Usiadłam gwałtownie na łóżku. Lily i jakaś dziewczyna rozmawiały półgłosem, ale odwróciły się w moją stronę, gdy tylko zobaczyły, że nie śpię
-Auu! Skurcz!- pomacałam łydkę, czując niemiłosierny, narastający ból
-Cześć, Meg!- Lily uśmiechnęła się do mnie szeroko
-Nie znamy się jeszcze. Jestem Alicja Silverwand- uśmiechnęła się do mnie jakaś życzliwie wyglądająca dziewczyna.
-Mary Ann, ale możesz mi mówić Meg- wyszczerzyłam zęby, i wygramoliłam się z łóżka. Udałam się do łazienki, by odbyć poranną toaletę i ubrać się w szkolną szatę. Zauważyłam dopiero teraz, że krawat z szarego zrobił się czerwono-złoty, a na obrzeżach szaty i bezrękawnika pojawiły się czerwone wstążeczki. Była też czerwono-złota naszywka z lwem i nazwą mojego domu.
Kiedy z powrotem weszłam do dormitorium, Alicji już nie było, a Lily stała przy drzwiach z oczekiwaniem wypisanym na twarzy.
-Profesor McGonnagall poprosiła mnie, abym zaprowadziła cię na dół. Chcesz iść ze mną?
-Chyba nie. Umówiłam się już z moim bratem na dole. Ale może pójdziesz z nami?
-O nie nie nie!- obruszyła się ruda- Tylko nie z nimi! Tylko nie z Huncwotami! Trudno, to na razie!
I wyszła z dormitorium, a ja ruszyłam za nią. Ciekawe, dlaczego nie chciała iść ze mną i z chłopakami? Odpowiedź nasunęła mi się dość szybko: Lily wyglądała na osobę ułożoną, porządną i zorganizowaną, a z tego, co wiem, kumple Remusa są całkowitym przeciwieństwem ułożonych, porządnych i zorganizowanych.
Zeszłam na dół. Oczywiście, Remusa nie było. Wydarłam się więc przez cały pokój:
-Lily, hej, LILY!
Evans odwróciła się do mnie dosłownie krok przed portretem. Doszłam do niej.
-Remus zachował się jak zwykły facet. Nie czeka na mnie, bo pewnie jeszcze smacznie chrapie. Zejdziemy razem do Wielkiej Sali?
-Oczywiście!- rozpromieniła się
Wyszłyśmy więc z Pokoju Wspólnego.
-Pewnie nie możesz się doczekać lekcji, co?- zagadnęła Lily
-Wiesz, jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Ale jakby się teraz zastanowić… No, to będzie nowość w moim życiu!
-Jak to się stało, że nie przyszłaś do Hogwartu tak, jak reszta? Pewnie ci przykro… Nie ujawniłaś zdolności, czy jak?
-Nie, ujawniłam, ale…- zastanawiałam się, czy Lily jest odpowiednim kandydatem do tego, by jej opowiedzieć o wszystkim- Po prostu. Rodzice nauczali mnie do tej pory…
-Kiedy ja przybyłam do Hogwartu nie mogłam się połapać w tym wszystkim… Ale po miesiącu można się przyzwyczaić. Zresztą, o Hogwarcie wiedziałam już wcześniej…
-Jak to? Przecież jesteś z rodziny mugoli.
-Tak, ale zanim dostałam list, mój przyjaciel opowiedział mi o tym wszystkim, i zapewniał, że jestem czarownicą. On sam ma mamę czarodziejkę, ale jego ojciec jest mugolem…
Doszłyśmy do Wielkiej Sali
-Gdzie siadamy? Nie chcę znowu siedzieć wśród pierwszaków.- zapytałam, kierując kroki w stronę stołu Gryffindoru.
-Usiądź na razie sama, macha do mnie Sev…
I odeszła w stronę obcego stołu. Rzuciłam okiem na mój stół, szukając sensownego miejsca. Nagle dostrzegłam mojego brata i jego bandę. Miał na mnie czekać, co jest?
-Czy przypadkiem nie miałeś na kogoś czekać, hę?- zapytałam chłodno, pochylając się nad stołem naprzeciwko Remusa. Podniósł leniwie oczy znad książki i sięgnął po łyżkę.
-Do nich miej pretensję, nie do mnie, ja chciałem na ciebie poczekać, ale mnie zawlekli…
-Kto cię zawlókł? Na pewno nie ja…- obruszył się Syriusz. Obracał w szczupłych palcach jakieś kolorowe coś. Więcej tego znajdowało się w kartonowym pudełku, opatrzonym napisem „Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta”.
-No tak.- odgryzł się James- Tobie się nie chciało. Tobie się nigdy nie chce wykonywać żadnych prac fizycznych.
-Ale jestem w drużynie, nie? Siadaj sobie, nie bronię ci.. .
Wskazał mi wolne miejsce obok siebie, naprzeciw Remusa, i włożył do ust fasolkę.
-Dzięki za pozwolenie- mruknęłam chłodno, siadając, a Syriusz skrzywił się, i wypluł fasolkę, która wylądowała na talerzu jakiejś trzecioklasistki. Ona i jej towarzyszka rozejrzały się z obrzydzeniem, ale kiedy odkryły, że fasolka należała do Syriusza, rzuciły się na nią z piskiem.
Syriusz udał, że tego nie zauważył, i odwrócił z powrotem głowę w moją stronę. Jedna brew znikła w jego czarnych kosmykach, a twarz wyrażała znudzenie i frustrację.
-Mówiłaś coś?- zapytał, a ja znów poczułam zniewalający zapach perfum.
-Rety!- zawołał James i złapał się za głowę- Co one robią?! Czy nie wiedzą, że ślina Łapy jest jedną z najniebezpieczniejszych trucizn? No i ten odór…
Remus uniósł pełną irytacji twarz znad miski i spojrzał na Jamesa.
-Słuchaj, dziecko, ja jem. Mógłbyś to uszanować i nie gadać o ślinie Syriusza?
-Masz rację, to niestrawny temat…
-Słuchajcie, ja się od was przesiadam- oświadczyłam- Jeśli tak wyglądają wasze inteligentne rozmowy…
-Zwykle są jeszcze gorsze- wpadł mi w słowo Syriusz- Trafiłaś na całkiem przyzwoitą…
-Nie słuchaj go- mruknął Peter- Lubi, jak się o nim gada…
Syriusz wykrzywił twarz i ponownie wypluł fasolkę, krztusząc się. Obśliniona fasolka brzdęknęła o pusty, srebrny dzban po mleku, który wydał cichy, dźwięczny odgłos, przypominający gong. Spojrzałam na niego z najwyższą odrazą, ale on, wciąż krztusząc się, rzekł.
-No co? Smakowała tak, jak cuchnie mój skrzat domowy…
-Jako i ty, szlachetny waćpanie, wonią tą jesteś przesiąknięty na wskroś!- zawołał James poważnym głosem, a Syriusz cisnął w niego garścią fasolek.
Zauważyłam, że Huncwoci, jak to nazwała ich Lily, są jakby zaspani. Wczoraj mieli tyle energii, a teraz? James jadł powoli śniadanie, Peter męczył się z jakimś wypracowaniem, Remus czytał książkę, a Syriusz, chyba najbardziej znudzony z nich wszystkich, bawił się fasolkami.
-Co jesteście tacy zaspani?- zapytałam
-Zaspani?- powtórzył James- Nie… Drzemią we mnie nieprzebrane źródła energii! Ale uaktywniają się zwykle po drugiej lekcji…
-A co z resztą?
-U Remusa uaktywniają się najwcześniej, jeszcze przed lekcjami! U Petera, hmm… Dopiero po obiedzie… A u Syriusza? Jakoś…w nocy!- James wyszczerzył zęby.
-Ha ha, bardzo śmieszne.- warknął Łapa.
Remus podniósł oczy znad książki i spojrzał na niego tak, jak na pacjenta patrzy lekarz, który nie do końca rozumie diagnozę.
-Co jesteś dzisiaj taki rozmemłany?- zapytał
-Jaki?! Nie, po prostu nie spałem za dobrze…Dzień dobry, profesor McGonnagall! Piękny dziś dzionek!
-Lizus…- mruknął niedosłyszalnie James, a nade mną stała już kobieta, która wczoraj prowadziła mnie na Ceremonię Przydziału.
-Panno Lupin, oto plan lekcji… Dzień dobry panie Black, szlabanu nie cofnę, przykro mi…
Profesor McGonnagall podała mi pergamin z tabelą i poszła sobie. Syriusz zaklął pod nosem i złapał mój rozkład zajęć.
-Hej!- zawołałam, oburzona.
-Heh, masz taki sam rozkład tygodnia, jak my!
-No! Przecież jesteśmy w jednej klasie, nie?
Cała czwórka podniosła na mnie niedowierzający wzrok. Pierwszy ocknął się James.
-Niezły żart. Najlepszy, jaki dziś słyszałem.
-To nie żart!- rzekłam
-No, to powodzenia! Możesz śmiało postawić łóżko w bibliotece…- zawołał Peter
-Sorry, ale ktoś na mnie czeka.- oznajmiłam, obserwując Lily, która patrzyła na mnie wyczekująco, stojąc pod olbrzymimi drzwiami- Miło było spożyć z wami posiłek, ale już sobie idę…
Wyrwałam oniemiałemu Blackowi plan z ręki, i skierowałam się w stronę Lily, pozostawiając Huncwotów z minami, jakby byli świadkami inwazji UFO.
Lily spojrzała na mnie ze współczuciem.
-Co, musiałaś siedzieć z Potterem i tą całą pomyloną bandą? Jesteś cała?
Parsknęłam śmiechem.
-Który to Potter?- nagle uświadomiłam sobie, że mój braciszek nie napisał w żadnym liście, jakie nazwiska mają jego kumple.
-Ten najbardziej beznadziejny… W okularach…
-James?- skrzywiłam się. Akurat Jamesa polubiłam najbardziej. Nagle coś mi się przypomniało. Mama powiedziała: „Nie słuchaj Jamesa Pottera i Syriusza Blacka”. Czyżby uważała ich za wariatów? A potem nasunął mi się mój brat: „Syriusz? Pasowalibyście do siebie…”. A więc Remus uważa, że pasuję do wariata? Oj, ten mój brat! Zresztą, wcale nie uważam, że pasuję do Syriusza, wręcz przeciwnie. Nawet nie wiem, czy go polubiłam.
-Nie James, tylko Potter!- warknęła ruda, a potem złagodniała- Jaką masz pierwszą lekcję? Zaprowadzę cię pod salę…
-Mam tam, gdzie ty, no przecież! Jesteśmy w tej samej klasie!
Lily z zatroskaną miną podeszła do mnie i położyła mi dłoń na czole, jakby sprawdzając, czy nie mam gorączki.
-Co ty robisz?- zapytałam, zdziwiona
Lily zmrużyła oczy z niedowierzaniem
-Naprawdę jesteś w tej samej klasie? No, bo to normalnie jest niemożliwe… Wiesz, ile miałabyś zaległości? A na pewno zrobią ci egzaminy z trzech lat… Powiedz, że jesteś w pierwszej klasie!
-Jestem w czwartej klasie.- odparłam spokojnie.
-Nie wierzę.- Lily pokręciła głową
-Co mamy pierwsze?- zerknęłam do tabeli, nie zwracając uwagi na Evans- Hmm, eliksiry. Świetnie!
Ruszyłam wolno w stronę schodów, a Lily popędziła za mną.
-Wiesz, mogę ci pomóc. Trochę posiedzimy w bibliotece, ale nadrobisz wszystko w kilka miesięcy! Może Severus ci także pomoże…
Doszłyśmy do dormitorium po torby, a ja zastanawiałam się dlaczego ta ruda dziewczyna tak bardzo chce się mną opiekować. Może jest po prostu dobroduszna? Może w jakiś sposób czuje się za mnie odpowiedzialna.
-Eliksiry są w lochach.- tłumaczyła Lily, gdy schodziłyśmy kamiennymi, ponurymi schodami w dół, zagłębiając się w zimny półmrok.- Zawsze w zimie noszę rękawiczki, tu się nie da wytrzymać… O nie, Ślizgoni!
Pod kamiennymi drzwiami zgromadziła się już grupka czternastolatków w szatach z zielonymi akcentami. Dostrzegłam przylizańca, który wczoraj popchnął mnie na ścianę. Pod ścianą, z dala od „zielonej” grupki, stało kilku Gryfonów. Odniosłam wrażenie, że obie grupy nie darzą się sympatią. Może to tylko przywidzenie?
-Eee, Lily?
-Hmm?
-Czy Ślizgoni nas… nie lubią?
Lily wstrzymała oddech.
-No cóż, łagodnie to określiłaś. Tak. Szczerze, to nas nie trawią. A raczej my ich. Ale tak naprawdę…
Obie z Lily przystanęłyśmy w połowie drogi do drzwi. Od strony, od której przyszłyśmy, słychać było dziwne odgłosy, jakby nadciągało stado rozpędzonych mamutów.
-Co, do…
Po schodach, z których właśnie zeszłyśmy, zbiegało, na łeb na szyję, czworo rozszalałych chłopaków. Minęli nas ze śmiechem, torby powiewały za nimi, kilka książek trzymali. Wpadli do jakiejś sali.
-Świetnie. Huncwoci!- mruknęła Lily.- Zrobili zbędny wicher, i nawet nie powiedzieli „przepraszam”!
Po chwili po schodach zszedł jakiś dziwny człowiek, używając takich przekleństw, że zaczęłam wątpić w dobre przykłady w tej szkole.
-Znowu ci kretyni, te…
Tu zaklął siarczyście.
-Ty!- warknął do Lily- Widziałaś ostatnio tych czterech … Tych najgorszych…
-Nie- odparła chłodno Lily.
Człowiek odszedł, mrucząc pod nosem obelgi.
Otworzyłam usta, by spytać kto to, ale Evans mruknęła „Nic nie mów. Filch.”.
-Filch?
-Woźny. Jest nowy, ale okropny, naprawdę.
Zza drzwi wychyliła się głowa rozbawionego Syriusza, w tym czasie portal prowadzący do klasy eliksirów otworzył się i stanął w nich jakiś brzuchaty, wąsaty pan w średnim wieku. Wyglądał na dość miłego, ale wiem, że pozory niekiedy są mylne. Odezwał się grubym głosem:
-Do klasy, uczniowie! Nie ociągać się, mamy dziś mnóstwo roboty.
Cała masa, razem z moją skromną osobą weszła do komnaty.
Ślizgoni trzymali się siebie, Gryfoni siebie. Huncwoci stanęli przy jednym stole, Lily z tym dziwnym, czarnowłosym chłopakiem, którego wczoraj widziałam, też ustawili się przy jednym ze stołów. Obok nich ulokowała się już Alicja.
-Mogę z tobą?- zapytałam ją
-Jasne!- uśmiechnęła się
Postawiłam kociołek na stole, wyłożyłam wagę i składniki, pergamin, atrament, pióro i książkę do eliksirów.
-Jak się nazywa nauczyciel eliksirów?- spytałam półgębkiem Alicji
-Slughorn. Pseudonim Ślimak.
-Aha. Jest ostry?- przeczuwałam odpowiedź
-Nie! Jest bardzo miły i ogólnie…ludzki. Wyrozumiały.
Nagle odezwał się tubalny głos. To profesor Slughorn odezwał się zza biurka:
-Dziś uwarzymy sobie Eliksir Rozweselający. Na poprzedniej lekcji było trochę teorii na jego temat, teraz przejdziemy do praktyki. Oho! Byłbym zapomniał!- uśmiechnął się w moją stronę.- Panno Lupin, jestem profesor Horacy Slughorn. Witam cię serdecznie! Mam nadzieję, że szybko nadrobisz zaległości. Jakbyś miała jakieś wątpliwości-proś o pomoc!
Odchrząknął.
-Kto mi powie, jaki jest główny składnik Eliksiru Rozweselającego?
Lily zabrała głos prawie natychmiast:
-Wszystkie są równie ważne.
Slughorn uśmiechnął się
-Doskonale, Lily! Podchwytliwe pytanko! Pięć punktów dla Gryfonów. No, do roboty!
Szybko zrozumiałam, że na kilka następnych miesięcy nie wystawię nosa za drzwi biblioteki.
Eliksiry okazały się takie trudne! Nic nie rozumiałam, a Alicja musiała mi wciąż coś tłumaczyć. Mój eliksir pod koniec lekcji nie wyglądał wcale tragicznie, ale chyba tylko dzięki Alicji, bo sama bym się tam chyba skichała, a i tak nici by z tego wyszły.
Na szczęście jakoś to minęło i Slughorn zawołał:
-Na następną lekcję napiszcie esej na temat proporcji poszczególnych składników tego eliksiru. Pół rolki wystarczy- klasa jęknęła, a ja z nią( jak ja to napiszę?!), ale profesor powiedział- Ty, Mary Ann, nie musisz. Do…
To, co się potem stało, przeszło do historii mojego krótkiego życia jako wczesne stadium zawału. Przed oczyma dostrzegłam krótki, denerwujący ruch. Coś wpadło do kociołka Lily, by ułamek sekundy potem wybuchnąć z ogłuszającym hukiem i obryzgać nas wywarem( to znaczy mnie, Lily, Alicję i trochę tego chłopaka). Z kociołka wydobywał się gryzący dym, a Slughorn już do nas pędził, by sprawdzić, co się stało, ale ja tego nie widziałam. Opierałam się na ławce z tyłu i trzymałam kurczowo za serce, dysząc ciężko. Lily zamurowało. Stała, z otwartymi ustami, cała upaprana. Alicja usuwała ze stoickim spokojem wywar, a chłopak klął, na czym świat stoi i też czyścił szatę. Ślizgoni wyli z uciechy.
Lily odwróciła głowę w stronę Huncwotów( wszyscy ryczeli ze śmiechu, tylko James stał, jak zagipsowany) w oczach miała żądzę mordu.
-Potter…- warknęła cicho. Wyglądało na to, że to James rzucił czymś, a z tego, co mi podpowiadała intuicja, nie taki był jego cel ataku.
Następnie Evans podeszła do chłopaków i… zaczęłam współczuć Jamesowi. Dziewczyna dopadła do niego, chwyciła oburącz jego szatę z przodu, i zaczęła nim potrząsać, niczym szmacianą lalką, a on nawet się nie bronił, tak bardzo go to zatkało.
-TY WYWŁOKO, TY…! CHCESZ MNIE ZABIĆ??!! ZDAUNIŁO CIĘ KOMPLETNIE, PALANCIE?!?!
Wrzaski Lily odbijały się od kamiennych ścian, mieszając z rykiem Ślizgonów i Huncwotów. Nie wytrzymałam. Wypadłam z komnaty na łeb, na szyję, i ruszyłam szybko korytarzem. Dogonili mnie trzej Huncwoci.
-Jesteś brudna, czekaj…- Syriusz, wciąż krztusząc się ze śmiechu, sięgnął po różdżkę, ale ja złapałam go za przegub.
-Co?...
-Nie dzięki. Remus mnie wyczyści. Jemu ufam.
Syriusz nachmurzył się
-No wiesz! Ale jesteś niemiła!
-Po prostu cenię własne życie.
Remus wyciągnął różdżkę i wyczyścił mnie. Tymczasem z komnaty wyszła Lily. Była tak wkurzona, że nie podejrzewałam jej o to. Nawet jej włosy zdawały się elektryzować. Minęła nas, nie zaszczycając spojrzeniem. Niestety, była ciągle upaćkana eliksirem, nawet bardziej, niż przed chwilą ja, lecz wyglądało na to, że nie do końca to do niej dociera.
-Dlaczego jej dokuczacie?
Nieco spoważnieli.
-Nie dokuczamy- odparł Peter.- Po prostu, James nie trafił w ten kociołek, co trzeba. Petarda miała trafić do Smarkerusa…
-Jak na złość. Ale miał pecha, nie chłopaki?- mruknął Remus, po czym wszyscy troje ruszyli na górę.
Zostałam sama, ale do czasu. Z klasy eliksirów wypadł James. Wyglądał, jakby nie do końca wiedział, gdzie jest. Oparł się o kamienną ścianę, obok mnie i westchnął ciężko.
-Dlaczego?- zadał retoryczne pytanie
Wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam, że tak się przejął tym atakiem Lily. Może to było rzeczywiście aż tak upokarzające?
Potter spojrzał na mnie ze zrezygnowaniem
-Wiesz, jak dotrzeć na wróżbiarstwo?- zapytał bez entuzjazmu
-Nie- przyznałam, zgodnie z prawdą. Chwycił mnie za przegub.
-Chodź- mruknął, i poprowadził mnie w stronę schodów, prowadzących na górę.
Szliśmy bez słowa, w grobowych nastrojach, dopóki James nie zatrzymał się przed srebrną klapą, prowadzącą na górę. Po srebrnej drabinie wspinało się kilku Puchonów. Na ten widok Potter klepnął się z całej siły w czoło.
-Kretyn… Mamy teraz transmutację! Ale jestem… Jesteśmy już spóźnieni! Mary Ann, lecimy, McGonnagall nas oskalpuje…
Popędził korytarzem, a ja za nim. Fajnie, spóźnię się do McGonnagall…
Pięć minut później James wpadł ze mną do jakiejś klasy. Wszyscy siedzący odwrócili głowy w naszą stronę. Dostrzegłam Lily, kręcącą głową z politowaniem. Trochę mnie to zdenerwowało, szczególnie, że w tym momencie McGonnagall podeszła do nas. Wiedziałam, że zaraz zrobi nam obciach przy całej klasie Gryfonów
-Czekam na wyjaśnienia- oznajmiła zwięźle, lecz chłodno.
-To moja wina, pani profesor- oznajmiłam, zanim Potter otworzył usta- Zmyliłam go, bo i mnie pomyliły się dni.
Wiedziałam, że McGonnagall prędzej, czy później dowie się o aferze na eliksirach. Nie chciałam jeszcze bardziej pogrążać Rogacza.
-Jeśli jeszcze raz coś takiego się zdarzy, odejmę Gryfonom punkty. Siadajcie.
Ja i James usiedliśmy razem, ignorując natarczywe spojrzenia Huncwotów.
Eliksiry wydawały się być trudne, ale to pesteczka przy transmutacji. Kompletnie nie kojarzyłam o czym McGonnagall mówi! Czułam się, jakbym była opóźniona w rozwoju.
Kolejna lekcja, historia magii, okazała się bardzo dziwna. Prowadził ją duch! Starałam się notować, co on mówi, ale przyuważyłam, że nieomal cała klasa śpi! To był szok.
-Jak ci idzie z tym wszystkim?- zapytała Lily, gdy szłyśmy łagodny zboczem, prosto do cieplarni, by odbyć lekcję zielarstwa z Krukonami
-Trochę nie łapię tego wszystkiego. To trudne. Trzeba mieć już pewien zasób wiedzy…
Dotarłyśmy do tajemniczych, szklanych domków, w których rosły magiczne rośliny.
Ja i Lily weszłyśmy do cieplarni. W moje nozdrza uderzył smród oparów od roślin, zrobiło mi się też duszno, więc zaczęłam kasłać. Stanęłyśmy blisko stołu, przy którym stała nauczycielka zielarstwa.
-Witam uczniowie! Witaj, panno Lupin! Jestem profesor Sprout. A oto rekwizyt naszej dzisiejszej lekcji.
Schyliła się, i spod biurka wyciągnęła sporą czyrakobulwę.
-Abbot?- zwróciła się do jakiegoś chłopaka- Czym trzeba obłożyć czyrakobulwę, by nie zmarzła? Mówiliśmy o tym na poprzedniej lekcji.
-Eee- chłopak zmarszczył czoło- Łajnem smoka, pani profesor.
-Nie prawda!- zaperzyłam się, a wszyscy odwrócili głowy w moją stronę. Na twarzach malowało się niekłamane zdumienie.- Łajno smoka wysusza czyrakobulwę, jest zbyt żrące. Najlepsza jest zwykła ziemia.
Pani Sprout uśmiechnęła się.
-Doskonale! No, nie wiedziałam, że masz taki zasób wiedzy, moja droga. Dziesięć punktów dla Gryffindoru!
-Skąd to wiedziałaś?- szepnęła Lily
-Po prostu, moja mama i ja zajmowałyśmy się czyrakobulwami, i coś mi tam tłumaczyła…
W kolejnej części lekcji przesadzaliśmy czyrakobulwy. Lily i ja pracowałyśmy z jakąś Puchonką o imieniu Kate.
-Nie, ostrożniej…- mruknęła Kate, gdy Lily wyszarpywała czyrakobulwę z doniczki
-Co za… Nie chce wyjść… OJ!
Czyrakobulwa strzeliła ropą, prosto w moją twarz.
-AAAA!- jęknęła- Nienawidzę tych roślin!
Strasznie szczypało, a ja nic nie widziałam. Czułam, jak pojawiają się bąble… Wytarłam trochę ropy, by widzieć cokolwiek.
-Ojej. Spokój!- usłyszałam Sprout.- Panno Lupin- do szpitala!
-Ale gdzie on jest?
Sprout westchnęła
-Black, zaprowadź Lupin do skrzydła szpitalnego.
Syriusz ruszył żwawo do drzwi.
-Albo nie. Black, zostajesz, chcę, żeby dotarła tam w jednym kawałku… Lupin, ty pójdziesz z siostrą, wiem, że się nią zaopiekujesz.
Blackowi entuzjazm ewidentnie opadł, tymczasem Remus chwycił mnie pod ramię i pokierował w stronę zamku.
-Ty to masz szczęście…- mruknął- Dobrze, że nikt cię nie pozna, ale siara…
-Ojej!- usłyszałam krzyk kobiecy, bo przez bąble nic już nie widziałam.- Połóż się, zaraz cię opatrzę… Lupin, zmykaj…
Leżałam na łóżku i syczałam z bólu, gdy tylko pielęgniarka przemywała bąble.
-Teraz się zdrzemnij. Sen to najlepsze lekarstwo.
A więc próbowałam usnąć, jak mi doradziła. Po pół godziny nareszcie zapadłam w sen, zapominając o bólu…
Komentarze:
lolusiek Środa, 11 Czerwca, 2008, 19:15
ej no nie rób se jaj...to takim uboższym językiem :P A na serio : ja chcę notkę!!!!!!!!!!!!!!!!
lolusiek Środa, 11 Czerwca, 2008, 19:15
ej no nie rób se jaj...to takim uboższym językiem :P A na serio : ja chcę notkę!!!!!!!!!!!!!!!!
Lilly Środa, 11 Czerwca, 2008, 22:08
Doo! Jesteś mistrzem nad mistrzami! Piszesz najlepszy pamiętnik na tej stronie1!
Pozdrawiam!
Doo! Nie wiem czy pamiętasz, ale dzisiaj ma być notka:P Czekam do 24, bo wiesz jeśli nie to mamy już sporo czytelników gotowych strajkować, a z piesiuniem sobie jakoś poradzimy:P
Doo Czwartek, 12 Czerwca, 2008, 20:57
No nie wiem. Z Syriuszem to nawet mój tata sobie ledwo radzi(a to rosły chłop). Niestety, dziś notki nie będzie bo mam NAWAŁ roboty, ale napisałam ją już odręcznie i w połowie na kompie, także jutro będzie na 100 procent.
Zulek Czwartek, 12 Czerwca, 2008, 21:31
Kobieto, przecież jutro mamy wystawienie ocen:P Skąd ten nawał?? My chcemy notkę!! Oleee ole ole oleee!!
Nadia Piątek, 13 Czerwca, 2008, 13:01
Chcieć to móc! Syriuszek to napewno ładny i miły piesek, a przede wszystkim mądry. Więc uszanuje taką ważną sprawę jak notka! :P Ale, chyba obejdzie się bez ofiar, bo notka ma być dzisiaj. Trzymam za słowo!
cien_kotki Piątek, 13 Czerwca, 2008, 16:28
Dziś jest jutro. Idę strajkować, kto też idzie?
Aga Piątek, 13 Czerwca, 2008, 16:44
dajmy jej czas ostatecznie do 24
jak nie, to jutro idziemy na strajk ;p
lolek Piątek, 13 Czerwca, 2008, 16:52
notka notka notka!
Nadia Piątek, 13 Czerwca, 2008, 19:41
Ja jestem, za strajkiem! Jak nie będzie noty do 24, to idziemy strajkować:P A, z pieskiem sobie jakoś poradzimy...
cień_kotki Piątek, 13 Czerwca, 2008, 20:14
Masz jeszcze 4 godziny, Doo.
cień_kotki Piątek, 13 Czerwca, 2008, 20:14
Masz jeszcze 4 godziny, Doo.
lolusiek Piątek, 13 Czerwca, 2008, 20:30
czas mija....sekundy tykają...!!!!!!xD spiesz się Dooooo:P no szybko bo już nie mam co przy necie robić,tzn.w necie.szybko!:*
Nadia Piątek, 13 Czerwca, 2008, 21:22
Trzy godziny i trzydzieści siedem minut XD
lolusiek Piątek, 13 Czerwca, 2008, 21:24
2 godziny i 26 minut!!!!
lolusiek Piątek, 13 Czerwca, 2008, 21:26
ups..coś się czas nie zgadza..:P
cień_kotki Sobota, 14 Czerwca, 2008, 08:04
Przeholowałaś. Za minutkę chcę tu widzieć notkę!
Aga Sobota, 14 Czerwca, 2008, 10:30
już notkę
cierpliwa nie jestem, uwierz mi ;p
notki........