamroczącego pod nosem: „ Okno Sera, okno Sera(!!!)…”,
Doo Czwartek, 20 Stycznia;, 2011, 01:45
ekhem, Syrciu, kiedy coś dodasz? Dawno nic nie było. Nie rań mnie .
I dodatkowo zaproszę Cię do siebie. Ale napisz coś... Chociaż krótką informację (ale nie tą z sortu "odchodzę"...).
Reynaldo Piątek, 14 Marca, 2014, 20:44
Felicidades Pami!!! Desde que lo vi supuse que iba a ser el gaandor. Es muy original, con su jardincito y todo!!!!Los demas tambien estan preciosos!! Que nivel!!!!Besitos a todas.
Gavin Sobota, 15 Marca, 2014, 04:54
Hola Jess felicidades al peke y<a href="http://ovwevgwnyr.com"> eeencialmpste</a> para el ....Ke llegues a los 100 af1os, ke llegues a los 100 af1os, ke lleeeegueeessss a los 100 af1ooooosss, con pelos y dientes tambien....FELICIDADES!!!!
Prince Sobota, 15 Marca, 2014, 19:57
Ĺadnie Witam wszystkie Fashionisty!DziĹ, 18-stego Stycznia 2012 Roku. ZaĹoĹźyĹam mojgeo bloga!. Staram siÄ aby tematyka i stylem byĹ taki jak twf3j Alice. MogĹabyĹ daÄ me jakiĹ FEEDBACK? Kocham ciÄ http://dikcam.comehippxqsmtyfzonnyi