Doszliśmy całą gromadą do stacji w Hogsmeade. Czekał tam na nas bardzo długi, czerwony parowiec.
-Jedziemy do domu pociągiem?- zapytałam, zaskoczona
-Tak, tak jest co roku.- odparła Lily- a czym dotarłaś do szkoły, bo zapomniałam?
-Siecią Fiuu…
-Dobra, wsiadamy. Chodź, bo nam wszystko pozajmują!
Znalazłyśmy szybko jakiś pusty przedział. Droga była długa, a ja patrzyłam na oświetlone słońcem, białe wzgórza. Panowało milczenie.
W ciągu całej podróży panował raczej spokój, tylko Rogacz z Syriuszem czasami przebiegali obok naszego przedziału. James wyszczerzał się do Lily uśmiechem radosnego idioty, a Lily ignorowała go ostentacyjnymi spojrzeniami w sufit.
-Sev nie jedzie z nami?- spytałam, gdy zaczęło mi się nudzić
-Nie, on…no, niezbyt lubi spędzać czas ze swym ojcem. Jego matka ledwo sobie radzi. Mieszkają w takiej zatęchłej dziurze! Jego ojciec jest mugolem, i ciągle tylko pije. Sev zostaje zazwyczaj w szkole na wszystkie święta.
Z sąsiedniego przedziału rozległo się krótkie parsknięcie, chwilę potem wielkie BUM! W całym pociągu rozległy się zawodzenia i przekleństwa. Rozsunęłam drzwi i wyjrzałam na zewnątrz. Przez korytarz biegł już wpieniony prefekt, a na jego purpurowej twarzy malowniczo rozprysła się jakaś substancja podejrzanego pochodzenia. Z jego szeroko rozwartych ust wydostawały się raz po raz dwa słowa:
-POOOOTERR!!!!! BLAAAAAAAAAAAAAACKKKK!!!!!!!
Wpadł z impetem do sąsiedniego przydziału. Po chwili do naszych uszu doszły wrzaski i odgłosy, jakby ktoś trzepał dywan.
-SZLAABAAAN!!!! JAK WRÓCICIE DO SZKOŁY!!!! OSOBIŚCIE DOPILNUJĘ, BY WAS UKARANO! A TERAZ OPANUJCIE SWOJE CHORE WYMYSŁY I SIEDŹCIE TU JAK TRUSIE! BEZ DYSKUSJI!!!
Odczekałam, aż prefekt pogalopuje z powrotem do swej siedziby, i weszłam do Huncwotów. James obmacywał swą głowę, Peter wygrzebywał się spod siedzenia, a Syriusz kończył wyrażać się swym kwiecistym językiem pod adresem prefekta.
-Co tam znowu wykombinowaliście?- spytałam ze złośliwym uśmieszkiem.
-My nie kombinujemy- powiedział James z wyniosłą, świętoszkowatą miną.
-Nie, tylko hmm… uwalniacie swe chore wymysły?
James zignorował mnie i począł zbierać rozsypane fasolki z podłogi.
Syriusz zachichotał, zwrócił się do mnie:
-Wiesz, umieściliśmy pod wszystkimi przydziałami tak zwane fetorokulki. A one mają taka właściwość, że działają jak bliźniaki. W każdym opakowaniu jest około sto fetorokulek. Gdy jedną z tych stu rozbijesz, wybuchają wszystkie pozostałe. Ale umieściliśmy także w pobliżu fetorokulek łajnobomby, a one wybuchają, gdy coś niedaleko nich się poruszy. Wystarczyło wyrzucić jedną fetorokulkę za okno, by wybuchły wszystkie, i spowodowały wybuch łajnobomb.
-Ale ja i Lily nie otrzymałyśmy takiego zestawu, prawda?- zapytałam, wystraszona.
-Nie, coś ty.- mruknął James.- Najbardziej oberwali Ślizgoni, każdy ich przydział otrzymał po trzy dawki…
I zarechotał mściwie.
-Hmm, dobrze, że tu nie ma Remusa…- mruknęłam
-No co ty!- żachnął się Peter.- By się chłopaczysko rozerwał choć raz!
-Rozerwał w sensie dosłownym?- zapytał James i parsknął śmiechem- Szkoda, że nie możemy teraz przy nim być…
-Dotrze do was jutro, tak?- zapytał mnie Syriusz, a ja kiwnęłam potakująco.
-No!- ucieszył się Łapa- Przynajmniej ominęły go szlaban i pranie na odlew po twarzy i innych częściach ciała!
-To nie nasza wina, że tak nam się rozwinęła półkula mózgowa, odpowiadająca za dowcipy.- burknął Rogacz.
-Wiesz, James- powiedziałam z politowaniem- Nie można mieć rozwiniętego organu, którego się nie posiada!
Huncwoci w odwecie rzucili się na mnie z dzikim wrzaskiem i śmiechem( nie ma to, jak ADHD, no nie?), ale ja zdążyłam wypaść z ich przydziału i zamknąć drzwi, przez co cała trójka powpadała na siebie i legli w oszołomieniu na podłodze. Otworzyłam do połowy i wetknęłam głowę do środka, śmiejąc się mściwie. Żaden z Huncwotów się nie podnosił-nie mogli sobie poradzić, tak bardzo się zaplątali w swoje odnóża.
-Coś ty powiedziała?!- zapytał Peter nagle i przestał próbować się podnosić
-Co?
-Że uwalniamy swe chore wymyły?! Jak możesz! To oburzające!
-O rany, Glizdek!- rzekł Syriusz rozbawionym tonem- Ale ty masz szybki zapłon!
Wszyscyśmy zaczęli się zlewać z Petera, a on, gdy tak leżał, wyglądał łudząco podobnie do jakiegoś nabzdyczonego dziecka. Gdy trochę przestaliśmy, Łapa i Rogacz rzucili się na niego, i zaczęli go łaskotać, a Peter pruł się, jakby go zarzynano. Postanowiłam zostawić ich w tej osobistej chwili samych i weszłam z powrotem do mojego przydziału.
Reszta podróży minęła spokojnie, nie licząc prefekta, który zaraz po moim odejściu przygalopował znowu, tym razem zarzucając chłopcom zakłócanie świętego spokoju.
Wyszłam, taszcząc za sobą kufer.
-Mary Ann!
Rodzice już do mnie podbiegli, i zaczęli mnie obściskiwać. Przez ułamek sekundy poczułam do nich jakiś irracjonalny wstręt; jakby byli kimś obcym, lub po prostu rodzicami, ale takimi, którzy zrobili mi w życiu wiele okrutnych krzywd, fizycznych i psychicznych. Poczułam się trochę obco.
-Kochanie- szczebiotała mama- Na pewno spodobają ci się świąteczne dekoracje! A swój pokój ozdobisz wedle własnych zachcianek!
-Opowiadaj, dziecko, jak ci minęło to półrocze!- nadawał do drugiego ucha tata, a ja już nie wiedziałam, co mam mówić. -Dobra,. Reo, niech trochę odpocznie. Może pożegnasz się ze swoimi przyjaciółmi, skarbie?
Podeszłam do Lily i zaczęłyśmy się obściskiwać.
-Wesołych Świąt!- rzekła Lily
-Nawzajem! Pa, Lily!
Lily odeszła do swoich rodziców, a do mnie podeszli Huncwoci.
-Też chcecie się ze mną żegnać?- zapytałam z udawanym niesmakiem.
-Nie, udajemy, że jesteś twoim bratem!- wyszczerzył się James, a potem mnie przytulił i szepnął do ucha- I nie zapomnij przez ferie o starym, skostniałym Jamesie, dobra?
Chciałam mu już odpowiedzieć, że będzie gościł w mych myślach częściej, niż ktokolwiek inny, ale ugryzłam się w język.
-Dobra- odszepnęłam, a on cmoknął mnie na pożegnanie i odszedł dalej. Moje serce waliło tak mocno, że nie zauważyłam, jak Peter mnie przytulił, zawołał „Wesołych Świąt”. Ocknęłam się dopiero, gdy Syriusz drgnął, by podejść bliżej, a powodem tego otrząśnięcia z transu było to, że coś małego prawie mnie znokautowało, bo rzuciło się ku mnie z wielkim entuzjazmem.
-Miłych ferii, Meggie!- wykrzyknął Dave, i przytulił się do mnie mocno.
Jego czubek głowy ledwie muskał mój podbródek, więc mogłam zobaczyć, jak Syriusz podchodzi bliżej, po czym położył dłoń na moim ramieniu, zmrużył zwyczajowo oczy od dołu, i, uśmiechając się swym chłodnym uśmieszkiem, mruknął:
-Wesołych Świąt. I rozchmurz się troszkę, dobra?- czyżby było po mnie widać aż tak bardzo smutek?- Do zobaczenia…- zawahał się, po czym z lekkim trudem wymówił dalszą część.- …KOTKU. Bez skojarzeń, rzecz jasna.
Uśmiechnął się, jakby mówił „Jestem królem, klękajcie narody!” i odszedł. Co to miało znaczyć?! Black się do mnie dowala, czy co? Niezbyt mi się to podobało, ale życzyłam Dave’owi miłych Świąt, odkleiłam się od niego, i podeszłam do rodziców.
-Co jesteś taka czerwona?- zapytała matka.
-Nic…- mruknęłam, ale wciąż po mojej głowie odbijało się echo głosu Blacka: „Kotku. Kotku.” Ale beznadziejny palant! Niech sobie podrywa jakąś pierwszą lepszą, a ode mnie-z dala!
***
-Kochanie, jak pięknie!- zachwycała się mama, gdy nareszcie udekorowałam swój pokój całymi kurtynami srebrnych anielskich włosów.- Na pewno nie chcesz żadnych bombek? Same anielskie włosy?
-Tak, mamo. Czy Remus przyjedzie dziś?
-Tak, już powinien być. Dziś będziemy mieć pyszną kolację świąteczną! Indyk jest świeży, jeszcze nie zaczęłam go piec! Och, syneczku mój!
Bo oto Remus pojawił się w maleńkim korytarzyku, przedzielającym nasze pokoje. Był mizerny, jakby przeszedł ciężką chorobę, wlókł za sobą kufer. Uśmiechnął się blado.
-Hej, Meggie!
I przytuliliśmy się mocno.
-Rogaś przesyła pozdrowienia.
-A reszta nie?- spytał cicho
-Peter też, ale Syriusz hmm… zresztą, zaraz ci opowiem, tylko mama…- mruknęłam cicho, bo mama krzątała się po jego pokoju, wlokąc za sobą kufer.
Gdy Luniaczek trochę odsapnął, zaczęliśmy dekorować tą część domu, w której egzystujemy. Właściwie nie namęczyliśmy się z tym zbytnio-mama już udekorowała znaczną część. Dla nas zostawiła tylko korytarze i choinkę. Drzewko wyglądało pięknie-wisiało na nim mnóstwo śpiewających bombek, elfów, mieniących się łańcuchów.
-Mamo- zwróciłam się po wszystkim do rodzicielki, gdy padliśmy zmęczeni po dekoracjach na sofę w saloniku.- Nie mam prezentu dla przyjaciółki, wymyślisz coś?
-Hmm, gdyby tata wiedział, kupiłby ci coś w drodze powrotnej z pracy… Ale w tej sytuacji…czy twoja przyjaciółka lubi swetry?
-Tak- ucieszyłam się- Tak, kocha je!
-No, to mogę jej zrobić szybciutko sweter. Jakie ma rozmiary?
-Podobne do mnie.
-A jaki kolor?
-Hmm, nie wiem, jaki lubi… Ale najlepiej by do niej pasował zielony, taki wiosenny…Nie, Remus?
-Co, do Lily- przeraził się, że pytają go o zdanie na temat dziewczyn- Taa, zielony…
-Nie ma sprawy, tylko będziesz musiała przymierzać. Musi być odpowiedni rozmiar…
Mama naskrobała na pergaminie moje rozmiary, gdy już je zmierzyła, po czym zabrała się do roboty, a ja i Remus poszliśmy na górę.
-Jak ci minęła podróż?- spytał, gdy usiadłam na jego łóżku.
-Hmm… Było zabawnie. Twoi kumple wysadzili pociąg. Były ofiary śmiertelnie.
-Co?!
-Nie, żartuje. Tylko obsadzili cały pociąg fetorokulkami i łajnobombami. Prefekt ich sprał, a potem trochę gadaliśmy.
-O czym?
-W sumie o ich nieistniejących mózgach… Co się tak uśmiechasz pod wąsem?
Remus parsknął i spojrzał w okno, za którym prószył śnieg.
-Nie żałuj, że tam cię nie było. Bardzo za tobą tęsknili.
Luniaczek otrząsnął się z zamyślenia.
-Coś miałaś mi powiedzieć na temat Łapy?
-Ano. On jest jakiś dziwny! Powiedział do mnie „Do zobaczenia kotku!”, czujesz? To mi się wcale nie podoba!
Mój brat zamyślił się.
-To do niego niepodobne… Może chciał ci dać do zrozumienia coś? Bo on nigdy nie powiedział tak do żadnej dziewczyny, choćby nie wiem, jak wyglądała! A ma dość duży wybór-słyszałem ploty, że powstał jakiś jego fanklub, czy coś… Ponoć uczęszczają do niego nie tylko szare myszki, ale również szkolne gwiazdy!
W tym momencie weszła mama.
-Kochanie, sweter już zrobiłam
-Co?! Tak szybko?
-Od czego są czary!
-No dobra, ale jak ja to do niej dostarczę?
-Weź służbową sowę ojca. Remus pewnie też tak zrobi.
Toteż niedługo potem opakowałam ładnie sweter dla Lily, i przywiązaliśmy prezenty do nóżki sowy, siedzącej w gabinecie taty.
Kolacja świąteczna była przepyszna. Niestety, nie mogłam jeść tego, co chcę-mama wmusiła we mnie wszystko po kolei.
Gdy położyliśmy się wszyscy spać, wyjrzałam przez okno. Noc była piękna, mroźna i gwiaździsta.
…Krok, jeden krok. Mgła znów się nasila, ale furtka się otwarła! Nareszcie! Ale…tam jest tylko ten dziwny pies z którym gadałam w grudniu…
Zwierze podbiegło do mnie, przewróciło, i zaczęło mnie lizać po twarzy. Niech przestanie, to obrzydliwe…
Powracała mi świadomość, ale coś NAPRAWDĘ mnie lizało po twarzy.
-Przestań! To okropne!
Otworzyłam oczy i przed moją twarzą zobaczyłam jakiś mały pyszczek.
Szybko usiadłam na łóżku. Zauważyłam niewielki stosik prezentów obok kominka. A to, co mnie lizało, okazało się najprawdziwszym kotkiem. Czarnym, jak smoła. Miał tylko białe „skarpetki” i koniec ogonka.
Krzyknęłam cicho ze zdumienia. Kociątko przewiązane było czarną, aksamitną wstążką, na której dyndała karteczka „Dla Mary Ann od rodziców”. Uśmiechnęłam się i wstałam, by rozsunąć zasłony. Podeszłam do prezentów. Było ich niewiele, a ja raczej zazwyczaj miałam całe góry-moi przybrani rodzice byli bogaci. Ale jakoś wcale mi nie przeszkadzało, że było ich tak mało. Odwiązałam pierwszy z brzegu. Były to perfumy. A pachniały tak cudnie…
-Niezwykłe te zapachy czarodziejów- mruknęłam z zachwytem- Black też pachnie oszałamiająco.
Karteczka przy moim nowym, oryginalnym zapachu wyglądała tak: „Dla najbardziej krejzolskiej dziewczyny w szkole, Meggie, od starego, skostniałego Jamesa”. A więc o mnie pamiętał! Westchnęłam. Tak bardzo kochałam Jamesa! A nawet nie dostał ode mnie prezentu!
Przytuliłam się do perfum, teraz droższych dla mnie nawet od platyny, i zaczęłam rozmyślać o tym przystojnym, inteligentnym, zabawnym… Nie, dość tego! Za dużo ma zalet, wymieniałabym z godzinę! Och, żeby tylko James wiedział, jak bardzo go kocham!...
Drugi prezent był od rodziców. Okazało się, że w środku są dwie srebrne miseczki dla kota. Potem odpakowałam ładny koszyk z białej wikliny, wykładany zielonym jedwabiem. No, kotek będzie miał gdzie spać.
Czwarty prezent był od Remusa-pudło czekoladowych żab. Od Lily dostałam pierścionek-srebrny, z odlaną różą. Był naprawdę przepiękny. Rodzice dali mi jeszcze książkę o quiddichu, a na samym dnie znalazłam kopertę. Od Blacka.
Była tam ładnie zdobiona kartka świąteczna, z ruchomym Mikołajem, który wpada w zaspę.
„Mam nadzieję, ze Ci się spodoba prezent, kotku. Życzę ci bardzo wesołych Świąt, i dobrego rozpoczęcia nowego roku.
P.S.: jeśli nie chcesz, bym Cię tak nazywał, to, oczywiście, nie wahaj się mi to powiedzieć w jakiś delikatny sposób, kotku.
Pozdrawiam!
Syriusz Łapa Black.”
Krew uderzyła mi do głowy. Czemu tak do mnie się zwraca?!
Do listu dołączył wisiorek w kształcie prężącego się kota. Oczy kota co rusz zmieniały kolor, bo były z jakiegoś szlachetnego kryształu, a cały kot był z platyny. Kot ziewnął, przeciągnął się, i zwinął w kłębek. Hmm, dlaczego Black kupił mi prezent? Chyba nie znaczę dla niego aż tak dużo? Ten kot musiał być strasznie drogi…
Stłumiłam w sobie podziw, zostawiłam wisiorek na podłodze, i popędziłam z listem do Remusa.
-Patrz! Mam dowód! Co za dziwny człowiek!
Remus aktualnie siedział na podłodze i oglądał klatkę z sową, którą dostał, przypuszczam, że od rodziców. Po przeczytaniu parsknął śmiechem, i mruknął „Cały Łapa!”.
-To wszystko?- oburzyłam się, po czym wróciłam do pokoju, by posprzątać. Bardzo długo biłam się ze sobą, czy założyć bajeczny wisiorek Blacka. Wreszcie postanowiłam, że nie będę go nosić i położyłam miauczącego żałośnie kotka na toaletce.
Usiadłam do śniadania, rozmawiając z rodzicami na temat prezentów, szkoły…
Kiedy zjedliśmy, ja i Remus wyszliśmy na zewnątrz, by odbyć bitwę na śnieżki.
Dni ferii mijały szybko. Ostatniego wieczora przyszedł do Remusa list od Blacka.
-Wiesz,- mruknął, gdy wszedł do mojego pokoju- zapytałem go w moim liście, czemu tak cię nazywa, a on odpisał, że to sprawa między nim, a tobą.
-Co?- żachnęłam się, a gdy mój brat wyszedł, zebrałam całe moje skupienie, by poćwiczyć animagię. Kot…kotku, też mi! Black jest skończonym palantem! I uważa, że to sprawa między nami! Nazywa mnie kotkiem… kotkiem.
I nagle coś kliknęło w mojej głowie. Nie nazywał mnie tak wcześniej… Ale wcześniej byliśmy pokłóceni, a ja nie ćwiczyłam zamiany w kota… Czy to ma jakieś powiązanie? Może Black w jakiś sposób wie, że jestem początkowym animagiem? Może usłyszał mnie, lub James mu powiedział… Coś mi mówi, że on o tym naprawdę wie, i daje mi to do zrozumienia… A jeśli tak, to nie chciał napisać o tym Remusowi. Remus przecież o niczym nie wie…
Poćwiczyłam trochę animagię i położyłam się spać. Przedtem jednak założyłam na szyję śpiącego, platynowego kotka…
***
-Ładny!
Ja i Huncwoci staliśmy w Pokoju Wspólnym. Huncwoci oglądali mojego kotka(tego żywego, rzecz jasna).
-Ile ma miesięcy?- spytał James
-Chyba jeden.- mruknęłam- Jest bardzo mały.
-A jak go nazwałaś?- zapytał Glizdogon.
-Jeszcze nie wymyśliłam mu imienia. Jak myślicie, jakie imię do niego pasuje?
-Kuba Rozpruwacz- podsunął natychmiast Syriusz, a kotek spojrzał na niego niewinnie. Roześmialiśmy się.
-Nie możesz go nazwać hmmm… Kretyn?
-No wiesz, Rogaś- zaśmiał się Czarny- Nie szastaj swoim drugim imieniem na prawo i lewo…
James udał obrażonego grubiaństwem Łapy, i odszedł w swoją stronę. Remus i Peter popędzili za nim, krzycząc różne rzeczy w stylu „Ej, Rogacz, nie bądź babą!” „Wracaj tu, skarbeńku nasz!”. Zapadła cisza, którą przerwał Black.
-Mam nadzieję, że spodobał ci się kotek?
Milczałam.
-Nie?- zmartwił się.
-Muszę z tobą porozmawiać. Chodźmy w jakieś miejsce… O, tu!
Stanęliśmy w jednym z cichych kątów Pokoju, a ja zaatakowałam od razu, może trochę zbyt ordynarnie:
-Czemu nazywasz mnie kotkiem? To jakiś żart?
Syriusza trochę zamurowało to pytanie.
-Bo… Hmm, no… Po prostu… Nie domyślasz się?
-Czy ty odkryłeś, że robię coś…nielegalnego?
Syriusz milczał jakiś czas, marszcząc brwi.
-Chodzi ci o…KOTA? To miała być taka aluzja? Bo wiesz, co ćwiczę, tak? Chciałeś mi przekazać szyfrem, że o tym wiesz?
Kiwnął głową.
-Ćwiczysz animagię.- wyszeptał- Tak, o to chodziło.
-Skąd wiesz?- spytałam
Tym razem Syriusz ewidentnie się zmieszał. Odwrócił wzrok, i przełknął głośno ślinę.
-Ja…domyśliłem się.
-Jak?- drążyłam dalej
Wpatrzył się w platynowego kotka. Czułam, że wisiorek ociera się o mój podbródek, wyrażając swe uczucia.
-Czytałem kiedyś jakąś książkę i poznałem po twym zachowaniu.
Patrzyłam hardo w jego twarz, ale on utkwił wzrok w wisiorku. Po minucie ciszy odpuściłam, choć coś mi tu nie pasowało…
-Dobra, muszę iść. Ale na przyszłość: nie nazywaj mnie już kotkiem, bo mnie to wkurza.
Syriusz wyraźnie odetchnął, a nawet powrócił jego uśmieszek.
-Jak sobie życzysz, kotku!
-BLACK!
-Pa pa, kotku!
I odszedł, dumny ze swego denerwującego charakteru.
***
W połowie stycznia Gryfoni zagrali z Puchonami kolejny mecz i wygraliśmy.
-Jeśli wygramy z Ravenclavem, to będziemy mieć szanse na Puchar!- szczebiotał James.
Tym razem ja dowiedziałam się, że w marcu czeka mnie egzamin. Z trzech lat
-Nie bój się- uspokoiła mnie McGonagall- To nie będzie trudny egzamin. Dostaniesz ode mnie notatki z wszystkich zagadnień, jakie będą cię czekać. Z wszystkich przedmiotów. Ale naprawdę-nie masz się czego obawiać!
Wyszłam z gabinetu McGonagall, przybita, jakby mnie spotkało coś okropnego. Egzamin! O, ja nieszczęśliwa!
***
Szłam korytarzem. Było ciemno na dworze, a ja przechadzałam się z własnymi myślami.
Niedługo luty… Jeszcze tylko półtora tygodnia…
Ktoś złapał mnie z tyłu za ramiona i zakneblował usta. Pomyślałam, że to James albo Lily chcą mnie nastraszyć, ewentualnie Syriusz, lub Peter, ale jakiś głos wysyczał mi do ucha:
-Tylko się nie rzucaj, bo oberwiesz…
Usłyszałam złośliwe chichoty i silne ramiona wepchnęły mnie do męskiej toalety. Wreszcie ręce obróciły mnie brutalnie tak, że stanęłam twarzą w twarz z…grupką Ślizgonów.
-Co to ma znaczyć?- warknęłam
-Witamy- wycedził Malfoy, a inni wyszczerzyli się w paskudnych uśmiechach- Pamiętasz nas?
-Trudno byłoby zapomnieć największych idiotów w szkole- mruknęłam chłodno, ale zaczęłam się bać.- Auu!
Czyjeś ręce wykręciły mi mocno ramię. Ślizgoni zaczęli się śmiać.
-Trochę inaczej zaraz zatańczysz, złotko- zachichotał Malfoy i cała grupka, razem ze mną ruszyła w stronę kabin. Jeden ze Ślizgonów otworzył na oścież drzwi ostatniej kabiny, a Ślizgon, który mnie trzymał, zaczął mnie do niej wpychać. „Chcą mi wsadzić głowę do muszli” pomyślałam z przerażeniem, i zaparłam się stopami o nóżki obudowy kabiny. Ślizgon napierał na mnie, tamci zaczęli się śmiać jeszcze głośniej, a ja już nie mogłam utrzymać mojej blokady, i wiedziałam, że dystans pomiędzy mną i sedesem wkrótce zmaleje.
Nagle do toalety z impetem wpadło dwóch chłopaków. Cała wataha Ślizgonów, oraz ja, spojrzeliśmy w tamtą stronę. Chłopcy celowali w siebie różdżkami, obserwując tylko swoje wykrzywione nienawiścią twarze, ale jeden ze Ślizgonów parsknął śmiechem na ich widok. Naraz się odwrócili w naszą stronę, i zmarszczyli brwi.
-Hej!- zawołali w tym samym momencie na nasz widok. Na twarzy pierwszego malowało się przerażenie i odraza, na obliczu drugiego: nienawiść i furia.
-Co wy jej robicie, przepraszam bardzo?!- zapytał ten drugi-Syriusz Black- i skierował różdżkę na naszą grupkę- Chcecie oberwać po waszych ślizgońskich mordach?!
-Natychmiast ją puśćcie- zagroził pierwszy, czyli Severus Snape- Inaczej posmakujecie nieprzyjemnych zaklęć!
Ślizgoni roześmiali się jak jeden mąż.
-Grozisz nam, Snape? Jeszcze wczoraj byłeś normalny, co ci się stało?
-Puść ją, Goyle- powtórzył dobitnie Sev
-Nie- usłyszałam tępy głos za plecami.
-Levicorpus!- wrzasnął, a Goyle zawył, puścił mnie, natomiast ja upadłam pod nogi moich zielonych kumpli. Przewróciłam się na plecy, i zauważyłam, że Goyle zwisa do góry nogami i strasznie się pruje. Reszta Ślizgonów powyciągała różdżki, Snape już miotał różne zaklęcia, a Syriusz pochylił głowę(skojarzył mi się groteskowo z bykiem, szykującym się do ataku), i rzucił się z bojowym okrzykiem, prosto w Ślizgonów, skacząc w ich gromadę na główkę. Połowę ścięło z nóg, gdy w nich uderzył tak rozpędzony ludzki taran. Gdy już znaleźli się wszyscy, z Syriuszem, na podłodze, ten zaczął wszystkich okładać, czym i gdzie popadło. Niektórzy uciekli z łazienki z wielkim wrzaskiem, a tymi, którzy jeszcze stawiali opór, zajął się Sev. Resztę, tę z podłogi, można było porównać do spranych batem i pałką nieszczęśników, którzy, jak tylko wyczuli, że Syriusz jest zajęty kimś innym, pouciekali, o ile mieli czym uciekać.
Syriusz podniósł mnie z podłogi, mruknął coś do siebie niezrozumiale pod wąsem, po czym popruł, podejrzewam, by wytłuc niedobitki, lub wezwać jakieś siły wyższe.
-Dzięki!- zwróciłam się do Seva.
-Ty też mnie uratowałaś od Blacka, nawet dwa razy!- mruknął
-No, bo ja cię lubię, i nie chcę, żebyś myślał, że bycie siostrą Remusa tu coś zmieni.
Uśmiechnął się, po raz pierwszy, odkąd go poznałam.
-I wiesz co?- zagadnął- Lily ostatnio poświęca ci tak dużo czasu, że… możemy spotykać się w trójkę, no nie? Cześć.
Wyszedł, zostawiając mnie trochę skołowaną tym wszystkim. Wychodząc z łazienki usłyszałam gdzieś nad głową, na piętrze wyżej, dziki ryk Syriusza.
-Och, Syriuszu- pokręciłam głową i parsknęłam do siebie na wspomnienie Łapy rozbijającego swym rozpędzonym ciałem zbitą grupkę Ślizgonów. On to dopiero jest krejzol!
Chwyciłam w dłoń platynowego kotka, który, zwinięty w kłębek, mruczał błogo…
Komentarze:
Sylvia Środa, 16 Lipca, 2008, 21:24
Wspaniale.
I zapewne ten czarny piesek,z którym Mary gadała
w grudniu to Syrek,mam rację?
A te kotki [żywy i wisiorek] to chyba naprawdę były śliczne...
Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę. :*
Aurora Środa, 16 Lipca, 2008, 23:40
droga Doo,
heh... nie no ja twój pamietnik uwielbiam po prostu... Ale jedna rzecz mnie przeraża... Mamy kurde chwilami podobne pomysły...
heh to znak, ze znalazłybysmy wspólny język...
wracam do notki...
Black... jest słodki... Jim też... mimo, że stary i skosniały... a Meg taka naiwna...
nie na super i ta akcja Seva....
twoje teksty mnie powalają...
uwalniamy chore wymysły...
pozdrawiam :*
Marta G/ZKP Czwartek, 17 Lipca, 2008, 12:13
Doo... ja nie mogę, ale chyba muszę powtórzyć Aurorę... ja uwielbiam ten pamiętnik! Piszesz przedowcipnie, masz rewelacyjne pomysły, zwłaszcza te z pociągiem i wisorkiem były na medal. Myślałam tylko, że Syriusz nazywa Mary "kotkiem" ze względu na swoje głębsze uczucia i to, że wie, iż ona kogoś kocha, a nie ze względu na animagię.... ale mówi się trudno, i tak czuję, że coś będzie na rzeczy ;P A czemu Potter zrobił się dla niej taki miły, co? Milszy niż Syriusz niemalże...
I jeszcze jedno: mam mieszane uczucia co do tej walki Seva i Syrka w łazience (a propos, pomysł ze Ślizgonami super, przydałoby się jeszcze opisać bardziej Malfoya jako emanującego urokiem wewnętrznym drania.... ^^ ech, chyba się zapędziłam... ta moja słabość do czarnych charakterków :P), jakieś takie to było dziwne, zwłaszcza to, że Severus tak nagle ofiarnie stanął do walki w obronie Mary… i jak to możliwe, że on się uśmiecha?? Ale świetny był tekst na końcu, że mogą spotykać się w trójkę, to było bardzo snapeowate i oddawało klimat, dobre, krótkie i treściwe, super. Jeśli chodzi o błędy, to czasem za szybko prowadzisz akcję, mogłabyś dodać jakieś bardziej rozwlekłe opisy, przemyślenia Mary no i błagam Cię, nie pisz ciągle, że ona kocha Jamesa, to tak dziwnie brzmi w jej ustach… może daj coś o łagodniejszej wymowie?
Marta G/ZKP Czwartek, 17 Lipca, 2008, 12:14
Poza tym, bardzo mi się podobało, ocierałam łzy śmiechu i wzruszenia i jestem naprawdę dumna z Ciebie, że tak wartko, z sercem i fantazją prowadzisz ten pamiętnik, naprawdę uznanie, Doo.
I jak tu być konkretnym i niemonotonnym? Ocena: P+ (byłoby W, ale jednak muszę być obiektywna i nie zapominać o tych drobnych niedoskonałościach), ale masz wielkie szanse na W, jak tak dalej pójdzie. Bardzo serdecznie życzę Ci wielu pomysłów, weny, czasu wolnego i zapraszam do mnie -> nowe wpisy! Buziaki!
Aurora Czwartek, 17 Lipca, 2008, 13:11
A mi sie podoba to, ze ona się zakochała w Jamesie, bo to sprawia, ze ta historia jest inna :p
Łapcia Czwartek, 17 Lipca, 2008, 14:12
Podobało mi się Twoje teksty są rozbrajające. Gratuluje oryginalnego pomysłu z wysadzaniem pociągu ;P Życzę dużo weny. Pozdrawiam !
Katie Czwartek, 17 Lipca, 2008, 20:37
Piękne,dlugie,cudowne,super,fajne.
Dz. B. Piątek, 18 Lipca, 2008, 12:25
Mogłabyś napisać drugiego Pottera. Normalnie... bosko.
Kocham ten pamiętnik.
Twoje pomysły są najlepsze ze wszystkich, jakie znam.
A Twoje opowiadanie... tak cholernie wciągające!
Dz. B. Piątek, 18 Lipca, 2008, 12:26
Kiedy dodasz nową notkę?
PROSZĘ, zrób to jak najszybciej! Już się nie mogę doczekać!
Parvati Patil Piątek, 18 Lipca, 2008, 13:25
O, Matko, ta notka była
R E W E L A C Y J N A!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Po prostu-wspaniała!
Uśmiałam się jak nigdy i czytałam ją z wielką przyjemnością!
Świetnie piszesz! Pby tak dalej!
pozdrawiam Cię sredecznie i łączę wyrazy uznania
Parvati
P>S .Zapraszam do Wiktora Kruma!
Ann-Britt(ZKP) Piątek, 18 Lipca, 2008, 14:23
Och, ja zapisuję się do grona wielbicieli Twojego pamiętnika!!!! Świetna notka, chociaż niebardzo podoba mi się miłość Mary do Jamesa, przecież on powinien kochać się w Lily!!!!! Oczywiście, myślę, że to do tego sprowadzisz i mimo, że James będzie nadal czuł coś do Mary-Ann, i tak poślubi Lily... Och, jakie to romantyczne!
Co do gramatyki, nie mam żadnych uwag.
Sledzę wątek z ciekawościa, czekam na kolejny wpis!
Pozdrowienia!;*
Natti Piątek, 18 Lipca, 2008, 17:27
Gdy zobaczyłam dłuośc notki spadłam z krzesła. A po przeczytaniu myślę: Ty jesteś lepsza od Rowling! Ten kotek też super. I fajnie, że wykorzystujesz ten fakt, że Syriusz jest animagiem, i jako piesek się do niej zbliżył...
Afra Lupin Piątek, 18 Lipca, 2008, 18:04
popieram natti
lolek Sobota, 19 Lipca, 2008, 16:01
notka rzeczywiście bardzo długa,troche się zaczytałam.bardzo mi się podobało,jak zwykle.właściwie to nie jak zwykle,jeszcze bardzieju niż zwykle.super,naprawde.od początku wiedziałam że pies z którym rozmawiała Maggie to Syrek.bardzo ciekawa koncepcja z kotkiem.nioetypowa.fajnie że Maggie przyjaźni się głównie z chłopakami,to jest świetne.ogólnie cała notka na wysokim poziomie artystycznym i stylistycznym.ja tam się cieszę że Maggie zakochała się w Potterze,tylko sądzę że za szybko to się potoczyło,i że troche banalnie wyraża to w swoich słowach.no ale tak jak piszę,notka na wysokim poziomie.zazdroszczę Ci talentu.masz naprawde wielki.tyle osób już Ci to pisze,więc uwierz w końcu w siebie!jak bym była Tobą to bym w siebie uwierzyła.pozdrawiam.Magda
Diana0512(ZKP) Sobota, 19 Lipca, 2008, 17:33
Moje poprzedniczki, komentujące ten pamniętnik, uprzedziły mnie. NIe mam po prostu, co powiedzieć. Niezgodzę się z tym, że jesteś lepsza od Rowling. Ona pisze inaczej, Ty piszesz inaczej i nikt nie jest w tym najlepszy. Rowling też popełnia kilka błędów i z resztą Ty też, każdy tak robi. Podoba mi się bardzo Twój sposób pisania, jest taki... wyjątkowy, przemyślany i spokojny. Doprowadza to do energicznej akcji, dzięki czemu należysz do grona najlepszych pisarzy na tej stronie. Twoje opisy są długie, ciekawe, staranne i takie.. opanowane, nadają dużo emocji, a przedewszystkim czyta się to z zapartym tchem. Myślę, że postarasz się do końca pisać i dokończysz tę historię. Nikt inny nie może za Ciebie tego pisać, bo byłoby to zupełnie inne. Gdybyś Ty tego nie pisała nie byłoby to takie same. Popieram Cię całym sercem, za notkę dostajesz W+. I proszę Cię.. złącz najpierw Mary Ann z Jamesem, a potem, żeby na zawsze została z Blackiem .
PROSZĘ ;*******
Dz. B. Sobota, 19 Lipca, 2008, 23:32
Ja też uważam że jesteś lepsza od Rowling. Może ona i umiała świetnie opisywać, ale nie opisywała uczuć tak dobrze jak Ty.
Mówię to teraz z całą powagą.
parszywek Niedziela, 20 Lipca, 2008, 00:11
hej! pisze szybko więc wtrące tylko dwie uwagi: po pierwsze razi mnie że Lily jest niby przyjaciółką Ann a w ogóle nie mają ze sobą jakiegoś wyraźnego kontaktu, I mogłaś bardziej opisać jej pobyt w domu, jakoś klimat, kontakt z rodzicami czy coś...Ale całość ma super klimat! gratuluje wytrwałości :**
Meg Dimen:) Niedziela, 20 Lipca, 2008, 22:41
Dosłownie nie wiem co powiedzieć. Zaczęłam czytać ten odcinek i po chwili nie wiem dlaczego przewinęłam stronę na koniec odcinka. Zaniemówiłam. 8 stron w Wordzie!? Ale najlepsze przeczytałam całe i znów zaniemówiłam! Doo piszesz tak pięknie, wspaniale, przejrzyście, cudownie, że...aż brak mi słów. Gdybym tylko tak ja potrafiła pisać wystarczyłby jakikolwiek pomysł i książka stałaby się polskim bestselerem, o ile nie światowym.
Podobał mi się pomysł, aby "połączyć" Mary z Jamesem. Znając życie i tak będzie inaczej, ale to co ty teraz piszesz jest takie...no nie wiem - inne, oryginalne. Jeśli przejrzałoby się blogi o temacie Harry Potter, połowa z nich jest typu "ja + Syriusz" "Kocham Syriusza" itp. Wielki plus za to dla ciebie
Lucy Wtorek, 29 Lipca, 2008, 21:30
O kurcze! Nie wiem co powiedzieć! To było świetne, cudne! Doo, jesteś mistrzynią! Co tu więcej mówić?
W