Postanowiłam ''przełamać'' notkę na pół, bo nie jestem chyba w stanie napisać jej całej. Pozdro i miłej lektury!
Zmarkotniałam. Dom chłopaka wyglądał tak bardzo nietypowo, niecodziennie.
Łagodna skarpa, z której właśnie zeszliśmy, okalała sporą polankę. W dużych odstępach rosły tu cienkie, nagie drzewka, a ziemię pod naszymi stopami pokrywał gruby dywan złotych liści.
Budynek, który przede mną stał, na pewno nie wyglądał nowocześnie, raczej jak jakiś bardzo stary, zapomniany dworek. Był dosyć szeroki, z jego ścian nie wyrastał żaden fundament pojedynczego pomieszczenia. Taki duży prostokąt, można by rzec. Wyglądał ponuro, zbudowany z czarnego kamienia, z poszarzałymi ze starości, drewnianymi drzwiami, i rzędem gotyckich okien na parterze i jedynym piętrze(okna też były drewniane i szare). Dach pokrywał gdzieniegdzie mech, dachówki wyglądały na bardzo stare. Jedynym wyłomem w tej dziwnej, symetrycznej architekturze było to, że lewe skrzydło domu zakończone było kwadratową wieżą, której dach górował o wiele wyżej niż reszty domu, na moje oko to małe okienka tuż pod stropem wieży sięgałyby czwartego piętra normalnego wieżowca. Z prawej strony domu ogrodzony szarymi, drewnianymi palami był ogródek. Nad tym prymitywnym ogrodzeniem górowała jakaś dziwna roślina, zapewne eksperymentalna krzyżówka.
-Chcesz wejść?- usłyszałam głos chłopaka, i, mimo woli, przytaknęłam. Ruszyliśmy więc w stronę drzwi.
-Zapytam mamę, może znajdzie dla ciebie tymczasowy pokój, mamy sporo nieużywanych sypialń po przodkach…
Zdrętwiałam. Co za makabra. Ten dom naprawdę jest taki stary.
Weszliśmy do mrocznego hallu. Doznałam kolejnego przykrego odkrycia: mieszkańcy nie mieli prądu. W całym wąskim korytarzyku płonęło wesoło kilka niebieskich świeczek, umieszczonych w srebrnych kandelabrach. Nigdzie nie dostrzegłam włącznika, czy żarówki.
-Poczekaj tu, zaraz wrócę- mruknął mój towarzysz, i ruszył w stronę drzwi na końcu korytarzyka. Skorzystałam ze sposobności, i rozejrzałam się po tym hallu.
Ściany pokrywała aksamitna, bardzo stara tapeta, wyszywana w drobniutkie wzorki, cała niebieska. Podłogę pokrywał granatowy, wiekowy, ozdobny dywan. Sufit pokrywała także taka sama tapeta, jak na ścianie, zwisał z niego kunsztowny, srebrny świecznik, pokryty pajęczynami. W ścianach, jak już wcześniej opisywałam tkwiły kandelabry, a w ścianie, naprzeciwko której stałam, widniał rząd szarych, drewnianych drzwi, ze złotymi klamkami. Okna za mną zasłaniały ciężkie, zakurzone zasłony, z tego samego materiału, jakim obite były ściany.
Do hallu wszedł chłopak.
-Mama przyniesie ci coś do jedzenia, a ja tym razem mogę cię oprowadzić po domu, jak chcesz…
-Nie chciałabym sprawiać…-zaczęłam, ale jedne z drzwi otworzyły się nagle. Do hallu wszedł jakiś facet z naręczem dziwacznych przedmiotów.
-Ugh, synu, mógłbyś mi pomóc? To są te prototypy z Mini…
Zobaczył mnie, połowa z jego rekwizytów upadła. Jego wzrok machinalnie z mojej twarzy przeniósł się na włosy, co mnie trochę zirytowało, ale już się przyzwyczaiłam.
-Tato, to jest Meg, moja koleżanka- powiedział z lekkim zakłopotaniem chłopak- Ale nie ze szkoły- dodał po chwili, i jakby to było bardzo istotne, spojrzał na niego wymownie.
Nie wiem, co kryło się za tą informacją, ale najwyraźniej mężczyzna załapał to coś, czego ja nie rozumiałam.
-OK.- powiedział ostrożnie- może zaprowadzisz ją do swojego pokoju?
-Chodź, Meg- mruknął mój kolega, i ruszył w prawo, w kierunku drzwi. Weszliśmy do pokoju. A mnie zamurowało. Pokój, w którym się znalazłam, był chyba najpiękniejszym, najbardziej niezwykłym miejscem, w którym miałam okazję przebywać.
Pierwszą rzeczą, jaka rzucała się w oczy były niepozorne meble salonowe, stojące na środku wielkiego, kwadratowego pokoju. Każdy fotel, kanapa i krzesło obite były krwistoczerwonym aksamitem, stały w kręgu naokoło olbrzymiego, okrągłego, dębowego stołu. Pod misternie rzeźbionymi nogami mebli rozpościerał się rozległy, okrągły, czerwony dywan, nieokryta nim reszta podłogi, była wypolerowana, hebanowa. Na stole stał pokaźnych rozmiarów złoty kandelabr z czerwonymi świeczkami. To było pierwsze wrażenie, ale gdy się rozejrzałam, dostrzegłam to, czego nie widać tak bardzo w mdłym świetle świec.
Pokój okrążały bez najmniejszej szpary, półki z książkami. Półki, które kończyły się na wysokości dwóch pięter zwykłego bloku. A więc znajdujemy się w owej wysokiej wieży?
Ciężkie woluminy, setki, może tysiące ksiąg, nagromadzonych przez wieki. Doznałam szoku, przecież tych książek jest naprawdę ogromna ilość! A ja myślałam, że ten chłopak to jakiś biedny analfabeta…
Między blatami kończącymi półki a sufitem było jeszcze co najmniej piętro przerwy. Ściany nad potężnymi regałami wyłożone były czerwonym aksamitem, sufit także, lecz na nim widniały wielkie, złote gwiazdy, wyszywane gęsto, by każdy mógł je zobaczyć( w końcu znajdowały się one bardzo wysoko, bo na wysokości trzeciego piętra zwykłego bloku). W tym pokoju nie było okien.
Zaczęłam rozglądać się za nimi po ścianach, wysoko nad regałami, gdy coś dostrzegłam. W rogu tej olbrzymiej komnaty znajdowały się jakieś wąskie, kręte schody, prowadzące do klapy, gdzieś w kącie sufitu. Klapa wydała mi się naprawdę maleńka, nie mogłam uwierzyć, że ją dostrzegłam. Zaintrygowana, gdzie schody się kończą, zaczęłam wodzić po ich zarysie wzrokiem w dół, i doznałam zdumiewającego odkrycia. Ostatnie stopnie prowadziły na czubek jednego z regałów. Czyżby trzeba było wspinać się po półce, by do nich dotrzeć?
Chłopak, i podszedł do regału, na którym kończyły się schody, pogłaskał po grzbiecie jedną z książek, a regał natychmiast otworzył się, niczym jakieś olbrzymie wrota, ukazując dół schodów i aksamitną ścianę za nimi. Zrozumiałam. Regał po prostu krył część schodów za sobą. Ale nagle coś sobie uświadomiłam: jak on to zrobił? Co się stało, że pod wpływem delikatnego dotknięcia, cały regał się posunął?
-Chodź, ale uważaj: te schody są naprawdę wąskie, dobrze, że jest tu ta żelazna barierka…
Wspięliśmy się więc w górę, a ja starałam się nie patrzeć na bibliotekę pode mną.
-I chodzisz tędy codziennie?- zapytałam, wystraszona.
-Tak, ale najgorsze jest chodzenie w nocy, do toalety- uśmiechnął się. Zapewne sobie ze mnie żartował.
Chłopak nareszcie uchylił klapę w suficie, i chwilę potem, stałam już w maleńkim, bardzo słabo oświetlonym pokoiku, całym obłożonym czarnym aksamitem, z zaledwie jedną świeczką, umieszczoną w świeczniku. Tu z całą pewnością nie było okien, za to, naprzeciwko siebie w ścianie widniała dwójka drzwi. A więc są tu, na górze tylko dwa pokoje?
Chłopak podszedł do drzwi na lewo, przekręcił srebrną gałkę w kształcie liścia, i gestem zaprosił mnie do wnętrza.
Pokój był spory, staroświecko urządzony, jak zresztą cała reszta domu. Ściany i sufit pokrywała identyczna, szara, połyskliwa tkanina, wyszywana listkami. Taka sama wykorzystana była do zasłon w oknie, obicia fotela przy biurku, baldachimu nad łożem, poduszek i narzuty na nim. Dywan zakrywał całą podłogę, był puszysty, szary, wyszywany w ciemne listki. Meble zrobiono z hebanu, były ciężkie, bardzo misternie rzeźbione w kaskady liści, z sufitu zwisał piękny żyrandol z czarnego kryształu. Pokój był no… trudno mi to było określić, ale bardzo mi się podobał, jednocześnie, jakbym w nim już kiedyś była…
-Rozgość się- usłyszałam przyjazny głos obok, i usiadłam na łóżku, natomiast mój towarzysz usiadł przy biurku- nic specjalnego, jesteśmy trochę biedni…
-Co?! Przecież ten dom opływa w mnóstwo bogactw, nie wciskaj mi kitu…
-To tylko tak wygląda.- uśmiechnął się, ale po jego twarzy przebiegł cień czegoś dziwnego.-To są rzeczy naszych przodków, mój praprapraprapradziadek, czy może jeszcze więcej, zbudował ten dom kilka wieków temu, w sumie nic się tu nie zmieniło… To bardzo stary dom.
-Jest taki… no nie wiem… Nie macie tu prądu!
Chłopak zmieszał się.
-Mieli nam założyć, ale…
Ciągle czułam, że tu jest coś dziwnego. Mieszkańcy domu są tacy skryci, sam budynek wygląda bardzo staro… Moja intuicja mnie jeszcze nie zawiodła, a teraz wyraźnie mi coś nie pasiło…
-Do jakiej szkoły chodzisz?- zapytałam, chcąc zmienić temat, ale chłopak wyglądał na jeszcze bardziej zbitego z tropu.
-Doo… do takiej rewelacyjnej szkoły z internatem…
-Gdzie ona jest?
-Nie wiem, w sumie.
-CO?!- zatkało mnie, a chłopak był już naprawdę zakłopotany.
-Teraz powinienem tam być, ale przyjechałem na tydzień-moja babcia umarła.- powiedział, najwyraźniej pragnąc zmienić temat.- Wracam tam dzisiaj w nocy.
-A jak…- zaczęłam, ale z dołu rozległ się kobiecy krzyk:
-Remus! Weź swoją koleżankę i zejdźcie na obiad, na pewno jest głodna.
-Remus? Co za dziwne imię… Założyciela Rzymu, bodajże…
-Tak?- zdziwił się, ale nie tylko on, bo ja też. Czyżby nie znał słynnego mitu?
Zeszliśmy na dół, potem ruszyliśmy w stronę drzwi, za którymi Remus zniknął za pierwszym razem. Włożyłam ręce do kieszeni, ze stresu.
Była to staroświecka kuchnia. Nie dostrzegłam żadnych urządzeń elektrycznych, co mnie nie zdziwiło. Przy stole siedzieli już rodzice Remusa, oboje uśmiechnięci. Kiedy mnie zobaczyli, na obu twarzach zastygł ten sam wyraz niedowierzania( na twarzy taty Remusa już nie tak duży), przenieśli wzrok na moje włosy.
-To jest Meg Brown- przedstawił mnie Remus, i oboje znów się rozpromienili.
Mama Remusa była śliczną, uśmiechniętą kobietą. Miała marchewkowe loczki, i piękne orzechowe oczy, kolorem identyczne z oczami jej syna. Ojciec miał czarne, proste włosy i zielone oczy, był przystojny i wysoki. Kiedy tak się uśmiechali, skojarzyli mi się moi rodzice.
-Usiądź, Meg, zaraz podam zupę…- wstała, a ja wyciągnęłam ręce z kieszeni. Moja legitymacja sfrunęła delikatnie, niestety pod jej stopy.
-Podniosę…- rzekła, gdy rzuciłam się po moją zgubę. Jej wzrok na sekundę spoczął na moim zdjęciu.
Przez chwilę myślałam, że dostała palpitacji. Uśmiech spełzł z jej twarzy, złapała się za serce i opadła na krzesło.
-O Boże, John, to nie możliwe… JOHN!
Ojciec Remusa podbiegł do niej, zerknął na legitymację, a potem na mnie. Był przerażony.
Zaległa paskudna cisza. Remus przeniósł na mnie wzrok, najwyraźniej nic nie rozumiejąc, tak jak ja.
-Jesteś córką George’a i Julii Brown?- zapytał wilgotnym głosem
Zatkało mnie. Skąd on to wie?!
-Tak…
Cisza.
Przełknęłam głośno ślinę, zanim nie powiedział czegoś, co zadźwięczało mi w głowie do końca życia.
-Witaj w domu, Mary Ann. Witaj w domu, córeczko…
CDN
Komentarze:
Doo Środa, 23 Kwietnia, 2008, 20:35
Sorry, ale mam ograniczonego neta przez rodziców. Notkę napiszę na 100 procent w niedzielę, a egzamin poszedł mi... no cóż, bardzo dobrze!!! Sprawdzałam odpowiedzi i wiem, że z humanistycznej części dostałam z pytań zamkniętych maksa, a z matmy jakieś 44 punkty. Nie mogę w to uwierzyć! A Wam, jeśli ktoś pisał, jak poszło?
Ann-Britt Czwartek, 24 Kwietnia, 2008, 21:45
Wielkie gratulacje!!!! Musisz mieć wybitny umysł humanistyczny ;P Zazdroszczę Ci, mnie to czeka za rok. Trzymajcie kciuki ;P
No wiesz, Doo, notka miała być przynajmniej dziś... I nie ma! Proszę, ten pamiętnik to mój ulubiony jak narazie. Czekam - tak jak Lilly (vel Ginny Weasley).
Meg Dimen:) Niedziela, 27 Kwietnia, 2008, 21:45
Historia coraz ciekawsza. Aż sie nie mogę doczekać kolejnego odcinku
Meg Dimen:) Niedziela, 27 Kwietnia, 2008, 21:48
Doo ty chodzisz do III klasy???
Z matematycznego też obliczyłam sobie 44 pkt
Ja też czekam. A może Doo postanowila, że jak komenty dojdą do stówy, to coś wreszcie skrobnie?? Jeśli tak, wlepię ten komentarz tyle razy, żeby bylo 100.
Olle Wtorek, 29 Kwietnia, 2008, 11:52
Doo dawaj wpis!!! Nie możesz się tak obijać, najpierw notki co dzień praktycznie a potem fiu bździu i... ;/;/;/;/
Aga Wtorek, 29 Kwietnia, 2008, 19:16
no cóż....
z humana za zamknięte 19/20
a z mat-przyr 49/50
nienawidzę humana ;p
i proszę, dodaj wreszcie notkę, od egzaminów już tydzień minął ;p
pozdro
Meg Dimen:) Wtorek, 29 Kwietnia, 2008, 23:15
Aga dobra jesteś Tylko podziwiać
Doo gdzie ta notka???
kanashimi/Albus P Środa, 30 Kwietnia, 2008, 12:12
No naserio super bardzo.Tylko szybko nową notkę proszę