44. Pająk, chrzest Nimbusa 2001 i spotkanie oko w oko ze Świętą Trójcą
Witajcie! Bardzo dziękuję za komentarze! Parvati Patil, no nie wiem, może kiedyś ^^ Mam nadzieję, że notka Wam się spodoba: nowy wpis także w Myślodsiewni Buziaki!
Marta
***
Na polance za nami stał olbrzymi pająk. Był naprawdę… duży. Nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak wielkiego i odrażającego… w dodatku miałem wrażenie, że on na nas… no… patrzy… i tak jakoś zaklikał tymi szczypcami, że wszyscy czworo wrzasnęliśmy z przerażenia i na łeb, na szyję, rzuciliśmy się do biegu z powrotem.
Zdążyliśmy wypaść na rozwidlenie, gdy Pansy kwiknęła, pokazując ręką na Filcha. Stał nieopodal i rozmawiał z Hagridem. Gdy tylko nas ujrzał, zaczął krzyczeć i chciał nas gonić, ale nam nagle dodało skrzydeł niemalże i jak ruszyliśmy na przełaj, przez ogród olbrzyma, tak kilka sekund później wdrapaliśmy się już na skarpę i zeskakiwaliśmy na dół, cudem nie łamiąc nóg .
Nie wiem, czy ten pająk tak na nas podziałał, dość, że ledwo stopami dotknęliśmy wału za boiskiem, już pędziliśmy naokoło do wejścia, tak, by Filch nas nie dorwał. Piszę to z dumą, bo udało się nam ! Chyba stary woźny zrezygnował z pogoni, bo kiedy zamykałem dygoczącą ręką drzwi od schowka, nie słyszałem jego kroków.
-Ale to była wyprawa… przez całe życie nie przebiegłem takiego dystansu!- sapnął Goyle, uwalając się na podłodze a Crabbe sprawdził zegarek i burknął:
- Kilkanaście metrów przez niecały kwadrans… Rewelo!
Ja oparłem się o drzwi, próbując złapać oddech, co w ciasnym pomieszczeniu w towarzystwie trojga osób, w tym dwóch całkiem pokaźnych rozmiarów, nie należało do łatwych zadań. Zdaje się, że Pansy wyczytała to na mojej twarzy, bo na siedząco wyjęła różdżkę i machnęła nią w kierunku ścian schowka, mrucząc Engorgio! i już siedzieliśmy w obszernym pokoju (jakieś 160 stóp kwadratowych, czyli po mugolsku 15 m2). Nie odzywaliśmy się do siebie przez jakieś dwie minuty, bo każde z nas musiało się uspokoić. Potem spojrzałem na miotły, leżące pod ścianą i powiedziałem sam do siebie na głos:
-Ciekawe, czy jesteście tego warte!
-To Nimbusy?- zapytała Pansy, a ja kiwnąłem głową, odwijając jedną z nich. Muszę powiedzieć, że to, co wypadło z papieru, przeszło moje oczekiwania. Miotła była… piękna (nie wiem, czy można tak określić miotłę, ale dokładnie tak wyglądała). Wiotka, zgrabna, lekka i elegancka. Witki były równe i jasne, a rączka gładka jak tafla naszego jeziora po największym mrozie. Oglądaliśmy ją z zachwytem, to trzeba przyznać bez bicia. Nawet Pansy, która jest dziewczyną i teoretycznie nie powinna mieć pojęcia ani atencji dla mioteł, była wyraźnie poruszona. Zawołała prosząco:
-Och, proszę cię, przeleć się na niej teraz! Chcę zobaczyć, jak latasz!
-Hm… no dobra.- zgodziłem się dość szybko, bo i mnie, prawdę mówiąc, korciło do wypróbowania Nimbusa. -Ale co zrobimy, jeśli ktoś mnie zobaczy?
-Nie myśl o tym, nikt cię nie zobaczy, a w razie co, jesteś przecież w drużynie, nie?- zauważył Goyle z nieoczekiwaną inteligencją. Kto wie, czy to nie było bardziej zaskakujące od tego przeklętego pajączyska! Chwyciłem rozpakowaną miotłę i wyszliśmy na boisko.
Kiedy spojrzałem w niebo już będąc na boisku, poczułem się fantastycznie i krew zaczęła mi szybciej krążyć w żyłach. Była wymarzona pogoda do lotów… grzechem byłoby z niej nie skorzystać! Wsiadłem na miotłę i wystartowałem w górę a po kilku sekundach mogłem patrzeć w dół na korony drzew. Ależ miałem frajdę! Kołowałem, rozpędzałem się i robiłem takie rzeczy, o których normalnie nie mógłbym pomarzyć! Nimbus słuchał mnie przy każdym ruchu i to było piękne. Słyszałem zachwycone krzyki Pansy i dopingujące wrzaski kolegów. Nie ma to jak lot!
Po kilkunastu minutach wylądowałem na murawie gładko i zwinnie. Pansy podbiegła do mnie i zaczęła wołać z roześmianą buzią:
-Ale to było nieziemskie, Draco! A te spirale i młynki! Fantastycznie! Świetnie ci idzie!
-Dzięki.- uśmiechnąłem się skromnie i zarzuciłem sobie miotłę na ramię. Chciałem jeszcze coś dodać, ale właśnie wtedy usłyszeliśmy dzwonek kończący trzecią godzinę zajęć. Poszliśmy zostawić moją miotłę. Najpierw pomyślałem, że powinienem ja zapakować razem z dwiema pozostałymi, ale potem Pansy podsunęła mi świetny pomysł, mówiąc:
-A po co masz ją chować tutaj? Jesteś szukającym, więc możesz już przechowywać miotły w miotlarni drużyny, prawda?
Miała rację. Oczywiście, nie miałem klucza, ale pomogła mi Alohomora już któryś raz i znaleźliśmy się w pięknym pokoju ze stojakami na miotły. Na każdej z czterech ścian wisiały zdobione ręcznie gobeliny z herbami poszczególnych domów. Każdy stojak opatrzony był nalepką z imieniem i nazwiskiem zawodnika. Trochę byłem pod wrażeniem, więc na lekko miękkich nogach podszedłem do ściany Slytherinu. Wstawiłem miotłę w jedyny pusty stojak, z tabliczką Puceya i w chwili, gdy to zrobiłem, krzyknąłem cicho.
-Co jest?- Pansy odwróciła się i szybko podeszła do mnie. Razem spojrzeliśmy na tabliczkę. Stojący za nią Crabbe przeczytał:
-Draco Malfoy.
-No, no… to chyba trzeba by uczcić, co?- gwizdnął Goyle a ja zaśmiałem się nerwowo. O rany, to było niezłe… ale jak zwykły stojak rozpoznał, że to jest moja miotła?
Nie zastanawiałem się nad tym dłużej, bo Crabbe zawołał cicho i złośliwie:
-Patrzcie, sprzęt Pottera!
-Można by go trochę upiększyć…- stwierdziłem, oglądając ze wszystkich stron miotłę Pottera.
-Też Nimbus, ale taki mniej szlachetny.- skomentowała Pansy. -Co chcesz zrobić?
-Och, nic wielkiego…- puściłem do niej oko.- Tylko jakaś smoła na rączce… albo witki pozlepiane szlamem…
Nie dokończyłem, bo usłyszeliśmy metalowe kliknięcie zamka i drzwi otwarły się ze skrzypieniem a do środka wszedł Oliver Wood, kapitan Gryfonów. Na nasz widok zatrzymał się jak wryty a potem naskoczył na nas podejrzliwie:
-A co wy tu robicie? To nie jest wasza szatnia, a w ogóle to nie macie wstępu jako zwyczajni uczniowie!
-A co, nie można obejrzeć?- zaperzyła się Pansy a ja dorzuciłem drwiąco:
-Tylko podziwiamy… to muzeum.- zatoczyłem ręką krąg ale Wood spojrzał na mnie ostro i warknął:
-Możesz sobie podskakiwać komu chcesz, Malfoy, ale nie mnie. Ja się nie boję twojego ojca. Wyjdźcie stąd albo będę musiał użyć siły.
-Ciekawe, jakbyś sobie poradził z moimi kolegami.- kiwnąłem głową w stronę Crabbe’a i Goyle’a. Naprężyli pokazowo muskuły i spuścili łby. -Ale niech ci będzie… zobaczysz, jak wam dołożymy w powietrzu!
Wyszliśmy z szatni. Zdaje się, że Goyle nie mógł sobie odmówić małej przyjemności i , wychodząc, pociągnął z barku Gryfona. Ten na szczęście miał tyle rozumu, by nie dać się sprowokować i odczekał spokojnie z ponurą twarzą, aż wyjdziemy z budynku.
Kiedy znaleźliśmy się na boisku, uznaliśmy, że czas pomyśleć o przyszłości najbliższej.
-Wiecie, super było to latanie i w ogóle, ale mamy do odbimbania jeszcze jedną lekcję.- zauważyłem. -Możemy nie mieć tyle szczęścia, co przy ucieczce przed Filchem…
-W dodatku nie powiedziane, że to było szczęście.- spostrzegła Pansy. -To, że nas nie gonił, nie świadczy o tym, że dał nam spokój. A co, jeśli poszedł na skargę do dyra albo Snape’a? Leżymy na łopatkach i nie ma zmiłuj, nie wykręcimy się z tego.
-O jeny, Pansy, nie marudź.- mruknął Crabbe. -Snape zawsze nam odpuszczał, poza tym teraz można mu wcisnąć, że Draco miał trening, czy coś.
-Draco, ale ja i wy? Wiadomo, że byliśmy z nim, każdy przeciętny człowiek wpadnie na to, że byliśmy z nim. Można by ściemniać, że musieliśmy mu pomóc, że któreś z nas źle się poczuło itd. ale moim zdaniem musimy mieć mocniejszy pretekst.
-Hej, Malfoy, co ty tu robisz?- ktoś mnie zawołał. Odwróciliśmy się.
-No, pięknie.- mruknąłem pod nosem. -Tylko ich nam tu brakowało.
Ku nam szli Potter, Weasley i Granger, wszyscy troje z naręczem jakichś szat.
-Zbieram winniczki, żeby ci je wrzucić do zupy przy obiedzie.- odparłem, wykrzywiając się. -A ty co, Granger, za praczkę robisz?
-Nie!- odpowiedziała, czerwieniąc się. Weasley warknął na mnie:
-Odczep się od niej!
-No, no… może to taka nowa forma wyrównywania poziomu w naszej szkole?- Pansy wyszła naprzód z założonymi rękoma. -Margines społeczny do roboty a reszta do nauki?
-Ty mała, wredna…!- zawołał Weasley, chcąc się rzucić na Pansy, ale w tym momencie ja ją zasłoniłem, a Weasleya chwyciła za szatę Granger, teraz już czerwona jak piwonia. Szaty położyła lekko na trawie.
Daj spokój, Ron.- powiedziała cicho i także wystąpiła naprzód.
-Taka jesteś mądra, Pansy, bo jesteś z nimi.- powiedziała, unosząc dumnie głowę. -Jeśli już ktoś jest z nas gorszy, to na pewno nie ja! To nie kwestia krwi ale godności i klasy.
-Ale zasunęła kazanie… centaur by się uśmiał!- zarechotał Crabbe.
-Chodźcie, z takimi, jak oni, nie warto rozmawiać, tylko się poniżamy.- poparł Hermionę Potter a ja przewróciłem oczyma.
-Potter, przestań, bo się zarumienię…
-Odezwał się, patrzcie go…! Zgrywus jesteś i tyle, Malfoy!- zawołał Weasley, szarpiąc się cały czas z Potterem. -Gdyby twój ojciec nie był zwykłą szują pełną chciwości i spry… Auuu! Zwariowałeś?!
Dyszałem ciężko. Dobrze, że nie wyrwałem sobie ramienia ze stawu. Zawsze byłem dobry w ciskaniu kamieniami do celu a teraz udało mi się nad podziw dobrze: Weasley oberwał w nos, który zaczął puchnąć w ekspresowym tempie. Granger objęła go ramieniem, szybko szukając różdżki. Wycedziłem, patrząc na nich z góry:
-Ja przynajmniej nie mam się czego wstydzić…
Ale Potter żachnął się:
-Chrzań się, Malfoy!
-Co tu się dzieje?
Za nami stał Wood. Patrzył to na nas, to na Gryfonów.
-No, co jest?- podszedł bliżej.
-Nic, Oliver, mała wymiana zdań.- sapnęła Granger, zmuszając Weasleya do odsłonięcia nosa, by mogła przyłożyć do niego różdżkę i wypowiedzieć jakieś zaklęcie. Na widok poszkodowanego Weasleya Wood zbladł lekko i spojrzał na nas ze złością.
-O, nie, tego stanowczo za wiele, Malfoy! Wszystko powiem opiekunowi!
-Co: „Malfoy”, hę?- rozłożyłem ręce. -Przewrócił się, niezdara i nabił sobie guza, ja nie mam z tym nic wspólnego!
-Nieprawda, rzuciłeś w Rona kamieniem!- wtrącił Potter ale Pansy wyśmiała ją:
-Dobre! Draco kamieniem… a jak to niby udowodnisz?
Granger spojrzała na nią z oburzeniem ale ona tylko uśmiechnęła się z politowaniem. Rzuciłem beztrosko do zaśmiewających się z tyłu chłopaków:
-Idziemy, chłopaki! Tu nie ma nic do roboty, na razie, Gryfoniaki!
-Jeszcze popamiętasz!- ryknął boleśnie Weasley, ale ja nie zaszczyciłem go nawet spojrzeniem. Wróciliśmy beztrosko do szkoły, zapominając o tym, że powinniśmy być na zajęciach, ale w chwili, gdy przekroczyliśmy próg Sali Wejściowej, ujrzała nas Millicenta i szybko do nas podeszła z jeszcze jedną koleżanką.
-Hej, dobrze, że was widzę.- powiedziała. -Wiecie, że nie mamy obrony? McGonnagall nas zwolniła z ostatniej lekcji… a przy okazji, nie macie się co martwić… poczułeś się źle, Draco, prawda? Musiałeś wyjść na powietrze.
Spojrzała na mnie wymownie, ale nie musiała: i tak wiedziałem, co zrobiła i sprawiło to, że poczułem się dziwnie. Wydukałem:
-Co?… Och, tak, tak, racja… czułem się źle, zawroty głowy, ale już jest OK.
-Dobra, chodźcie na wcześniejszy obiad, czy coś, co ja jestem głodny!- jęknął Crabbe, masując sobie żołądek. -Padam z nóg.
-Zaraz przyjdę.- rzuciłem nieuważnie. Pansy zobaczyła Gerdę i podbiegła do niej, by pogadać o czymś. Zostałem sam z Millicentą, która cały czas patrzyła na mnie w taki dziwny sposób. Odchrząknąłem i powiedziałem cicho:
-Dzięki, Milli.
-Och, daj spokój.- odpowiedziała, odwracając wzrok i uśmiechając się uprzejmie. -Każdy by to zrobił… o jej, przepraszam, właśnie sobie przypomniałam, że muszę iść do sowiarni…- złapała się za czoło i wybiegła z Sali. Wiedziałem, że to była blaga, ale co miałem zrobić? Nie potrafiłbym i tak porozmawiać z nią szczerze… poza tym coś czułem, że ona wszystkiego sama się domyśliła. Nie będę wredny i nie ukrywam, że jest mi przykro, że tak ją potraktowałem, ale nie mogło być inaczej.
Sorry, muszę kończyć… widzę Irmę.
Notka,znowu,
S
U
P
E
R!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ja już naorawdę nie wiem, co pisać...:P
Aha, dzięki, że się zgodziłaś...mam nadzieję, że pocałują się szybciutko nigdy nie lubiłam Malfoya i pansy, a dzięki Tobie obawiam się, czy nie lubię tej parki njabardziej
w każdym bądź razie uwielbiam ten pamiętnik
buziaki i zapraszam do mnie!
Aśka Piątek, 11 Kwietnia, 2008, 18:38
Jak zwykle świetnie ;)
Myślodsiewina i ten pamiętnik jak la mnie są najlepsze!
Pozdrawiam i życzę kolejnych, równie wspaniałych notek
Marzena Piątek, 11 Kwietnia, 2008, 21:21
"(...) wtrącił Potter ale Pansy wyśmiała ją: (...)" - to tylko jeden mały błąd jaki zauważyłam. Notka jest miodzio, jak zawsze! Malfoy'a stawiasz w lepszym świetle, a niżeli jest to w książce. Tak trzymaj!
Po długiej pzerwie znowu komentuję :p
Jejku jakie t długie notki piszesz kobieto no więc podobało mi się takie miotłowe było :P I Wood był, bardzo go lubię :P niezłe ciacho :P hihi badzo mi sięmpodobałmopis miotły :P i w ogóle mi się podobało, zaczynam lać wodę :P
Więc powiem kótko: Super
u mnie nowa notka, Marto i wszyscy ciekawi zapraszam :*
Natti Środa, 16 Kwietnia, 2008, 16:06
Zgadzam się z Aurorą, wystarczy wejśc na galerię do Wooda i już odzywa się chór damskich "ochchch... jaki on piękny". I tak wiesz co napiszę o notce, więc nie będę klawiatury zdzierac ;) Pozdra :*
Cho_Chang_Tusia Piątek, 18 Kwietnia, 2008, 16:29
S U P E R ! ! !
Bardzo mi się poboba ta notka!!! Mam nadzieję, że następna notka będzie niedługo!!! Pozdro!!!