59. Mój błąd, start wymiany, Roxie i Wilma, kulki animagiczne.
Postanowiłam dodać wpis jeszcze przed wyjazdem. Jutro wyjeżdżam do Trójmiasta z przyjaciółką i wrócę w sobotę wieczorem. Liczę na to, że do tego czasu zbierze się sporo komentarzy Tymczasem, nowy wpis i jak zwykle kilka słów ode mnie: Parvati, no nie wiem, pomyślę nad Twoją propozycją^^; Ann Britt- przyjaźni się, to za dużo powiedziane, powiedzmy, że jest to nowy członek paczki Dracona;<<<3, nie przepraszaj, wszystko OKGoyle z nią nie chodzi, ale ona mu się podobaNo, to teraz czytajcie i zapraszam do myślodsiewni!
***
5 grudnia, piątek, 23:13, Dormitorium
To, co Filch wyprawia w tej szkole, jest nie do pojęcia! On nie sprząta, on po prostu przewraca zamek do góry nogami! Wszystko musi lśnić, być nieskazitelnie czyste a nam nie wolno wchodzić do szkoły bez otrzepania nóg (Crabbe na próbę ich nie otrzepał i za karę musiał sprzątnąć sowiarnię… biedny Crabbe, do dziś ma uraz na widok sów ;-P). Próbowaliśmy poskarżyć się na niego nauczycielom, ale oni jakby nie słyszeli naszych skarg, tylko męczą nas i męczą, bo, jak powiedziała McGonnagall, „Nie mamy zamiaru wstydzić się za kogokolwiek w obliczu uczniów z partnerskiej szkoły, więc jeśli ktoś obnaży swoją głupotę oraz niewiedzę, niech się strzeże!”. Też dostali bzika przed wymianą;/
Dzisiaj o świcie wyjechali na wymianę z Hogwartu. Dan i Phil obiecali, że będą pisać dużo listów i przysyłać zdjęcia. No, mam nadzieję! Chociaż tyle korzyści będę miał z ich nieobecności…
Muszę przyznać szczerze, że nie mam fajnego humoru. Jakoś tak… może to ta pogoda (ponuro, śnieżno, nijako właściwie), może fakt, że kumple wyjechali, a może też to, że… (no dobra, ale piszę to ostatni raz!)… brakuje mi Pansy. Tak. Nie rozmawiamy ze sobą od czasu tamtej sprzeczki w klasie od zaklęć a jeśli się mijamy na korytarzu, ona odwraca głowę i spuszcza wzrok a nasze rozmowy podczas wspólnych ćwiczeń, np. na eliksirach, ograniczają się stricte do tematu zajęć. Chciałbym wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi… ja wiem, że ona nie jest moją dziewczyną i właściwie to, co nas łączy, trudno nazwać miłością (o wiele za duże słowo!), niemniej, jest mi głupio, gdy widzę ją, jak idzie gdzieś z Petersenem albo jak zostaje z nim w Sali po posiłkach. To takie zawieszenie w próżni i niezbyt mi ono sprzyja, ale przecież nie będę za nią latać i pytać, czy chodzi z Petersenem, dajcie spokój.
Jutro zaraz po obiedzie ma nastąpić ostatnie przypomnienie odnośnie zasad nadzwyczajnych a potem wyczekiwanie na gości, którzy mają przybyć statkiem.
-Dlaczego statkiem? Gdzie tu się zatrzymają? - dziwił się Crabbe, jak to usłyszał. - Będziemy musieli po nich jechać aż do portu?
-Nie bądź głupi, Crabbe, przecież wiesz, że ci z Durmstrangu poruszają się li i jedynie statkiem… mamy przecież jezioro.- wyjaśniłem, ale prawdę mówiąc, z tego, co wiem, ten statek jest tak ogromny, że aż dziwię się sam w duchu, czy zmieści się w takim jeziorku, jak nasze. Hm, może to kwestia odpowiednich czarów?
Flint wyciskał z nas ostatnio siódme poty. Nie oszczędzał nikogo, nawet siebie, a ostatnio miał szczery zamiar ćwiczenia nowej strategii (bardzo efektownej ale piekielnie trudnej i precyzyjnej) prawie że po ciemku przy opadach śniegu uniemożliwiających obserwację terenu. Pałkarz się wnerwił i zbuntował, powiedział, że w takich warunkach wszelkie treningi są totalną głupotą i że on bardzo przeprasza, ale w taką zamieć nie będzie grał. Flint początkowo wpadł w szał podszyty histerią, lecz po chwili wspólnymi siłami zjednoczonych przeciwko jego pomysłom reszty drużyny udało się go przekonać co do tego, że lepiej będzie sobie darować trening dzisiaj. Co prawda, mimo że spędziłem wtedy na dworze niecałe pół godziny, i tak zaziębiłem się na tyle porządnie, że pielęgniarka zmusiła mnie do wypicia szklanki eliksiru rumowo- cytrynowego z pieprzową nutą, po którym zgrzałem się tak potwornie, jakbym uciekał przez wszystkie możliwe korytarze zamku przed jakimś goniącym mnie upiorem, A propos Upiora, zrobił nam dzisiaj niezapowiedziany test z wojen między elfami w połączeniu ze strasznie trudnym kodeksem praw elfów Huora Aldariona… mam nadzieję, że uda mi się zdobyć chociaż te marne 51%, żeby zdać, chociaż, jak znam życie, nie załapię się na pozytywną ocenę;/ Trudno, jedna pałka z tego przedmiotu jest w sumie do przeżycia…
Kończę na dziś, bo jakoś tak senny się robię.
6 grudnia, sobota, 21:08, PW
Jestem rozdarty. Z jednej strony, strasznie się cieszę, a z drugiej strasznie mi wstyd, ale- po kolei.
Uczniowie z Durmstrangu wraz z dyrektorem Igorem Karkarowem przybyli punktualnie o szóstej wieczorem statkiem (wynurzyli się spod jeziora niczym łódź podwodna pierwszej generacji!). Zostali bardzo uprzejmie powitani i zaproszeni do środka, podczas gdy Hagrid zajął się ich bagażami.
Już na początku wypatrzyłem Amandę: szła trochę z tyłu, w grupie drugoklasistów, ubrana, jak wszyscy, w ciemnoczerwony płaszcz i biały szal. Kiedy mnie zauważyła, skinęła mi głową z lekkim uśmiechem.
Nie będę opisywać wszystkich przemówień i tego typu oficjalnych gadek, choć przyznać muszę, że wypadło to nader sprawnie i znośnie dla nas- spragnionych kontaktu z uczniami Instytutu hogwartczyków ;P. Potem przed stołem nauczycieli ustawił się dwudziestoosobowy chór, złożony z uczniów wszystkich czterech domów przebranych w specjalne szaty z herbami ich domów. Wśród uczniów domu Salazara Slytherina zauważyłem znajomą mi postać i aż zaniemówiłem. Zaniemówiłem jeszcze bardziej, gdy osoba ta, w towarzystwie wysokiego, ciemnowłosego chłopaka, którym okazał się Brad Petersen, wystąpiła na środek i zaczęła śpiewać pierwszą ze zwrotek hymnu Hogwartu, poświęconą Salazarowi S.
Zrobiło mi się wtedy potwornie głupio, bo zrozumiałem, dlaczego w ostatnich dniach Pansy znikała tak często z Bradem- ćwiczyli hymn podczas spotkań SKT, a ja kompletnie tego nie skojarzyłem!
-O rany.- jęknąłem, gdy Pansy i Brad wstąpili do szeregu a na środek wyszła para Gryfonów.
-Co jest?- usłyszałem z prawej Goyle’a i tylko pokręciłem głową, patrząc na Pansy, ale ona chyba mnie nie widziała. Muszę z nią porozmawiać, jak tylko dadzą nam spokój , pomyślałem i z wielkim trudem doczekałem zakończenia ceremonii i chwili, gdy pozwolono nam odejść wraz z prefektami i grupami uczniów Instytutu do dormitoriów.
-Pansy!- zawołałem, jak tylko wydostaliśmy się na korytarz i miałem wrażenie, że ją zobaczyłem gdzieś w tłumie. Zaraz jednak usłyszałem dziewczęcy głos koło siebie:
-Tu jestem.
Odwróciłem się gwałtownie i zobaczyłem, że Pansy stoi tuż za mną. Chciałem coś powiedzieć, że przykro mi , iż posądziłem ją o chodzenie z Petersenem, że chcę, żeby było jak dawniej, ale wyszło mi tylko:
-Przepraszam, Pansy.
A ona otworzyła buzię, żeby mi odpowiedzieć, ale w tym momencie tłum wychodzący za naszymi plecami z sali jął się burzyć, więc bez słowa ruszyliśmy naprzód i tylko poczułem delikatne muśnięcie jej dłoni na swojej, gdy szliśmy za prefektem do lochów. Uśmiechnąłem się pod nosem i poczułem, jak ciężar spada mi z serca. Dopiero wtedy zrozumiałem, jaką naprawdę miał wagę… ale dobra, dosyć rzewnych opowieści, przejdźmy dalej ;-P
Uczniowie Karkarowa z trzeciej klasy okazali się być dziesiątką najbardziej równych ludzi, jakich znam. Głównie są to chłopacy, ale są też dwie dziewczyny, siostry Roxie i Wilma. Wszyscy zachowują się jak Ślizgoni i są bardzo dowcipni oraz bystrzy. Nie mają żadnych problemów z angielskim, chociaż tylko część z nich, to rodowici Bułgarzy. Jest wiele osób ze Zjednoczonego Królestwa, a także z kontynentalnej Europy. Od razu znaleźli z nami wspólny język, nie przejmując się, że część z nas jest od nich o rok młodsza. Opowiedzieli nam krótko o Durmstrangu, ale naprawdę krótko, bo zaraz musieliśmy iść na kolację - godzina, przeznaczona na rozlokowanie przybyłych uczniów upłynęła, jakby ktoś zamienił ją w minutę. Mówiąc o lokowaniu, chciałbym wspomnieć, że dormitorium klasy III zostało tak powiększone, że teraz jest tam miejsce nie tylko dla samych trzecioklasistów od nas i tych z Bułgarii, ale spokojnie jeszcze dla dwóch typów postury Hagrida. Już ustaliliśmy, że wieczorem, po uczcie, zbieramy się tam na pogadankę (to znaczy kilka osób z drugiego roku, które złapały z nimi kontakt… ci z trzeciej zgodzili się nas przyjąć ;-P) Poza tym, chcą nam pokazać coś super… ciekawe, co to będzie?
Uczta była przygotowana z przepychem i dużą fantazją. Jeszcze nigdy nie widziałem tak niezwykłych, różnorodnych potraw, fantastycznie smakujących i podanych! Wyobraź sobie tylko, Pamiętniku, taką roladkę z bakłażana, nadziewaną paprykowo - pomidorową salsą, oblaną sosem serowo - muszkatołowym i posypaną natką pietruszki albo plastry buraków zapiekane pod ostrą, czosnkowo - cebulową bezą z dodatkiem pasty warzywnej! Istna orgia smaków! Z łakoci największe wrażenie robiły z pewnością olbrzymie torty z herbami obu szkół, przedzielone wieloma warstwami pysznych kremów owocowych, ale nadziewane babeczki francuskie, roladki, tarty i smażone w cukrze owoce, oblane pyszną, kwaśną śmietaną i czekoladowym sosem też były nie do pogardzenia. Zaszaleli również z napojami: oprócz soku dyniowego i herbaty oraz kawy podano dzbanki z lemoniadą, sokiem malinowym, jabłkowym i jeżynowym, a także bezalkoholową sangrię i piwo kremowe.
W połowie uczty postanowiliśmy iść zapoznać się z drugą klasą, która rezydowała przy stole Gryfonów, ale widać było, że rozmowa nie za zbytnio tam się klei ;P Amanda miała tak beznadziejną minę, że na nasz widok omal nie podskoczyła z radości.
-Ja nie mogę, jacy oni są nudni!- jęknęła, gdy już udało nam się wymknąć z Sali i gdy zapoznała się z całą grupą (kilku moich kumpli, Pansy i kilka jej koleżanek). Postanowiliśmy iść do pustego teraz pokoju wspólnego. -Miałeś rację, Draco, są tak przesadnie honorowi, dumni i w ogóle, że po pierwszej szczerej rozmowie na temat rzeczywistości w Durmstrangu było wiadomo, że przyjaźni między nami raczej nie będzie… jedna dziewczyna nawet aż się zaczerwieniła, jak zaczęliśmy mówić o tym, jakie są kryteria przyjmowania, wiecie, żadnych mieszańców i ludzi nieczystej krwi itp. a jej kumpel, strasznie piegowaty rudzielec, omal na nas nie naskoczył.
-To zapewne miałaś okazję zapoznać się z Hermioną Granger i Ronem Weasleyem.- parsknąłem śmiechem. -To cienie Pottera. Weasley jest potwornie zakompleksiony, bo pochodzi z biednej rodziny a jego stary jest zafascynowany jugolami, mimo że pracuje w Ministerstwie. Granger jest szlamą, ale jest najlepsza w szkole, normalnie dzień w dzień od świtu do nocy siedziałaby w bibliotece.
-No, Potter jest nawet - nawet, chociaż też taki dziwny i sztywny jakiś.- stwierdziła Amanda. Zaczęliśmy schodzić po stopniach w dół. -To jest to zejście do lochów, gdzie macie swój dom, tak?
-Tak, mamy też tu zajęcia z eliksirów.- dorzuciła Pansy, wskazując na drzwi od klasy, gdy je mijaliśmy. -A tam obok jest gabinet naszego wychowawcy i Mistrza Eliksirów, Severusa Snape’a.
-Taki czarnowłosy, wysoki, w czarnej szacie, siedział niedaleko Karkarowa?- upewniła się Amanda a my przytaknęliśmy.
Kiedy dotarliśmy do PW i rozsiedliśmy się tam wygodnie, od razu rozkręciła się niezła zabawa. Amanda była nadzwyczaj kontaktowa i szybko przypadła do gustu dziewczynom, jak i chłopakom. Byłem rad, że przyjęli ją tak dobrze (zwłaszcza Pansy, z którą zaprzyjaźniła się niemalże od pierwszej chwili!) no i fajnie, że nikt jakoś nie przejmował się tym, czyją jest córką. Nie zmieniła się za bardzo od czasu wakacji, chociaż jest bardziej pewna siebie i śmielej wygłasza swoje poglądy.
O, właśnie wołają mnie do dormitorium uczniów trzeciej klasy… muszę lecieć. Napiszę jutro.
7 grudnia, 14:12, Wielka Sala
Korzystam z wolnej chwili (jesteśmy teraz na wykładzie Binnsa, ale kto by go słuchał ), żeby skrobnąć coś niecoś na temat wczorajszego wieczornego spotkanka…
-…w ramach integracji kulturowej uczniów obu szkół!- Pansy właśnie przechyliła mi się przez ramię i uśmiechnęła złośliwie, widząc, co piszę.
-Taa… pilnuj, czy nikt się nie czepia.- odpowiadam szeptem i pochylam się bardziej nad kartką.
Wczoraj wieczorem uczniowie z trzeciej klasy pokazali nam coś naprawdę super! Wyobraź sobie, pamiętniku, że (ale by mi się dostało, gdyby ktoś to przeczytał!) udało im się wynaleźć kulki animagiczne. Są to jadalne kulki, najczęściej o smaku owocowym (aromatyzowane), które potrafią zmienić tego, kto je połknie, na krótki czas w kogoś innego.
-Wszystkie mają przyjemny smak, w odróżnieniu od eliksiru wielosokowego, który często jest zwyczajnie obrzydliwy.- tłumaczyła Roxie, bo to jej kuzyn, Alex (został w Durmstrangu), brał udział w wynalezieniu tych kulek. -Ich działanie jest jednak o wiele krótsze: o ile eliksir wielosokowy działa do sześćdziesięciu minut, to porcja uproszczonej wersji eliksiru, jaką jest nasączona kulka, działa tylko dwie minuty, góra pięć.
Pansy zrobiła użytek z urodzinowego prezentu i pstryknęła dziewczynom fotki. U góry macie Roxie…
…a niżej Wilmę.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że kulki nie zamieniają nas d o k ł a d n i e w tę samą postać, której „czynnik transmutacyjny” (czyli kawałek tej osoby, np. włos, paznokieć, skórka, rzęsa) zawierają, lecz w karykaturalną wersję tej osoby. Nie wiem tak do końca, jak to działa, ale chłopacy pokazywali nam zdjęcia swojej nauczycielki od zielarstwa, okropnie starej, chudej kobiety, podobno jędzowatej i zdjęcia jednego z chłopaków, który połknął kulkę z czynnikiem transmutacyjnym pani profesor. Różnica była kolosalna i przezabawna: było wiadomo, że jest to pani profesor, lecz fikuśny negliż i kwiatek we włosach wywoływały po prostu salwy śmiechu.
-No dobra, ale jak zdobyliście te czynniki transmutacyjne?- chciałem wiedzieć. -Przecież nie podeszliście tak zwyczajnie do tej nauczycielki i nie pozbawiliście jej kilku włosów!
-Owszem, Draco.- zachichotała Wilma. -Akurat jeśli chodzi o prof. Serke, tak właśnie było: Roan ją zagadał a potem, twierdząc, że ma robaka we włosach, wyrwał jej jednego tak, że babka nie bardzo się spostrzegła. Normalnie jednak trzeba się sporo napocić, żeby zdobyć taki czynnik, ale dużo zależy od osoby, w jaką chcemy się zmienić.
-Na początku zmienialiśmy się sami w siebie nawzajem, bo nie byliśmy do końca pewni, jak to działa.- dodał Roan, przyjaciel Alexa. -Z czasem przekonaliśmy się, że przygotowana przez nas wersja eliksiru, złagodzona pigmentami z kulek jest na tyle bezpieczna, by móc zrobić krok naprzód i poeksperymentować z innymi osobami. Dotąd udało nam się spreparować około sześćdziesięciu różnych kulek, chociaż korzystamy z nich od wiosny.
-Dlaczego tylko tyle kulek?- zdziwiła się Pansy. -Nie macie środków na większą produkcję?
-Warzyłaś kiedyś eliksir wielosokowy? Nie? No to słuchaj. Składniki tego eliksiru są bardzo drogie i trudno dostępne, a sam eliksir musi się warzyć około miesiąca, albo nawet i dłużej. Musieliśmy wymyślić coś tańszego, mniej pracochłonnego i prostszego, bo potrzebowaliśmy bardziej stężonego eliksiru. Na szczęście, udało się, chociaż i tak nie możemy się obyć bez podstaw takich, jak muchy siatkoskrzydłe czy sproszkowany róg jednorożca. To, co uwarzyliśmy wiosną, powinno starczyć na sto kulek. Nie było sensu marnować całego zapasu w jeden tydzień, woleliśmy porządnie przemyśleć, w kogo chcemy się zamienić, a raczej- kto stanie się naszą ofiarą.
-Mniejsza o to. Mamy przy sobie ten eliksir i puste kulki oraz kilka aromatów.- powiedziała Roxie z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. -Jeśli mielibyście ochotę, możemy wam trochę podarować i pomóc w przygotowaniu odpowiednich wsadów eliksirowych… wydaje nam się, że jesteście w porządku i że nas nie wydacie, a z wynalazku skorzystacie tak, jak trzeba.
-Naprawdę??!- zawołałem z uciechą, bo już oczyma wyobraźni widziałem Pottera w samych slipkach podczas meczu quidditcha albo rudzielca Weasleya piegowatego jak indycze jajo, odzianego w strój z epoki wiktoriańskiej… ach^^… Wilma, Pansy i Amanda aż się roześmiały na widok mojej miny, którą nazwały potem „rozanieloną”.
-Naprawdę, naprawdę.- odpowiedziała Roxie i przesunęła w moją stronę lnianą sakiewkę. -Tu są kulki… a tutaj - podała mi drewnianą skrzyneczkę z fiolkami. - …aromaty i zapas eliksiru.
Rozanielony czy nie, byłem żądny szczegółów dotyczących napełniania kulek, więc Wilma, Roan, Roxie i inni zaczęli mi udzielać porad oraz wskazówek, które skrzętnie zapisałem i postanowiłem schować ją w jakimś Bardzo Ważnym i Tajemnym Miejscu. Na przykład - wkleić do pamiętnika!
Kulki animagiczne - instrukcja obsługi ;]
1. Należy odmierzyć 1 łyżeczkę zmrożonego wraz z dodatkiem szczypty suszonego krokusa (przyspiesza zgęstnienie) eliksiru wielosokowego (wersja A) (Eliksir należy zmrozić dzień wcześniej przy użyciu czaru „Idoneus!”).
2. Porcję eliksiru ogrzewać ostrożnie od dziesięciu do trzydziestu sekund nad małym ogniem(najlepiej w miedzianej, specjalnej pipecie).
3.Eliksir zdjąć z ognia i dolać dwie krople aromatu (musi być rozprowadzony równomiernie, tzn. tak, by eliksir zmienił kolor na wskazany na etykiecie fiolki z aromatem)
4. Całość, jeszcze ciepłą, przelać do kulki a następnie obie połówki ścisnąć mocno i trzymać w dłoni przez minutę, aż eliksir się wchłonie (kulka będzie zimna).
5.Kulka jest gotowa do spożycia (dla pewności, lepiej odczekać minutę ponad czas).
Roxie, Wilma i Roan obiecali pomóc nam przy przygotowaniu kulek w najbliższych dniach, jak tylko wyrobią się z zajęciami (wszyscy troje wzięli sobie fakultatywne zajęcia, Roxie i Wilma ze starożytnych runów, a Roan z numerologii, bo on ma strasznie ścisły umysł i kocha łamigłówki liczbowe) a my mamy tylko pomyśleć, w kogo chcielibyśmy się przemienić i zastanowić, jak zdobyć czynniki transmutacyjne tych osób.
-Jeśli transmutacja będzie tak ciężka, jak u nas, to może być kiepsko.- westchnęła Wilma. -Nasza nauczycielka, Firbaum, jest walnięta na punkcie dyscypliny i programu zajęć. Przy tym jest tak wymagająca, jeśli chodzi o teorię, że często zawalamy przez nią praktykę, bo jej z nami zwyczajnie nie ćwiczy.
-Nie, to nasza McGonnagall jest wymagająca zarówno na punkcie teorii, jak i praktyki.- powiedziała czysto informacyjnym tonem Pansy, krzywiąc się. -Osobiście nie przepadam za tym przedmiotem, bo ona sprawia, że jest piekielnie trudny.
-Ciekawe, jak jest na trzecim roku.
Nie mogliśmy rozmawiać później zbyt długo, bo o dziesiątej wieczorem trzeba było odprowadzić Amandę do wieży Gryffindoru. Potem wróciliśmy do siebie, ale wszyscy byli już nieco śpiący więc uznaliśmy, że na gadanie i poznanie się mamy jeszcze dużo czasu i w efekcie po dziesiątej byliśmy wszyscy w swoich dormitoriach.
Pierwsze w towarzystwie gości śniadanie upłynęło nam dosyć sympatycznie, chociaż mówię tu tylko o nas - Ślizgonach.
Potem musieliśmy poczekać, aż nastąpi przydział zajęć i fakultetów (Amanda nie wzięła sobie żadnego zajęcia dodatkowego, bo stwierdziła, że nic z zaoferowanych rzeczy jej nie interesuje i że najchętniej spędziłaby ten czas w bibliotece), a do drugiej postanowiliśmy czekać w PW, aż prefekci wrócą z oprowadzania gości
Jednakowoż po kwadransie Roan, Roxie, Wilma i Amanda pojawili się z powrotem przy nas, twierdząc, że wolą pozwiedzać zamek indywidualnie z nami, więc poszliśmy całą bandą najpierw na boisko, a potem połazić trochę po korytarzach i powęszyć w co ciekawszych miejscach.
Cała czwórka naszych nowych przyjaciół była pod wrażeniem zamku i przy okazji opowiadali nam, jak wygląda to u nich. Amanda przyrzekła, że po południu przyniesie nam trochę zdjęć, jakie porobiła przed wyjazdem.
O kurczę, muszę kończyć. McGonnagall się wnerwiła, że ludzie dali sobie na luz i prawie nikt nie słucha Upiora… lepiej ukryć Pamiętnik, nim…
16:13, PW
A niech ją gęś kopnie, co za upiorny babsztyl z tej McGonnagall! Strasznie zaczęła wrzeszczeć, gdy zobaczyła, że piszę, zamiast słuchać. Próbowałem jej wcisnąć kit, że robię notatki z wykładu, ale oczywiście, ona musiała to sprawdzić no i moje małe kłamstewko się wydało.
Na szczęście, na stronie, na którą spojrzała, był tylko fragment od „Nie mogliśmy rozmawiać…” więc cała heca z kulkami animagicznymi się nie wydała, lecz mało brakowało! McGonnagall nie dość, że zabrała mi pamiętnik (powiedziała, że odda mi go, jak już będę wiedział, jak powinienem się zachowywać) i nawrzeszczała, to jeszcze odjęła mojemu domowi pięć punktów!
Byłem bardzo zły, ale musiałem szybko pomyśleć nad wydobyciem od niej pamiętnika. Przeczekałem obiad i jak tylko zaczął się nam czas wolny, udałem się do gabinetu opiekunki Gryffindoru, by poprosić ją o zwrot pamiętnika i „przeprosić za niesforne zachowanie”, jak mi doradziła Wilma.
McGonnagall oddała mi pamiętnik po tym, jak walnąłem jej przemowę w stylu „Skruszony uczeń solennie obiecujący poprawę”, chociaż nie wyglądała na zbytnio przekonaną moimi słowami. Cóż, nie moja wina, że Potterowi każde głupstwo puszcza płazem, a mnie nigdy nie daruje. Wiesz co, Pamiętniku, poważnie czasem myślę, że ten stereotyp wrogości między domami naszym i Slytherina wyrósł nie tylko na podłożu dawnego konfliktu założycieli, ale także na podłożu wzajemnej niechęci opiekunów tych domów, no bo jak tu mówić o integracji wewnętrznej, jak taka McGonnagall faworyzuje swojego Potterka a mnie zawsze się obrywa??
-Dobra, Draco, koniec tej pamiętnikarskiej roboty.- właśnie Roxie przechyliła mi się przez ramię. -Hej, zapomniałeś? Idziemy do biblioteki, tam pogadamy i spotkamy się z tą, no, Amandą.
-Aha, faktycznie!- wołam a Roxie kiwa z politowaniem głową.
Czas kończyć
Komentarze:
Sol Angelika Wtorek, 22 Lipca, 2008, 18:01
Brakuje mi juz slow, Twoje notki sa genialne! Po prostu juz wszystkie okreslenia wykorzystalam i nie wiem co napisac! Moze tylko tyle, ze Cie podziwiam i gratuluje talentu! I zycze milych wakacji
Aśka Wtorek, 22 Lipca, 2008, 23:22
Powiem tylko tyle , że nie będę się powtarzała Dobrze wiesz, że zawsze mi sie podoba ^
Twoje notki są...Super! Naprawdę, masz talent. Uwielbiam czytać ten pamiętnik.
Agu Sobota, 26 Lipca, 2008, 09:43
No, podobało mi się^^ Ciekawe, co będzie dalej z tymi kulkami, w kogo zamienią się Ślizgoni... x]]
Fajne, oby tak dalej. x]]
Parvati Patil Niedziela, 27 Lipca, 2008, 07:18
Ja już nie wiem, co pisać...Oczywiście, notka, jak zawsze, rewelacyjna i wciągająca. Prowadzisz super ten pamiętnik!
pozdrawiam serdecznie i dziękuję za koemnt5arze u mnie (kolejna notka jutro albo pojutrze)
Parvati
Eveline:) Wtorek, 29 Lipca, 2008, 14:15
Wszyscy ci na słodzili, więc ja też się porozklejam, lecz najpierw zapytam się cibie co oznacza wyraz "jugole" w tekscie dokładnie zapisany jako "jugolami". Mała literówka, ale żadnych innych błędoów nie dostrzegłam.
Bardzo podobał mi się wątek z kulkami i w ogóle cała wymiana.
Nie było to sztuczne, bo nie mam wątpliwości, że pomiędzy Drumstrangiem, a Slytherinem napewno mogłabym zaistnieć przyjaźń.
Wciągnęłaś mnie towimi przemyśleniami, a ten fragment na końcu o faworyzowaniu mnie dobił.
Po prostu skojarzenia, Harry i Draco myślą w ten sam sposób tylko w odwrotną stronę czyli w rzeczywistości różnią się opinią, a nie sposobem myślenia. W ten sposób przedstawiasz, że - owszem nie lubią się - pomiędzy niemi jest cięka granica. To znaczy Harry w ostatnim tomie nie zabił Draco'na, a jego matka (Narcyza) nie zdradziła Potter'a.
Jest to znakomite ujęcie i doskonale przedstawia Malfoy'a!
Brawa, W!
POzdrawiam
Eveline;***
Hym, jaka długa i wciągająca notka. Bardzo spodobało mi się opisanie tej wymiany i znalezienie wspólnego języka miedzy ślizgonami a gośćmi.
W tekście znalazłam jakieś pojedyńcze dziwne znaczki, ale nie wpływają one na jokość wpisu.
Polubiłam Wilmę, nie wiem czemu ale strasznie mi się spodobała(nie chodzi o zdjęcie tylko charakter).
Czekam na kolejne wydarzenia.
Pozdrawiam!!!
Ps. Przeczytałam wcześniejszą notkę i tam również pozostawiłam komentarz.