47. Wyniki selekcji, feralny mecz, zaproszenie od Marty.
Piątek, 14:46,Biblioteka
Mamy tyle roboty, że nie miałem czasu pisać o czymkolwiek. W tym tygodniu miałem cztery sprawdziany i osiem kartkówek… idzie zwariować od tego!
Dzisiaj minęła połowa października. Robi się coraz chłodniej i bardziej ponuro. Dwa tygodnie temu ogłoszono oficjalnie wymianę z Durmstrangiem. Rzeczywiście, jest solidna selekcja uczniów, którzy zostaną dopuszczeni do wymiany i wszystko wskazuje na to, że nasze stopnie też będą miały wpływ. Ech, szkoda, pewnie się nie dostanę… jutro ma być ogłoszona lista przy śniadaniu.
Jakoś tak na początku października mieliśmy pierwszy trening z nowymi miotłami. Był niezły ubaw, bo Flint zarezerwował boisko u naszego wychowawcy, a kiedy przyszliśmy, okazało się, że Gryfoni są w połowie treningu. Kiedy zobaczyli nasze miotły, normalnie im gały powychodziły! Weasley nie mógł tego przeżyć a Potter był wielce zdziwiony na mój widok. A co, rywal się znalazł! Zdetronizuję go, przysięgam!
O jej, Pansy właśnie zajrzała mi przez ramię i skomentowała:
-Mm, Draco, jaki ty waleczny jesteś!
-Nie nabijaj się, dobrze??- powiedziałem z urazą, zasłaniając pamiętnik ale ona roześmiała się i rzuciła ugodowo:
-Dobra, dobra, nie denerwuj się, ja się nie nabijam.
Uch.
Oczywiście, Granger musiała nam dokopać i powiedziała, że do ich drużyny nikt nie musiał się wkupywać :-/ wkurzyła mnie to jej powiedziałem, że jest szlamą i nikt jej o zdanie nie pyta, na co Weasley chciał się na mnie rzucić, ale postanowił zaatakować mnie magicznie, tyle że jego różdżka jest uszkodzona i zamiast we mnie, trafił w siebie ;-P Dzięki temu to on, nie ja, cały dzień wymiotował ślimakami. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni!
Pojutrze gramy pierwszy mecz. Mam nadzieję, że pójdzie nam super!
Sobota, 10:13, Salon Ślizgonów
Właśnie ogłoszono wyniki selekcji. Z naszego domu z 2 klasy dostali się m.in. Dan i Pansy, a także… ja! Strasznie się cieszę, gdyby nie to, że Crabbe i Goyle byli w drugiej dwudziestce a z Gryffindoru wybrali tę durną Granger i jeszcze kogoś. Ha, Potter i Weasley się nie dostali! Ha, ha, ha!!!
16:19, Dormitorium
Po południu przyleciała Irma z odpowiedzią od Amandy. Amanda napisała, że chciałaby przyjechać na wymianę do Hogwartu, że dostała się do grupy szczęśliwców i że rozmawiała już z rodzicami- zgodzili się. Chyba napiszę do ojca, że w takim razie ja zostaję tutaj. Trochę mi szkoda tego Durmstrangu, ale może Amanda przywiezie mi trochę zdjęć i innych rzeczy związanych z Instytutem? Dobra, lecę się przebrać, bo o 17:00 mamy trening generalny przed jutrzejszym meczem. Musimy rozgromić Gryfonów!
Niedziela, 14:40, Szatnia Slytherinu
Mecz skończył się cztery godziny temu. Wygrali Gryfoni.
14:56
Szlag by to trafił!!!! Co ja mogłem zrobić??! Przez cały mecz trzymałem się blisko Pottera, aby uniemożliwić mu złapanie tego przeklętego znicza i wszystko mi sprzyjało: nie dość, że miałem lepszą miotłę, to Potter jeszcze zachowywał się tak, jakby gonił go tłuczek, a przynajmniej- tak to wyglądało. Radziliśmy sobie całkiem nieźle, ogólnie było dużo śmiechu z Pottera (raz omal nie spadł z miotły… ach, jaka szkoda! ) a w pewnym momencie oberwał tłuczkiem, prosto w łokieć. Myślałem, że spadnie z miotły na ziemię, ale on ruszył na mnie! Miałem prawo podejrzewać, że nie panuje nad miotłą albo że chce mnie zaatakować więc się usunąłem, żeby mnie nie staranował i w tym momencie zobaczyłem znicza… o trzy cale od mojego ucha!!!! Potter złapał go i spadł na ziemię… ale wygrał!!! Dlaczego byłem taki głupi??! Gdyby na mnie nie natarł, złapałbym tę przeklętą piłkę, na pewno bym złapał! A tak, to tylko dostałem wielki OPR od Flinta, aż mi uszy zwiędły normalnie!
Siedzę od 4 godzin w szatni. Poczekałem, aż wszyscy wyjdą (mam przechlapane u całej drużyny, normalnie można się wściec!) i pod pretekstem odczyszczenia miotły zostałem tutaj. Na dworze nie padał deszcz- on lał się z nieba prawdziwymi wiadrami, zupełnie tak, jak tamtego dnia, kiedy Flint przyjął mnie do drużyny i Pansy się ze mną pokłóciła.
Mam tak podły nastrój, że szkoda gadać. Nawet nie przeszkadza mi, że jestem przemoczony na wylot, że trzęsę się z zimna jak idiota… nie czuję tego zimna właściwie, bo złość mnie rozgrzewa. Nie mogę się pokazać na oczy drużynie, bo mnie zaszlachtują. Uch…
15:57, Łazienka
Siedziałem tak, wpatrując się w ziemię i myśląc o meczu, kiedy drzwi się otworzyły i do środka weszła Pansy. Spojrzałem na nią a ona podeszła i usiadła obok, nie przejmując się tym, że cały jestem mokry.
-Jak się masz?- zapytała cicho.
-A jak się może czuć ktoś, kto schrzanił sprawę?- wychrypiałem, nie patrząc na nią a w chwilę później poczułem jej dłoń na swoim ramieniu. Pogładziła mnie i powiedziała krzepiąco:
-Nie jest tak źle… w końcu wszyscy widzieliśmy, że Potter ewidentnie na ciebie leciał…
Parsknąłem śmiechem a ona załapała i także się roześmiała:
-O ja, faktycznie… wiesz, co miałam na myśli, leciał w twoją stronę… poza tym, warunki były parszywe i to był twój pierwszy mecz. Świetnie blokowałeś Pottera i gdyby wtedy cię nie zmylił, to nie wygraliby.
-Dzięki.- mruknąłem bez przekonania, choć czułem się jakoś lepiej.
-Chodź, powinieneś się ogrzać, jesteś cały mokry.
-Wolałbym tu zostać… wszyscy mają mi za złe a najgorzej Flint. Na pewno atmosfera jest nie do wytrzymania… ale dzięki, że tu przyszłaś.
-Oj, Draco, nie wygłupiaj się!- zirytowała się. -Nie możesz aż tak się przejmować jednym głupim meczem… poza tym różnica punktów nie jest aż tak wielka. No, chodź, mówię ci!
-Dobra, tylko odłożę miotłę.
Kiedy się podniosłem z ławki, dopiero wtedy poczułem, jak ciężka od wody jest moja szata. Pansy wyjęła spod płaszcza parasol i otworzyła go, gdy znaleźliśmy się na dworze. Poczułem, jak przytula się do mnie, abyśmy oboje mogli się zmieścić pod nim i od razu zrobiło mi się ciepło na sercu.
Pansy poszła do kuchni załatwić jakiś obiad dla mnie (nieczęsto chodzimy do kuchni, ale starsi uczniowie wyhaczyli wejście i czasem tam chodzą, a my za nimi… )a ja skoczyłem do łazienki wykąpać się w gorącej wodzie i ubrać w suche rzeczy. Dobra, a teraz idę coś zjeść. Umówiłem się z Pansy, że przyniesie mi coś do zjedzenia na schody w Wieży Północnej. Spodobało mi się tam
19:28, Salon Ślizgonów
Ale się najadłem strachu! Już wychodziłem z łazienki, kiedy ktoś DZIEWCZĘCYM głosem zawołał mnie po imieniu! Cud, że się nie zabiłem, okręcając się o 360 stopni w miejscu! Przede mną pojawiła się… Jęcząca Marta!
-Obiecałeś, że przyjdziesz.- zaczęła z wyrzutem. Trzymając się za serce, odpowiedziałem jej:
-Jezu, Marta, nie strasz mnie tak następnym razem… ! To jest męska toaleta!
-Tobie nie przeszkadzało włazić do damskiej.- okręciła się w powietrzu a kitki pofrunęły niczym śmigło. -Obiecałeś, że mnie odwiedzisz… miesiąc cię nie było!
-Przepraszam, nie miałem czasu…- odpowiedziałem, uspokoiwszy się i dorzuciłem w myślach „ani ochoty”.
-Wiele razy przechodzisz koło mojej łazienki, idąc na lekcje albo do biblioteki i ani razu nie miałeś 5 minut, by do mnie zajrzeć? Przyznaj się od razu, że mnie nie cierpisz!
-Nie, nie, skąd, Marto, ja…- zakałapućkałem się i musiałem wziąć głębszy oddech, by pozbierać myśli. -… ja po prostu jestem zajęty… a 5 minut to za mało czasu na odwiedziny u ciebie.- pozwoliłem sobie na galanterię a jej to chyba się spodobało, bo zrobiła śmieszną minę i odwróciła głowę, ale cały czas zerkała na mnie zza okularów. Przełknąłem ślinę.
-Marto, nie obraź się, ale muszę już lecieć… umówiłem się.
-Z dziewczyną?
Jej pytanie zabrzmiało jak rozpaczliwy krzyk.
-Nie, nie… z koleżanką… wpadnę do ciebie niedługo, naprawdę.
-Draco?
-Hm?- odwróciłem się w drzwiach. Marta podfrunęła do mnie i spojrzała mi prosto w oczy. Dziwne uczucie, gdy duch na ciebie patrzy.
-Za dwa tygodnie jest Noc Duchów… może wpadniesz na przyjęcie?
-Ee… jakie przyjęcie?
-Z okazji Nocy Duchów, głuptasie.- oświeciła mnie. -Nick je urządza w lochach… to znaczy Prawie Bezgłowy Nick. Może być fajnie.
-Taa… nie wiem… może. - odpowiedziałem wymijająco, a tak naprawdę czułem, że tam nie pójdę… za żadne skarby świata. Przyjęcie duchów?! To nie może być nic przyjemnego…!!!
-Proszę…- Marta zaczęła mnie błagać, ale ja zrobiłem przepraszającą minę i odpowiedziałem, starając się nie być zbytnio niegrzecznym:
-Marto, nie mówię, że nie… ale my też mamy swoje przyjęcie… to jest… uczniowie… nie wiem, może wpadnę… na chwilę, ale niczego nie obiecuję!
-Jeśli przyjdziesz, to…- zaczęła ale w tym momencie klamka kliknęła, Marta znikła w jednej chwili jak kamfora a do środka wszedł Dan. Spojrzeliśmy na siebie z zaskoczeniem.
-Aha, tu jesteś… Pansy cię szukała chyba.- powiedział, przepuszczając mnie. Pokiwałem głową i powiedziałem bez sensu:
-Tak, wiem, znalazła mnie.
Nie chciałem, by silił się na rozmowę ze mną albo milczał, więc szybko rzuciłem „cześć” i wyszedłem stamtąd. Dopiero, gdy szedłem na siódme piętro, uświadomiłem sobie, że Jęcząca Marta zaprosiła mnie na przyjęcie duchów i poczułem, że dziwniejszej propozycji nie otrzymałem chyba nigdy w życiu.
Kiedy w końcu udało mi się dotrzeć do Wieży Północnej, dostałem kolejny ochrzan od kolejnej dziewczyny- tym razem od Pansy.
-Gdzie ty się włóczysz? Musiałam tu ognisko wyczarować, żeby nie wystygło, a ty sobie przychodzisz jakby nigdy nic dwadzieścia minut po terminie!
-Przepraszam.- powiedziałem ze skruchą.- Miałem problem z wodą…
-Z wodą?- spojrzała na mnie podejrzliwie. -Że niby co?
-Nie było ciepłej, była tylko zimna, musiałem czekać, aż się ogrzeje.- skłamałem. Nie wiedziałem, dlaczego nie chcę jej powiedzieć o nieprawdopodobnym zaproszeniu, ale pocieszyłem się w duchu, że jakby co, to powiem jej później. -Co tam masz pysznego? Pachniało mi od parteru.
-Poprosiłam Howarda, żeby przyniósł jakąś pieczeń, pieczone ziemniaki na ostro, trochę surówki, kilka faszerowanych serem kozim pieczarek i zapiekane w bułce tartej i serze bakłażany.- mówiąc to, odkrywała po kolei lśniące talerze. Wszystko wyglądało nieziemsko a pachniało jeszcze lepiej. Na samą myśl o smaku tych potraw poczułem, jaki jestem głodny i rzuciłem się dosłownie na to jedzenie.
-Pansy, doprawdy, złota z ciebie dziewczyna.- mruknąłem, wcinając bakłażany i delektując się finezją smaku. -Uwielbiam cię!
-Daj spokój, Draco.- uśmiechnęła się, pochylając głowę. -Dużo dobrego jedzenia zawsze pomaga na zły nastrój, wiem z doświadczenia. Już zjadłeś? To teraz czas na deser!
No i pewnie mi nie uwierzysz pamiętniku, ale na drugiej tacy był też fantastyczny deser, normalnie przepych! Kilka malutkich rogalików z konfiturą z róży, rurki z bitą śmietaną i kawałek placka czekoladowego z wiśniami. Pansy zjadła ze mną dla towarzystwa parę rogalików i bawiliśmy się przy tym świetnie.
-Dziękuję ci, jesteś naprawdę super.- spojrzałem na nią z wdzięcznością a ona roześmiała się. To mi coś przypomniało, a właściwie coś, o co chciałem ją zapytać od pewnego czasu, ale jakoś nigdy nie potrafiłem zebrać w sobie wystarczająco dużo odwagi.
-Pansy…
-Mhm?
-Odpowiedz mi szczerze: co jest między tobą a Marcusem?
Pansy patrzyła na mnie tak, jakby zobaczyła mnie pierwszy raz w życiu. Dodałem, nie chcąc, by mnie źle zrozumiała:
-Nie obraź się, ale chodzi mi to, że… no wiesz… poszłaś z nim do Hogsmeade… wolałbym wiedzieć, czy z nim jesteś, czy nie…
-Musimy o tym teraz rozmawiać?- zapytała i zacisnęła usta w wąską linijkę a jej twarz powlekła się odcieniem karmazynu. Usilnie starała się na mnie nie patrzeć.
-Dobrze… jak chcesz… ale powiesz mi o tym kiedyś, tak?
-Tak, ale nie dziś.- ucięła a ja miałem wrażenie, że w ogóle nie ma już warg. Szybko zmieniłem temat ale Pansy już nie zachowywała się tak, jak przedtem. Niby uśmiechała się, żartowała itd. ale wyczułem, że coś nie gra. Zżera mnie ciekawość, co to jest to c o ś.
Komentarze:
Ollllla Poniedziałek, 28 Kwietnia, 2008, 20:47
ahahahahahahahahaha nie czytałam ale jestem pierwsza !!!
Natti Wtorek, 29 Kwietnia, 2008, 21:48
Wstalam diś o piątej, jutro też muszę więc zieeewam i mówię jako druga: SUPCIO