-Profesor McGonnagall?- wyszeptałem zmartwiałymi ustami i z krótkim wrzaskiem rzuciłem się do ucieczki, ale ona chwyciła mnie boleśnie i bardzo mocno za ucho (znów wrzasnąłem) i wysyczała mi prosto do niego:
-Czegoś takiego jeszcze nigdy w życiu nie widziałam! Minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu i szlaban u mnie, panie Malfoy!
Zrobiło mi się nagle zimno, podejrzewam, że jednak ze strachu, kiedy dotarło do mnie, co powiedziała, ale nie miałem z nią szans. Postanowiłem więc wyznać prawdę:
-Pani profesor, pani nie rozumie, tu zaraz będzie Potter, Potter ze smokiem, niesie go na wieżę…
-Dość tych bzdur, panie Malfoy!- rzuciła jeszcze ostrzej i potrząsnęła mną za ucho. –Nie zamierzam tego słuchać! Idziemy do twojego opiekuna i lepiej nie próbuj ucieczki, jeśli nie chcesz zostać wyrzucony ze szkoły!
Próbowałem jej tłumaczyć, że powinna była mnie wysłuchać, ale kiedy zaczęła przy każdej takiej próbie szarpać mnie za ucho tak, że teraz chyba miałem je już przedziurawione od jej opiłowanych w szpic paznokci a łzy bólu napłynęły mi do oczu, zaniechałem czegokolwiek; poza tym, zaczęło mi się robić naprawdę niedobrze, kiedy zaprowadziła mnie do lochów i dalej, do gabinetu Snape’a -czułem, że wpadłem w prawdziwe kłopoty i naprawdę zacząłem już trochę panikować.
Mogłem liczyć na zrozumienie u Snape’a ale nie teraz, kiedy przyrzekliśmy mu, że zaprzestaniemy włóczenia się za Gryfonami…było naprawdę fatalnie. Kiedy jednak zapukała, a nie było żadnej odpowiedzi, znowu pojęczałem trochę:
-Pani profesor, czemu mi pani nie wierzy, przysięgam, że mówię prawdę…nie ma sensu budzić profesora Snape’a, ja naprawdę…przepraszam, to się już więcej nie powtórzy…błagam…
Ale ona warknęła:
-Teraz o tym myślisz, co? Dość tego buczenia, panie Malfoy, albo pan się uspokoi natychmiast, albo pójdziemy od razu do dyrektora, by udzielił panu nagany!
Z dwojga złego wybrałem pierwszą możliwość, choć nie było łatwo.
Okazało się, że Snape nie spał jeszcze lecz pracował w świetle niewielkiego żyrandola w pracowni.
Kiedy zobaczył mnie dosłownie i w przenośni w szponach McGonnagall, spojrzał mi w oczy tak, że wiedziałem, że to jest o wiele gorsze od przedziurawionego ucha o stokroć z pewnością.
-Severusie, twój uczeń pałętał się po korytarzu, złapałam go, kiedy obchodziłam zamek, obudziły mnie jakieś hałasy.
Puściła mnie wreszcie, więc prawie się potoczyłem pod biurko Snape’a, który cały czas patrzył na mnie tym samym, wiercącym wzrokiem.
-Co robił pan poza dormitorium o dwunastej w nocy, panie Malfoy?- zapytał ale nim zdążyłem cokolwiek mu odpowiedzieć, odezwała się McGonnagall:
-Nic, kompletnie nic, wprawdzie mówił jakieś bzdury o smokach i Potterze.
-Potterze? –powtórzył cicho Snape, odwracając na chwilę ode mnie wzrok. – Chyba jednak nie wymyślił go sobie bez powodu…prawda, Minerwo?
-Może mu się przyśniło, może lunatykował.- odpowiedziała be wielkiego przekonania McGonnagall, a ja już czułem w głębi duszy, że się łamie, nie znajdując rezolutnego wytłumaczenia, i Snape też chyba to wyczuł, gdyż uniósł lekko brwi i dodał spokojno-złośliwym tonem:
-A może pan Potter opowiedział panu Malfoyowi coś o smokach celowo, po to, by wyciągnąć go z łóżka i wpuścić w twoje sidła? Nie sądzisz, że to do niego podobne?
-On mi nie naopowiadał żądnych bajek, on naprawdę miał smoka, nieśli go na wieżę…-powiedziałem szybko ale zarówno Snape jak i McGonnagall spojrzeli na mnie ostro i także powiedzieli:
-Cicho bądź!
-Mimo wszystko, Severusie, nie wolno ci nie zastosować się do regulaminu szkoły i nie ukarać swojego ucznia, który włóczył się po szkole nocą bez wyraźnego powodu. – przypomniała ponuro McGonnagall nieco pewniejszym tonem, łypiąc na Snape’a spode łba.
-Dobrze, pod warunkiem, że ty również postarasz się ustalić, co Potter ma z tym wszystkim wspólnego, bo nie uwierzę, że tak nie jest.- spojrzał na mnie i polecił tonem nie znoszącym sprzeciwu.- Panie Malfoy, proszę wrócić do salonu, zaraz tam do pana przyjdę.
-Tak jest.- mruknąłem i posłusznie udałem się do pokoju wspólnego, myśląc gorączkowo. Przypomniałem sobie też o Pansy, Crabbie i Goyle’u.
Co z nimi, czy udało im się może złapać Pottera i resztę? Dlaczego Pansy zwlekała z przyjściem do umówionego punktu? I wreszcie, gdzie oni się podziewali? Jeśli teraz zjawią się w salonie, mamy przekichane wszyscy czworo, to pewne…mogłem mieć tylko nadzieję, że uda im się wrócić bezpiecznie do Slytherinu, chociaż miałem pewne obawy, ale nie zdążyłem więcej wymyślić, bo w pokoju zjawił się mój wychowawca.
Podniosłem się z fotela, na którym przysiadłem na chwilę i spojrzałem na niego odważnie. Snape gardził łgarstwem w złej wierze, wiedziałem o tym i dlatego już w jego gabinecie postanowiłem mówić tylko prawdę.
-Czy chcesz mi coś powiedzieć, Draco?- zapytał cicho, zatrzymując się przede mną i patrząc mi w oczy.
Pokręciłem głową, bo nagle zrobiło mi się trochę głupio. Jeszcze myślałem, że nie wie o punktach, jakie odjęła nam McGonnagall, ale on rozwiał moje słabe nadzieje kolejnymi słowami.
-Nic? W takim razie dlaczego profesor McGonnagall odjęła Slytherinowi dwadzieścia punktów? Nie sądzę, by zrobiła to bez powodu.
-Byłem poza dormitorium po dwudziestej drugiej. – odpowiedziałem bardzo cicho.
-Proszę głośniej.
-Bo byłem poza dormitorium po dwudziestej drugiej.
-Można wiedzieć, jaki to powód kazał ci opuścić swoje dormitorium o takiej godzinie?
-Potter.- bąknąłem nieśmiało i dorzuciłem niepewnie: - Potter miał…miał mieć smoka, zanieść go…
-Ach tak, znowu ten smok. To już słyszałem.
Pomilczał chwilę i dodał:
-Najwyraźniej nie byłeś zdolny wymyślić nic bardziej inteligentnego na swoją obronę, a szkoda, bo po tobie spodziewałem się czegoś innego; w sprawie tego nocnego wybryku także. Profesor McGonagall odjęła punkty domowi i zamierza ukarać cię szlabanem w sobotę, a ja nie wyraziłem sprzeciwu. Wracaj do łóżka, Draco.
Już miałem odwrócić się i odejść, kiedy Snape przypomniał sobie o czymś.
-Czy jeszcze ktoś był tam z tobą?
-Gdzie?- pokręciłem głową nierozumiejąco.
-Na trzecim piętrze.
-Ale ja nie byłam na trzecim piętrze, w ogóle nie byłem przy zakazanym korytarzu!- zawołałem zapalczywie ale zaraz umilkłem. Snape wyraźnie mi nie uwierzył, będąc przekonanym, że wybrałem się na trzecie piętro K Z zaskoczenia dłuższą chwile nie mogłem wymówić ani słowa. Powtórzył oschlej:
-Byłeś sam?
-Tak.
Spojrzał na mnie uważnie raz jeszcze i, wskazawszy i dłonią korytarz wiodący do dormitoriów, dodał już zupełnie urzędowo:
-Proszę wracać do swojego dormitorium, panie Malfoy, i zachowywać się należycie.
Z tymi słowy zakręcił się, a jego czarna peleryna załopotała w powietrzu, i gdy już zrobił krok ku wyjściu zawołałem półgłosem:
-Przepraszam.
Zatrzymał się, odwrócił głowę przez lewe ramię, szepnął:
-Dziękuję.
I wyszedł, a kamienna ściana zasunęła się za nim z głuchym chrzęstem.
Poszedłem od razu do siebie, bo wolałem nie ryzykować czekania na resztę, podczas gdy Snape mógł tu w każdej chwili zajrzeć, ale Crabbe i Goyle wrócili niedługo potem, gdzieś przed pierwszą i oznajmili mi tylko, nim padli na łóżka, że Pansy też wróciła i poszła od razu do siebie.
Magda Potter Czwartek, 18 Października, 2007, 20:51
Naprawdę super piszesz!!! Zawsze z niecierpliwością czekam na następny wpis! Dodaje mi to zawsze trochę energii i chęci do życia...
miki Poniedziałek, 29 Października, 2007, 13:28
extra,człowieku ty byś mógł prowadzić wszystkie pamiętniki
Ziela Czwartek, 01 Listopada, 2007, 15:05
nie bede sie rozpisywac jak na kzadym komencie..po prostu..prosto z mostu...SUPER
Shaine Riddle von Voldemort Czwartek, 01 Listopada, 2007, 18:00
Tylko 4 komentarze?????
Ludzie no weście! Przecież ta nota jest świetna! Doskonale sprecyzowana i ogólnie bardzo mi się podoba! Dracon jest w szczególności najsłodszym z wszystkich śłizgonów. hehe
Dziś się nie rozpisałam ale następnym razem...kto wie??
Piszesz spox ale ćwicz ćwicz ćwicz!
Pzdr.
Magda Potter Środa, 07 Listopada, 2007, 18:04
Kiedy będzie następna notka? Na pewno dużo osób czeka na nią (wśród nich jestem również ja)...