W zeszłą sobotę był ostatni mecz tego sezonu - my kontra Krukoni. Niestety, proroctwa Pansy sprawdziły się i nie udało nam się wygrać taką ilością punktów, aby wspiąć się na pierwszą lokatę. Pociesza mnie fakt, że szliśmy łeb w łeb, ale w dwudziestej minucie meczu Krukoni wbili nam gola a w następnej ich szukający złapał znicza. 260:100, niby porażka, ale za to Krukoni są na 1, a nie Gryfoni - też trzeba umieć spojrzeć na to od jaśniejszej strony.
-Zobaczysz, w przyszłym roku zdobędziecie Puchar jak bum cyk cyk!- pocieszała mnie Pansy, gdy wróciliśmy do salonu po meczu. -Ostatecznie, sto dziesięć punktów różnicy jeszcze nie jest tak źle, wolałbyś być na miejscu Puchonów, którzy mają zaledwie 23 gole w tym roku?
-No, pewnie, 260 punktów, to lepiej, niż 110, ale i tak…- marudziłem, zdejmując z siebie jedną ręką szatę. -Kurczę, a tak chciałem wygrać…
-Nie zawsze można wygrywać, Draco.- zaświergotał mi w uchu czyjś nosowy głos i ujrzałem przed sobą Jęczącą Martę, siedzącą na ramieniu jakiejś starej zbroi bodajże z czasów etruskich. Przeląkłem się jej w pierwszej chwili i prawie podskoczyłem na metr w górę, ale w drugiej uradowałem się.
-Tak, jasne. Fajnie, że się zjawiasz, możemy pogadać?- zacząłem bez ceremonii.
-Ooo, stęskniłeś się za mną?- zachichotała Marta, podkręcając koniec warkocza, Pansy jednak ukróciła ją, wtrącając się stanowczo:
-Chcemy porozmawiać o Komnacie Tajemnic, znasz jakieś ustronne miejsce, gdzie nikt nas nie podsłucha?
-Znam ten zamek lepiej, niż Filch.- odpowiedziała Marta i, puszczając do nas oko, poprowadziła nas korytarzem w dół, potem schodami do góry, w lewo, w prawo, prosto, przez gobelin, aż wyszliśmy w jakimś dziwnym, wąskim, oświetlonym korytarzu.
-Trzecie piętro.- szepnęła Pansy, wskazując dłonią na odrapane, wielkie drzwi. Poznałem je natychmiast. Marta jednakże nie dała nam pokontemplować znanego nam miejsca, tylko od razu przystąpiła do rzeczy.
-No, dalej, mówcie, co chcecie, czułam od paru tygodni, że będziecie chcieli ze mną porozmawiać, ale byliście zbyt zajęci, aby…
-Czy widziałaś atak na szl… na Granger i tę drugą dziewczynę, Krukonkę?- zapytała prosto z mostu Pansy. -Pod koniec marca obie zostały spetryfikowane.
-Nie, niestety, nie widziałam tego, akurat byłam… gdzie indziej.- odpowiedziała Marta z bezbrzeżnym smutkiem. -A co? Wy to widzieliście?
-Nie, nie widzieliśmy… ale chyba wiemy, kto… co atakuje.- odpowiedziałem. -Pansy się zorientowała, że to może być bazyliszek.
-Bazyliszek?- Marta przyłożyła palec do ust. -Przecież to legenda, bazyliszki wymarły tysiące lat temu!- roześmiała się niemrawo. -Nie mówcie, że w to wierzycie!
-To co, że legenda, Komnata Tajemnic też była uważana za mit, a jednak istnieje, nie?- uparła się Pansy. -Bazyliszek zabija wzrokiem i tu mamy szkopuł, bo wszystkie jego ofiary żyją…
-Skąd w ogóle wzięliście tego bazyliszka?- zapytała Marta, nadal po trosze się z nas nabijając, a po trosze niedowierzając.
-My znikąd, po prostu skojarzyło mi się, że on ma coś takiego z oczami dziwnego, co sprawia, że ofiary umierają…
-…ale w szkole nikt nie umarł!
-No, wiem, tylko że nie znam innego stwora, który by mógł tak podziałać na tych ze skrzydła! Nigdzie nie ma informacji o jakimkolwiek potworze, który mógłby petryfikować wzrokiem, tylko jeden jedyny bazyliszek ma taką moc. Nie wiem, może jakoś żadna z ofiar go nie widziała, czy coś, ale w takim razie, co tam może być?
-Chyba w ogóle nie bierzecie pod uwagę tego, że to może być ktoś , nie coś .- powiedziała zagadkowo Marta, odrzucając niedbale warkocze na plecy. -Nikt nie powiedział, że tam jest jakiś stwór, równie dobrze może to być jakaś osoba…
-Ty coś wiesz?- spojrzeliśmy na nią nieufnie.
-Ja nic nie wiem, nic a nic.- wykręciła się, unikając naszego wzroku.
-Sugerujesz, że w Komnacie siedzi jakiś narwany czarodziej i wyłazi nocą, niczym duch, tak?- żachnęła się Pansy. -Przerabialiśmy już to, to większy absurd, niż ten cały bazyliszek.
-Czekaj, czekaj- powiedziałem jednocześnie, patrząc na ducha z namysłem.-Ja chyba wiem, o czym ona mówi… ktoś morduje koguty… widziałem tego kogoś, pamiętasz, opowiadałem wam, w płaszczu… może Marta ma na myśli właśnie tego intruza?
Jeden rzut oka na lekko zaczerwienioną twarz i już wiedziałem, że idę w dobrym kierunku.
-Tak, to jest niezła myśl, tylko że coś mi się nie chce wierzyć, że to może być prawda.- Pansy była coraz bardziej zirytowana. -Obstaję za swoim bazyliszkiem.
-Ee…- zająknąłem się, widząc równie wyczekujące spojrzenia obu dziewczyn. -Ja się wstrzymam na razie… będę obserwował i czyhał na kolizję waszych teorii.
-Cwaniak.- mruknęła Pansy, ale zagłuszyła ją Marta, która wzruszyła ramionami i powiedziała z udaną urazą:
-Jeszcze zobaczycie, że mam rację. A teraz na razie, zdaje się, że ktoś tu zmierza, ja też muszę lecieć.
-Wiesz co, ja już mam mętlik w głowie od tych wszystkich domysłów.- powiedziała Pansy w kilkanaście minut później, gdy wyszliśmy na rozsłonecznione, pachnące świeżo koszoną przez olbrzyma trawą. -Kiedy przyszedł mi do głowy bazyliszek, byłam pewna, że jesteśmy blisko rozwiązania tej przeklętej zagadki, a teraz, po rozmowie z Martą… nie wiem, co o tym myśleć. Kto ma rację?
Nie odpowiedziałem jej, zajęty kopaniem jakiegoś kamyka. Sam chciałbym wiedzieć, kto?
Hello! I've been reading your blog for a long time now and finally got the courage to go ahead and give you a shout out from Atascocita Tx! Just wanted to tell you keep up the fantastic work! Cheap Oakley Sunglasses