Dzień zapowiadał się z pozoru fajny- pogoda była niezła jak na jesień, a i pod względem szkolnym nie było tak źle. Po południu wczoraj Pansy pomogła mi odwalić referat dla McGonnagall i choć średnio co dwanaście minut wściekałem się, że tyle każe mi czytać i przepisywać, to już po czterech sekundach jej cierpliwe, łagodne wytłumaczenia pod tytułem „Musisz odrobić to lepiej od szlamy, bo McGonnagall ma na nas dwoje oko i podpadliśmy jej” trafiały do mnie, sprawiając, że uległem tej przyjemnej katordze
…Ugh…dziś za to się nie wyspałem, ale nie zaspałem- Crabbe potknął się o swój kapeć i narobił tak, jak zwykle horrendalnego rumoru, który obudziłby umarłego, a co dopiero mnie. Kiedy zbiegliśmy na śniadanie, Pansy już była w połowie tostów z dżemem wieloowocowym. Rzuciła mi powitalne spojrzenie z grzanką w zębach (wyglądała uroczo!) i wskazała głową naszego wychowawcę, siedzącego jak co rano koło opiekunki Gryffindoru. Spojrzałem i zobaczyłem, że tak jak zazwyczaj siedzi nad pustym talerzem i, popijając ukradkiem gorącą, mocną kawę, obserwuje wszystkich jednocześnie.
-Co jest?- spytałem cicho, siadając koło niej (tak się złożyło, że to miejsce było puste). Przełknęła grzankę z urazą w oczach i , krztusząc się, syknęła:
-McGonnagall przed chwilą rozmawiała ze Snapem i patrzyła na mnie. Ponadto Wielki Pe od rana chodzi w glorii jakiegoś chrzanionego zwycięstwa.
-To co, zwiewamy z eliksirów?- zapytałem, powstrzymawszy ziewnięcie, biorąc zimny tost i smarując go nieuważnie masłem oliwkowym.
-Zgłupiałeś?- puknęła się w czoło tak mocno, że upuściłem grzankę. Z lekkim zniechęceniem sięgnąłem po następną gdy tymczasem Pansy łyknęła soku i ze stoickim spokojem wypluła go z powrotem do szklanki, prychając.- Cholera, flafory jakieś tu pływają, zarodki czy ki diabeł.-po czym zerknęła na mój talerz i podniosła się- Co to da, on jest naszym wychowawcą, zdybie nas prędzej lub później. Myśl lepiej nad jakimś sensownym kitem. Bo jak nie...
-Ej, a ty dokąd?- powiedziałem niewyraźnie, przeżuwając w pośpiechu grzankę, ale ona tylko potrząsnęła głowa i opuściła majestatycznie salę. Błyskawicznie dokończyłem śniadanie i pięć minut potem, kaszląc od flaforów, które niechcący połknąłem, dogoniłem ją przy sali od zaklęć. Wcale nie zdziwiła się na mój widok tylko kontynuowała swój wywód, jakbyśmy nadal byli w Wielkiej Sali.
- Jeśli nie będziemy przygotowani, oberwiemy jak nigdy w życiu. Musimy się wykręcić, poza tym Potter nałgał tak perfidnie, że przydałoby się przy okazji wkopać i jego, nie sądzisz?- spojrzała na mnie wyczekująco, a ja, z marszu łapiąc to jej szybkie, energiczne tempo, dodałem skromnie:
- Właściwie, to…już coś mam.
- Oo.- mile ją zaskoczyłem, bo zatrzymała się i dodała. - Zamieniam się w słuch.
- Chodzi o to, że najlepiej byłoby mu odpłacić w ten sam sposób, w jaki postąpił z nami, pięknym za nadobne. Podkablować go, ale na przykład Filchowi.
- Ale najpierw musiałby czymś zasłużyć na jego wściekłość, chociażby kapką smoczego łajna na ukochanej, wyciumcianej poduszeczce woźnego albo na ukochanej szacie; ma tylko jedną i musiałby chodzić w poplamionej, bo rutynowy odplamiacz jest za słaby.- lubowała się, mrużąc z rozkoszy oczy. Parsknąłem śmiechem a Pansy zawtórowała mi.
- Wiesz, wprawdzie myślałem o czymś innym, ale o łajnie nie zawadzi pomyśleć.- rzuciłem cicho, bo zaczęli się zbierać uczniowie na zajęcia a w chwilkę potem odsunęli się na bok, robiąc wolne miejsce karłowatemu profesorowi Flitwickowi, który zdążał do sali z ogromniastym kluczem.- Opowiem ci na przerwie, ok.?
- Ok.- zgodziła się i powoli weszliśmy za resztą do klasy.
Po zaklęciach mieliśmy zielarstwo z Krukonami. Spacer w kierunku cieplarni wykorzystałem na wyłuszczanie koleżance mojego pomysłu.
- …I rozumiesz, wtedy można by napuścić Filcha w nocy na Izbę Pamięci i odkryłby wtedy cała tę bandę poza dormitorium w nocy. Straciliby punktów, aż miło.
- No tak, ale myślisz, że oni tego nie przejrzą?- powątpiewała Pansy, dotrzymując mi kroku.- Pamiętaj, kim jest Granger. Ona jest piekielnie bystra.
- Nie bądź taką pesymistką, przecież Potter na to poleci, raz, że nigdy nie brał udziału w pojedynku, dwa, że…no, wesz…my się nie lubimy i to bardzo…
- Dobra.-uśmiechnęła się pod nosem.-Tylko wypadnij przekonująco a reszta dopełni się sama.
- A co robimy ze Snapem?- kolejna chmurka na horyzoncie, nadal nie miałem zielonego pojęcia, jak wykręcić się od nieuchronnych kłopotów ze strony opiekuna. –Jeśli zawiedziemy jego zaufanie, to koniec z faworyzacją i przymykaniem oka, chyba nie chcesz się z tym żegnać?
- Wsparcie psychiczne, ujmijmy to tak, wsparcie psychiczne, Draco.- uśmiechnęła się kątem ust i zbiegła z górki. Pomyślała chwilę i wymyśliła:- Bierz przykład z Pottera.
- Pottera?- zbiegłem za nią, prawie przygryzając sobie język.- O czym ty gadasz?
- Rusz głową, Draco, w jaki sposób on nas wkopał?- spojrzała na mnie z ciekawością.
- Eee...-moje ruszanie na wszystkie strony zdało się na absolutne nic.-Powiedział, że chcieliśmy wejść na korytarz…i że …
- No, no…?-zerknęła na mnie, przechylając głowę w bok, jakby wyczekiwała, że zaraz dojdę do sedna. Przymknąłem oczy i zahuczały mi w głowie słowa McGonnagall:”… wpadł w szał, spowodowany tym, że Gryfoni przeszkadzają mu w odkryciu tajemnicy zakazanego korytarza...w efekcie pobił pan pana Weasleya i pana Pottera, którzy próbowali pana odwieść od tego pomysłu, ale bez skutku, jak się okazało”- Odwieść od pomysłu!- krzyknąłem nieco przygłośno ale za to triumfalnie. Pansy najwyraźniej o to chodziło. Ponieważ zbliżaliśmy się już do cieplarni, chwyciła nie tylko szybko za rękę i szepnęła do ucha:
-O to właśnie chodzi! Odwrócenie ról, kapujesz?
Komentarze:
arya Czwartek, 15 Lutego, 2007, 17:46
Mi się podoba Fajne.
Arwena Eowina Black Piątek, 16 Lutego, 2007, 18:58
Nie no boskie W!! tylko Malfoy taki troche przygłupiasty i... miły :o troszeczke moze go zaostrz co?? zabardzo lgnie do pansya przeciez az tak niebyło.... czekam na nastepna tylko taka rada moze troszke króciej pisz bo niektórzyjak widza rozmiary tekstu to odrazu uciekaja ale mi sie podoba ze sobie pozwole zacytowac arya