Mam nadzieję, że tytułu nie muszę tłumaczyć.
Niestety, nie mogłam dodać noty wcześniej, przykro mi.
-Połóż się spokojnie, nic ci nie będzie…
-Nie! To boli, bardzo!
-Zaraz się tym zajmę! Daj mi szansę!
-Nie! Maaaamooo!!!
-Ach, te dzieci…
Rozbudziłam się z półsnu. Całą twarz oblepiał mi bandaż, więc nic nie widziałam, ale wyraźnie słyszałam wrzaski, porównywalnie brzmiące do odgłosów, jakie wydaje osoba, którą obdzierają ze skóry.
Czułam na twarzy swędzenie, ale bąble zniknęły. Zdarłam bandaż jednym, szybkim ruchem, bo mnie irytował. Szybko posmarowałam usta wazeliną, by mnie nie piekły. Usiadałam na łóżku.
Znajdowałam się wciąż w szpitalu. Łóżka stały przy kamiennych ścianach, kilka zajmowali śpiący uczniowie. Strzeliste sklepienie znajdowało się wysoko, lecz, mimo wszystko, było tu przytulnie. Przez wąskie, gotyckie okna widać było świecący srebrną poświatą rogalik i gwiazdy.
Na łóżku obok rzucał się jakiś pierwszak. Wyglądał, jakby zaczynał mu się atak epilepsji. Powtarzał wciąż „Mamo!”, a pielęgniarka już spieszyła po odpowiednie eliksiry. Wrzask był nie do wytrzymania, więc zatkałam uszy. Ugh, nie ma to jak foch… Zastanawiało mnie tylko, czemu inni, którzy spali, nie powyskakiwali z łóżek z dzikim zawołaniem „Co się stało, ludzie? Kogo tną?”. Może tu często odbywają się takie cyrki, więc pielęgniarka dała każdemu coś na kamienny sen?
Kobieta zniknęła za drzwiami, byłam pewna, że mnie nie zauważyła. Podeszłam do dziecka. Spostrzegłam, iż był to młody Gryfon, ten sam, którego wczoraj nabrałam, że wpadłam pod pociąg.
-A co ci się stało?- szepnęłam, łapiąc go za ramiona, by przestał zachowywać się, jak wesz na grzebieniu.
Chłopczyk tak się zdziwił moim widokiem i reakcją, że zachłysnął się i spoczął. Patrzył na mnie wytrzeszczonymi oczyma, wzrok wlepiał w moje włosy, był zafascynowany. Dręczyła go cicha czkawka. Zrobiło się cicho.
-Boli mnie noga…-pisnął i spazmatycznie wciągną powietrze do płuc.
-Pokaż…-delikatnie podwinęłam nogawkę jego spodni. Nie było śladu żadnej rany.
-Przecież nic tu nie ma… Czy wiesz, co ci jest?
-Powiedzieli, że złamią mi nogę…
-Kto?- zaniepokoiłam się. O co chodzi?
-Oni.- odparł cichutko.
-Jacy oni?- zapytałam.
-Ślizgoni!- zaczął chlipać.
-Co?!- wytrzeszczyłam oczy. A więc jest tak źle? Nasza nienawiść i rywalizacja jest tak wielka? Tak niezdrowa? -Ślizgoni cię zaatakowali?
-Taak!!- zaczynał płakać głośniej.
-Cii!- uciszyłam go.-Opowiedz mi spokojnie o tym, a obiecuję, że się zrewanżujemy!
Chłopczyk przestał płakać.
-Naprawdę?- w jego oczach zamigotał podziw.
-Oczywiście!- odparłam.
-Szedłem sobie, a tu podeszła do mnie paczka Ślizgonów. Wykręcili mi ręce i zaczęli się nade mną znęcać. Potem ustalili, że złamią mi nogę, i chyba to zrobili.
-Nie chcieli funtów?
Chłopiec spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Zrozumiałam swój błąd.
-To znaczy… Czy nie chcieli galeonów? Lub czegoś drogiego…?
-Nie!
-Tak po prostu cię zaatakowali? I nikomu nie doniosłeś?!
-Nie, bo oni zagrozili, że połamią moją siostrzyczkę, jak tylko trafi do Hogwartu… Buu!!!
Rozpłakał się na dobre. Usłyszałam kroki, dałam więc susa do łóżka.
-Masz, nastawię ci kość, ale tu już się prześpisz, nie będziesz wracał do dormitorium.
Kiedy wreszcie pielęgniarka poszła sobie, usiadłam na łóżku chłopca.
-Przysięgam ci, że zapłacą za to wszystko, i jeszcze odszczekają pod stołem przeprosiny. A ty musisz pójść do Dumbledore’a! Albo ja sama się tam udam…
Chłopczyk miał taką błogą minę, że uśmiechnęłam się do niego.
-Jejku! Kochana jesteś!- niezgrabnie mnie przytulił, na tyle, ile mu pozwalała złamana kończyna i oderwał się ode mnie, lekko speszony.
-No, a teraz śpij. Jutro musisz mieć energię, bo wróg zaczyna się nas bać, gdy widzi, że nie może nas złamać psychicznie…
Chłopczyk złożył głowę na poduszce, na jego buzi malował się uśmiech.
Bez zastanowienia ruszyłam do wyjścia, by opowiedzieć Lily o tym, jacy potrafią być Ślizgoni.
Sama nie wiem, czemu byłam dla tego chłopca taka miła. Może po prostu zrobiło mi się go żal?
Korytarze oświetlał wąskimi pasmami światła księżyc, a ja wędrowałam nimi w absolutnej ciszy. Tylko odgłos stukania moich obcasów odbijał się echem od ścian.
Szłam przed siebie, gdy nagle przystanęłam. Przecież kompletnie nie wiem, gdzie jest Pokój Wspólny! Nie byłam jeszcze na pewno w tej części zamku, w której się obecnie znajdowałam. Stałam tak w bezruchu chyba pięć minut, zastanawiając się, co robić. Nagle usłyszałam kroki. Uff, ktokolwiek to będzie, może zaprowadzi mnie pod portret Grubej Damy…
Kroki ucichły, ale na korytarzu nikogo nie było. O co chodzi?
-Kto tam?- zapytałam nieśmiało
Cisza.
-Wiem, że ktoś tu jest…- mruknęłam i zmrużyłam oczy. Moja czujność wyostrzyła się.
Nagle usłyszałam( a może mi się wydawało?) bardzo niewyraźne szepty, ledwo słyszalne, nawet w tej absolutnej ciszy.
Zrobiłam krok naprzód. Po prostu wiedziałam, że ktoś tu jest, czułam czyjąś obecność.
Nagle poczułam coś znajomego. Wbiłam wzrok w dywan, by skojarzyć fakty.
-Black- powiedziałam głośno i stanowczo- Czuję twoje perfumy, może byś wyszedł z łaski swej? Wiem, że tu jesteś…
Cisza. A potem…
Syriusz Black pojawił się znikąd na środku korytarza. Jego wargi rozciągnęły się w wesołym uśmiechu, a on sam ukłonił się teatralnie, przesadnie nisko.
-Buon giorno, signorina!- rzekł beztrosko, gdy już się wyprostował.
-Jesteś lingwistą?- zapytałam z podziwem, a on zmarszczył czoło, widocznie zastanawiając się, po czym na jego twarzy znów pojawił się uśmiech, jakby przed chwilą wciąż tam był, znowu się rozweselił.
-Też cię lubię!- zawołał wesoło, a ja pokręciłam głową z politowaniem.
-Co tu robisz?
-Nie twój babski interes- wciąż się szczerzył, a mnie zaczynało już to irytować.
-Miły jesteś- ton mojego głosu ochłodził się- Mógłbyś powiedzieć, ale nie, to nie, łaski bez!
Syriusz zmrużył oczy.
-Tajemnica…- powiedział powoli
-Dobra, oszczędź sobie- warknęłam. Denerwował mnie. Jego idiotyczny wyszczerz, ręce w kieszeniach. Miałam go dosyć. Nawet nie wiem, czemu tak n mnie działał, ale, bynajmniej, nie zastanawiałam się nad tym obecnie.
-Nie musisz o wszystkim wiedzieć.- mruknął. Jego twarz i głos także przybrały chłodną barwę.
-Nawet nie mam ochoty. Nie interesują mnie twoje zakichane tajemnice.- Chciałam już sobie iść, ale nagle, prosto na mnie ze ściany wyleciał duch jakiejś kobiety. Przeleciał przeze mnie i znikł w ścianie. Cofnęłam się gwałtownie, bo uczucie było okropne, niczym zimny prysznic i wpakowałam się na zbroję. Łoskot był tak straszliwy, że mógłby postawić na nogi trzy przedszkola. Sparaliżowało mnie na moment.
Kiedy otworzyłam oczy i odjęłam dłonie od uszu hełm zataczał jeszcze ostatnie kręgi na podłodze. Zaległa absolutna, napięta cisza. Blacka zamurowało, szybko się jednak ocknął.
-Brawo!- warknął- Ty to masz talent!
-Czego?!- rzekłam ze złością- Masz coś do mnie?
Wzrok Blacka z mojej twarzy przeniósł się na wylot korytarza za mną. Oczy mu się rozszerzyły, po czym bezceremonialnie chwycił mnie za ramię.
-Co ty…?
Nie zdążyłam dokończyć zdania. Black pociągnął mnie ku sobie, obrócił plecami do siebie, jednym ramieniem oplatając moje ramiona i klatkę piersiową, dłoń drugiej ręki kładąc na moich ustach, by je zakneblować. Plecami prawie dotknął ściany, bo szybo do niej dopadł, potem syknął:
-James, peleryna!
Kompletnie nie wiedziałam, do kogo mówi, ale zaraz poczułam dziwny ruch, i…stałam, tak jak stałam wcześniej, przygwożdżona do Blacka, lecz obok tkwił James Potter, nie wiadomo, skąd tam się wziął, a wszyscy znajdowaliśmy się pod półprzezroczystą tkaniną. Na korytarzu rozjaśniało się; widocznie ktoś szedł, niosąc coś zapalonego.
Zza węgła wylazł Filch, w ręku miał latarnię. Rozglądał się bacznie, przystanął. Nagle uświadomiłam sobie całą groteskę owej sytuacji: ja i Black, przygwożdżeni do siebie, obok stoi James, przykryci jesteśmy jakąś tkaniną, Filch przed nami, panuje cisza. Ta absurdalna sytuacja może i byłaby lepsza, ale woźny i tak nas zaraz zauważy, nie wiem, po co nam ta tkanina. Filch podszedł do zbroi i przyjrzał jej się uważnie.
-Irytek…- mruknął pod nosem, po czym odszedł, rozglądając się czujnie.
Odczekaliśmy chwilę w bezdechu, by potem wypuścić oddech ulgi. James ściągnął z nas tkaninę, a Black mnie puścił, wycierając z obrzydzeniem dłoń o spodnie.
-Co ty miałaś na ustach?- zapytał z obrzydzeniem- Eliksir Zagęszczający?
-To jest WAZELINA, imbecylu!- warknęłam, a Black zmrużył oczy, choć nie wiem, czy dlatego, że ni w ząb nie wiedział, co to jest wazelina, czy dlatego, że nazwałam go imbecylem.
-Zmiatamy stąd- mruknął James przerywając naszą przyjacielską konwersację i założył ponownie pelerynę- Chodźcie!- usłyszeliśmy jego głos
-Nie wejdę razem z nim pod jeden płaszcz- powiedziałam, wskazując na Blacka
-Nie strzelaj fochów!- zdenerwował się Black
-Nie mówiłam do ciebie!- warknęłam- Nie rozmawiam z matołami!
-Słuchaj, najlepiej, jak cię tu zostawimy, a ty usiądziesz sobie i poczekasz, aż jakiś szarmancki dżentelmen cię stąd zabierze, na przykład Filch…
-Nie rozkazuj mi! Zajmij się lepiej czymś konstruktywnym, choćby sprawdzeniem, czy cię nie ma na końcu korytarza!
Black zrobił się czerwony ze złości, ale nie wybuchnął.
-Wiesz co? Żałuję, że wyszedłem specjalnie dla ciebie spod peleryny…
-Ja też żałuję, że wyszedłeś- warknęłam- Więc żywię nadzieję, że sobie pójdziesz i znikniesz mi z oczu, bo mam mdłości…
-Och, ale jesteś miła!
-Dzięki, nawzajem. To ty zacząłeś!
-Ja?! Ja zacząłem? Fajnie! Najlepiej na wszystkich wszystko pozwalać! No jasne! Odczep się, James.-warknął przez ramię, widocznie tamten go pukał.
-Przestańcie!- usłyszeliśmy głos Rogacza- Tu krąży Filch…
-Mam to w nosie!- zawołałam ze złością
-Oczywiście, nie obchodzi cię, że przez ciebie możemy wszyscy dostać szlaban, bo ty tu jesteś najważniejsza, może każesz nam jeszcze przed tobą klękać, rozkapryszona księżniczko?!!- krzyknął Black, był bliski stracenia panowania nad sobą
-Lepiej się opanuj, idioto, bo zaraz zamkną cię w wariatkowie!!! Jest coś nie tak z twoim mózgiem, a kiedy mówię ci prawdę, że to wszystko twoja wina…- wrzasnęłam, ale Black przerwał mi, wybuchając:
-WSZYSTKO MOJA WINA, TAK?!! MAM COŚ NIE TAK Z GŁOWĄ?!! WIESZ CO, MOŻE MI ZARAZ POWIESZ, ŻE TWOJE WŁOSY TO TEŻ MOJA WINA?!?!- ryknął
Przegiął.
-Powtórz to- powiedziałam krótko. Zalewała mnie zimna nienawiść.
-James, przestań!- krzyknął przez ramię i odwrócił się. Zamarł. Przeniosłam wzrok w to samo miejsce.
-No, no- złośliwy uśmiech wykrzywił wargi Filcha- Waszą przyjacielską rozmowę słychać wszędzie. Przerwę wam to romantyczne spotkanie. Za mną.
Ruszył korytarzem, a ja i Black za nim. Wszyscy milczeliśmy. Nie wiedziałam, jaką karę możemy otrzymać za rozwalenie tej zbroi.
Nagle usłyszałam niewyraźny szept Blacka:
-Nie, Rogacz, idź do dormitorium…
Po krótkim czasie stanęliśmy przed jakimiś drzwiami.
-Do środka- warknął ochryple woźny
W środku siedziała McGonagall. Na nasz widok wyprostowała się zdumiona.
-Oni chodzili po korytarzu! Zbili zbroję!- Filch był wkurzony
-Filch, zostaw nas- mruknęła nauczycielka i podeszła do nas. Miała surową minę.
-Dlaczego chodziliście po szkole? Czekam na wyjaśnienia.
Zaskoczyło mnie to.
-To nie można chodzić w nocy po szkole?- spytałam
McGonagall i Black wytrzeszczyli na mnie oczy.
-Oczywiście, że nie! Nie czytałaś regulaminu? Przecież to jest zabronione!
-Nie czytałam, nie wiem, gdzie jest…- Było to kłamstwo. Frank powiedział mi, gdzie wisi regulamin.
-A ty, Black, czemu nie śpisz?- spytała ostro
Black milczał.
-Minus trzydzieści punktów!
Wytrzeszczyliśmy oczy.
-To za ciebie, Black. Panna Lupin nie czytała regulaminu, ale ona i ty macie szlaban! Nie chcę, by to się powtórzyło! Marsz do łóżek!
Wyszliśmy z jej gabinetu, kierując kroki do dormitorium i nie odzywając się do siebie.
Szlaban… Wszystko przez tego kretyna. Czy dostanę wyjca? Co napiszę rodzicom w liście? W tej chwili nienawidziłam Blacka całym sercem.
Położyłam się do łóżka, lecz przed uśnięciem skupiłam każde włókno mego ciała na nienawiści do Blacka. Znów przed oczyma pojawiła mi się jego zakazana gęba, uch, nie znoszę go! Żałowałam, że to nie jest naprawdę, dopadłabym wtedy do niego i wypatroszyła gołymi rękoma. Chociaż, może i dobrze, że nie stoi przede mną naprawdę, i tak mam go po dziurki w nosie. Zaczęłam obgadywać Blacka sama ze sobą i ogarnęła mnie mściwa radocha. Po chwili usnęłam, trochę już spokojniejsza…
Tak. Bardzo mi się podobało, jak zwykle nie zawodzisz, Doo.
[Sylvia] Niedziela, 15 Czerwca, 2008, 08:30
Świetnie. Zgadzam się z poprzedniczkami...;D
Natti Niedziela, 15 Czerwca, 2008, 15:15
Ja bym wolała, żeby się w sobie zakochali, ale jak znam twoje notki, to bawisz się chyba w Jamesa i Lil?
Veronica Niedziela, 15 Czerwca, 2008, 18:15
Notka SUPER!! Jak zwykle z resztą. A mi się zdaje, że Do kieruje się przysłowiem: Kto sie czubi, ten się lubi.
Parszywek Niedziela, 15 Czerwca, 2008, 19:06
"mściwa radocha"??:P:P
Fajne, fajne, aczkolwiek z czego właściwie wyniknęła ta kłótnia? Moim zdaniem Mary Ann trochę przesadziła, i w dodatku większość notki zajmują ich wzajemne wrzuty.. trochę za dużo tego. Ale reszta b. fajna
Lolek, zgadnij??;>
Lolek Niedziela, 15 Czerwca, 2008, 20:04
Juleczka Ty filozofie nasz kochany!!!! nie filozuj tyle bo Ci się mózg słonko wypali! ;P
Lolek;) Niedziela, 15 Czerwca, 2008, 20:06
ups...ale ja dyskretna jestem....;/ hmmm a może to Natalia?? :p buzi!!!
Nadia Poniedziałek, 16 Czerwca, 2008, 07:15
Ech...co ja mam powiedzieć Doo? Jak zwykle świetnie! Cudownie! Bombowo! No po prostu...wiesz, że ja uwielbiam te ich kłótnie? A, co się z tym wiąże uwielbiam Mary Ann, no i ciebie, i Łapciowatego, i hunćwoków, i Lilusie i...zresztą co ja ci będę gadać...aaa...wiesz Doo, dzisiaj wyjeżdżam, wracam w sobotę, i jak wrócę to chcę tu widzieć nową notkę, bo inaczej zamiast z autokaru iść do domku, pójdę pod twój dom i będzie strajk number 2...
P.S. Jak zwykle świetnie!!!
P.S.2 I love Doo!
P.S.3 I love hunćwoki!
Aga Poniedziałek, 16 Czerwca, 2008, 08:25
uwielbiam Twoje notki
kiedy dasz następną ?
cierpliwa nie jestem ;p
Marta G/Lochy Poniedziałek, 16 Czerwca, 2008, 09:48
Doo..... powaliłaś mnie na kolana. Tak powinna wyglądać idealna notka, naprawdę! Świetny styl, dobrze napisane, wesołe, wciągające, napięcie aż syczy w uszach, po prostu nieziemsko! I ten opis, jak Syriusz ją bezceremonialnie przyciągnął do siebie... po prostu rewelacja. Jestem pod wielkim wrażeniem i uważam, że zasłużyłaś tym wpisem na W. Pozdrawiam i zapraszam do mnie->nowe wpisy!
Meg Dimen:) Poniedziałek, 16 Czerwca, 2008, 18:04
Ja już nic nie mogę powiedzieć, bo mnie po prostu zamurowało.I wiesz co żałuje, że nie napisałaś tej notki gorzej, bo być może znalazłabym wówczas odpowiednie słowa na jej pochwałę.
Jedyny błąd jaki zauważyłam t za duża ilość przecinków i brak "a" w tym zdaniu:
"Nawet nie wiem, czemu tak n mnie działał, ale, bynajmniej, nie zastanawiałam się nad tym obecnie."
Czekam na kolejną notkę
Ps. To Mary Ann zaczęła kłótnie z Blackiem
Ann-Britt Poniedziałek, 16 Czerwca, 2008, 21:49
Och, cóż ja mogę więcej powiedzieć?
Przepraszam, że tak późno komentuję, ale nie miałam czasu wcześniej przeczytać. Dzięki za tą notkę, utwierdziła mnie w przekonaniu, ze naprawdę masz talent! Wciągająca, po prostu porywająca. Poza tym dużo akcji i emocji i opisów i dialogów. Mam tylko nadzieję, że następna beędzie jeszcze lepsza... xp
Uwielbiam Twoje notki, bo mają "to coś".
Pozdrawiam, czekam na nowy wpis! ;*
Kimberly L. Wtorek, 17 Czerwca, 2008, 14:01
Supcioo..
Marry Ann musi być z Blackiem! ;D
aniloraK Wtorek, 17 Czerwca, 2008, 19:03
Superancka nota
normalnie pełen podziw
Natti Niedziela, 22 Czerwca, 2008, 23:45
No ona się bawi w Rogacza i Lilkę ;) Oni się potem hajtną, a przynajmniej pokohają ;)
PS Jak bez sensu, to kawę obwiniać, a nie mnie!! Za dużo jej wypiłam!!
Oj, loluś loluś;-P. Nie chciało się jechać do Sokolnik i teraz się mnie męczy, co?;-P
Dobra wiadomość:notkę deodam jutro lub pojutrze!
Nadia Środa, 25 Czerwca, 2008, 11:02
Jest! Notka dziś lub jutro! Dawno mnie tu nie było, ech...w piątek wyjeżdżam i do tego czasu, jak nie przeczytam notki, to mnie po prostu...to mnie poprostu...w każdym razie notka musi być! No bo powiedzcie, co ja zrobie, bez kochanej Mary Ann, Syriuszka, i reszty Hunćwoków?