Witam, witam! Bardzo dziękuję za wszystkie słowa krytyki i wszystkie pochwały, postaram się teraz ustosunkować do tego, co napisaliście
1. K@si@@, Malfoy cały czas taki jest, tylko że chwilami wychodzi na jaw jego bardziej miła strona... ale po drobnych szczegółach można poznać, jaki diabeł cały czas siedzi mu za srebrzystą czuprynką, czy też, jak mówi Snape, czerepem
2.hermiona18, bardzo dziękuję. Starałam się wystylizować ten tekst jak najbardziej na panią psro i cieszę się, że Twoim zdaniem osiągnęłam zamierzony efekt.
3.Marzena, dzięki. wiem, że odbiega, ale w końcu człowiek nie może być tylko podły, wredny, arogancki, zarozumiały i opryskliwy, prawda?? Nawet jeśli jest z domu Węża, nuta "człowieczeństwa" gdzieś się w nim ukrywa....
4.Nutria, hm, może i by grzmotnął, ale sam też by oberwał, a co do prywatności, to uznajmy, że miał lepszy dzień i pamiętał o tym, że kilku jego najbliższych towarzyszy hogwarckiej niedoli jest świadomych faktu, iż Draco pisze pamiętnik...
5.Matix, ach, słowa uznania na początek za niestrudzenie drobiazgową analizę Twoje komentarze są doskonałe, bo są konkretne i bardzo przemyślane, może warto by pomyśleć o krytyce jako ścieżce na przyszłość? A teraz co do Twoich nieścisłości. Po pierwsze, fakt, masz rację z wiekiem tej dziewczyny, po pewnym czasie postanowiłam dokonać zmian i, jak widać, nie wszystkie wersje poprzednie zostały usunięte, więc teraz wyjaśniam, dziękując za sokole oko: dziewczyna jest z piątej klasy. Po drugie, wiem, jak obchodzą święta Bożego Narodzenia w GB, ale uznałam, że taki miły akcent wieczerzy zwłaszcza w obliczu integracji kulturowej może być okay, zwłaszcza że nie przewidziano z harmonogramie żadnej wyjątkowej fety z tej okazji, to jest tylko tytuł dnia, powiedzmy. Po trzecie, "podobno" nie znaczy "na pewno" a do wymiany zostały około trzy tygodnie, Draco ma rację
6.Doo, dzięki Staram się po prostu, żeby od czasu do czasu z diabła zrobić trochę aniołka
7. Agu, dzięki i witaj na stronie
8. Parvati, dziękuję Ci Wiesz, ze względu na to, że Wiki jest Twoim bohaterem, postaram się, żeby nie był zbyt niemiły podczas pierwszego spotkania, heh
9.<<<3, dla Ciebie też uznanie za rzeczową krytykę, ale obrażasz mnie słowami o samozachwycie... jak możesz mnie podejrzewać o coś takiego? Halo, ja nie nazywam się Draco Malfoy ani Gilderoy Lockhart Po pierwsze, mugolskie, czy nie, to się jeszcze okaże, nie musi być od razu miotła i czary, żeby była magia Po drugie, o arytmancji,czyli nauce, która opiera się na tezie, iż liczy mają magiczne, pozamatematyczne znaczenie,wspomniała chyba w którymś tomie sama Rowling, nie pamiętam dokładnie, gdzie, ale mogę poszperać, jeśli nalegasz. Po trzecie kartkówki i testy. No, o tym Draco wspominał już od pierwszej klasy, w końcu nie ma tak, że kujesz tylko na koniec semestru, nie ma tak dobrze Po czwarte, podobny poziom... ano tak, bo może jest nacisk, delikatnie mówiąc, na czarną magię, ale jednak nie jest to tylko jedyny przedmiot w tej szkole i inne nie są zaniedbywane aż tak, aby nie można było mówić o zbliżonym poziomie obu szkół w takiej transmutacji czy zielarstwie. Po piąte, Goyle i miłość: "miłość" może brzmi zbyt szumnie, ale ostatecznie i on jest chłopakiem pod tą masą tłuszczu i przy braku mózgu, jak twierdzi Ron W. Po szóste, Malfoy.... zauważ, że ogólne rysy psychologiczne itd. tej postaci zachowałam a reszta jest ukazywana stopniowo, jak już pisałam: pod maską diabła kryje się też ziarno czegoś dobrego i to chcę pokazać.
No, to tyle, jeśli chodzi o Was, trochę się tego zebrało, ale nie chcę zaniedbywać żadnego komentarza Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do myślodsiewni. Buziaki!
***
Wtorek, 13:04, klasa OPCM
Kolejna nudna lekcja OPCM… całe szczęście, że zostało ich już niewiele! Tylko zastanawia mnie jedno: gdzie się podziała Pansy? Godzinę temu razem pracowaliśmy na transmutacji nad przetransmutowaniem okularów w notes (McGonnagall kazała nam to ćwiczyć całą godzinę a pod koniec zajęć wylosowała pięć osób i wystawiła im ocenę za pracę na lekcji; wyobraź sobie, Pamiętniku, że wylosowała także mnie i wstawiła mi Z! Tak! Chociaż tego nie powiedziała, widziałem po jej minie, że była pod wrażeniem moich postępów^^), a na przerwie gdzieś mi znikła. Chłopaki mówili, że widzieli ją, jak biegła w stronę Wielkiej Sali, ale przecież gdyby czegoś zapomniała, pobiegłaby do Lochów, prawda?
Dziwna sprawa… w dodatku Laluś chyba w ramach jakiejś świątecznej dyspensy od dręczenia nas narcystycznymi opowieściami pozwolił nam dziś do woli „delektować się lekturą jego autobiograficznych dzieł” (czytaj: każdy robi co chce) i nie sprawdził po raz pierwszy, odkąd tu jest, obecności (a zawsze to robi, bo nie zniósłby pewnie tego, aby kogoś miało ominąć jakże ważne doświadczenie życiowe w postaci zajęć obrony z Wspaniałym, Cudownym, Najpiękniejszym, Najmądrzejszym Gilderoyem Lockhartem! Łeeeh!). Dobra, to skoro już nie ma Pansy, to może chociaż spożytkuję tę jakże „ciekawą” lekcję na odrobienie mojej pracy domowej z eliksirów („Na podstawie znajomości merlińskich zasad warzenia eliksirów zaplanuj doświadczenie, którego celem będzie uwarzenie w jak najkrótszym czasie Eliksiru Aloesowego przy wykorzystaniu następujących środków i ingrediencji ”).
16:07, PW
Jak tylko wszedłem do Wielkiej Sali na obiad, natychmiast zacząłem szukać wzrokiem Pansy: siedziała już przy stole i rozmawiała z jakimś starszym chłopakiem. Kiedy podszedłem, przerwali rozmowę a chłopak rozpromienił się na mój widok i zawołał z serio szczerym zadowoleniem:
-Draco! Miło cię widzieć ponownie! Słyszałem, że nasza drużyna organizuje pokazowy trening dla Durmstrangu? Pewnie dacie im w kość, co nie, Draco?
Jęknąłem w duchu.
-Wiesz, Brad… to będzie raczej tylko trening, nie mecz, więc…- zacząłem z uprzejmą miną, rzucając torbę pod ławę i siadając obok Pansy, która patrzyła na mnie z lekkim zaskoczeniem i zmieszaniem. Zmieszaniem!
-Daj spokój, wszyscy mówią, że musimy zagrać mecz z nimi, przecież tam jest jakiś Kruk, czy jak mu tam, a niech Bułgar zobaczy, że Anglia potrafi!- emocjonował się Petersen, ale mnie jakoś nie chciało się z nim kłócić, więc tylko rozłożyłem ręce z westchnieniem i rzuciłem pół zdawkowo, pół wymownie, sięgając po pieczonego kurczaka w sosie słodko - kwaśnym:
-Umieram z głodu.
-To ja spadam, na razie!- kiwnął mi głową, uśmiechnął się do Pansy i poszedł do swoich kumpli, którzy siedzieli w drugim końcu stołu.
-Urwałaś się z OPCM?- mruknąłem raczej twierdząco, niż pytająco, jak tylko Petersen spłynął, a ona zaprzeczyła gorąco:
-Nie, no, coś ty, nie urwałam się!
-To dlaczego cię nie było?
-Bo…- zaczęła i urwała, czerwieniąc się lekko. -Bo… profesor Snape mnie wezwał na tej godzinie… no i trochę się nam przeciągnęło…
-Tak?- zapytałem z lekkim zdziwieniem. -A czego od ciebie chciał?
-Niczego właściwie… rozmawialiśmy o wymianie… tak wiesz…- bąknęła Pansy, starając się ukryć rumieniec na twarzy, a ja celowo udałem, że tego nie zauważam i jakby nigdy nic dalej wcinałem swojego kurczaka i sałatkę. W duszy jednakże zalęgło mi się dość stabilne przeświadczenie, że Pansy coś ukrywa i że to coś może mieć bliski związek z pewnym Finem…
Po obiedzie poszliśmy odpocząć trochę do PW a potem Pansy ni z tego, ni z owego zaproponowała, że moglibyśmy iść się przejść, zobaczyć, jak Filch przygotowuje lodowisko i trochę mu podokuczać. Odmówiłem, wymawiając się nauką zielarstwa, ale to była tylko pusta wymówka. Pansy była nieco zawiedziona. Cóż, gdyby powiedziała mi, dlaczego naprawdę nie było jej dzisiaj na obronie przed czarną magią, może nie zachowałbym się tak.
Czwartek, 18:34, PW
Dzisiaj mieliśmy całkiem fajny dzień, bo na OPCM Laluś opowiadał nam o wędrówce przez Andaluzję i spotkaniach z dzikimi chochlikami, co nie było takie złe w porównaniu z jego dotychczasowymi opowieściami, a zielarstwa nie było, ponieważ w nocy spadł śnieg i zasypał cieplarnię nr 4, w której pracowaliśmy ostatnio.
Niestety, zaraz po lunchu dorwał nas w Sali Wejściowej Brad Petersen i poprosił na chwilę Pansy, rzekomo po to, żeby oddać jej pożyczoną książkę. Pansy oczywiście poszła z nim, chociaż robiła jakieś miny i kręciła nosem, pewnie przeze mnie. Nie moja sprawa, niech robi, co chce, ale ten Petersen powoli zaczyna mnie wkurzać: tak było fajnie, jak go nie było aż tu nagle się przypałętał i teraz Pansy jest na każde jego zawołanie. Zastanawiam się, czy ona czegoś do niego nie czuje;/
Chyba musiałem mieć nieszczególną minę, bo Dan zaproponował mi ni z tego, ni z owego, że pójdzie ze mną do miotlarni sprawdzić, czy nie trzeba nasmarować rączki mojej miotły przed dzisiejszym treningiem. Zgodziłem się nawet dość chętnie, bo mi też przeszło przez myśl, więc zostawiliśmy tylko torby w dormitorium i poszliśmy w stronę boiska. Chwilę milczeliśmy a potem Dan zagaił:
-Hej, Draco… a czemu Pansy tak znika ciągle? Wczoraj nie było jej na OPCM, dzisiaj mamy wolne a ona znowu gdzieś poszła…
-Brad Petersen chciał jej oddać jakąś książkę.- odpowiedziałem z goryczą i tłumioną złością, na co Dan zapytał domyślnie:
-I wkurza cię, że on znowu się kręci w pobliżu?
-No tak, no bo, kurczę, wczoraj siedzieli razem po naszej obronie i Pansy była bardzo zmieszana, jak przyszedłem. Dzisiaj też niby kręciła nosem, ale poszła z nim.- powiedziałem, wzbijając wściekle nogą zaspy. -Myślę, że on ją podrywa.
-Że ją podrywa, to widać gołym okiem, ale myślę, że gościu nie sprzątnie ci jej sprzed nosa.- stwierdził z prawie niezauważalną nutą otuchy. -Przecież wy… no wiesz… w końcu to nie jest tak, że jesteście tylko wiesz…
-Wiem.
Doszliśmy do miotlarni. Wyjąłem zza pazuchy różdżkę i, celując w klamkę, wypowiedziałem zaklęcie:
- Alohomora!
-Hasło?- powiedział jakiś niewidzialny głos, dobiegający jakby z dziurki od klucza.
-Czystość!
Metalowe kliknięcie i drzwi stanęły otworem. Dan spojrzał na mnie ze zdumieniem.
-Od kiedy są tu takie zabezpieczenia? Nigdy nie było tu takich bajerów!
-Wprowadzono je w zeszłym tygodniu. Nie chcą, żeby coś się stało do czasu tych treningów.
-To trzeba aż wymiany z inną szkołą, żeby zaczęli dbać o dostęp do mioteł? Nieźle.- prychnął i weszliśmy do środka, zamykając za sobą szczelnie drzwi, bo naprawdę porządnie wiało na dworze.
Okazało się, że Dan miał świetny pomysł z tym nasmarowaniem miotły, bo bardzo jej się to przydało. Spędziliśmy w miotlarni miłą godzinę na dopieszczaniu mojego Nimbusa i korciło nas nawet, żeby coś zmajstrować przy miotle Wielkiego Pe, ale i tu pojawiły się nowe zabezpieczenia: miotła ani drgnęła i nie można na nią było rzucić ani jednego zaklęcia.
-A jednak są złe strony tego typu zabezpieczeń.- zauważyłem z żalem, chowając różdżkę.
Kiedy wróciliśmy do zamku, okazało się, że porządnie przemokliśmy i przyda nam się suszenie oraz kąpiel. Na tym zeszło nam do czwartej a o piątej miał być trening naszej drużyny. Weszliśmy właśnie na korytarz, wiodący do chimery, gdy zobaczyliśmy Goyle’a i dziewczynę, starszą od nas. Goyle stał ukryty za filarem, a dziewczyna rozmawiała z…
-Madeleine!- parsknąłem śmiechem, wskakując za Danem za kamiennego gargulca, który stał z boku. -No proszę… czy to nie jest przypadkiem ta nowa miłość naszego kochanego kolegi, Arielle? To ją widziałem ostatnio.
-Myślisz, że to ona?- szepnął Dan, wychylając się ostrożnie. -Jeśli tak, to faktycznie, niezła z niej laska… ale spójrz tylko na Goyle’a… co on wyprawia?
-Nie wiem, chyba ją śledzi… coś trzyma w ręku…- wyjrzałem zza gargulca i zobaczyłem, jak Goyle wysuwa się ostrożnie ze swego ukrycia i błyskawicznie wrzuca coś do torby ładnej dziewczyny a potem pędem biegnie w stronę wyjścia.
-Hej, uważaj trochę!- zawołała za nim z oburzeniem, bo w biegu strącił jej z ramienia torbę. Spojrzała za nim ze złością i poprawiła sobie torbę a potem nagle zaczerwieniła się lekko.
-Co się stało, Arielle?- usłyszeliśmy piskliwy głos Madeleine. Dan aż jęknął głucho na dźwięk głosu swojej fanki, a ja, tłumiąc śmiech, gestem nakazałem mu podsunąć się bliżej. Dziewczyny cały czas nie dostrzegały. Arielle wyjęła coś z torby i pokazała Madeleine, mówiąc pół z rozbawieniem, pół ze zdumieniem:
-Tego nie było przedtem… chyba ten chłopak, co strącił mi torbę, wrzucił mi to do środka a ja nie zauważyłam.
-Ojej, napisał do ciebie list??- w głosie blondyneczki słychać było wyraźne podekscytowanie. -Pewnie miłosny… otwórz!
-Nie tutaj.-dziewczyna rozejrzała się bystro i wsunęła wspomniany list z powrotem do torby. -Dobra, Madeleine, lecę na korki z zaklęć, bo za dwie minuty będę spóźniona.
-Na razie.- Madeleine pożegnała się z koleżanką, postała chwilę w miejscu a potem poszła do PW. Gdy usłyszeliśmy szczęk chimery, odważyliśmy się ujawnić.
-No, no, Goyle się robi coraz śmielszy.- stwierdziłem wesoło, strzepując z ramienia pyłek. -Przecież ta twoja dziewczyna mogła go…
-Tylko nie moja dziewczyna!- wymierzył mi kuksańca w bok na co ja parsknąłem śmiechem. -Madeleine nie jest moją dziewczyną, tylko naprzykrzającą się, obrzydliwie słodką dziewuchą, która ma pstro w głowie!
-Dobra, dobra, ale jak przyjdzie co do czego, to wiesz, ona nie jest najbrzydsza…- naigrawałem się z niego, ale gdy zagroził, że mi przyłoży kałamarzem, dałem mu spokój.
-Całe szczęście, że chociaż podczas wymiany odpocznę od niej.- mruknął, włażąc do PW. -Ciężkie jest życie z upierdliwą babą na karku!
Tak mnie to zdanie rozśmieszyło, że śmiałem się dopóty dopóki nie rozbolał mnie brzuch. Uspokoiłem się dopiero po dłuższej chwili, przebrałem w szatę do quidditcha, na to narzuciłem płaszcz i czekałem na resztę drużyny.
Trening był ostry ale efektywny: udało mi się złapać znicza już po czterech minutach przy gamie najtrudniejszych zwodów, strategii i chwytów, jakie stosowali pozostali zawodnicy. Flint nawet pochwalił mnie na koniec- powiedział, że zaczynam powoli się sprawdzać w tej drużynie. Fajnie to wiedzieć ;-P
Piątek, 15:20, Dormitorium
Dzisiaj moja cierpliwość dobiegła końca. Pod drzwiami klasy od zaklęć, w której mieliśmy ostatnią lekcję w tym tygodniu, czekał Petersen, żeby znowu porwać gdzieś Pansy. Tak mnie to wyprowadziło z równowagi, że natychmiast cofnąłem się do środka, gdzie Pansy czekała jeszcze na odbiór swojego eseju o zaklęciach zmieniających rozmiar (ja dostałem P, coś nadzwyczajnego!!) i powiedziałem stanowczo:
-Pansy, jak odbierzesz, to pójdziemy się przejść, OK.?
-Dobra… ale może nie teraz, tylko później…- rzuciła nieuważnie, odbierając swoją pracę z wielkim P w prawym górnym rogu. Spojrzała na mnie radośnie i uśmiech jej zbladł, bo ujrzała za mną machającego do niej Brada. Lękliwie zerknęła na mnie, ale ja byłem nieugięty.
-Pansy, nie myśl, że jestem głupi i ślepy.- powiedziałem cicho. -Od kilku dni wiecznie z nim gdzieś znikasz a dzisiaj to już jest normalnie przegięcie.
-To nie jest tak, jak myślisz.- zaczęła szybko, co chwila popatrując na chłopaka. -Mamy po prostu z Bradem parę wspólnych…
-…tematów do rozmów, tak?
-Nie!- spojrzała na mnie ze złością. -Jak mi nie dasz dojść do słowa, to się nie dziw, że potem nic nie rozumiesz!
-Ja nic nie rozumiem? Ja?! To chyba ty nie chcesz zrozumieć, co robisz!- rozzłościłem się. -Mogłabyś chociaż mieć trochę przyzwoitości i nie wypierać się w żywe oczy, że…- nie dokończyłem, bo Pansy najzwyczajniej w świecie rzuciła głową, okręciła się na pięcie i wybiegła z sali, a zdumiony Petersen poleciał za nią. Ja stałem przy ławce, wściekły, jak nie wiem co. Walnąłem z całej siły pięścią w blat i wyszedłem z sali, nie zwracając uwagi na oburzenie Flitwicka (zdaje się, że blat pękł od mojego uderzenia). Szedłem szybko i zamaszyście, więc chwilę później wpadłem na kogoś. Tym kimś okazał się Potter.
-Uważaj, jak łazisz, Malfoy!- burknął, wstając i chowając do torby książki, które mu wypadły na podłogę w chwili zderzenia ze mną.
-Bo co, bo uszkodzisz sobie swoją piękną bliznę i już nie będziesz taki sławny i uwielbiany przez dziewczyny?- odparłem szyderczo. Miałem wielką ochotę wyładować na kimś swoje rozżalenie i gniew, a Potter napatoczył mi się cudem jakimś!
-Spadaj.- padła uprzejma odpowiedź, na co ja wybuchłem ironicznym śmiechem i wyminąłem go, z satysfakcją przedtem depcząc jego notatki. Ruszyłem do biblioteki, żeby zająć się czymś konstruktywnym (postanowiłem iść na obiad później, bo jakoś nie byłem specjalnie głodny), ale wówczas ktoś zawołał mnie po imieniu. Okazało się że to Dan i Phil.
-Słuchaj, Draco, może byśmy urządzili sobie wieczorem jakąś małą imprezkę? Wiesz, wyjeżdżamy w niedzielę do Durmstrangu, więc już nie będzie takiej super okazji, a można by jakoś interesująco spędzić ostatnie chwile przed rozstaniem.- powiedział Dan. -Chłopacy z czwartej klasy zgodzili się nam załatwić trochę żarcia i picia…
-No i można by się zabawić, podręczyć jakiegoś pierwszorocznego…
-W sumie, mogłoby być.- zgodziłem się po namyśle.
-No to wszystko gra. A teraz może pójdziemy coś zjeść?
-Wiecie co, ja nie jestem głodny… pójdę do biblioteki.
-Do biblioteki?- Phil spojrzał na mnie, jakbym właśnie oświadczył, że zamierzam chodzić z Granger. -Co ci odbiło, Malfoy? Dzisiaj jest piątek!
-Wiem.- przytaknąłem, wzruszając ramionami. -Ale po co mam gnić w PW nic nie robiąc, skoro…- urwałem, bo zabrakło mi pomysłu na zakończenie. Tak naprawdę bałem się, że w domu mogę natknąć się na Brada i Pansy, a to chyba by była przysłowiowa ostatnia kropla do czary. Dan spojrzał na mnie z uwagą.
-Dobra, właściwie to nie jest taki denny pomysł z tą biblioteką.- powiedział. -Może nas nie dotyczy ten sprawdzian z historii magii, ale możemy zawsze się z kogoś ponabijać. O tej porze nikt nie idzie do PW.
-Jak chcecie.- Phil nie wyglądał na zupełnie przekonanego o naszej normalności, lecz powlókł się za nami.
Biblioteka nie była zbyt pełna o tej porze, chociaż było tu dużo osób z ostatnich klas.
-Całe szczęście, że nas czekają owutemy dopiero za pięć lat.- westchnął z ulgą Phil.
-No, ale już w tym roku zaczynają nam marudzić o sumach, chociaż one są dopiero w piątej klasie.- Dan odsunął nogą krzesło przy wolnym stole nieopodal dwójki Puchonów z drugiej klasy i usiadł. My także zajęliśmy miejsca.
-Tak naprawdę, to chyba tylko Snape jest w porządku z naszych nauczycieli. Wymaga, ale nie gnębi.
-N a s nie gnębi, pamiętaj, jaki ma stosunek do Gryfonów.
-I całkiem słusznie! Gryfoni są…- urwałem i nadstawiłem ucha. Rozmowa, prowadzona przez uczniów siedzących obok była nader interesująca, bo padło w niej nazwisko „Potter”. Spojrzałem na kolegów wymownie i gadałem dalej dla niepoznaki, koncentrując się najbardziej na słuchaniu.
-Wiesz, mi się wydaje, że Potter nie może być aż tak szurnięty, jak to wyglądało na spotkaniu klubu.- powiedziała brązowowłosa, nijaka dziewczyna, kręcąc na palcu loki. -Zawsze wydawało mi się, że jest…
-Aha, wydawało ci się, a to duża różnica!- przerwał jej z zadowoleniem okularnik, siedzący naprzeciwko. Kojarzyłem ich z zielarstwa i astronomii, bo w obu przedmiotach byli piekielnie dobrzy. -Moim zdaniem, sława uderzyła mu do głowy i wyszło szydło z worka. Przecież…- rozejrzał się ukradkiem i zniżył głos prawie do szeptu. -…nie bez kozery Sama - Wiesz - Kto zginął, gdy chciał go zabić.
Popatrzeliśmy na siebie z Danem. Phil zapytał mnie dla niepoznaki o jakieś tricki gargulkowe. Odpowiedziałem mu nieuważnie, przysuwając się odrobinę z krzesłem w prawo.
-A moim zdaniem, Potter sam był zaskoczony faktem, że potrafi porozumieć się z wężem. Myślę, że on nie życzył źle Justynowi.
-Sama widziałaś, że kobra chciała go zaatakować!
-Nie byłabym tego taka pewna, Ernie.- dziewczyna odrzuciła włosy na plecy i pochyliła się nieco nad książką, wpatrując się z namysłem w przestrzeń przed sobą. -Ten Malfoy… po co wyczarował tego węża? Może on właśnie zrobił to celowo, złośliwie?
Dan z trudem powstrzymał uśmieszek, a ja odwróciłem głowę i zasłoniłem się nieco ręką. No patrzcie, jaka żmija z tej dziewczyny!
-Jeśli tak, to znaczy, że wiedział o tym, że Potter rozmawia z wężami i chciał to ujawnić, by wszyscy poznali prawdziwe „ja” Pottera.- odpowiedział obronnym tonem Ernie. -Mów co chcesz, Hanno, ale ja tam nie ufałbym Potterowi całkowicie.
-Jak chcesz, chociaż mi się wydaje, że trochę przesadzasz. W końcu ten Ślizgon… Snape mu coś podpowiedział… obaj zachowywali się dziwnie. Jeśli miałabym wybierać, to nie ufałabym im w pierwszej kolejności, a dopiero potem Harry’emu.
-Zachowywali się dziwnie, bo nie lubią Pottera i może to właśnie ich śladami powinniśmy pójść, jeśli chcemy ocalić życie!- zawołał triumfalnie Ernie a potem ściszył głos, lekko skonfundowany. -Posłuchaj, tego roku w Hogwarcie dzieją się jakieś niesłychane rzeczy… najpierw ta Komnata Tajemnic i dziwne petryfikacje, teraz Potter… musimy się bronić i ograniczyć zaufanie do zamieszanych w to ludzi. Przecież Potter i jego przyjaciele byli p o w a ż n i e podejrzani w sprawie tego ohydnego napisu na ścianie i kotki woźnego!
-Nic nie wiesz na pewno, Ernie, więc nie ma co tak osądzać ich wszystkich, a już zwłaszcza przyjaciół Pottera.- Hanna zniecierpliwiła się nieco. -Oni są w porządku, Hermiona jest zdolną uczennicą a Ron jest bardzo sympatyczny. To na pewno nie oni, po prostu znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. A teraz wybacz, ale chciałabym już mieć z głowy wypracowanie o owadożernych sadzonkach dla naszej wychowawczyni.
-Masz prawo mieć inne zdanie, tylko żeby potem nie było, że ja mam rację.- odpowiedział Ernie z lekką urazą w głosie i także pochylił się nad książką. My spojrzeliśmy na siebie i w ciągu dwóch minut wyparowaliśmy niezauważenie z biblioteki. Dan wybuchł śmiechem dopiero na schodach.
-Ech, żebyś widział swoją minę, jak ta dziewczyna zaczęła o tobie mówić!- mówił, gdy się uspokajał na chwilę. -Wyglądałeś, jakbyś zastanawiał się poważnie nad wlezieniem pod stół!
-Bardzo śmieszne… bardzo… ciekawe, czy będzie ci tak do śmiechu, jak pojawi się twoja ukochana Madeleine…- odgryzłem się, co z kolei rozśmieszyło Phila. Śmiejąc się, szturchając i nabijając z siebie wzajemnie dotarliśmy tak czy siak do PW. Tam szybko zapomniałem o złym humorze i z chęcią przyłączyłem się do planowania rozrywek imprezy. Zgodnie doszliśmy do wniosku, że zamknięcie jakiegoś małego gryfońskiego mazgaja w korytarzu lochów sprawiłoby nam najwięcej frajdy, lecz niestety było niewykonalne. W końcu ustaliliśmy, że coś się wymyśli i poprosiliśmy starszych kumpli o zorganizowanie prowiantu ;-P
W połowie naszej rozmowy do PW weszła Pansy. Spojrzała na mnie z góry i pomaszerowała gdzieś z Gerdą i Angelą, nie zaszczycając nas już ani jednym spojrzeniem.
-Co, pokłóciliście się?- zapytał Peter, obserwując mnie spod oka. Wzruszyłem ramionami i odpowiedziałem doskonale obojętnym tonem:
-Szczerze mówiąc, trudno by było to nazwać kłótnią. Po prostu w czymś się nie zgadzamy i tyle.
-Myślę, że ona cię nie okłamuje.- powiedział Dan, odchylając się na oparcie fotela. -Wiesz, co do Petersena.
-A dlaczego?
-Bo on chyba sam jest zajęty.
-Żartujesz!
-Skądże. Ta cała Arielle od Goyle’a chyba go…- Dan urwał nagle, blednąc lekko i patrząc na mnie strasznym wzrokiem. Obejrzałem się i też zamarłem.
Za moimi plecami stał Goyle i patrzył prosto na Dana. Nie ulegało wątpliwości, że słyszał jego słowa.
-Goyle… słuchaj, jest pomysł imprezy, może się przyłą…
-Skąd wiecie?- zapytał głucho, patrząc na nas tak, że przeraził mnie nie na żarty.
-Och, znikąd…- odparłem beztrosko, gorączkowo szukając trafnego wykrętu i wtem mnie olśniło. -Widziałem cię z jakąś ładną dziewczyną przed Wielką Salą a apotem ona rozmawiała z Madeleine i Madeleine wymieniła jej imię.
-Na pewno?- Goyle spojrzał na mnie ostro a ja pokiwałem gorąco głową.
-Jasne, że tak. Dan był ze mną zresztą.- spojrzałem na niego uspokajająco. -Sam mi jeszcze mówił, że to piękna dziewczyna i że fajnie, że się nią zainteresowałeś.
-Mhm.- Goyle rzucił mi ostatnie podejrzliwe spojrzenie a potem zamyślił się i burknął po chwili. -A w ogóle, to sorry, za tamtą rozmowę.
-Którą? Aa, tamtą… nie ma sprawy… w sumie to ja powinienem przeprosić.- wstałem i podałem mu rękę. -Trochę pojechałem z tobą, Goyle, a przecież równy z ciebie gość,
-Jasne.- mruknął i uścisnął mi dłoń a potem usiadł z nami i razem gadaliśmy o imprezie.
Nie powiem, dobrze jest pogodzić się z Goylem chociaż ta chwila, gdy okazało się, że stoi za nami… uff, było gorąco!
Komentarze:
Sol Angelika Środa, 16 Lipca, 2008, 21:23
Swietna notka, zreszta wszystkie takie sa Bordzo lubie Ten pamietnik i Myslodsiewnie Pozdrawiam
Parvati Patil Czwartek, 17 Lipca, 2008, 13:26
Super notka, chociaż to nic dziwnego, bo wszytskie twoje są takie, jka słusznie powiedziała Sol Angelika. Ale się wystraszyłam, kiedy goyle stanął za nimi...
Ale mają ślizgoni pomysły do zabaw....:P
pozdrawiam Cię sredecznie
Parvati
p>S. Może złożysz wszystkie opowiadania i stworzysz książkę? Od razu kupię
Agu Czwartek, 17 Lipca, 2008, 19:25
Tak właściwie, to ja czytam to Twoje opowiadanie już od dawna, tylko jakoś nigdy go nie komentowałam, sama właściwie nie wiem czemu, no ale cóż.^^
Ta notka mi się podobała, aczkolwiek poprzednia była ciekawsza. xD Ta nie była zła, ale wolałabym więcej akcji^^ Ale podobało mi się, jak zreszta wszystkie poprzednie notki^^
Ann-Br Czwartek, 17 Lipca, 2008, 22:11
Notka bardzo fajna, jak zwykle zresztą. Tylko dlaczego Draco przyjaźni się z Danem? W książce było, że ciągle kręcił się z Crabbem i Goylem, a tak, to jego goryle... bo ja wiem... troche się usamodzielnili??? Jakby co, to ja nie mam nic przeciwko takiemu obrotowi spraw, na miejscu Dracona też znalazłabym sobie kogoś do... rozmawiania. No i cieszę się, że odkryłaś drugą stronę Goyle'a ;D. Też podobałoby mi się trochę akcji, ale wiem, że gdyby było w każdej notce, to zrobiłby się z tego straszny haos. A tak to bardzo dobrze. Jak zwykle, zresztą.
Pozdrowienia!;*
P.S. Przepraszam, że nie skomentowałam ostatniej notki, ale nie zdążyłam.
Aśka Sobota, 19 Lipca, 2008, 22:25
Bardzo fajna notka chociaż zgadzam się z poprzedniczkami, że przydało by sie więcej akcji. Nie mogę doczekać się wymiany uczniów :p
Pozdrawiam
<<<3 Niedziela, 20 Lipca, 2008, 21:55
Przepraszam za ostatni koment, chyba wogóle nie powinnam komentować notki Masz rację, wszystko okażę się w kolejnych wpisach.
Bardzo lubię czytać o tematykach lekcji w Hogwarcie i quidditchu <chociaż chyba mniejszość podziela moje zdanie>. Czyli nie brak mi akcji.
Na błędy wyjątkowo nie zwracałam uwagi.
Notka świetna! Nie zrozumiałam tylko jednej rzeczy.
Mianowicie: Czy z tego, co mówił <chyba> Dan, wynika, iż Goyle chodzi z dziewczyną z piątej klasy?
Pozdro
Zauważyłam jedno powtórzenie i w kilku miejscach lepiej by brzmiało gdybyś użyła innego słowa ale poza tym bardzo naprawdę bardzo mi się spodobała ta notka.
Z początku gdy czytałam twoje wpisy trudno było mi przyzwyczaić się do nowego Twojego Dracona, jednak teraz uważam, że jest naprawdę fajny.
Polubiłam go
Mam nadzieję, że Goyle zdobedzie swoją laskę