Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Meg

[ Powrót ]

Niedziela, 15 Lipca, 2007, 06:00

20. Straszna Noc Duchów czyli troll w szkole

Witajcie! Dwudziesty wpis w Pamiętniku przed wami...jest baardzo długi ale wierzę, że wam się spodoba...wskakujcie też do Mślodsiewni!
A teraz słowo do was. Kochani. Najmilsi.Cudowni! Nie spodziewałam się, że tak miło będziecie komentować poprzednią notkę i że pojawi się taka masa komentarzy...naprawdę, jestem bardzo pozytywnie zaskoczona i pragnę z całego serca podziękować wam za to. A więc serdeczne "dziękuję" dla: magdalen1-wiem, że nie muszę, ale to kwestia, co chcę:), Łapka/Madam Malkin, Lili Evans, Herma-a tak a propos, co miało znaczyć "cieszysz się magda"? Prosiłam, nie wpisujcie komentarzy, których treść odnosi sie do innych komentatorów a nie do treeści wpisu!, sQwerty i magdalen1-osobiście bardzo go polubiłam i doceniłam od 6 tomu...a co do Twojego pytania:prowadzę cały dział LOCHY no i od czasu do czasu dodaję newsy. Pamiętnik na razie jest poświęcony 11-letniemu Draconowi,ale zamierzam pisać o całym pobycie tego Ślizgona w Hogwarcie:-P Jeszcze raz dzięki olbrzymiaste dla wszystkich zaglądających, czytających i piszących! Pozdrawiam i zapraszam do lektury...a także do Myślodsiewni, tylko że tam notka pojawi się troszkę później, a nie 6 rano, a dlaczego, wyjaśniam w specjalnym wpisie zatytułowanym "UWAGA".
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Wieczerza w Noc Duchów miała się odbyć nieco wcześniej niż zazwyczaj- około 17.
W domu zawsze obchodziliśmy tę noc u znajomych rodziców, najczęściej na jakichś ekskluzywnych bankietach albo kolacyjkach towarzyskich. Ojciec pozwalał mi wypić pół swojego kieliszka szampana, mimo że matka patrzyła na to krzywo. Oczywiście, nigdy nie przebierałem się, gosposia mówiła, że podobno, jak byłem jeszcze taki mały, że nie rozumiałem słowa „Hogwart”, czasami lubiłem wygłupiać się i wdziewać jakieś ciuchy dorosłych, ale te czasy dawno minęły i prawdę mówiąc, ja tego nie pamiętam. Zawsze dostawałem moc słodyczy, czekoladek, landrynek, smażonych w cukrze owoców, suszonych jabłek i lizaki, ale ojciec wieczorem, ha, praktycznie w nocy, przychodził do mnie, gdy już leżałem u siebie w łóżku i dawał mi galeona na „moje drobne wydatki”.
Tutaj była to moja pierwsza Noc Duchów, spędzana poza domem (każdą spędzałem poza domem, chodziło mi o to, że bez rodziców) ale rzecz jasna, poranna poczta przyniosła mi wielkie pudło pełne moich ulubionych słodyczy. Podzieliłem część między kolegów, a resztę schowałem, do pudła mama dołączyła jakiś liścik, na końcu dopisał się też ojciec, jak zwykle zwięźle, szorstko i rzeczowo-to lubię!
Cały dzień był nawet w sumie fajny, choć McGonnagall nie przeszło nawet przez myśl, by nie zadać nam wielkiego wypracowania na temat roli obchodów pogańskich dla przemian transmutacyjnych w środowisku zwierzęcym.
Cała szkoła była pełna tajemnicy i nastroju oczekiwania, częściej niż na co dzień po korytarzach błąkały się duchy, a niektórzy z Gryffindoru nawet im się kłaniali i bąkali jakieś powitanie. Co do nas, ze Slytherinu- bez przesady. W dodatku jedyny „nasz” duch, to Krwawy Baron, a przed nim respekt ma nawet uosobienie złośliwości, to jest poltergeist Irytek, a co tu dopiero o nas mówić! Nie żebym był jakiś specjalnie strachliwy, nie, nie! Ja tylko nie odczuwam przyjemności przy spotkaniu z Baronem, to wszystko.
W Wielkiej Sali w powietrzu unosiły się wydrążone dynie, które wieczorem rozjarzyły się, ukazując straszliwe gęby, wydrążone przez grono pedago i Hagrida.
Przyznam szczerze- sala o zmroku wyglądała fantastycznie! Kiedy zajmowałem miejsce za stołem razem z innymi Ślizgonami, pomyślałem sobie nawet, że może być fajniejsza zabawa niż na kolacji u któregoś ze znajomków moich rodziców.
Pansy, siedząca kilka miejsc dalej, koło naburmuszonej Millicenty (okazało się, że jej matka w tym roku nie została zaproszona na spotkanie u pani Tercinson, bo pani Tercinson nie pochwala Hogwartu, dlatego też m.in. swoją córkę, Lorraine posłała do Durmstrangu-szkoda, że nie jestem synem pani T.), zdążyła wziąć do ręki widelec, kiedy nagle z talerza, na który chciała nałożyć sobie kawałek rolady owocowej, wynurzył się…Krwawy Baron. Ja o mały włos nie wrzasnąłem, to chyba tylko dlatego że Pansy szybko się opanowała, poprzestała na silnym wstrząśnięciu się.
-Dobry wieczór, Krwawy Baronie.- chwilę później usłyszałem jej układny głosik i spojrzałem na nią z najwyższym zdumieniem, ale ona mówiła dalej, nie patrząc na mnie, całą uwagę skupiwszy na ponurym jak noc duchu, który zawisł kilka centymetrów nad jej talerzem, patrząc na nią zimno.- Mam nadzieję, że dziś wieczór czuje się pan znakomicie.
-Owszem, dziękuję.- odparł.
- To dobrze…wszystkiego najlepszego z okazji Nocy Duchów…- mówiła dalej z pozoru niewinnie. –Tak właściwie, to co duchy robią w taka noc? Straszą bardziej niż dotychczas?
- Noc Duchów nie jest celebrowana przez duchy w sposób wyobrażalny dla przeciętnego człowieka.
- Ale może…macie jakieś spotkania, rozmowy…imprezy…-wymyślała Pansy a coraz więcej jej sąsiadów zaczynało się na nią gapić z pomieszaniem. Nic dziwnego, takich bzdetów chyba niewiele osób potrafiłoby wymyślić, ale załapałem, o co jej chodzi.
- Na przykład w korytarzu na trzecim piętrze, tym, co jest zamknięty?- dodałem w tym momencie, wychylając się lekko w stronę Barona i rzucając Pansy porozumiewawcze spojrzenie. Krwawy Baron przeszył mnie przerażającym spojrzeniem swoich przerażających oczodołów i zrobił taki ruch, jakby chciał odpłynąć gdzieś indziej, ale Pansy szybko dorzuciła poufnym i nadal uprzejmym tonem:
- Nie musi pan nam odpowiadać, po prostu myślimy, że taki opustoszały, odizolowany od czeredy hałaśliwych dzieciaków korytarz jest idealnym miejscem na spotkania, a poza tym na pewno zmieści się tam wiele duchów…
- Na twoim miejscu nie byłbym taki pewien, że to takie urocze i opustoszałe miejsce.- tak brzmiała kwaśna odpowiedź Barona, po której de facto opuścił część Sali zajętą przez stoły Slytherinu i wniknął w ścianę za stołem nauczycieli. Ja zaś uczułem gwałtowną potrzebę porozumienia się z Pansy więc bez wahania chwyciłem puchar z sokiem dyniowym i, wychylając się, udałem, że „niechcący” wypuściłem go z dłoni prosto na szatę Millicenty, następnie wysłuchałem w spokoju kilkunastosekundowego steku przekleństw i gróźb, bowiem wiedziałem, iż cel został osiągnięty: Millicenta z wściekłością na twarzy opuściła Salę a ja mogłem zając jej miejsce.
- Co ty na to?- spytałem szeptem, pochylając się trochę w jej stronę, by nałożyć sobie parę babeczek z ciasta ziemniaczanego z owocami morza i serkiem ziołowym.
- Tak, jak myślałam. Korytarz nie jest pusty i kryje się w nim coś, co może sprawić, że staną nam włosy dęba na głowie.- odparła, z uwagą krojąc ciasto i obserwując spode łba naprzeciwległy stół.- Patrz, gdzie się podziała nasza kochana szlama? Nie ma jej z Gryfonami…- zauważyła ale zaraz potem dodała z westchnieniem: -Sam słyszałeś, on z nas jawnie szydził. Ciekawa jestem, czy duchy się tam czasem zapuszczają?
- Trzeba było zaspokoić ciekawość, kiedy jeszcze tu był.- mruknąłem ponuro, także spostrzegając, że Granger nie ma przy stole Gryffindoru.- Może siedzi w bibliotece i pisze kolejny referat na trzy rolki…- uśmiechnąłem się do siebie pod nosem i zjadłem kawałem babeczki po czym zawyłem lekko, krzywiąc się i dławiąc: -A fe, to ciasto ma jakieś świństwo w środku!
- Co ty wyprawiasz, połknąłeś za dużo czy co? No już, wypluj to.- syknęła Pansy, waląc mnie po plecach.-Draco, uspokój się, bo zaraz tu przyjdzie Snape, gapi się na nas od pięciu minut…
- N-nie mogę…, mam go gdzieś, moż-że przyj-przyjść!-dalej krztusiłem się i dławiłem, próbując wypluć ciasto, ale miałem wrażenie, jakby przylepiło mi się do gardła. Pansy walnęła mnie zdrowo a ja omal nie walnąłem głową w półmisek z roladkami.- Zwariowałaś? To nic…n-nie da…whrhghhhprhhhrrr…
- Panie Malfoy, źle się pan czuje?- usłyszałem nagle koło siebie głos mojego wychowawcy więc zwróciłem na niego twarz i., powstrzymując łzy bólu, cisnące mi się do oczu, pokiwałem głową. Snape uniósł brwi o jakieś trzy milimetry i, spojrzawszy na Pansy, zakomenderował chłodno i oschle:
- Idź z nim do pani Pomfrey, tylko nie włóczcie się po korytarzach.
- Tak jest, panie profesorze.- Pasy posłusznie uniosła się zza stołu, i, walnąwszy mnie jeszcze raz solidnie o plecach, poprowadziła ku wyjściu. Zaledwie znaleźliśmy się przy schodach, zatrzymała się gwałtownie i syknęła mi do ucha niecierpliwie:
- Świetnie, Draco, muszę przyznać, że nawet ja się nabrałam, ale już możesz skończyć, nikogo tu nie ma.
- Hoo?- zwróciłem na nią wzrok, nie rozumiejąc, o czym mówi. Czułem się coraz gorzej, miałem wrażenie, że zaraz się uduszę.
- O matko no, nie musisz już udawać, dobrze wiem, o co ci biega, tylko musimy się naprawdę pospieszyć, jeśli chcemy załatwić ten przeklęty korytarz, zanim Snape pośle kogoś po nas.- spojrzała na mnie z rosnącą irytacja i widząc, że jestem kompletnie otumaniony, wnerwiła się nieźle:
- Do jasnej cholery, przestań już symulować i weź się w garść, jeśli chcesz iść korytarz! Swoją drogą, zanim zacząłeś zgrywać Wielkie Zakrztuszenie, mogłeś to uzgodnić ze mną, nie jestem do końca przekonana, że to najlepszy sposób…czyś ty do reszty zgłupiał?!- potrząsnęła mną ale w tym momencie akurat miałem już powyżej uszu tej całej sytuacji. Odepchnąłem ja silnie i powiedziałem ze złością, mrużąc oczy od łez i zaciskając zęby:
- Yaa nie udauee, hooowq hszyczehiuoo mi fie do harduaaa!
Co miało znaczyć: „Ja nie udaję, coś przyczepiło mi się do gardła!”. Pansy opadła szczęką, ale zaraz spojrzała na mnie z uwagą i chyba trochę się przejęła. Powiedziała rzeczowo, kiedy pierwszy szok jej minął:
- Ee…sorry, myślałam, że się zgrywasz…ale coś ty zjadł, że tak cię trzyma? Co takiego było w tej babeczce? Wolisz do łazienki czy do pielęgniarki? Nie musisz mówić, tylko kiwnij głową: łazienka?
- Yhyy.- potaknąłem głową i spróbowałem bezskutecznie przełknąć ślinę. Pansy objęła mnie silnie i ruszyliśmy na piętro. Po dwóch minutach byliśmy w łazience na drugim piętrze. Zatrzymałem się gwałtownie i, powstrzymując dławienie pokręciłem głową, wydając odgłosy protestu. Pansy zatrzymała się i zdziwiła się:
- No, co jest? –spojrzała za mną na tabliczkę nad odrapanymi drzwiami i jęknęła ze znudzeniem:- Ojejku, nie marudź, wiem, że to łazienka dla dziewczyn, ale tu i tak nikt nie wchodzi, daj spokój, właź. – z tymi słowy popchnęła mnie silnie, otwierając uprzednio drzwi a zaraz potem musiała mnie przytrzymać, bo omal nie rymsnąłem na dziób na tej idiotycznej, śliskiej podłodze. – Mówiłam, że tu jest nietypowo.- wyszczerzyła zęby, ale widząc, że nie mam nastroju do żartów, wskazała mi rząd częściowo zdemolowanych i zapuszczonych kabin. Wszystkie były pootwierane poza jedną, z której dochodziło ciche chlipanie. Spojrzałem na Pansy krótko ale ona potrząsnęła głową i rzuciła prawie szeptem: -Tu przychodzi tylko ta cała Jęcząca Marta, duch tej laski-okularnicy, wiesz, wiecznie zabeczana i żałosna.- zrobiła grymas i stanęła wyczekująco koło kranów, wskazując mi jeszcze raz spojrzeniem kabiny. Wszędzie było bardzo ślisko. Niepewnie ruszyłem w kierunku jednej z nich, ale kiedy znalazłem się w środku, odetchnąłem z ulgą- tu przynajmniej można było przysiąść na klozecie, tyle że ledwie zdążyłem to zrobić, zemdliło mnie tak strasznie, że, chcąc podnieść jak najszybciej klapę, pośliznąłem się i uderzyłem się w czoło, przewracając kubełek ze szczotką i mocząc sobie ubranie; póki co jednak nie zdążyłem się wściec bo w chwilę potem to coś, co tak mnie dławiło, spoczęło już wewnątrz klozetu a ja, oddychając głęboko, wpatrywałem się w to coś z rosnącym obrzydzeniem.
- T wiesz, co to było?- spytałem w chwilę później Pansy, czekającą na mnie z niepokojem przy poobtłukiwanych kranach, kiedy wydostałem się z kabiny, unikając już na szczęście upadków.
- Nie mam pojęcia ale mam nadzieję, że już ci lepiej.- obrzuciła mnie wzrokiem pełnym rosnącego rozbawienia:- Musiało to być coś wielkiego, skoro tak z tym walczyłeś, że jesteś cały poobijany i mokry.- spojrzała na moją minę i wybuchła śmiechem, ale zaraz pohamowała się i, kryjąc śmiech, zapytała z udaną powagą: -Co to było, lew? A może troll?
- Skończ już może, dobrze? Nie, nie był to ani lew ani troll tylko mały parszywy krab, trzymał mnie szczypcami za gardło.
- Hahahahaha…no, nie żartuj…serio?- roześmiała się znowu, ale uspokoiła się, bo wyszliśmy na korytarz.- Ożesz ty, co tak śmierdzi?
- Ciekawe…czosnek jakby…i stare skarpetki…pleśń i zjełczałe masło.- Pansy udała, że wącha, ale zaraz skrzywiła się więc ostrzegawczo rzuciłem:
- O nie, może już ty lepiej nie delektuj się tym zapachem, bo jak jeszcze ty będziesz…-urwałem, bo Pansy nagle trzepnęła mnie w rękę dłonią, nasłuchując.-Ciii…Zdawało mi się, że ktoś biegł…
- Halucynacje masz, chodźmy lepiej pod ten korytarz.- pociągnąłem ją za dłoń.
Szliśmy bardzo szybko, ale nagle stanęliśmy jak wryci, już prawie dochodząc do schodów wiodących na trzecie piętro. Ohydny zapach nasilał się, w dodatku ja też usłyszałem wyraźne, dudniące kroki a przed nami wyrósł z powietrza Irytek.
- Ooo, maluchy z pierwszej klasy zapędziły się na zakazane piętro? Niedobrze, oj, niedobrze…
- Spadaj stąd, Irytku!- syknąłem z wściekłością ale w tym samym momencie posłyszałem gorączkowy szept Pansy:
- Nie drażnij go, bo wpakuje nas w tarapaty, z których nigdy się nie wygrzebiemy!
- Za późno.- odmruknąłem i spróbowałem wyminąć Irytka i wbiec po schodach, ale on wybuchł złośliwym śmiechem i „podstawił mi nogę”, co skończyło się dla mnie nienadzwyczajnie- nie dość, że poleciałem znowu na twarz, to jeszcze zszorowałem się po schodach w dół. Kiedy wstałem i otrzepałem się, Irytek dalej pękał ze śmiechu, więc zamierzyłem się na niego, ale zrobił taki unik, że znowu się przewróciłem.
- Przeklęty poltergeist!- wrzasnąłem i chciałem dalej o atakować, choć Pansy trzymała mnie bardzo mocno za szatę, mówiąc z naciskiem:
- Zostaw go, chodźmy, odczep się od niego!
- Tiu, tiu, no dalej, mały chłopczyk chce się bić?- kpił w najlepsze Irytek, siadając wygodnie z założonymi nogami na poręczy i patrząc na mnie oczami pełnymi pogardliwych iskierek.
- Dobra, już idę!- warknąłem do Pansy ale właśnie w chwili, kiedy mieliśmy się ruszyć, usłyszeliśmy głuchy warkot i odgłos odpieczętowania tajnego przejścia. Zmartwiali ze strachu (Irytek zniknął z cichutkim pyknięciem) odważyliśmy się tylko spojrzeć lekko do góry z tej części schodów, do której udało nam się dojść.
Ciężka płyta w pobliżu drzwi do korytarza odsunęła się ze chrzęstem a zza niej wyszedł szybko zaniepokojony Severus Snape. Rozejrzał się raz-dwa i prawie podbiegł do korytarza, nacisnął klamkę, by sprawdzić, czy drzwi są zamknięte, ale one były otwarte…
- O cholera…-szepnęła prawie niedosłyszalnie Pansy, wpatrując się w scenę powyżej i nie mogąc najwidoczniej się ruszyć z wrażenia. Snape wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi ale i tak dał się słyszeć głuchy warkot i szczekanie.
Miałem wielką ochotę podejść tam, ale strach na myśl o tym, co będzie, gdy ktoś nas tu przyłapie w takim momencie nie pozwalał mi się ruszyć. Pansy szarpnęła mnie za rękaw i szepnęła błagalnie:
- Lepiej zmywajmy się stąd…chociaż taka okazja może się już nie powtórzyć…
- WSZYSCY UCZNIOWIE NATYCHMIAST UDAJĄ SIĘ DO SWOICH DOMÓW POD OPIEKA PREFEKTÓW!- usłyszeliśmy nagle głos dyrektora, zupełnie jakby stał koło nas- Pansy aż obejrzała się ze strachem.
Z dźwiękami komunikatu kłóciło się warczenie i szczekanie, najwyraźniej dochodzące z zakazanego korytarza…
- No CHODŹ! – Pansy szarpnęła mnie mocniej i nie powstrzymywała już głosu, zresztą komunikat grzmiał tak, że z powodzeniem mogłaby wrzeszczeć ile sił w płucach a i tak nikt na trzecim piętrze nie usłyszałby jej.
- Tylko zajrzę, nic mi nie będzie!- rzuciłem jej przez ramię, skacząc po dwa stopnie do góry ale ona skoczyła za mną.
Zdążyłem dojść do połowy schodów, gdy drzwi korytarza zakazanego otwarły się i wytoczył się z nich Quirell, prawie obezwładniony przez Snape’a. Obaj dyszeli i kaszleli, Snape odwrócił się i kopnięciem zamknął drzwi, co i tak nie zagłuszyło warczenia i ujadania psa a potem chwycił Quirella za szatę na piersiach i uderzył nim o ścianę; prawie równocześnie też obaj zaczęli krzyczeć.
Szczerze mówiąc, przerażenie sprawiło, że zastygłem w bezruchu jak słup soli, ale Pansy, której chyba ze strachu siły przybyło, pociągnęła mnie do tyłu. Ledwo odzyskałem równowagę, rzuciłem się za nią biegiem, starając się robić jak najmniej hałasu, jednakże i tak serce waliło mi jak oszalałe. Pędziliśmy korytarzem, aż dopadliśmy pierwszych lepszych schodów na dół, na drugie piętro.
- Quirell próbował coś robić w korytarzu a Snape go dorwał!- rzuciłem dysząc, kiedy znaleźliśmy się na drugim piętrze, nie przerywając opętańczego biegu ani na chwilę. Nagle do naszych uszu dobiegł inny ryk i jakiś potworny wrzask o wysokiej tonacji, z innej strony i o wiele bliżej. Ponadto dudniące kroki były znowu słyszalne, lepiej niż dotąd. Zatrzymaliśmy się, skonsternowani aż nagle zobaczyłem, że Potter i Weasley wpadają do Łazienki Jęczącej Marty, majaczącej na końcu korytarza i zatrzaskują drzwi za sobą. W ciągu tego ułamka sekundy, nim je zamknęli, zdążyłem ujrzeć klęczącą na podłodze Granger, którą prawie całkowicie przysłaniał jakiś ogromny stwór z maczugą. Pansy kwiknęła i pociągnęła mnie w drugą stronę.
- Tędy!- zawołała wysokim głosem, wskazując kręte schody kawałek dalej i ciągnąc mnie w ich kierunku tak mocno, że nawet gdyby ochota do podejrzenia, co robią ci trzej Gryfoni w obliczu tego potwora przemogła moje zaszokowanie, nie zdołałbym się jej wyrwać. Najwyraźniej i ona zobaczyła wnętrze Łazienki i stwór wprawił ja w panikę.
Bez słowa chwyciłem ją mocno za rękę i puściliśmy się galopem wybranymi schodami, nie odzywając się do siebie, dopóki nie napotkaliśmy spłoszonych uczniów, umykających z Wielkiej Salki do pokojów wspólnych.
Ledwo zdążyliśmy zeskoczyć na podłogę Sali Wejściowej, z Wielkiej Sali wybiegło kilkoro nauczycieli, w tym McGonagall oraz dyrektor i tajnym przejściem za jedną ze zbroi udali się chyba na wyższe piętra zamku.
- Malfoy, Parkinson, co wy tu robicie? Ale już do salonu, jazda!- ryknął ktoś na nas w tym samym momencie a kiedy podskoczyliśmy z przestrachu, że to Snape, okazało się, że to tylko nasz prefekt, zdyszany i spocony, stojący w zejściu do lochów. Kiwając głowami i dysząc, spełniliśmy jego rozkaz.
W pokoju wspólnym byli już wszyscy z naszej klasy a także sporo starszych uczniów, ale ci dyskutowali poważnie, skupieni razem w kącie za kominkiem.
Zerknąłem na Pansy: wciąż oddychała ciężko, ale nie była już taka blada, jak na drugim piętrze i najwyraźniej wracała szybko do siebie. Odgarnęła włosy z czoła i padła na fotel w pobliżu Millicenty, Joanny i Franceski, które żywo rozprawiały o nagłej zmianie sytuacji. Ale poprzestała na słuchaniu.
Po namyśle usiadłem koło niej i zagadnąłem cicho, tak żeby tylko ona mnie słyszała:
- Co to było, tam, w tej łazience, że tak się przeraziłaś?
- To był troll. Górski.- wyjaśniła po chwili niechętnie, zamykając oczy i odchylając głowę na oparcie. Po dłuższej przerwie dodała: -Jeden taki zabił moją siostrę Elinę, trzy lata temu. Byłyśmy na wakacjach u babci, w Szwajcarii, w górach. Chciała, żebyśmy nazbierały jej poziomek na skraju lasu, ale zabroniła nam wchodzić głębiej ze względu na różne stworzenia, które tam żyją na wolności. Elina zobaczyła polanę pełną pięknych poziomek, soczystych, dużych…ale o kilka stóp od granicy lasu w jego głąb. Nie chciałam tam iść, mimo że wydawało mi się, że tak blisko granicy nie może być niebezpiecznie a poziomki, które zbierałyśmy dotąd na łące były naprawdę niczym w porównaniu z rosnącymi w lesie. Nie wiem, dlaczego zgodziłam się iść tam razem z Eliną…obiecywała mi, że wrócimy za dwie minuty…na początku chciała iść sama ale powiedziałam, że samej jej nie puszczę…zdążyłyśmy zebrać kilka garści owoców kiedy na ścieżce nieopodal pojawił się troll, trochę niższy od tamtego i młodszy…Elina przestraszyła się i zaczęła strasznie płakać oraz krzyczeć. Próbowałam ją uciszyć, bo wiedziałam, że jeśli już staniesz oko w oko z trollem, powinieneś zachowywać się jak najspokojniej, jednocześnie wycofując się do ewentualnego wyjścia czy, w naszym wypadku, terenu bezpiecznego. Niby odległość była niewielka, mogłam przebiec ją z Eliną zanim troll dopadnie nas…ale ja też spanikowałam…straciłam głowę, zaczęłam krzyczeć. Chwyciłam ją na ręce i próbowałam powoli się wycofać ale wtedy on…ten troll…wściekł się. Podniósł z ziemi jakiś kij, wielką gałąź i ruszył z nią na nas…zaczęłam biec ale nagle potknęłam się i upuściłam Elinę… zerwałam się, żeby znowu wziąć ją na ręce, leżała kilka kroków ode mnie, ale wtedy troll zamierzył się gałęzią na nas, nie zdążyłam nic zrobić, bo walnął gałęzią między nas a potem, w mgnieniu oka podniósł ją drugi raz…Elina cały czas strasznie krzyczała, była taka malutka i bezbronna…wyciągała ręce do mnie…chciałam zakryć ją sobą, ale wtedy usłyszałam krzyk babci, która pojawiła się na skraju lasu a…a troll podniósł Elinę do góry swoją wielką łapą…przyjrzał się jej…i uderzył w nią gałęzią…jak w muchę…zanim babcia obezwładniła go, było po wszystkim…puścił ją na ziemię a sam przewalił się do tyłu…pamiętam, że obie potwornie krzyczałyśmy i płakałyśmy a babcia bardzo mocno mnie tuliła i nie chciała dopuścić do…do Eliny…sama zaniosła ją do domu…a raczej to, co z niej zostało.
Pansy otarła szybko dłonią oczy i wstała. Wstałem również i chwyciłem ją za rękę.
- Przykro mi, nie wiedziałem.
- Dzięki.- spojrzała na mnie bardzo…sam nie wiem, jak to opisać, ale nie o Pansy powiedziałbym, że rozkleiła się. Uścisnęła mnie szybko i szepnęła: -Pójdę się położyć, dobranoc, Draco.
- Dobranoc.
Ja również położyłem się niedługo potem bo prefekci nas gonili do łóżek ale nie mogłem długo zasnąć i leżałem w ciemności, myśląc o tym, co się zdarzyło dzisiejszej nocy. Oczywiście, efektem były koszmary z wielkim trollem, który czekał na mnie w zakazanym korytarzu a na jego głowie siedział Quirell, który mówił mu, co ma robić…potem pojawiła się twarz Snape’a w ogniu, który mówił: „Zabroniłem ci tu przychodzić to teraz masz za swoje…on cię zabije…i Pansy też” a kiedy zacząłem krzyczeć, troll znikł, Snape rozpłynął się we mgle i pozostała tylko ciemność, w której słyszałem płacz dziecka i kogoś, kto wołał z rozpaczą: „Elina!” a potem to było już rano i musiałem wstawać, żeby wyłączyć budzik, wyjący niemiłosiernie przy moim łóżku.

Komentarze:


sQwerty
Niedziela, 15 Lipca, 2007, 10:53

Fajne i wciagajace :D Podobalo mi sie. Fakty zgadzaja sie z Twoim opisem. Zapelniasz luki ktore nie byly ukazane w ksiazce i to jest ciekawe bo nie wiemy dokladnie co dzialo sie. Troche literowek ale o to sie nie czepiam bo raczej zwracam uwage na tresc i nie mam zadnych zastrzezen :D Gratuluje i czekam na kolejna notke:) A tak w sumie to jestem pierwsza fajnie!!

 


magdalen 1
Niedziela, 15 Lipca, 2007, 17:07

Ja eż nie zwracam uagi na lierówki tylko czytam notkę.Ocena oczywiście P+++

 


herma
Poniedziałek, 16 Lipca, 2007, 11:18

Zgadzam się z magdalen1, ale daje W i same plusy!!!!!!!!!!!!!!

 


Julicious(Padma Patil)
Środa, 18 Lipca, 2007, 21:21

Super! Tj. napisała poprzedniczka-bardzo dobrze uzupełniasz luki w książce historią Draco:-)!
Ładnie stylicztycznie i językowo.
W:D

 


..::Pau-Linka::..(James)
Środa, 18 Lipca, 2007, 22:09

Wow, ale dłuuuuuga notka :D super :) W

 


GarenMD
Środa, 25 Lipca, 2007, 19:11

Jak ja tu dawno nie byłam... Nadrobiłam już wszystko i muszę stwierdzić, że Idzie Ci coraz lepiej i z pewnością zasłużyłaś na W z wielkimi plusami:))

 


Zuzia95(Tonks)
Niedziela, 05 Sierpnia, 2007, 16:47

Notka bardzo fajna.Daję P+
Zapraszam do pamiętnika Tonks,bo dzisiaj pojawiła się nowa notka!!!!!!!
Pozdrawiam :)

 


sQwerty
Niedziela, 05 Sierpnia, 2007, 21:36

YHMmmm.Przypominam o DACIE. Dzisiaj 5 SIERPNIA. To gzie sie blaka notka?? Voldemort ja ZACZAROWAL??

 


fajo;jksg
Piątek, 10 Sierpnia, 2007, 19:17

dobani

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki