Nie pisałem prawie miesiąc, bo wiele się zdarzyło i trudno było wygospodarować chwilę na leżenie do góry brzuchem, więc co dopiero mówić o pisaniu pamiętnika.
Naprzód, miałem sporo nauki (nauczyciele chyba sądzą, że początek drugiego semestru, to idealny moment na zawalenie ucznia pracami domowymi i książkami do przeczytania).
Wyobraź sobie, Pamiętniku, że ten idiota Lockhart wymyślił sobie, że byłoby dobrze, gdyby każdy z nas czytał PRZYNAJMNIEJ jedną książkę poza kanonem podręcznikowym, aby „lepiej zrozumieć szereg istotnych problemów, omawianych na zajęciach”.
Tak! Jakby tego było mało, zapowiedział, że raz na tydzień będzie wybierał jednego ucznia, który zreferuje na forum klasy wskazaną przez niego książkę w kontekście tematu zajęć! Pierwszy temat dotyczy form obrony przed czarną magią, propagowanych przez Boromira Wściekłego na terenie Rumunii w XIX w. (Boromir był nawiedzonym, opętanym na punkcie tzw. Białej Magii doradcą księcia Kalsjusza V… a tak serio, to chyba Locki - nowy pseudonim autorstwa Dana - dręczy nas historycznymi nudami, bo Dumbel mu powiedział coś do słuchu na temat jego lekcji… ciężko mi to przyznać, ale jednak ten stary świrus do czegoś się może przydać, choć od dwóch dni próbuję rozważyć, czy nie lepiej było pisać ody na temat Narcyza, niż czytać historyczne księgi) i podobno u Gryfonów wylosowana została Granger - oczywiście, Locki dał jej W, podczas gdy Danowi, który moim zdaniem przedstawił historię ewolucji zaklęć obronnych w sposób niezwykle ciekawy oraz praktyczny dał P z kręceniem nosem. Kto mi teraz powie, że Locki nie faworyzuje Gryfoniaków, zwłaszcza tej porąbanej szlamy?
Po drugie, Flintowi cholernie zależy na Pucharze Quidditcha, w związku z czym obmyślił sobie nową, nienormalną teorię. Wedle niej, w najbardziej nieprzyjemnych miesiącach (czytaj: styczeń - marzec) aktywność zawodników (czytaj: aktywność drużyn Hufflepuffu, Ravenclawu i przede wszystkim Gryffindoru) spada, a zarazem - spada jakość treningów wraz z ich ilością. Dlatego też Flint postanowił, że właśnie nasza drużyna wykorzysta tę czasową niechęć pozostałych, aby ćwiczyć dwa razy ciężej, co podobno ma się przełożyć na sukces pod koniec semestru.
-No, tak, ale czy ćwiczenie w tych warunkach - wskazałem na okno, za którym gwizdał wiatr i zacinał lodowaty, kolący skórę deszcz - ma jakiś sens i będzie efektywne?- zapytałem sceptycznie. -Ja jestem jak najbardziej za tym, żeby ćwiczyć, tylko czy naprawdę sądzisz, że my będziemy super, kiedy będzie poniżej zera i będzie taka plucha?
-Ćwiczenie czyni mistrza, Malfoy.- wycedził na to Flint, ścinając mnie wzrokiem. -A my chcemy być mistrzami i nimi będziemy.
No, cóż, skoro tak postawił sprawę, nie pozostało nam nic innego, jak się temu podporządkować (chociaż wiem od chłopaków, że im też pomysł ze wzmożonymi treningami w tym okresie się średnio podobał).
Ćwiczyliśmy więc dzień w dzień, niezależnie od pogody (Flint poddał się tylko wtedy, gdy byłą taka śnieżyca, że nic nie było widać w promieniu stopy, choć oko wykol).
W końcu cała drużyna łącznie z ambitnym kapitanem poprzemieniała się w stado kichających, trzęsących się, rozgorączkowanych i nieprzytomnych ze zmęczenia robotów, którym po nocach śniły się koszmary z kaflem w roli głównej.
Opuściliśmy się też trochę w nauce, co skłoniło naszego wychowawcę do delikatnej sugestii (w sumie, nie mógł nam pobłażać non stop, chociaż robił, co się dało, byśmy byli zwolnieni z zajęć, ale wiadomo, co przejdzie u Snape’a, to McGonnagall nie przyjmuje do wiadomości, ech…), więc Flint przystopował.
Było już jednakże za późno: zostało bowiem dwadzieścia pięć do meczu, a ja nabawiłem się zapalenia oskrzeli. Leżałem dziewięć dni w skrzydle, a teraz dostałem kategoryczny zakaz wychodzenia na dwór na dłużej do końca miesiąca, niż wymaga tego przejście na zajęcia z zielarstwa i z powrotem (pielęgniarka była porządnie wkurzona i tyranizowała mnie psychicznie i fizycznie - lekarstwami o paskudnym smaku i różnymi syropkami, od których miałem mroczki przed oczyma). Nie pomogło tłumaczenie, że mecz jest za dwa tygodnie - ona wie swoje i nie dała się przegadać. Nie mówiłem jeszcze nic Flintowi, bo domyślam się, jak zareaguje, więc odwlekam to na później… a zresztą, pielęgniarka przecież nie będzie widziała, czy jestem na boisku, czy nie, bo z okna go nie widać… tak, to jest myśl, Draco! Ubiorę się w najgrubszy sweter i machnę ręką na to, że będę wyglądał jak bałwan… ważne, żeby się nie rozchorować bardziej i nie zaziębić, jak mówiła… raczej nie zaziębię się w swetrze z owczej wełny, prawda?? :P
Po trzecie, moja matka była (i jest) w bardzo złym stanie. Ciągle dokuczały jej jakieś bóle i nie miała apetytu, ojciec zmuszał ją do jedzenia z rozsądku, ale prawie wszystko natychmiast zwracała… słowem, masakrycznie.
Szczerze, to trochę się denerwowałem, chociaż nie mogłem jej pomóc a moja obecność w Wiltshire tylko narobiłaby większego zamieszania, zostałem więc w szkole także na czas ferii wielkanocnych (zresztą, akurat wtedy byłem chory). Ojciec zgodził się nic nie mówić matce o tym, że leżałem w skrzydle szpitalnym, bo zdaje się, że ona strasznie chciała się ze mną widzieć mimo swojego osłabienia.
Zabrali ją na tydzień do szpitala trzy dni temu, żeby roztoczyć nad nią „fachową opiekę”. Mam tylko nadzieję, że to nie ma związku z ciążą… to znaczy, wiem, że ma, ale chyba jest jeszcze za wcześnie na rodzenie? To dopiero czwarty miesiąc… to dziecko byłoby przecież strasznie, strasznie małe! Chociaż na chłopski rozum, czy nie byłoby łatwiej rodzić je takie mniejsze i wcześniej…? Sam nie wiem.
Z Pansy sprawa się raz - dwa ułożyła. Przeprosiłem ją za to nieobchodzenie Dnia Zakochanych, poza tym w tym natłoku problemów szkolno - domowo - zdrowotnych Pansy chyba zapomniała o tym szybciej, niż ja. Muszę przyznać, że jest bardzo dużym wsparciem dla mnie, takim kumplem w spódnicy, a ponadto… Nie, no dobra, żartowałem, w sumie nic ponad to, co było dotąd. Ojejku, grząski temat! Koniec.
Dan mnie woła, astronomia… więcej napiszę później!
28 marca, 18:00, PW
Nie do wiary… choć minęło już parę godzin, nie mogę uwierzyć, że to się stało! Odwołali mecz, bo to coś, co mieszka w Komnacie Tajemnic, zaatakowało znowu. A tak się cieszyłem, że pokonam Pottera, nawet zdrowiem okupiłem ćwiczenie się przeciwko niemu i co??! I kiszka! Jestem WŚCIEKŁY! Mam gdzieś Komnatę i tego potwora, w nosie mam, czy kogoś spetryfikował, czy nie, ja CHCĘ MECZ!
20:00, PW
Właśnie Pansy powiedziała mi, kto został zaatakowany. Szlama Granger i jakaś Krukonka. JEEEEEEEEEEEEE!!
31 marca, 13:14, OPCM
Nie no, gdyby to się zdarzyło jutro, w życiu bym nie uwierzył! Granger zaatakowana! Spetryfikował ją! Już sam nie wiem, czy bardziej się cieszę, czy dziwię. Należało jej się, bez dwóch zdań, ale żeby tak podwójnie atakować? Niby był jakiś atak przedtem na tego małego gryfońskiego szczyla z aparatem i ducha Gryffindoru, Pozbawionego Łba Nicka, czy jak mu tam, ale żeby dwie dziewuchy jednym strzałem?? I co mu się stało, że wylazł akurat wtedy, gdy wszyscy byli na meczu? Granger miała pecha… a my szczęście! :P
Trzeba było widzieć Pottera i Weasleya, chodzą naburmuszeni i zgięci w pałąk, nie odzywają się do siebie i w ogóle stracili rezon. No proszę, od kiedy to szczotka jest generatorem energii? A raczej Osoba - Cierpiąca - Na - Chroniczną - Nienawiść - Do - Szczotki, jak ją kiedyś nazwała Angela…
O, kurczę, muszę się skupić - Gerda referuje dziś Nieokiełznane stworzenia magiczne i gada coś o skolopendrach… chyba zacznę słuchać, bo Locki coś na mnie dziwnie patrzy…
16:09, PW
Mam focha na Pansy! Dostała ataku śmiechu, gdy Locki po lekcji podszedł do mnie i powiedział, że zagiął mi się róg kołnierzyka i że bardzo nieelegancko to wygląda u chłopca w moim wieku. Zdaniem Pansy, Locki jest odmiennej orientacji…
1:08, Dormitorium
Już się na nią nie gniewam Musieliśmy razem opisywać jakieś pozycje planet na dzisiejszej astronomii i podczas zajęć powiedziała mi coś bardzo ważnego, coś, co wyjaśnia zagadkę Komnaty, coś, co próbowała sobie długo przypomnieć… ale napiszę o tym jutro, bo teraz zasypiam na stojąco.
Komentarze:
Rovena ;** Środa, 05 Listopada, 2008, 16:58
Ołł No i co ja mogę powiedzieć
Chroniczna nienawiść do szczotki? Lecę z krzesła i płaczę ze śmiechu turlając się po podłodze xD Gilderoy, kryptonim - Locki? Salwy śmiechu przerywane natarczywą czkawką xD Dodając do tego inną orientację naszej gwiazdy? Opluty monitor xD Kochana ;** podziwiam u Ciebie to, że potrafisz mnie rozwalić na łopatki xD Komplement od badzo dziwnej persony xD pamiętasz? haha xD
Ha ha ha, ta notka mnie powaliła!
Twoje teksty na temat Locki'ego są boskie, spojrzenie na magiczny świat z perspektywy Draco zupełnie zaskakujące, a wszystko to w Twoim, zupełnie bezkonkurencyjnym stylu!
Mam tylko nadzieję, że biednej Narcyzie nic się nie stało.
Jestem naprawdę szczerze ciekawa jak dalej potoczy się Twoja historia i z niecierpliwością oczekuję na następy wpis. (możesz mi napisać u Romildy, jak coś dodasz?) Dzięki za komentarz u mnie!
Pozdrowienia!;*
Marto, ja już nie mogę, zaraz pęknę ze śmiechu! Ale dziwi mnie jedno: jak Dracuś smiał wyjść z dormitowium z zagiętym kołnierzykiem! Po prostu brak kultury, to jest oburzające! Zero szacunku do męskości Locki, no doprawdy... Jak on to biedaczek przeżeżył! Rozwaliłaś mnie tym, mówie ci! Wybitny
Buźki)
Parvati Patil Sobota, 08 Listopada, 2008, 11:56
Świetna notka, przezabawna i strasznie śmieszna Dużo uczuć, świetne teksty i powalający Draco ^^ Naprawdę, Draco widać prawie w każdym zdaniu, robisz z niego bardzo oryginalną, inną postać, co bardzo u Ciebie cenię. Do łez potrafisz rozśmieszyć czytelnika, że aż nie mogę doczekac się kolejnej notki! Nie wiem, jak Ty to robisz, że potrafisz tak niesamowicie wciagnąć czytenika! Przeszkadza mi tylko to, że jest mnóstwo urywanych tekstów, co sprawia wrażenie odrobinę chaotycznej notki. Ale rozumiem, Draco nie ma teraz czasu, więc daje kilka krótkich tekstów Za to one same są n a tak wysokim poziomie, że naprawdę super! W każdym zdaniu spogląa na nas, czytelników, sam Draco! Daję P+, bo trochę więcej pragnęłabym spójnej całości. Mimo to bardzo mi się podobało.
Buziaki i zapraszam do mnie-> new notka!
Parvati:*
Madeleine Niedziela, 09 Listopada, 2008, 22:25
chyba mam jakieś uczulenie na Twój pamiętnik. co nie wejdę na ta stronę zaglądam tu po kilka razy.
notkę przeczytałam wczesniej ale skomentowac nie mogłam więc komentuje teraz.
bardzo mi się podobało, naprawdę było super. w ogóle akcja i duzo Dracona jak zawsze. albo mi sie wydaje, albo zmieniłaś trochę styl pisania ale to może mi sie wydawać. zgadzam się z komentarzem Parvati. każde zdanie to Draco.
aha. mam nadzieje, ze szybko dodasz notkę...
pozdrawiam.
Matix Poniedziałek, 10 Listopada, 2008, 14:03
Notka bardzo dobra jednak brakuje mi jednego. Nocnych wypraw, to było bardzo interesujące może warto ponownie wysłać Draco na przechadzkę o północy??? Według mnie za mało jest sprawy Komnaty Tajemnic, ale mam nadzieje że tą zagadkę rozwiniesz w przyszłych notkach.