34.Wakacji część druga: druga szansa Amandy i bójka w księgarni
Z Okazji Dnia Zakochanych chciałabym Wam życzyć, aby Wasza miłość była szczera, piękna, niezapomniana, zaskakująca i pełna wspólnej radości. Życzę Wam także spełnienia marzeń, nawet tych najskrytszych, choć ktoś kiedyś mi powiedział, że nie warto dążyć do spełnienia wszystkich marzeń od razu, bo trzeba mieć do czego dążyć w przyszłości. Dziękuję pięknie za moc komentarzy i pozostawiam Was z nowym wpisem, zarówno w Myślodsiewni, jak i w Pamiętniku... a także zapraszam na mojego bloga, gdzie pojawiły się nowe notki i zmiana image'u. Serdeczne pozdrowienia wszystkim śle
Marta
P.S. Tak, chodziło o Zgredka, tak to jest, jak za mocno o czymś pomyślę, pisząc.
***
14 sierpnia
Drugi miesiąc wakacji jest o wiele lepszy od pierwszego. Prawie co dzień świeci słońce i jest ciepło, więc mogę trochę poszwendać się po dworze. Niestety, nie mogę używać żadnych czarów, co nieco ogranicza moją wakacyjną swobodę (rozmawiałem już z ojcem, czy w MM nie mogliby przymknąć oka na jakieś drobne czary, ale odpowiedział, że to niemożliwe… zaskakująca odpowiedź jak na niego, jeśli chodzi o tak zwane możliwości MM) ale jest i tak fajniej, niż gdybym musiał tkwić w domu podczas wielodniowych ulew.
Wczoraj dostałem list od Pansy. Ubawił mnie.
Cześć, Draco,
mam nadzieję, że wakacje mijają Ci lepiej, niż mnie. Jestem z rodzicami od dwóch tygodni w Toskanii ale nic mi po tym. Mama zatruła się winem z niedojrzałych winogron, mój brat ma ospę a ja nabawiłam się oparzenia słonecznego. W związku z powyższym żadne z nas nie może opuszczać wynajętego domku na dłużej niż pięć minut. Tata jest zdrów, ale nie przedkłada toskańskich krajobrazów i innych dóbr nad roczniki i kroniki, których przywiózł ze sobą oczywiście całą torbę, Musiał przetransmutować ją w cygarniczkę przed wyjazdem, bo matka w życiu by mu na to nie pozwoliła a teraz jest zbyt obolała, by się wściekać. Przynajmniej jest spokój.
Obok nas mieszka jakiś lekarz, powiedział, że Frederick musi leżeć w łóżku do końca tygodnia, to samo mama a mi pozwolił wychodzić na drogę po zachodzie słońca. Wczoraj tak zrobiłam i przeziębiłam się, bo zapomniałam zabrać swetra a poszłam na dłuższy spacer, niż mi się zdawał (myślałam, że widziałam jakąś czarownicę, ukrywającą się w pobliskiej winnicy w zielonej szacie z kapturem). Doktor twierdzi, że mam omamy, ale wg mnie to on ma nie po kolei w głowie i chyba czyha na grubą zapłatę za przysługę, dlatego ciągle nam wymyśla nowe diagnozy i zalecenia.
Jeszcze cztery dni tej męczarni i wracamy do Londynu. Oszalałabym tu dłużej. Do zobaczenia już niedługo.
Pansy Parkinson
Jutro może pójdę z ojcem do MM. Musi spotkać się z jakimś człowiekiem z Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów a matka wyjechała na dwa dni z panią Robinson do Brighton. Chętnie tam pójdę.
15 sierpnia
Wybraliśmy się do Ministerstwa około południa. Udaliśmy się na drugie piętro, od razu do Departamentu; po drodze ojciec zamienił kilka słów z napotkanym w windzie panem Robinsonem z Wizengamotu. W Departamencie zostawił mnie przed drzwiami gabinetu i polecił czekać na siebie. Usiadłem na jednym z rudych krzeseł w szerokim korytarzu i oparłem głowę o ścianę. Co chwila mijali mnie jacyś urzędnicy, dźwigając różnokolorowe teczki z dokumentami albo rozmawiając z kimś. Ogólnie nie czekałem długo, bo ojciec wyszedł raptem po dwudziestu minutach w dość dobrym nastroju.
Poszliśmy do windy i kiedy dojechaliśmy na piętro czwarte, do windy weszły trzy zagłębione w ożywionej rozmowie osoby: Foolishowie. Pan i pani Foolish ucieszyli się na nasz widok, czego raczej nie można było powiedzieć o Amandzie.
Miała na sobie granatową, połyskującą sukienkę i kokardę we włosach., Wyglądała całkiem w porządku i nawet wyciągnąłem do niej z uśmiechem rękę ale ona prychnęła tylko i odwróciła się do mnie bokiem. Matka zaczęła mówić:
-Jak miło państwa spotkać, właśnie porywamy Dariusa na obiad a potem idziemy na koncert!
-Czyż nie mówi pani o tej grupie irlandzkich tancerzy, którzy promują ludową sztukę poza granicami swojego ukochanego kraju?- zapytał ojciec, kłaniając się jej a ona pokiwała żywiołowo głową. Jej małżonek dorzucił półgłosem:
-Lychee jest ulubioną trupą tancerzy mojej żony, ma korzenie irlandzkie. Poza tym, to bardzo pouczające dla Amandy, choć oczywiście tańce irlandzkie ma opanowane od kołyski.
Wymieniliśmy się spojrzeniami z ojcem. Amanda zdawała się nic sobie z tego nie robić, że wszyscy na nią patrzą. Uśmiechnęła się obłudnie i rzuciwszy mi kwaśne spojrzenie, udała, że mnie nie widzi.
-A może wybralibyście się z nami? Lucjuszu, wiem, że twojej żony nie ma, więc może…- minister puścił do mnie oko, mówiąc:
-Oczywiście, Draco będzie równie mile widziany. Wszyscy jesteśmy oczarowani twoim niezwykłym talentem, chłopcze. Powinieneś zacząć pobierać lekcje razem z Amandą, świetnie się zgraliście podczas balu.
Przełknąłem głośno ślinę. O rety… ojciec oczywiście nie spojrzał na mnie tylko na Amandę i, patrząc jej prosto w oczy, powiedział głębokim głosem:
-Oczywiście jesteśmy zaszczyceni tą propozycją, ale najważniejsze zdanie ma tu Amanda.
-Och, Amanda nie ma nic przeciwko, prawda?- matka pogładziła ją przelotnie po ramieniu. –Potrafi docenić profesjonalne…
Urwała, bo winda właśnie dotarła do atrium. Wyszliśmy z windy i udaliśmy się w stronę wyjścia. Zatrzymaliśmy się w drzwiach. Ojciec spojrzał na rodzinę Foolishów i powiedział:
-Bardzo dziękujemy za zaproszenie, ale niestety, mamy coś jeszcze do załatwienia.
-Nie daj się prosić, Lucjuszu, raz możesz odsunąć obowiązki na bok.- nalegał uprzejmie Minister a podczas gdy starsi dalej jęli wymieniać się grzecznościowymi zwrotami, przysunąłem się do Amandy i szepnąłem jej do ucha:
-Coś ty taka ostra?
-A co ci do tego?- syknęła, ale nie odsunęła się ode mnie. Spojrzała na mnie przelotnie acz złośliwie. Jej oczy lśniły w świetle słońca, które przygrzewało dziś wyjątkowo mocno. Westchnąłem i odpowiedziałem cicho:
-Cóż, ja nie lepiej od ciebie wiedziałem, że potrafię tańczyć ale nie powinnaś od razu tak się boczyć. Masz dopiero jedenaście lat i…
-Jak śmiesz?!- zaperzyła się a jej policzki powlekły się czerwienią ze złości. Odsunęła się ode mnie. –Dwanaście, jeśli łaska!
-… już bardzo wiele osiągnęłaś jak na ten wiek.- dokończyłem spokojnie, nie zwracając uwagi na jej reakcję. Kiedy skończyłem spojrzałem na nią i dodałem jeszcze przyjaźniej:
-Naprawdę sądzę, że bardzo dużo osiągnęłaś i tańczysz naprawdę fantastycznie… pomijając fakt, że pomaga ci Urok.
W tym momencie uniosła rękę, by trzasnąć mnie w twarz, ale chwyciłem ją i zmitygowałem:
-Nie radzę, Amando. Dobrze ci było mnie poniżać, czyhałaś na swój triumf na parkiecie, ale odniosłaś klęskę i co, kto tu był niefair?
-Jesteś okropny!- jej głos był zduszony, gdy wyrwała mi dłoń i wytarła ją ostentacyjnie w fałdę sukienki. –Mam gdzieś, co o mnie myślisz i co o mnie wiesz, odczep się! Nic nie rozumiesz!
-No i znowu masz nadzieję, że wściekanie się przyniesie ci ulgę. Nie możesz być zawsze we wszystkim najlepsza, ale przecież jesteś spryciarą.
Nie słuchała mnie, odwracając się do mnie tyłem. Parsknąłem śmiechem i zaszedłem ją od tyłu, szepcząc jej do ucha:
-Mam z ciebie niezły ubaw. Wyglądasz jeszcze fajniej, jak się złościsz, niż gdy tańczysz.
Okręciła się na pięcie tak szybko, że ledwo zdołałem uskoczyć. Skoczyła mi do oczu, ale w tym momencie starsi skończyli pogawędkę i zainteresowali się nami.
-W takim razie, ruszajmy!- zawołał raźno ojciec Amandy i ruszył przodem, oglądając się za nami. Pani Foolish ujęła pod ramię mojego ojca i, zagadując go kulturalnie, ruszyła za mężem. Amanda uśmiechnęła się anielsko i podążyła za rodzicami. Nie obejrzała się za mną aż do momentu, gdy znaleźliśmy się w jednej z wystawniejszych londyńskich restauracji i nie zostaliśmy usadzeni koło siebie.
-Jeśli zamierzasz wylać na mnie zupę albo posypać mi włosy pieprzem, to lepiej powiedz teraz.- rzuciłem do niej nieco kpiąco, ale zrobiłem to celowo: złość naprawdę dodawała jej uroku i zaczynałem coraz lepiej się bawić w jej towarzystwie.
-Nie zamierzam z tobą rozmawiać.
-Dlaczego? Podaj mi tylko powód.
-Bo jesteś nieznośny, rozpieszczony i moi rodzice cię lubią.- odparła tak szybko, jakby miała to w zanadrzu od co najmniej kilku lat. Uniosłem brwi i, rozkładając serwetkę, skorygowałem z udaną urazą:
-Nie jestem rozpieszczony, nieznośny chyba też nie, a jeśli tak, to sama sobie jesteś winna. A co do twoich rodziców: cóż, widać mają dobry gust.
-Nie cierpię dzieciaków, które oni lubią, bo prawie zawsze mają w tym interes, by mnie z nimi zapoznawać.- warknęła. –Jak nie ktoś z Ministerstwa, to z Banku , byleby wpływowy. Mam gdzieś to ich życie towarzyskie vel publiczne! Ja nie muszę pokazywać się w dobrym towarzystwie bogatych nudziarzy!
Oho, pomyślałem, rodzinka nieźle zatruła Amandzie życie i to nawet bardzo nieźle, bo nie przerwała tylko mówiła dalej, nie patrząc nawet na zajętych sobą dorosłych.
-Od kiedy tata został Ministrem, nasze życie uległo diametralnej zmianie. Musiałam wyprowadzić się z miejsca, w którym mieszkaliśmy od mojego urodzenia, do Londynu. Nie lubię tego miasta, nie lubię tego wiecznego pokazywania się na forum ludzi, którzy i tak mają nas gdzieś, chodzi im tylko o pieniądze i pokazanie się w pobliżu Ministra. Ja uwielbiam książki i to one są moim życiem.
Wylewała z siebie sporo jak na swoje dotychczasowe zachowanie wobec mnie, ale nie przerywałem jej, bo w sumie dużo się dowiedziałem w wyniku tego przypływu szczerości. Umilkła, gdy podano nam soki a naszym rodzicom kawę i herbatę. Nie chciałem zepsuć tej nitki więzi, jaką między nami rozplotła, więc zapytałem ostrożnie:
-Wiesz, Amando… może powinnaś powiedzieć o tym nie mnie, lecz swoim rodzicom? Jestem pewien, że gdyby o tym wiedzieli, zareagowaliby.
Spojrzała na mnie w swoim stylu, trochę ponuro, trochę wyniośle.
-Może. Oni woleliby mieć zdolniejszą córkę. Czasem mam wrażenie, że mają do mnie pretensję, że interesuję się książkami. Owszem, Amando, to bardzo ładnie i tak dalej, ale może lepiej byłoby, gdybyś była jeszcze bardziej biegła w czarach, władała pięcioma językami i takie tam.
-No a taniec? Przecież w tym jesteś rewelacyjna.
-Tak ci się tylko wydaje.- ściszyła głos prawie do szeptu.- Największym niespełnionym marzeniem mojej mamy była kariera tancerki. Kiedy tylko się urodziłam, postanowiła, że zaraz mnie swoją pasją do tańca ale mnie bardziej ciągnie do czytania. Prawdę mówiąc, podobało mi się to, gdy byłam młodsza, ale gdzieś od dwóch lat czuję, że nie daję rady. Taniec sprawia mi coraz mniejszą przyjemność, dlatego używam tego uroku, o którym wspomniałeś.
Przyznała się? Niesamowite. Słuchałem jej z coraz większym zadziwieniem ale ona właśnie urwała, bo podano obiad. W czasie niego zastanawiałem się nad tym, czego właśnie dowiedziałem się o tej zagadkowej dziewczynie. W sumie wydała mi się całkiem w porządku; nie była aż taka upiorna, na jaką się zapowiadała, a jej odpychający momentami styl bycia wiązał się najwyraźniej z buntem wobec rodziców i ich niezrozumieniem. Poczułem, że zaczynam ją lubić. Była na pewno barwną osobowością. Kontynuowaliśmy rozmowę po deserze, gdy jej tata poprosił nas o wyjście do ogródka za restauracją, bo miał coś do omówienia z moim ojcem. Opuściliśmy więc lokal i przeszliśmy do ocienionego ogródka, gdzie usiedliśmy na wielkim głazie pod lipą. Oaza zieleni w centrum miasta, pomyślałem jeszcze, nim Amanda po chwili ciut niezręcznego milczenia wyznała:
-To dlatego byłam na ciebie wściekła podczas balu… bałam się, że jeśli będziesz tańczył lepiej, niż ja, ktoś mnie nakryje.
-Teraz już rozumiem.- bąknąłem, bo wyczułem, że jej ton jest o wiele milszy, niż dotąd. Spojrzała na mnie niemal nieśmiało. Poczułem, że się nieco rumienię. Nie zauważyłem dotąd, że jej oczy mają tak głęboką, nieskazitelną barwę granatu, Chyba się pomyliłem, co do jej wyglądu. Była nawet całkiem ładna.
-Ty też świetnie tańczysz, Draco.- wyciągnęła do mnie dłoń.- Zaczniemy naszą znajomość raz jeszcze?
-Och… jasne.- uścisnąłem jej dłoń. Amanda uśmiechnęła się i od razu jej twarz nabrała milszego wyglądu.
-Przepraszam za te wszystkie rzeczy, które o tobie mówiłam i o twoim ojcu.
-Nie ma sprawy.
-To opowiedz mi teraz o Hogwarcie.- zaproponowała, sadowiąc się wygodniej na kamieniu i patrząc na mnie z radosnym oczekiwaniem. Odchrząknąłem i spełniłem jej prośbę, starając się mówić składnie i wyraźnie. Amanda słuchała z zainteresowaniem.
30 sierpnia
Byłem dziś z ojcem na Pokątnej. Gdy weszliśmy do Esów i Floresów, wpakowaliśmy się w ogromny tłum. Jakiś facet z blond grzywą i w dziwnej szacie rozdawał autografy na środku księgarni i podpisywał swoje książki, które były na pięciu najbliższych regałach ustawionych przodem do kupujących.
-Co to za dziwak?- spytałem ojca a on mruknął:
-Lockhart, twój nowy nauczyciel obrony i autor podręcznika.
No tak, po tym, jak w ubiegłym roku zginął Quirell, zatrudnili nowego. Oczywiście spojrzałem na książki od obrony, które znalazły się w wykazie przysłanym mi z Hogwartu kilka dni temu, ale w życiu bym nie pomyślał, że autor podręcznika będzie moim tegorocznym nauczycielem. Szkoda tylko, że gościu nie wyglądał na takiego, co to zna się na prawdziwej magii. Raczej już przypominał narcyzowatego karierowicza więc ponownie zwróciłem się do ojca, który po krótkiej chwili zaczął posuwać się w głąb księgarni:
-Wiesz coś o nim więcej?
-Nic ponad to, co mówią o nim wstępy do jego książek. Mam nadzieję, że jego wygląd nie świadczy o jego talencie, bo to byłaby pierwsza oznaka tego, że Hogwart schodzi na psy.
-Przecież zawsze mówisz, że i tak schodzi.- parsknąłem śmiechem, gdy udało nam się zrobić pięć kroków w kierunku działu z podręcznikami. Lockhart rzucał to tu, to tam rozanielone spojrzenia i uśmiechy, które przyprawiały mnie o mdłości.
-Ale zawsze trzeba podchodzić do świata optymistycznie, chociaż w przypadku Hogwartu nie jest to najłatwiejsze… oo, czy to nie Chłopiec, Który Przeżył?
Spojrzałem w stronę wskazaną przez ojca i wszystko się we mnie zagotowało: goguś właśnie wyciągnął Pottera z tłumu i ustawiał się z nim do zdjęcia. Syknąłem nieświadomie:
-Żałosne!
Ale zostaliśmy aż do końca całej szopki, gdy zaczerwieniony Pe znikł w tłumie z naręczem dzieł Lockharta, oczywiście wręczonych mu w prezencie. Dojrzeliśmy go ponad głowami tłumu przy regale z podręcznikami. Stała koło niego mała, ruda dziewczyna, wyglądająca mi na małą od Weasleyów. Ruszyłem ku nim, nie oglądając się na ojca. -Jak ci się podobało, Potter? Ty lubisz błyszczeć, prawda?- rzuciłem ironicznie w ramach powitania. Potter odwrócił się gwałtownie, spuszczając książki gogusia do kociołka rudej. –Nie możesz wejść do księgarni, by zaraz nie zrobić sobie zdjęcia do Proroka …
Nim Potter otworzył buzię, nieoczekiwanie wtrąciła się ruda:
-Daj mu spokój, on tego wszystkiego nie chce!
Uniosłem wysoko brwi, komentując to ( „Potter, to twoja panna?”), gdy nadeszła reszta bandy: Weasley i Granger, obładowani książkami. Chciał mnie zirytować, ale odciąłem mu się tak, że chciał się na mnie rzucić. Nie zdążył, bo pojawił się jego ojciec z braćmi, chyba zmęczony zamieszaniem w księgarni a także mój, bo położył mi rękę na ramieniu. Gdy ojciec Weasleya spojrzał na niego, oniemiał a potem uniósł wyżej głowę. Wiedziałem, że nie wyjdziemy z tego cało, bo obaj bardzo się nie lubią i słusznie zresztą. Tymczasem po drugiej stronie pojawiła się prawie cała familia Weasley oraz para nieznanych mi ludzi, wyglądających na rodziców szlamy.
Mój tata zapytał o pracę w Ministerstwie, docinając na temat nadgodzin i czyniąc aluzje do majętności, z tego przeskoczyli szybko na hańbę czarodziejów a gdy ojciec wyznał, że nie wierzył, iż rodzina Weasley może się stoczyć niżej, tamten się wkurzył i rzucił z pięściami.
Przestraszyłem się i szybko odskoczyłem w bok, gdy poleciało kilka regałów i na ziemię posypały się dziesiątki tomów. Mój tata i Weasley znikli kompletnie pod nimi, Weasleyowie wrzeszczeli a ja chciałem wyciągnąć różdżkę i rzucić jakieś zaklęcie, ale nie trzeba było.
W księgarni dość nieoczekiwanie pojawił się ten cały olbrzym z Hogwartu, Hagrid i bez wysiłku wydobył bijących się spod stosu dzieł. Lekko się przeraziłem: mój tata miał podbite oko a tamten tylko rozciętą wargę. Hagrid cisnął moim ojcem w jedną stronę, Weasleyem w drugą i, złorzecząc na nas, pomógł zebrać porozrzucane książki dygoczącemu z nerwów sprzedawcy.
Ojciec podniósł się bez mojej pomocy, dysząc z wściekłości. W ręku trzymał jakiś wyświechtany podręcznik, który wrzucił do kociołka córki Weasleya, sycząc:
-Proszę, oto twoja książka, dziewczyno, najlepsza, na jaką stać twojego ojca.
Skinął na mnie władczo i bez słowa wyszliśmy na ulicę, zostawiając w tyle cały harmider. Ledwo stanęliśmy pod witryną księgarni, ojciec wyjął różdżkę, przytknął ją sobie do podbitego oka i mruknął Calve Focus . Opuchlizna znikła w mgnieniu oka.
-To gdzie teraz?- zapytałem ostrożnie, bo widziałem, ojciec zaraz wyjdzie z siebie. Poprawił sobie z prychnięciem szatę, włosy i spojrzał na mnie, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu.
-Wracamy do domu!
Usłuchałem bez sprzeciwów, chociaż nie miałem kupionych dodatkowych ingrediencji na eliksiry, ale uznałem, że w razie czego mogę to załatwić przed wyjazdem. Tata był w strasznym stanie, całą drogę milczał ciężko ale już na ganku naszego domu wrócił mu dawny rezon i pogardliwa mina.
Rany Julek, nie wiedziałem, że on taki waleczny… ale dobrze, że mu dołożył, należało się fanowi mugoli.
Komentarze:
Sophie Czwartek, 14 Lutego, 2008, 16:19
Mam fart jestem 1! Nota superowa i oby tak dalej!! Życzę wszystkim jak najwięcej Walentynek...
Super!! Po prostu trudno wyobrazić sobie to inaczej.
Odwiedzam twojego bloga. Teraz rzeczywiście łatwiej się go czyta (czasami wredna reklama uparcie zasłaniała tekst), ale podobały mi się tamte drzewa w tle. Jak można na niego zagłosować?
Marzena Piątek, 15 Lutego, 2008, 21:16
Cudo!!! Lepiej być nie może!!!
Żongler Sobota, 16 Lutego, 2008, 12:14
Witam!
Mam coś do ogłoszenia. Poszukujemy redaktorów do gazety Żongler. Jeżeli są osoby, które chciałyby się sprawdzić i pisać do gazety, proszone są o napisanie artykułu w stylu Żonglera z serii Rowling (czyli dziwne sprawy etcx.) na e-mail redakcja.zonglera@gmail.com czekamy na was! Powodzenia!
mika Sobota, 16 Lutego, 2008, 17:11
świetne!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Aśka Niedziela, 17 Lutego, 2008, 15:28
Genialnie!
Regularnie też odwiedza twojego bloga. Jest świetny. Nie myślałaś czasem nad wydaniem własnej książki? ;)
Arya (T. Riddle) Poniedziałek, 18 Lutego, 2008, 15:09
Witam
Poprzedniej części nie komentowałam, bo pamiętników coraz więcej, a czasu niestety coraz mniej... Niemniej jednak teraz przeczytałam obie notki i muszę przyznać, że piszesz świetnie. Ładnie ukazałaś psychikę osoby takiej, jak Amanda. Twoje notki to coś więcej, niż pobierzne opisanie sytuacji. Wgłębiasz się w psychikę bohaterów, opisujesz wszystko dokładnie, notki są ciekawe i mają to coś w sobie, co nie pozwala przerwać w połowie czytanego tekstu. Wszystko pięknie, ładnie, ale... Czuje się, jakbym czytała opowiadanie, tylko, że pisane w pierwszej osobie. Nie ma tej spontaniczności, która występuje w prawdziwych pamiętnikach. Przecież osoba, w której życiu wydarzyło się coś ważnego zacznie pisać właśnie od tego momentu, przlewając całe swoje szczęście czy smutek na strony pamiętnika, a dopiero później wróci do opisywania reszty. Niemniej jednak to jak Ty piszesz bardzo mi się podoba i wolałabym, abyś została przy takim pisaniu jak teraz. Były też pewne momenty, kiedy wydawało mi się, że Malfoy nie jest do końca malfoyowaty. Zachowywał się trochę inaczej, niż ten, przedstawiony w kanonie. W pewnych momentach tekst nie oddawał też w pełni uczuć. A tak poza tym. Z ciekawości wkleiłam Twoją notkę do Worda i zmieniłam czcionkę na tą, której ja używam. Sześć stron. Aż mi się głupio robi z tą moją niecałą stroną w pam. T.R...
Pozdrawiam
Arya
natka_pietruszki Wtorek, 26 Lutego, 2008, 20:14
no kiedy bedzie jakas notka bo są naprawde świetne......