-Co?!...
Nie, nie mogę w to uwierzyć… Świat stoi na głowie.
-Ty… Ty jesteś z Syriuszem?!
-Owszem- odparła chłodno i nieco wojowniczo Lily
Parsknęłam. Nie. Oni W OGÓLE do siebie nie pasują, to jakaś pomyłka, ona mnie wkręca, na pewno…
-Bujasz, Lily! Nie żartuj sobie ze mnie.
-Dlaczego? Nie mogę się umawiać z Syriuszem?
-Może mówimy o dwóch różnych Syriuszach… Na pewno chodzi ci o Blacka?
-A ilu tu mamy Syriuszów?!- zirytowała się- To on mi wysłał list miłosny!- dodała twardo po chwili
-CO?!- zaśmiałam się- Przecież on nie mógł, to do niego…
-No wtedy, gdy leżałaś w szpitalu, gdy miałaś pękniętą czaszkę… Pamiętasz?
-Aż za dobrze… Czyli to jednak nie był kawał…
-Nie.
Zaległa cisza.
-Nie patrz tak na mnie!- fuknęła- I przestań wietrzyć jamę ustną, bo wyglądasz, jak troll.
Zamknęłam machinalnie buzię, zdając sobie sprawę, że jest od pewnego czasu otwarta.
-Wiesz… Jak będę miała chłopaka, to NIEKTÓRZY nieco się wycofają.
-To aluzja?- uniosłam brew. Od razu nasunął mi się widok miny Jamesa, gdy dowie się, że Syriusz chodzi z miłością jego życia…- Kogo ty chcesz ukarać? Jamesa? A może… Seva?
Lily zmierzyła mnie potępiającym i wściekłym spojrzeniem.
-Z Severusem nie mam już nic wspólnego. Jak śmiesz twierdzić, że chce mu się jakoś przypodobać?! A może mi zazdrościsz?!?!
Wstała, pozbierała manatki do kupy i odeszła z nosem na kwintę. Zostałam sama w bibliotece i wbiłam nieświadomie wzrok w esej na temat pazurów gryfa w jakimś eliksirze.
Coś takiego… Lily plus Syriusz równa się Pomyłka Stulecia. Jak mogła na coś takiego się zgodzić?! Przecież Syriusz na pewno się zgrywa…
A może nie?
A co z Jamesem? Jak mógł tak go zdradzić? Coś mi tu nie pasuje… No i biedny Severus, Lily mu do tej pory nie wybaczyła. Mam nadzieję, że nie będę musiała dzielić mojego czasu na dwa różne wrogie sobie obozy…
-Syriuszu!- krzyknęłam na cały korytarz, gdy dostrzegłam plecy Czarnego wśród tłumu uczniów. Nie dosłyszał, ale cały tabun dziewczyn przede mną obrócił się, jak na komendę. Gdy mnie dostrzegły, od razu zmierzyły mnie nienawistnym spojrzeniem, jako że byłam tą wybraną, która miała okazję z nim rozmawiać. W końcu mój brat się z nim przyjaźni.
Syriusza porwał tłum, szybko znikł mi z oczu. Nie było sensu pchać się w to morze, więc postanowiłam wrócić do biblioteki, by pouczyć się znowu do jutrzejszego, poniedziałkowego suma z eliksirów.
Usiadłam ponownie przy stole i skupiłam się na zapamiętywaniu znaczenia temperatury, ale ktoś się do mnie dosiadł. Był to Sev. Od czwartku jego mina była tak żałosna i nieszczęśliwa, że zrobiło mi się jego naprawdę żal.
-Hej…- mruknął bez życia.
Zmierzyłam go długim, współczującym wzrokiem. Biedaczek, wszystko mu się wali w życiu.
-I co? Lily się nie odzywa?
Pokręcił głową.
-Nie martw się. Kiedyś na mnie się też obraziła, ale jej przeszło. Sprawa rozejdzie się po kościach po sumach, ona jest teraz trochę przemęczona i rozdrażniona…
Uśmiechnął się blado.
Pouczyliśmy się eliksirów, z których czuliśmy się oboje bardzo dobrze. Nie ma co, przyłożyłam się do tego przedmiotu.
Kolejnego dnia zdawaliśmy najpierw teorię, potem praktykę, czyli warzenie eliksirów. Poczułam się cudownie wolna, gdy postawiłam moją fiolkę na stole komisji. Teraz pozostały mi tylko cztery dni sumów, które nie będą mi właściwie potrzebne.
Próbowałam złapać Syriusza po wyjściu, ale szedł z Lily i rozmawiali w najlepsze, więc nie chciałam się pchać buciorami w ich prywatność. Niech się sobą nacieszą, to i tak nie potrwa długo… Tak przynajmniej myślę.
Po tych kilku dniach, gdzie kolejno zdawaliśmy opiekę nad magicznymi stworzeniami (poszła mi tak sobie), astronomię (tu już było zdecydowanie lepiej), wróżbiarstwo (myślałam, że będzie gorzej) i historię magii, którą sobie trochę odpuściłam. W ogóle jakoś to sobie wszystko potraktowałam lżej i chyba przesadziłam. Ale tak trudno mi było się skupić, szczególnie w środę po sumie z wróżbiarstwa i astronomii. Nie miałam najmniejszej ochoty siadać do historii, ale musiałam. No cóż, na ostatniej prostej jest zawsze najgorzej.
-Juhu!!!- wydyszał pod nosem Pet, gdy wytoczyliśmy się z Wielkiej Sali po sumie z historii magii.- Już koniec z sumami….
-Teraz tylko wyniki… I ja mam jutro numerologię.- mruknął Remus. Nigdzie nie mogłam dostrzec Severusa, więc dołączyłam się do połowy Huncwotów. Jamesa nie było. W ogóle ostatnio jakoś nie rzucał się w oczy, a on zawsze baaardzo wystawał z tłumu…
-Gdzie zgubiliście Rogasia?- zapytałam
-Nie wiem, gdzieś się tam pałęta…- rzucił obojętnie Glizdogon, a Remus dodał z troską
-Zapewne zaszył się w naszym dormitorium, czy coś… Ostatnio bardzo często zostaje sam…
Westchnęłam współczująco.
-A Syriusz?- pewnie przesiaduje gdzieś z Lily, hipokryta. Ogarnęła mnie złość.
Remus i Peter wymienili wymowne spojrzenia
-Zapewne on i Lily…- urwałam z pogardą
-Co?- spytał trochę za szybko i zbyt gwałtownie Remus
-Nic… Siedzą sami w jakiejś klasie i no nie wiem… się całują, czy coś….
Remus zaśmiał się
-No co ty! To nie jest taka typowa parka… Widziałaś, żeby trzymali się za rączki? No, ale ja i tak uważam, że to wyjątkowo głupie, że są razem… Ich zbyt wiele dzieli. Nie wiem, czy Syriusz chciałby w ogóle kiedykolwiek z kimś być, jest do nas wyjątkowo przywiązany. A Lily przydałby się chyba ktoś mniej hmm…
Nie potrafił swej myśli ubrać w słowa, więc przemilczał zakończenie.
No więc sumy dobiegły końca. Ale Lily i Severus nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. Zmuszona byłam latać od jednego do drugiego. Na szczęście nie musiałam spędzać z Lilką takiej ilości czasu, gdyż często znikała gdzieś z Syriuszem. Czułam się opuszczona przez najlepszą przyjaciółkę. Chyba podobnie czuł się James, niestety, nie miałam okazji z nim pomówić, bo nigdzie nie mogłam go dorwać.
Pod koniec maja, gdy wszystkie egzaminy zostały już pozdawane, uczniowie udali się do Hogsmeade, ostatni raz w tym roku.
-No więc, nie odzywa się do mnie.
Ja i Sev szliśmy razem w stronę wioski. Było tak cudownie na dworzu, świeciło słońce, wszystko kwitło, unosił się zapach wolności i zbliżających się wakacji… A ja odganiał od siebie tą szczęśliwą myśl, która mnie niezwykle irytowała, że teraz Lily nie stoi między mną i Sevem…
-Opowiedz mi o Voldemorcie…- poprosiłam, by zmienić temat.
Severus nastroszył się.
-Nie ma co opowiadać.
-Ale ty przyjaźnisz się z jego zwolennikami.
-Tak. No cóż, jestem w Slytherinie, muszę być z nimi w dobrych kontaktach. Zresztą, jestem do nich już przywiązany.
-Ale nie musisz! Przecież masz nas…
-Nadal uważasz, że można mówić o NAS?
-No dobra, masz tylko mnie… Zawsze możesz się do mnie zwrócić z jakimś problemem. Sev, oni nie są w porządku.
Zerknął na mnie.
-Są do mnie podobni… Takie wyrzutki.
-Ależ co ty gadasz! Przecież ty jesteś inny… Masz dobre serce i w ogóle… Jesteś taki, no nie wiem…
Speszyłam się. Spojrzał na mnie badawczo. Żeby tylko się nie wydało, muszę uważać na emocje…
Weszliśmy do pubu i zamówiliśmy kremowe piwo, po czym rozsiedliśmy się przy jednym ze stolików.
-To co chciałabyś wiedzieć o Voldemorcie?
-Czy on rzeczywiście jest taki groźny?
-Jest bardzo groźny.- Sev wykrzywił twarz- Ale sam niczego by nie zdziałał, ma nieustannie powiększające się grono jego zwolenników… Cała masa moich ślizgońskich kumpli marzy już o tym, żeby zakończyć edukację i przyłączyć się do niego po szkole. Będzie miał niezłą gwardię…
Wlepiłam wzrok w moją butelkę. Coś czuję, że długo nie pożyję na tym świecie…
-A ty?
Severus wlepił we mnie parę świecących, czarnych oczu, doskonale widocznych w półmroku Trzech Mioteł.
-Widziałeś go kiedyś?
Przygryzł wargi, po czym odparł lakonicznie
-Na żywo nigdy.
Zaległa cisza.
-Czemu nie chcesz się odłączyć od tych śmierciojadków? Jeszcze cię w coś wciągną…- zmartwiłam się
Sev zawahał się i śmiesznie kiwnął głową w bok.
-Profilaktycznie, to lepiej z nimi trzymać…
Zmrużyłam podejrzliwie oczy
-Ale ty chyba nie chcesz zostać jednym z nich?- spytałam ostrożnie, bojąc się jego reakcji
Spuścił wzrok na swoje piwo i wypił kilka łyków. Nie udzielił mi odpowiedzi, co uznałam za negatywny znak
-Sev! Nie rób tego! Oni ci każą zabijać!- przeraziłam się szeptem i skóra mi ścierpła.
Severus przeniósł zakłopotane spojrzenie na drzwi, po czym zmarszczył gniewnie krzaczaste brwi. Też tam zerknęłam
Do środka wlazła Para Tygodnia i usiadła przy jednym ze stolików. Nawet nas nie zauważyli. Syriusz udał się do baru, by zamówić im coś, a ja czułam już nienawiść emanującą od mojego towarzysza.
-A co oni robią razem?- zgrzytnął ostro.
Zdziwiłam się
-To ty nie wiesz? Przecież Lily chodzi z Syriuszem!
Ciarki mnie przeszły, gdy zobaczyłam reakcję Severusa. Był tak wściekły, przerażony, nieszczęśliwy, skołowany i zszokowany zarazem, że się aż zachłysnęłam. Ścisnął butelkę tak mocno, że aż się rozpadła w jego dłoni, oblewając go resztką płynu i mieszając się z krwią. Syknął jadowicie, wstał i wypadł z pubu jak burza. Super.
Chcąc nie chcąc flegmatycznie udałam się za nim, po tym, jak skończyłam piwo.
Na zewnątrz było tak jasno, że z początku zamknęłam oczy i stałam tak trochę. Potem udałam się do bardziej ustronnego miejsca, czyli między drzewa pobliskiego lasu, który chyba łączył się z Zakazanym Lasem.
Usiadłam sobie pod jednym z drzew, zastanawiając się nad tym wszystkim. Dziwnie się czuję, taka samotna. Prawie, jak rok temu na jesień, gdy Lily i ja tak się nie przyjaźniłyśmy. Teraz zostawiła mnie dla Syriusza. Dobrze, że przynajmniej się nie miętoszą publicznie, czułabym się bardzo zażenowana!
Najbardziej szkoda mi chyba Jamesa. Jego najlepszy przyjaciel! Poczułam do Syriusza silną wrogość. Zupełnie bez sensu, tak ich podzieliła laska…
-O! Patrzcie, patrzcie, kogo widzą me oczy! Gryfonka na odludziu!- usłyszałam nieco wrzaskliwy, dziewczęcy głosik.
Uchyliłam powieki i dostrzegłam sylwetkę Bellatriks Black. Jej usta wygięły się w ohydnym uśmiechu, a oczy, podobne z wyrazu do Syriuszowych, błyszczały dziko. Celowała we mnie różdżką. Zanim zdążyłam się zorientować, co to oznacza, Black krzyknęła:
-Locomotor mortis!
Zaklęcie skleiło moje nogi, a ja czułam się, jak robak. Próbując utrzymać równowagę, przewróciłam się na bok i stoczyłam nieco z łagodnej skarpy. Najbardziej upokarzający był jednak śmiech Bellatriks, która już podnosiła różdżkę, by dalej się mną bawić. Błyskawicznie sięgnęłam do kieszeni i pomyślałam „Impedimenta!”, celując różaną różdżką w przeciwniczkę.
Ruchy Bellatriks spowolniły się ze sto razy, a ja w tym czasie mruknęłam „Finite” i nogawki moich jasnych dżinsów dzwonów były już odseparowane.
Bellatriks odzyskiwała sprawność, ja w tym czasie gramoliłam się z ziemi. Ledwo to uczyniłam, usłyszałam jej wściekły pisk:
-Reductio!
Czerwony strumień zaklęcia rozwalającego pomknął ku mnie. W ostatnim momencie rzuciłam się na ziemię w bok, a omszały głaz za mną rozłupał się z hukiem na mnóstwo kamieni. Kilka uderzyło mnie w plecy, ramiona i nogi a jeden z nich niebezpiecznie świsnął tuż przy moim uchu.
-Relashio!- krzyknęłam rozpaczliwie w jej stronę zza drzewa.
Tego się nie spodziewała. Wrzasnęła krótko i odrzuciło ją kilka kroków dalej. Wstałam wolno, cała obolała, myśląc, że to już koniec. Ale się myliłam
-Aculeus!
Fioletowy promień pomknął w moją stronę zza jakiegoś kasztanowca i ugodził prosto w przedramię.
-Auu!!!- jęknęłam i mocno je ścisnęłam, w oczach miałam łzy bólu. Zaklęcie żądlące pozostawiło czerwony ślad i obrzęk.
-Petrificus totalus!- jęknęłam w jej stronę, ale z powodu zamroczenia bólem nie wycelowałam zbyt dobrze, toteż trafiłam w drzewo obok.
-Masz zeza?- zaśmiewała się z mojego cierpienia- Oświetlę ci nieco widok…
Po czym krzyknęła piskliwie „Incentio!”. Płomień ognia, pochłaniają po drodze pnie drzew, popędził w moją stronę…
-Aguamenti!
Strumień wody zderzył się w locie z jej buchającym ogniem. Straszliwy huk wypełnił powietrze. Dwa żywioły walczyły jeszcze trochę, produkując całe masy pary, potem woda całkowicie zalała płomień. Zza gęstej pary widziałam Bellatriks tyle, co gwiazdy na niebie. Zaległa cisza…
Jakieś złowrogie zaklęcie śmignęło w moją stronę, przedzierając się przez kurtynę pary. Trafiło mnie w brzuch i krzyknęłam, osuwając się na kolana. Straszliwie zapiekło, a na kraciastej koszuli wykwitły purpurowe plamy krwi… Namacałam potężne rozcięcie przez prawie całą talię. Widocznie Black musiała użyć Sectumsempry.
Para rozwiała się, a ja rzuciłam w stronę Bellatriks „Expelliarmus!”, jednak natychmiast je odbiła.
-Incarcerus!- machnęła różdżką.
Liny oplotły ciasno mój tors, a Black zbliżała się z okrutną miną coraz bardziej…
„Levicorpus!” wrzasnęłam w myśli, celując z trudem w jej stronę.
Przekonana o mojej nieszkodliwości Bellatriks wydała zduszony krzyk i poderwało ją do góry nogami. Tym razem ja pomyślałam „Diffindo”, przekręcając różdżkę do góry, by móc przeciąć liny.
Ledwo opadł ostatni splot, gdy usłyszałam dziki wrzask:
-Eicerus!
Nie spodziewałam się, że Bellatriks jest w stanie wykonać jakikolwiek ruch. Jakaś potworna siła, której nie mogłam się przeciwstawić, poderwała mnie do góry i rzuciła o jakiś pień kilka łokci nad ziemią. Kątem oka dostrzegłam, że Black stoi z powrotem na ziemi i celuje we mnie, miotając o wszystkie pobliskie powierzchnie. Tego samego użyli kiedyś Huncwoci na Sevie. Moje ciało bezwładnie obijało się o wszytko naokoło, a ja czułam potworny ból i smak krwi w ustach. Szaleńczy śmiech Black mącił ciszę. Bawiła się doskonale…
-Drętwota!
Śmiech ustał, bezwład ciała również. Zatrzymałam się na wysokości piętra i runęłam w dół. Usłyszałam tupot nóg.
-Meg!
Dostrzegłam nad sobą dwie przerażone twarze. Syriusz i Lily.
-Wszystko gra?- spytała Lily.
Usiadłam obolała na ściółce krztusząc się krwią.
-Idziemy do szpitala.- zadecydował Syriusz
-Nie.- zaprzeczyłam stanowczo.- Nic mi nie jest.
-Co ty! Możesz mieć jakiś wylew.
-Nie… ja tylko trochę się poturbowałam…
-A co to jest?
Wskazał na moje przedramię, które wciąż piekło. Tkwiły na nim bąble, efekt zaklęcia żądlącego.
-Nic…
-Polecę po jakiegoś nauczyciela, nie ujdzie jej to płazem…
Lily pobiegła do wioski.
-Co wyście robiły?- spytał Syriusz, zerkając na sztywną Bellatriks
-Walczyłyśmy.- odparłam wymijająco.
-Ale czemu?
-Nie wiem. Spytaj swojej kuzynki, to ona zaczęła.
-Dobrze, że przechodziliśmy obok…
-Na romantycznym spacerku- rzuciłam kąśliwie, nie wiem, czemu.
Syriusz posłał mi spojrzenie wściekłego byka
-Szukałam cię.
-Czemu?
-Musimy chyba pogadać!
Spojrzał na mnie zaintrygowany.
-Dlaczego chodzisz z Lily?- spytałam wprost
Zmarszczył czoło, po czym mruknął sarkastycznie:
-Zazdrosna jesteś?
-Już prędzej o Lily!- odcięłam się z furią- Po prostu, się pytam. List miłosny jest do ciebie nie podobny. Zresztą, ciebie nigdy do niej nie ciągnęło.
-Może to się zmieniło?
-Ojeja, nie oszukujmy się. Syriuszu, dlaczego to zrobiłeś Jamesowi? Powiedz, bo mi to wszystko nie daje spokoju!
Syriusz zawahał się
-Kiedyś założyłem się z Jamesem, że wyślę jej ten list miłosny… Oczywiście, ten mi nie wierzył, ale gdy się dowiedział, to bardzo się wkurzył… Kłóciliśmy się kilka dni. Zwykła zgrywka, stąd ten list miłosny.
-No dobra, a potem? Jak to się w ogóle mogło stać, że wy jesteście razem?
-Tak jakoś wyszło.- wzruszył ramionami- Lily jest bardzo miła i w ogóle… Fajnie z nią się rozmawia i spędza czas. Ale oboje chyba czujemy, że to nie jest to. Podejrzewam, że ona robi to, by odegrać się na Smarkerusie. Normalnie to by się chyba nie zgodziła, no nie?
Kiwnęłam głową.
-Czyli nie planujesz z nią długiego, szczęśliwego żywota?
-Raczej nie- parsknął- Ona też chyba tego tak nie widzi. Ale miło z nią pogadać. Rozumiem Jamesa, że ją kocha, można się zakochać w Lily. Ale ja nie jestem w niej zakochany.
-Właśnie, a co z Rogasiem?
Syriusz zrobił nieco zakłopotaną minę.
-Gdy kiedyś się rozejdziemy, znowu będzie szczęśliwy…
-Ale nie mówiłeś mu, że nie traktujecie tego poważnie?!
-No nie… Ale i tak by się nie dało, z początku próbował mnie zabić, gdy miałem nieszczęście na niego wdepnąć na korytarzu…
-Nie dziwię się…
-Przynajmniej wykonał kilka świadczących o tym działań, zdradzających jego intencje. Ledwo się stamtąd odczołgałem.
-Auu, moje plecy…
-Czekaj, daj zobaczyć…
-Nie, już idzie Slughorn ze swoją pupilką. Zresztą, co by powiedziała twoja dziewczyna widząc, że obmacujesz plecy jakiejś laski?- nie omieszkałam mu nieco podokuczać.
Zanim Syriusz wykombinował stosowną ripostę, już przybyli tamci. Zostałam dostarczona do skrzydła szpitalnego przez nieco urażonego Czarnego, a Bellatriks zajął się jej opiekun.
Tak zakończył się ostatni, napięty tydzień szkoły. Wszyscy mieli już niewiarygodny luz i tylko obijali się na dworzu nad jeziorem. Nie mogłam uwierzyć w to, że dobiegł końca drugi już rok w Hogwarcie. Jeszcze drugie tyle i będę miała szkołę z głowy.
Te wakacje będą na pewno ciekawe, bo będziemy na Mistrzostwach Świata w Quiddichu. Ojcowie Syriusza i Jamesa to załatwili. Nawet Lily pojedzie!
Na początku czerwca rozegrał się ostatni mecz. Ravenclaw przeciw Slytherinowi. Wygrali Krukoni, co oznaczało, że Gryfoni zdobyli Puchar. Oczywiście, nikogo to nie zaskoczyło, odkąd James jest naszym szukającym, nikogo to nie dziwi.
-Bardzo się cieszę, że tam będziemy! To dopiero będzie mecz!- szczebiotałam radośnie do Lily.
-Ty wiesz, że jadę tam tylko dla ciebie?- mruknęła, wyjmując nogi z wody, w której je trzymała- Przecież wiesz, że mam alergię na Pottera.
-O rany, ale Mistrzostwa są raz na sześć lat! To jedyna taka okazja! Następne będą dopiero w osiemdziesiątym drugim, skąd wiesz, że będziesz mogła na nich być?
-Masz rację!- zaśmiała się- Pewnie będę siedzieć w ciepłej chatce i obrabiać męża i dzieci. Gotować, sprzątać…
-No właśnie! Ciesz się chwilą, Liluś! Poza tym, będzie z nami twój chłopak, na którego z kolei ja mam alergię… Co prawda, nieco mniejszą. Ale może być tak romantycznie!- trąciłam ją w bok, unosząc sarkastycznie brewki w górę i w dół.
-Mój BYŁY chłopak.- poprawiła mnie.
-Ach!- zawołałam teatralnie- Wiedziałam, że tego długo nie pociągniecie! Czyli Syriusz jest już wolny? Niech rozwiesi tą informację w całej szkole, fanki zdejmą czarne wstążki z włosów i inne symbole żałoby…
-Aleś ty cyniczna!- pokręciła głową z rozbawieniem, wstała z trawy i ruszyła w stronę zamku, a ja za nią
-A ja już myślałam, że będziecie razem wychowywać gromadkę dzieciaczków!- powiedziałam z radosną ironią.
-Myliłaś się! Ale wydaje mi się, że ci ulżyło, co?- uniosła z podejrzliwym sarkazmem brew.
-No! Ja przecież jestem jego Fanką Numer Jeden!- zażartowałam.
Droczyłyśmy się jeszcze jakiś czas, dopóki nie dostrzegłam samotnej figurki, stojącej prawie w wodzie.
-Poczekaj… Albo nie, idź na lunch sama, dobra?
I nie patrząc na Lily popędziłam w stronę postaci.
Severus Snape stał po kostki na płyciźnie i wlepił wzrok w dalekie góry.
-Hej… Co tak stoisz samotnie?- spytałam z troską.
-Nic. Zastanawiam się, czy śmierć przez utopienie jest taka straszliwa, na jaką wygląda.
Położyłam mu dłoń na ramieniu. Spojrzał na mnie i westchnął.
-Mam dość tego wszystkiego. Całe życie już nie ma sensu.
-Może Lily zmięknie przez wakacje? Przecież mieszkacie blisko. Staraj się, przepraszaj ją, udowadniaj, że to była pomyłka…
-Nie, to nic nie da. Rozmawiałem z nią pod portretem Grubej Damy, ona nie chce mnie znać. Od pewnego czasu już to narastało, zwłaszcza, że zajmowałem się bardziej kumplami śmierciożercami, niż nią… Wiesz, oni nieustannie używają takich słów jak „szlama”, obsłuchałem się z tym, i mi się wyrwało…
-Powiem jej o tym, obiecuję. Musimy coś zrobić, by Lily to wszystko zrozumiała, ona nie może tak niszczyć tej przyjaźni…- mówiłam, jednocześnie czując, że mogłabym się nawet zgodzić na to, by byli razem, byleby Sev był szczęśliwy. Przecież na tym mi najbardziej zależy, na jego szczęściu.
Tak mocno go kocham…
Spojrzał na mnie z wdzięcznością i objął mnie delikatnie w pasie jedną ręką, by to okazać. Uśmiechnęłam się do niego smutno.
-Chodźmy do szkoły, jestem trochę głodny…
I wciąż mnie obejmując w pasie ruszył do przodu i razem przemierzaliśmy skąpane w słońcu południowego blasku błonia…