36. Dziwny pierwszy dzień:zgnębiony Potter, bzik Pansy, Filch Irytkiem...
HelloU Mam nadzieję, że orkan- imiennik panny Watson nie wyczynił Wam szkód. Z okazji odejścia Emmy sprawiam Wam prezent 36. wpisem pamiętnika Dracona. Nie było łatwo go zdobyć ale w końcu od czego jest różdżka i księgi zaklęć;)
Marzeno, historia Gordona to bezpośredni skutek tego, że od kilku tygodniu słucham namiętnie Tańca Wampirów, choć byłam na spektaklu a słowa znam na pamięć ;-D Dlaczego uważasz, że nakręciłam?
Ehh, ja chyba nigdy nie będę znudzona czymkolwiek związanym z tak intrygującymi istotami, jak wampiry... ^^
Semley... cóż, może i Amanada mogłaby pójść do Hogwartu,lecz postanowiłam, że pozostanie w Durmstrangu, ale... :P
Jestem ciekawa, jakie będą Wasze odczucia po tej notce, bo tutaj skupiłam się chyba jak nigdy wcześniej na relacjach poniekąd uczuciowych... Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni. Kończę zaproszeniem Was do Myślodsiewni i na mojego bloga, gdzie stygnie nowy, 10. wpis Pozdrowieńka!
***
15:34, Salon Ślizgonów
Szczerze powiedziawszy, sądziłem, że ten dzień będzie bardziej zabawny. Był po prostu dziwny jakiś i nie bardzo wiem, dlaczego i co z tym fantem zrobić, ale do rzeczy: najpierw obiecany plan zajęć, a potem opis dnia.
*OPCM, to oczywiście Obrona Przed Czarną Magią, tylko wygodniej używać skrótów
Przy śniadaniu Weasley dostał wyjca od swojej mamuśki. Oczywiście, próbował za wszelką cenę ukryć ten fakt, ale wiadomo przecież, że nawet, gdyby udało mu się wbiec do Zakazanego Lasu, i tak krzyk nadawcy byłby doskonale słyszalny dla ludzi, zgromadzonych w Wielkiej Sali. Nie dziwię się, że jego starzy złapali nerwa, bo okazało się, że przylecieli do szkoły samochodem jego ojca! Podobno barierki na King’s Cross nie chciały ich przepuścić, ale to zwykła, pusta bujda, bo to niemożliwe, by barierki nie przepuściły czarodzieja, chyba że rację miał Flint, mówiąc złośliwie, kiedy mijaliśmy Pansy go na korytarzu po śniadaniu:
-Wiecie, może w końcu barierki dworcowe zamknęły się dla zdrajców krwi i mieszańców…?
Ale jego kolega, który okazał się (niestety :/) Bradem Petersenem, rzucił szybko:
-Nie, przecież Granger dotarła do szkoły nienaruszona… hej, Pansy!
Zatrzymaliśmy się koło kolumny. Brad podbiegł do nas, a właściwie do Pansy i powiedział, patrząc na nią z uśmiechem:
-Nie zdążyliśmy się wczoraj przywitać… fajnie być znowu w szkole, co nie?
-Mhm, tak sądzę.- odpowiedziała Pansy, uśmiechając się zdawkowo.- Wybacz, Brad, może pogadamy później, tak się składa, że się śpieszymy.- klepnęła się po sztruksowej torbie.- Lekcje, rozumiesz.
Brad pokiwał głową. Patrzyłem na niego, starając się stłumić w sobie nagły przypływ niechęci, ale zaniechałem tego, widząc po jego wzroku, że on też nie darzy mnie szczególną aprobatą. Pansy okręciła się na pięcie i już miała ruszyć dalej, gdy Brad złapał ją za dłoń i odwrócił w swoją stronę.
-Ale może spotkalibyśmy się po lekcjach? Na przykład tu, przy Wielkich Schodach… moglibyśmy iść na spacer, jest piękna pogoda.- zaproponował zachęcająco. Syknąłem niecierpliwie. Pansy usłyszała to i spojrzała na mnie a potem na Brada.
-No nie wiem, zastanowię się.- wysunęła rękę z jego dłoni i spojrzała na mnie, pytając głośno:
-Mamy dzisiaj jeszcze dodatkowe zajęcia z eliksirów, prawda, Draco?
-a ja przez ułamek sekundy zdziwiłem się. Pansy zrobiła do mnie oczy i zwróciła się do Brada:
-Prof. Snape zaoferował nam dodatkowe godziny, coś w ramach koła zainteresowań, chcielibyśmy tam pójść…- zerknęła na mnie, a ja, orientując się w sytuacji, poparłem ją, starając się brzmieć jak najnaturalniej:
-Tak, faktycznie, zapomniałem o tym, mówił nam przy kolacji, już pamiętam.
-No właśnie.- Pansy zakończyła, patrząc na mnie z ulgą i uśmiechnęła się do Brada, ale już bardzo „na pokaz”: -Także zobaczę, jak znajdę czas, to…
Brad popatrzył na mnie nieufnie ale gdy przeniósł wzrok na Pansy, głos miał dość łagodny:
-Dobra, w takim razie… do zobaczenia może…- rzucił jej ostatnie spojrzenie i odszedł w drugą stronę. Pansy chwilę patrzyła za nim a potem podeszła do mnie i ofuknęła mnie:
-Ależ ty jesteś nieinteligentny! Gdzieś ty podział głowę, Draco?!
-Sorry, skąd miałem wiedzieć, co chcesz zrobić…?- odparłem ze skruchą, gdy już maszerowaliśmy w stronę schodów na piąte piętro. –Przecież miałem pełne prawo przypuszczać, że zechcesz się z nim umówić!
Pansy zatrzymała się gwałtownie w połowie schodów, tarasując drogę trójce Gryfonek z czwartej klasy, które, sycząc i parskając z niezadowolenia, ominęły ją jednak bez komentarza. Ta ujęła się pod boki i spojrzała na mnie z ukosa:
-Coś ty powiedział?
-No… to, co słyszałaś.- wzruszyłem ramionami. –Przecież mogłaś się z nim umówić, w sensie, no… z Bradem, wiesz.
-Myślałam, że masz o mnie lepsze zdanie.- Odwróciła głowę w bok i ruszyła wolno w górę schodów. Zaskoczony na maxa, przyspieszyłem kroku i stanąłem przed nią, zagradzając jej drogę. Uniosła głowę i spojrzała na mnie w taki sposób, że na chwilę zapomniałem, co mam powiedzieć. Potem odchrząknąłem i zbliżyłem się do niej. Teraz przewyższałem ją niewiele, choć ona stała schodek niżej.
-Pansy, co z tobą? Masz prawo umawiać się z kim chcesz, a mi nic do tego, to jasne, więc o co ci chodzi, na brodę Merlina?
-Ty wciąż myślisz, że ten cały Brad mi się podoba, tak?- spytała, a ja przełknąłem ślinę. O rany, robiło się naprawdę grząsko…
-Nie, to znaczy… no, w zeszłym roku mówiłaś, że masz go gdzieś, ale w sumie… to twoja sprawa, Pansy, ja naprawdę nie mam nic przeciwko temu, żebyś ty się z nim spotykała…
W tym momencie Pansy odwróciła się i ruszyła biegiem w górę schodów a nad moją głową i uczniów, zmierzających na pierwsze w tym roku zajęcia, zadzwonił potężnie i donośnie dzwonek. Kręcąc głową i próbując ogarnąć chaos w głowie, jąłem przeciskać się przez tłum w stronę klasy od zaklęć piętro wyżej. Co też tej Pansy strzeliło do głowy?
Pansy nie rozmawiała ze mną ani podczas zaklęć, na których siedziała przede mną w ławce z Gerdą, ani podczas zielarstwa, choć niejednokrotnie musiałem pożyczać od niej łopatkę do ziemi albo doniczkę (pracowaliśmy z mandragorami). Miałem zamiar dorwać ją podczas lunchu, ale ona zwyczajnie się na nim nie pokazała. Zahaczyłem więc Gerdę, gdy zmierzała ku naszemu stołowi.
-Hej, Gerda, co jest z Pansy?
-Pansy poszła się położyć, źle się czuła.- odpowiedziała Gerda obojętnym głosem.
-Aha. A mówiła, czy wróci na eliksiry?
-Nie, nic nie mówiła. Zresztą, ja nic nie wiem, pogadaj z Lorą, może ona coś wie.
Także Lora nie powiedziała mi nic ponadto, co już wiedziałem od Gerdy, niemniej, gdy czekaliśmy na otwarcie lochu przed eliksirami, Pansy pojawiła się w korytarzu. Minę miała jednak nieszczególną, co na razie nakazało mi się wstrzymać od prób porozmawiania z nią.
Eliksiry były najciekawszą lekcją tego dnia. Nasz wychowawca zgnębił do cna Pottera, dokuczając mu na temat niesłychanego przybycia do szkoły i skutków wypadku na jego władze umysłowe, mieliśmy więc sporo śmiechu. Wychodząc w godzinę później z klasy, wciąż się uśmiechając, dostrzegłem w tłumie Pansy więc przecisnąłem się do niej.
-Hej, Pansy, jak się masz?- zapytałem nieoczekiwanie łagodnym, niemal troskliwym głosem. –Dlaczego mi nie powiedziałaś, że źle się czujesz?
-Dzięki, już lepiej.- odparła nieco smętnym głosem, nie patrząc na mnie. Uuu, niedobrze, pomyślałem, ale postanowiłem ją rozweselić.
-Eliksiry były odjazdowe, nie sądzisz? To chyba najgorszy dzień w życiu Pottera… żałuj, że nie widziałaś, co działo się na przerwie po lunchu!- mówiłem, starając się ją zainteresować. -Ten cały Lockhart od obrony poniżył go totalnie, oczywiście nieświadomie. Wyobraź sobie, jakiś pierwszoroczniak z Gryffindoru chciał zrobić Potterowi zdjęcie, rozumiesz, kompletny fan i w ogóle, my zaczęliśmy się nabijać na złość Potterowi, który aż palił się z zażenowania, że niby fotki z autografem itd., aż to dojrzał Lockhart, podszedł do niego i kazał temu maluchowi zrobić im dwojgu zdjęcie, a potem coś Potterowi mówił, że sława jest piękna, ale zdradziecka, żeby nie przesadzał i w ogóle, totalny czad, mówię Ci!
Pansy potakiwała głową albo mruczała coś niewyraźnie. Na początku nie zrażałem się tym, ale gdy tylko znaleźliśmy się na początku korytarza wiodącego do klasy, w której mieliśmy mieć ostatnie tego dnia zajęcia- historię magii- zatrzymałem ją i wciągnąłem do pierwszej lepszej nieużywanej klasy, choć Pansy nie pozostała bierna.
-Co ty wyprawiasz, oszalałeś?- burknęła ostro, gdy zamknąłem drzwi.- Musimy iść na lekcję!
-No, no, nie zaczynaj tekstów a’ la Hermiona Granger, ok.?- uciąłem krótko i stanowczo, zamykając drzwi Alohomorą. - Nie wyjdziemy stąd, dopóki mi nie powiesz, co jest grane. Aż taki głupi nie jestem, widzę dobrze, że coś się dzieje i chciałbym ci pomóc.
Pansy patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczyma, opierając się o kant starego, koślawego biurka, a potem zacisnęła usta w wąską linijkę i uniosła głowę, zakładając ręce.
-Nic się nie dzieje, wszystko w najlepszym porządku. Rozbolała mnie głowa, poszłam się położyć, proste.- odparła dość sucho, ale ja tymczasem wpadłem na jej tok myślenia.
-Pansy…- zawołałem cicho, podchodząc do niej i uśmiechając się z niedowierzaniem. –Tobie wciąż chodzi o tę sytuację z Bradem i to, co potem powiedziałem, prawda?
Nie odpowiedziała, tylko jeszcze wyżej uniosła głowę. Niby nic, ale zrozumiałem, że jestem na właściwej drodze… niesamowite!
-Pansy…- powiedziałem, kręcąc głową i śmiejąc się,.- Myślałem, że wiesz, że widzisz… jak bardzo zżera mnie złość na tego bęcwała Petersena, ale nie chciałem…
Urwałem, bo w tym momencie rozległo się szarpanie klamką, posapywanie i po sekundzie drzwi otwarły się z takim hukiem, że trochę tynku z popękanych ścian i sufitu klasy osypało nam się na głowy. Zamarłem, zaskoczony, Pansy chyba też, bo za ścianą pyły zarysowała się gburowata postać woźnego Filcha.
-A kogo my tu mamy… wagarowicze, hę? No… pięknie wpadliście, pięknie, zaraz pójdziemy do dyrektor…- zaczął schrypniętym, jadowitym głosem i wyciągnął ku nam ręce, ale ja, nie myśląc, co robię, złapałem Pansy za rękę i pociągnąłem ku wyjściu, dziabiąc Filcha różdżką w oko. Nie minęły trzy sekundy, jak kaszląc i mrugając, znaleźliśmy się w klasie od historii magii. Dysząc, opadliśmy na pierwsze dwa wolne miejsca, a gdy prof. Binns uniósł mętny wzrok znad notatek i zapytał nie mniej rozentuzjazmowanym głosem:
-Pan Mafloy i panna Perkins?
-Irytek próbował wyrwać świecznik ze ściany i zasypał pół korytarza tynkiem i kurzem, panie profesorze!- powiedziała głośno i wyraźnie Pansy, otrzepując włosy z pyłu. Binns pokiwał głową i powiedział, powracając do swoich notatek:
-W porządku, proszę tylko wyjąć notatki… dziś omawiamy bunt goblinów nordyckich w Szwecji i na wybrzeżu fińskim. Tak więc, jak już mówiłem, w roku 357 pod wodzą…
Upiór zajął się nudnym wykładem, więc mogliśmy spokojnie złapać dech. Oczywiście, nie robiłem zbyt gorliwie notatek, bo za bardzo zaprzątnięty byłem tym, co niedawno przeżyłem. Może się myliłem, ale miałem wrażenie, że Pansy czekała na to, co powiem…
Po lekcjach poszliśmy na obiad, a potem każde z nas zajęło się swoją pracą, mianowicie: Pansy znowu znikła mi z pola widzenia (Dan twierdzi, że poszła z Gerdą do biblioteki) a ja utknąłem w pokoju wspólnym nad pracą z eliksirów. Postanowiłem bardzo dobrze uczyć się w tym roku, zwłaszcza z eliksirów. Wiem z doświadczenia, że nie opłaca się odkładać prac domowych na później, bo z reguły kończy się to katastrofalnym zmęczeniem, stresem i złą jakością pracy. Crabbe i Goyle na początku trochę się naśmiewali ze mnie, że tak od razu siadłem do lekcji, ale kiedy odburknąłem im coś i kazałem się odczepić, w końcu dali mi spokój. No oczywiście, że ja też nie jestem aż tak nienormalny, aby prosto z obiadu siadać do domowego, wiadoma rzecz! Chciałem najpierw na spokojnie wszystko sobie przemyśleć, zapisać, a praca z eliksirów to zresztą łatwizna, akurat temat o ziołolecznictwie jest jednym z prostszych…
Kończę, bo właśnie przyszła Pansy i wyciąga mnie na spacer nad jezioro. Mówi, że zobaczenie na własne oczy tych ziół pozwoli nam lepiej napisać pracę z eliksirów. W sumie, co racja, to racja, poza tym jest naprawdę ciepło!
Komentarze:
Marzena Środa, 05 Marca, 2008, 13:12
Extra! Twoje prace są fascynujące!
Semley Środa, 05 Marca, 2008, 19:35
Kto by pomyślał, że pan Malfoy może być tak domyślny... ;) Podoba mi się ta notka, jest trochę inna niż pozostałe, rzeczywiście więcej w niej uczuć.
Może rzeczywiście to lepiej, że Amanda pozostała w Durmstrangu, chociaż... ;)
JEST SUPER!! Nie mogę doczekać się następnej!
Natti Niedziela, 09 Marca, 2008, 00:38
Hejka!!! czytałam twoje nocie w listopadzie, a teraz wrócilam. Amanda niech zostanie w Durmstrangu, ale liścik może mu przesać!!!
Notka jest super!
Czytałam wiele pamiętników na tej stronie, ale ty jesteś chyba jednym z niewielu, które robią tak mało błędó ortograficznych (w sumie to wogóle, jak się przytpatrywałam) i interpunkcyjnych (też w sumie wogóle :P).
Naprawdę, zazdroszczę talentu pisarskiego i tego, jak się wyrabiasz z prowadzeniem dwóch pamiętników.
Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam do Wiktora