Chyba mi się jeszcze nie zdarzyło, żebym aż tak się wahał w jakiejś sprawie. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale nie mogłem spać dziś w nocy, tylko przekręcałem się w pościeli i dopiero o szóstej poczułem się senny. Nie chciałem jednak zaspać na zajęcia, więc wstałem i zszedłem do pokoju wspólnego a potem, gdy tylko otworzyli Wielką Salę, zjadłem niewielkie śniadanie, wypiłem morze kawy, choć na co dzień nie przepadam za nią i poszedłem do cieplarni. Byłem w dziwnym nastroju, cały czas tłukła mi się po głowie Pansy i zaproszenie Jęczącej Marty. Czułem, że chyba się trochę pogubiłem i musiałem poświęcić trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego, zwłaszcza, że Pansy nie jest idiotką i na pewno zauważyła, że zachowuję się inaczej wobec niej oraz zwłaszcza, że Noc Duchów jest już DZIŚ. Zdążyłem zejść w stronę cieplarni, wsuwając dłonie do kieszeni i schylając głowę pod silnym wiatrem, jaki zerwał się nocą, gdy usłyszałem, że ktoś woła moje imię. Zatrzymałem się i odwróciłem. W moją stronę biegła Pansy, w pośpiechu zapinając płaszcz i poprawiając sobie pasek od torby. Niemiłe ukłucie w sercu zagłuszyło nawet moje refleksje psychiczno - fizyczne. Pansy wyhamowała przede mną i po chwili, gdy już uregulowała oddech, odezwała się, patrząc na mnie uważnie:
-Draco, musimy porozmawiać.
-Ale o czym?- roześmiałem się bardzo nienaturalnie, zaciskając dłonie w kieszeniach w pięści.
-Proszę cię, przestań.- powiedziała, przełykając ślinę. -Przecież widzę, jak się zachowujesz… wiem, dlaczego i chcę to wyjaśnić.
-Nie musisz nic mi wyjaśniać, ja wszystko doskonale rozumiem, Pansy.- spojrzałem na nią, nie bardzo wiedząc, dlaczego nagle mój głos zrobił się tak nieprzyjemny i oschły. -Poszłaś z zemsty na randkę z Flintem, tam się całowaliście, okay, normalna sprawa, w końcu to się robi na randkach, nie gniewam się.- nie pozwoliłem jej dojść do słowa. -Możesz robić, co chcesz, już kiedyś ci to powiedziałem i naprawdę nie obchodzi mnie z kim co robisz. Jeśli o mnie chodzi, możesz całować się z nim dalej i nie będę miał ci tego za złe, serio.
Teraz nie mówiłem ani ostro, ani nieprzyjemnie- mówiłem w pewien sposób łagodnie, choć wewnątrz byłem rozdygotany. Pansy słuchała mnie w milczeniu, tylko jej oczy zaczynały coraz bardziej błyszczeć a podbródek drżeć.
-Draco, proszę cię, nie mów tak, między nami…
-Między nami nic nie ma, więc możesz spotykać się i całować z Flintem ile dusza zapragnie.- przerwałem jej i odwróciłem się, by odejść, ale ona złapała mnie za ramię i krzyknęła, nie bacząc na płynące po policzkach łzy:
-Nie chcę się z nim spotykać, rozumiesz??! To był tylko głupi błąd… nie mam pojęcia, jak mogło do tego dojść, żałuję i nie zamierzam dopuścić do tego ponownie! Nie obchodzi mnie Flint, mam go gdzieś!- krzyczała coraz głośniej, machając pięściami. Patrzyłem na to, czując, że za chwilę nie zniosę tego dłużej. Pansy nie odrywała ode mnie wzroku. Łzy płynęły po jej gładkiej skórze i nikły w rozwiewanych wiatrem lokach. Nie wiedziałem, co powiedzieć i co zrobić, to był jeden wielki chaos. Nagle ze skarpy zbiegła lekko Millicenta. Widząc nas, zatrzymała się nieopodal a po krótkiej chwili wahania podeszła bliżej i stanęła z boku między nami, patrząc to na Pansy, to na mnie.
-Hej, co z wami? Co się dzieje, kłócicie się?- zapytała, próbując coś wyczytać z mojej twarzy.
-Wybacz, Mil, ale to nie twoja sprawa.- odpowiedziała gorzko Pansy, przełykając łzy i nie zaszczycając koleżanki wzrokiem.
-Dobra, mogę się nie wtrącać, ale widzę, że coś się dzieje… ty płaczesz, Draco ma minę, jakby go wiedli na szafot, to nie wiem, czego się po was spodziewać?- odpowiedziała z cieniem złości w głosie Millicenta.
-Millicento, nic się nie stało.- odezwałem się cicho. -Ja już wszystko wiem… i wszystko powiedziałem.
Wiedziałem, że postępuję wbrew sobie, ale ta druga połowa nie mogła tak od razu zgodzić się na zaakceptowanie tego, co się stało. Przez jeden głupi pocałunek wyrósł między mną a Pansy mur, którego nie potrafiłem zburzyć. Może miałem żal o to, że się nie broniła… a może zwyczajnie, o brak zaufania i o to, że pozwoliła na to, bym dowiedział się tego z ust Flinta w najgorszy z możliwych sposobów. Było mi bardzo ciężko i ten ciężar mnie pokonał.
Pansy spojrzała na mnie szklanymi oczyma.
-Jesteś pewien, że to już wszystko, co chciałeś mi powiedzieć?- zapytała drżącym głosem.
Chciałem zaprzeczyć, ale jakiś stwór, który przysiadł na tym ciężarze, mruczał ostrzegawczo i niechętnie. Bez słowa odwróciłem się i miałem pójść w stronę cieplarni. Usłyszałem zduszony krzyk Pansy a potem jej szybko oddalające się kroki i przerażający szloch, który był dla mnie torturą. Nie pobiegłem jednak za nią, tylko drętwym krokiem ruszyłem do cieplarni. Dopiero w jej drzwiach zorientowałem się, że Millicenta cały czas jest przy mnie.
Miałem potworny kłopot ze skupieniem się na lekcji. Wierciłem się i udawałem, że słucham tego, co mówiła profesor Sprout, ale tak naprawdę nie zapamiętałem ani słowa. Po zajęciach z zielarstwa, kiedy szliśmy w stronę zamku, Millicenta nawiązała do mojej „rozmowy” z Pansy.
-Draco, myślę, że zrobiłeś dobrze. Pansy powinna wiedzieć, że… że nie może bezkarnie tak cię traktować, umawiać się z pierwszym lepszym i…
-Wiem, że chcesz mnie pocieszyć.- westchnąłem. Fajnie było wiedzieć, że Mil nie odsunęła się ode mnie, choć to nie ją wybrałem a o czym z pewnością wiedziała. Zastanawiam się, czy aby nie postępuję podle, teraz znowu korzystając z jej „przyjaźni”… no nie, jakbym za mało miał problemów z dziewczynami! -Ale to nieprawda.
Spojrzała na mnie z zaskoczeniem.
-Źle się czuję z tym, że tak ją potraktowałem, nie wiem, co mnie podkusiło… może gdyby sama mi powiedziała o tym… o tym, co się stało podczas jej spotkania z Flintem w Hogsmeade… ale widzisz, dowiedziałem się w najgorszy z możliwych sposobów i chyba jeszcze mi nie przeszło.
-Ja też wiem, co się wtedy stało, ale uważam, że gdyby naprawdę… gdyby… no wiesz… to nie pozwoliłaby na to. Może się tłumaczyć, że była zaskoczona, zdumiona, lecz nie usprawiedliwia jej to!- zatrzymała się, bo jakiś Puchon z 1 klasy potknął się na schodach i teraz ryczał, wystawiając na pokaz zakrwawione kolano. -Och, na miłość Boską, nie wiesz, gdzie jest skrzydło szpitalne, mazgaju?- ominęła go z wściekłością a chłopak umilkł ze strachu i odsunął się na bok. Weszliśmy do zamku. Millicenta okręciła się gwałtownie, aż zafurkotała jej szata i powiedziała do mnie:
-Gdybym była na jej miejscu, w życiu bym nie dopuściła do takiej sytuacji. Jeśli dziewczynie na kimś zależy, to nie ma zmiłuj i nie ma innych facetów, tak już jest!
Chyba sama nawet nie zauważyła, że podnosi głos a ja postanowiłem, że kupię jakiś zeszyt i będę w nim spisywać wszystkie „zasady” i „normy” postępowania dziewczyn, bo inaczej w życiu się w tym nie połapię.
-Mil, nie denerwuj się tak.- zmitygowałem ją przed klasą z eliksirów. -To naprawdę… doceniam to, że chcesz mi pomóc, że mnie wspierasz itd., tylko że ja…
-Tylko mi nie mów, że zamierzasz jej wybaczyć i przyjąć jej przeprosiny.- przecięła dłonią powietrze z błyskiem w oczach. -Draco, nie możesz się złamać, rozumiesz? Nie w takiej sprawie!
Westchnąłem głęboko i usiadłem po ścianą a Mil obok mnie.
-Wiesz… w ciągu ostatniego miesiąca rozmawiałem z dwiema dziewczynami o tej całej sprawie… to jest… o Pansy i w ogóle. Jedna z nich broniła Pansy i prawdę mówiąc, spodziewałem się tego samego po tobie.
-Nie mogę jej bronić, widząc, jak to znosisz.- powiedziała tak cicho, iż nie byłem pewien, czy to nie jest głos z mojej wyobraźni. Spojrzałem na nią i w tej chwili ona uniosła wzrok na mnie.
-Dzięki.- szepnąłem, niepewnie głaszcząc ją po ramieniu a ona złapała moją dłoń i zatrzymała. Millicenta chciała chyba coś powiedzieć, bo rozchyliła usta ale właśnie wtedy od strony schodów doszedł nas gwar roześmianych głosów uczniowskich i oboje natychmiast wstaliśmy. Zaraz zresztą kliknął zamek w drzwiach i prof. Snape wpuścił nas do lochu. Kiedy zajęliśmy się warzeniem eliksiru wiggenowego, czułem, że galimatias, w jaki się wpakowałem, robi się coraz większy. Zerkałem to na Pansy, która już się zjawiła i ze spuszczoną głową pracowała dwa stoliki dalej, to na Millicentę, która kroiła pracowicie trawę morską przy sąsiednim blacie. Ech, dziewczyny, dziewczyny, dlaczego z wami jest tak ciężko, myślałem, uważając, by przezdolni Crabbe i Goyle nie podpalili kociołka a potem wpadł mi do głowy pomysł.
Jak tylko skończyły się eliksiry, pierwszy wybiegłem z klasy i popędziłem na drugie piętro. Byłem w stanie zmarnować nawet lunch, byleby móc porozmawiać z moją pomocą w sprawie dziewczyn- Jęczącą Martą. Szarpnąłem drzwi i prawie wpadłem do środka, tyle że miałem ogromnego pecha trafić na… Filcha, który teraz mył tam na klęczkach podłogę. Gdy tylko mnie zobaczył, zerwał się i przewrócił na ziemię (ach, ta śliska podłoga ;-P) a ja wrzasnąłem i odwróciłem się, by wybiec, ale pech chciał, że też się pośliznąłem i runąłem jak długi na korytarz. Tymczasem woźny podczołgał się bliżej i złapał mnie za nogawkę, skrzecząc chrapliwie i triumfalnie:
-Mam cię, gagatku! Myślałeś, że udało ci się mnie przechytrzyć, jak zwiałeś z lekcji, ale nie ma tak dobrze… teraz mogę ci udowodnić złamanie regulaminu i ukarać, taa!
-Nie, nie może pan… w regulaminie nie ma zapisu o zakazie wchodzenia do łazienki Jęczącej Marty!- jęknąłem, bo byłem oszołomiony upadkiem. -Puszczaj pan, bo nie będę mógł wstać!- wydusiłem, próbując się przekręcić, podczas gdy on nadal mocno mnie trzymał, leżąc na mokrych kafelkach.
-Aa, nie ma tak, chciałbyś, co?- syknął, podsuwając się bliżej. -Myślisz, że ja cię puszczę a ty znowu uciekniesz, hę? - podparł się na moich plecach i wstał, nie puszczając mnie a potem podniósł mnie do góry za kołnierz szaty. -Chciałeś tu pewnie wysmarować wszystko dla żartu jakimś śmierdzącym płynem albo ukryć torbę łajnobomb czy innych takich durnych rzeczy, co?- potrząsnął mną jak szczeniakiem i postawił mnie, cały czas trzymając kościstą ręką.
-Nie, nieprawda!- odpowiedziałem obronnym tonem, ale on świetnie się bawił.
-Nie, akurat… to dlaczego nie jesteś wraz z resztą hałastry na lunchu?- spojrzał mi nieufnie w oczy a mi zrobiło się niedobrze od zbliżenia jego ohydnej twarzy. Wymyśliłem naprędce:
-Bo słyszałem, że koleżanka źle się poczuła i tu zamknęła… nie chciałem zrobić nic złego! Naprawdę!
-Ooo, nie, znowu pan sprząta w mojej łazience??!- usłyszałem piskliwy głos i prawie osłabłem z ulgi. Filch uniósł głowę: nad nami pojawiła się naburmuszona jak osa Marta.
-No a jak, w końcu trzeba kiedyś sprzątnąć ten chlew, co?- mruknął opryskliwie. Marta zerknęła prawie niedostrzegalnie na mnie a ja powiedziałem bezgłośnie „Ratuj mnie!” i zawołałem rozpaczliwie do Filcha:
-Naprawdę, panie Filch, moja koleżanka miała tu być i źle się czuć, chciałem sprawdzić, co u niej!
Filch spojrzał na mnie tak, że zamilkłem, ale wtrąciła się Jęcząca Marta:
-Ach, tak, Pansy Parkinson… chciała tu wejść, ale zlękła się pana woźnego- zgromiła Filcha wzrokiem. - i pobiegła gdzieś korytarzem. Była naprawdę zapłakana.
Brzmiała przekonująco Wyszczerzyłem do niej zęby a Filch potrząsnął mną i syknął:
-Taa? A ja nikogo tutaj nie widziałem!
-Widocznie ma pan za słaby wzrok, panie Filch… np. dlaczego nie sprzątnął pan tamtego sedesu za panem?- mówiła dalej z oburzeniem Marta. Filch odwrócił głowę i spojrzał w kierunku sedesu, mówiąc:
-Ależ myłem już wszystkie, ten na po… aaaaagrgh!
Sedes i kabina były całkowicie zalane wodą z błotem. Filch aż spurpurowiał z wściekłości i machinalnie puścił mnie a ja musiałem włożyć pięść do ust, by nie wybuchnąć śmiechem. Marta, korzystając z nieuwagi Filcha, pokazała mi na migi, że mam uciekać, wystrzeliłem więc jak z procy i już po chwili byłem piętro niżej, w łazience męskiej. Na szczęście, była teraz kompletnie pusta no i sucha. Zamknąłem starannie drzwi i, siadając dla wytchnienia na parapecie okna, zawołałem w przestrzeń, modląc się, by wypaliło:
-Jęcząca Marto, proszę, zjaw się!
Rozległo się ciche pyknięcie i w powietrzu „zmaterializowała” się Marta.
-O rany, uratowałaś mi życie, dzięki!- powiedziałem z uciechą. -A ten tekst o sedesie… myślałem, że Filcha rozsadzi!
-Nie ma sprawy.- uśmiechnęła się zalotnie i usiadła w powietrzu. -Co jeszcze mogę dla ciebie zrobić, Draco?
-Odpowiedzieć mi na pytanie związane z dziewczynami.- odparłem prosząco.-Wyobraź sobie, że jesteś chłopakiem, lubisz pewną dziewczynę ale dochodzi między wami do kłótni. Ona umawia się z zemsty z innym facetem i podczas ich spotkania dochodzi do pocałunku. Dowiadujesz się o tym z ust tego faceta, gdy przechwala się kolegom… ona odkrywa, że ty wiesz i chce cię przeprosić, mówi, że żałuje tego co się stało, ale ty nie wiesz, jak się zachować i zwycięża jakiś wewnętrzny żal. Tymczasem inna dziewczyna, która pocieszała cię podczas kłótni z tamtą, teraz też jest przy tobie. Ty wiesz, że ona wie, że ty jesteś tylko jej kolegą. Pytanie brzmi: czy postępujesz fair wobec tej pocieszycielki, nadal przyjmując jej pomocną dłoń?
-O jejku, Draco, to nie mogłeś od razu mówić, że chodzi o Pansy i o Millicentę?- żachnęła się Marta a ja palnąłem się w czoło:
-Zapomniałem, że ty wszystkich znasz. Przepraszam, uff, sam się nie mogłem w tym połapać.
-No, może nie wszystkich… trochę przesadziłam… ale ciebie i twoją paczkę obserwuję.- puściła do mnie oko a ja odchrząknąłem niepewnie. Odrzuciła z wdziękiem warkocze na plecy i zaczęła:
-Więc tak, moim zdaniem powinieneś…
Na całe nieszczęście w tej chwili drzwi skrzypnęły i do środka wszedł… Weasley. Nie wiem, kto był zaskoczony widokiem tego drugiego: on, czy ja, w każdym razie przez chwilę patrzyliśmy na siebie z zaskoczeniem (Marta, na szczęście, znikła w mgnieniu oka) a potem zaskoczenie przełożyło się na „przyjazny” dialog ;-P :
-Co ty tu robisz, Malfoy??- wydusił Weasley, wybałuszając oczy.
-No a co się robi w łazience, Weasley?- zauważyłem z udanym politowaniem, zsuwając się z parapetu i patrząc na niego pobłażliwie. -No chyba że ty masz jakieś ciemne, brudne sprawki na sumieniu…- zaśmiałem się z satysfakcją, obserwując, jak chłopak czerwienieje. -Pewnie ćwiczysz podrywanie dziewczyn na ucztę z okazji Nocy Duchów, co? „Cześć, Hermi, może się ze mną umówisz?”- zapiszczałem, a potem dodałem: -Tak, ona będzie się nadawała, na pewno się zgodzi… nawet nie musi się czesać, wtedy będzie jeszcze większym straszydłem!
Weasley zamachnął się na mnie, ale uskoczyłem, śmiejąc się nadal.
-Nie mów tak o niej, ty podły, zawszony…
-Dzięki za komplementy, stary.- wyszczerzyłem zęby i pchnąłem go do otwartej kabiny tak, że wpadł na sedes. -Tu jest twoje miejsce, Weasley… tam, gdzie wszystkich odpadów i śmieci!
-ZAMKNIJ SIĘ, TY GNOJKU!- ryknął, zrywając się z pięściami i rzucając na mnie. Nie spodziewałem się tego, więc tym razem to ja wpadłem do kabiny, ale udało mi się nie wylądować na sedesie. Odepchnąłem rudzielca od siebie, ale on w tym momencie podciął mi nogę i poleciałem na podłogę. Sycząc wściekle, okręciłem się i powaliłem go także po małym wysiłku i zaczęliśmy się mocować oraz okładać pięściami. W pewnej chwili jednak drzwi otwarły się ponownie.
-Co ty wyprawiasz, Ron… ZOSTAW GO, MALFOY!- słodki głosik Pottera zawibrował mi w uchu, a potem stęknąłem, gdy Potter nadepnął mi na rękę (zapewne chcący) i próbował zdjąć ze mnie Weasleya, który sapał i obdarzał mnie niepowtarzalnymi inwektywami. Po kilku sekundach postawił go na nogi i oparł o ścianę a ja wstałem sam i oparłem się o parapet, poprawiając sobie szatę. Sztyletowaliśmy się wzrokiem, ale Potter trzymał rudego mocno za szatę, mówiąc do niego:
-Daj mu spokój, nie prowokuj go, to zwykła świnia, nie warto się z nim zadawać.
-I nawzajem, bohaterze.-rzuciłem z pogardą, mijając ich. Nie mogłem sobie odmówić przyjemności pociągnięcia Pottera z barku a potem opuściłem triumfalnie łazienkę.
Ledwie zacząłem schodzić po schodach, zabrzęczał gong obwieszczający koniec przerwy na lunch i pierwszą z popołudniowych lekcji. Przypomniałem sobie dopiero po dłuższej chwili, że powinienem udać się na zaklęcia, więc pobiegłem na piąte piętro i znalazłem się przed salą zanim zjawiła się reszta grupy. Na mój chyba jeszcze trochę sponiewierany widok Mil aż rozdziawiła buzię.
-Coś ty robił podczas tej przerwy? Poszedłeś tarzać się na brzegu jeziora, czy jak?
-Aż tak źle wyglądam?- zlustrowałem się, marszcząc brwi. -Nie, po prostu mała wymiana zdań z Gryfonami, nie przejmuj się.
Tym razem szczęście mi dopisało: po kwadransie zjawił się prof. Flitwick, tłumacząc nam w pośpiechu, że niestety, nie może poprowadzić dziś zajęć, bo ma problem z dekoracjami Wielkiej Sali i jest pilnie potrzebny na dole. Ucieszyliśmy się i rozbiegliśmy gdzie kto chciał, korzystając z wolnej godziny. Ach, gdyby tak jeszcze nie było transmutacji!
Co do mnie, ruszyłem przed siebie korytarzem, próbując domyślić się, co chciała mi powiedzieć Jęcząca Marta, bo postanowiłem rozwiązać teraz sprawę z Mil, żeby chociaż jedną dziewczynę mieć z głowy. Im dłużej zwlekałem z wypowiedzeniem pierwszego zdania, tym trudniejszym zdawało mi się postąpienie krok naprzód. Milli szła obok mnie, nic nie mówiąc, ale chyba widziała, że biję się z myślami, bo w pewnym momencie zatrzymała mnie dłonią i powiedziała:
-Może tu wejdziemy? Nikt nie będzie nam się darł nad głową, można spokojnie pogadać.
Pokiwałem głową i weszliśmy do Izby Pamięci. Nie zwracając uwagi na eksponaty, ruszyliśmy wolno przejściem między gablotami.
-Milli, jestem ci bardzo wdzięczny za to, że mi pomagasz… że jesteś dla mnie jak przyjaciółka.
Millicenta spojrzała na mnie z zainteresowaniem. Uśmiechnąłem się przyjaźnie.
-Nie musisz mi dziękować, naprawdę.- odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem ale ja potrząsnąłem głową.
-Wiem, że nie muszę, ale chcę. Powinienem cię przy okazji przeprosić… bo zachowuję się jak kompletny idiota wobec ciebie… ja chyba po prostu nie umiem postępować z dziewczynami. -rozłożyłem bezradnie ręce.
-Nie zachowujesz się jak kompletny idiota!- zaprzeczyła. -Jesteś naprawdę w porządku, Draco… a jeśli chodzi ci o to, że… jeśli chodzi o to, że lubisz Pansy… to też dla mnie jasne.- zatrzymała się przed jakąś szafką z pucharami i spojrzała mi prosto w oczy. Nie mówiła rozhisteryzowanym głosem, nie: była spokojna i stonowana, tylko jej oczy były tak smutne, że poczułem ukłucie serca. Nie widziałem jeszcze tak smutnych oczu dziewczęcych… i nie napawało mnie to szczególnym optymizmem. Uniosłem dłoń, żeby… sam nie wiem co, żeby pogładzić ją po włosach, ramieniu, może nawet przytulić, ale ona cofnęła się lekko i uniosła dłonie w geście obrony:
-Nie, nie rób tego.- szepnęła.- Skoro mamy być tylko przyjaciółmi, nie…
-Przepraszam.- bąknąłem i podszedłem do jakiejś szafki, by pokryć zmieszanie. No przecież chciałem dobrze… -Hej, Mil, widziałaś medalion z nazwiskiem…- zawołałem, jakby nic się nie stało i odwróciłem się. -… mojego ojca?- zniżyłem głos do szeptu, bo ona stała tuż za mną, bardzo blisko mnie. Patrzyłem na nią zdezorientowany. Millicenta przysunęła twarz do mojej twarzy, objęła mnie lekko za szyję i pocałowała w policzek. Jej miękkie, związane włosy połaskotały mnie w nos. Usłyszałem jej szept, intuicyjnie przyciągając ją do siebie:
-Na tym poprzestańmy… dobrze?
Pokiwałem głową, bo nie byłem w stanie wypowiedzieć słowa. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji a ona kompletnie mnie zdekoncentrowała!
-Dziękuję, że byłeś ze mną szczery.- powiedziała już normalnym głosem, wysunąwszy się z moich objęć.
-Jasne.- odpowiedziałem nieco ochryple więc odchrząknąłem i dodałem pewniej: -Nie ma sprawy, szczerość, to podstawa.-
Mil pokiwała głową potakująco. Wyglądała tak, jak przedtem, tylko jej oczy były o wiele mniej smutne, żeby nie powiedzieć- radosne. Westchnęła cicho i powiedziała naturalnie:
-A medalion z nazwiskiem twojego ojca widziałam kilka razy. Pewnie w niego masz talent do latania, hm? Chodź, pokażę ci odznakę mojego ojca. Byli razem w drużynie!
P.S.Amanda przysłała mi parę dni temu swój portret i zdjęcie Durmstrangu z dawnych lat. Wklejam je tutaj:
to Amanda...
...a tutaj Durmstrang:
---- jeśli ktoś będzie chciał, mogę mu wyczarować portret damskiej bohaterki w tym stylu, proszę tylko o podanie maila i wskazówek, kto to ma być i jak ma wyglądać (np. ładna, blondynka/brunetka/ruda/czarnowłosa , długie/krótkie/półdługie włosy itp.)
Świetna notka! Tyle że po niej nie wiem, którą teraz wolę parę: Pansy i Malfoy czy Milcenta i Malfoy?
Naprawdę, ty na pewno będziesz pisarką!
pozdr4awiam Cię mocno-parvati
P.S. U mnie nowa notka
Ann-Britt Środa, 14 Maja, 2008, 18:40
Świetne notka, bardzo dobrze oddajesz wszystkie emocje. Czekam na następną!
Pozdrowienia! ;*
Aśka Sobota, 17 Maja, 2008, 09:51
No po prostu brak słów
Dagula (Fred) Wtorek, 20 Maja, 2008, 02:01
Świetnie. Jeden z najlepszych pamiętników, naprawdę. I podziwiam to, że nadal jako jedna z nielicznych trzymasz się od początku.
Mil Sobota, 24 Maja, 2008, 10:15
A ja jestem ciekawa na jaki kierunek studiów się wybierasz? Czyżby na filologię polską ??