Hej! Bardzo Wam wszystkim dziękuję za krzepiące słowa Dzisiaj obdarowuję Was dwudziestym wspomnieniem Wspaniałego Severusa Snape'a oraz dwudziestym czwartym wpisem w pamiętniku Nie Mniej Cudownego Dracona Malfoya ;-P Zapraszam do lektury w obydwu poddziałach a także, jak zwykle, na mojego prywatnego bloga. Mam nadzieję, że ta notka spodoba się Wam Wszystkiego dobrego, kochani!
***
Do stu tysięcy bród Merlina! Jestem taki wściekły, że ledwo mogę wytrzymać spokojnie w łóżku…no i skończyło się na tym, że wstałem, choć jest koło drugiej w nocy.
Dzisiaj w nocy, zgodnie z listem, jaki znalazłem w książce Weasleya, jego brat miał przylecieć po smoka Hagrida. Pansy, Crabbe, Goyle i ja nie zastanawialiśmy się długo, co zrobić: jednogłośnie uznaliśmy, że ktoś musi iść za nimi i wpakować ich w kłopoty wymyśliliśmy, że ja mam tam pójść, a reszta będzie mnie osłaniać.
Około wpół do dwunastej w nocy staliśmy ukryci w wyjściu z lochów. Wszędzie było pusto i cicho oraz zimno. Pansy zatrzęsła się i syknęła:
-Czemu zawsze w lochach jest taki przewiew? Stoimy tu już od godziny, zaraz zamienię się w Królową Śniegu.
-Lochy są najzimniejszą częścią zamku, wiesz o tym. Zaraz się rozejdziemy, ja pójdę do góry, Crabbe i Goyle pójdą na piętro a Pansy, ty pod salon.
-Mówię ci, oni nie wyjdą wcześniej, jak za kwadrans…mam tylko nadzieję, że uda się ich złapać.
-Ja też. –mruknąłem i zerknąłem na zegarek. –Dobra, już czas. Znacie skróty, tak?
Pokiwali głowami, a w chwilę później udaliśmy się każdy w swoją stronę.
Choć nigdy wcześniej nie byłem na szczycie wieży, wiedziałem jak tam dojść, bo ojciec opowiadał mi dość sporo o zakamarkach Hogwartu, poza tym, mam swój własny zmysł intuicji i orientacji Musiałem się trochę kryć, dobrze, że z tej całej ostrożności nie nabawiłem się paranoi: każdy szmer, każdy świst wiatru, każdy szczęk zbroi zdawał się mi krokiem patrolującego korytarze nauczyciela, a parę razy szepczące na obrazach postacie wystraszyły mnie tak, że z nerwów pomyliłem drogę i skręty.
W końcu, gdzieś koło trzynastu minut przed dwunastą wylądowałem spocony z nerwów i bieganiny na jakimś korytarzu, gdzie miała na mnie czekać Pansy za zbroją czarodzieja średniowiecza. Kiedy ruszyłem w jej kierunku, tuż przy zbroi potknąłem się o coś (nie jestem niezdarą, więc nie sądzę, bym poplątał własne nogi!) i wyrżnąłem jak długo dziobem do ziemi, uderzając boleśnie głową w kant postumentu, na którym umieszczono zbroję i chwytając się rozpaczliwie jej ręki…która odpadła i z brzękiem potoczyła się na korytarzu prawie kilka stóp. Odpędziwszy gwiazdy przed oczyma, pozbierałem się jakoś i już miałem zwiewać, bo zbroja narobiła potwornego w moim mniemaniu łoskotu, gdy coś ze świstem przeleciała nad moją głową. Okazało się, że to poltergeist Irytek: zmora uczniów, duch- idiota i wielki psotnik, teraz potrzebny mi dosłownie jak dziura w moście.
-Oj, oj, oj, ktoś chyba uszkodził zbroję…-zauważył szyderczo, siadając z wdziękiem na hełmie zbroi i rzucając mi pełne złośliwości spojrzenie. –Nie śpi się, co, maluchu?
-Spadaj stąd, Irytku.- rzuciłem gniewnym szeptem i chciałem podnieść urwaną rękę zbroi, kiedy on jednym kiwnięciem palca sprawił, że ręka potoczyła się dalej. Zdenerwowałem się i skoczyłem dalej po nią, ale ona odskakiwała coraz dalej jak na sznurku.
-Jak ja cię nienawidzę, Irytku!- syknąłem, rzucając się po fragment zbroi, z przekonaniem, że przeklęta zjawa znów będzie się ze mną droczyć, ale tym razem udało mi się przygwoździć zbroję z głośnym stukotem do podłogi. W przeciągu sekundy odzyskując utracony spokój, chwyciłem rzecz i już miałem wrócić z nią do zbroi, kiedy odległe skrzyżowanie korytarzy przecięła szybko jakaś postać w szlafroku, z wałkami na głowie. Nie zauważyła mnie, bo przycisnąłem się do ściany i było dość ciemno, ale serce waliło mi jak ogłupiałe: to musiała być jakaś nauczycielka, a to znacznie utrudniało sprawę. W tej sytuacji, zmuszony do błyskawicznego podjęcia decyzji, postanowiłem zrezygnować z czekania na Pansy i runąłem w kierunku schodów na siódme piętro. Zdyszany i zziajany, przemierzałem stopnie po stopniu, przecinałem długie korytarze i odkrywałem nawet nieznane mi skróty ale kiedy wyłoniłem się z jednego z nich, który wedle mnie prowadzić miał tuż do stóp wieży, notabene w postaci obrazu Ulryka Niegodziwego, depczącego czyjąś dłoń na brzegu rzeki, znalazłem się z wielkim zdziwieniem w załomie korytarza dobrych parę pięter niżej! Ogarnęła mnie desperacja i wściekłość, zwłaszcza, jak spojrzałem na zegarek (lada moment Potter tam będzie…lada moment, a ja pomyliłem drogę!) ale wszelkie moje uczucia wyparowały, gdy, wybiegłszy zza rogu korytarza zderzyłem się z kimś, a tym kimś była owa tajemnicza osoba w wałkach, która, kiedy odsunęła się ode mnie i spojrzała na mnie, okazała się…
Komentarze:
Karolla Wtorek, 18 Września, 2007, 19:19
Świetnie. Pamiętnik a i owszem, czytuję, aczkolwiek nie mam czasu na komentowania. Notka bardzo udana ;) Pzdr, Karolla.
Kristi D. Wtorek, 18 Września, 2007, 20:05
No i jestem pierwszaNo i kilka notek przegapilam, ale juz nadrobione. Widze ze dopelniasz tekst z ksiazki Zadnych wiekszych bledw nnie widzialam tak wiec Wz plusami ++
Kristi D. Wtorek, 18 Września, 2007, 20:06
no dobra juz nie jestem pierwsza tylko druga
Ziela Czwartek, 04 Października, 2007, 17:41
ojj a czemu nie ma wpisu??????fajna nocia))
LUNA 35 Czwartek, 20 Grudnia, 2007, 15:08
NAWET FAJNE JAK NA CIEBIE.UWAŻJ NA SIEBIE ŻBY CIĘ HERMA NIE ZBIŁA.TROCHE CIEBIE LUBIE.