32.Powrót do domu i wspomnienia z ostatnich dni w szkole
O jej Ile Was tu^^ wielkie dzięki za tyle komentarzy! Pozdrawiam Limonkę, Marzenę, Aryę, Magdę Potter, Sophie, Tonks,Aśkę - buziak dla Was:*! Co do pytania M. Potter: nie, wpisy z bloga możesz przeczytać tylko na mysteriousff.mylog.pl No to zapraszam do 32. noci i życzę super ferii tym, którzy zaczynają je dziś, jak ja na przykład
*** 11:12, Ekspres Hogwarcki, trasa Hogwart-Londyn
Nie, no pewnie! Przecież Potter zawsze wyjdzie cało i jeszcze prawie go orderem odznaczą za zwykłe złamanie regulaminu szkolnego… to przecież jasne!
Hm, no dobra, przejdę do sedna.
W dzień po ukończeniu wszystkich egzaminów obudziłem się wcześnie, choć miałem szczery zamiar wylegiwać się do późna; rzecz jasna, nie było mi to dane. Goyle, Crabbe i inni skakali po dormitorium, bijąc się poduszkami i obrzucając karmelkami, znalezionymi w skrytce Goyle’a (każdy wie, że Goyle to łasuch i że ukrywa słodycze w szczelinie między deskami pod łóżkiem tuż przy ścianie). Robili mnóstwo rwetesu, który moim zdaniem obudziłby nawet gajowego na błoniach wiele stóp dalej. Rad nierad, wstałem czym prędzej i ubrałem się, jeszcze nie widząc na oczy (było dopiero wpół do siódmej). Ledwo zwlokłem się do salonu i padłem na fotel przed wyziębionym kominkiem, gdy gdzieś na górze huknęły drzwi i w chwilę później na schodach ukazała się Pansy. W biegu spinając włosy, zawołała półgłosem pełnym entuzjazmu:
-Słyszałeś, co się działo wczoraj w nocy na trzecim piętrze?
-Nie, nic nie wiem… a co?- z trudem powstrzymałem ziewnięcie. Pansy była pełna energii ale nie działało to na mnie specjalnie dobrze. W dodatku stwierdziłem, że mam na wpół rozpuszczonego karmelka we włosach a to już była masakra.
-Co, kolejna bitwa na słodycze?- spytała na widok mej przerażonej miny i gestów, z trudem powstrzymując śmiech.- Daj, wyjmę ci to.
-Nie ręką!
-No pewnie, że czarami, ty głuptasie. Reducto! Chłoszczyść!
-Dzięki… -z ulgą przesunąłem sobie dłonią po włosach.- No i co z tym trzecim piętrem?
-Tylko się nie denerwuj… Potter, Granger i Weasley przeszli wczoraj przez Zakazany Korytarz i zabili Quirrela.
-CO?!- omal nie zerwałem się z fotela. –Żartujesz! Skąd wiesz?
-Nie żartuję. Podobno Quirrel chciał zabić Pottera, chyba pokłócili się o coś, co było w korytarzu ukryte, Quirrel chciał to ukraść, a Potter mu w tym przeszkodził.
-O rany… nie mieści mi się to w głowie! Potter? Nie wiesz, co tam było w tym korytarzu? Jak się tam dostali, skoro był zablokowany?
-Nie wiem więcej niż ty, myślę, że jak pójdziemy na górę, to wszystkiego się dowiemy, w szkole pewnie już huczy.
-Dobra.- podniosłem się i ruszyliśmy w stronę chimery. Zanim dotarliśmy do Sali Wejściowej, przypomniałem sobie coś.
-A co z Potterem…? Nie żyje…?- zapytałem i chyba musiało coś niecoś z tej nadziei zabrzmieć w mym głosie, bo Pansy spojrzała na moją minę i wybuchła śmiechem, a gdy się uspokoiła, powiedziała głosem nadal drżącym od rozbawienia:
-Żyje, ale jest w skrzydle szpitalnym. Tamtym dwojgu nic się nie stało.
-Ach… to… to dobrze.- westchnąłem z przymusem i weszliśmy do Sali.
Było dość wcześnie rano i zazwyczaj o tej porze w weekend Sala byłaby jeszcze pusta, ale dziś wyjątkowo dużo ludzi zgromadziło się tak wcześnie rano, oczekując na śniadanie. Dominowali wśród nich Gryfoni, którzy znaleźli się w centrum zainteresowania.
-Chodźmy podsłuchać, o czym mówią, może się czegoś dowiemy.- zaproponowałem i zbliżyliśmy się chyłkiem do grupy uczniów z Gryffindoru. Nie mieli żadnych rewelacji, zresztą wszystko, co my już wiedzieliśmy, było podobno ściśle tajne i w ogóle nie powinno przeniknąć. Krążyła pogłoska o tym, jakoby w tajemnym korytarzu ukrywany był przez rok Kamień Filozoficzny, a na pomoc Potterowi przybył sam Dumbledore.
-Super.- szepnąłem, gdy odsunęliśmy się od nich w cień filaru.- Wiesz, co to jest ten cały Kamień? Już myślałem, że to będzie coś extra, a oni tylko jakiś kamień…
-To nie jest do końca kamień, Draco. Nigdy nie słyszałeś o wynalazku alchemików, zmieniającym metal w złoto i dającym nieśmiertelność?
-Nie… raczej nie. I mówisz, że to było w naszej szkole w jakimś durnym korytarzu?
-Na to wygląda,
-Ale przecież Gringott jest sto razy bezpieczniejszy!
-Nie do końca, Draco.- powiedział ktoś za moimi plecami. Kiedy się odwróciłem, okazało się, że to Brad Petersen. –Znajomi mówili mi, że tam mają smoki, labirynt i inne takie, ale to nic w porównaniu z kryjówką pod skrzydłami naszego dyrektora. Przecież oni mają go za największego czarodzieja na świecie… więc kto wolałby ukryć Kamień Filozoficzny w Gringottcie, mając pod bokiem Dumbla?
-Ciekawa hipoteza.- mruknąłem niechętnie.-I przepraszam cię bardzo, ale nie znam twojego imienia.
-Nie ma sprawy, Brad jestem, miło mi.- ciemnowłosy wyszczerzył zęby i uścisnął mi dłoń tak serdecznie, że aż mnie zemdliło. Rany Boskie, jaki matołek! -Pansy mi o tobie mówiła.
Spojrzałem na nią wymownie na co ona wzruszyła ramionami i wyjaśniła z niecierpliwością:
-Oj, no bo pytał, czy my się przyjaźnimy i czy cię lubię.
Poczułem, że jest mi trochę za duszno w Sali Wejściowej ale za nic nie chciałem tego zdradzić. Nakazałem sobie spokój i spytałem wyniośle Petersena:
-Słuchaj, chcesz czegoś konkretnego od nas, Brad?
-Nie, przyszedłem pożegnać się z Pansy… rodzice zabierają mnie już wcześniej, bo mieszkamy w Inari.- znowu wyszczerzył zęby a ja pomyślałem w duchu: „No, przynajmniej tyle tego dobrego, że Pansy mieszka w Londynie a on w jakimś Inari.” Zanotowałem w pamięci, że muszę sprawdzić w atlasie, gdzie to jest.
-Aha, no to w takim razie cześć, będę w Wielkiej Sali.- rzuciłem, bo zobaczyłem, że już wpuszczają do środka na śniadanie. Pansy jednak złapała mnie za ramię i poprosiła:
-Czekaj… No to cześć, Brad.- uśmiechnęła się do niego uprzejmie i ruszyła za mną. Nie ukrywałem swego zdumienia.
-Nie chciałaś się pożegnać z Bradem?- zapytałem. Pansy doskonale wychwyciła ironię.
-Nie, nie miałam ochoty.- odpowiedziała mi tym samym tonem.- Możesz przestać mi nim dokuczać?
-To niech on już spłynie do tego Inari, Bóg wie gdzie to jest.
-Inari leży w Finlandii przy granicy z Rosją, nad jeziorem o tej samej nazwie. Kilkadziesiąt kilometrów na zachód znajduje się jeden z najpiękniejszych parków narodowych, Lemmenjoki.
-No, no… on ci to powiedział?
-Tak, on. Pokazywał mi też zdjęcia. Tam jest naprawdę pięknie, nie powinieneś tak się boczyć. Mówiłam ci już, że mam go gdzieś.
Bez słowa zajęliśmy swoje miejsca a po śniadaniu znów poszliśmy do salonu; musieliśmy dokończyć pakowanie a Pansy chciała jeszcze oddać coś do biblioteki. Ogółem nie działo się nic ciekawego, choć pewnie w wieży Gryfonów huczało ale ja jakoś nie miałem ochoty na zdobywanie większej ilości informacji i pasjonowanie się „bohaterstwem” Pottera. Ciekaw byłem natomiast, ile prawdy było w krążących po Hogwarcie pogłoskach ale z tym nie zamierzałem się wychylać. Tak doczekaliśmy wieczornej uczty pożegnalnej i ceremonii wręczenia Pucharu Domów… no, pomyślałem, przynajmniej to była jakaś pociecha- przez wybryki Potterowskiej bandy wysforowaliśmy się do przodu jak chyba nigdy wcześniej. Ależ Kiedy już wszyscy usiedliśmy i…
11:59, Ekspres Hogwarcki, trasa Hogwart-Londyn
Napadli na mnie Ślizgoni i zarzucili mnie słodyczami z wózka tej starej babki, co zwykle obwozi o 11 słodycze i napoje. Nawtykali mi za wieczne ślęczenie nad „tymi bazgrołami” i pogrozili, że jeśli nie poświęcę im uwagi chociaż na pięć minut, w mojej bieliźnie znajda się trzy tresowane myszy, które Drawers dostał w prezencie kilka tygodni temu od wujka z Normandii. Musiałem im ulec i trochę się rozbawiłem. No dobra, ale wracajmy do faktów.
…i wstał Dumbel, ogłosił nasze zwycięstwo. Nie ma co, naprawdę super nam poszło… z ogromnej satysfakcji omal nie zdemolowaliśmy naszego stołu. Stary pogratulował nam zwięźle i uprzejmie a zaraz potem dodał, że w wyniku ostatnich wydarzeń musi przyznać jeszcze trochę punktów… rzecz jasna, Gryfonom. No i przyznał… a jak to zrobił, to okazało się, że to oni wygrali. I za co, pytam się?! Za co te punkty? Za rozsądek i logikę Granger? Za męstwo Pottera i tej niedołęgi Longbottoma?! Oooo, wiele bym dał, by dowiedzieć się z najdrobniejszymi szczegółami, czy faktycznie zeszłej nocy Święta Trójca tak się odznaczyła, czy też dyrek zwyczajnie ratował tyłki bedącym na szarym końcu w końcu on sam dorastał w Gryffindorze… niemniej nie było to zachowanie fair naszym zdaniem, ale cóż… pokonamy ich za rok i to tak, że nawet gdyby sam Minister Magii przyznał każdemu Gryfonowi po trzysta punktów, to i tak nas nie prześcigną!
Ojej, chyba powinienem kończyć… Crabbe macha mi przed oczyma wymownie jedną z myszy Drawersa… swoją drogą, dobry właściciel nie powinien pozwalać, by ktoś inny zabawiał się jego zwierzątkami, mam rację?
20:04, w domu, mój pokój
Byłbym zapomniał. Wyniki egzaminów! Ogłosili je na kilka dni przed nieszczęsną dla Quirrela nocą (A propos, zapamiętać: pogadać na ten temat z ojcem. Zapewne będzie coś wiedział, niemożliwe, by Dumbel zatuszował wszystko przed Ministerstwem!).
Wracając do wyników, cóż: może nie są specjalnie zachwycające, niemniej dostałem przed chwilą od ojca złotego galeona a skoro on jest kontent, to znaczy, że wszystko gra :P
Wyniki egzaminów końcowych
Uczeń: Draco Malfoy
Rok: I
Wychowawca: Severus Snape
Ciekawa notka, napatoczyło się kilka błędów, ale nic. Interesująco piszesz, zgodnie z książką, interpretujesz powieści Rowling, nieźle. Trzeba mieć do tego cierpliwość, poneiważ z góry wiesz, co musisz napisać. Chociaż z drugiej strony piszesz pod kątem Dracona Malfoya. Calkiem ciekawe. Zapraszam do mnie. Pozdrawiam
Luna11 Niedziela, 27 Stycznia;, 2008, 17:01
Malfoj rób tak dalej a bedziesz wymiotywal slimakami!!Ohhhh biedny Ron.. .Fajna stronka.@!!
Semley Niedziela, 27 Stycznia;, 2008, 17:04
Wcześniej nie komentowałam, ale uważam, że świetnie piszesz!! Cudownie oddajesz charakter postaci!
Życzę miłych ferii, mnie się niestety kończą...
anonim Poniedziałek, 28 Stycznia;, 2008, 12:19
wszystkie honory dla ciebie za pisanie zgodne z książką i życzę ci super ferii