Drogie Czytelniczki, drodzy Czytelnicy Wielkie podziękowanie za komentarze, teraz odpowiem pokrótce na drobne wątpliwości i pytania z Waszej strony:
-Eveline i <<<3, to nie jest błąd z tym przecinkiem. Przecinek stawia się przed "a", jeśli jest ono użyte w znaczeniu "ale" lecz jeśli używamy "a" w znaczeniu "i"- tak, jak ja to robiłam-, to przecinka się nie stawia
-<<<3, "wespół zespół", to takie pojęcie potoczne, coś, jak "razem", "wspólnie z"; nie wszyscy uczniowie mówią dobrze po angielsku, to dotyczyło głównie uczniów na razie poznanych przez Draco ; co do Twoich pytań: nie chciano już zmieniać planu Arielle (Roxie=dostarczycielka listów:P) i może znaczenie miał fakt, iż Roxie miała teoretycznie lepszy kontakt z Wiktorem, jako uczennica Durmstrangu i siostra dziewczyny, która mu się podobała. Na drugie pytanie odpowiedź brzmi: ani nie, ani tak
-Matix, Krum ma faktycznie 15 lat i na razie grał w lokalnej i krajowej lidze drużyn, nie był jeszcze w reprezentacji; jeśli chodzi o akcję Wiktor i Arielle, już tłumaczę: bohaterowie chcą odegrać się na Arielle za to, że "skrzywdziła" Goyle'a poprzez wysłanie na domniemaną randkę z Krumem jej karykaturalnego sobowtóra, stworzonego przy pomocy odpowiedniej kulki animagicznej; przy okazji mają nadzieję, że Wiktor da spokój Wilmie
Tyle mojego, zapraszam Was do czytania i zajrzyjcie potem do Myślodsiewni!
***
14 grudnia, niedziela, 1:09, dormitorium
Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej opisywałem Wieżę Północną? Jest to jedna z najwyższych wież w Hogwarcie, o ile mi wiadomo i odbywają się na niej nasze zajęcia z astronomii (ale na pewno pisałem o tym, że w te dni, gdy mamy astronomię, jesteśmy niewyspani!) z prof. Seleną Sinistrą.
Tym razem wybraliśmy się tam nie o północy i nie w celu wypatrywania gwiazd, konstelacji i tego typu rzeczy, chociaż o wypatrywanie w gruncie rzeczy chodziło…
Kiedy już tam dotarliśmy, usadowiliśmy się po dwie osoby w trzech balkonach i zajęliśmy pozycje z lornetkami, jakie skombinowała Roxie, w dłoniach. Błonia Hogwartu wyglądały z góry fantastycznie, to muszę przyznać: śnieg, góry, las, nawet zamarznięte jezioro robiły na nas wrażenie, choć nie zapadł jeszcze zmrok, a, jak twierdzi Wilma, wszystko o zmroku wygląda bardziej magicznie. Tu i tam spacerowało kilka osób, okutanych w płaszcze lecz były to pojedyncze, nie rzucające się w oczy jednostki.
-Gdzie jest Wiktor?- szepnęła Amanda, wychylając się lekko poza balustradę i wypatrując. -Nie widzę go.
-Ej, ej, ostrożniej.-mruknąłem, chwytając ją za ramię i pociągając do tyłu, żeby nie wypadła. -Zdaje mi się, że jeszcze nie przyszedł… swoją drogą, jest dopiero za pięt…
-Idzie!- syknęła Roxie i wszyscy, jak jeden mąż przytknęliśmy lornetki do oczu i skierowaliśmy je w punkt, w który patrzyła.
Utorowanym pomiędzy metrowymi zaspami szlakiem od zamku podążała niezbyt wysoka, za to dobrze zbudowana, niezgrabna osoba w płaszczu, bez czapki. Chyba tylko dzięki temu poznaliśmy, że to Krum (dziewczyny pokazały nam go kilkakrotnie w ciągu ostatnich paru dni), chociaż Wilma twierdziła, że jego kaczkowaty chód rozpoznałaby nawet nocą. Szedł niespiesznie, ale czujnie. Dotarłszy do brzegu jeziora, przy którym zacumowany był statek jego szkoły, przykucnął i zaczął coś robić, nie wiem, co dokładnie („Przegląda się nawet tu, żeby stwierdzić, że na pewno jest najpiękniejszym graczem quidditcha na świecie, jak to orzekła Wilma nie bez złośliwości ). Co jakiś czas odwracał głowę w stronę zamku.
-Nie chcę być miły, ale on chyba naprawdę czeka z utęsknieniem na ciebie, Wil.- zachichotałem, przenosząc wzrok raz po raz z Kruma na krzaki, za którymi ukryci byli Roan z Pansy i na zamek.
-Cicho bądź.- szturchnęła mnie lornetką, zgromiła wzrokiem Crabbe’a i Goyle’a, którzy zarechotali do towarzystwa, zwróciła ponownie wzrok na błonia i wtem jej oczy zalśniły a policzki poróżowiały.
-Jest!- zawołała niemalże półgłosem, przechylając się przez barierkę i tłumiąc śmiech. -A…Arielle!- sapnęła, pokazując nam dłonią dziewczynę, która właśnie zeszła na błonia.
Nietrudno było ją pomylić z kimś innym: tylko Arielle Ashtone mogła wyjść w zimowe popołudnie w eleganckiej, białej mufce i takimże szalu, z włosami poskręcanymi w najmodniejsze fale (a przynajmniej, tak to wyglądało)… Wiesz, pamiętniku, rozumiem- chłopak z Bułgarii odporny za angielską zimę, ale rodowita dziewczyna?
Arielle zatrzymała się niepewnie i rozejrzała. Zobaczywszy Wiktora, ruszyła w jego stronę. Nie widział jej, wciąż pozostając w swym dziwnym zamyśleniu nad jeziorem. Arielle była o jakieś szesnaście stóp od niego.
-Pansy powinna już się przygotowywać.!- zawołała półgłosem Amanda, wpijając wzrok w kępę drzew, którą Krum w ogóle się nie interesował. Z mojej prawej strony Wilma szeptała przy sąsiednim balkonie niczym wiedźma, rzucająca urok na kogoś, kto jej podpadł:
-A idź, idź do niego, zołzo ty! A żebyś się potknęła!
Nie mogłem powstrzymać śmiechu i zacząłem chichotać na całego. Amanda, również uśmiechnięta od ucha do ucha, klepnęła mnie po plecach, bo zacząłem się krztusić i szepnęła:
-Uwaga!
Arielle dystyngowanym krokiem podchodziła właśnie do Wiktora. On podniósł się i już miał się odwrócić, gdy ktoś go zawołał tak głośno, iż usłyszała to także nasza gromadka, zgromadzona na wieży:
-Wiktor!
Zaskoczony Krum (nawet z tej odległości było widać malujące się na jego twarzy niezrozumienie) zerknął na dziewczynę, która stała o kilka kroków od niego i odwrócił się w stronę, z której doszło wołanie i…
-O ja jego!- zawołał Goyle, rozdziawiając głupio buzię. W pierwszej chwili wmurowało nas w podłogę i wpatrywaliśmy się roziskrzonym wzrokiem w osobę, która szła w stronę „młodego boga boisk” (nie żartuję, tak go określono w jednej z gazet! Gdyby dziewczyny mi nie pokazały, nie uwierzyłbym.), dopiero w drugiej nastąpił masowy atak śmiechu.
Ku Wiktorowi przez śniegi kroczyła z wdziękiem… maszkara! Dziewczyna o twarzy Arielle, ale ozdobionej tysiącem krostek, z poczochranymi, splątanymi, wyglądającymi na niemyte od tygodnia włosami, odziana w sprany dres od quidditcha co najmniej o trzy rozmiary za duży (w pewnym momencie dziewczyna potknęła się i wylądowała dziobem prosto w zaspę i chwilę jej zajęło wygrzebywanie się nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, chociaż wiedziałem, że Pansy - Arielle nie jest teraz wcale tak wesoło, jak nam ), z frymuśnym, kraciastym beretem i błękitną apaszką, przewiązaną fantazyjnie na nadgarstku. Nie wiem, kto był bardziej zszokowany jej widokiem: Wiktor, my, czy sama Arielle, która zaniemówiła w pierwszym momencie, dzięki czemu Pansy miała okazję się popisać. Podszedłszy do Wiktora, zaskrzeczała, podając mu dłoń:
-Cześć, Wiki… to ja, Arielle Ashtone… cieszę się, że przyszedłeś się ze mną spotkać… śnię o tobie co noc i teraz sen się spełnia!- wybuchła chrypliwym śmiechem, wlepiając w Kruma maślany wzrok, a ja wsadziłem sobie pięść do ust, bo miałem wrażenie, że mój śmiech grzmi jak wystrzał z armaty.
-Powiedziałabym, że Roan chyba puścił wodze fantazji na całego.- parsknęła Roxie, obserwując scenę z zafascynowaniem i szerokim uśmiechem.
-Co? Ja… nie…- zaczął Krum, patrząc na obydwie dziewczyny na przemian z rosnącą podejrzliwością.
-Daję słowo, Piękna i Bestia !- kwiknęła Amanda, powodując tym samym nowy wybuch śmiechu, podczas gdy Piękna na dole z wolna zaczęła przypominać odbezpieczony granat, a Bestia odgrywała swoją rolę po mistrzowsku, starając się nie zerkać na Wieżę Północną. Krum był w tym wszystkim chyba najbiedniejszy, chociaż zdecydowanie coś mu zaczęło świtać pod jego krótko ostrzyżonymi włosami, bo częstotliwość przenoszenia spojrzeń z jednej dziewczyny na drugą zwiększyła się a on sam zaczął się „zbierać w sobie”, by coś powiedzieć; no tak, mimo skrajnych różnic w ubiorze oraz… hm… uczesaniu podobieństwo było wciąż uderzające, a tak przynajmniej zapewniała nas Wilma.
-AAAAAAAAAAaaaaaaaaaarrrggghhh!!!!- z płuc prawdziwej Arielle Ashtone wydobył się taki ryk wściekłości, rozżalenia i nienawiści, że wypłoszył wszystkie wrony w promieniu co najmniej trzydziestu stóp
Pansy i Krum zatkali sobie natychmiast uszy natomiast Ashtone dostała szału i ruszyła w stronę swojego „sobowtóra”; zszokowany Krum uskoczył w pierwszej chwili lecz nie pozostał obojętny na widok dwóch tarzających się po śniegu, szarpiących i przeklinających gorzej od dorożkarza (Arielle), wyrywających się i stękających (Pansy) dziewczyn. Chwycił mocno Arielle wpół i spróbował ją odciągnąć od Pansy, wołając swoim grubym, groźnym głosem (trochę podobnym do głosu Crabbe’a ):
-Ej, spokojnie, nie bić się! Proszu, spokoju!
-Proszu, spokoju!- pisnęła Wilma i musiała odejść od okna, żeby się wypłakać ze śmiechu, podtrzymywana przez znajdującą się w podobnym stanie Rox. Ja, Crabbe, Goyle i Amanda tłumiliśmy chichot i obserwowaliśmy to, co działo się poniżej.
Krumowi udało się w końcu rozdzielić walczące uczennice i odepchnąć Arielle na bezpieczną odległość.
-No? Co tu się dzieje? Co to ma znaczyć?- zapytał, patrząc to na jedną, to na drugą. Pansy była cała w śniegu. Teraz otrzepała się w miarę i, wciąż prychając gniewnie, rzuciła sztyletującej ją wzrokiem Arielle pogardliwe spojrzenie i poradziła Krumowi głosem, jak spiż:
-Lepiej na nią uważaj, to wariatka.
-TY MAŁPO TY!- zatrzęsła się z furii panna Ashtone, odrzucając tak gwałtownie biały szaliczek, że spadł w śnieżny puch tuż za nią. -JA CIĘ DOPADNĘ, JĘDZO TY!
-Sam widzisz.- Pansy parsknęła śmiechem i zerknęła na lewy nadgarstek. -Cóż, miło się gadało, ale muszę lecieć. -wyszczerzyła zęby, pomachała kpiąco dłonią i odeszła dystyngowanym krokiem w stronę bramy. Piętnaście stóp dalej puściła się biegiem.
-Ile czasu jej zostało?- zapytałem, kiedy już się uspokoiliśmy i straciliśmy Pansy z oczu.
-Trzydzieści pięć sekund.
Odeszliśmy od okien i ruszyliśmy w stronę drzwi. Wtem jakiś huk na błoniach sprawił, że z powrotem rzuciliśmy się na balkony… w samą porę, by zobaczyć, jak Krum chwyta rzucającą się Arielle za nadgarstki, wytrąca jej różdżkę z ręki a od strony cieplarni wbiega na błonia zdenerwowana prof. Sprout.
-Yyyy!- jęknąłem, chcąc się wychylić na tyle, by dojrzeć Pansy lecz w tym momencie Wilma pociągnęła mnie gwałtownie do tyłu.
-Zmywamy się!- zarządziła i wszyscy popędziliśmy do drzwi, potem zaś do lochów, akurat w chwili, gdy do Sali Wejściowej, w której notabene zaczęły gromadzić się rządki gapiów, weszła rozdygotana i krzycząca prof. Sprout, trzymająca mocno za ramię Arielle Ashtone, za nią zaś Wiktor Krum, trzymający na rękach nieprzytomną Pansy w swojej postaci. Zabrakło mi tchu i rzuciłem się na łeb, na szyję po schodach w ich stronę, ale Sprout zatrzymała mnie ręką.
-Nie podchodzić! Ona jest n a s z c z ę ś c i e tylko oszołomiona, proszę przejść! Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałam, żeby używać zaklęcia na terenie szkoły przeciwko drugiemu uczniowi… ROZEJŚĆ SIĘ!
Wszyscy wycofali się z pola zasięgu (rażenia) nauczycielki zielarstwa i w milczeniu obserwowali ten dziwny pochód, pokazując sobie palcami Kruma. Kiedy tylko znikli na schodach, w Sali rozgorzała wrzawa.
-Widzieliście to?
-Ciekawe, co się stało?
-To był Krum, ten Krum , widziałem!
-Nie pleć głupstw… podobno użyto jakiegoś zaklęcia?
-Ktoś jest ranny?
-Chodźmy do salonu.- mruknęła mi do ucha Roxie i ruszyliśmy przez tłumek w stronę zejścia do lochów. Jak tylko znaleźliśmy się w PW, padliśmy na fotele przed kominkiem i… zaczęło się.
-Co ona zrobiła?- wybuchłem, mnąc kartkę, pozostawioną przez nieuważnego ucznia na siedzeniu mojego fotela. -Ta Ashtone jest wariatką, powinni ją odesłać! Widzieliście? Pansy była NIEPRZYTOMNA!
-Ale tylko oszołomiona, nie martw się.- skorygowała Amanda.
-Widzieliśmy tak samo dobrze, jak i ty i tyle, co ty.- mruknęła ponuro Roxie, zerkając co chwila na wejście do PW. -Nie przewidzieliśmy tego, że ta Ashtone wpadnie w aż taką furię, nie sądziłam, że ona zaatakuje Pansy… gdzie ten Roan, doprawdy, powinien już tu być!
Jak na zawołanie, do pokoju w tej chwili wszedł Roan, w mokrej szacie i z zasępioną miną.
-Roan, co się stało? Co zrobiła ta dziewczyna? Widziałeś coś?- zarzuciliśmy go pytaniami, ja, Amanda i Wilma.
-Chwila, dajcie mi… odsap… nąć.- wydyszał, padając na zajęty dla niego fotel. Jak tylko przyszedł do siebie, zaczął opowiadać nam krok po kroku przebieg operacji „Wiktor”.
-Pansy zostawiła Kruma i Arielle, bo wiedziała, że zostało jej niecałe czterdzieści sekund na ukrycie się do momentu przemiany.- mówił w pięć minut później. -Ustaliliśmy, że pobiegnie do zamku i zejdzie do lochów, w ekstremalnej sytuacji zaś- nakryje się jednorazowym płaszczem, jaki miała schowany w kieszeni. Trochę to się przedłużyło, bo potykała się o śnieg, przewidywaliśmy, że pogada z Krumem najwyżej minutę… zdążyła dobiec do stopni, prowadzących na dziedziniec, kiedy ta Arielle wydobyła różdżkę i walnęła w nią zaklęcie, dosyć mocne, bo trzęsła nią furia, ale niegroźne: zwykły Mimble - Wimble . Pansy upadła i chyba zemdlała, Krum siłował się z Ashtone a na to wszystko dobiegła ta wasza od zielarstwa, Sprite, czy jakoś tak…
-Sprout.- poprawił automatycznie Goyle.
-…właśnie, Sprout i zaczęła strasznie wrzeszczeć, chyba widziała, że Ashtone rzuciła zaklęcie na Pansy, powiedziała, że nigdy nie spotkała jeszcze się z czymś takim i zaprowadziła ją do dyrektora a Krum miał odnieść Pansy do skrzydła.
-Nie sądzisz, że trochę przesadziłeś z mocą eliksiru?- powiedziała Wilma a ja w tej samej chwili zapytałem:
-Czy nic więcej nie stało się Pansy?
-Powoli… Wil, na pewno nie przesadziłem, wszystko było tak, jak należy, może to ten aromat sprawił, że karykatura była tak… hm… groteskowa…
-Hej, Malfoy, słyszałeś?- zawołał ktoś tuż nad moim uchem. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem Angelę. -Pansy jest w szpitalu, trafiło ją zaklęcie!
-Tak… aauUUuee- zawyłem z lekka pod kopnięciem Roxie. -… to znaczy CO? Pansy jest w szpitalu?- zerwałem się, przybierając wyraz przerażenia na twarz. -Jakie zaklęcie?!
-Jakaś piątoklasistka ją zaatakowała, podobno Pansy straciła przytomność.- powiedziała czysto informacyjnym tonem Angela i pobiegła gdzieś do dziewczyn, równie jak i ona podnieconych wiadomością o „przygodzie” Pansy.
-Wiecie co… może chodźmy odwiedzić Pansy, skoro już n a p e w n o już wiemy, co się stało.- zaproponowała półgłosem Amanda, a my się zgodziliśmy.
Pansy czuła się nieźle, pani Pomfrey doprowadziła ją do ładu w ciągu minuty. Mimo drobnego wypadku, była bardzo zadowolona (Pansy, nie pani Pomfrey!) ze swojego udziału w operacji „Wiktor”; my zresztą też. Wszyscy byli pod wrażeniem nie tylko jej wyjątkowego, fantazyjnego wyglądu, ale i zachowania, które doszczętnie powinno było pogrążyć pannę Ashtone w otchłani rozpaczy oraz poniżenia… ^^ Ach, zawsze bardzo lubiłem bajki o Złym Krasnoludku Rolfim i Zgrai Muchomorków oraz o Wrednym Ptaszku Frufim no co, czyż motyw zemsty i poniżenia nie jest jednym z lepszych motywów literackich?? . Żeby tak jeszcze móc się odegrać na Flincie… ^^
Ogólnie więc rzecz biorąc, byliśmy w doskonałym humorze, do czasu, gdy…
Komentarze:
Sol Angelika (Julia Darkness) Wtorek, 05 Sierpnia, 2008, 23:36
Faktycznie, bylo pieknie Jak by to ujac? Moze napisze, ze nie bede sie powtarzac, przeciez zawsze mi sie podoba, a to zakonczenie... Czekam na nastepny wpis z OGRAMNA niecierpliwoscia! Pozdrawiam
Nie za bardzo mi się to spodobało. Oczywiście pomysł z upokorzeniem Ariell i cały opis sytuacji był świetny, ale...
Po pierwsze z tego co zrozumiałem to akcja działa się na brzegu jeziora. Świadczą o tym framenty "Dotarłszy do brzegu jeziora, przy którym zacumowany był statek jego szkoły przykucnął i zaczął coś robić", "Nie widział jej, wciąż pozostając w swym dziwnym zamyśleniu nad jeziorem..." a malfoy był w zamku na jak to sama określiłaś jednej z najwyższych wież w Hogwarcie. Tak więc jak Malfoy mógł słyszeć jak rozmawia Wiktor, Pansy i Arielle skoro był parnaście metrów na górze i pardziesiąt metrów od jeziora????? Jedynym wytłumaczeniem mogły by być uszy dalekiego zasięgu autorstwa braci Wesley'ów, które jak wiemy stworzyli dopiero dwa lata po tych wydarzeniach. Bo hyba nie wmówisz mi że darli się na całą szkołę Mam nadzieję że mi odpowiesz na to pytanie.
Kolejna sprawa a raczej pomysł. Skoro Arielle mieszka u Gryfonów to dlaczego Malfoy albo ktoś z paczki nie wpadł na pomysł abe wejść do pokoju wspólnego Gryffindoru i trochę poszperać np. wtedy kiedy wszyscy będą na zajęciach albo w nocy. Przemyśl to.
Wystawiam P.
Aśka Środa, 06 Sierpnia, 2008, 17:45
No niestety muszę zgodzić się z Matixem. Opis bardzo fajny, sam pomysł na notkę też niczego sobie, lecz czegoś mi tu brakuje. Jak na razie sama nie potrafię powiedzieć czego. Może tego charakteru Malfoy'a. Tego chłodu, wyniosłości , przechwałek itp. Szczerze mówiąc notki 'przed wymianą' bardziej mi się podobały.
Mam nadzieję, że nie urazi Cię mój komentarz.
Pozdrawiam. Pa
Dla mnie wpis był dobry. Może nie najlepszy ale z pewnością niezły. Opisy, uczucia-wszystko bardzo dobre. Spodobał mi się kawałek z reakcją Arielle.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
<<<3 Piątek, 08 Sierpnia, 2008, 21:47
Czytając akurat też <tak jak Matix> zastanawiałam się jakim cudem Malfoy i spółka słyszą tę rozmowę?
Notka nie była rewelacyjna, ale dobra. Plusem jest, że piszesz bezbłędnie i poprawnie. Tylko ten pomysł..nie potrafię tego określić..w jakiś sposób mi się nie spodobał..bo niby Draco jest złośliwy, <pomysł z Arielle> ale ta wrodzona wredność nie jest jakaś taka, jak normalnie. I w całej tej wymianie ani razu nie było starć typu Potter- Malfoy. Znów zgubiłaś ten wątek. A ja tak lubię jak oni się <łagodnie mówiąc> 'kłócą':P
Poza tym <już się przecinków czepiać nie będę, chociaż zostanę przy swoim ;]]> jedno powtórzenie:
'...skoro już n a p e w n o już wiemy, co się stało...'
No to tyle..pozdrawiam
Parvati Patil Sobota, 09 Sierpnia, 2008, 11:19
Rewelacja! Całkowita rewelacja! Uśmiłam się przy tej notce jak nigdy! Świetny miei pomysł...:P
Tylko biedna Pansy...No,m ale w końcu i ona była zadowolona... Genialny miałaś pomysł na tę notkę, bo wyszła ci wspaniała! Żałuję tylko, żed się skończyła! Świetnsa notka, naprawdę-cudowna! Nie wiem, jka to powiedzieć, ale...piszesz bosko!
pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za notkę, bo poprawiła mi humor tak bardzo, że mam oichotę skakać do góry z radości (tak, wiem-jestem waritaką ).
Parvati:*
p.S. Dziękuję za komentarz u mnie prawie się popłakałam z radości...
Eveline:) Poniedziałek, 11 Sierpnia, 2008, 11:23
Zgadzam się z Matixem, ale może to było jakieś zaklęcie albo sprawka tych rolnetek?
Notka dł€gaśna, wciągająca i zabawna. POmysł świetny, wykonanie niczego sobie, ale jeden błąd.
Na początku napiałaś:
"Jest to jedna z najwyższych wież w Hogwarcie, o ile mi wiadomo i odbywają się na niej nasze zajęcia z astronomii (ale na pewno pisałem o tym, że w te dni, gdy mamy astronomię, jesteśmy niewyspani!) z prof. Seleną Sinistrą."
"Nasze zajęcia z astronomii", które są dopiero od trzeciego roku, a o ile się nie mylę to Draco jest na drugim.
To tyle.
POzdrawiam i zapraszam do Fleur;***
K@si@@@/ZKP Piątek, 15 Sierpnia, 2008, 11:34
Popieram Matix'a, ale zgadzam się również z Eveline. Być może jest to nielogiczne, ale mamy do czynienia z magią, a nie bułką tartą(boże skąd to porównianie?!)...
Ten początek o wieży jest również zły, co napisała już Eveline. Ja wybaczę ci błędy, bo to co piszesz jest na wyskokim poziomi i cieszę się, że taki pamiętnik na stronie jest i to w twoich rękach, bo wczuwasz się w tę postać. Czytając to wiem, że napiał to Draco, a nie... zakochany chłopiec:P Całe szczęście, że jeszcze się nie zakochał, bo byłoby to dość typowe. Dracon jest na to za młody.
No dobra dalej konkrety.
POmysł był fenomenalny, a wykonanie niczego sobie. Fajnie, że nie trzymasz się kurczowo cyklu i wprowadzasz własne, ciekawe wątki. Po prostu piszesz śiwtnie nie owijając w bawełne, ale błędy czas4em popełniasz.
Carlosgangind Wtorek, 17 Lutego, 2015, 00:55
side effects from viagra viagra store in indonesia <a href=http://fast-sildenafil.com/>Viagra</a> treatment for amphetamine viagra combo female viagra does <a href=http://shopnorxmed.com/>Buy Viagra</a> viagra 50 side effects sex pill industry viagra