Oto spóźniony ale chyba miły prezent od Św Mikołaja dla Kochanych Czytelników! Piszcie,jak Wam się podobaCałuski!
P.S. Dzięki za komentarze. Skąd wiedział? Ano... tak bywa, że wie więcej czasami niż taki Potter... Błędy językowe?:PPerhaps... starałam się unikać.
Papaśki!
Marta
***
…Rubeusa Hagrida. Myślałem, że Longbottom zemdleje z ulgi; w każdym razie, szybko podbiegł do tego półolbrzyma i objął go w pasie, cicho pochlipując. Doprawdy, co za mazgaj… nie powiem, lepiej, że to był on niż jakiś wygłodniały wilkołak ale czy od razu trzeba się było tak zachowywać? Godnie wyszedłem zza swego krzaka i już miałem coś powiedzieć, gdy olbrzym, klepiąc jedną ręką ryczka po plecach, spojrzał na mnie ze złością i warknął cicho:
-Dobrze, że nic was przede mną nie pożarło. Który tak się darł, hę? Ty, Malfoy?- łypnął ale ja potrząsnąłem głową. Mazgaj oderwał się od dziwacznego płaszcza strażnika i chlipnął:
-To ja, Hagridzie, przepraszam, ale M-Malfoy mnie nastraszył…
-Skarżypyta bez kopyta!- syknąłem ale Hagrid pochylił się nade mną groźnie i pogroził grubym paluchem:
-No, no, tylko se nie pozwalaj, cholibka! Chciałbym zobaczyć, jak ty byś w portki robił, gdyby ciebie kto nastraszył! Masz ty chłopie rozum? Co by było, gdybym nie ja was usłyszał, hm?
Wzruszyłem ramionami a on spojrzał na mazgaja i odsunął go od siebie.
-No już, Neville, uspokój się.- powiedział cicho i krzepiąco.- No, już, jesteście ze mną bezpieczni.
Rzucił mi ostatnie ponure spojrzenie i, gwizdnąwszy na Kła, ruszył z nami poprzez te krzaki, którymi tu dotarł. Swoim wielkim cielskiem wygniótł porządny, szeroki trakt. Szedłem spokojnie na końcu, a on z tym całym Nevillem w przedzie. Po kilkunastu minutach znaleźliśmy się na innej ścieżce, gdzie stał już Potter ze szlamą. Na ich pytające spojrzenia Hagrid burknął:
-Cały las postawili na nogi, bo Draco złapał dla żartu Neville’a za szyję. Teraz to naprawdę musimy liczyć na łut szczęścia, żeby coś znaleźć. Cholibka, chyba lepiej się podzielmy. Neville i Hermiona idą za mną, a Harry pójdzie z tym kretynem i Kłem. – spojrzał na mnie niechętnie. –Nie ma siły, trza szukać dalej.
Poszliśmy dalej. Puszcza była znowu tak gęsta, jak wtedy, gdy szliśmy z Longbottomem. Pojawiły się kolczaste zarośla i coraz ciężej było nam się przez nie przedzierać. Potter nie odzywał się. Pies biegł gdzieś na przedzie ale robił się coraz bardziej niespokojny. Zacząłem naprawdę myśleć, że to tchórz.
W końcu doszliśmy w takie miejsce, że przejścia prawie nie było. Drzewa tworzyły zwarty mur a chaszcze uniemożliwiały przejście. Dobrze chociaż, że ślady jednorożca były coraz częstsze i większe. Prawie stojąc w kałuży srebrnej krwi, rozglądaliśmy się bezradnie za drogą, gdy wtem Potter zrobił krok w bok i, wyjrzawszy zza choinek, przywołał mnie gestem.
-Patrz.- szepnął, wskazując coś przed nami.
Za murem drzew była wielka polana, na której leżał martwy jednorożec. Jego sierść lśniła w świetle księżyca i zdawała się rzucać blask na całą polanę. Poza tym było mroczno i jakaś dziwna atmosfera tam była, jakaś złowroga. Wzruszyłem ramionami i rzuciłem:
-No to chyba musimy powiadomić Hag…- gdy wtem na polanę kilkadziesiąt stóp od nas, spomiędzy krzewów na polanę wysunęła się jakaś postać w obszernej, czarnej pelerynie z kapturem. Postać podeszła do zwierzęcia, uklękła, zsunęła minimalnie kaptur i zaczęła pić tę krew. Obrzydliwe a w dodatku straszne! Nie wiem czemu, wrzasnąłem i rzuciłem się biegiem w tył, nie oglądając się na Pottera ani na tego kogoś na polanie. Biegłem szybko, nie zważając na chaszcze, krępujące mi kolana i nawet nie zauważyłem, kiedy upadłem. Nade mną przeskoczył pies i, podkulając ogon oraz piszcząc nienaturalnie wysoko, biegł przed siebie i po chwili znikł mi z oczu za liśćmi.
Podniosłem się, dysząc i rozejrzałem szybko. Nie wiedziałem, gdzie jestem i jak daleko odbiegłem: miałem tylko nadzieję, że tamten… tamto coś nie będzie mnie gonić. Prawdę mówiąc, nie podejrzewałem, że mógłby to być człowiek bo kto by się na coś takiego zdobył? Wstrząsnąwszy się z odrazą, usiadłem ostrożnie na jakimś głazie. Wokół mnie było ciemno i w dodatku zaczęło wiać. Bolała mnie noga, którą rozciąłem sobie o jeżyny w szaleńczej ucieczce: podniosłem nogawkę i zobaczyłem, że paskudnie ją sobie rozciąłem. Nic to, pomyślałem, teraz to najważniejsze jakoś się stąd wydostać.
Nie uśmiechało mi się wracanie do tamtej polany ani szukanie drogi w pojedynkę: byłem zmęczony i porządnie wyczerpany wrażeniami tej nocy. Marzyłem o tym, by ten szlaban zakończył się jak najszybciej.
Po krótkim namyśle uniosłem różdżkę i wystrzeliłem w górę czerwone iskry, jak wcześniej Longbottom. O dziwo, zatęskniłem też za jego niezdarnością: był fajtłapą nie z tej ziemi ale przynajmniej był człowiekiem i z pewnością nie przepadał za krwią jednorożca.
Czekając, aż ktoś po mnie przyjdzie, zastanowiłem się nagle, co z Potterem. Nie przypominałem sobie, by biegł za mną i poczułem nieprzyjemny dreszcz. Został tam? Nie, pomyślałem, na pewno pobiegł tylko w drugą stronę, ta postać nie sprawiała przyjacielskiego wrażenia.
Otrząsnąłem się z rozmyślań, bo właśnie usłyszałem szelest krzaków i trzask gałązek więc wstałem. Ciche westchnięcie, sapnięcie, jęk i po chwili na ścieżkę wylazła… szlama. Miała podrapane czoło i rozpaloną twarz. Jej włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle i chyba się zdziwiła, widząc mnie, tak samo zresztą, jak ja ją.
-Co ty tu robisz?- spojrzałem na nią z zaciekawieniem. –Gdzie jest Hagrid?
-Usłyszeliśmy krzyki w tamtych stronach, na domiar złego przybiegł Kieł z podkulonym ogonem i strasznie skamlał.- skrzywiła się, patrząc na mnie. –Więc Hagrid poszedł po was… a kiedy zobaczyłam iskry, pomyślałam, że musieliście się rozdzielić. Co się stało?
-Znaleźliśmy jednorożca na polanie, kiedy przyszła jakaś dziwna postać w pelerynie i zaczęła pić jego krew.- wyjaśniłem krótko.
-Aha. Harry został?- zerknęła na mnie podejrzliwiej, a gdy przytaknąłem, cmoknęła z niesmakiem i dodała chłodno:- Wiesz, że masz rozciętą nogę?
-Przewróciłem się.
-No dobra. Wracajmy, zanim Hagrid porządnie się zaniepokoi. Już dość mieliśmy dziś przygód.- powiedziała ni w pięć, ni w dziewięć i ruszyła przez krzaki.
Nie minęło pięć minut jak znaleźliśmy się na ścieżce podobnej do tej, którą opuściliśmy przed chwilą. Stał tam Longbottom i chyba wyraźnie się ucieszył z powrotu dziewczyny.
-No i widzisz, Neville? Mówiłam, że są gdzieś blisko.- powiedziała z otuchą, przytulając do siebie jedną ręką chłopaka. Dopiero teraz zobaczyłem, że faktycznie jest wyższa niż się mogłoby wydawać.
-A gdzie Harry?
-Hagrid po niego poszedł więc powinni zaraz tu być.
-Coś się stało?
-Nie… mam nadzieję.- spojrzała na mnie z niepokojem a zaraz potem odwróciła wzrok. Zapytała twardym głosem: -Z Harrym wszystko w porządku, prawda, Draco?
-Tak, zupełnie w porządku. Tak jakoś wyszło, że się rozdzieliliśmy- potwierdziłem solidnie ale Neville spojrzał na mnie z niechęcią i zapytał:
-To czemu krzyczeliście?
-Nie krzyczeliśmy, to musiało być coś innego. – zacząłem go przekonywać, sam nie wiem dlaczego, gdy wtem na ścieżce w oddali ukazał się Hagrid i Potter. Obaj byli zdenerwowani i zmęczeni. Przed nimi biegł Kieł, wesoło merdając ogonem.
-Co się stało?- zapytała zaniepokojona Granger, kiedy już stanęli przy nas. Hagrid odgarnął z czoła grzywę włosów i, sapiąc, zerknął z ukosa na Pottera.
-Nic takiego, Hermiono. Znaleźliśmy tego martwego jednorożca, tam, na polanie… to znaczy, oni znaleźli.- rzucił, pokazując na mnie. –Ale potem pojawiło się… zresztą, nieważne.
-Przecież Harry i tak nam powie.- zauważył rozsądnie Longbottom, po raz pierwszy chyba tej nocy, na co tylko prychnąłem i powiedziałem niedbale:
-Po prostu pojawił się ktoś w ciemnej szacie i zaczął pić krew tego jednorożca, wielka mi tajemnica!
-Ano wielka, Malfoy! Ktokolwiek pije krew jednorożca, nie robi tego dla hecy, wierz mi!
-Krew jednorożca pije się po to, by przedłużyć sobie życie w zamian za straszliwą cenę.- dodała Granger, czegoś przejęta tą informacją. –Ten, kto zabił to niewinne zwierzę a potem napoił się jego krwią, chce być nieśmiertelny.
-Chyba nie sądzicie, że to…?- zaczął piskliwie Longbottom a potem pisnął z przerażenia, aż Hagrid zatkał sobie uszy i burknął, ukrywając niepokój:
-Sądzimy, nie sądzimy, lepiej dać spokój podejrzeniom, Neville. Najważniejsze, że mamy ciało tego biednego zwierzaka, a teraz trzeba was odstawić do zamku. Im szybciej znajdziecie się we własnych łóżkach, tym lepiej. No, jazda! Kieł, biegnij do przodu, a my za tobą. Uważać na korzenie i cicho się zachowywać.
Potter, Longbottom i Granger trzymali się razem z tyłu, szeptem rozmawiając o tym, co właśnie się wydarzyło. Nie miałem ochoty dołączać się do rozmowy ale byłem ciekaw tego, co powie Potter. Mnie też ta postać w szacie przestraszyła a to, co powiedziała Granger było co najmniej zastanawiające; niestety, nim jednak zacząłem podsłuchiwać, Potter spojrzał na mnie koso i zwrócił mi uwagę:
-Co, teraz chciałbyś wiedzieć, co i jak, ale zostać na miejsce już było niełatwo, nie?
-I kto tu jest tchórzem?- pisnął Longbottom ale o ile zignorowałem go, to nie przepuściłem Potterowi.
-Przyznaj, że sam z przerażenia wrosłeś w ziemię. Też mogłeś uciec, olbrzym wcale nas nie zobowiązywał do utraty życia w zamian za odnalezienie zwłok jednorożca.
-To nie jest olbrzym, tylko Hagrid.- fuknęła Granger ale tylko spojrzałem na nią ironicznie i dodałem: - Chciałem ci tylko zwrócić uwagę, że nie powinieneś sobie sam za dużo wyobrażać, Potter. Żaden z ciebie bohater, że uszedłeś cało: ja przynajmniej byłem rozsądny.
Potter zrobił grymas i machnął na mnie ręką więc z cichym śmiechem wysforowałem nieco do przodu, ale wciąż uszy miałem dobrze nastawione. Oni jednak obrazili się na mnie i już do granicy lasu z błoniami milczeli.
Zatrzymaliśmy się koło pożal się Boże chałupki olbrzyma. Spojrzał na nas uważnie, przytrzymując wzrok na mnie i na Wielkim Pe a potem powiedział:
-Dzięki, dzieciaki, że mi pomogliście, choć nieco inaczej to se wyobrażałem, nie ma co. Najedliście się przeze mnie strachu, ale, cholibka, skąd miałem wiedzieć, że taki będzie…
-Daj spokój, Hagridzie.- powiedzieli chórem Gryfoni. -Wszystko jest w porządku. Najważniejsze, że wszyscy jesteśmy cali i zdrowi, o resztę się nie martw.
-Taa, pewnie. – powiedział i uśmiechnął się niepewnie. Dałbym sobie głowę uciąć, że wciąż zastanawia go ta sprawa z polaną i tamtym człowiekiem w pelerynie ( o ile to był człowiek… ) –No, nic to, na was już czas. Filch powinien tu zaraz być, chociaż kto tam go wie, czy nie zaspał, niemota jedna.
Istotnie, Filch pojawił się z kilkunastominutowym opóźnieniem, słaniając się ze zmęczenia i gderając. Na widok groźnej miny Hagrida zamilkł jednakowoż i poszedł z nami do zamku już w milczeniu.
Dopiero teraz poczułem, jak naprawdę jest mi zimno i że robię się z wolna śpiący. To chyba emocje tak mnie wyczerpały.
No dobra, to chyba na tyle, bo czuję, że zaraz zasnę. Może uda mi się zaspać na historię…
Świetna notka. Nie znalazłam żadnych błędów. U mnie nowa notka.
Marzena Wtorek, 11 Grudnia, 2007, 19:16
Extra! Tak na marginesie: masz super talent do pisania. Jesteś chyba najlepsza z j. polskiego?
Daria Środa, 19 Grudnia, 2007, 16:47
To ja będę wredna i się przyczepię, ale powiedz czy pisząc tą notkę miałaś otwarty Kamień filozoficzny? Bo brakuje mi twojej samodzielnej pracy, wszystko jest niemal spisane. W pisaniu najważniejsze jest dawanie siebie, a ty tego nie zrobiłaś... za bardzo wzorujesz się na Rowling.
Arya (Tom Riddle) Środa, 19 Grudnia, 2007, 23:20
Mi się to nawet podoba, że wzorujesz się na Rowling, możemy zobaczyć te wydarzeia z perspektywy Malfoya.