12.Rozmowa z Flintem, bójka, spotkanie w skrzydle szpitalnym z Pansy
Dzięki za wszystkie komentarze, pozdrawiam fanów! Zapraszam do lektury pierwszego tej wiosny wpisu pamiętnika, którego włascicielem jest jeden z najprzystojniejszych Ślizgonów Ery Potter'a-Draco Malfoy^^^^
***
Totalne zakręcenie. Szał, wariactwo. Ogłupienie.
Śniadanie było jak zwykle genialne, ale miałem dwie sprawy do załatwienia, o wiele ważniejsze od pysznych ciast czy rozpływających się w ustach kremów owocowych; obie sprawy niemiłe więc co rychło ruszyłem z ich załatwianiem.
Na pierwszy ogień poszedł Flint. Akurat pałaszował jakąś (wątpliwego wdzięku) sałatkę więc nie za bardzo zwracał uwagę na to, że ktoś się do niego dosiada.
-Co jest, Flint, słyszałem, że chcesz pogadać o quidditchu?- zagadnąłem go cicho tak, by nikt nie słyszał.
Flint uniósł wzrok znad talerza i spojrzał na mnie z uwagą, a potem otrzepał ręce, wytarł usta i wstał. Ruszył bez słowa w kierunku wyjścia, zarzucając sobie beztrosko torbę na ramię. Podążyłem za nim, bo nie wiedziałem, o co mu chodzi. Zrównaliśmy się w Wielkiej Sali, ale Flint na tym nie poprzestał. Wyprowadził mnie na dwór (deszcz akurat lał i wiało, bo się ostatnio pogoda popsuła, ale co tam, bo ja to nie raz zmokłem) i znowu poczęstował spojrzeniem o zabarwieniu z lekka nieprzyjemnym.
-No dobra...wiem, że chciałeś pogadać o Pansy...ale serio, nie łapię, o co ci chodzi.- zacząłem ugodowo, to była dobra metoda.
-Słuchaj, Malfoy, ja wiem...my jesteśmy przecież z tego samego domu...więc rozumiesz sam, żebyś ty chociaż z Gryffindoru był...musimy żyć w zgodzie.-burknął, nieco się jąkając.
-No jasne.- skrzywiłem się uśmiechopodobnie ale za wcześnie było na pojednanie. Flint zjeżył się i uniósł nieco głowę a potem syknął złowróżbnie:
-Więc grzecznie radzę ci, zostaw ją w spokoju. Ona nie jest dla ciebie, ty jesteś jeszcze mięczak. Ty...chłopie…nie wiesz…nie potrafisz…
-Sorry, Flint, ale wypraszam sobie teksty w tym stylu.- warknąłem. Wkurzyłem się, no! Kaznodzieja się znalazł.- Co ty, chcesz, żebym przestał z nią gadać? Pansy jest moją koleżanką, dogadujemy się dobrze i ona mnie lubi.- ryzykownie podsycałem ogień oliwą z pierwszego tłoczenia złośliwości i gniewu, wyzwolonych przez podświadomość.- Zależy nam na wspólnych konta…-zgrabnie uchyliłem się od solidnego ciosu w twarz.-…ktach i …-zgiąłem się w pół, bo oberwałem w brzuch, na chwilkę tracąc rezon, ale tylko na maleńka chwilkę.- A poza tym, mamy ze sobą wiele wspólnego- ciągnąłem, mocno go odpychając i wymierzając porządnego kuksańca. W następnej chwili nieco zbrakło mi tchu po uderzeniu ale wykrztusiłem-Mamy sprawę do załatwienia i nikt mi nie zabroni się z nią przyjaźnić-sapnąłem ciężko, bo walnięcie z byka w Marcusa Flinta nie jest łatwe-…ani…nic więcCCej- nieco pisnąłem, bo Flint rozłożył mnie na ziemi i zaczął okładać pięściami, prychając i sycząc jak rozjuszony tygrys. Przez chwilę mocowaliśmy się w zajadłym milczeniu, tarzając po mokrej trawie. Poczułem rychło, że brakuje mi już sił, niemniej poddać się nie zamierzałem. Usiadłem mu okrakiem na żołądku (z lubością myślałem o sałatce w jego jelitach, które teraz musiały ulec bolesnemu skurczeniu...)i walnąłem w nos, mówiąc przerywanym głosem:
-Nikt mi nie zabroni, Flint, jak ci się podoba, to umów się z nią ale póki co, woli mn…-nie dokończyłem, bo upadnięcie z dużej wysokości w błocko jakieś kilka-kilkanaście metrów dalej po silnym odrzucie oraz głośny, bardzo głośny, piłujący uszy pisk prawie tuż koło mnie( bynajmniej tak mi się zdawało) o mało co nie odebrał mi zmysłów i przytomności. Nie miałem siły wstać, błoto oblepiało moja szatę, deszcz siekł po twarzy, a jednocześnie wewnątrz czułem ogień, który buzował tak, że nie czułem ani zimna, ani wilgoci, ani bólu-przynajmniej przez kilka sekund, nim zamroczyło mnie i zemdlałem.
Ocknąłem się na łóżku w skrzydle szpitalnym. Cały byłem poowijany w jakieś ohydnie białe, czyste i sztywne prześcieradła. Nad sobą miałem sufit z żyrandolem, którego świeczki płonęły oślepiającym blaskiem. Nagle usłyszałem stukot obcasów i skrzyp krzesła.
-No, jak się masz?- żołnierski głos pielęgniarki zaświdrował mi w uszach, ale zaraz zostało mi to wynagrodzone miękkim szeptem z drugiej strony:
-Draco, mój Boże, jak się czujesz?
-Pansy?- rzekłem nieco ochryple, przekręcając głowę w jej stronę.
W odpowiedzi chwyciła mnie tylko za rękę, ale po szybkim zerknięciu na pielęgniarkę, tylko pogłaskała mnie i odsunęła, by umożliwić opatrzenie mi siniaków, kilku rozcięć i natarć.
-Ciesz się, że nie pękło ci żebro. Niedużo brakowało.-burknęła pielęgniarka, sprawnie oblepiając mnie plastrami i bandażami, smarując maściami i woda utlenioną oraz dźgając różdżką. –Wiele bójek widziałam, ale żeby koleżankę na takie widowisko narażać, to już wstydu trzeba nie mieć.-ofuknęła mnie i, spojrzawszy koso na Pansy, klepnęła mnie po dłoni i powiedziała, tym razem do niej i już zdecydowanie milszym głosem:
-Wyjdzie z tego, ale musi trochę poleżeć. Raptus z niego, oj, porywczy chłopak, widać, że charakterny. Uważaj mi tu na niego, żeby się nie wiercił, a przypilnuj aby wypił wodę z syropem ziołowym.
-Dobrze, proszę pani.- Pansy pokiwała głową, na znak, że rozumie, a kiedy za pielęgniarką zamknęły się cichutko drzwi jej gabinetu, Pansy szurnęła krzesłem i ostrożnie usiadła na krawędzi mojego łóżka.
-Czemu się biliście?- spytała prawie szeptem, bo nagle chyba opanowało ją jakieś wzruszenie czy strach. Patrzyła na mnie nieodgadnionym wzrokiem, a kiedy nie odpowiedziałem, po krótkim wahaniu zeskoczyła i podeszła do okna, odwracając się tyłem do sali.
-Nie przejmuj się tym, Pansy. Zwykłe, koleżeńskie porachunki.-wychrypiałem, bo i mnie zrobiło się jakoś w głębi duszy melancholijnie i grząsko. Nie wiedziałem, co jej powiedzieć, jak wytłumaczyć, a jednocześnie czułem, iż jest świadoma swojego udziału w tej sprawie.
-Jak mam się nie przejmować?- powiedziała nieco głośniej i gwałtowniej, zakładając ręce i zbliżając się do mnie.- Tym razem skończyło się lekko, ale co będzie następnym razem? Marcus to silny chłopak, jak zechce, to powali Hagrida a ja mam się może cieszyć?
Zmilczałem, ale to nie był koniec. Zaczerpnęła tchu i podeszła jeszcze bliżej.
-Wiem, że chodziło o mnie, wiem, że Marcus…że…że mu się podobam, rozmawiał ze mną kilka dni temu…chciał się …umówić ze mną, ale odmówiłam.
Jej głos stawał się coraz cichszy i mniej pewny. Wytężyłem słuch, jednocześnie czując jakiś ucisk w piersiach.
-Powiedz mi, Draco, czy…czy Marcus…chciał, żebyś…żebyśmy…żebyś przestał…
Odwróciłem głowę w jej stronę i dokończyłem za nią, zaciskając zęby:
-Przebywać z tobą? O tak, wspomniał coś o tym.
Bezszelestnie usiadła na moim łóżku, patrząc na mnie w milczeniu, z boleścią w oczach. Jeszcze mocniej zacisnąłem zęby i kontynuowałem, unosząc się trochę na poduszkach:
-Ale wiesz co? Odpowiedziałem mu, że nie zamierzam stosować się do jego reguł. Pan Marcus Flint najwyraźniej nie znosi, gdy ktoś mu odmawia i ot, czemu jestem tu, zamiast błąkać się z tobą po korytarzach w poszukiwaniu Wielkiego Pe.
Swobodne zakończenie trochę uspokoiło Pansy. Spojrzała na mnie z podziwem jakby i spytała cicho, bardzo cicho:
-Naprawdę…odmówiłeś mu?
-No jasne. –spojrzałem na nią z boku i nagle dodałem lekceważąco -Zresztą, wiesz, gdyby chodziło o każdą moją koleżankę, i tak bym w ten sposób postąpił, bo przyjaciół sam sobie wybieram, a nie jakiś goryl.
Mój ton sprawił, że z jej twarzy znikły wszelkie oznaki wzruszenia czy strachu. Na powrót stała się dawną Pansy Parkinson-obojętną, bystrą, pogardliwą Ślizgonką o bardzo ładnych oczach i tęgim umyśle. Znać to było również po jej tonie.
-Ach, tak.-spojrzała na mnie, unosząc leciutko głowę, a potem uśmiechnęła się po swojemu, a ja odwzajemniłem uśmiech. Ups…muszę kończyć, właśnie usłyszeliśmy trzask drzwi ale kroki, które się po tym rozległy nie są bynajmniej energicznym stąpaniem pielęgniarki…to…tak,…nie, to niemożliwe… to kroki NASZEGO WYCHOWAWCY!!!…ups, chyba ktoś tu ma kłopoty…
Chmm..osobiście nienawidze Malfoya,ale osoba ktora pisze ten pamietnik wykazuje sie pomysłami..
~~Harry~~ Niedziela, 03 Czerwca, 2007, 14:08
Też bym mu przywaliła.nieprzejmuj się takim gorylem kyóry za miast mózgu ma orzeszek laskowy.Percy ...i ty no rozumiecie się a on jest oto zazdrosny...ot co.Za pamiętnik daję W i życzę powrotu do "zdrowia".Całuski i pozdrowienia....Dla Drac'a