Startuj z namiNapisz do nasDodaj do ulubionych
   
 

Pamiętnikiem opiekuje się Doo!

[ Powrót ]

Sobota, 25 Października, 2008, 22:06

25. Mroczne czasy nadchodzą...

To koniec…
Wtuliłam się w ramię Remusa. Przynajmniej umrę u jego boku, a jest to osoba najważniejsza dla mnie na świecie, więc czego chcieć więcej?...
Coś gwałtownie szarpnęło naszym wagonem, a on zatrzymał się w powietrzu. Co to, czyżbyśmy się o coś zahaczyli? Wagon unosił się w nieważkości, Syriusz odważył się ostrożnie wstać ze skrzyni, na której bocznej ścianie siedzieliśmy w kupie, i podszedł do okna.
-Hmm…- skomentował zwięźle, a my, chwiejąc się na własnych nogach, pomogliśmy sobie nawzajem wstać, i również wyjrzeliśmy na zewnątrz.
Dwa wagony, w tym nasz, które oderwały się od reszty pociągu, rzeczywiście unosiły się w powietrzu.
-Co się dzieje?- szepnął Remus, ale nad naszymi głowami rozgorzała prawdziwa walka, przez co kompletnie go zignorowaliśmy.
Takiego popisu magii jeszcze nie widziałam. Nad nami latało mnóstwo czarodziejów na miotłach, lub bez nich. Błyski zaklęć, krzyki… Tego się nie da opisać.
-Kto to?- zapytałam Syriusza, a iskierka nadziei zapłonęła gdzieś we mnie. Może nie umrzemy…
Wpatrywaliśmy się w to całe przedstawienie ze zdumieniem. Niektóre postacie znikły z pola widzenia, a walka ustawała, aż na dobre zgasły wszystkie zaklęcia. Usłyszeliśmy przeciągły zgrzyt, potem wrzaski, i dwa pierwsze wagony pociągu uniosły się w powietrze, po czym spoczęły bezpiecznie na torach. To samo stało się za chwilę z naszym wagonem. Zostaliśmy w trójkę brutalnie zrzuceni na podłogę, skrzynie spadły ze ściany, niektóre uszkodzone, a inne wciąż całe. Gehenna się zakończyła.
-Żyjemy!- powiedział Remus z niedowierzaniem.
Podskoczyliśmy nagle wszyscy ogarnięci jakąś nieprzyzwoitą radochą. Wrzeszczeliśmy, jak jeszcze nigdy dotąd.
Syriusz zaczął wykonywać jakiś rewelacyjny taniec bioderkami, ja i Remus padliśmy sobie w objęcia, ściskając się do utraty tchu, i śmiejąc się do siebie, i całując w policzki. To było takie niesamowite, po raz pierwszy doceniłam moje życie w pełni, jak bardzo dużo znaczy…
Syriusz i Remus przykleili się do siebie, wrzeszcząc, jak kibole u szczytu patriotyzmu. Syriusz poczochrał brązowe włosy Luniaczka, tamten krzyknął, i dał mu klapsa. Nabijałam się z nich, jednocześnie skacząc do góry z uciechy. Remus uwolnił się od Łapy, i zaczął obracać się wokół własnej osi. Tamten doskoczył do mnie, i także zaczęliśmy się obściskiwać. Syriusz tak się w to zaangażował, że nawet mnie podniósł. Ale nie zaczęłam go objeżdżać: w końcu to była tak wyjątkowa chwila…
Gdy już wszyscy skończyliśmy się drzeć, udało nam się odszukać różdżkę Syriusza, i wyszliśmy z wagonu towarowego.
Na korytarzu panował inny nastrój: ludzie byli naprawdę przerażeni, i zbulwersowani. Cóż, widać, że nie otarli się o śmierć, jak my.
-No, a teraz znajdźmy mojego palanta…- mruknął z ulgą Syriusz- Ciekawe, jak on to przeżył… Albo Glizduś… w kiblu…
Parsknął do swoich myśli.
-Taa…- zaśmiał się Remus- Stał nad tym klozetem, gdy tak szarpnęło… Ha!
Spojrzałam wymownie w sufit. Mam nadzieję, że reszcie nic się nie stało…
Udało nam się dotrzeć do naszych przedziałów. Seva nie było w środku. Ogarnęły mnie obawy. Gdzie on jest? I teraz szukaj go w tym tłoku i rozgardiaszu…
Nie miałam nic konstruktywnego do roboty, więc polazłam z chłopcami do ich przedziału. Remus musiał na polecenie sił wyższych ruszyć do boju, i zrobić porządek z masami(„Spokojnie, nie pchać się, nie ma strachu, zagrożenie minęło… Hej, z szacunkiem do prefekta, idioto!”).
W przedziale siedział James, obok jakaś kobieta. Myła mu oko fioletowym roztworem.
-Co jest?- zaniepokoił się Syriusz
-Wdałem się w bójkę z jednym z tych… No, i mi przyłożył czymś w rodzaju Sectusempry Smarka, prosto w oko… Auu!
Bardzo mi go było żal-ta rana wyglądała poważnie!
-Ja też byłem kontuzjowany- udało mi się wyczytać z ruchu warg Syriusza; nie był na tyle głupi, by wypowiadać to na głos przy tej uzdrowicielce. James uniósł brew.
-W każdym razie, była niezła bójka.- stwierdził.
-Dobrze, chłopcze.- powiedziała nagle kobieta- Mam jeszcze innych potrzebujących. Wszystko będzie dobrze z twoim okiem, ale trzeba je smarować dalej. Zostawiam ci ten roztwór… Czy mógłby ktoś z was go smarować dalej? Powinien się zrobić bezbarwny na jego skórze, wtedy trzeba przestać…
Wzięłam od niej miseczkę, usiadłam obok Jamesa i zanurzyłam rękę w niezbyt przyjemnej cieczy. Ostrożnie naniosłam ją na jego napuchnięta powiekę, i zaczęłam smarować.
-Tylko się nie ruszaj!- zagroziłam, i, słysząc, że kobieta wyszła, westchnęłam teatralnie.
Tym razem do przedziału wpadł Peter. Był wciąż przerażony.
-Prawie się tam zlałem, tak się przeraziłem!- wypiszczał.- Szarpało mną w tej kabinie… Mówię wam, to był najgorszy dzień mojego życia!
W ogóle nie zwrócił uwagi na Jamesa, który uśmiechnął się do mnie z satysfakcją.
-Mmm, to bardzo miłe…- powiedział z nutką błogości w głosie.
-Jak ci zaraz odwinę, to nie będzie już tak przyjemnie!- odparłam. Przeszła mi ochota na dalsze smarowanie tego niepoprawnego oszołoma.
-Gadaj, se gadaj, słonko!- zawołał- Ja i tak wiem, że nie mogłabyś mnie skrzywdzić!...
Zrobiło mi się bardzo miło, nawet nie wiem czemu. Cała ta sytuacja, tłok na korytarzu, krzyki, James siedzący przede mną z rozharatanym okiem… Mogłam tego nie zobaczyć, mogłam być już martwa… Dlatego wcale nie miałam zamiaru marudzić z byle powodu.
-No!- zawołał dziarsko James- Wszyscy przynajmniej przeżyliśmy, ale, tak w ogóle, to gdzie byłeś, Czarny? Myślałem, że świra dostanę, no… Tak się o ciebie martwiłem.
-Ja też!- przyznał z powagą Łapa
-Martwiłeś się o mnie! Och, słodki jesteś!- wzruszył się James
-Nie- mruknął kąśliwie Syriusz- Ja też martwiłem się o SIEBIE.
-Egocentryk…- burknęłam, a Jamesowi uśmiech spełzł z twarzy, i udał obrażonego.
-Kiedy ruszamy? Umieram z głodu!- zawołał, pragnąc zmienić temat
-Ja także!- zajęczał Peter- W klopie, podczas tych szarpnięć, wszystko zwróciłem na podłogę, cały lunch… Mam kompletnie pusty żołądek!
-No wiesz, jak będziesz bardzo zdesperowany, zawsze tam możesz wrócić, i wygrzebać, co lepsze…- skomentował krótko Syriusz. Gdy do wszystkich dotarł sens tych słów, wydaliśmy zgodny jęk obrzydzenia: „Syriuszu!”. Nawet Jamesa, który w swoich momentach desperacji potrafi zrobić wszystko, odrzuciła perspektywa wygrzebywania z własnych wymiocin lepiej zachowanych resztek jedzenia.
Do przedziału wpadł Remy.
-O rany, ja składam wymówienie!- jęknął- Wiecie, jak trudno sterować tą masą?! Takie tłumoki…
-Możesz rozpuścić plotkę, że w pierwszym wagonie ktoś pozwolił zjeść Crabbe’owi jajecznicę ze szczypiorkiem, i że teraz zaczną się gazy…
Wszyscy parsknęli, a ja spojrzałam na Jamesa z obrzydzeniem.
-Niech wszyscy wieją, UAAAAA!!!!!- wydarł się w udawanej panice, a gdy zauważył mój wzrok, wytrzeszczył w trwodze gały- No co? Gdybym coś takiego usłyszał, to tak bym wiał, że własny tyłek bym dogonił…
Roześmiałam się szczerze razem z resztą.
-A ciebie, Syriuszu, co by najbardziej przeraziło?- spytał Peter, gdy już skończyliśmy
-Hmm, facet, któremu w te wakacje ukradłem motor…- przyznał się kulawo, a chłopcy zaczęli gwizdać.
-No, nieładnie, ty kryminalisto!- rzekł Remus
-Byłem szalony! To był taki świetny motor, moje marzenie. Tamten facet wszedł do pubu, zaparkował przed nim, a ja skorzystałem z okazji, i hop! na maszynę…
-A co było w nim takiego przerażającego?
-No wiesz, cały w skórach, tatuaże… A wyglądał, jakby mógł zmiażdżyć pojemnik na śmieci jedną pięścią! Napchany do granic wytrzymałości… A ja przecież taki drobniutki…
-Ugh, nie znoszę takich mięśniaków!- skrzywiłam się
-No! Boisz się takiego mijać na ulicy!- przytaknął Czarny- W każdym razie, skapnął się, co się święci. Wypadł z tego pubu z rozdartą mordą, i do mnie! Aż mi włosy na plecach dęba stanęły, taki mnie wziął cykor… W ostatnim momencie zreflektowałem się, jak to mugolskie cudeńko działa, i udało mi się odpalić. A ucieczka tymi uliczkami… To było ekscytujące na maksa! Szczególnie, jak cię gonią pałe… pole… OK., w każdym razie, gliny. Zawrotna prędkość, nieomalże zgubiłem moje czarne okulary lotnicze… Ale, mówię wam, jakbym go zobaczył, to byście mnie musieli wytrząsać z czyjejś walizki…
W tym momencie pociąg z wolna ruszył. Doskoczyli do okna.
-Hurra, jedziemy!- wykrzyknęli wszyscy z radością
-Tory naprawione, pociąg połączony, wszystko wraca do normy!- westchnął z ulgą Remus
Roztwór z wolna stał się przezroczysty. Odłożyłam miseczkę na siedzenie.
-No, to idę do siebie, zobaczyć co tam u Seva i Juliana…
Wyszłam, próbując przepruć się przez tłumy.
W przedziale siedział Sev, i, jak gdyby nigdy nic, wpatrywał się w okno.
-Cześć, jak to przeżyłeś?- zapytałam na wejściu.
-Uch, ciężko.- uśmiechnął się do mnie kulawo, jakby go coś bolało.- Popędziłem od razu do przydziału prefektów, by ostrzec Lily, ale jej tam nie było! Potem się okazało, że wszyscy prefekci ukryli się w toalecie, tej w pierwszym wagonie.
Zmroziło mnie na myśl o tym, co Lily przeżywała, gdy pierwszy wagon zawisł nad rzeką…
-Nic jej nie jest?
-Nie, otrząsa się z szoku… W każdym razie, utknąłem w krytycznym momencie w korku na korytarzu. Widziałem, jak jeden z nich zaatakował Pottera. Było też kilka osób, które dostały w twarz za podskakiwanie… To była prawdziwa bitwa…
Westchnęłam, wpatrując się w czarny świat za oknem. Pociąg pędził pełną parą, uch, co za ulga…
Uwolniłam z koszyka nękanego spazmami Juliana, który od razu wczepił się w siedzenie fotela. Ta rozróba go dużo kosztowała. Już widziałam oczami wyobraźni, jak obija się o wewnętrzne ścianki koszyka…
Nagle, ni stąd, ni zowąd, nasz przedział minął Flitwick, w towarzystwie jakiegoś nieznanego mi nauczyciela z Hogwartu.
-Patrz…- szturchnęłam Severusa
-No!- przytaknął z powagą- Kilkoro nauczycieli zostało powiadomionych o ataku na pociąg. Z tego, co słyszałem, to chyba jakiś wyjątkowo błyskotliwy prefekt zdążył wysłać czyjąś sowę z listem do Dumbledore’a, donosząc mu o niepokojących wydarzeniach, zanim nie rozpętało się to piekło… No, i kogoś przysłał, małą ekipę najlepszych…
Reszta podróży minęła spokojnie. Aż trudno było mi uwierzyć w to wszystko. Ostatnio taka wywrotowa przygoda wydarzyła mi się chyba w tą pamiętną noc, gdy zmarli moi rodzice…
-Pirszoroczni!- usłyszałam głos Hagrida, tego gajowego, gdy już wszyscy wysiedli. Znajdowaliśmy się, oczywiście, w Hogsmeade. Ja, pakując się do wozu wraz z Sevem i Lily(z którą dopiero teraz miałam okazję się przywitać), miałam doskonały humor. Bo przeżyłam, wciąż kwitła we mnie ta euforia. Ale byłam chyba w mniejszości. Ludzie mieli naprawdę ponure, znękane i zaniepokojone oblicza. Także mnie wkrótce udzielił się ten destruktywny nastrój. Byłam szczęśliwa, owszem, ale… W głębi, gdzieś w najmroczniejszych zakamarkach mojej świadomości miałam nieustanne przeczucie, że to nie koniec. Nie chodzi o to, że coś czyhało na nas za rogiem, ale o coś, co zbliża się powoli. No bo tak naprawdę to nie wiemy, kto nas zaatakował, kto miałby motyw? Czyżby moja radość była przedwczesna? Miałam bardzo złe przeczucia, gdy tylko udało nam się stanąć pod wielkimi drzwiami wejściowymi. Uff, Hogwart, nareszcie…
Cała masa wlała się do holu, słychać było różne rozmowy. To mi się wcale nie podobało, brzmiało, jak rój rozdrażnionym pszczół…
Weszliśmy do wspaniale udekorowanej Wielkiej Sali.
-No, to smacznego- rzuciłam do Severusa, i razem z Lily ulokowałyśmy się gdzieś w środkowej części stołu Gryfonów. Kiszki grały mi marsza, ale nie narzekałam.
-Teraz będzie Ceremonia Przydziału.- oświeciła mnie Lily. Ale tym razem wszystko bardzo się rozciągnęło: trzeba było uspokoić wszystkich pierwszaków, nauczycieli także. Dumbledore raz wpadał, to znowu wylatywał z Sali, gdyż miał kupę roboty, a jego twarz nie wróżyła niczego dobrego, i potwierdziła moje obawy. Był bardzo zatroskany, a to oznacza, że jest źle.
Siedzieliśmy wszyscy przy stołach, i rozmawialiśmy, więc był nieustanny rumor. Jednak w tym hałasie próżno szukać śmiechów, żartów…
-Witajcie, po raz kolejny!- wypowiedział wreszcie długo wyczekiwane słowa dyrektor.- Cieszy mnie, że wszyscy ocaliliście, bo sytuacja była naprawdę poważna, z tego co mi zrelacjonował profesor Flitwick. Nie rozumiem, jak do tego doszło, więc wam tego nie wyjaśnię. Jednak jest pewna rzecz, o której powinniście dziś usłyszeć z moich ust, gdyż jest sprawą priorytetową, jak się okazuje. Proszę was, abyście byli tacy weseli, jak dawniej, tacy beztroscy… Jednak nie zapominajcie o tym, że poza szkołą czekają na was naprawdę różne sytuacje. Mówię tu o takich zwyczajnych, jak, no powiedzmy, pojedynek o dziewczynę w Świńskim Łbie… Ale również o prawdziwych zagrożeniach. Nie chcę was straszyć widmem przyszłości, ale, niestety, zaczyna zapowiadać się niezbyt wesoło. Bezpodstawny atak na pociąg z dziećmi, to nie jest normalne. Także proszę was, abyście przyłożyli się do nauki obrony przed czarną magią. To zwykła prośba, którą kieruje do was przez zwykłą troskę o wasze zdrowie, czy nawet życie. Nie mówię tego, jako dyrektor „Uczcie się! Uczcie się! To mi podniesie statystyki!”. Mówię to, jako wasz wieloletni opiekun. Ta sytuacja zakończyła się w miarę dobrze, ale nasuwa mi się pytanie: co będzie następne?...
Zamilkł. Panowała idealna cisza.
-Oto wasz nowy nauczyciel obrony…- wskazał w kierunku stołu nauczycieli- Który dziś także brał udział w bitwie o wasze życie. Przyjmijcie go zatem ciepło… Patrick, wstań proszę…
Nowy wstał z krzesła. Był dość wysoki, chudy, i miał czarne, długie włosy, zawiązane z tyłu w kucyka, oraz wąsy i bródkę. Na pewno miał niewiele lat-na oko ledwo przekroczył trzydziestkę. Wyglądał odjazdowo w czarnej, mrocznej szacie podróżnej, i w ogóle był bardzo przystojny.
Dziewczyna siedząca obok mnie wydała jęk uwielbienia. Zaśmiałam się sama do siebie pod nosem. Rozległy się oklaski, nauczyciel usiadł, uśmiechając się ciepło do wszystkich. Wyglądał w porządku. A może jednak to podstępna żmija? Nigdy nic nie wiadomo, no nie?
-Pan Wilder na pewno przypadnie wam do gustu… Dobra, a więc, rozpoczynamy Ceremonię.
Do Sali weszło mnóstwo jedenastoletnich dzieciaków, razem z McGonagall, która niosła stołek i Tiarę. Hmm, a więc ominął mnie przydział w tak licznej grupie… Ciekawe, jakby to wyglądało z mojego punktu widzenia, gdybym stała tam, obok mojego brata wtedy, gdy miałam jedenaście lat, w siedemdziesiątym pierwszym, a nie dopiero rok temu. Byłabym wtedy taka mała, jak te wszystkie dzieci, i pewnie bardziej przestraszona…
Ceremonia trwała cholernie długo, zważywszy fakt, że byłam głodna. Tiara jeszcze na początku musiała śpiewać swą pieśń. Była naprawdę niezwykła, ale tak trudno było mi się na nie skupić, skoro mój żołądek był jak czarna dziura.
Na szczęście, nic nie trwa wiecznie. No, może nie do końca na szczęście, ale w tym przypadku na pewno: wkrótce zajadałam się doskonałą pieczenią, polaną sosem żurawinowym, i równie wyśmienitymi kotletami z ziemniaków, moim ulubionym daniem. Było mnóstwo innych rewelacyjnych potraw, które zapełniały brzuchy ucztujących ludzi, którzy po pewnym czasie zostali uraczeni deserami, ciastkami, lodami, puddingami… Och, jak ja kocham być głodna w Hogwarcie, heh! Dziwaczny humor znikł wraz z obiadem, ale atmosfera nie była najlepsza. Wszystkich poruszyła wypowiedź Dumbledore’a do tego stopnia, że gdy James gdzieś z końca stołu wydał z siebie głośny na całą Sale wariacki odgłos(zapewne miał to być śmiech), kilka osób spojrzało na niego, jakby im pół rodziny rozstrzelał.
Gdy wreszcie się najedliśmy, mogliśmy spokojnie ruszyć na górę. Mnie i Lily udało się jeszcze zaczepić Seva, zanim kompletnie się rozdzieliliśmy-wiadomo, on mieszka w tych cuchnących lochach.
-Ślizgoni niezbyt się tym wszystkim przejęli, ale byli wystraszeni.- zrelacjonował
-To zdanie było bez sensu. Przerazili się, ale nie przejęli? – zapytała zaskoczona Lily.
-Byli przerażeni, ale bardziej możliwością utraty życia, a gdy zagrożenie minęło… No cóż, nie podniecali się tak tym wszystkim, jak, na przykład, Puchoni, owszem, gadali o tym, ale ich naprawdę obchodzi tylko to, że przeżyli… Ja natomiast, jak większość uczniaków zastanawiam się po co nas zaatakowano. Mówi się- zniżył ton głosu o oktawę, tak, by wścibscy nie usłyszeli- że wśród agresorów był Lucjusz Malfoy, wiecie? No to dobranoc…
Odszedł, a ja i Lily wymieniłyśmy zalęknione spojrzenia.
-Co tam robił Malfoy?- szepnęłam
-Nie mam pojęcia, ale skoro on tam był, to na pewno nie wróży nic dobrego. Opuścił szkołę dopiero w zeszłym roku, dlaczego więc atakował nas?
-Nie wiem…
Doszłyśmy do portretu Grubej Damy, Remus podał pierwszorocznym hasło, więc mogłyśmy wejść.
-Przepraszam cię, Remusie, że nie pomogłam ci z przyprowadzeniem tu pierwszorocznych! Zapomniałam!- zreflektowała się w ostatnim momencie Lily, ale mój braciszek po prostu nie byłby sobą, jakby się obraził, więc tylko uśmiechnął się porozumiewawczo.
Udało nam się dotrzeć do naszej sypialni przed tłumem rozochoconych Gryfonów
-Uch, nareszcie- Lily opadła na łóżko, jakby miała na karku z dziewięćdziesiąt lat, czy coś koło tego.- Wiesz, Remus jest w porządku. Mogłabym… mogłabym z nim nawet chodzić…
Spojrzałam uważniej na Lily. Dziwne słowa. Może rzuciła je tak sobie, w powietrze. A może miały głębsze znaczenie? Poczułam się dziwnie zazdrosna, nie wiedząc, czemu. Przecież mój brat nie jest moją własnością, moim mężem, by czuć się o niego zazdrosną! Otrząsnęłam się na szczęście szybko z tego dziwacznego przeświadczenia.
-Nie mogłabyś!- zaśmiałam się, uświadamiając sobie, że Remus nie może być z nikim. Całe życie ma być sam, ale chyba mu to tak nie doskwiera, na szczęście. Chyba nie ma potrzeby bycia z kimś, nic na to nie wskazuje.
-Czemu?
-Bo… Remus chce być singlem całe życie, to jego główna ambicja…- mruknęłam beznamiętnie.
-MARY ANN!!!- rozległ się bardzo wysoki wrzask
Wytrzeszczyłam oczy.
-Co to było?- przeraziłam się
-Chyba któryś z naszych zawodowych pajaców drze sobie gardło…- wzruszyła ramionami ruda
Zeszłam na dół.
-Czego?- zapytałam Remusa, który stał u podnóży schodów razem ze swymi normalnymi inaczej kumplami.- To ty tak darłeś twarz?
-Nie, to był James…- Rogaś wypiął dumnie pierś, zachłystując się mocą swych płuc.
-No cóż, gratuluję, taki odgłos mógł wydać chyba tylko kastrat…
Reszta niespodziewanie parsknęła śmiechem, a James wyraźnie oklapł w sobie.
-To miała być najwyraźniej taka sugestia…- uśmiechnął się Czarny.
-Dobra, do rzeczy, czy widziałaś moją odznakę prefekta?
Wsparłam ręce na biodrach i wlepiłam w niego pełne politowania spojrzenie.
-To ja mam pilnować twojej odznaki? Oj, Luniaczku, Luniaczku… O ile ostatnio pamiętam, wsadziłeś ją do kieszeni…
Remus sięgnął do kieszeni spodni, a na jego twarzy pojawiła się ulga, gdy wyciągnął małą plakietkę.
-Ale ty jesteś kochana!- uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością swym słodkim uśmiechem. Syriusz westchnął po chwili ciszy:
-No, ale przynajmniej żyjemy. Ja nie chcę kiedyś trzymać z nimi, moją matkę chyba popiep… sorry, przy damie nie wypada… No, nikt mnie nie zmusi do tego…
Zmarszczyłam brwi. O czym tym razem on mówi?
Czarny zauważył moje pytające spojrzenie.
-No, bo widzisz… Jakbyś się nie domyśliła, to moja rodzina trzyma z tymi ludźmi, którzy nas dzisiaj zaatakowali…
-To ty wiesz, kto to był?- zdumiałam się
-Syriusz przypuszcza…- zaczął Glizdogon
-Nie, ja to wiem.- przerwał mu stanowczo Łapa- To wszystko. I na pewno nie chcę wpaść w ich kręgi. A moja mama tego chce, a jakże! Dla niej byłby to zaszczyt, jakbym służył Voldemortowi…
-Komu?- zainteresowałam się
-Voldemortowi. On bardzo chce, aby świat składał się wyłącznie z czarodziejów czystej krwi. Ma wielu zwolenników, a najbardziej zaangażowani w służbę dla niego, Śmierciożercy, zaatakowali nas dzisiaj…
Zszokowało mnie to co powiedział. Przede wszystkim to, że o tym wszystkim wiedział.
-Skąd ty to wszystko wiesz?
-Niewielu tak myśli, jak ja. Chyba tylko ci, co siedzą w podobnych klimatach całe życie. No, i na pewno większość nauczycieli, włącznie z dyrkiem. Wiesz, Voldemort nie jest zbyt sławny i popularny, wie o nim i o jego działalności wąska grupa wtajemniczonych. Większość jest pod wrażeniem tego, do czego doszedł, ale, bynajmniej, nie ja… No, to chyba idę się przekimać, póki jeszcze żyję…- zakończył cynicznie, i poszli wszyscy na górę, by jeszcze trochę się powyżywać, tym razem na Bogu ducha winnych łóżkach. Ja także udałam się do dormitorium, wstrząśnięta tym wszystkim dogłębnie. Gdy już się umyłam i położyłam(wcześniej musiałam się przywitać wylewnie z Alicją), pogrążyłam się w niezbyt wesołych rozmyślaniach nad tym wszystkim. Czy naprawdę coś nam zagraża? Jeszcze rano w życiu bym nie pomyślała… Zawsze byłam przekonana, że świat czarodziejów, w którym do tej pory żyłam jest względnie bezpieczny. Względnie, no bo przecież zawsze coś nam będzie groziło, ale nie pomyślałabym, że to może być aż tak groźne. Po tym, co dzisiaj przeszłam, już nie mogę powiedzieć, że moje życie jest sielanką. Ten cały Voldemort… Syriusz mówił, że on jest niezbyt sławny… Niczym uśpiony smok, ale każdy wie, że w pewnym momencie ten smok może się obudzić, i podnieść łeb…

Komentarze:


Diana0512(ZKP)
Sobota, 25 Października, 2008, 23:24

Twoje opowiadanie nabierają tempa. Są niesamowite, naprawdę cudownie piszesz. Aż nie mogę się naczytać, wspaniale, wspaniale! Wybitnie! Och.. Ty to jesteś.. ;)
Zazdroszczę Ci tego talentu! Baardzo! ;))

 


Nadia
Niedziela, 26 Października, 2008, 11:07

Ufff...dobrze, że nikt nie umarł.. Ale to jest naprawdę świetne. Ten pamiętnik... Zabójczy... Taki magiczny, no i Syriusz! Mówiłam ci ,ze kocham Syriusza? xD No właśnie, i jeswtem zazdrosna o Mary Ann...W każdym razie notka jest wspaniała, życzę Ci więcej takich, i mam nadzieję, że szybko napiszesz następną!

 


Ann-Britt/ZKP
Niedziela, 26 Października, 2008, 17:43

Cóż za akcja! Niesamowita notka, pełna emocji, humoru i w ogóle wszystkiego... Intrygujące wątki, ciekawe opisy. I wszytsko napisane w Twoim, niepowtarzalnym stylu Doo! Od Twoich notek nie można się oderwać.
Pozdrowienia!;*

 


K@si@@@
Niedziela, 26 Października, 2008, 17:45

Doo, naprawdę podziwiam cię. Masz naprawdę bogate słownictwo i bujną wyobraźnię. Taaak. Owoce twojej wyobraźni są pyszne.
Właściwie to wiele błędów nie było. Zauważyłam, że przyczepiłaś się do przecinków przed "i". Nieładnie. Oto kilka przykładów:
"(...)uśmiech spełzł z twarzy, i udał obrażonego.(...)" - zabrakło "jego i ten przeklęty, niepotrzebny przecinek!
"(...)W przedziale siedział Sev, i, jak gdyby nigdy nic, wpatrywał się w okno.(...)" - zasady interpunkcji obowiązują!
"(...)w pewnym momencie ten smok może się obudzić, i podnieść łeb… (...)"

To kilka przykładów, ale z przykrością stwierdzam, iż było tego o wiele więcej.
No, ale treść świetna. Twoje opowiadanie jest niezwykle wciągające, a sam postać Mary dobrze zarysowana. Jak zauważyły moje poprzedniczki nabierasz tępa, wprowadzasz nowe wątki. Za to plus, bo widać, że to nie jest jedno z wielu "słitaśnych lovestory". Podoba mi się. Daję P+. Postaraj się eliminować błędy.

 


Lucy
Środa, 29 Października, 2008, 14:10

Śliczne:)
Widać, że znasz się na tym co robisz i wiesz po co to robisz.
No i o tym co wspomniała K@si@@@, przecinków przed "i" się nie daje z tego co ja wiem... Chyba, że w tym samym zdaniu używasz po raz kolejny tego łącznika czy jakoś tak...
Czekam z niecierpliwością na kolejną notkę:)

 


Dz. B.
Czwartek, 30 Października, 2008, 00:41

BARDZO BARDZO ciekawe. Ja chcę już nową notkę.

 


Parvati Patil (ZKP)
Czwartek, 30 Października, 2008, 10:05

Mnie się, jak bardzi podobało. Ciekawa akcja, dużo uczuć, wciągająca i barwna fabuła, a także śliczne opisy. Nic dodać, nic ująć. No, może...Można by trochę odjąć lub dodać przecinków, poza tym niektóre wyrażenia Dumbledora mi nie pasowały...Poza tym bardzo dobrze, stawiam P+ i z niecierpliwością czekam na więcej!
Buziaki!
P.S. Zapraszam do Wiktora Kruma-> nowa notka!

 


LoLek
Piątek, 24 Lipca, 2009, 18:15

Mam wrażenie, że rozwinęlaś się w tym rozdziale. Fajnie, że tak dużo wątków humorystycznych i znowu dużo opisów, które urealniają historię :P
Akcja jest naprawdę wciągająca.

 
Twój komentarz:
Nick: E-mail lub strona www:  

| Script by Alex

 





  
Kolonie Harry Potter:
Kolonie Travelkids
  
Konkursy-archiwum

  

ŻONGLER
KSIĘGA HOGWARTU

Nasza strona JK Rowling
Nowości na stronie JKR!

Związek Krytyków ...!
Pamiętnik Miesiąca!
Konkurs ZKP

PAMIĘTNIKI : KANON


Albus Severus Potter
Nowa Księga Huncwotów
Lily i James Potter
Nowa Księga Huncwotów
Pamiętnik W. Kruma!
Pamiętnik R. Lupina!
Pamiętnik N. Tonks!
Elizabeth Rosemond

Pamiętnik Bellatrix Black
Pamiętnik Freda i Georga
Pamiętnik Hannah Abbott
Pamiętnik Harrego!
James Potter Junior!
Pamiętnik Lily Potter!
Pamiętnik Voldemorta
Pamiętnik Malfoy'a!
Lucius Malfoy
Pamiętnik Luny!
Pamiętnik Padmy Patil
Pamiętnik Petunii Ewans!
Pamiętnik Hagrida!
Pamiętnik Romildy Vane
Syriusz Black'a!
Pamiętnik Toma Riddle'a
Pamiętnik Lavender

PAMIĘTNIKI : FIKCJA

Aurora Silverstone
Mary Ann Lupin!
Elizabeth Lastrange
Nowa Julia Darkness!

Joanne Carter (Black)
Pamiętnik Laury Diggory
Pamiętnik Marty Pears
Madeleine Halliwell
Roxanne Weasley
Pamiętnik Wiktorii Fynn
Pamiętnik Dorcas Burska
Natasha Potter
Pamiętnik Jasminy!

INKUBATOR
Alicja Spinnet!
Pamiętnik J. Pottera
Cedrik Diggory
Pamiętnik Sarah Potter
Valerie & Charlotte
Pamiętnik Leiry Sanford
Neville Longbottom
Pamiętnik Fleur
Pamiętnik Cho
Pamiętnik Rona!

Pamiętniki do przejęcia

Pamiętniki archiwalne

  

CIEKAWE DZIAŁY
(Niektóre do przejęcia!)
>>Księgi Magii<<
Bestiarium HP!
Biografie HP!
Madame Malkin
W.E.S.Z.
Wmigurok
OPCM
Artykuły o HP
Chatka Hagrida!
Plotki z kuchni Hogwartu
Lekcje transmutacji
Lekcje: eliksiry
Kącik Cedrica
Nasze Gadżety
Poznaj sw�j HOROSKOP!
Zakon Feniksa


  
Co sądzisz o o zakończeniu sagi?
Rewelacyjne, jestem zachwycony/a!
Dobre, ale bez zachwytu
Średnie, mogłoby być lepsze
Kiepskie, bez wyrazu
Beznadziejne- nie dało się czytać!
  

 
© General Informatics - Wszystkie prawa zastrzeżone
linki