Długo chodziliśmy z Pansy po błoniach, mimo że dzień był mroźny a powietrze ostre i suche. Nie mówiliśmy do siebie nic, dopiero w pewnej chwili Pansy przerwała milczenie.
-Draco, jeśli nie chcesz o tym mówić, to nie mów.
-Jasne.- odpowiedziałem, nie patrząc na nią. Szliśmy właśnie brzegiem jeziora. Zatrzymałem się nagle i zatrzymałem ją. -Pansy, posłuchaj… moja matka jest w ciąży.- wypaliłem, czując, że raz kozie śmierć. Pansy najpierw rozdziawiła buzię a potem uśmiechnęła się.
-O, kurczę! To przecież świetnie!- powiedziała radośnie. -Będziesz miał siostrę, albo brata, to naprawdę…
-Pansy, jesteś pewna tego, co mówisz?- spojrzałem na nią ze zdumieniem. -Moi rodzice są… no, są zżytą parą itd., ale… to nie są ludzie, którym w głowie… no, wiesz! Ja nie mam pojęcia, jak to się mogło stać! To… to jest dziwne!
-Dziwne? Normalne, że w małżeństwie rodzą się dzieci.- Pansy roześmiała się. -Czego tak się przejmujesz? Wiesz, może i mają swoje lata, jednak nie są jeszcze tacy starzy, żeby nie mieć drugiego dziecka. A zawsze to i lepiej dla ciebie.
-Ty chyba nie mówisz poważnie.- oświadczyłem i spróbowałem lodu na brzegu jeziora. Totalnie nie mieściło mi się w głowie to, co ona mi mówiła. Radość? Dobrze? A z czego tu się cieszyć??! -Pansy, ta cała sytuacja jest może i normalna dla ciebie, ale nie dla mnie. Może gdybyś ty się dowiedziała nagle, że twoja matka jest w ciąży, byłabyś zadowolona, tylko że w mojej rodzinie to jest zgoła nienormalne, rozumiesz?- to mówiąc, zrobiłem parę kroków dalej po tafli. Pansy stała na brzegu i patrzyła na mnie uważnie. -Mój ojciec i moja matka są małżeństwem, ale nic poza tym. Czasem…- zacząłem i urwałem, przygryzając wargę, bo to, co chciałem powiedzieć, było bardzo przykre. -Czasem mam wrażenie, że tylko ja ich łączę.- dokończyłem cicho. Nie sądziłem, że Pansy mnie usłyszy, ba, nawet byłbym zadowolony, gdyby tak się nie stało lecz ona słyszała każde moje słowo. Poczułem jej małą, ciepłą dłoń na swojej.
-Draco, to nieprawda, co mówisz.- powiedziała szeptem. -Oni na pewno bardzo się kochają, a to, że nie… nie całują się, czy też nie przytulają, nie oznacza, że nic ich nie łączy. Twoi rodzice są super parą i powinieneś się cieszyć, że teraz będziecie razem oczekiwać na to dziecko. Nie każde małżeństwo na wynos wydaje się być piękne i zgrane, ale ciebie to nie dotyczy. Ciekawe, skąd ona zna te wszystkie piękne zdania. , pomyślałem posępnie, patrząc na jej twarz. W jej oczach płonęło światełko otuchy. Otuchy dla mnie?
-Dzięki.- powiedziałem, bo co innego mogłem zrobić? Trudno, nie byłem przekonany co do jej słów, ale w pewnym sensie fakt, że ona wiedziała o wszystkim, dawał mi poczucie ulgi, jej cień.
Postanowiłem się dłużej tym nie gnębić, więc przystałem z chęcią na jej propozycję ślizgania się po jeziorze, chociaż przedtem wymogłem na niej przyrzeczenie, że będzie uważać na siebie i swoją nogę.
Mieliśmy niezłą frajdę, dokazując tak na jeziorze i gdyby nie zmrok, który zapadł jakoś dziwnie szybko, mniemam, że dłużej pobylibyśmy na świeżym powietrzu. Wracaliśmy do zamku rozgrzani, zarumienieni i w lepszych nastrojach lecz szybko uległy one zwarzeniu, a bynajmniej mój. Tuż bowiem po przekroczeniu progu zamku uświadomiłem sobie straszną rzecz: zapomniałem o sprawdzianie z zielarstwa i nie napisałem pracy dla wychowawcy!
-Pansy, ja jutro polegnę.- jęknąłem, gdy szliśmy do WS na kolację. -Może udam, że zachorowałem? Nie przeżyję tego, w dodatku ta cholerna transma…!
-Słuchaj, damy radę,- powiedziała z niezachwianą pewnością. -Przecież ja też nic nie umiem! Możemy zawsze ściągać a pracą dla Snape’a nie przejmuj się, poproszę Briana, żeby ci napisał.
-Jesteś wielka.- powiedziałem uroczyście. Nawet nie chciało mi się boczyć o tego Briana, bo dość byłem zgnębiony lekcjami i sytuacją domową.
Od razu po kolacji siadłem do książek. Próbowałem wkuć chociaż połowę materiału, ale litery skakały mi przed oczyma a zdania mieszały się w głowie. Po dwugodzinnej męczarni dałem sobie spokój i spisałem test na straty.
Gdyby nie Pansy, która o dziewiątej wieczorem przyniosła mi wypracowanie o moly, chyba bym się kompletnie załamał. Fakt, że przynajmniej jeden kłopot mam z głowy, dodał mi energii i razem Pansy przerobiłem część materiału.
Do północy udało nam się jako tako przerobić wszystkie pięć działów, chociaż gdy kładłem się spać, wyczuwałem, że to mi nie rokuje sukcesu. Cóż, nie każdemu dane jest w każdej sytuacji życiowej pogodzić kilka spraw naraz. , pomyślałem mądrze i naciągnąłem kołdrę niemalże na uszy. W końcu świat się nie zawali, to dopiero koniec semestru…
6 lutego, piątek, 16:00, mój własny pokój
Strasznie długo nie pisałem, wiem, ale, prawdę mówiąc, nie miałem ani ochoty, ani czasu. Na głowie miałem jako takie wyjście na koniec semestru, a także ciążę mojej matki i wyjazd do domu (na szczęście, dyrek zgodził się dać mi dwudniową przepustkę, dzięki czemu weekend po Trzech Królach spędziłem w domu). Nie były to najłatwiejsze chwile w moim życiu, ale myślę, że mogę powiedzieć o sobie, że dałem radę.
Krótka wizyta w domu w pierwszej dekadzie stycznia nie należała do najprzyjemniejszych, bowiem już od progu wyczuć można było jakieś napięcie, panujące w całej posiadłości. Służący Zgredek umknął mi spod nóg z czajnikiem czarnej herbaty z miodem, gdy przyjechałem, a ojciec nawet nie wyszedł mi na powitanie, mimo że wysłałem mu sowę, iż będę.
-Ojcze… jestem już.- powiedziałem, stając niepewnie w progu biblioteki, w której gorąco było, jak trzy diabły. Ojciec siedział w fotelu i myślał o czymś. Obejrzał się i, widząc mnie, wstał.
-Witaj, Draco.- podszedł do mnie i spojrzał na mnie krótko, acz badawczo. -Mam nadzieję, że nie miałeś problemów z opuszczeniem szkoły?
-Nie, nie, Dumbledore wyraził zgodę, żadnych trudności.- przytaknąłem. Chciałem jakoś być… miły, sam zresztą nie wiem… w jego oczach było coś takiego dziwnego, miało się wrażenie, że jest… smutny, albo… -Mama dobrze się czuje?- zapytałem niepewnie i od razu palnąłem gafę. Przez twarz ojca przemknął cień i ściągnął nieznacznie usta.
-Kiedy rozmawiałem z nią rano, czuła się dobrze. Zresztą, idź do niej, jeśli chcesz, jest u siebie.- powiedział. -Jak zejdziesz, porozmawiamy.
-Dobrze.- powiedziałem i posłusznie udałem się do pokoju matki.
Leżała w łóżku, przykryta kołdrą i kocem, chociaż okno było uchylone. Na stoliku stał imbryk, wcześniej niesiony przez Zgredka, oraz jej ulubiona, czarna filiżanka ze złotym brzegiem. Było mi dziwnie, wejść do niej do pokoju, gdy… no, cóż… wyglądała, jakby była chora, a nie, jakby miała oczekiwać cudu narodzin. Ciekawe, jaką poradę dla niej miałaby Pansy , przemknęło mi przez głowę, gdy zastukałem cicho w drzwi. Matka uniosła głowę i uśmiechnęła się.
-Draco… jak się cieszę, że jesteś… chodź tu do mnie.- powiedziała, uśmiechając się blado i wyciągając do mnie rękę. Podszedłem, choć nogi miałem, jak z ołowiu. -Co w szkole, wszystko dobrze? Nie chorowałeś? Siadaj, proszę.
-Nie, wszystko w porządku.- usiadłem niepewnie na brzegu jej łóżka, a ona natychmiast położyła dłoń na mojej dłoni. Ogarnęło mnie jakieś głupie uczucie, więc, chcąc je ukryć, dodałem z udaną dumą: -Profesor Snape był ze mnie bardzo zadowolony. Twierdzi, że robię postępy i że osiągam zadowalające wyniki w nauce.
-To wspaniale, synku.- uśmiechnęła się jakoś… radośniej. -Jestem z ciebie dumna. Oboje z ojcem jesteśmy.
Patrzyłem na nią uważnie, szukając jakiejś zmiany wyrazu na jej twarzy, gdy mówiła o ojcu, ale niczego takiego się nie dopatrzyłem.
-Jak się czujesz?- zapytałem, czując, że powinienem coś powiedzieć. Jej twarz skurczyła się delikatnie.
-Dobrze, naprawdę dobrze, chociaż gdy byłam w ciąży z tobą, byłam mniej słaba.
Chciałem zapytać o to, o co zapewne zapytałaby Pansy, ale było mi tak totalnie głupio, że wolałem zmilczeć, licząc na to, że sama mi to powie.
-Sam zobacz.- ujęła moją dłoń i położyła na swoim brzuchu, który był wyraźnie zaokrąglony. Czego ona się spodziewa? , myślałem z paniką, robiąc dobrą minę do złej gry. Powinienem coś poczuć… ucieszyć się?? Matka uśmiechnęła się także i pozwoliła mi usiąść wygodniej.
-Cieszę się naprawdę, że przyjechałeś. Już niedługo zobaczymy się na dłużej.- powiedziała, głaszcząc mnie po ręce. Przełknąłem ślinę.
-No, ferie dopiero za miesiąc… mamy jeszcze testy semestralne za tydzień.
-Na pewno sobie poradzisz, synku. Wierzę w ciebie.
-Tak… ee… dzięki, mamo.- powiedziałem, odchrząknąwszy. Matka uśmiechnęła się raz jeszcze, a potem odetchnęła głębiej.
-Przepraszam cię, synku, ale muszę się chyba zdrzemnąć. Kompletnie się do niczego nie nadaję, najchętniej w ogóle nie wychodziłabym z łóżka… idź, porozmawiaj z tatą, postaram się zejść na obiad, dobrze?
-Tak, jasne.- z tymi słowy, wstałem i cicho opuściłem pokój, bezszelestnie zamykając drzwi. Potem wziąłem głęboki oddech i zszedłem na dół, gdzie zastałem ojca w niezmienionej pozycji.
Chwilę rozmawialiśmy o szkole, o moich ocenach i sumach, a potem powstała pełna napięcia nisza tematowa. Ojciec wiedział, o czym chciałbym mówić, bo w pewnej chwili powiedział:
-Zapewne mój list był dla ciebie wielkim zaskoczeniem… ale niemniejszym zaskoczeniem ta wiadomość była dla mnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że powinienem był ci w inny sposób o tym powiedzieć, ale okoliczności na to nie pozwalały. Powiem krótko, bo sądzę, że powinieneś wiedzieć, na czym stoisz: twoja matka spodziewa się dziecka i wg niej urodzi się ono w połowie lipca. Do tego czasu życie w naszym domu może ulec nieznacznym… zmianom, ale mam nadzieję, że będziesz dla nas wsparciem. Jesteś już na tyle duży, że powinieneś rozumieć, że… a zresztą, co ja ci będę mówił.- ojciec machnął dłonią i, nasępiwszy brwi, wstał i podszedł do kominka. Zapatrzył się w jakąś ramkę z „rodzinnym zdjęciem” i powiedział do mnie zupełnie innym, niemalże łagodnym tonem:
-Idź do swojego pokoju, dobrze? Jeśli chcesz, możesz wyjść na dwór, tylko… tylko ubierz się ciepło.
-Dobrze, ojcze.
Co miałem robić? Czułem, że to nie jest chwila na przedłużanie rozmowy, więc czym prędzej wyniosłem się z biblio. Chwilę kręciłem się bez celu po pokoju, a w końcu położyłem się na łóżku i długo leżałem, wpatrując się w sufit.
To było zresztą główne moje zajęcie podczas tegorocznych ferii zimowych. Co dzień rano, po śniadaniu, szedłem do matki przywitać się i porozmawiać chwilkę. Potem wychodziłem na dwór pobiegać, albo powłóczyć się po ogrodzie, a około południa wracałem do domu. Przed piętnastą był obiad, który ojciec i ja jedliśmy sami w jadalni (matka z reguły nie schodziła na posiłki, chyba tylko raz jeden zeszła lecz zapach zaprawianego czosnkiem i imbirem sosu do krabów przyprawił ją o takie mdłości, że dokończyła posiłek w swoim pokoju parę godzin później.
Nie znam się na tym, bo to nie moja dziedzina, ale Pansy pisała mi, że mdłości, to normalka, podobnie jak osłabienie, nudności i wymioty. Pisanie z nią było jedyną rozrywką w czasie ferii i wiele rzeczy się dzięki temu dowiedziałem - zauważyłem, że łatwiej jest pisać o niektórych sprawach, niż mówić w cztery oczy. W ogóle, wydaje mi się po tym, co mi pisała, że ta ciąża, to jedno wielkie pasmo złego samopoczucia fizycznego oraz psychicznego, więc gdzie tu miejsce na radość? Gdzie ten „cud kobiecości” ??
Byłem nieco rozstrojony po rozmowie z ojcem i dwudniowym pobycie w domu, więc z ulgą powitałem powrót do szkoły. Przyznam szczerze: natłok zajęć może i mnie męczył, ale pozwalał zapomnieć chociaż na chwilę o tym, co zgotował mnie i mojemu ojcu los. Dzięki pracom domowym i nauce do testów semestralnych nie tylko udało mi się psychicznie odstresować, to jeszcze poszczęściło mi się w ocenach: prawie z każdego przedmiotu na testach osiągnąłem Powyżej Oczekiwań, a z eliksirów i obrony udało mi się nawet sięgnąć Wybitnego.
Wcale się nie cieszyłem z wyjazdu na ferie, bo obawiałem się, że atmosferka będzie równie luzacka, jak podczas tamtej przepustki. Nie pomyliłem się o wiele: co prawda, ojciec starał się towarzyszyć mi czas na spacerach i raz czy dwa zabrał mnie do miasta, ale wiedziałem, że robi to bardziej z musu, niż ochoty. Wydaje mi się, że leżąca na górze matka psuła nam wszystkim nastrój i całą magię wolnego od szkoły.
Całe szczęście, już za dwa dni wracam do Hogwartu i przyrzekam, to jest pierwszy i ostatni raz, gdy to piszę!
Komentarze:
Sol Angelika Poniedziałek, 13 Października, 2008, 19:51
Marto:
- super
- extra
- wybitnie
- genialnie
- bombowo
- doskonale!
No i wszystko jest jasne;) Doskonale sprawdzasz się w roli pisarki i matematyczki też;D
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy;)
Buźki;))
Droga Martusiu!
Ciekawe... Czyżby dzieciątko nie było dzieciątkiem Lucjusza? xP
Notka zgrabnie, ładnie napisana. Dobrze opisujesz Pansy jako wspierającą przyjaciółkę. To wygląda zupełnie inaczej niż z punktu widzenia Rowling.
Zauważyłaś, że i w pamiętniku Lucjusz i a Twoim Narcyza jest w ciąży? To też jest interesujące. xD
Pozdrowienia!;*
Martuś, co ja mogę powiedzieć? Notka zwyczajnie wybitna, tym razem strasznie mi się podobało, napisałaś to z trochę innej strony widzenia. Pięknie opisane uczucia, akcja rewelacyjna, wciągająca i ciekawa, opisy śliczne, pomysł na notkę i jego realizacja- po prostu super. Chciałabym pisać tak jak TY...Wciąż nie mogę się nadziwić faktem, że Twoje notki działają jak magnes- przyciągają i nie dają czytelnikowi się od nich oderwać Podoba mi się też tytułPiszesz wspaniale, naprawdę! Mas tak głęboki, ciekawy, mądry i wciągający styl, że po prostu słowa nie wystarczają, by go wychwalić
pozdrawiam Cię serdecznie i oczywiście stawiam Wybitny
Parvati :*
P.S. Zapraszam do Wiktora Kruma-> nowa notka;)
Rovena :) Wtorek, 14 Października, 2008, 21:42
Martuś :*
Notka oczywiście świetna ale to wiesz Czyta się gładko i przyjemnie Pancy jako kochająca, czuła przyjaciółka? ciekawe ale bardzo, bardzo, bardzo urocze
*Mam tylko przeczucie, że to nie jest dziecko Lucjusza
*Aaa... sum-y czyli 5 część? tak, więc co tam robi Zgredek?
*Widzę przelanie się mojego zboczenia do trzykropków !
Pozdrawiam bebe :*
asia Poniedziałek, 20 Października, 2008, 19:47
swietnie piszesz interesująco i w ogóle. czytałam od poczontku do konca i jeszca nie mam dosc
Marto, nie wiem, co napisać.
Twoje opowiadanie czyta się płynnie i lekko. Nie opisujesz wszystkiego powierzchownie, jak to często zdarza się u mniej doświadczonych pisarzy. Nie jest to coś w stylu "poszedł, zrobił, wrócił". Ta notka przesiąknięta jest emocjami i przemyśleniami Draco. Masz świetny styl, sprawnie posługujesz się piórem (klawiaturą??). Jesteś jedną z najlepszych autorek na tej stronie (nie wiem, czy najlepszą, bo szczerze mówiąc wszystkich pamiętników nie czytałam, więc nie mogę stwierdzić ), może dlatego, że piszesz już bardzo długo (tak z ciekawości sprawdziłam, pierwsza notka ukazała się 31 lipca 206 roku...)
Mam straszne zaległości w czytaniu Twojego pamiętnika, dlatego o fabule wolę się na razie zbytnio nie wypowiadać, ale obiecuję, że jak wszystko przeczytam, to możesz liczyć na baaardzo długa trumienkę ode mnie.
Co do błędów. Znalazłam trochę interpunkcyjnych i kilka literówek, ale nic strasznie rzucającego się w oczy.
Dziękuję Ci za komentarz u mnie. Postaram się zastosować do Twoich rad. Masz całkowitą rację, że zaczęłam się bardziej skupiać na postaciach pobocznych, a charakteru samego Teda jeszcze za dobrze nie scharakteryzowałam... Chciałabym dzisiaj przynajmniej zacząć pisać kolejny rozdział, więc możliwe, że jutro się pojawi.
Pozdrawiam i życzę wena, albo weny (zależy, kogo wolisz ),
Damare
Aśka Środa, 22 Października, 2008, 22:12
Przepraszam, że nie komentowałam poprzednich notek, ale nie miałam czasu by je przeczytać. Teraz jednak nadrobiłam zaległości i stwierdzam, że wydarzyło się wiele ciekawych rzeczy Notki jak zawsze świetne Dodałabym coś jeszcze ale nie chce się powtarzać. Z resztą moi poprzednicy napisali chyba wszystko co chciałabym powiedzieć.
Pozdrawiam.