23.W jaki sposób smok Hagrida poprawił mi dwukrotnie humor?
Witajcie we wrześniu Z całego serca życze Wam udanego roku szkolnego, a dla tych, których w czerwcu 2008 r. tak jak mnie czeka egzamin maturalny, życzę szczególnego powodzenia i cierpliwości jak zwykle dziekuję Wszystkim za komentarze. Zapraszam do lektury a także do Myślodsiewni Mistrza Eliksirów i, również gorąco, do mojego prywatnego opowiadania, którego adres internetowy znajduje się poniżej. http://www.mysteriousff.mylog.pl
***
Za referat o eliksirach halucynogennych otrzymałem Pbardzo mnie to cieszy, zwłaszcza, że Potter dostał naciągnięte Z, a Weasley Z z plusem. Oczywiście, Granger dostała W, bo jakżeby ona mogła dostać coś innego, nieważne, że jest szlamą. Dlatego tak bardzo mnie wkurza, że jest o wiele lepsza od czarodziejów czystej krwi ale po prostu nie da się mieć takich ocen, jak ona- mama i ojciec mobilizowali mnie do nauki, stawiając mi za haniebny wzór, że dziewczyna, która do jedenastego roku życia nie miała pojęcia o magii, teraz nie tylko ma o niej bardzo duże pojęcie ale i najlepiej zdaje wszystkie egzaminy i pisze wszystkie referaty. Nic na to nie poradzę, że jestem od niej gorszy- nienawidzę biblioteki i nie mógłbym z tego powodu siedzieć w niej od świtu do zmierzchu, tak jak robi to Granger, ani nie mógłbym czytać tylu książek z taką prędkością, bo nie wszystkie mnie interesują, o ile nie dotyczą czarnej magii i jeszcze paru innych tematów. Najwyraźniej jednak moi rodzice nie rozumieją tego tak dobrze jak ja;-/no ale w końcu nie znają tej szlamy tak dobrze jak ja i nie mają z nią tyle do czynienia.
Mniejsza o nią, ostatnio wszystkie pisemne prace domowe staram się zaliczać pozytywnie i nawet na praktycznych ćwiczeniach z transmutacji poszło mi ostatnio całkiem znośnie. Bywam też teraz częściej w bibliotece ale wyłącznie ze względu na to, bym mógł w spokoju pogadać z Pansy. Crabbe i Goyle mają mi to za złe, że włóczę się ostatnio więcej z nią, ale kiedy próbowałem przybliżyć im sprawę korytarza, pogubili się już po pięciu minutach. Oni po prostu nie grzeszą tym minimum inteligencji, które jest potrzebne do rozwikłania zagadki korytarza na trzecim piętrze, chociaż ostatnie donosy trochę mnie przerosły i Pansy najwyraźniej też, szczególnie nasza hipoteza o tajemniczym c z y m ś z Gringotta, które zostało ukryte z niewiadomych powodów przez dyrektora w jednym ze szkolnych korytarzy.
Na szczęście, w końcu nadeszły święta Bożego Narodzenia. Przyznam, że świąteczny wystrój zamku robił naprawdę fajny klimat, zwłaszcza gdy za oknem walił śnieg a wiatr wył w kominkach. Już przez tydzień poprzedzający Boże Narodzenie miałem doskonały humor, nawet udało mi się doprowadzić Gryffindor do straty 5 punktów za bójkę Weasleya a potem były już ferie. Święta spędziłem w domu, było całkiem OK, dostałem trochę galeonów od rodziny, poza tym rozmawialiśmy więcej niż zwykle o szkole, bo mama była naprawdę bardzo zadowolona z moich ocen i chwaliła mnie co i rusz, ale ojciec mitygował ją, mówiąc, że przewróci mi głowie tuż przed samymi egzaminami. Mimo to, któregoś wieczoru powiedział mi, że jest naprawdę dumny ze mnie, a to, prawdę mówiąc, znaczyło dla mnie więcej niż wszystkie pochwały matki razem wzięte.
Kiedy wróciłem do szkoły po feriach, miałem głowę pełną nowych pomysłów dotyczących trzeciego piętra ale nigdzie nie mogłem znaleźć Pansy, żeby się nimi z nią podzielić. W końcu ktoś powiedział mi, że poszła do biblioteki więc poszedłem tam. Faktycznie, znalazłem ją między półkami.
- Cześć, Pansy. Co tu robisz?- powiedziałem, podchodząc do niej od tyłu i spoglądając na regał, który ją zainteresował.- Co…? Wróżbiarstwo w starożytności…? Po co…- zacząłem, ale zaraz trzepnęła mnie w rękę i szepnęła, przesuwając trzy tomy senników w zmurszałej, kredowobiałej oprawie na bok.
- Nie drzyj się tak i spójrz tu.- pokazała mi dłonią kwadratową przerwę, która się utworzyła i przez którą miałem widok na…
- Potter, Weasley i Granger…pierwszy dzień po feriach…-uśmiechnęła się z satysfakcją Pansy i odsunęła się lekko, bym mógł mieć lepszy widok. –Posłuchaj tylko o czym mówią, bo ja mam niejasne wrażenie, że o smokach.
- Dobra.- zgodziłem się i wytężyłem słuch. Rozmawiali dość cicho, ale siedzieli na tyle blisko regału, że słyszałem ich całkiem dobrze.
- Ron, posłuchaj, pokaż to…powinieneś iść do pani Pomfrey, ta ręka wygląda coraz gorzej…
- Hermiono, zrozum, że nie mogę, bo ona zaraz mnie zapyta…
- Powiesz jej, że ugryzło cię coś innego, a nie Norbert…
- Harry, ciszej, jeszcze ktoś usłyszy…
- Ale ona zna się na ranach…pozna, że to …że smok…
- Poczekaj, znajdę ci coś o takich ranach, czytałam gdzieś, że ślady po ukąszeniach smoków są bardzo podobne…-głos szlamy zbliżał się coraz bardziej więc błyskawicznie odskoczyłem od regału i ukryłem się za następnym, udając, że bardzo interesują mnie stare encyklopedie dotyczące historii magicznej fotografii (Uśmiech czyli jak robić i wywoływać magiczne zdjęcia w dwie sekundy), a Pansy stanęła obok. Szlama minęła naszą kryjówkę, nawet nie zwracając na nas uwagi, bo dział o smokach mieścił się blisko Ksiąg Zakazanych a tam kręciło się niewielu uczniów. Odetchnąwszy spokojnie, oparłem się plecami o regał i spojrzałem na Pansy. Na jej twarzy malował się złośliwy uśmiech. Bez słowa odwróciłem się i ruszyłem pewnie w kierunku stołu Gryfonów, rzucając do Pansy przez ramię:
- Zaczekaj tu na mnie.
Kiedy mijałem stół Pottera i jego przyjaciela (szlama ciągle szperała w książkach), „niechcący” strąciłem podręcznik do zaklęć.
- Och, taki mi przykro…najmocniej przepraszam…-uśmiechnąłem się złośliwie i schyliłem się po książkę, ale Weasley zerwał się i burknął, chowając jedną dłoń za sobą:
- Odwal się, Malfoy, wiem, że zrobiłeś to celowo…idź sobie stąd.
- Serio, no co ty powiesz?- pokręciłem głową z rozbawieniem, ale wstał teraz także i Potter. Patrzał na mnie z niechęcią.
- Daj nam spokój, zmiataj do swoich kumpli.- rzucił cierpko a Weasley podniósł książkę, tyle że musiał wspomóc się drugą ręką, bo tak się złożyło, że zrzucona przeze mnie książka była naprawdę gruba i ważyła sporo. Chcąc nie chcąc, niezgrabnie ją chwytając, pokazał dłoń, która była wielkości dwóch pięści Crabbe’a i w dodatku cała w nienaturalnym, zielonym kolorze. Mimowolnie wzdrygnąłem się, ale on błyskawicznie schował dłoń, czerwieniąc się, i burknął, odwracając się do mnie bokiem:
- No, co ci jest, Malfoy? Wynoś się, zrobiłeś swoje!
- Chyba coś ci się stało w rękę, Weasley…powinieneś chyba iść do skrzydła szpitalnego, co nie? – rzuciłem na pół z obrzydzeniem, na pół z drwiną ale w tej chwili nadeszła Granger i zatrzymała się jak wryta na mój widok.
- Malfoy, co ty tu robisz?- zdziwiła się, natychmiast zatrzaskując księgę i chowając ją za plecami.
- Właśnie miałem sobie iść…a ty lepiej byś zrobiła, gdybyś w końcu zafundowała sobie grzebień zamiast tyle czytać…- syknąłem i , wyminąwszy ją, poszedłem w stronę wyjścia. Prawdę mówiąc, dłoń Weasleya przyprawiała mnie o mdłości więc z ulgą dopadłem Pansy za naszym regałem i pociągnąłem ją do wyjścia. Na korytarzu było chłodniej i to mnie otrzeźwiło.
- Co jest, widziałam, że zrzuciłeś książkę, ale nie wiem, co mówiłeś…?- zagaiła, kiedy już byliśmy bezpieczni z dala od uczniów.
- Chciałem im dopiec no i traf chciał, że książka Weasleya była taka wielka, że musiał ją podnieść obiema rękami. Ta jego dłoń wygląda potwornie…jeszcze w życiu nie widziałem czegoś tak ohydnego.
- Więc naprawdę ugryzł go ten smok Hagrida?- zainteresowała się. –Pamiętam, że kiedyś koleżanka mi opowiadała o ugryzieniu smoka, którego doświadczył jej kuzyn…mówiła, że to było najstraszniejsze co kiedykolwiek widziała: jego noga powiększyła się co najmniej pięciokrotnie i cała zzieleniała, posiniała, w dodatku ten obrzęk był bardzo bolesny, Frank nie chciał nawet, żeby lekarz go dotknął…
- Wystarczy.- uciąłem krótko. –Tak, na to wygląda, że ten smok ma już w sobie sporo jadu…wyglądał tak jak ten kuzyn. Wiesz co, nie chcę o tym mówić, to było lekko…niestrawne.- machnąłem ręką i skierowałem się do lochów.
Po południu zauważyliśmy na obiedzie, że Weasleya nie było. Nie dziwiłem się :z taką dłonią wzbudziłby podejrzenia od razu, nawet nie dałoby się ukryć tej opuchlizny ale to podsunęło mi pomysł. Crabbe i Goyle byli zachwyceni tym, że mamy coś na Weasleya a ja postanowiłem to wykorzystać więc zaraz po obiedzie przykazałem im pilnować Granger i Pottera, żeby nie szwendali się w pobliżu a sam udałem się na siódme piętro, do skrzydła szpitalnego. Pomfrey co prawda nie chciała mnie wpuścić, ale kiedy powiedziałem jej, że chcę pożyczyć od Weasleya książkę, pozwoliła mi wejść. Nie był zachwycony moimi odwiedzinami, zwłaszcza, że powiedziałem mu, iż wiem, co go ugryzło i że w każdej chwili mogę powiedzieć o tym któremuś z nauczycieli, nie wspominając o dyrektorze. Oczywiście miałem świetną zabawę ale nie naigrawałem się z niego długo, bo Pomfrey przyszła po pięciu minutach, żeby dać mu leki i kazała mi iść. Żeby nie podpaść, wziąłem od Weasleya książkę i wyszedłem, w znakomitym humorze. Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się, że mój nastrój może się jeszcze polepszyć, ale okazało się, że to bardzo możliwe. Kiedy po powrocie do salonu otworzyłem książkę, wypadła z niej we czworo złożona kartka, która okazała się być listem od brata Weasleya, który zajmuje się w Rumunii smokami i obiecał, że jego przyjaciele o północy zabiorą smoka z Wieży Astronomicznej. W momencie , gdy to przeczytałem, uśmiechnąłem się szeroko i pokazałem kartkę kolejno Crabbe’owi, Goyle’owi i Pansy a potem wszyscy czworo uśmiechnęliśmy się z ogromną satysfakcją...