Po południu siedzieliśmy sobie w bibliotece i obserwowaliśmy, jak Potter i jego banda rozwiązują równania na eliksiry w poniedziałek (mamy sprawdzian teoretyczny a, jak już wspomniałem, ani Potter ani Weasley nie są orłami z tego przedmiotu )
-Oczywiście, Granger i tak im pomoże.- powiedziała Pansy z pogardą, unosząc wzrok znad swojego eseju na OPCM (Narcyz kazał nam napisać rolkę o metodach walki z zombie na podstawie Bardzo Interesującej Książki Własnego Autorstwa pt. Nieokiełznane zombie ). Amanda, która siedziała obok i czytała coś na swoje zielarstwo, odpowiedziała, nie patrząc na nas:
-Oczywiście, i tak im n i e pomoże. Ile razy Weasley o coś ją prosi, zawsze odmawia. Jeszcze nie widziałam, żeby coś od niej spisywali.
-No proszę. Ambicja bycia najlepszą po trupach.- zacytowałem drwiąco i oboje z Pansy roześmialiśmy się.
-Słuchajcie, to jest bez sensu.- powiedziałem po kilku minutach, przeczytawszy po raz trzydziesty pięć zdań swojego eseju. -To idiota… on lubi, jak pisze się pochlebnie o nim… powinno więc wystarczyć przepisać w pewnym sensie połowę rozdziału Jak walczyć z zombie? z okrasą paru pochlebstw!
-Draco, on nie może być aż taki dziwny, na jakiego wygląda… przecież tyle rzeczy widział, ma takie doświadczenie…- zaczęła Amanda, patrząc na mnie ze zdziwieniem, ale Pansy zgasiła ją:
-Daj spokój, Amando, wiem, że lubisz czytać książki, ale akurat j e g o książki są do luftu! Będę szczera: nie chce mi się wierzyć, by taki laluś mógł dokonać tego wszystkiego.- rzuciła otwarte Nieokiełznane zombie na stolik i spojrzała ponuro na mnie. -Powoli zaczynam mieć tego dosyć. Obrona jest do kitu!
-Zgadzam się z tobą… no bo sama powiedz, Amando, czy on wygląda na takiego, co pokonał te zombie, wampiry i Bóg wie co? Moim zdaniem, to zwyczajny wariat, ubzdurał sobie, że tego wszystkiego dokonał a potem napisał kilkanaście ód na swoją cześć, które śmie zwać swoimi książkami.
-Możliwe, ale dużo ludzi czyta jego książki i jest nim zafascynowana… przecież to nie są pierwsze lepsze odkrycia tylko takie bardziej na skalę światową, więc gdyby on coś przekręcił albo przypisał sobie czyjeś zasługi, na pewno ktoś by to wykrył, na przykład wasz dyrektor, to znany czarodziej, bardzo ceniony, wiele dokonał…
-Przestań!- jęknęła Pansy.
-… i na pewno miał swój cel w tym, że zatrudnił kogoś takiego. On na pewno by odkrył, że Lockhart jest oszustem, gdyby nim był.
-Bardzo to ładnie, że taką wiarę pokładasz w naszym dyrektorze, jednakże coraz powszechniejsze jest przekonanie, że on ma po prostu świra.- odpowiedziała kwaśno Pansy. -Zobacz sama, jak wszystko gładko uchodzi Potterowi, toż to gwiazda i dzięki Bogu jest chociaż Snape, który go traktuje tak, jak na to zasłużył. W ogóle, mam wszystkiego dość.- Pansy odsunęła od siebie gwałtownie esej i książki, założyła ręce i siedziała chwilę z naburmuszoną miną.
-Pansy, może…- ee, prawdę mówiąc, nie wiedziałem, dlaczego nagle zrobiła się taka wściekła, a jak Pansy się zamienia w pokrzywę, to już lepiej iść kroić filety do kuchni :P Popatrzyliśmy na siebie z Amandą i w tym momencie do biblioteki weszła Wilma, zatykając sobie dłonią usta i wyraźnie dusząc się ze śmiechu.
-Cześć, co jest?- powitałem ją, ale ona potrząsnęła tylko głową i wykrztusiła:
-Chodźcie do łazienki… musicie to zobaczyć!
Nic nie rozumiejąc wstaliśmy więc i w trójkę poszliśmy za Wil. Doprowadziła nas do Łazienki Jęczącej Marty. Przed drzwiami zatrzymała się i powiedziała:
-Tylko uważajcie… to jest… pamiętajcie, żeby jawnie się nie śmiać… to ją może wkurzyć…- pchnęła drzwi i wpuściła nas do środka. Jak zwykle, było tam mokro i zimno, nie mówiąc już o połamanych drzwiach, zepsutych rurach i poobijanych umywalkach oraz potłuczonych lustrach. Uniosłem pytająco brwi. Wil podeszła do jednej z kabin i zastukała, mówiąc stanowczym, donośnym głosem:
-Hej, wyłaź, już tu są!
-Kogo sprowadziłaś?- usłyszeliśmy stłumiony, nosowy głos Roxie.
-Jest tu Draco, Pansy i Amanda, zaklinam, że nikogo więcej nie ma. Wyłaź, Roxie, nie rób szopek!
Amanda spojrzała na Wil z rosnącym zdumieniem, które osiągnęło swoje apogeum w chwili, gdy drzwi otwarły się z piskiem od wewnątrz i naszym oczom ukazała się skulona Roxie… w jasnozielonych włosach z żółtymi pasemkami.
Tak strasznie chciało mi się śmiać, że nie mogłem wytrzymać, chociaż serce się krajało na widok żałosnej miny Rox… opanowałem się w iście rekordowym tempie i zapytałem:
-Kto cię tak urządził?
-Cholerny poltergeist.- mruknęła, przeczesując sobie dłonią włosy. Skrzywiła się, widząc żółto - zielone smugi na skórze. -Szlag… Nerwiduch, Wkurzacz, czy jak mu tam…
-Wkurzacz?- głos mi drgnął, bo to nowe przezwisko było przezabawne. -Pewnie chodzi ci o Irytka… taki czarnowłosy, pucaty, złośliwy?
-Złośliwy, a niech go smok użre!- warknęła. -Nie dość, że wyglądam, jakbym straciła zmysły, to jeszcze pomalował mnie jakimś świństwem, co zostawia wszędzie plamy, mam całą szatę brudną!
Faktycznie, na jej szacie, gdy podniosła się, dojrzeliśmy kolorowe, zaschnięte plamy.
-To wygląda jak plakatówka pomieszana z eliksirem Lepkości.- stwierdziła Wil, której też się chciało śmiać. -Wyjdziesz z tego, siostro, zaprowadzimy cię do pani Pomfrey a…
-Chyba upadłaś na głowę.- oświadczyła Roxie, trzymając sztywno głowę i patrząc z obrzydzeniem na swoje umazane ręce. -Nigdzie nie idę… w życiu się z takim czymś na głowie nie pokażę! Wyglądam gorzej od Granger wymazanej w pomyjach!
Dopiero wtedy ryknąłem śmiechem. No, nie mogłem już wytrzymać :P Rox była komiczna z tą swoją miną i sztywnością, a te jej włosy… umilkłem jednak raz - dwa, bo jej spojrzenie było wyjątkowo mordercze.
-Bardzo ci dziękuję za szczerą pomoc, Draco.- powiedziała z rozdrażnieniem, ale widząc, że jej siostra też ma ochotę do śmiechu, uniosła wyżej głowę i zwyczajnie się obraziła, zupełnie, jak Pansy .
-Oj, Rox, przestań stroić fochy, masz spojrzenie bazyliszka, a to, że Iryt tak cię urządził, wcale nie jest takie zaskakujące… na twoim miejscu bym się cieszył, że nie skończyłem w jakiejś klasie na piętrze bez wyjścia albo w dziurze za portretem w magazynie.
-Wolałabym siedzieć w jakimś lochu, niż mieć taką wieś na głowie.- odparowała Roxie.
-Nie dramatyzuj, siostro, to takie niepodobne do ciebie.- uspokoiła ją Wil. -Lepiej zastanówmy się, co zrobić… ja nie znam żadnego zaklęcia, próbowałam wszystkiego, ale nie chcemy też, żeby Rox straciła wszystkie włosy…
-WILMA!- Roxie spiorunowała ją wzrokiem.
-…nie, możemy tego uniknąć. Skoro to eliksir Lepkości i zwykła farba, to wystarczy równie zwykłe antidotum.- odezwała się nagle Pansy. Patrzyłem na nią tak, jakby ściana się odezwała, ale ona wyglądała spokojnie, śladu nie było po wcześniejszej irytacji… a jednocześnie w jej oczach było coś, co kazało mi się domyślać, że Pansy ma coś na warsztacie… -Snape ci pomoże, najlepiej się na tym zna no i jest dyskretny.
-No… ale lochy są na dole… Wielka Sala…- marudziła Rox, jednak i tu Pansy ją pokonała.
-Przyniosę ci bluzę, mam w dormitorium taką z kapturem, założysz ją i będzie git. Poczekaj tu chwilę.- to mówiąc, pobiegła do siebie i wróciła ze wspomnianym ciuchem w ręku. Bluza była trochę za mała, ale najważniejsze było, aby kaptur zakrył jej bujne loki w kolorach wiosennych :P Właśnie mieliśmy wychodzić, gdy drzwi łazienki otwarły się i stanęła w nich Granger.
Widząc nas, otworzyła buzię i zaraz ją zamknęła, a na jej twarz wpełznął rumieniec. Szybko też położyła dłoń na torbie, która była bardziej pękata, niż zwykle. Nie wiem, kto był bardziej skonsternowany: czy Roxie w nowym image’u a ‘la Irytek, czy Granger, którą wyraźnie przystopowało.
-Co jest, Granger… zrobiłaś sobie z tego miejsca przytulną kujownię?- zapytałem złośliwie. -Już ci wyłazimy, spoko, ucz się dalej… musi przecież stać się zadość chorej ambicji bycia pierwszym po trupach najlepszych przyjaciół!
-MALFOY!- na nieszczęście (swoje), na ostatnie słowa pojawił się rudzielec i strasznie się zdenerwował. Przepchnął się do przodu i zakasał rękawy, wyjmując różdżkę.
-Ooo… chcesz się bić na różdżki, Weasley?- zadrwiłem. Dziewczyny cofnęły się nieco tak, że teraz staliśmy naprzeciwko siebie w zdezelowanej łazience. Nie ma co, wyśnione miejsce pojedynku! :P -Radziłbym ci uważać, bo na drugą może być cię nie stać…
-TY WREDNY…- zaczął wrzeszczeć i rzucił się na mnie, powalając mnie prosto w kałużę wody przy drzwiach kabiny, chociaż Granger krzyczała „Nie, Ron!” . Zepchnąłem go z siebie (zdaje się, że w przypływie złości chciał mi wydziobać różdżką oko…) i chciałem mu przyłożyć, jednak w tej chwili usłyszałem nad sobą jakiś głos:
-Co tu się dzieje?
Zlazłem z Weasleya i podniosłem się, poprawiając sobie szatę.
-O, kolejny Weasley…- powiedziałem, unosząc brwi. Przede mną stał starszy Weasley, który jest bodajże prefektem. Teraz patrzył na mnie ze zdumieniem pomieszanym z irytacją. -Tu nic się nie dzieje… twój brat przewrócił się…a ja mu chciałem pomóc.- to mówiąc, odwróciłem się twarzą do leżącego na podłodze Gryfona i z obłudnym uśmiechem wyciągnąłem do niego rękę. Ktem oka uchwyciłem rozpromienioną twarz Wilmy.
-Odwal się.- mruknął do mnie Weasley, podnosząc się samemu i unikając wzroku brata, który wrócił chyba już do siebie i, przybrawszy oficjalną pozę, walnął nam prefekciarskie kazanie:
-To jest łazienka dla DZIEWCZYN! Co wy tu wszyscy w ogóle robicie? Ale już mi się stąd wynosić, zanim pójdę do waszych wychowawców! Żebym was tu drugi raz nie spotkał!
-Spokojnie, nie unoś się, bo nabawisz się nerwicy w tak młodym wieku.- mruknąłem lecz on to usłyszał i, czerwieniąc się, powiedział obrażonym - przemądrzałym tonem:
-Slytherin traci pięć punktów za obrazę prefekta, Malfoy!
-Dobrze, że odejmujesz tylko za słowa.- prychnąłem, a on rozjątrzył się jeszcze bardziej.
-Nie pyskuj, Malfoy, bo cię skrócę! Może jak stracisz pięćdziesiąt punktów i zarobisz szlaban, to wreszcie przestaniesz zgrywać się na nie wiadomo kogo!
-Ja się nie zgrywam… nie noszę odznaki.- wyszczerzyłem do niego zęby, na co on ryknął:
-Slytherin traci piętnaście punktów! Malfoy, do wychowawcy!
-Co tu się dzieje, Percy?- usłyszeliśmy drugi głos i zobaczyliśmy dyrektora Dumbledore’a. Co mu się stało, że wylazł z gabinetu??
-Panie dyrektorze, melduję posłusznie, że oni wszyscy byli w łazience dla dziewcząt a…- zająknął się. -…a Malfoy obraża majestat władzy!
Majestat władzy! Niech skonam, omal nie parsknąłem śmiechem prosto w tę jego nadętą twarz :P Niektórzy ludzie mają hopla na punkcie władzy^^ Wilma, Pansy, Roxie i Amanda stały spokojnie z boku i obserwowały scenę bez słowa. Ja zaś byłem rozbawiony coraz bardziej z sekundy na sekundę.
-Pan Malfoy?- Dumbledore spojrzał na mnie a potem na dziewczyny oraz Granger i Weasleya, którzy stali za Weasleyem z nachmurzonymi minami. -Łazienka dla dziewcząt? Co tam robiliście, panowie, bo pań nie pytam?
-Ja przyszedłem, bo koleżanka mnie o to prosiła.- powiedziałem sumiennie, patrząc na Roxie.
-A pan, panie Weasley?
-Pomagałem… Hermionie.- bąknął Weasley, nie patrząc na dyrektora, który uśmiechnął się niczym Gioconda i zwrócił się znowu do prefekta.
-Jedną sprawę masz więc wyjaśnioną, Percy… chyba, że któryś z chłopców skłamał…?
-Nie, dyrektorze.- odpowiedział czerwony jak burak Percy.
-A co takiego powiedział ci pan Malfoy, że odjąłeś jego domowi dwadzieścia punktów?
-Za obrazę prefekta… nabijał się… był… no… słowem…- plątał się Weasley a ja już wiedziałem, że wygrałem. Zrobiłem skruszoną minę i wtrąciłem się.
-Tak, to prawda, trochę mnie poniosło i byłem nieuprzejmy wobec Weasleya… przepraszam, obiecuję, że to się nie powtórzy.
Percy patrzył na mnie z wyłupiastymi ze zdziwienia oczyma. Dziewczyny odwracały się do ścian, aby ukryć rozśmieszenie. Granger i Weasley mieli oboje oburzenie wypisane na twarzach, ale nie odezwali się.
-Cóż, w takim razie, mogę pana tylko wziąć za słowo, panie Malfoy… a ty, Percy, będziesz mi potrzebny przy sprawozdaniu prefektów, chodź do mojego gabinetu, omówimy to przy okazji…- tym sposobem dyrektor, nie patrząc na mnie, uwolnił nas od prefekta Weasleya. Spojrzałem zwycięsko na dwójkę Gryfonów i, sycąc wzrok ich naburmuszonymi minami, odwróciłem się na pięcie i razem z dziewczynami ruszyłem korytarzem do lochów.
-To było fenomenalne, Draco!- usłyszałem pochwałę z ust Roxie, gdy zeszliśmy do piwnic. -Chociaż nie był to pojedynek idealny… Dumbledore najwyraźniej nie miał chęci ani serca cię ukarać…
-Tak, powiedziałabym nawet, że potraktował cię jak Pottera: ulgowo.
-No, dobra, dobra, bo kompletnie wpadnie w depresję, dajcie mu spokój.- wzięła mnie w nieoczekiwaną obronę Pansy, popychając Roxie w bluzie do przodu i stukając do drzwi. Oczywiście, żadnego „proszę”, to nie było w zwyczaju naszego opiekuna, więc po naciśnięciu klamki weszliśmy do środka…
-Wiecie co, może ja wyjdę, za duży tłok.- powiedziałem, widząc, że wyraźnie widok czterech dziewcząt jest wystarczająco obezwładniający dla naszego profesora, przywykłego do rozmów w cztery oczy.
-To ja…- Amanda i Pansy również wycofały się chyłkiem i, uśmiechając się uprzejmie, w mgnieniu oka stanęły obok mnie na korytarzu.
-Czekamy na nie?- zapytała Amanda.
-Możemy.
-Słuchajcie… coś mi się skojarzyło, kiedy byliśmy w tej łazience…- Pansy oparła się o drzwi i zmarszczyła brwi. -Draco, przypomnij sobie dokładnie, co mówiłeś… to miało związek z Komnatą… takie mgnienie i koniec, olśnienie…
-Dużo rzeczy mówiłem… generalnie gadaliśmy o Roxie i Irytku…- wytężyłem pamięć. -Nie, ja nic więcej sobie nie przypominam… Amando, pamiętasz coś?
Amanda potrząsnęła przecząco głową. Pansy patrzyła na mnie niewidzącym wzrokiem, prawie było widać, jak myśli.
-Na wszy poltergeist, co to było!- zdenerwowała się w końcu, a ja omal nie parsknąłem śmiechem na to „przekleństwo”. Ona jednak zignorowała mnie całkowicie i usiadła pod ścianą, kryjąc głowę w łokciach. Uznaliśmy z Amandą, że najlepiej będzie milczeć, więc usiedliśmy po obu jej stronach.
Po piętnastu minutach Wilma i Roxie z bluzą w dłoni wyszły z gabinetu naszego opiekuna z rozbawieniem (Wil) i normalnym kolorem włosów (Rox).
-Snape jest genialny… w ogóle o nic nie zapytał, tylko wyjął jakiś eliksir, posmarował mi nim włosy i po dziesięciu minutach wszystko znikło.- mówiła w chwilę później, gdy siedzieliśmy w salonie i zdawaliśmy relację Roanowi. -A tej wariatce ciągle się chciało śmiać.- wskazała głową na swoją siostrę.
-No, ja się jej nie dziwię.- odpowiedział Roan. -Też bym dał wiele, żeby zobaczyć cię w żółto - zielonych włosach…- urwał, bo oberwał z kapcia, jaki Roxie znalazła na podłodze (zdaje się, że ktoś próbował go transmutować w rybę, bo z jednej strony kapeć miał pokryty łuskami ogon…).
-Słuchajcie, postarajcie się sobie przypomnieć wszystko, co mówiliśmy w łazience.- zarządziłem, obserwując nasępioną, mruczącą pod nosem Pansy, która siedziała w narożnym fotelu i próbowała sobie przypomnieć tę ważną rzecz.
Niestety, ani Wilma, ani Roxie nie były w stanie pomóc jej bardziej od nas, a to oznaczało fiasko. My, Ślizgoni, nie lubimy porażek, dlatego nie dziwię się, że Pansy miała zły humor, gdy szliśmy na astronomię (powinienem właściwie napisać: dodatkowo zły humor, bo rzadko nie mamy złego humoru, gdy gnają nas o północy na jakąś wieżę, gdzie mamy się wykazać umiejętnościami obserwatorskimi itp. ).
Trochę jej współczułem, bo ta ważna rzecz najwyraźniej bardzo ją męczyła, dlatego też, gdy wracaliśmy już do lochów po lekcji, podszedłem do niej i pociągnąłem ją nieco w tył.
-Hej, nie martw się, to na pewno nie było nic ważnego, skoro nie możesz sobie przypomnieć.- powiedziałem cicho, obejmując ją ramieniem. Pansy odmruknęła:
-Właśnie mam jakiś głupie wrażenie, że to było bardzo ważne i to mnie najbardziej złości.
-ale rozchmurzyła się nieco i pozwoliła się przytulić.
-Nie wiesz w ogóle, co to było?- postanowiłem trochę ją wesprzeć duchowo (fizycznie zresztą też, jakby na to nie patrzeć) -To było zdanie, jedno słowo, czy co?
-Nie mam zielonego pojęcia.- odpowiedziała smętnie. -Chyba słowo, skoro tylko mi piknęło coś w głowie… nie wiem na pewno.
-No, w takim razie nie widzę innej rady, jak ta, aby odtworzyć tę sytuację.- powiedziałem poważnym tonem. -Poprosimy Irytka, aby znowu przemalował Roxie włosy, wepchniemy ją do kabiny łazienki Jęczącej Marty i potem zaczniemy się nad nią użalać… gorzej będzie z tym, żeby znowu pobić się z Weasleyem, ale…
-Przestań.- Pansy parsknęła śmiechem i szturchnęła mnie, patrząc na mnie z rozbawieniem. -Nie rozśmieszaj mnie… i tak jestem na siebie zła, że od razu nie powiedziałam o tym.
-Przypomnisz sobie tylko wtedy, gdy będziesz starała się o tym jak najmniej myśleć. Wiem po sobie, im mniej o czymś myślisz, tym większa szansa, że to ci się przypomni, sprawdzony, stary sposób.
-Pewnie masz rację.- westchnęła i zdjęła moją rękę ze swojej szyi. -Chodźmy do reszty, Roxie już pewnie coś ciekawego opowiada na przedzie.
18:34, PW
Powiem tylko tyle: ŚLIZGONI GÓRĄ!! Nasz trening był totalnie najlepszy! Tyle zwodów, sztuczek, ekspresji i dynamiki nie pokazała żadna drużyna, Flint był wniebowzięty, normalnie przyszedł i mówi do mnie:
-Daj grabę, stary.
Aż nie mogę w to uwierzyć! Był nawet Krum i też mi gratulował („Gratoloję”) Byliśmy świetni, po prostu the best! Oczywiście, nikt tego oficjalnie nie powiedział, „doskonały trening, TAK JAK treningi pozostałych drużyn”, wiecie, dyplomacja i te sprawy, ale my wiemy swoje i cały nasz dom tak uważa. Jeśli macie jakieś wątpliwości co do tego, czy faktycznie zagraliśmy najlepiej, to powiedzcie mi tylko, w czyim domu był puchar przez ostatnie lata ?
Dobra, muszę naprawdę się zwijać, zdaje się, że mamy drużynową imprezę i mam prawo na niej być
Komentarze:
Vingag Poniedziałek, 15 Września, 2008, 16:03
Oj, synku , gdyby tylko tatuś Lujusz wiedział, co ty w szkole wyrabiasz, przepisałby cię do Durmsrangu
A tak na serio - notka świetna, bo zabawna, większych błędów nie ma, sporadyczne babole językowe, ale to się wkrada wszędzie Ale ten tówj humor tooo... cud, miód i orzeszki
Eveline Poniedziałek, 15 Września, 2008, 16:29
Humor bardzo fajnt, owszem Podoba mi się twós styl pisanie, ale o ile się nie mylę to w pierwszej klasie Puchar Quidditch'a zdobył Gryffindor... No, ale to twoje opowiadnie, więc "czepiać" się nie będę.
Błędów nie było i całe szczęście, ponieważ dzięki temu wpis czytało się lekko, przyjemnie.
No i nawet osiołka do mnie przyprowadziłaś...
Super!
Eveline Poniedziałek, 15 Września, 2008, 16:30
Aha. Twoja Pansy jest boska <O Draoconie wspominać nie będę>.
Czyżby ten pan Dracy o którym wspomniałaś u mnie w komentarzach, był tym uroczym młodym kawalerem z książki pt. ,,Duma i uprzedzenie''? Jeśli tak to wiedz, że żywię podobne uczucia do tej postaci;].
Co do notki to się uśmiałam. Potyczka z Weasley'ami udana i śmiechowa. Wszystko sympatycznie i zgrabnie napisane. Dziewczyno nawet nie wiesz jak podziwiam Twoja twórczość!!! Ja chcę jeszcze więcej:P.
Pozdrawiam:*
Sol Angelika Poniedziałek, 15 Września, 2008, 18:34
Martuś, cieszę się, że nie tylko ja doceniam umiejętność Irytka co do zmieniania włosów Nocia jest siupel Zawsze rozpływam się w Twoich nociach tak jak przy mleczku wedlowskim;D A teraz, że mam jedno i drugie, to latam! Marto, ja nie wytrzymuję długo bez Twoich wpisów i czekam na kolejny:P
Buźki:***
Madziara=) Poniedziałek, 15 Września, 2008, 20:51
Jejciu! Jak ja uwielbiam Twoje notki!;p Są lepsze niż książka z Harrym w roli głównej Kocham Notki i czekam z niecierpliwością na następne)
Ann-Britt/ZKP Wtorek, 16 Września, 2008, 11:01
Och, Marto droga!
Notka prezabawna, gites, cool i w ogóle fantastycznie.
Umiesz świetnie oddać wszystkie uroki bycia w Hogwarcie a szczególnie w Slytherinie.
Eveline ma rację co do pucharu Quidditcha ale czepiać się nie będę. xD
Błędów nie zauważyłam, za to uśmiałam się jak nigdy ;)
Czekam na następny wpis!
Pozdrowienia!;*
Parvati Patil Wtorek, 16 Września, 2008, 18:30
Ojej, Marto, nie wiem, co powiedzieć...Notka wspaniała, naprawdę świetna! Rewelacyjnie piszesz, Twój styl jest tak ładny i zgrabny... Niesamowite jest to, jak wiele Dracona przelewasz w każde zdanie tej notki- pokazujesz go zarówno od strony ślizgońskiej, jak i tej wrażliwszej, milszej Jestem pod wrażeniem akcji, dialogów, wciągającej nieziemsko fabuły, a także świetnie przedstawionych tak licznie uczuć Dracona i wesołej treści
Tylko tak dalej, bo piszesz, Marto, po prostu wybitnie, na bardzo wysokim poziomie
buziaki- Parvati
P.S. Dzięki za komentarze u Wiktora
Aśka Wtorek, 16 Września, 2008, 22:23
Bardzo fajna notka ciekawa i wciągająca.
Mam nadzieję że na będę musiała długo czekać na kolejną.
Pozdrawiam