Wybaczcie że źle dodałam wpis...mój błąd :P Dzięki za komentarze!
***
Głupich nie sieją, sami się rodzą…ale to, co dzieje się w tej szkole, przechodzi ludzkie pojęcie i granice tolerancji! Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co opowiedziała mi dzisiaj Pansy podczas przerwy na 2 śniadanie.
- Weasley powiedział Granger coś do słuchu, że się wymądrza i że nikt jej przez to nie lubi ta się rozryczała i poszła do łazienki a Potter i Weasley zorientowali się, że jej nie ma na uczcie, dopiero po tym, jak Quirell wpadł do sali, wołając, że w szkole jest troll. Wszyscy zaczęli panikować, uczniowie mieli iść do pokojów wspólnych ale Potter i Weasley uświadomili sobie, że Granger nic nie wie o trollu, bo ciągle siedzi w łazience więc urwali się i poszli na drugie piętro. Tam natknęli się na trolla i postanowili zrobić go w konia, tj. zamknęli go w pierwszym lepszym otwartym pomieszczeniu i już mieli odejść, zadowoleni z siebie, na poszukiwania tej szlamy, kiedy usłyszeli jej wrzaski- okazało się, że zamknęli tego trolla w łazience, w której siedziała Granger. Podobno znokautowali go maczugą i już mieli wychodzić, kiedy nakryli ich nauczyciele, Snape też. Granger zełgała, żeby nie wpadli w kłopoty, że chciała sama obezwładnić trolla i dlatego wyrwała się spod opieki prefekta a ci dwaj uratowali jej życie. Dzięki temu nie stracili bez mała stu pięćdziesięciu punktów, jakie należało im odjąć za złamanie regulaminu i zarządzeń dyrektora, a dostali pięć punktów za ujście cało ze spotkania z dorosłym górskim trollem.
- A co Snape, nie optował za odjęciem im punktów?- zadziwiłem się, prawie opluwając się sokiem ale Pansy pokręciła głową.
- No właśnie, to mnie dziwi, bo przecież okazja była idealna, ale skoro to McGonagall ich odnalazła i dodała te punkty, to co miał do gadania? Tylko że dziwi mnie jedno…jakim cudem znaleźli się w łazience na drugim piętrze skoro dwie chwile wcześniej byli na trzecim i kłócili się pod zakazanym korytarzem…
- Zaczęli się kłócić, kiedy my nawialiśmy…biegliśmy około półtorej minuty a przy dwóch zobaczyliśmy, że Potter i Weasley wpadają do tej łazienki Jęczącej Maty…czyli dopiero zaczynali walczyć. Załóżmy, że walka trwała pięć minut, no, z dziesięć…zgadza się, my już byliśmy w pokoju, kiedy McGonagall i reszta ich dorwała.- myślałem na głos a potem westchnąłem.- No ale wiesz co, gdyby to o nas chodziło, już dawno dostałbym co najmniej wyjca od ojca…a oni ilekroć mają kłopoty, nie dość, że wychodzą z nich cało to jeszcze z nagrodą i chwałą! To jest niesprawiedliwe, nie spocznę, póki ich nie wkopiemy.
- Mnie bardziej zastanawia, co Quirell robił na trzecim piętrze i czemu Snape był na niego zły.- Pansy wzięła torbę. –Skończyłeś? To chodź, pójdziemy już pod klasę.
- Wiesz co, ta cała sprawa zaczyna być coraz bardziej podejrzana…ten pies w korytarzu, troll, Snape i Quirell…o co oni wszyscy grają?
- No właśnie, ten pies też jest jakiś niezwykły: musi być bardzo duży, a to znaczy, że korytarz też musi być szeroki…po co ktoś zamykałby psa w korytarzu? Nie wierzę, że to on jest stawką, Dumbledore nie zakazałby zbliżać się nieupoważnionym do części szkoły tylko dlatego, że ma tam psa…to już bardziej podobne do tego olbrzyma, gajowego, jak on ma…Hagger?
- Hagrid.- myślałem w skupieniu. Mieliśmy wiele elementów ale brakowało nam czegoś, co mogłoby je połączyć w sensowną całość.
Doszliśmy do klasy od eliksirów i usiedliśmy pod ścianą. Milczeliśmy przez chwilę, zajęci własnymi myślami, kiedy Pansy odezwała się niby obojętnym głosem:
- Draco…przepraszam, że tak się wczoraj rozkleiłam idiotycznie…spanikowałam…to ten troll.
- Jasne…ee…w porządku., Pansy, każdy by…-z zaskoczenia długo nie wiedziałem, co powiedzieć. Spojrzała na mnie z obawą a potem uśmiechnęła się i powiedziała cicho: -Dzięki, że mnie rozumiesz,
- Taa…w porządku.- spróbowałem się uśmiechnąć ale jakoś mi nie wyszło, zresztą w tej chwili nadeszli Gryfoni, żywo o czymś rozprawiający.
- A co z Flintem? Mówiłaś, że może nam jakoś pomóc…-przypomniałem, odchodząc w kąt, żeby nas nie podsłuchano.
- Nie rozmawiałam z nim jeszcze, ale chyba w tej sytuacji niewiele nam może pomóc…zobaczę się z nim dzisiaj po treningu. Patrz, oni wyglądają , jakby coś wiedzieli…
Spojrzałem za nią na Pottera, Weasleya i Granger…faktycznie, mieli podejrzane miny i rozglądali się uważniej niż dotąd. Nie zdążyłem zainteresować się tym bliżej, bo drzwi klasy otworzyły się i Snape kazał nam wchodzić. Kiedy go mijałem, zauważyłem, że utyka…czyżby był to jakiś skutek wycieczki na trzecie piętro?
Po południu zaczęło wiać i zrobiło się naprawdę nieprzyjemnie ale Flint nie odwołał treningu; mam wrażenie, że wściekłość za sobotnią porażkę trzyma go jeszcze równie mocno-tym lepiej dla naszej drużyny. Musimy wygrać!
Pansy bardzo nalegała, bym z nią poszedł na ten trening, chociaż nie chciało mi się, bo raz, że było zimno jak skurczybyk, dwa, że nie bardzo mi się uśmiechało bić czołem przed kolesiem, który pobił mnie niedawno, a trzy, musiałem odrobić esej z zaklęć, matka się piekliła w ostatnim liście o moje oceny (nie moja wina, że zadają takie trudne zadania, ja robię co w mojej mocy a też ambicji powyżej Z nie mam, bo co mam umieć, i tak już umiem, zwłaszcza że najbardziej liczy się dla mnie obrona przed czarną magią…szkoda, że Quirell nie uczy nas jej bardziej ciekawie i praktycznie, ale lepsze to niż zajęcia z Upiorem;-/) ale w końcu zgodziłem się.
Flint trenował bardzo ostro, trening przedłużył się do trzech godzin, bo ciągle źle wychodził jeden zwrot. Siedzieliśmy na trybunach, moknąc i marznąc ale Pansy nie poddawała się; zdawała się tez nie widzieć mojej rosnącej irytacji…a prawda była taka, że szlag mnie trafiał, gdy tylko myślałem o tym, co straciłem: wygodne krzesło w ciepłej bibliotece i dwie godziny czasu na odwalenie nieprzyjemności przy pomocy magicznej ściągawki i pióra Wszechwiedzącego (trochę mi się psuje i myli się w rachunkach, ale nowych nie produkują, bo szkoły zakazały chybaL). Próbowałem się opanować ale bezskutecznie- gdybym chociaż to ja latał tam w tym deszczu…wreszcie trening dobiegł końca, ale byłem już tak wyczerpany, że na samą myśl o gadaniu z poirytowanym kapitanem drużyny robiło mi się słabo. Rzuciłem do Pansy, że poczekam na nią w szkole i opuściłem boisko.
Zaledwie jednak zamknąłem za sobą bramkę, zobaczyłem, że ze szkoły wychodzą trzy osoby, skulone i zbite razem. zaciekawiony, kto wybrał się na przechadzkę w taką pluchę i przecierając raz po raz od deszczu oczy, ruszyłem za nimi niczym wytrawny szpieg. Po dwóch minutach nabrałem pewności i satysfakcji: oczywiście Święta Trójca Gryffindoru! Zmierzali najwyraźniej w kierunku Lasu Zakazanego co nie wzbudziło we mnie zachwytu ale, rad nierad skradałem się za nimi z mocnym postanowieniem nakrycia ich na jakimś gorącym uczynku.
Ich metą była chata gajowego. Stanąłem za krzakiem ligustru i spojrzałem z rozczarowaniem w oświetlone okna chałupy. Więc ich wyprawa o zmierzchu była li i jedynie w celu złożenia odwiedzin u Hagrida, z którym przyjaźnił się Potter? Już miałem odejść, kiedy nagle coś mnie tknęło. Jeszcze uważniej niż dotąd podkradłem się pod samą ścianę domu i w pewnym momencie zajrzałem do środka przez szybę. To co ujrzałem sprawiło, że omal nie puściłem parapetu (Hagrid jest olbrzymem i okna w jego pożal się Boże chacie są wyżej niż zwykle więc żeby zajrzeć do środka musiałem podciągnąć się trochę ) ale wytrzymałem i zajrzałem drugi raz na dłużej.
Prawdziwa bomba! Na stole Hagrida leżał popękane smocze jajo a on sam tulił do piersi obrzydliwego małego smoka z kolcami na grzbiecie i ogonie. Potter, Granger i Weasley wlepiali w niego gały, podczas gdy smok najwyraźniej szykował się do wypróbowania ognia. Nagle olbrzym spojrzał prosto na mnie, a ja puściłem się odruchowo parapetu i ruszyłem galopem w stronę zamku, starając skulić się, ale chyba mnie rozpoznali…najważniejsze było jednak to, że miałem informację wartą sam nie wiem czego ,na pewno tego, co kryło się w tajnym korytarzu na trzecim piętrze! Z tą myślą biegłem na boisko do quidditcha ale Pansy spotkałem już w jego wejściu. Była zdziwiona moimi gwałtownym zachowaniem i chyba trochę zła, że ją zostawiłem z Flintem, ale za wieść o tym, że Hagrid przechowuje u siebie dziecko smoka przebaczyła mi wszystko i wpadła w taką radość, jakbyśmy wygrali Puchar .
- Przecież przechowywanie smoków jest nielegalne! – kwiknęła z zachwytem, kiedy znaleźliśmy już w zamku i szliśmy się przebrać a ja potaknąłem ruchem głowy. Rzuciła mi spojrzenie pełne satysfakcji i oboje wybuchliśmy śmiechem.